O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

środa, 4 stycznia 2017

Karkonosze - Łabski Szczyt i Śnieżne Kotły

Pocztówka znad krawędzi,
czyli sentymentalny powrót
w Karkonosze 

Jest 1985 lub 1986 r. Siedzę na ławce pod schroniskiem „Pod Łabskim Szczytem”. Czekam na resztę mojej klasy, która wraz z opiekunami i moją Mamą została w tyle. Do schroniska docieram jedna z pierwszych. Siadam i rozkoszuję się widokiem. Jeszcze wtedy nie uświadamiam sobie, że właśnie od tego momentu zacznie się moje wędrowanie po górach. Ba, nawet nie myślę jak jest dookoła pięknie. Liczy się tylko jedno. Weszłam tu o własnych siłach, choć z tyłu głowy słyszę ciągle podniesiony nieco głos Mamy, która mówi – „Pamiętaj, masz chore serce. Nie wolno ci szarżować!”.
Przypomina mi się mała opowiastka.  Czy wiecie dlaczego trzmiele latają, choć wbrew wszystkiemu nie mają prawa latać, bo ich skrzydła nie mogą unieść ciężaru ciała owada? Bo nikt im nie powiedział, że nie mogą!
No właśnie. Mi z kolei stale powtarzano, że nie mogę, nie wolno mi, uważaj na siebie. Nikt nie powiedział: możesz, spróbuj, uda się. Jestem w górach pierwszy raz. Z klasową wycieczką. Co prawda to nie Himalaje, które oglądałam w czarno-białej telewizji. Nie Tatry, które po kolejnych dziesięciu latach umiłuję tak bardzo. Jestem w górach, gdzie wbrew temu, co sądziła moja Mama, wcale nie mam kłopotu z sercem, wręcz przeciwnie, oddycha mi się całkiem dobrze. W przeciwieństwie do Mamusi, która z wielką zadyszką wdrapuje się pod schronisko. No tak, papieroski swoje robią…
Mam jeszcze jedno wspomnienie, jak kolega przy strumieniu zostawił plecak z żywnością. Nie mam jednak pewności, czy to było właśnie tu, podczas tej wycieczki. Reszta wspomnień się zatarła. Pora było przypomnieć sobie te tereny i wrócić po wspomnienia. Tym razem zapisać je na nowo, po prawie 30 latach… Nie ma już z nami Mamy, dlatego w tej sentymentalnej wędrówce, towarzyszyła mi Marta. Byłam od niej ze dwa lata młodsza, kiedy tędy wędrowałam. Niesamowite są te powroty na stare szlaki. Dziś zapraszam na jeden z nich…
Od kilku dni bawimy z Tuśką w Karkonoszach. To nasz krótki, wspólny urlopik, podczas którego łapiemy punkty do kolejnej górskiej odznaki dla Marty. Tego dnia pogoda wydaje się całkiem przyjemna, więc postanawiamy wybrać się na Śnieżne Kotły no i z bliska spojrzeć na Łabski Szczyt.
Wędrówkę swą zaczynamy tuż obok ładnego drogowskazu.


Początek szlaku za ładnym drogowskazem


Żółty szlak to tzw. Stara Droga. Idzie się przyjemnie, droga jest w miarę równa. Po jakimś czasie pojawiają się kamienie i szlak wznosi się pod górkę. Pojawiają się też pierwsze okna widokowe. Oczywiście gdzieś pomiędzy drzewami widzimy nasz pierwszy cel, czyli schronisko „Pod Łabskim Szczytem”.


Szlak wiedzie początkowo lasem,  szerokim duktem



Gdzieś daleko po lewej stronie widać nasz pierwszy cel - schronisko "Pod Łabskim Szczytem"



Szlak przeradza się w kamienisty na pewnym odcinku



Pod osłoną drzew idzie się przyjemnie



Po kamieniach i pod górkę


Bardziej w prawo widzimy Szrenicę i schronisko, w którym byłyśmy ze dwa dni wcześniej. Po drodze mijamy malowniczy Szrenicki Potok.


Szlakowskaz na Starej Drodze



Powoli wyłaniają się za plecami pierwsze okna widokowe



Przy Szrenickim Potoku



Schronisko na Szrenicy z lewej, wyciąg na Szrenicę z prawej


Trasę urozmaicają nam Kukułcze Skały. To grupa granitowych skałek, które tworzą miłe miejsce do odpoczynku. I tym razem zebrało się mnóstwo ludzi. Skałki te, których jest trochę w Karkonoszach, sięgają do 25 m, wiążą się z legendami, więc i nazwy dostały fantazyjne. Są właśnie Kukułcze Skały, Trzy Świnki, Twarożnik czy Olbrzymy. Epoka lodowa nadała tym skałom ostateczny wygląd, choć procesy atmosferyczne działają wciąż na te formy skalne. Przy Kukułczych Skałach robimy małą przerwę na sesję foto. Stąd już bardzo blisko do schroniska. Jakieś 40 minut. Martwią nas jednak chmury, które stadnie nadciągają w tym samym kierunku, co i my. Strasznie towarzyskie są te chmury.


Na horyzoncie Kukułcze Skały



Kukułcze Skały



Widok na Szrenicę spod Kukułczych Skał



Przy skałkach z widokiem na Szrenicę



Pogórze Izerskie, gdzieś w dole za krzaczkami, Szklarska Poręba



Izery i fragment Kotliny Jeleniogórskiej



Widok na Borówczane Skały



Gdzieś tam zaginiony w akcji Wielki Szyszak...


Kilka kroków i już jesteśmy przy schronisku. Myśli wędrują do pierwszej mojej tu wizyty. Niewiele pamiętam, a przez tyle lat to i otoczenie się zmieniło. Czuję radość w sercu. Znów jestem w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. I tylko żal, że Mama nie może tego widzieć.


Zabudowania schroniska i wielka mgła w roli głównej



Jeszcze kilka kroków i jesteśmy pod schroniskiem



Tędy powiedzie nas droga powrotna



Powrót w to miejsce po latach...



Szlakowskaz przy schronisku



Mała tabliczka a tyle radości w sercu



Pod schroniskiem "Pod Łabskim Szczytem"


Zachodzimy z Martą do schroniska. W naszych książeczkach pojawiają się nowe pieczątki. Łapiemy łyk herbaty. Chmury wiszą ciężko i nie zamierzają się podnieść. Z przykrością informuję Tuśkę, że chyba nici z dzisiejszej atrakcji jaką są Śnieżne Kotły. Siedzimy jeszcze chwilkę i chmury przerzedzają się nieco. Postanawiamy jednak iść. Co będzie to będzie. Najwyżej nas zmoczy. Mamy w plecakach zestaw zimowy. Powoli zmierzamy, udeptaną drogą, powyżej schroniska do Mokrego Rozdroża. Tam kierujemy się wciąż za żółtymi szlakami. Po godzince mamy się znaleźć przy dawnym schronisku a obecnie stacji przekaźnikowej, położonej tuż nad Śnieżnymi Kotłami.


Po schodach do Mokrego Rozdroża



Szlakowskaz przy Mokrym Rozdrożu



Pogórze Izerskie



Schronisko "Pod Łabskim Szczytem", powyżej Mokre Rozdroże, na dalszym planie Szklarska Poręba i Izery



Szrenica



Izery i fragment Kotliny Jeleniogórskiej


Wspinamy się po kamieniach wąską ścieżką w coraz większej mgle. Miny nam rzędną. Chwilę potem widzimy nasz cel. Najpierw nieśmiało wychyla się z mgły, by dosłownie parę sekund później widzieć go doskonale. Nadzieja wlewa się w nasze serca.


