Mój subiektywny alfabet
górsko-góralski
Mija kolejny rok. Nastała zima. W czasie krótkich, śnieżnych
i mroźnych dni większość ludzi bunkruje się pod ciepłym kocem, wspomaga
herbatkami lub czekoladą na gorąco i zapomina o bożym świecie. I ma ochotę
przypiąć sobie kartkę „nie budzić do wiosny”. Ale są też i tacy co zimową porę
kochają najbardziej na świecie, bo mogą poszaleć na nartach. Ponieważ ja nie
jeżdżę na boazerii, do gór mam daleko, ale od czego są zdjęcia z lata,
wspomnienia i praca nad blogiem. Dlatego na koniec roku przekażę Ci, Drogi
Gościu, mój górski i góralski alfabet z przymrużeniem oka ;) Ten swoisty
słownik zawiera słowa, które kojarzą mi się z górami.
No to do dzieła. Kolejność
wymieniania przypadkowa.
A
A jak ambicja. Wejść na tę górę, przejść szlak,
pokonać siebie. Czasem ambicja wyzwala w nas pokłady energii by coś zrobić, nie
siedzieć biernie. Ambitne plany przekuć w ambitny cel.
A jak Atma. I koncert fortepianowy w czasie
pierwszego zwiedzania tej willi – magia chwili.
A jak architektura drewniana. Hołduję staremu
budownictwu, które powoli zanika. A które to budowle były tak charakterystyczne
dla Podhala.
B
B jak błoto na szlaku. Element nierozerwalny z
każdym szlakiem na trasie, zwłaszcza po deszczu. Mało lubiany przeze mnie,
niestety zaszeregowany do kategorii – przejść i zapomnieć.
B jak bezpieczeństwo. Chodzenie po szlakach,
zostawianie wiadomości dokąd wychodzę i którędy mam zamiar wracać, potrzebne
rzeczy zapakowane w podręczny plecak.
B jak burza. Boję się jej w domu, a w górach
szczególnie. Każdy ma swojego własnego stracha.
B jak baca i bacusie. Zawód ciężki, ale przeze
mnie szanowany. Dzięki temu jem pyszne serki, a czasem mogę porozmawiać o
„życiu na wypasie”. A owczarki podhalańskie już zawsze będą dla mnie bacusiami.
Ci piękni strażnicy stad, zawsze mają poważne miny, wszak psi zawód też rzecz
święta ;)
B jak busiki. Ułatwiają mi życie, kiedy chcę się
przedostać z jednego miejsca do drugiego.
C
C jak cisza. Obezwładniająca i dzwoniąca w
uszach, kiedy wejdę wyżej ponad doliny.
C jak cel. Wyśniony, wyczekany i nie zawsze
zrealizowany. I zawsze z tą samą puentą – przecież za rok znów spróbuję.
C jak czekolada. Porządny kop do pójścia dalej.
Dobra dawka magnezu, kiedy łapią skurcze, a dodatkowo porcja endorfin, którą ma
ten smakołyk, powoduje wzrost szczęścia wymalowanego na naszych buźkach.
C jak chmura. Stara znajoma ze szlaku, która
zawsze zaczai się w pobliżu i kiedy już myślisz, że masz świetną pogodę i
widoki, ona właśnie wtedy wychodzi z ukrycia.
C jak czas. Na szlaku odmierzany skrupulatnie.
Najpierw w długości podejścia, potem, by zdążyć zejść przed nocą.
D
D jak dom. Dom, który stworzyli mi przyjaciele
na Podhalu. Dom, do którego wracam co roku i w którym śnię o kolejnych górach
do zdobycia.
D jak doliny. Pomijając tłumy ludzi, mogą być
spokojną, piękną niespodzianką. Poza sezonem dobre miejsce na powolny spacer.
D jak dutki. Nie zawsze mile widziane, ale
stanowiące tradycję tego regionu. Chętnie wyliczane przez górali, bolą turystów
bardziej, niż to, co wydają na piwo.
E
E jak empatia. Współodczuwanie przyrody,
łączenie się z jej tętnem. Cierpię, gdy każdy element natury cierpi.
E jak ekspozycje. Nie każdy jest na to wrażliwy,
ale są i tacy, których obezwładniają czy to z zachwytu, czy też strachu. Zazwyczaj
potrzebna jest w takich miejscach szczególna uwaga.
E jak energia. To, co napędza do działania. Ta
słoneczna najbardziej pożądana.
F
F jak folklor. Niezmiernie pociągający,
kolorowy, z historią. Wszystkie symbole, znaki i malunki zawsze budzące mój
uśmiech.
F jak fiakrzy. Stukot końskich kopyt i dzwonki
przy pyskach koni, kiedy mijają mnie prowadzeni przez górali, którzy od lat
zajmują się tą profesją, zawsze kojarzy mi się z przedwojennym transportem na
Podhalu.
F jak fasiągi. Smutek, który zwykle ogrania
mnie, kiedy patrzę na konie idące po asfalcie do Morskiego Oka.
F jak fotografie. Zazwyczaj moja jedyna pamiątka
z wyjazdów. Oglądane zimową porą są najlepszym lekarstwem na niepopadanie w
depresję ;)
G
G jak góry. Każde. Nawet najmniejsze pagórki są
wyzwaniem dla kogoś kto nie może chodzić. Ja mogę, więc lezę wyżej i wyżej… I
czasem nic nie widzę, bo góry zasłaniają J
G jak górale. Z ich zaletami i wadami. Z ich
prostotą i uporem. Z wrażliwością, muzykalnością i religijnością. Z ich
zawziętością, wyciskaniem turysty jak cytryny i lenistwem.
G jak Giewont. Symbol miasta, krzyż na szczycie,
będący wskazówką dla każdego, nawet niewierzącego. I kolejka do wejścia na jego
czubek. Bez komentarza.
G jak Gubałówka. Coraz bardziej hałaśliwa, coraz bardziej „made in China”. Szkoda.
G jak Gubałówka. Coraz bardziej hałaśliwa, coraz bardziej „made in China”. Szkoda.
G jak głupota. Niestety wciąż zjawisko
obserwowane w górach. Przykro, kiedy płacą za nią inni.
G jak grawitacja. Nie wiem jak to działa, ale
najsilniejsza jest wtedy, gdy mam wstać o 4.00 rano na szlak.
G jak gwara. Charakterystyczne słowa i akcent.
Wciąż żywa i używana nie tylko przez najstarsze pokolenie.
H
H jak Himalaje. Piękne, wielkie i niestety dla
mnie niedostępne. Ale patrzeć mogę długo i namiętnie.
H jak hałas. Nie do przyjęcia, nie do
ogarnięcia, nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Wszędzie, a już zwłaszcza po
przekroczeniu szlabanu TPN
H jak halny. Groźny i niebezpieczny, boją się go
nawet mieszkańcy Podhala. Doprowadza do szaleństwa nawet najbardziej stonowane
osoby. Czasem wieje tak bardzo, że odczuwam go w Warszawie i też popadam w
dziwne szaleństwo ;)
H jak hale. Duże polany, na których kiedyś
wypasano owce. Dziś częściowo zarastające, ale wciąż magiczne.
I
I jak inteligencja. Używanie jej podczas
pieszych wędrówek nie boli. Naprawdę.
I jak informacja.
Każda, nie ważne gdzie, nie ważne jaka, a może być przydatna. Warto sprawdzać,
warto pytać, warto słuchać.
J
J jak jodły. Zwłaszcza te szumiące na gór
szczycie. Wysokie, stożkowate, z ładnymi szyszkami, którymi czasem można dostać
po głowie.
J jak jaskinie. Te turystyczne warto odwiedzić,
by zobaczyć nasze podziemne bogactwo. Te niedostępne owiane tajemniczością,
zostawiam speleologom.
K
K jak kosodrzewina. Znak, że pokonało się piętro
lasu. Czasem męcząca, kiedy jej korzenie biegną po całości wzdłuż szlaku.
Czasem chroniąca od piekącego słońca.
K jak koliba. Schronienie w górach.
Bezpieczeństwo. I pasterstwo, a więc owce i psy bacusie.
K jak Koliba. Pierwsza willa w stylu
zakopiańskim, nieodwracalnie związana z Witkiewiczem. Miejsce z historią, z
duszą, z zapachem starego i przemijającego.
K jak Kasprowy Wierch. Kolejka i kolejka do
kolejki. Ale też przepiękna panorama 360° kiedy stoi się na szczycie.
K jak Krupówki. Piękna ulica o 7.00 rano,
omijana przeze mnie jak tylko się da w godzinach późniejszych. Uważana przez
niektórych jako jedyna ulica miasta, na której warto być i warto się
„pokazać”. Miejsce zatłoczone na maxa.
K jak kamienie. Na szlaku do zaakceptowania,
czasem ułatwiają przejście. W potoku malownicze, kiedy woda od nich się odbija
lub tworzy małe wodospady.
K jak kozice, zwane też kamzikami. Budzące
uśmiech, zwłaszcza jeśli pojawia się na szlaku stado z młodymi. Przepiękne oczy
w oprawie ciemnych rzęs tak czujnie patrzące. I te małe ogonki, które tak
radośnie merdają i małe różki, które kiedyś będą pięknymi porożami.
K jak kwiaty. To egzotyka w wydaniu micro.
Zachwycająca i kolorowa. W górach do odkrywania wszędzie.
L
L jak ludzie. Dla mnie niezmiennie ważni. Będący
mieszkańcami Podhala, albo będący, jak ja, w drodze. Mający coś do powiedzenia
i ci, dla których to ja stanowię wzór. Razem w pełnej symbiozie. Bez względu na
wiek, płeć, kolor skóry czy wyznanie. W górach jesteśmy tacy sami, równi.
L jak las. Czasem sprzyjający, kiedy słońce
praży bezlitośnie albo zaczyna padać. Czasem złowrogi, gdzie czają się w
zaroślach oczy czujne zwierząt, które się czuje a ich nie widać.
L jak lawina. Niebezpieczeństwo zarówno ze strony
śniegu jak i kamieni.
Ł
Ł jak łomot. Kamienna lawina, która schodzi
żlebem wzmaga strach i robi mnóstwo hałasu. Wzmaga tętno, zwłaszcza jeśli
schodzi we mgle, a człowiek stoi na szlaku i nie wie kiedy to nadejdzie. Przeżyłam
takie dwie i nie chcę powtórki.
Ł jak łańcuchy. U jednych powodują strach i
blokadę przed pójściem dalej. Dla mnie zwykle pomocne, by móc przejść
trudniejszy fragment.
M
M jak moskole. Placki po góralsku. Dobrze
zrobione – mniam, źle – masakra J
M jak muzyka. Góralska zawsze będzie grać w
mojej duszy. Czy będzie skoczna czy tęskna, zawsze z zachwytem jej posłucham.
Ludowe muzyczne przekazy jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
M jak Morskie Oko. Wiadomo, widok znad stawu
zaliczany do najpiękniejszych w Tatrach. Kto był to wie, kto nie był, musi
zmierzyć się z 9 km wędrówką asfaltem wśród tłumu innych turystów.
M jak Mięgusze. Majestatyczne, ciemne, wysokie.
Najpiękniejsze, kiedy odbijają się w wodach Morskiego Oka.
M jak miłość. Do gór i ludzi. Do pasji,
chodzenia, słuchania i otaczania się dobrem.
N
N jak narkotyk. Dla mnie takim narkotykiem są góry.
Uzależniona od nich będę już do końca życia. Co gorsza bez podejmowania terapii
odwykowej. I bez widoków na poprawę. Zawsze głodna górskich widoków, muzyki,
opowiadań.
N jak niedźwiedź. Wiem, że jest, ale jeszcze nie
miał czasu się ze mną spotkać na szlaku a i ja nie zabiegam o jego czas ;)
O
O jak opłaty. Uiszczam je za wstępy i w
wyjątkowych wypadkach. Nie zawsze zgadzam się z intencją. Wierzę, a czasem
nawet widzę, że z nich jest pożytek dla ogółu a nie tylko dla tych co je
ustalają.
O jak oscypki. Choć nie przepadam za wędzonym
serkiem, to będąc w górach zawsze kupię sobie ten mały przysmak. W górach
smakują najlepiej.
O jak obłoki. Przybierają dziwne kształty, kiedy
leniwie płyną po niebie. Najlepiej ogląda się je leżąc w trawie i nie śpiesząc
się donikąd.
O jak Orla Perć. Najtrudniejszy szlak w polskich
Tatrach. Jeśli nie czujesz się na siłach, podziwiaj z daleka. Jeśli nie boisz
się ekspozycji, łap za łańcuch, schodź po drabince, wspinaj się po klamrach i
po powrocie pochwal się wszystkim, że został(aś)(eś) tambylcem ;)
P
P jak Pęksowy Brzyzek. Miejsce ciszy, gdzie
szumią liście na wietrze. Miejsce zadumy i spotkań z tymi, co niegdyś tworzyli
życie kulturalne na Podhalu.
P jak pasja. Bo trzeba mieć w życiu coś, co
pozwoli choć na chwilę zapomnieć o codziennym życiu.
P jak potrzeba. Zacytuję klasyka: „czasem
człowiek musi, bo inaczej się udusi”. Czasem w mieście tak mam…
P jak podróż. Nie ważne gdzie, nie ważne na jak
długo, nie ważne z kim, nie ważne czym. Ot tak, po prostu, bo lubię.
P jak Piątka. Fascynująca Dolina Pięciu Stawów
Polskich. Z każdej strony. Z poziomu szczytów i z poziomu lustra wody.
P jak przygoda. Każde wyjście w góry może nią być, bo
nigdy nie wiadomo co może nas spotkać na z pozoru prostej i dobrze nam znanej
trasie. Oby były to same przyjemne chwile.
P jak przyroda. W każdym jej wydaniu. Latającym,
pełzającym, skaczącym, dostojnie chodzącym a także pięknie kwitnącym i
pachnącym.
P jak ptaki. Wszystkie ze swoimi odgłosami.
Majestatyczne kruki, ciekawskie płochacze, tokujące cietrzewie czy pracowite
dzięcioły.
P jak potoki. Szumiące, przemijające i urocze. Dające ukojenie, gaszące nagłe pragnienie, ale też zdradzieckie, kiedy płyną szlakiem lub pod śniegiem.
R
R jak ratownicy TOPR. Bez nich poczucie
bezpieczeństwa bardzo by zmalało. Robią kawał dobrej roboty, zbyt często
narażając swoje życie dla innych.
R jak Rysy. Moje wieloletnie marzenie, które
wreszcie udało się zrealizować. Mozolnie wspinałam się by zobaczyć… mgłę. Tak
bywa.
R jak rozdroża. To do Ciebie zależy, w którą
stronę pójdziesz. Fajnie, że mamy wybór.
S
S jak szlaki. Czerwone, czarne, zielone, żółte i
niebieskie. Proste i kręte, w górę i w dół. Szlakowskazy jak dobry przewodnik –
pokażą odległość lub czas przejścia.
S jak sosny. Piękne, smukłe i łamiące się jak
zapałki po halnym.
S jak satysfakcja. Wejść, pooddychać powietrzem,
posiedzieć, pozachwycać się i zejść. I mieć radochę z tego, że się weszło na
szczyt. Albo, że pokonało się własne lęki.
S jak szczyt. Każdy, nawet najmniejszy. Bo każdy
może być celem do zrealizowania.
S jak swoboda. Każdy, kto idzie w góry ma
poczucie swobodnego, niczym nieskrępowanego podziwiania widoków, swobody
działania, pójścia w swoją drogę, swobody odbierania otoczenia.
S jak strach. Bo tylko głupi się nie boi. W
górach można pozostać na zawsze, choć plan zakładało się zupełnie inny.
S jak skrzypki. Ich dźwięk zawsze pobudzi mnie
do działania. A nogi same rwą się do podskoków.
Ś
Ś jak świstaki. I te ich tłuściutkie, śliczne
brzuszki i uśmiechnięte pyszczki. Upolowane w obiektyw aparatu cieszą
podwójnie.
Ś jak śmiech. Beztroski, dziecięcy, oznaczający
radość z zobaczenia czegoś niezwykłego.
T
T jak turysta. Uświadomiony lub zupełnie
nieprzygotowany. Zwykle spotykany na szlaku. Skupiony na drodze lub totalnie
wyluzowany. Cichy i pokorny lub wrzeszczący i idący całą szerokością. Skromnie
ubrany lub „na bogato”. Robiący zdjęcia aparatem fotograficznym lub pstrykający
selfie nad przepaścią.
T jak tłum. Czyli wszyscy turyści razem wzięci.
Początkujący lub zaawansowani. Zazwyczaj ci, co kończą swój bieg na schronisku
lub dolinie oraz ci, co stoją w kolejce do kolejki na Kasprowy Wierch, Gubałówkę czy przy wejściu na Giewont lub
parking na Palenicy. Nie uznający innych kierunków.
T jak trasa. Łagodna lub naszpikowana
ekspozycjami. Każda, która da nam to, czego potrzebujemy na dany moment.
T jak TPN. Tatrzański Park Narodowy, który dba o
przyrodę wysoko w górach, uświadamia turystów i śpieszy pomocą w razie
potrzeby.
T jak Tatry. Wszystkie bez wyjątku. Bo każde
mają swój urok. Wysokie za granit pod ręką i stopą, Zachodnie za łagodne stoki
i super widoki na strzeliste Wysokie, Bielskie za jeszcze tajemniczość przede
mną
U
U jak upór. Czasem
przydatny, by pokonać siebie. By zdobyć to, co się założyło.
W
W jak wędrówka. Najlepiej z plecakiem i aparatem
na szyi. Przed siebie. Przy jakiejś okazji lub bez celu. Wspinaczka górska po
szlakach to lek na całe zło.
W jak wiedza. Tej nigdy za wiele. Górska podczas
wycieczek przydać się może w najmniej oczekiwanym momencie.
W jak wrażenia. Nie do opisania, stan, gdy
brakuje słów, gdy jest ekstaza i uniesienie, ale i gdy pojawią się złe emocje.
Zdecydowanie wolę te pozytywne.
W jak wiatr. Ten, który czuję na twarzy, gdy jestem
powyżej 2 tys. m. n.p.m. i ten, który gwiżdże na halach i połoninach.
Z
Z jak zachwyt. Niezmienny dla Matki Natury za
to, co stworzyła. Dla gór, które są częścią tego pięknego świata.
Z jak zorganizowanie. Siebie, czasu, trasy.
Dobra organizacja wszystkiego eliminuje nerwy związane z nieprzewidzianymi
niespodziankami. Bo te włożyło się w dobry plan.
Z jak zapamiętanie. Zdarzeń, widoków, ludzi,
czasu, który już nie wróci.
Z jak złość. Na ludzką głupotę, na to, czego nie
można samemu zmienić, na to jak inni niszczą przyrodę.
Z jak Zakopane. Miasto-stolica Tatr, ze swoimi
zaletami i wadami. Architektura i ludzie, gwara i biurokracja. Wszystko. Nawet
korek na Zakopiance.
A Ty? Masz
coś, co ewidentnie kojarzy Ci się górskim tematem? Podziel się wspomnieniami w
komentarzach poniżej.
Szczęśliwego Nowego Roku!
HEJ!
I trudno się nie zgodzić!
OdpowiedzUsuńświetny tekst, lekki, mądry i "dobrze wchodzi"
Pozdrowienia na Nowy Rok - niech Ci się szczęści na szlaku i w codzienności.
Dziękuję i Tobie także, niech los sprzyja a słońce zawsze świeci. Dobrej, pozytywnej energii na cały Nowy Rok. Pozdrawiam :)
UsuńJak bym mógł, to tez bym się podpisał pod tym abecadłem, ale to nie dziwi, bo natury jestesmy podobnej :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku !
Wcale nie zdziwiłabym się gdyby okazało się, że jesteśmy spod tego samego znaku zodiaku😀.Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Szczęścia i miłości na codzień.
UsuńWspaniały alfabet skojarzeń.
OdpowiedzUsuńZdrowia i szczęścia w Nowym Roku 2017 :)
Avelino, Tobie także niech Nowy Rok przyniesie odpoczynek od trosk i zmartwień. Moc energii posyłam 😚
UsuńCudowny ALFABET z Górami. Nie byłam w górach - jest to moje ciche marzenie. Po obejrzeniu pięknych zdjęć i zapoznaniu się z treścią alfabetu czułam się, jak bym tam była. Pozdrawiam serdecznie z PODLASIA.
OdpowiedzUsuńMarzenia się spełniają, tylko trzeba w nie wierzyć. Kocham góry i uwielbiam Podlasie😍 Zapraszam do śledzenia bloga. Pozdrawiam serdecznie ☺️
Usuń