Pocztówka znad krawędzi,
czyli sentymentalny powrót
w Karkonosze
Jest 1985
lub 1986 r. Siedzę na ławce pod schroniskiem „Pod Łabskim Szczytem”. Czekam na
resztę mojej klasy, która wraz z opiekunami i moją Mamą została w tyle. Do
schroniska docieram jedna z pierwszych. Siadam i rozkoszuję się widokiem.
Jeszcze wtedy nie uświadamiam sobie, że właśnie od tego momentu zacznie się
moje wędrowanie po górach. Ba, nawet nie myślę jak jest dookoła pięknie. Liczy
się tylko jedno. Weszłam tu o własnych siłach, choć z tyłu głowy słyszę ciągle
podniesiony nieco głos Mamy, która mówi – „Pamiętaj, masz chore serce. Nie
wolno ci szarżować!”.
Przypomina
mi się mała opowiastka. Czy wiecie
dlaczego trzmiele latają, choć wbrew wszystkiemu nie mają prawa latać, bo ich
skrzydła nie mogą unieść ciężaru ciała owada? Bo nikt im nie powiedział, że nie
mogą!
No właśnie.
Mi z kolei stale powtarzano, że nie mogę, nie wolno mi, uważaj na siebie. Nikt
nie powiedział: możesz, spróbuj, uda się. Jestem w górach pierwszy raz. Z
klasową wycieczką. Co prawda to nie Himalaje, które oglądałam w czarno-białej
telewizji. Nie Tatry, które po kolejnych dziesięciu latach umiłuję tak bardzo.
Jestem w górach, gdzie wbrew temu, co sądziła moja Mama, wcale nie mam kłopotu
z sercem, wręcz przeciwnie, oddycha mi się całkiem dobrze. W przeciwieństwie do
Mamusi, która z wielką zadyszką wdrapuje się pod schronisko. No tak, papieroski
swoje robią…
Mam jeszcze
jedno wspomnienie, jak kolega przy strumieniu zostawił plecak z żywnością. Nie
mam jednak pewności, czy to było właśnie tu, podczas tej wycieczki. Reszta
wspomnień się zatarła. Pora było przypomnieć sobie te tereny i wrócić po
wspomnienia. Tym razem zapisać je na nowo, po prawie 30 latach… Nie ma już z
nami Mamy, dlatego w tej sentymentalnej wędrówce, towarzyszyła mi Marta. Byłam
od niej ze dwa lata młodsza, kiedy tędy wędrowałam. Niesamowite są te powroty
na stare szlaki. Dziś zapraszam na jeden z nich…
Od kilku dni
bawimy z Tuśką w Karkonoszach. To nasz krótki, wspólny urlopik, podczas którego
łapiemy punkty do kolejnej górskiej odznaki dla Marty. Tego dnia pogoda wydaje
się całkiem przyjemna, więc postanawiamy wybrać się na Śnieżne Kotły no i z
bliska spojrzeć na Łabski Szczyt.
Wędrówkę swą
zaczynamy tuż obok ładnego drogowskazu.
Żółty szlak to tzw. Stara Droga. Idzie się przyjemnie, droga jest w miarę równa. Po jakimś czasie pojawiają się kamienie i szlak wznosi się pod górkę. Pojawiają się też pierwsze okna widokowe. Oczywiście gdzieś pomiędzy drzewami widzimy nasz pierwszy cel, czyli schronisko „Pod Łabskim Szczytem”.
Bardziej w prawo widzimy Szrenicę i schronisko, w którym byłyśmy ze dwa dni wcześniej. Po drodze mijamy malowniczy Szrenicki Potok.
Żółty szlak to tzw. Stara Droga. Idzie się przyjemnie, droga jest w miarę równa. Po jakimś czasie pojawiają się kamienie i szlak wznosi się pod górkę. Pojawiają się też pierwsze okna widokowe. Oczywiście gdzieś pomiędzy drzewami widzimy nasz pierwszy cel, czyli schronisko „Pod Łabskim Szczytem”.
Bardziej w prawo widzimy Szrenicę i schronisko, w którym byłyśmy ze dwa dni wcześniej. Po drodze mijamy malowniczy Szrenicki Potok.
Trasę
urozmaicają nam Kukułcze Skały. To grupa granitowych skałek, które tworzą miłe
miejsce do odpoczynku. I tym razem zebrało się mnóstwo ludzi. Skałki te,
których jest trochę w Karkonoszach, sięgają do 25 m, wiążą się z legendami,
więc i nazwy dostały fantazyjne. Są właśnie Kukułcze Skały, Trzy Świnki,
Twarożnik czy Olbrzymy. Epoka lodowa nadała tym skałom ostateczny wygląd, choć
procesy atmosferyczne działają wciąż na te formy skalne. Przy Kukułczych
Skałach robimy małą przerwę na sesję foto. Stąd już bardzo blisko do
schroniska. Jakieś 40 minut. Martwią nas jednak chmury, które stadnie
nadciągają w tym samym kierunku, co i my. Strasznie towarzyskie są te chmury.
Kilka kroków
i już jesteśmy przy schronisku. Myśli wędrują do pierwszej mojej tu wizyty.
Niewiele pamiętam, a przez tyle lat to i otoczenie się zmieniło. Czuję radość w
sercu. Znów jestem w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. I tylko żal, że Mama
nie może tego widzieć.
Zachodzimy z
Martą do schroniska. W naszych książeczkach pojawiają się nowe pieczątki. Łapiemy
łyk herbaty. Chmury wiszą ciężko i nie zamierzają się podnieść. Z przykrością
informuję Tuśkę, że chyba nici z dzisiejszej atrakcji jaką są Śnieżne Kotły.
Siedzimy jeszcze chwilkę i chmury przerzedzają się nieco. Postanawiamy jednak
iść. Co będzie to będzie. Najwyżej nas zmoczy. Mamy w plecakach zestaw zimowy.
Powoli zmierzamy, udeptaną drogą, powyżej schroniska do Mokrego Rozdroża. Tam
kierujemy się wciąż za żółtymi szlakami. Po godzince mamy się znaleźć przy
dawnym schronisku a obecnie stacji przekaźnikowej, położonej tuż nad Śnieżnymi
Kotłami.
Schronisko "Pod Łabskim Szczytem", powyżej Mokre Rozdroże, na dalszym planie Szklarska Poręba i Izery
Wspinamy się
po kamieniach wąską ścieżką w coraz większej mgle. Miny nam rzędną. Chwilę
potem widzimy nasz cel. Najpierw nieśmiało wychyla się z mgły, by dosłownie
parę sekund później widzieć go doskonale. Nadzieja wlewa się w nasze serca.
Dochodzimy do Śląskiego Grzbietu, gdzie wiedzie czerwony szlak, Główny Szlak Sudecki. I znów widzimy jedynie mgłę. Do licha, to jest denerwujące. Mamy powtórkę z Babiej Góry, tylko wiatru i deszczu nam brakuje. Idziemy wytrwale dalej w kierunku stacji.
Siadamy tuż obok niej za wiatrochronem. Robi się zimno, dlatego nakładamy nasze zestawy zimowe. Łapiemy kolejny ciepły łyk herbaty i zagryzamy kanapkę. No trudno, nie będzie fantastycznych widoków. Przykrość wielka.
Dochodzimy do Śląskiego Grzbietu, gdzie wiedzie czerwony szlak, Główny Szlak Sudecki. I znów widzimy jedynie mgłę. Do licha, to jest denerwujące. Mamy powtórkę z Babiej Góry, tylko wiatru i deszczu nam brakuje. Idziemy wytrwale dalej w kierunku stacji.
Siadamy tuż obok niej za wiatrochronem. Robi się zimno, dlatego nakładamy nasze zestawy zimowe. Łapiemy kolejny ciepły łyk herbaty i zagryzamy kanapkę. No trudno, nie będzie fantastycznych widoków. Przykrość wielka.
W 1837 r.
hrabia Schaffgotsch postawił w Karkonoszach pierwsze schronisko
turystyczne „Nad Śnieżnymi Kotłami”.
Funkcjonowało ono do 1961 r. kiedy to utworzono tam radiowo-telewizyjną stację
przekaźnikową, funkcjonującą do dziś. Ot, taka ciekawostka. Na pocieszenie, skoro
nie mamy szczęścia do widoków znad krawędzi.
Kiedy
zakąszamy smuteczek kawałkiem czekoladki, mgła przerzedza się i naszym oczom
ukazuje się fragment Wielkiego Szyszaka (1509 m n.p.m.). Decyzja
natychmiastowa. Idziemy w jego kierunku, może w międzyczasie odsłoni się jedyny
alpejski widok w Karkonoszach. Do tego najbardziej malowniczy i stanowiący
wizytówkę tego terenu.
Okrążamy
Wielki Śnieżny Kocioł i stajemy w punktach widokowych. Naszym oczom ukazuje się
wspaniały widok. Jesteśmy oczarowane.
Śnieżne Kotły (niem. Schneegruben, czes. Sněžné Jámy) to polodowcowe kotły w Karkonoszach. Składają się z Małego i Wielkiego Śnieżnego Kotła, są poprzecinane żlebami. Mały Śnieżny Kocioł ma 300 m głębokości , jego ściany dochodzą do 100 m a jego dno leży na wysokości 1175 m n.p.m. Wielki Śnieżny Kocioł to 250 m głębokości, ściany sięgają 150 m a jego dno leży ok. 1245m n.p.m.
Na dnie Wielkiego Śnieżnego Kotła widać okresowe stawki, zwane Śnieżnymi Stawkami.
Na dnie Wielkiego Śnieżnego Kotła widać okresowe stawki, zwane Śnieżnymi Stawkami.
Piękny obraz. Z punktów widokowych przy dobrej pogodzie można rozkoszować się panoramą Gór Izerskich, Kaczawskich, Karkonoszy i Rudaw Janowickich. Dziś częściowo mamy te panoramy przesłonięte przez chmury, które uparcie przykleiły się do nieba. Ale i tak jesteśmy zachwycone.
Nad krawędzią wieje i tylko to jest głównym powodem, by podążać dalej. Wracamy pod stację, skąd znów wędrujemy GSS. Grzbietem idzie się łatwo i przyjemnie. Po drodze rozbieramy się stopniowo z zimowych zestawów. Po naszej lewej stronie rozciągają się widoki na czeskie Sudety.
Wreszcie docieramy do Łabskiego Szczytu (1471 m n.p.m.). Szlak wiedzie tuż obok samego wierzchołka, gdyż ten jest ścisłym rezerwatem. Łabski Szczyt, a po czesku Violik, jest ostoją pewnego gatunku porostów. Gdyby tysiące butów wdrapywały się codziennie na szczyt, zdeptałyby to cenne stanowisko. Dlatego robimy sobie pamiątkowe zdjęcia ze szlaku.
Dalsza droga wiedzie nas szerokim duktem, gdzie, jak zauważa Marta, idzie się bez zmęczenia. To sama przyjemność. Z daleka widać schronisko na Szrenicy, choć my do niego nie dojdziemy. Odbijemy w prawo na zielony szlak tuż przy Mokrej Przełęczy. I będziemy iść tzw. Mokrą Drogą aż do schroniska pod Łabskim Szczytem. Tym samym zatoczymy pętelkę.
Zanim docieramy na przełęcz, mijamy skalną formację, zwaną Twarożnikiem. To skała granitowa wysoka na 12,5 m, na której szczycie znajduje się słupek graniczny. Górny blok granitu w swym wyglądzie przypomina kawał sera, stąd też należy upatrywać pochodzenia nazwy tej skalnej formacji. Miejsce to było chętnie odwiedzane już w poprzednich stuleciach nawet przez kobiety, które w długich sukniach mogły się łatwo dostać na szlak i wędrować nim bez przeszkód. Można tu spocząć przy ławie i obserwować otoczenie Szrenicy.
My jednak podążamy w dół, kierujemy się za zielonymi szlakami. Przemierzamy teraz Szrenickie Mokradła. Podmokły teren można przejść suchą stopą dzięki ułożonym kładkom. Idziemy wśród zieleni, co jakiś czas stając i podziwiając widoki.
Po godzince znów jesteśmy pod schroniskiem "Pod Łabskim Szczytem". Krótki odpoczynek na zregenerowanie sił i powrót przyjemnych obrazów sprzed lat. Czas płynie jednak i musimy zebrać się w dalszą drogę. Mogłybyśmy wracać tym samym, żółtym, wygodnym szlakiem, ale po co? Jeśli można urozmaicać sobie wędrówkę, robimy to zawsze. I tym razem wybieramy szlak niebieski, zwany Czeską Ścieżką.
Przypominam sobie, że to właśnie tędy wchodziłam z klasową wycieczką. Wspomnienie o pozostawieniu plecaka przy strumieniu to właśnie było na tym szlaku. Jestem podekscytowana, że znów przejdę po swych własnych śladach.
Początkowy radosny nastrój szybko się nam ulatnia. Szlak jest kosmicznie błotnisty. Do tego pełno kamieni, korzeni, łatwo pojechać na błotku. Zdecydowanie szlak przez las nie dostarcza nam już pozytywnych emocji.
Mniej więcej na wysokości przed Czeską Kładką szlak przecina droga, będąca jednocześnie szlakiem rowerowym. Decydujemy z Tuśką, że dalsze podążanie niebieskim szlakiem nie jest zbyt przyjazne, wobec czego skręcamy na drogę i kierujemy się nią do żółtego, znanego nam z rana, szlaku. Spokojnie dochodzimy do szlaku, którym z gór, schodzą już inni turyści. Czujemy się już pewniej i po kilku minutach jesteśmy już przy Muzeum Mineralogicznym, czyli na obrzeżach Szklarskiej Poręby.
Z uśmiechem na ustach zachodzimy do Karkonoskiej Karczmy, w której polubiłyśmy się stołować. Obiadek wchodzi gładko. Czekając na niego, przeżywamy na nowo dzisiejszą trasę. Zrobiłyśmy taką "ósemkę" patrząc na mapę i szlaki. Jesteśmy bardzo zadowolone. Miałyśmy mnóstwo szczęścia.
Na koniec dnia, zanim wrócimy na kwaterę, by przeczytać o dalszych szaleństwach panny Ewy, fundujemy sobie gofry. Cieplutkie, z mnóstwem owoców, polewy i bitej śmietany. Na samo ich wspomnienie leci mi ślinka. Taka mała nagroda za dzisiejszy trud wędrówki.
I kolejny dzień w polskich Karkonoszach wkładam do rozdziału udanych dni i fajnych tras. Oby było ich jak najwięcej.
HEJ!
Oj Duśka, ale dałyście z kopytek :-) Piękny szlak, szkoda tylko tego niebieskiego, zupełnie zaniedbany. My się władowaliśmy, jak schodziliśmy spod Snieżnych Kotłów w taki survivalowy szlak, którego prawie nie było widać. Przez chaszcze, ruchome kamienie, błoto. Gałęzie łapały za włosy, w pewnym momencie trzeba było iść prawie na czworakach. Humor nam wtedy dopisywał iście angielski :-) Dzięki za opowieść o moich ukochanych górach! jb.
OdpowiedzUsuńKochana, to taki noworoczny prezencik dla Cię w podzięce za zdjęcie, o którym rozmawiało się przy Wigilijnym stole ;)A poważnie to z nas takie piechurki są, a kopytkami to ja przebieram zawsze, przeca wiesz ;)Szlak, o którym wspominasz to jak się domyślam zielony prowadzący obok Śnieżnych Stawków. Coś wspominali o nim turyści na szlaku, teraz wiem dlaczego :)
UsuńFajna wycieczka, z dużym elementem wspomnień :) Ciekawe jak ja będę wspominał swoje pierwsze szlaki za pewien czas. Bo taka perspektywa zmienia punkt widzenia ;)
OdpowiedzUsuńOj, i to bardzo :) Ale zazwyczaj są to miłe wspomnienia. Kiedyś inaczej się chodziło po górach, teraz inaczej. Ale zawsze pozostaje sentyment. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPiękna opowieść z pięknych miejsc. Nie ma gorszej rzeczy niż dobrać sobie do głowy że coś tam z sercem, płucami itp. Uziemi, podetnie skrzydła i człowiek zamiast żyć, życie symuluje.
OdpowiedzUsuńPs. Przyznaj się poszłyście szukać tego plecaka z wyżerką. ;)
To prawda, choć wszelkie zakazy wynikają zapewne z ochrony, troski i miłości. A co do wyżerki :) to pewnie po tylu latach obchodziłabym je z daleka, bo zapach wystraszyłby nawet niedźwiedzia ;)Serdeczności :)
UsuńPełna wspomnień wycieczka. Karkonosze to często niedoceniane góry, liczą się Tatry, może jeszcze Bieszczady. Tymczasem tutaj idąc w miarę łatwymi szlakami spotykamy niezwykle zróżnicowaną rzeźbę terenu, wiele malowniczych, niespotykanych gdzie indziej atrakcji i to na stosunkowo małej przestrzeni. Ostańce skalne, liczne wodospady, kotły polodowcowe z malowniczymi jeziorkami. Do tego jeszcze nie są tak zatłoczone. Sama przyjemność wędrowania. Co do wspomnień, to całkiem niedawno, po blisko trzydziestu latach również odwiedziłem Karkonosze. Wszystko co napisałaś o tych górach to prawda. Nawet pogodę miałem podobną. Lubie takie powroty, teraz myślę o Bieszczadach, ale jesienną porą. Może w tym roku się uda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
To prawda. Nawet nie wchodząc wysoko ma się tu ładne widoki a do tego satysfakcję. W czasie mojej pierwszej wizyty w Karkonoszach, chyba ta satysfakcja liczyła się bardziej. Bieszczady są dla mnie jeszcze tajemnicze. Byłam tam dawno ale raczej nie chodziłam po szlakach. Przyjdzie czas, że zawitam w te rejony. A jeśli Tobie się uda pierwszemu, to najpierw poczytam Twoje wspomnienia😄. Uściski!
OdpowiedzUsuńFajnie wrócić po latach w miejsca widziane w latach dzieciństwa. Ja osobiście w tak wczesnym okresie życia bywałem w Bieszczadach, które dziś już są zupełnie inne. Życzę powodzenia w zbieraniu punktów. Ja nie mam ani jednego, zaniedbałem to kiedyś i dziś nie znajdowałbym już czasu na zdobycie raz jeszcze wszystkiego co przynajmniej udało się uwiecznić na zdjęciach, ale mam jeszcze szanse na wszystkie koronne szczyty gór Ukrainy. Parę jeszcze brakuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie
Podróż iście sentymentalna. A jeśli chodzi o zbieranie punktów to tylko Tusia zbierała, cioci starczy mała złota odznaka GOT ;)Kibicuję Ci w czasie tych wędrówek przez dzikie Karpaty i dzięki Tobie odkrywam je dla siebie. Także jesteśmy na szlaku :) Uściski!
UsuńAleż potężny i ciekawy post. Pogoda jak widać dopisała :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję bardzo! Pogoda droczyła się z nami ale ogólnie dopisała :) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń