Czas
na kąpiel!
Czyli
z wizytą w pałacowej łazience
W tym roku (2025r.) miałam bardzo udaną majówkę. Otóż spędzałam ją u moich Przyjaciół - Sylwii i Darka w Sosnowcu. Na weekend mieliśmy zaplanowane do odwiedzenia cztery absolutnie fantastyczne miejsca, po dwa na każdy dzień. I dziś pokażę Wam pierwsze z nich. A zaczniemy od...kąpieli ;)
Zawsze powtarzałam, że coś jest nie tak, kiedy w czasie wolnym trzeba wstać wcześniej, niż normalnie. A trzeba Wam wiedzieć, że kocham rano spać. Z łóżka może mnie wyrwać jedynie trzęsienie ziemi lub... odjazd pociągu do Sosnowca. I tak też było tym razem. Odjazd zaplanowany był o nieprzyzwoitej porze, żeby móc o 11.00 stawić się u wrót pewnego pałacu, do którego Sylwia załatwiła nam wejściówki. Nie było rady, musiałam zwlec swoje zmęczone członki z wyrka i pędzić na dworzec. Przed 9.00 już wcinałam śniadanie przy stole w domu moich Przyjaciół. I zebraliśmy się do wyjścia.
Daleko nie mieliśmy, gdyż rzeczony pałac znajduje się w Sosnowcu. A jest nim Pałac Dietla. Na co dzień zamknięty dla postronnych oczu, dostępny tylko w pierwsze soboty miesiąca, pod warunkiem, że nie odbywają się imprezy na zamówienie oraz w środy o 11.00. Akurat środek tygodnia nie bardzo pasuje ludziom pracującym, więc naturalną koleją rzeczy była sobota. A jak sobota i do tego majówka, to wiadomo, ludzi od groma. Tym bardziej zastanawialiśmy się nad zdziwieniem Pana oprowadzającego, że przyszło tyle narodu. A my dziwiliśmy się tym godzinom otwarcia. A musicie wiedzieć, że przybytek ten jest bogaty w historię i wystrój. No i ma to "coś", czego nawet Wersal nie posiadał ;)
Mamy rok 1878. Na dzisiejszych ziemiach sosnowieckich panuje zabór rosyjski. Car zaprasza tu przemysłowca pochodzącego z Saksonii, Henryka Dietla (1838-1911), by ten założył przędzalnię wełny czesankowej. (Swoją drogą, używaną przeze mnie do zabawy z filcem ;)) Rozpoczyna się budowa zakładów fabrycznych, nowych miejsc pracy dla ludzi z okolic. Jednocześnie właściciel musi mieć gdzie żyć, spać i jeść, więc wraz z fabryką powstaje budowa domu dla jego rodziny. A właściwie przebudowa istniejącego już domu. Z niewielkiego budynku mieszkalnego powstaje piętrowy z dobudowaną bryłą pałacu. A w niej, dwukondygnacyjna sala balowa! Jednak to, co obecnie można zobaczyć to efekt przeróbek z końca XIX i początku XX w. Neorenesansowy pałac został neobarokowym z elementami neorokokowymi. Wygląd zewnętrzy został ujednolicony, za to wnętrza... to istny przekrój epok, stylów i fantazji gospodarzy.

Fortuna Dietlów powiększała się stale, dzięki ciągłym zamówieniom zaborcy na mundury dla armii i trwało to aż do czasów międzywojnia. Rozbudowano budynki fabryczne, a także te służące społeczeństwu Sosnowca. To wtedy powstał także czerwony kościół ewangelicki.

Aż przyszedł wielki światowy kryzys i fabryka zaczęła przynosić straty. W celu uratowania majątku, gospodarze zastawili budynki a także pałac, biorąc ogromny kredyt w złocie. Niestety nadeszła II wojna światowa, która zmusiła rodzinę Dietlów do pozostawienia swego zastawionego domu i opuszczenia Sosnowca. Dług nie został spłacony, więc pałac przeszedł w ręce Skarbu Państwa. Wówczas nastąpił powolny upadek całego założenia. Pałac niszczał, pozbawiony gospodarzy, pozostawiony majątek rozkradziono, a brak napraw i szkody górnicze dopełniały reszty upadku. Na nic zdało się umieszczenie w pałacu Szkoły Muzycznej. Pałac nieuchronnie popadał w zapomnienie, a kolejnych właścicieli nie było widać. Aż do czasu, kiedy na scenie pojawili się Ewa i Stanisław Jerzy Kulisiowie. To właśnie przedsiębiorcy z Krakowa i Krynicy Zdrój wzięli sprawy we własne ręce i dzięki ich uporowi, pieniądzom i niewielkiej pomocy ze strony władz, dziś można zobaczyć świat z dawnych lat. Gruntowny remont, rewitalizacja obiektu zaczęła się w 1998 roku. Do dziś jednak w opłakanym stanie jest tylko teren wokół pałacu. Ale tu już wchodzą sprawy przekazywania włości przez miasto itp. Wierzę, że niedługo i z tym sobie właściciele poradzą.
Wnętrza pałacu nas zachwyciły. Nie chodzi o przepych, złocenia itp., ale o fakt, że chodziliśmy po pomieszczeniach, które były przecież centrum życia rodzinnego. I to, co my dziś uważamy za rzecz codziennego użytku, dawnej było skokiem technologii. I gdy my dziś otaczamy się przedmiotami "z sieciówki", to w tym przypadku mamy do czynienia z rzeczami rękodzielniczymi, czasami nawet sprowadzanymi z zagranicy. Były przedmiotami przywiezionymi z dalekich podróży lub darem osób wysokopostawionych.
Pierwsze pomieszczenie, które jest nam zaprezentowane to wielka, dwukondygnacyjna sala balowa. Niestety tłum ludzi trochę utrudnia zrobienie zdjęcia czy też poczucie wielkości sali. Ale wyobrażałam sobie wtedy, że to zaproszeni goście zebrali się w niej na wieczorne balety ;) Sporo wyposażenia tego pomieszczenia zachowało się i teraz może być zaprezentowane.
Podczas, gdy każdy zachwyca się ścianami i sufitem, warto spojrzeć pod nogi. Parkiet zawiera gwiaździstą rozetę wpisaną w dwa koła. Ułożenie takiego wzoru wymagało niezłej precyzji.

Kolejne pomieszczenie dosyć małe (jak na pałacowe salony) i powiedzielibyśmy dość zagracone. Salonik, którego nie powstydziłby się nawet Wersal. Umieszczone na przeciwko siebie kryształowe lustra dają złudzenie optyczne dużej przestrzeni. Jednak wzrok przyciąga porcelanowy żyrandol z aniołkami.

Kolejne pomieszczenie całe w drewnie, nieco mroczne, ale za to z ładnymi witrażami w oknach. To pokój fajkowy. I jak sama nazwa wskazuje, pokój służył panu domu do odpoczynku po obiedzie lub luźnych spotkań z gośćmi przy fajce. Tu najbardziej zwraca uwagę sztukateria. Snycerka jest bardzo drobiazgowa i na wysokim poziomie. Najstarsze części wyposażenia pochodzą z 1898 roku.
Ciężkość jednego pomieszczenia sprawia, że oczekuje się, iż w tym samym stylu będzie następne. Tym bardziej zaskakuje sypialnia gospodarzy, która jest dość jasna i generalnie bardzo skromna.


Prostota sypialni jest w kontrze do kolejnego pomieszczenia. Po wejściu do niego człowiek przeżywa szok. I nie, nie jest to salon reprezentacyjny, ani sala myśliwska. Nic z tych rzeczy. To cel naszego przybycia tutaj. To pomieszczenie, o którym mogli pomarzyć sobie tylko zamożni. To pomieszczenie, które mam wrażenie, że ma wielkość mojego całego mieszkania, wliczając w to nawet piwnicę. A jednak ma jedynie 27 metrów kwadratowych. To pomieszczenie, które jest... barokowym pokojem kąpielowym. Czy można zachwycić się łazienką? Tak. Czy można sobie strzelać fotki w łazience razem z przyjaciółką? Tak. Czy w łazience jednocześnie mnóstwo osób może trwać w zachwycie? Tak. Macie trzy odpowiedzi, dlaczego warto wybrać się do Sosnowca. Dla łazienki. Po prostu ;) Sami przyznajcie, czy nie kąpano się tu w królewskim stylu?


I jeśli myślałam, że łazienka jest najładniejszym i najbardziej zaskakującym pomieszczeniem, miałam rację. Ale nie wiedziałam, że przechodząc przez mniej urodziwy pokój, zobaczę równie fascynującą jadalnię.
Ale zanim tam doszliśmy, po drodze był jeszcze jeden pokój, tym razem utrzymany w stylu secesyjnym. Na początku XX w. był to nowy nurt w architekturze, cechujący się falistymi liniami i roślinnymi ornamentami.
Jadalnia zwana jest holenderską. Tu zachowało się prawie kompletne wyposażenie i wystrój w stylu barokowym, w tym, najbardziej okazałe dwa kredensy z kręconymi kolumnami. W szafkach których, wystają maszkarony. W jednej z tych szafek ukryta jest winda towarowa, która była połączona z kuchnią pałacową, znajdującą się na dole. Pachnące i gorące posiłki wjeżdżały tu prosto na stół biesiadników, bo zanim służba doniosłaby je po schodach, zdążyłyby ostygnąć. A dlaczego jadalnia zwana była holenderską? Od malowideł ściennych w stylu malarstwa holenderskiego, w którym dominują wiatraki, morze, statki, łódki, pola, rozlewiska rzek itp. To bardzo reprezentacyjne pomieszczenie, w którym do dziś można urządzić okolicznościowe przyjęcie czy bankiet.

Nie mniej jednak mamy piękny zabytek w środku miasta. A wszystko to dzięki mrówczej pracy wielu konserwatorów, bo wyobraźcie sobie, ile pracy musieli włożyć wszyscy, by odtworzyć parkiety, boazerie, wszystkie sztukaterie, żyrandole, piece czy panele dekoracyjne. Renowacja mebli, naprawy dachu, popękanych ścian, udrożniania rynien, zdobień i ogrodzeń - wieloletnia i wielogodzinna praca wielu zespołów ludzi. Ale dzięki temu wysiłkowi Pałac Dietla stał się centrum kulturalnym, artystycznym, a także biznesowym, ponieważ często wykorzystywany jest na spotkania firmowe, bankiety, konferencje, zjazdy czy sympozja. Również stanowi plener do nagrywanych filmów.
Wciąż jednak zastanawiają mnie te godziny odwiedzin. Tak, jakby nie chciano, by pojedynczy turysta pałętał się po obiekcie. A przecież taki pojedynczy turysta, to np. ja, która jeżdżę po kraju i polecam takie perełki do odwiedzin. Bo nigdy nie wiesz, komu drzwi otwierasz. (I nie, pałac nie zapłacił mi za reklamę, nie było takiej umowy ;)) Mimo to, zaplanujcie sobie wejście, jeśli będziecie w Sosnowcu. Bo warto! Nawet, jeśli wraz z Wami wejdą tłumy innych odwiedzających. Choć przyznaję, że wejścia mogłyby być trochę bardziej okrojone co do liczebności, ale w większej ilości godzin dostępne.
Cieszę się, że mogłam zobaczyć piękny kawałek historii z moimi Przyjaciółmi. I Wam też polecam.