LUBLIN
– MAJÓWKA 2014r
CZ. I
: SKANSEN WSI LUBELSKIEJ
Czy Lublin
da się lubić? Wraz z Tusią postanowiłyśmy to sprawdzić. Wczesnym rankiem
wyruszyłyśmy w kierunku tego miasta. Marta dzielnie walczyła z sennością, ja
wracałam wspomnieniami do pierwszej mojej wizyty w Lublinie. Wtedy tylko
wpadłam „na chwilę”, zjadłam pyszną pizzę i już wracałam do Warszawy. Wracałam
z wesela, więc raczej zwiedzaniem nie zawracałam sobie głowy. Tym razem
miałyśmy niecałe 7 godzin, by choć w małym stopniu poczuć atmosferę miasta.
Oczywiście
los bywa albo ślepy, albo złośliwy. Zeszła majówka upłynęła nam pod znakiem
deszczu, w tym roku dołożyłyśmy jeszcze wiatr. Zmarznięte poszłyśmy na
przystanek autobusowy, by dostać się na obrzeża Lublina. Na pierwszy rzut
wzięłyśmy pod lupę SKANSEN WSI
LUBELSKIEJ. Choć w nazwie występuje słowo „wieś”, to skansen kryje w
sobie również miasteczko. Ale o tym potem.
W skansenie. Foto: Marta
W skansenie. Foto: Marta
***
Jakieś 40
lat temu powstało Muzeum Wsi Lubelskiej, jako jedno z największych w Polsce
muzeów na otwartym powietrzu. Jego zadaniem było ukazanie budownictwa
charakterystycznego dla Lubelszczyzny a także nawiązania do tradycji, ludzi i
ich życia.
By zrealizować pomysł stworzenia takiego skansenu, wielu ludzi
musiało odbyć niezliczoną ilość wycieczek, by zebrać dokumentację archeologiczną,
etnograficzną i historyczną. Potem zaczęto gromadzenie eksponatów. Część z nich
to obiekty przeniesione z terenu, część to rekonstrukcja na podstawie zdjęć
archiwalnych oraz tych, które nadal stają tam, gdzie je postawiono.
Przedstawiają one przekrój przez różnorodność zarówno w konstrukcji budynków,
materiałów, z których zostały zrobione, jak też funkcji, jakie pełniły.
***
Weszłyśmy z
Martą na teren skansenu. Wejście i kasy znajdują się w nieistniejącym naprawdę,
lecz w swej architekturze, wzorowanym na stylowym, budynku z Kazimierza
Dolnego. Prawdopodobnie wybudowano go na przełomie XVII i XVIIIw.
Ścieżka
między drzewami wyprowadziła nas na Wyżynę Lubelską. Wśród zielonego jeszcze
zboża, pierwszy obiekt z jakim się zapoznałyśmy to WIATRAK Z ZYGMUNTOWA. To wiatrak typu
holenderskiego i jest to pierwszy obiekt przeniesiony do muzeum i udostępniony
do zwiedzania turystom. Tu mielono mąkę żytnią oraz śrutę jęczmienną i owsianą
na paszę. Produkowano też kaszę. Wiatrak działał na pełnych obrotach przez cały
rok.
Wnętrze wiatraka
Wiatrak Holender
Kolejnym
obiektem, do którego zajrzałyśmy była KUŹNIA Z URZĘDOWA.
Została ona zbudowana w 1915r. To drewniany budynek o konstrukcji węglowej z
dachem pokrytym dartymi deskami osikowymi, tzw. „dranicami”. Jako budulec
posłużyły deski pochodzące z umocnień okopów żołnierskich jeszcze z I wojny
światowej. W podcieniu kuźni, która to była elementem charakterystycznym dla
kuźni z XIXw. i początku XXw., podkuwano konie. Oprócz tego wykonywano tu
naprawy sprzętu rolniczego, ozdobne okucia, cmentarne krzyże itp.
Tuż przed
kuźnią przeszłyśmy obok KAPLICZKI
Z KOLANÓWKI z 1979r. To kopia wykonanej na początku XXw. Z kapliczki
wygląda figura Chrystusa Frasobliwego, będąca również kopią figury, pochodzącej
z 1900r.
Kapliczka z Kolanówki. Foto: Marta
Kapliczka z Kolanówki. Foto: Marta
Już z daleka
Tusia dojrzała zdjęcie króliczka na ogrodzeniu. Idąc wzdłuż parkanu, doszłyśmy
do ZAGRODY Z URZĘDOWA.
Chałupa została zbudowana w 1784r dla pradziadka ostatniego właściciela obiektu
i reprezentuje przykład zamożnego mieszkania.
Składa się z dużej izby, komory,
sieni i… drugiej izby, zwanej izdebką. W dużej izbie znajduje się kuchnia z
paleniskiem zamkniętym blachą z fajerkami oraz piec chlebowy. W izdebce palono
na otwartym palenisku.
Izba duża. Pod sufitem ustawione do suszenia garnki, świadczą o zajęciu gospodarzy. Charakterystycznym elementem każdego domu są święte obrazki na ścianach.
Do chałupy przylega mały okólnik, gdzie trzymano trzodę
chlewną, drewno na opał oraz narzędzia. To tu wyjaśniło się zdjęcie królika na
płocie, bowiem w małym okólniku mieszkały urocze króliki.
Zagroda posiada też
duży okólnik, a więc stodoły, stajnie, chlewy, obory a także wozownię. Rzecz,
która absolutnie rzuca się w oczy, to fakt, że wszystkie obiekty w tej
zagrodzie kryte są słomą.
Pora była
pójść dalej. Zajrzałyśmy ,więc do następnego domostwa, a była to ZAGRODA Z ŻABNA.
Płotek z żerdzi, biało kwitnące na wiosnę drzewko oraz ogródek
kwiatowo-warzywny, tworzyły sielski obrazek.
Sama chałupa została zbudowana w
1895r. Posiada ganek, element charakterystyczny z końcem XIXw., który był
budowany na wzór dworski i małomiasteczkowy. Wewnątrz znajduje się izba i
komora przedzielone sienią. W izbie dominuje warsztat tkacki, co wskazuje na
zajęcie gospodarzy.
Do zagrody przylega także okólnik, a wiec obora, stajnia
itp. Tym razem stanowi miejsce do wyeksponowania narzędzi i maszyn przydatnych
w gospodarstwie.
Widok na budynki gospodarcze w części miasteczka - ulicy Stodolnej
Przeszłyśmy
obok STUDNI Z BŁAŻKA,
gdzie urzędował kogut ze swym haremem. Studnia zbudowana została ok. 1870-1890r
i reprezentuje typ studni kołowrotowej z kołem „deptanym”. Służyła wielu
rodzinom zarówno jako wodopój do potrzeb domowych, jak i w celu pojenia
zwierząt.
Od studni
już tylko dwa kroki dzieliły nas od ZAGRODY
Z NIEMIEC, czyli zespołu chałupy z murowaną piwnicą, budynkami
gospodarczymi i kurnikiem. Nazwa miejscowości nie wiąże się z naszym zachodnim
sąsiadem, państwem niemieckim, lecz ze wsią Niemce, gdzie zbudowano w 1890r
chałupę.
Domostwo składa się z izby, alkierza, sieni i komory. Stanowi przykład
czterownętrznego, drewnianego domu, konstrukcji węgłowej z dachem krytym słomą.
W izbie znajduje się kuchnia z krytym paleniskiem, od której przewodami leciało
ciepłe powietrze, ogrzewające alkierz. W chałupie tej ciekawostką jest to, że
piec chlebowy znajduje się w komorze z dostępem od sieni i nie jest połączony z
kuchnią. Atrakcją były tu też ciekawe gęsi oraz prześliczne kózki.
Gęsi
Urocze kózki i koziołki
Tuż obok
zajrzałyśmy też z Martą do ZAGRODY
Z ŻUKOWA, typowej zagrody występującej na Wyżynie
Lubelskiej.
Tu chałupa, zbudowana w końcu XVIIIw. mieści izbę i komorę z sienią
po środku. Przy kuchni jest piec chlebowy a sienia pełni funkcję wędzarni. W
izbie rzucają się w oczy bibułkowe ozdoby, a także dekoracje ze słomy. O tym,
że gospodarze mieli artystyczne dusze, może świadczyć fakt, że zgromadzili
sprzęty muzyczne. A przed domem ogródek kwiatowo-warzywny. Wsi spokojna, wsi
wesoła…
Izba Zagrody z Żukowa. Obok łóżka stoi mniejsze, które zajmowało nieco starsze dziecko
Będąc w
skansenie, nie sposób pominąć najstarszego obiektu w sektorze Wyżyny
Lubelskiej. To CHAŁUPA Z
TARNOGÓRY.
Na siestrzanie, czyli głównej belce sufitowej, widnieje
wyryty rok 1773.
I jak większość chałup w skansenie, ta również posiada izbę,
sień, komorę z kurnikiem, a w latach późniejszych również alkierz. Ważnym
elementem we wnętrzu jest warsztat szewski.
Obie z Tusią zachwycałyśmy się
kołyskami w chałupach. Każda inna…
***
Ze
spokojnej, sielankowej wsi lubelskiej przeniosłyśmy się do… PROWINCJONALNEGO MIASTECZKA z
lat 30. XXw. Tym samym wkroczyłyśmy w projekt współfinansowany ze środków
Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. To dopiero I etap, ale już teraz
budzi spore zainteresowanie. Muzeum dysponuje ok. 40 obiektami, które będą
dodawane w kolejnych etapach.
Na
Lubelszczyźnie istnieje ok. 120 miejscowości, które niegdyś były miastami.
Większość z nich funkcjonowało w oparciu o prawo magdeburskie. Nakazywało ono
sposób zabudowy, lokalizacji budynków, zasady handlu itp. Ta część skansenu
jest pieczołowicie odtwarzana na podstawie archiwalnych fotografii bądź
budynków istniejących, pozostałych po wojnie w rękach potomków właścicieli.
***
Swą wędrówkę
po miasteczku rozpoczęłyśmy od REMIZY STRAŻACKIEJ Z WILKOWA.
Widok na ulicę Stodolną. Budynek z prawej strony: Remiza Strażacka z Wilkowa, budynek z lewej: Stodoła z Kamionki
Została ona założona w 1888r i należała do najstarszych w powiecie puławskim. Bycie strażakiem, podobnie jak dziś, wiązało się z szacunkiem i było przywilejem. W budynku remizy z Wilkowa urządzona jest ekspozycja pomieszczenia dla strażaków i rekwizyty sprzętu bojowego z lat 30. XXw.
Budynek Straży Ogniowej
Niestety tego dnia remiza była zamknięta i nie dane nam było tego zobaczyć.
Przed drzwiami, którymi wyjeżdżano do pożaru
Podobnie nie można było zajrzeć do RATUSZA Z GŁUSKA. Głusk, małe, prywatne miasteczko pod Lublinem było założone przez ród Głuskich. W 1869r utracił prawa miejskie. W ratuszu w skansenie, inspirowanym tym z Głuska, umieszczono ekspozycję sali posiedzeń Rady Miejskiej, gabinet burmistrza i posterunek policji, który w II Rzeczypospolitej reprezentował władzę państwową. Interwencje nie dotyczyły raczej spraw kryminalnych, lecz tych, związanych z obyczajowością i tych typowo administracyjnych.
Ratusz z Głuska
Widok na ulicę Stodolną. Budynek z prawej strony: Remiza Strażacka z Wilkowa, budynek z lewej: Stodoła z Kamionki
Została ona założona w 1888r i należała do najstarszych w powiecie puławskim. Bycie strażakiem, podobnie jak dziś, wiązało się z szacunkiem i było przywilejem. W budynku remizy z Wilkowa urządzona jest ekspozycja pomieszczenia dla strażaków i rekwizyty sprzętu bojowego z lat 30. XXw.
Budynek Straży Ogniowej
Niestety tego dnia remiza była zamknięta i nie dane nam było tego zobaczyć.
Przed drzwiami, którymi wyjeżdżano do pożaru
Podobnie nie można było zajrzeć do RATUSZA Z GŁUSKA. Głusk, małe, prywatne miasteczko pod Lublinem było założone przez ród Głuskich. W 1869r utracił prawa miejskie. W ratuszu w skansenie, inspirowanym tym z Głuska, umieszczono ekspozycję sali posiedzeń Rady Miejskiej, gabinet burmistrza i posterunek policji, który w II Rzeczypospolitej reprezentował władzę państwową. Interwencje nie dotyczyły raczej spraw kryminalnych, lecz tych, związanych z obyczajowością i tych typowo administracyjnych.
Ratusz z Głuska
Tuż za
remizą znajduje się ARESZT Z SAMOKLĘSK, z
dwoma celami dla kobiet i mężczyzn. Był to budynek, w którym odbywano kary
kilkudniowego pozbawienia wolności za raczej drobne przewinienia, o których
dziś powiedzielibyśmy, że były małej szkodliwości społecznej.
Na pierwszym planie remiza, a budynek z lewej strony to Areszt z Samoklęsk. W panoramie miasteczek prowincjonalnych pojawiły się także słupy telegraficzne i druty telefoniczne
Na pierwszym planie remiza, a budynek z lewej strony to Areszt z Samoklęsk. W panoramie miasteczek prowincjonalnych pojawiły się także słupy telegraficzne i druty telefoniczne
A przed
remizą znajduje się SZKOŁA Z BOBROWNIK, obok której przeszłyśmy dość
obojętnie, zwłaszcza, że obiekt był także zamknięty. Ale warto tu podkreślić,
że w czasach II Rzeczypospolitej większość miasteczek posiadała siedmioklasową
szkołę powszechną.
Miałyśmy z
Martą majówkę, więc zamiast do szkoły, wybrałyśmy RESTAURACJĘ Z ZEMBORZYC. Podstawową działalnością lokalu w okresie
międzywojnia była sprzedaż trunków, na które właściciele posiadali koncesję
oraz od 1937r produkcja i sprzedaż lodów, które sprzedawali na dużej werandzie.
Tym razem lodów nie było, zresztą na samą myśl o lodach, robiło nam się jeszcze
zimniej.
Restauracja z Zemborzyc
Weranda, na której sprzedawano lody
Restauracja z Zemborzyc
Weranda, na której sprzedawano lody
Przeszłyśmy
więc, do budynków, które tego dnia były otwarte. A były to ciekawe DOMY Z SIEDLISZCZA. W pierwszym, DOMU LIBHABERÓW,
zajrzałyśmy na pocztę. Agencja pocztowa z ok. 1938r odtworzona została w domu
Hersza Libhabera. Zazwyczaj takie urzędy były zlokalizowane w prywatnych
domach.
Poczta w Domu Libhaberów
Wnętrze okienka pocztowego
Poczta w Domu Libhaberów
Wnętrze okienka pocztowego
A skąd
żydowskie nazwisko? Ano stąd, że ludność żydowska w II Rzeczypospolitej to
blisko połowa mieszkańców miasteczek Lubelszczyzny. Żydzi żyli tu według swoich reguł, praw i religii. Żyli obok chrześcijan. Ich
tragiczny los w czasie II wojny światowej został brutalnie przerwany, a klimat
miasteczek, który tworzyli, przestał istnieć.
W tym samym
domu Libhaberów, zajrzałyśmy z Tusią do mieszkania Moszka Klajnera z Uchań z
1939r.
Wnętrze mieszkania Moszka Klajnera. Po środku stoi maszyna do szycia, kultowy Singer
Potem zerknęłyśmy do fryzjera – Jankiela Struzera z Dubienki z ok. 1939r.
Szyld fryzjera
Fryzjerzy zarówno polscy jak i żydowscy czekali na klienta na progach swych zakładów lub też udawali się do domów klientów. Najczęściej mężczyźni golili się, kobiety układały swe fryzury w domach, dzieci płci męskiej, ze względów higienicznych, były strzyżone na łyso.
Zakład fryzjerski
Tabliczka może wzbudzić śmiech, ale w rzeczywistości ostrzegała przed pluciem jako źródłem gruźlicy Foto: Marta
Wnętrze mieszkania Moszka Klajnera. Po środku stoi maszyna do szycia, kultowy Singer
Potem zerknęłyśmy do fryzjera – Jankiela Struzera z Dubienki z ok. 1939r.
Szyld fryzjera
Fryzjerzy zarówno polscy jak i żydowscy czekali na klienta na progach swych zakładów lub też udawali się do domów klientów. Najczęściej mężczyźni golili się, kobiety układały swe fryzury w domach, dzieci płci męskiej, ze względów higienicznych, były strzyżone na łyso.
Zakład fryzjerski
Tabliczka może wzbudzić śmiech, ale w rzeczywistości ostrzegała przed pluciem jako źródłem gruźlicy Foto: Marta
Tym, co
wzbudziło spore zainteresowanie i ożywienie wśród odwiedzających skansen, był DOM JAWORSKICH. Tu zlokalizowano różne lokale usługowe. I tak,
zajrzałyśmy do piwiarni Adama (ojca) i Edwarda (syna) Jaworskich w Siedliszczu.
Szyld Szynku Zakąsek :)
Piwiarnia to kolejny postęp. Ze zwykłej karczmy przeradza się w restaurację, piwiarnię czy szynk, a obecnie modny pub. Właściciele przeważnie sami wyrabiali wędliny.
Przed piwiarnią
W piwiarni Jaworskich serwowano piwo na trzy sposoby: beczkowe, butelkowe oraz w beczułkach, zwanych wiadrówkami, stawianymi przy stoliku do dyspozycji gości. Goście siedzieli w sali bufetowej piwiarni, do której zajrzałyśmy. Akurat leciała piosenka „Umówiłem się z nią na dziewiątą…” Ach, co to były za czasy… Aż chciałoby się napić oranżady.
Pierogi raz! :)
Albo płacisz, albo wyjdź, kredytu nie udziela się :)
Lokal Jaworskich składał się z sali bufetowej, salki konsumpcyjnej oraz „sali dla lepszych gości”, gdzie podawano obiady.
Brakuje tylko wędlin własnego wyrobu na tych hakach
Szyld Szynku Zakąsek :)
Piwiarnia to kolejny postęp. Ze zwykłej karczmy przeradza się w restaurację, piwiarnię czy szynk, a obecnie modny pub. Właściciele przeważnie sami wyrabiali wędliny.
Przed piwiarnią
W piwiarni Jaworskich serwowano piwo na trzy sposoby: beczkowe, butelkowe oraz w beczułkach, zwanych wiadrówkami, stawianymi przy stoliku do dyspozycji gości. Goście siedzieli w sali bufetowej piwiarni, do której zajrzałyśmy. Akurat leciała piosenka „Umówiłem się z nią na dziewiątą…” Ach, co to były za czasy… Aż chciałoby się napić oranżady.
Pierogi raz! :)
Albo płacisz, albo wyjdź, kredytu nie udziela się :)
Lokal Jaworskich składał się z sali bufetowej, salki konsumpcyjnej oraz „sali dla lepszych gości”, gdzie podawano obiady.
Brakuje tylko wędlin własnego wyrobu na tych hakach
Rozochocone
zajrzałyśmy do kolejnego pomieszczenia. Tym razem było to wnętrze sklepiku z
trafikami, czyli wyrobami tytoniowymi.
Wnętrze z trafikami
Musiały być one przechowywane w specjalnie do tego przeznaczonych szafkach, by zachowały swój aromat i tym samym były towarem najwyższej jakości. Od 1922r w II Rzeczypospolitej wyłączność na sprzedaż wyrobów tytoniowych posiadał Polski Monopol Tytoniowy.
Reklama fabryki wyrobów tytoniowych
Reklama fabryki "Sokół" w drewnianej ramie za szkłem, pochodząca z lat 30 XXw.
Szyld Polskiego Monopolu Tytoniowego z lat 30 XXw.
Wnętrze z trafikami
Musiały być one przechowywane w specjalnie do tego przeznaczonych szafkach, by zachowały swój aromat i tym samym były towarem najwyższej jakości. Od 1922r w II Rzeczypospolitej wyłączność na sprzedaż wyrobów tytoniowych posiadał Polski Monopol Tytoniowy.
Reklama fabryki wyrobów tytoniowych
Reklama fabryki "Sokół" w drewnianej ramie za szkłem, pochodząca z lat 30 XXw.
Szyld Polskiego Monopolu Tytoniowego z lat 30 XXw.
Tuż obok
sklepu z papierosami, znalazł się sklep żelazny. Mieści się on jeszcze w domu
należącym do Libhaberów.
Szyld sklepu
Świeże baterie nadeszły :) A jeśli macie mydło Jeleń, to sprawdźcie czy macie to prawdziwe :)
A w nim ekspozycja sklepu z 1938r, należącego do Żyda Hersza-Lejby Libhabera (1871-1933). Towary te unowocześniały życie mieszkańców okolicznych wsi i samego miasteczka. Część z nich była wystawiana na zewnątrz.
Wnętrze sklepu żelaznego
Wnętrze sklepu żelaznego
Szyld sklepu
Świeże baterie nadeszły :) A jeśli macie mydło Jeleń, to sprawdźcie czy macie to prawdziwe :)
A w nim ekspozycja sklepu z 1938r, należącego do Żyda Hersza-Lejby Libhabera (1871-1933). Towary te unowocześniały życie mieszkańców okolicznych wsi i samego miasteczka. Część z nich była wystawiana na zewnątrz.
Wnętrze sklepu żelaznego
Wnętrze sklepu żelaznego
I tym
sposobem doszłyśmy z Martą do serca miasteczka prowincjonalnego. A był nim RYNEK. Od dawien dawna, pełnił on miejsce życia społecznego,
kulturalnego, handlowego itp. Najczęściej był brukowany w kształcie prostokąta.
Rynek w miasteczku prowincjonalnym
Tu odbywały się targi, jarmarki, festyny, a także uroczystości kościelne i państwowe. Na rynku zazwyczaj była studnia, z której czerpano wodę. I w skansenie zastałyśmy taką studnię.
Studnia na rynku
Tyle, że tego dnia zabrakło targu, rżenia koni, towaru na wozach. Cisza i pustka. Ale od czego była wyobraźnia J.
Rynek w miasteczku prowincjonalnym
Tu odbywały się targi, jarmarki, festyny, a także uroczystości kościelne i państwowe. Na rynku zazwyczaj była studnia, z której czerpano wodę. I w skansenie zastałyśmy taką studnię.
Studnia na rynku
Tyle, że tego dnia zabrakło targu, rżenia koni, towaru na wozach. Cisza i pustka. Ale od czego była wyobraźnia J.
Dlatego
przeszłyśmy z Martą, by zajrzeć do zabudowań północnej pierzei rynku. Tuż obok
Ratusza z Głuska przycupnęły DOMY PODCIENIOWE Z WOJSŁAWIC i
DOM Z WĄWOLNICY. W podcieniach
prowadzono działalność usługowo-handlową. Zależnie od potrzeb, na danym terenie
rozwijały się określone rzemiosła. Obok siebie funkcjonowały takie gałęzie jak
krawcy, fryzjerzy, kowale, szewcy z jednej strony, a piekarnie, wyrabiający
wędliny, stolarze z drugiej.
Domy z Wojsławic
Dom z Wąwolnicy
Domy przy rynku często były zamieszkiwane przez rodziny żydowskie. W domu po prawej stronie, swój warsztat szewski prowadził Żyd Fajwel, zwany przez Polaków Fawka. W domu po lewej, znajduje się ekspozycja zakładu cholewkarskiego.
Warsztat szewski Fawki
Buty, cholewy i prawidła, czyli witamy u szewca
Domy z Wojsławic
Dom z Wąwolnicy
Domy przy rynku często były zamieszkiwane przez rodziny żydowskie. W domu po prawej stronie, swój warsztat szewski prowadził Żyd Fajwel, zwany przez Polaków Fawka. W domu po lewej, znajduje się ekspozycja zakładu cholewkarskiego.
Warsztat szewski Fawki
Buty, cholewy i prawidła, czyli witamy u szewca
Prawie każde
historyczne miasteczko II Rzeczypospolitej było siedzibą parafii
rzymskokatolickiej. A skoro tak, to w skansenie nie mogło zabraknąć kościoła.
Dlatego
udałyśmy się z Tusią do KOŚCIOŁA Z MATCZYNA
z 1686r. To najstarszy, zachowany, drewniany kościół parafialny na
Lubelszczyźnie.
Wnętrze kościoła barokowe jest jeszcze przedsoborowe, czyli
ksiądz odprawiał mszę tyłem do wiernych, a kazanie płynęło z ambony. Nawę od
prezbiterium oddziela tu balustrada, będąca jednocześnie stołem komunijnym.
W
kościele panowała cisza, tylko jedna pani modliła się przed wejściem. Wyszłyśmy
z Martą przed budynek. Obok znajdowała się PLEBANIA Z ŻESZCZYNKI, datowana na 1824r. Zamieszkiwali ją najpierw księża
grekokatoliccy, potem prawosławni ojcowie, a w Polsce Odrodzonej, księża
katoliccy. Obecnie plebania jest odwzorowaniem takiej z małego miasteczka z
1938r. Plebanie były nie tylko mieszkaniem dla duchownych, lecz także urzędem.
To tu zapisywano w księgach wszystkich, którzy się rodzili, umierali i
pobierali. To dzięki takim księgom na plebaniach, dziś można odszukać swe
korzenie.
Takie małe różowe serduszka...
Brateczki ;)
Moje kochane Niezapominajki...
Kiedy
weszłyśmy do ogródka przy plebanii, zaczął kropić deszcz. Dlatego przeszłyśmy
obok SPICHLERZA Z WRZELOWCA. Tylko rzuciłyśmy okiem na
część poświęconą zmarłym, czyli cmentarzowi, który w miasteczkach prowincjonalnych
najczęściej był usytuowany na ich obrzeżach. Coraz większy deszcz nie pozwolił
nam też zagłębić się w zabudowania malowniczego POWIŚLA. Ta część skansenu pozostała, więc nam do ponownego odwiedzenia.
Powiśle. Na pierwszym planie lapidarium
Powiśle. Na pierwszym planie lapidarium
Szybkim
marszem przemieściłyśmy się do zespołu dworskiego, gdzie w pięknie
zagospodarowanym ogrodzie stał DWÓR Z ŻYRZYNA. Zbudowany ok. połowy XVIIIw. jest parterowy, drewniany z
łamanym dachem, krytym gontem oraz tynkowany zarówno wewnątrz, jak i zewnątrz.
Dwór z Żyrzyna
Wnętrza przedstawiają tu mieszkanie fikcyjnej rodziny ziemiańskiej. Według założeń to wnętrza dworu z sierpnia 1939r, zamieszkałego przez średniozamożną, dwupokoleniową rodzinę, złożony z rodziców i syna. Jednakże nie dane nam było pozwiedzać wnętrza, poza zajrzeniem do dwóch pomieszczeń.
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Deszcz, który rozpadał się na dobre, zatrzymał nas w sieni dworu. Podobnie innych odwiedzających obiekt. I oto stała się rzecz dziwna. Wszyscy zostaliśmy wyproszeni na zewnątrz, bowiem weszła grupa z opłaconym przewodnikiem. Ze strony muzeum było to bardzo niegrzeczne, zwłaszcza, że były małe dzieci, na zewnątrz mocno padało, że o zakupionych biletach nie wspomnę.
W sieni Dworu
Mocno zniesmaczone ubrałyśmy kaptury i wyszłyśmy z Martą na ganek wsparty kolumnami.
Dwór z Żyrzyna
Dwór z Żyrzyna
Pod osłoną parasolki kierowałyśmy się już do wyjścia ze skansenu, mimo, że jeszcze wielu obiektów nie zobaczyłyśmy. Jak się potem okazało, było to bardzo dobre posunięcie, gdyż nie zdążyłybyśmy na inne atrakcje Lublina. Jeszcze na chwilkę zajrzałyśmy do DOMU Z HUTY DZIERĄŻYŃSKIEJ z połowy XIXw. Stanowił on dawniej siedzibę zarządcy dóbr Dzierążnia. Teraz pełni funkcję sklepiku z pamiątkami.
Szyld sklepu z pamiątkami
Dwór z Żyrzyna
Wnętrza przedstawiają tu mieszkanie fikcyjnej rodziny ziemiańskiej. Według założeń to wnętrza dworu z sierpnia 1939r, zamieszkałego przez średniozamożną, dwupokoleniową rodzinę, złożony z rodziców i syna. Jednakże nie dane nam było pozwiedzać wnętrza, poza zajrzeniem do dwóch pomieszczeń.
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Wnętrze Dworu z Żyrzyna
Deszcz, który rozpadał się na dobre, zatrzymał nas w sieni dworu. Podobnie innych odwiedzających obiekt. I oto stała się rzecz dziwna. Wszyscy zostaliśmy wyproszeni na zewnątrz, bowiem weszła grupa z opłaconym przewodnikiem. Ze strony muzeum było to bardzo niegrzeczne, zwłaszcza, że były małe dzieci, na zewnątrz mocno padało, że o zakupionych biletach nie wspomnę.
W sieni Dworu
Mocno zniesmaczone ubrałyśmy kaptury i wyszłyśmy z Martą na ganek wsparty kolumnami.
Dwór z Żyrzyna
Dwór z Żyrzyna
Pod osłoną parasolki kierowałyśmy się już do wyjścia ze skansenu, mimo, że jeszcze wielu obiektów nie zobaczyłyśmy. Jak się potem okazało, było to bardzo dobre posunięcie, gdyż nie zdążyłybyśmy na inne atrakcje Lublina. Jeszcze na chwilkę zajrzałyśmy do DOMU Z HUTY DZIERĄŻYŃSKIEJ z połowy XIXw. Stanowił on dawniej siedzibę zarządcy dóbr Dzierążnia. Teraz pełni funkcję sklepiku z pamiątkami.
Szyld sklepu z pamiątkami
***
Nie zobaczyłyśmy
ani czworaków, ani spichlerzy. Gdyby chcieć zobaczyć to, co już jest w
skansenie, trzeba by dodać z jeszcze godzinę lub dwie. A jeśli rozbudowujący
się skansen, dołoży jeszcze te obiekty, które wciąż czekają w magazynach na
ekspozycję, trzeba będzie poświęcić cały dzień. Mimo lekkiego rozczarowania tym, że wiele
zabytków było zamkniętych, to myślę, że jednak warto taki dzień przeznaczyć. W
piękny, słoneczny dzień to prawdziwa rozkosz, przejść się alejkami i zanurzyć w
historii. Poczuć klimat przedwojennego miasteczka, wyczuć atmosferę lubelskiej
wsi. Polecam szczerze.
Budynek wejścia i wyjścia ze skansenu
Budynek wejścia i wyjścia ze skansenu
Deszcz nie
odpuszczał, ale obie z Tusią pobiegłyśmy na przystanek i wróciłyśmy do centrum.
Ale co tam zobaczyłyśmy, zdradzę w drugiej części relacji z Lublina. Serdecznie
zapraszam J.
Noo, to dopiero porządna fotorelacja :) Mimo, że majówka była pogodowo średnia (nas w piątek we Wrocławiu też nieco pokropiło) to i tak bardzo ciekawy ten Wasz wypad, uwielbiam skanseny! :) Najbardziej chyba podoba mi się mimo wszystko ten wiatrach w otoczeniu zielonego zboża :) Pozdrawiam cieplutko i czekam na drugą część relacji :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Chodząc po takim skansenie, można zanurzyć się w historii i docenić to, co teraz mamy na codzień, a co nasi pradziadkowie mieli jako nowość. Wiatrak był pierwszym obiektem, który zobaczyłyśmy jeszcze zza parkanu :) Nie wiem dlaczego, ale prawdziwy skansen powinien mieć wiatrak:) A czy we Wrocławiu wpadliście na krasnale? Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńTen skansen się wyróżnia z wielu, jakie już widziałem. Do tego stopnia, że chętnie go odwiedzę. Bardzo bogate ekspozycje i umiejętne rozlokowanie obiektów to niewątpliwie jego duży plus. Dzięki za pokazanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Drogi Wkraju, polecam wycieczkę jak najbardziej, ale warto zarezerwować sobie cały dzień na spokojny spacer. My miałyśmy tylko kilka godzin, niestety rozkład jazdy autobusów nie chciał być łaskawszy ;) A i nie wszystkie obiekty były otwarte. Może będziesz miał więcej szczęścia. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńObiecuje sobie że gdy będę na wakacjach u siostry w Lublinie odwiedzę skansen, jak i zwiedzę dokładnie Stare Miasto. Nasłuchałem się już dużo o Lublinie, raz jeden tam byłem , niestety nie w celach turystycznych. Nadrobię zaległości w lipcu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie :)
Koniecznie w ładny, słoneczny dzień, weź Siostrę pod rękę i zróbcie sobie spacer alejkami Skansenu. Może traficie na bardziej "gwarny" dzień, kiedy Skansen żyje swoim życiem. Teraz mi tego troszkę zabrakło. Ale i tak jest to miejsce godne polecenia. Uściski!
UsuńCudowny skansen
OdpowiedzUsuńO tak, bardzo klimatyczny :)
Usuń