Na szlaku 



Kamienista dróżka prowadząca ku Śląskiemu Grzbietowi



W dole schronisko "Pod Łabskim Szczytem" a na górze nieziemsko towarzyska chmura...



Nasz kolejny cel w chmurach...



... i parę sekund później



Karkonosze po stronie czeskiej



Czeskie Karkonosze


Dochodzimy do Śląskiego Grzbietu, gdzie wiedzie czerwony szlak, Główny Szlak Sudecki. I znów widzimy jedynie mgłę. Do licha, to jest denerwujące. Mamy powtórkę z Babiej Góry, tylko wiatru i deszczu nam brakuje. Idziemy wytrwale dalej w kierunku stacji.


Szlakowskaz na Śląskim Grzbiecie



Główny Szlak Sudecki czyli GSS we mgle



Coraz bliżej stacji przekaźnikowej


Siadamy tuż obok niej za wiatrochronem. Robi się zimno, dlatego nakładamy nasze zestawy zimowe. Łapiemy kolejny ciepły łyk herbaty i zagryzamy kanapkę. No trudno, nie będzie fantastycznych widoków. Przykrość wielka.
W 1837 r. hrabia Schaffgotsch postawił w Karkonoszach pierwsze schronisko turystyczne  „Nad Śnieżnymi Kotłami”. Funkcjonowało ono do 1961 r. kiedy to utworzono tam radiowo-telewizyjną stację przekaźnikową, funkcjonującą do dziś. Ot, taka ciekawostka. Na pocieszenie, skoro nie mamy szczęścia do widoków znad krawędzi.


Pod stacją, dawniej schroniskiem


Kiedy zakąszamy smuteczek kawałkiem czekoladki, mgła przerzedza się i naszym oczom ukazuje się fragment Wielkiego Szyszaka (1509 m n.p.m.). Decyzja natychmiastowa. Idziemy w jego kierunku, może w międzyczasie odsłoni się jedyny alpejski widok w Karkonoszach. Do tego najbardziej malowniczy i stanowiący wizytówkę tego terenu.


Czyżby mgła postanowiła się podnieść a chmura pójść sobie?



Wielki Szyszak



Śnieżne Kotły od strony stacji przekaźnikowej


Okrążamy Wielki Śnieżny Kocioł i stajemy w punktach widokowych. Naszym oczom ukazuje się wspaniały widok. Jesteśmy oczarowane.


Wielki Szyszak i Śnieżne Kotły - widok od strony stacji przekaźnikowej



Na tle Wielkiego Szyszaka



Stacja przekaźnikowa ze szlaku w kierunku Wielkiego Szyszaka


Śnieżne Kotły (niem. Schneegruben, czes. Sněžné Jámy)  to polodowcowe kotły w Karkonoszach. Składają się  z Małego i Wielkiego Śnieżnego Kotła, są poprzecinane żlebami. Mały Śnieżny Kocioł ma 300 m głębokości , jego ściany dochodzą do 100 m a jego dno leży na wysokości 1175 m n.p.m. Wielki Śnieżny Kocioł to 250 m głębokości, ściany sięgają 150 m a jego dno leży ok. 1245m n.p.m.
Na dnie Wielkiego Śnieżnego Kotła widać okresowe stawki, zwane Śnieżnymi Stawkami.  


Śnieżne Stawki na dnie Wielkiego Śnieżnego Kotła

Piękny obraz. Z punktów widokowych przy dobrej pogodzie można rozkoszować się panoramą Gór Izerskich, Kaczawskich, Karkonoszy i Rudaw Janowickich. Dziś częściowo mamy te panoramy przesłonięte przez chmury, które uparcie przykleiły się do nieba. Ale i tak jesteśmy zachwycone.


Przy pierwszym punkcie widokowym...



...sesja razem i osobno



... banan na ustach :)



rzut oka na stronę czeską



Szlakowskaz na GSS



Nad krawędzią



Nie ma wątpliwości gdzie jesteśmy



Pocztówka znad krawędzi



Widok ze Śnieżnych Kotłów na stację przekaźnikową to kwintesencja Karkonoszy w tych rejonach



Śnieżne Stawki w Wielkim Śnieżnym Kotle 



Skalne urwisko w Śnieżnych Kotłach


Najbardziej znany widok Śnieżnych Kotłów

Nad krawędzią wieje i tylko to jest głównym powodem, by podążać dalej. Wracamy pod stację, skąd znów wędrujemy GSS. Grzbietem idzie się łatwo i przyjemnie. Po drodze rozbieramy się stopniowo z zimowych zestawów. Po naszej lewej stronie rozciągają się widoki na czeskie Sudety.


Powrót pod stację przekaźnikową



Śląski Grzbiet



Fragment GSS im. M. Orłowicza



Przestrzeń to tu się czuje...


Wreszcie docieramy do Łabskiego Szczytu (1471 m n.p.m.). Szlak wiedzie tuż obok samego wierzchołka, gdyż ten jest ścisłym rezerwatem. Łabski Szczyt, a po czesku Violik, jest ostoją pewnego gatunku porostów. Gdyby tysiące butów wdrapywały się codziennie na szczyt, zdeptałyby to cenne stanowisko. Dlatego robimy sobie pamiątkowe zdjęcia ze szlaku.


Łabski Szczyt



Tabliczka informująca o rezerwacie ścisłym szczytu łabskiego (chyba pisali ją Czesi :))


Pamiątkowa fotka przy Łabskim Szczycie

Dalsza droga wiedzie nas szerokim duktem, gdzie, jak zauważa Marta, idzie się bez zmęczenia. To sama przyjemność. Z daleka widać schronisko na Szrenicy, choć my do niego nie dojdziemy. Odbijemy w prawo na zielony szlak tuż przy Mokrej Przełęczy. I będziemy iść tzw. Mokrą Drogą aż do schroniska pod Łabskim Szczytem. Tym samym zatoczymy pętelkę.


Łabski Szczyt pozostaje za plecami



A przed nami schronisko na Szrenicy



W miejscu, gdzie szlak wiedzie na czeską stronę do żródeł Łaby



Ach te sudeckie szlakowskazy - ile to zajmie czasu? :) I weź tu bądź mądry :)



Widok z GSS na Łabski Szczyt z lewej i stację nad Śnieżnymi Kotłami po prawej



Główny szlak sudecki



Na szlaku czerwonym - z prawej widoczna Szrenica

Zanim docieramy na przełęcz, mijamy skalną formację, zwaną Twarożnikiem. To skała granitowa wysoka na 12,5 m, na której szczycie znajduje się słupek graniczny. Górny blok granitu w swym wyglądzie przypomina kawał sera, stąd też należy upatrywać pochodzenia nazwy tej skalnej formacji. Miejsce to było chętnie odwiedzane już w poprzednich stuleciach nawet przez kobiety, które w długich sukniach mogły się łatwo dostać na szlak i wędrować  nim bez przeszkód. Można tu spocząć przy ławie i obserwować otoczenie Szrenicy.


Szrenica i z lewej Twarożnik



Twarożnik



Słupek graniczny znajduje się na czubku skałki



Skalne formacje Twarożnika i Szrenica w tle



GSS i formacja skalna Trzy Świnki



Karkonoskie klimaty



Twarożnik już za plecami...


My jednak podążamy w dół, kierujemy się za zielonymi szlakami. Przemierzamy teraz Szrenickie Mokradła. Podmokły teren można przejść suchą stopą dzięki ułożonym kładkom. Idziemy wśród zieleni, co jakiś czas stając i podziwiając widoki.


Szlakowskaz przy Mokrej Przełęczy



Mokra Przełęcz. Od tej pory obieramy zielony szlak



Początek zielonego szlaku



Kotlina Jeleniogórska



Wydaje się, że zawracamy. I prawie tak jest :)



Na szlaku szczęście na buźce wypisane :)



Część szlaku prowadzi po kładkach



Szklarska Poręba i Góry Izerskie powyżej niej

Po godzince znów jesteśmy pod schroniskiem "Pod Łabskim Szczytem". Krótki odpoczynek na zregenerowanie sił i powrót przyjemnych obrazów sprzed lat. Czas płynie jednak i musimy zebrać się w dalszą drogę. Mogłybyśmy wracać tym samym, żółtym, wygodnym szlakiem, ale po co? Jeśli można urozmaicać sobie wędrówkę, robimy to zawsze. I tym razem wybieramy szlak niebieski, zwany Czeską Ścieżką. 
Przypominam sobie, że to właśnie tędy wchodziłam z klasową wycieczką. Wspomnienie o pozostawieniu plecaka przy strumieniu to właśnie było na tym szlaku. Jestem podekscytowana, że znów przejdę po swych własnych śladach.


Tym razem na szlaku niebieskim 



Szlak niebieski czyli Czeska Ścieżka



Wchodzimy w las



Kładka nad potokiem ( to tu kolega zostawił plecak z żarciem w latach 80. XX w. :))



Wszystko trochę zarosło, ale potok wciąż ześlizguje się po kamieniach

Początkowy radosny nastrój szybko się nam ulatnia. Szlak jest kosmicznie błotnisty. Do tego pełno kamieni, korzeni, łatwo pojechać na błotku. Zdecydowanie szlak przez las nie dostarcza nam już pozytywnych emocji.


Zaczyna się fajnie... :(



Potem jeszcze fajniej...



 I nawet wciąga...



No tu to już mamy dość

Mniej więcej na wysokości przed Czeską Kładką szlak przecina droga, będąca jednocześnie szlakiem rowerowym. Decydujemy z Tuśką, że dalsze podążanie niebieskim szlakiem nie jest zbyt przyjazne, wobec czego skręcamy na drogę i kierujemy się nią do żółtego, znanego nam z rana, szlaku. Spokojnie dochodzimy do szlaku, którym z gór, schodzą już inni turyści. Czujemy się już pewniej i po kilku minutach jesteśmy już przy Muzeum Mineralogicznym, czyli na obrzeżach Szklarskiej Poręby.


Szlak rowerowy, którym dostajemy się znów do żółtego szlaku turystycznego


Z uśmiechem na ustach zachodzimy do Karkonoskiej Karczmy, w której polubiłyśmy się stołować. Obiadek wchodzi gładko. Czekając na niego, przeżywamy na nowo dzisiejszą trasę. Zrobiłyśmy taką "ósemkę" patrząc na mapę i szlaki. Jesteśmy bardzo zadowolone. Miałyśmy mnóstwo szczęścia.
Na koniec dnia, zanim wrócimy na kwaterę, by przeczytać o dalszych szaleństwach panny Ewy, fundujemy sobie gofry. Cieplutkie, z mnóstwem owoców, polewy i bitej śmietany. Na samo ich wspomnienie leci mi ślinka. Taka mała nagroda za dzisiejszy trud wędrówki.


Moja nagroda za dzisiejszy dzień



A tu nagroda Tuśki :)

I kolejny dzień w polskich Karkonoszach wkładam do rozdziału udanych dni i fajnych tras. Oby było ich jak najwięcej.   
                      HEJ!



12 komentarzy:

  1. Oj Duśka, ale dałyście z kopytek :-) Piękny szlak, szkoda tylko tego niebieskiego, zupełnie zaniedbany. My się władowaliśmy, jak schodziliśmy spod Snieżnych Kotłów w taki survivalowy szlak, którego prawie nie było widać. Przez chaszcze, ruchome kamienie, błoto. Gałęzie łapały za włosy, w pewnym momencie trzeba było iść prawie na czworakach. Humor nam wtedy dopisywał iście angielski :-) Dzięki za opowieść o moich ukochanych górach! jb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, to taki noworoczny prezencik dla Cię w podzięce za zdjęcie, o którym rozmawiało się przy Wigilijnym stole ;)A poważnie to z nas takie piechurki są, a kopytkami to ja przebieram zawsze, przeca wiesz ;)Szlak, o którym wspominasz to jak się domyślam zielony prowadzący obok Śnieżnych Stawków. Coś wspominali o nim turyści na szlaku, teraz wiem dlaczego :)

      Usuń
  2. Fajna wycieczka, z dużym elementem wspomnień :) Ciekawe jak ja będę wspominał swoje pierwsze szlaki za pewien czas. Bo taka perspektywa zmienia punkt widzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, i to bardzo :) Ale zazwyczaj są to miłe wspomnienia. Kiedyś inaczej się chodziło po górach, teraz inaczej. Ale zawsze pozostaje sentyment. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Piękna opowieść z pięknych miejsc. Nie ma gorszej rzeczy niż dobrać sobie do głowy że coś tam z sercem, płucami itp. Uziemi, podetnie skrzydła i człowiek zamiast żyć, życie symuluje.
    Ps. Przyznaj się poszłyście szukać tego plecaka z wyżerką. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, choć wszelkie zakazy wynikają zapewne z ochrony, troski i miłości. A co do wyżerki :) to pewnie po tylu latach obchodziłabym je z daleka, bo zapach wystraszyłby nawet niedźwiedzia ;)Serdeczności :)

      Usuń
  4. Pełna wspomnień wycieczka. Karkonosze to często niedoceniane góry, liczą się Tatry, może jeszcze Bieszczady. Tymczasem tutaj idąc w miarę łatwymi szlakami spotykamy niezwykle zróżnicowaną rzeźbę terenu, wiele malowniczych, niespotykanych gdzie indziej atrakcji i to na stosunkowo małej przestrzeni. Ostańce skalne, liczne wodospady, kotły polodowcowe z malowniczymi jeziorkami. Do tego jeszcze nie są tak zatłoczone. Sama przyjemność wędrowania. Co do wspomnień, to całkiem niedawno, po blisko trzydziestu latach również odwiedziłem Karkonosze. Wszystko co napisałaś o tych górach to prawda. Nawet pogodę miałem podobną. Lubie takie powroty, teraz myślę o Bieszczadach, ale jesienną porą. Może w tym roku się uda.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda. Nawet nie wchodząc wysoko ma się tu ładne widoki a do tego satysfakcję. W czasie mojej pierwszej wizyty w Karkonoszach, chyba ta satysfakcja liczyła się bardziej. Bieszczady są dla mnie jeszcze tajemnicze. Byłam tam dawno ale raczej nie chodziłam po szlakach. Przyjdzie czas, że zawitam w te rejony. A jeśli Tobie się uda pierwszemu, to najpierw poczytam Twoje wspomnienia😄. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie wrócić po latach w miejsca widziane w latach dzieciństwa. Ja osobiście w tak wczesnym okresie życia bywałem w Bieszczadach, które dziś już są zupełnie inne. Życzę powodzenia w zbieraniu punktów. Ja nie mam ani jednego, zaniedbałem to kiedyś i dziś nie znajdowałbym już czasu na zdobycie raz jeszcze wszystkiego co przynajmniej udało się uwiecznić na zdjęciach, ale mam jeszcze szanse na wszystkie koronne szczyty gór Ukrainy. Parę jeszcze brakuje.
    Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróż iście sentymentalna. A jeśli chodzi o zbieranie punktów to tylko Tusia zbierała, cioci starczy mała złota odznaka GOT ;)Kibicuję Ci w czasie tych wędrówek przez dzikie Karpaty i dzięki Tobie odkrywam je dla siebie. Także jesteśmy na szlaku :) Uściski!

      Usuń
  7. Ależ potężny i ciekawy post. Pogoda jak widać dopisała :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Pogoda droczyła się z nami ale ogólnie dopisała :) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń