O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

sobota, 13 września 2014

Tatry - w poszukiwaniu nietoperzy


POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI,

czyli wędrówka po latach,

po własnych śladach

 

W JASKINI MROŹNEJ

 

Jaskinie od dawna budzą ciekawość ludzi. Jeśli ktoś kiedyś jakąś odkryje, zaraz następuje jej penetracja, by zbadać jak jest długa, szeroka i głęboka.
Powiadają,  że w tatrzańskich jaskiniach zbójnicy ukrywali skarby. Może i tak było. Dziś można zwiedzić kilka z nich, choć skarbów już tam od dawna nie ma. Możemy przyjąć, że skarbem są same jaskinie. Po wielu latach postanowiłam odwiedzić jedną, do której zajrzałam jeszcze w latach studenckich. Jaskinia Mroźna… Niesamowity twór przyrody. Nie wiem jak teraz, ale ponoć jeszcze jakiś czas temu hibernowały tu nietoperze, umieszczone nawet na bilecie wstępu do jaskini. Tym razem biletem jest paragon na 4 złote.

UWAGA! Bilet wstępu do TPN nie upoważnia nas do odwiedzenia jaskini. Na tę atrakcję trzeba uiścić dodatkową opłatę. Płaci się w kasie przed wejściem do jaskini. I tu małe ALE: do jaskini prowadzi 20 minutowy spacer pod górę, jeśli nie ma się przy sobie pieniędzy, trzeba się wrócić.

W oczekiwaniu na wejście do Mroźnej, byłam świadkiem, kiedy jedna pani ze swymi towarzyszami odeszła niepyszna od okienka, ponieważ jej mąż z pieniędzmi został na dole, a nikt z jej grupy nie miał przy sobie gotówki. Wszystko przez tych mężów J.
Wróćmy jednak do wędrówki. Dzień zapowiadał się ładny. Od rana niebo było niebieściutkie z białymi obłoczkami, słonko świeciło, żal by było nie wyjść z domu. Ponieważ poprzedniego dnia jechałam pociągiem ok. 7h (expresem!) z Warszawy do Zakopanego, najpierw postanowiłam się wyspać, a potem pójść  tak sobie na spacer w ramach aklimatyzacji. Dojechałam do Kir, by pójść nieśpiesznie Doliną Kościeliską. Widok, jaki zobaczyłam po wyjściu z busika, był przerażający. Krajobraz bardzo się zmienił po huraganach. Halny połamał drzewa jak zapałki. Tam, gdzie zbocze było dawniej zalesione, teraz porobiły się łyse polany lub całe zbocza z pozostawionymi kikutami.


Widok z przystanku w Kirach



 W Dolinie Kościeliskiej na wysokości Kir


Weszłam na drogę, prowadzącą do kasy. A tam… kolejka jak się patrzy. A ja naiwna pomyślałam, że skoro jest święto, to wszyscy pójdą nad Morskie Oko. No cóż… Stanęłam, postałam, pogadałam i kupiłam bilet do TPN oraz dodatkowo ubezpieczenie. Za całą masą ludzkości podreptałam i ja w dolinę.


Wejście do TPN


Na chwilę zatrzymałam się przy Niżnej Bramie Kościeliskiej, zwaną Bramą Kantaka. Po drugiej stronie Kościeliskiego Potoku przytwierdzona jest tablica poświęcona Kantakowi.
Kazimierz Kantak (ur. 22.03.1824r, zm. 28.12.1886r) był polskim działaczem politycznym, działającym na terenie województwa poznańskiego. Skąd więc, tablica poświęcona jego osobie? Otóż był on wielkim miłośnikiem Tatr, a w latach 1876-1886 był też delegatem Towarzystwa Tatrzańskiego na zabór pruski, a następnie jego honorowym członkiem.


Brama Kantaka, czyli Niżna Brama Kościeliska

Tuż zaraz, na Wyżniej Kirze Miętusiej spotkałam stado owiec z bacą i oczywiście bacusiem. Psisko nic sobie nie robiło z turystów, owieczki też nie. Zwierzątka były śliczne, czyste, zadbane. I dzielnie znosiły sesje foto skubiąc trawę.
Kontrastem do tego sielskiego widoku po lewej stronie, był krajobraz jak po bitwie, z prawej. Wszędzie leżały wiatrołomy. Systematycznie służby TPN wywożą połamane drzewa, uprzednio je tnąc na kawałki. Wszędzie pozostawiono tabliczki o tym, żeby uważać, bo na drogę idącą doliną mogą spadać drzewa. Widok jest przykry. Ale z siłą natury się nie wygra.


Owieczki :)



 Sielski widoczek po lewej stronie drogi



 I to co obecnie widać po prawej...



 Wiatrołomy widać na każdym kroku



 Droga w Dolinie Kościeliskiej


Po pewnym czasie po prawej stronie dojrzałam małe ruiny z tablicą. Wyglądają trochę jak grób. W istocie są to pozostałości dawnego, bo XVIII-XIXw ośrodka hutniczego metali kolorowych, a później żelaza, które w tym rejonie wydobywano. Dawniej Stare Kościelisko tętniło życiem. Dziś pozostały jedynie stare, smętne ruiny, z daleka przypominające nagrobek.


Ruiny ośrodka hutniczego
 

Nie minęło 15 minut a już minęłam Zbójnicką Kapliczkę i doszłam do Lodowego Źródła. W prawo na Stoły skręciłam po raz kolejny rok temu, dziś szlak został zamknięty do odwołania ze względu na połamane drzewa. To czemu by nie skręcić teraz w lewo? No więc, postanowione – odwiedzę jaskinię. Dobry wybór na rozruszanie się pierwszego dnia. Od teraz mam 20 minut szlakiem czarnym pod górę. To jakieś 1,3 km odległości. No to hop, w górę.


Szlakowskaz do jaskini
 

Szlak jest łatwy, kamienny, choć cały czas pod górkę. Na jednym z drzew odnalazłam świeżą kapliczkę z Matką Bożą. Dziś było Jej święto, stanęłam na chwilę i prosiłam o Jej przychylne oko na mnie. Przez drzewa przebijał  widok na Zadnią Kopkę (1333 m n.p.m.), należącą do grupy Kościeliskich Kopek.


Początek i od razu pod górkę ;)



 Szlak do jaskini



 Czasem kamienie, czasem korzenie



 Kapliczka na drzewie



 Zadnia Kopka prześwitująca przez drzewa
 
Jeszcze chwilka i już było widać kasę. Wdrapałam się pod nią, mijając masywne skały po lewej stronie. Stanęłam przy wejściu do jaskini.


Już za chwileczkę, już za momencik...



 ...wyłania się kasa przed wejściem do jaskini Mroźnej


Po krótkiej informacji, strażnik TPN wpuścił grupę zwiedzających, zatrzymując następnych, by nie robił się w niej zator. W tym miejscu przypomniało mi się, jak poprzednio będąc  w środku, taki zator się zrobił. Śmialiśmy się, że może będziemy piknikować jak jaskiniowcy. Posypały się informacje, kto, co ma w plecaku. Znalazła się i flaszka i ogórki J. Polak potrafi się zorganizować… A kiedy tam staliśmy, jakaś matka uciszała marudzące dziecko mówiąc „cicho bądź, bo ksiądz przyjdzie” - ??? Mnie straszyli cyganką, innych czarną wołgą, ale skąd to straszenie księdzem? Nie wiem, ale było skuteczne, bo dziecięcie się uspokoiło.


8 metrowy, sztuczny korytarz prowadzący w głąb jaskini



 A tu już naturalny korytarz



 Ścieżka prowadzi przez Cmentarzysko Nacieków
 

Tym razem jaskinię zwiedzało się bardzo komfortowo, bez oddechu innych na karku. Ponieważ przed moim przyjazdem codziennie padało, również w jaskini nieco ciekło po głowie i było bardzo mokro. Czemu ta jaskinia nazywa się Mroźną? Bo panuje w niej stała temperatura ok. 6˚C.


Zwalisko



 W Komorze Złomisk



 W Komorze Złomisk
 

W 1934r S. Zwoliński i T. Zahorski odkryli jaskinię w masywie Organów. Wówczas odkryto tylko kawałek, dopiero po wojnie okazało się, że jaskinia ma ciąg dalszy. 12 lipca 1953r udostępniono ją pierwszy raz dla ruchu turystycznego. Początkowo chodziło się tam przy użyciu lamp karbidowych, świeczek oraz latarek. Dopiero rok 1958 przyniósł oświetlenie elektryczne i teraz można przejść spokojnie jaskinię bez obawy o wybicie zębów. Długość korytarzy wynosi ok. 571m , natomiast długość ścieżki turystycznej ok. 511m. Wysokość otworów to odpowiednio: wejścia – ok. 1110 m n.p.m., wyjścia -(które pierwotnie było wejściem, bo od tego miejsca zaczęto poznawać jaskinię), ok. 1112 m n.p.m.


W Komorze Złomisk



 Niektóre przejścia są bardzo wąskie i mokre



 Czasami jest ciut miejsca, żeby się wyprostować, albo iść zgarbionym ;)
 
Ruch jest tu jednostronny począwszy od wejścia do jaskini sztucznym korytarzem o długości 8m. Wędrówka jaskinią może być atrakcją dla osób, zwłaszcza dzieci, które nie mają klaustrofobii. Samo zwiedzanie trwa około 20-30 minut, choć można i dłużej, jeśli co chwila robi się zdjęcia. Ja osobiście czasu nie liczyłam, bo idąc dobrze się bawiłam.


Wielka Komora



 Chodnik w Wielkiej Komorze



 Sabałowe Jeziorko



 Wejście do Sali Pochyłej



 Sala Pochyła



 Skalny ogródek :)



 Komora Wstępna
 

Wreszcie widać było światełko w tunelu (no poza tymi, które oświetlają trasę). Znak to, że przygoda z jaskinią dobiegła końca. U jej stromego wylotu, prowadzą w dół schody drewniane, które potem przechodzą w kamienny szlak. Doprowadza on do Kościeliskiego Potoku. Po drodze widać  skały Stołów.


Korytarz ku wyjściu, pierwotnie odkryty jako pierwszy



 Wyjście z jaskini



 Droga w dół do Kościeliskiego Potoku



 Na samej górze ułożone są drewniane schodki i pomosty



 Skały przy drodze
 

Tym razem wody potoku były wzburzone, huczały głośno. Niebo też zasnuwało się chmurami. Mimo to poszłam w stronę Polany Pisanej. Tu zrobiłam sobie małą przerwę na lekki posiłek.


Kościeliski Potok


Patrzyłam na potężne skały Organów, które tak pięknie prezentują się z Hali Stoły. Rzuciłam też okiem w stronę Saturna i Ratusza, przed którymi skrywa się Smocza Jama i Wąwóz Kraków.
Przy Wyżniej Bramie Kościeliskiej jak zawsze mój wzrok powędrował w stronę Raptawickiej Grani.


Organy



 Saturn (po lewej) i Ratusz (po prawej) przy Polanie Pisanej

Powędrowałam spacerkiem do końca doliny, by w schronisku na Ornaku zjeść obiad. Przed schroniskiem kłębił się tłum ludzi, dla których tylko przejście do schroniska było wyzwaniem samym w sobie. Najpierw musiałam przebić się przez sporych rozmiarów kolejkę do WC a potem stanąć w ogromnym ogonku do kasy, by złożyć zamówienie. Ale nawet w kolejce mogą toczyć się ciekawe rozmowy a i ludzie, którzy dzielą mój los bywają ciekawi, czasem okazuje się, że mamy podobne spojrzenia na wiele rzeczy, choć wcale się nie znamy. Kuchnia tego dnia pracowała pełną parą.
Posilona naleśnikami z serem, zebrałam się w drogę powrotną. Zrobiło się ciut chłodniej.


Przy schronisku na hali Ornak



 Błyszcz widziany przez schroniskowe okienko


Po drodze minęłam krzyż W. Pola, z charakterystycznymi słowami św. Pawła: „I nic nad Boga”. Schowany wśród  drzew jest prawie niewidoczny z drogi. Jest to żelazny krzyż na kamieniu u wylotu Doliny Smytniej. Pierwszy drewniany krzyż ustawiono tu w 1852r z polecenia poety Wincentego Pola. Ten obecny pochodzi z 1883r, poświęcony został w 1942r. Wincenty Pol w czasie wycieczki ze studentami z UJ, zapoczątkował ustawienie krzyża na mogile młynarza króla Zygmunta I, który ponoć w tym miejscu miał młyn do mielenia kamieni i rozdzielania złota i który tu właśnie został pozbawiony życia przez zbójników. Wincenty Pol został za to pozbawiony, przez władze austriackie, stanowiska profesora geografii na UJ, bowiem wśród studentów znalazł się donosiciel. Ot i kolejna historia Doliny Kościeliskiej.


Krzyż W. Pola u wylotu Doliny Smytniej
 

Podążałam dalej doliną i znów Raptawicka Grań przyciągnęła mój wzrok niczym magnes.


Raptawicka Grań


Na wysokości jaskiń – Mylnej i Raptawickiej zaczęło nieco kropić, więc przyśpieszyłam kroku. Kiedy doszłam do wylotu Jaskini Mroźnej, już nieźle padało, więc zostałam zmuszona do założenia peleryny. Po paru minutach deszcz ustał i nawet zaświeciło słońce. Ja tymczasem opuszczałam już Dolinę Kościeliską, na szczęście nie spotykając żadnego nietoperza.


Wyjście z Jaskini Mroźnej



 Powrót dnem Doliny Kościeliskiej



 Koniec doliny



 I znów w Kirach
 

Wracałam do Zakopanego przez Kościelisko, by ominąć korki na ul. Kościeliskiej. I wtedy zobaczyłam przepiękną tęczę. Calusieńką. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia, za szybko się przemieszczaliśmy busikiem. Tęcza to zawsze dobry znak, pomyślałam. Będzie pogoda. Niestety godzinę później rozpadało się na dobre. Wracałam na kwaterę w pelerynie. Potem przestało, nawet zaświeciło słońce, potem znów się rozpadało. Ech, pogoda w kratkę. To pierwszy dzień w Tatrach, w tym roku, więc liczyłam na lepszą pogodę.

Tymczasem po powrocie usiadłam nad mapą i zastanawiałam się, gdzie tu ruszyć, kiedy pogoda taka niepewna. Na pewno coś wymyślę, pomyślałam. No i tak się stało, ale to już inna opowieść.

Do zobaczenia!

HEJ!

  

14 komentarzy:

  1. Lubię bardzo Kościeliską, szkoda, że wiatry tak ją spustoszyły. Pewnie minie ze dwadzieścia lat zanim jako tako drzewa znów ją okryją. W jaskini jeszcze nie byłem, wygląda na całkiem przyjemną do wędrowania.
    Lubię Tatry, fajny miałaś pomysł na urlop :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, żal patrzeć na to, co się tam stało. Teraz te widoki są jak przestroga dla nas, że z żywiołem się nie wygra. A jaskinia jest bardzo sympatyczna, choć czasami trzeba iść w kucki, więc kolanka mogą krzyczeć ;) Ale warto je potem poprzepraszać i mieć miłe wspomnienia, czego i Tobie życzę :)

      Usuń
  2. Miło się oglądało i czytało :) Mi Jaskinia Mroźna kojarzy się przede wszystkim z miłym uczuciem chłodu, kiedy wejdzie się do niej podczas gorącego lata :) Ale ludzi w Kościeliskiej widzę multum - czyli można powiedzieć standard :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, stała temperatura w upalne lato to miła rozkosz dla ciała. A ja naiwna pomyślałam, że w święto to tłumy pójdą nad Morskie Oko ;) Jednak poszły też w doliny :) :) A ja z nimi... Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Bardzo fajna opcja na przywitanie z Tatrami po długiej podróży :) Po co się od razu porywać z motyką na Świnicę (czy tam co innego:), zwłaszcza, kiedy ma się teoretycznie kilka kolejnych dni na wędrówki :) Bardzo mi się podobało w Mroźnej, no, może z wyjątkiem tych grubych kabli, ale i je można przełknąć :) Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jak przyjeżdżam, to najpierw wybieram coś mniejszego na rozruszanie się i aklimatyzację. A co do kabli, to powiem Ci, że ja się tak świetnie tam bawiłam, że nawet ich nie zauważałam. "Łykać" też nie zamierzałam :) :) Ściskam mocno z nowym tygodniem :)

      Usuń
  4. Jaskinie to dla mnie wielka ciekawostka, bardzo interesujący temat. Jeśli wrócę kiedyś w Tatry to na pewno dla jaskiń. Szkoda wielka że Kościeliską tak przetrzebiło. Tak jak p. Wkraj wyżej wspomniał, może za 20 lat drzewa ją okryją. Co do mężów to nie ich wina że kobiety myślą że wszystko powinny mieć za darmo :p
    Pozdrawiam Dusiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, przyroda nie lubi mieć przestojów i na pewno za jakiś czas zobaczymy nowe nasadzenia, które będą się starzeć razem z nami ;) A co do mężów, to zawsze ich wina, nawet jak nie ich, to patrz na początek zdania :) :) :) Ja wcale nie myślę, że mogę mieć wszystko za darmo, czasem załatwiam coś uśmiechem :) A to nie za darmo :) :) Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  5. Dusiu jesteś mistrzynią w odwracaniu kota ogonem :) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Galeria cudna, opisane przepięknie. Dziewczyno! A cóż to za pomysł pociągiem z Warszawy do Zakopanego jechać? Ja w tym roku Polskim Busem jechałam 7 godzin i 15 min. Za bilet zapłaciłam 56 zł. Rezerwację robiłam w czerwcu na końcówkę lipca. Na początku maja bilet moźna było kupić za 40 zł. Toaleta w autobusie. Polecam. Polecam równieź e-podróżnika. Dokładne połączenia i godziny jazdy różnych środków lokomocji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) To, że Polskim Busem jest taniej (nie zawsze szybciej), to ja wiem. Problem w tym, że autokarem u przewoźników nie wolno zabierać zwierząt na pokład. A Mycha, choć inteligentna bestia, to jednak jest kocicą. I tylko pozostawał nam pociąg, w dodatku najlepiej bez przesiadek. Cóż, coś za coś. Ja nie narzekam :) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  7. Bylam w Jaskini Mroznej i powiem szczerze szlam troche dluzej niz 20 minut,ale widoki w środku super:),choc czasem cieżko bylo sie przecisnac przez szczeliny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swoje tempo. Jedni przemykają, inni dłużej spędzają tam czas. Ważne, żeby mieć pozytywne odczucia po wizycie w jaskini. I chyba na tym właśnie polega urok jaskiń, że czasem trzeba się przez szczeliny przeciskać. Gdyby w środku była autostrada prosta jak drut, to czy wtedy byłoby ekscytująco? E... chyba nie :) Pozdrawiam :)

      Usuń