O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

piątek, 21 kwietnia 2017

W królestwie ptaków

Ptasie gody,
czyli opowieść o tym,
jak Duśkę biebrznęło…

Trzeba być ostro biebrzniętym, żeby przy temperaturze ledwo wystającej ponad 5 stopni, jechać na rozlewiska i bagna, by podglądać ptaki. A konkretnie ich zaloty, umizgi a nawet, o zgrozo!, stosunki. A wszystko to przy wiejącym, porywistym chwilami, wietrze oraz siąpiącym, co jakiś czas z nieba, deszczem. Tak, to mnie tak pobiebrzyło… Gorzej, bo wciągnęłam w to również moją siostrę, znaną Wam z tatrzańskich opisów – Agę. Nic nie poradzę, że od dawna obserwowałam ptaki, bo zwyczajnie uważam, że wraz z drzewami, to one się po prostu udały Panu Bogu. Do ornitologów mi daleko, ale po tym wyjeździe coś już wiem. A dokładniej, że wciąż mało wiem.
Połowa marca to doskonały czas, by nawet mało spostrzegawczy widz mógł zaobserwować, że coś w przyrodzie drgnęło po zimie. Powstał jakiś ruch w interesie. Nawet najbardziej zaspany człowiek, otępiały po zimowych przymrozkach, czuje w kościach cudowną przemianę, jak tylko padną nań pierwsze promienie słońca. Myślicie, że ptactwo inaczej to odbiera? Jesteście w błędzie. Ono dodatkowo obwieści to na tysiąc sposobów, głośno i wyraźnie. No bo przecież trzeba zrobić wiosenne porządki i naprawić po zimie gniazdo, pokłócić się o miejscówkę z tymi, co przylatują po zimowych feriach w Egipcie czy innej Afryce, wreszcie zadbać o przedłużenie gatunku, czyli wystroić się w piórka i dokonać niezbędnego przeglądu swej krtani. Wiosna nadchodzi a wraz z nią łączenie się w pary, czasem na całe życie. A czasem, uwaga – będzie brutalnie – żeby się jedynie bzyknąć i zostawić samiczkę na jajkach a o potomstwie zapomnieć. Że też nie wiedzą takie ptaszki o zmianie przepisów i ściganiu takich, co nie płacą alimentów. A dzieci dzioby otwierają i piszczą, że głodne. I nie pomoże tu 500+ J
W takich oto okolicznościach przyrody wybrałam się na Bagna Biebrzańskie.







Specjalnie na ten cel, nabyłam drogą kupna, kalosze. I dziękowałam mojej przezorności, która mieszka gdzieś między sercem a rozumem, a która nakazała mi zabrać czapkę, szalik i rękawiczki.


Moja przezorność się opłaciła


Bagna Biebrzańskie objęte są ochroną jako największy powierzchniowo park narodowy w Polsce. Tu znajdują się, najbardziej rozległe w Europie Środkowej, torfowiska. Jest to także jedna z największych ostoi ptactwa wodnego a także dzikiej przyrody w Europie. To tu przylatuje albo robi sobie przystanek w trasie ponad 250 gatunków ptaków. Części z nich nie sposób zaobserwować gołym okiem, bowiem posiadły cudowny sposób na maskowanie swych siedzib.































Największe wrażenie robią na ptasich laikach ( to o mnie) duże ptaszyska, które dumnie kroczą po polach lub krążą nad stadem. Ci bardziej doświadczeni, znaczy się ornitolodzy, nie ptaki, cieszą się z obserwacji tych najbardziej zagrożonych wymarciem. Jednym słowem wszyscy są tak samo biebrznięci. A sprzyjają temu liczne punkty widokowe, ambony, wzniesienia i inne naturalne miejsca, które umożliwiają obserwację ptasich skupisk.






Ciężko wypatrzeć tu ptaki, ale tam są, naprawdę :)






Piękne żeremia bobrów



Tu najlepiej widać jaką robotę wykonał ten bobrzy inżynier. Szkoda tak pięknego drzewa



I kolejne żeremia, a między patykami i trawami zamaskowana kaczka :)



Tak, tam są mewy śmieszki :)

W utworzonym w 1993 r. Biebrzańskim Parku Narodowym swoje domostwa mają także inni przedstawiciele świata fauny, jak wilki, rysie, bobry czy wydry. I oczywiście ON – król bagien – ŁOŚ. Jechałam więc, przez bagienne tereny, wypatrując ŁOŚtrożnie tego wspaniałego ssaka. Ponieważ cała Dolina Biebrzy jest wielka, można swoje obserwacje podzielić na kawałki. Tym razem skupiłam się na objechaniu krawędzi tzw. Basenu Południowego Kotliny Biebrzańskiej. Zatem zapraszam na wycieczkę po bagnach, które, jak wiemy, wciągają…





Trasa przebyta to mniej więcej jak idzie czerwona granica biebrzańskich bagien od lewego dołu
do góry i czarnej kreski przecinającej rozlewiska Biebrzy i potem od prawej góry do dołu
aż do praktycznie tego samego punktu z lewej strony :)









Trasa, którą pokonałam jak natura chciała, czyli autokarem, zapętliła się wokół bagien, torfowisk, leśnych ostępów i ludzkich siedzib. Pierwszy postój przy Bagnie Ławki, był przy punkcie widokowym w miejscowości Burzyn. Miejsce to nazwano imieniem Wiktora Wołkowa (ur. w 1942r., zm. w 2012r.). Był to członek Polskiego Związku Artystów Fotografików. Rozsławiał swoimi zdjęciami urodę przyrody Podlasia. Dolinę Biebrzy ukochał sobie, zatrzymując w kadrze wszystkie jej odmiany na tle pór roku.











Tutaj niestety nie zaobserwowałam wiele, za wyjątkiem kaczek, łabędzi takich całkiem zwyczajnych oraz mewek śmieszek i rybitwy, które zlały się z lustrem wody. Lornetka była tu bardziej przyjazna, niż obiektyw aparatu.
A czemu nazwa Ławki? Bo dawniej kosiło się łąki na długość kosy, tworząc pasy, tzw. ławki właśnie.



Wylądowałem :)



Rozlewiska Biebrzy



A nad wodą klucze dzikich kaczek i gęsi









Odpoczynek w czasie przelotu



Gęsi gęgawe (?)






Po spędzeniu kilku chwil nad wodą, znów zapakowana w środek transportu, podążałam przez zielono-brązowe połacie pól. Wypatrywałam tych wielkich ptaków, które właśnie wtedy były jakoś tak cicho. Może to ta pogoda nie sprzyjała jakimś szczególnym szaleństwom. Wstyd się przyznać, ale pragnienie ujrzenia tych pierzastych, było tak wielkie, że gotowa byłam uznać za żurawia, zwykły patyk z szarą szmatą, wetknięty pośrodku pola. Pocieszające, że w tym szaleństwie nie byłam sama. Aga myślała podobnie. I wcale nie chodzi o to, że u nas to rodzinne, ale o to, że takie niespodzianki na polach naprawdę dawały złudzenie tych ptaków. Ale wreszcie poczułam się usatysfakcjonowana, ponieważ dwa osobniki uznały za stosowne, pogmerać w ziemi, kawałek od drogi i to w dodatku tuż obok stadka odpoczywających, dzikich gęsi.


Z lewej leżące, dzikie gęsi, z prawej dwa żurawie









Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo musiało to dziwnie wyglądać, jak po środku drogi stał autokar, a z niego wysypywali się ludzie i namiętnie „trzaskali” fotki w stronę pola, na końcu którego był las. Chwilami wypatrzenie takiej ptaszynki na polu było cudem. A tu proszę, jeszcze gęsi na dokładkę.
Zresztą stada gęsi gęgawych stale przelatywały nad głowami, tworząc charakterystyczne klucze na niebie.


Klasyczny klucz gęsi gęgawych



Gęsi w czasie przelotu nad Biebrzą



Dzikie kaczki






Niesamowity widok :)


Kolejnym przystankiem po trasie była miejscowość Brzostowo. To takie miejsce, gdzie spokojnie mogłam zrobić konkurencję Pani Martynie Wojciechowskiej i nagrać odcinek Duśki na końcu asfaltu J Widok kończącej się drogi a raczej wpadającej do rozlewiska, uświadomił mi, że mieszkańcy żyjąc tak blisko rzeki, muszą być ciągle zagrożeni powodzią. W końcu to tereny zalewowe. Ale to tu zatrzymaliśmy się na nieco dłuższe obserwacje.


We wsi Brzostowo



Duśka na końcu drogi :)


Stałam na punkcie widokowym i miałam wrażenie, jakbym była nad jakimś mazurskim jeziorem. Spokój tego miejsca przypomniał mi kultowy tekst z filmu „Rejs” – „… Koń… Krowa, kura, kaczka… Kura, kaczka, drób… (…) O! Jest! Widzę! Droga… Chyba na Ostrołękę…”. Tylko tu zamiast krowy podstawiłam mewę a zamiast konia skupiałam się na gęsiach.










Foto: Aga



Foto: Aga
















W środku zdjęcia boening wylądował, reszta kołuje :)


Po chwili przespacerowałam się przez wieś, podziwiając i zakochując się po raz „enty” w stodołach z polnych kamieni, rozmawiając z miejscowymi burkami, które weszły na drogę, by przypatrzeć się bandzie idiotów w kaloszach z aparatami na szyjach. A przynajmniej ich pyszczki wskazywały na taki właśnie stosunek do nas, aczkolwiek machały przyjaźnie ogonami.






























I znów stanęłam nad Biebrzą. W wystających łachach można było zaobserwować zatrzęsienie ptactwa. Usłyszałam jak ktoś mówi, że widać bataliony. Ja tam widziałam cały pułk ptaków, ale batalionów nie bardzo. A to taki fajny ptaszek, który ma różne, oryginalne upierzenie i dawniej polowano na niego, aby ozdobić swoje myśliwskie pokoje w wypchane ptaszyska. Osobliwe hobby.


Tak właśnie wyglądają bataliony. Zdjęcie pochodzi z książki Larsa Jonssona "Ptaki Europy i obszaru śródziemnomorskiego"

Stałam, gapiłam się w wodę, wypatrywałam na drugim brzegu łosia. Ale tego jak nie było, tak nie było. Mój wzrok podążał za przelatującymi kaczkami, wypatrzyłam gęsi gęgawe, mewy śmieszki, czajkę oraz małe ptaszki o nazwie brodziec krwawodzioby.


Czajka



Czajka



Gęsi



Ptactwo w locie, ptactwo na wodzie


Aga uchwyciła kaczkę mandarynkę (jakąś jej odmianę) tudzież głowienkę, rycyka - fajnego ptaszka z rodziny bekasowatych oraz łabędzie nieme, które tym różnią się od zwykłych, że mają czarne dzioby.



Aga jak wytrawny ornitolog śledziła ptaszki ;)




Trzy łabędzie nieme oraz gęsi gęgawe. Foto: Aga



Kaczka mandarynka (?) lub głowienka (?) Foto: Aga



Wystające z wody ptasie kuperki. Na dole z prawej strony rycyk z charakterystycznym dziobem, jaki charakteryzują się bekasy i inne z rodziny bekasowatych. Foto:Aga


Dokuczliwy wiatr dawał się we znaki i czas było przemieścić się dalej. Nagrodą znów były dwa żurawie, kroczące po polu. Nieco płochliwe i jakby zawstydzone, że ktoś je podgląda.



Majestatycznie kroczące żurawie









Żurawie w czerwonych beretach :) Foto: Aga



Chwilę później nastąpił postój, ponieważ całe pole było zajęte przez ogromne stado odpoczywających gęsi. Odróżnić gatunki było trudno. Piękne są. Mam wrażenie, że na mieszkańcach okolicznych domów nie robi to żadnego wrażenia, bo ten sam spektakl widzą co roku. A ja się jarałam jak głupia…


Całe stado gęsi. I bądź człowieku mądry, które to gęsi :)





I jeszcze jedne żurawie



Gęsi gęgawych było najwięcej. Foto: Aga. Zdjęcie pochodzi z książki Larsa Jonssona "Ptaki Europy i obszaru śródziemnomorskiego"



Foto: Aga Zdjęcie pochodzi z książki Larsa Jonssona "Ptaki Europy i obszaru śródziemnomorskiego"



Okrążyliśmy z jednej strony Bagna Biebrzańskie i omijając nieco z boku Twierdzę Osowiec, o której pisałam TUTAJ, wjechaliśmy na tzw. Carską Drogę.
Carska Droga czy inaczej Carska Szosa to droga zaczynająca się w Mężeninie i biegnąca na północ przez Strękową Górę, Osowiec, Goniądz, Dąbrowę Białostocką, aż do granicy państwa i dalej do Grodna na Białorusi. Zbudowana na przełomie XIX i XX w. w pocie czoła i ręcznie, miała na celu połączenie carskich twierdz: Łomży, Osowca i Grodna. Dziś używana jest w stosunku do dobrze zachowanego jej odcinka, 33 km od mostu na Narwii w Strękowej Górze do skrzyżowania w Osowcu - Twierdzy. Tym razem pokonywałam ją w odwrotnym kierunku. Miałam nadzieję, że tu ujrzę jakiegoś łosia, chociaż klempę. A może sławetną Matyldę, która wychowana przez ludzi nie mogła się zdecydować czy jest łosiem czy człowiekiem. Ale tego dnia, mimo mojego ŁOŚglądania się na boki, zauważyłam jedynie doopkę sarny.
Podziwiałam rosnące tu olsy, wszak byłam na obszarze ochrony ścisłej. Olsy rosną na bagiennych terenach, przy czym często w wodach stojących. Ich cechą charakterystyczną są miękkie poduszki z mchów i kępki runa, co stwarza iluzję małych wysepek, z których wyrasta drzewo. Ot, taka ciekawostka. A łosia wciąż ni widu, ni słychu.


Mokradła na Carskiej Drodze



Las sosnowy

Mniej więcej w połowie Carskiej Drogi znajduje się miejscowość Dobarz. Tu zatrzymaliśmy się na posiłek regionalny, czyli cepeliny ze skwarkami i surówką lub babkę ziemniaczaną z surówką. Zajazd oferujący posiłki i noclegi przypadł mi do gustu ze względu na starocia, które były wystawione jako dekoracja. A i samo otoczenie, bardzo przyjemne i sielskie, sprzyjało nabraniu dystansu do spraw pozostawionych w Warszawie. Po drodze do Dobarza minęliśmy wieś Budy, w której mieszka obecnie jeden człowiek, zresztą ponoć uciekł ze stolicy na łono natury i żyje teraz z konikami i krówkami. Spotkaliśmy go w zajeździe, gdzie jest częstym gościem. Żałuję, że nie udało się z nim porozmawiać, z całą pewnością usłyszałabym wiele ciekawych historii.



Zajazd Dobarz - widok od zaplecza















Sikorka też się liczy do upolowanych tego dnia ptaków :)















Tablica upamiętniająca Kazimierza Glinkę - Janczewskiego, który urodził się Dobarzu, a który był leśnikiem, pedagogiem i miłośnikiem bagien. Od 1837 r. był wykładowcą leśnictwa w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie pod Warszawą (dawniej był to Instytut Agronomiczny, czyli ten, co dał początek SGGW w Warszawie).



Prawdopodobnie nie zachował się grób Janczewskiego, dlatego obok tablicy postawiono ten skromny pomnik


Cóż, po posileniu się, czas w drogę. Znów liczyłam na spotkanie z łosiem. W styczniu widziałam klempę w drodze do Supraśla. Opowiedziałam Agnieszce legendę o tym skąd się wzięły łosie.
Otóż, dawno temu Pan Bóg stwarzał zwierzątka, żeby ludziom było przyjemnie. Temu dał ładną sierść, temu długie uszka, tamtemu mądre oczka, innym zakręcone ogonki, jednym duże nochale, drugim krótkie nóżki. I sięgał tak do worka z częściami aż pozostały mu tylko niepasujące do siebie elementy. Wysypał je z worka i poskładał. Przyjrzał się Stwórca temu, co zobaczył. Mała głowa, toporny tułów, długie, pokraczne nóżki, małe uszka… Pomyślał Pan Bóg przez chwilę i rzekł: ŁOŚtałeś się taki a jesteś tak brzydki, że idź, mieszkaj na bagnach, żebyś ludzi nie straszył. I tak właśnie nad Biebrzą, na rozległych bagnach spotkać można króla tych terenów. Fajna legenda? Mnie się przypasowała.
Mijaliśmy Groblę Honczarowską z wieżą widokową oraz Długą Lukę z widoczną kładką, prowadzącą przez bagna.



Biebrzańskie bagna









Kładka przy stanowisku Długa Luka









Z nieba co chwilę kapało, przejrzystość powietrza była nijaka. Aż wreszcie dotarliśmy do rozlewisk Narwii. Przekroczyliśmy most na rzece, zauważyłam pozostałości po bunkrach z czasów wojny, wysadzonych w powietrze. Byliśmy na drodze wiodącej do Wizny, miejscowości, o której uczyliśmy się na lekcjach historii. Co innego uczyć się o polskich Termopilach, a co innego stać w miejscu, gdzie młodzi ludzie oddali swoje życie w obronie ojczyzny.
Góra Strękowa (nie mylić z pobliską Strękową Górą) to miejsce pamięci.


Pamiątkowa tablica poświęcona polskim żołnierzom, którzy bohatersko bronili tego skrawka ziemi






Bitwa pod Wizną to właśnie to miejsce. Tu mieścił się schron obserwacyjno-bojowy dowódcy Odcinka Obronnego Wizna, kapitana Władysława Raginisa. Znajdował się on na wzgórzu 126 – taki numer miała Góra Strękowa w wojskowej dokumentacji taktycznej.






Polskie Termopile - Góra Strękowa, jak widać - niewiele zostało z tego punktu obserwacyjnego


Wejścia do schronu chroniły pancerne drzwi, a ściany żelbetonowe miały grubość 1,5 m.








9 września 1939 r. wojska niemieckie sforsowały Biebrzę i Narew i ciągnęły na Wiznę, bombardując po drodze polskie stanowiska bojowe. W wyniku ostrzelania i zbombardowania, Polacy stracili łączność z polskim dowództwem w Osowcu. Czołgi niemieckie wciąż napierały na ostateczny punkt obrony Wizny, choć piechotę Wermachtu powstrzymywał ostrzał z Góry Strękowej. O porównaniu Góry Strękowej do Termopil niech świadczy poniższa tabelka, która przedstawia dysproporcje obu stron, polskiej i niemieckiej.




Kiedy kapitan Raginis stwierdził, że dalszy opór nie ma sensu, poprosił swój oddział o opuszczenie schronu, a sam oczekiwał na wroga z granatem w ręku. Kiedy niemieccy zwiadowcy wtargnęli do schronu, kapitan wysadził się w powietrze, dopełniając swej przysięgi, że nie opuści stanowiska i nie pójdzie do niewoli. Dziś heroiczna obrona odcinka Wizna podczas Kampanii Wrześniowej stawiana jest na równi z obroną Westerplatte.



Tu dawniej mieścił się strategiczny schron, dziś miejsce pamięci



Mogiła kapitana Władysława Raginisa oraz jego zastępcy porucznika Stanisława Brykalskiego, których szczątki odnaleziono, ekshumowano, potwierdzono na podstawie DNA w zakładzie medycyny sądowej i pochowano tu z wojskowymi honorami



 
Na Górze Strękowej. Na tle zielonych drzew biały krzyż. Foto: Aga


Z Góry Strękowej rozpościera się panorama na rozlewiska Narwii. Daleko na horyzoncie znajdują się miejscowości położone za Biebrzą, obok wieś Kurpiki. A na wierzchołku miejsce spoczynku kapitana Władysława Raginisa oraz jego zastępcy porucznika Stanisława Brykalskiego i samotny biały krzyż z brzozy, który, jak śpiewali muzycy Czerwonych Gitar, „nie pamięta już, kto pod nim śpi”.






Narew i jej rozlewiska















A sama Góra Strękowa to wzgórze polodowcowe, ponieważ przed 150 tysiącami lat, cały obszar północnego Podlasia pokrywał lądolód. Odsłonięta ściana wzgórza pozwala zobaczyć jej przekrój. Ale to już inna historia.


Gdzie Narew i Biebrza wpadają sobie w objęcia...




Góra Strękowa - widok z dołu


A ptaki? Wciąż krążyły nad nami, czasem można było usłyszeć ich nawoływania, jednakże pogoda nie sprzyjała miłosnym amorom. Nawet latające wiedzą, że ociekając deszczem jest się romantycznym jedynie na filmach, nawet tych nakręconych przez ornitologów i przyrodników, ale nie w obliczu stroszenia się i umizgów. Cóż było począć… Wracałam do domu jednakowoż szczęśliwa, że udało się zobaczyć jakieś ptaszki. Przede wszystkim żurawie, które jak stwierdziła Aga, z daleka wyglądają jak strusie J  Ale utwierdziłam się w przekonaniu, że obserwacja ptaków jest fascynująca.
A łoś… okazał się łosiem i wcale się nie ujawnił. Jego podobiznę mogłam zobaczyć jedynie na jednej z tablic Biebrzańskiego Parku Narodowego. Dobre i to.
Bycie biebrzniętym jest zaraźliwe. I myślę, że za jakiś czas wybiorę się w głąb bagien, tym razem w północną ich część. Na pewno się o tym dowiecie. Tymczasem zapraszam na kolejne wpisy, które już czekają w poczekalni mojej głowy.

Do zobaczenia!

10 komentarzy:

  1. Świetnie spędzony dzień! Jak mam dostęp do telewizji to lubię oglądać "Dziką Polskę" - super program, polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze twierdziłam i będę twierdzić, że Polska jest najfajniejsza. Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  2. Tereny mym sercu bliskie z racji zamieszkania, widziane innym okiem zawsze oglądam z zainteresowaniem. Piękna relacja, choć może pogoda mogłaby być bardziej łaskawa, to i wrażenia zostałyby piękniejsze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt. Pogoda sprawiła psikusa. Ale ja i tak byłam zachwycona. Raz, że towarzyszyła mi Siostra, dwa, że byłam na Podlasiu, trzy, że obserwowałam ptaki. Wrażenia i tak są piękne. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Tam nas jeszcze nie było. Rozlewiska są piękne. Obszar powala powierzchnią. Teren przypomina mi trochę Dolinę Baryczy, gdzie na stawach mnóstwo ptaków ma swoje siedliska. Po zeszłorocznym wypadzie stwierdziłam, że koniecznie musimy uzbierać trochę monet na teleobiektyw, żeby móc dokładniej zwierzynę podglądać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obszar objęty ochroną jest wielgachny. I zgadzam się co teleobiektywów, teraz robiłam zdjęcia większym obiektywem i na maksymalnym zoomie, ale i tak ptaki były czasem zbyt daleko, żeby dostrzec dokładnie jaki to gatunek. A Doliny Baryczy jeszcze nie znam, ale co się odwlecze... :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Rzeczywiście, nieźle Cię biebrznęło. Ale nie martw się, gdybym miał okazję, chętnie bym się przyłączył. Niesamowite, jak zmienia się krajobraz nadbiebrzańskich terenów. Latem będąc na Podlasiu poświęciłem jeden dzień na wypad nad Biebrze i Narew. Byłem m.in. na wzgórzu 126 i liczyłem na podobne widoki, jak u ciebie na zdjęciach. Tymczasem u podnóża wzgórza ledwie zaznaczała się wąska struga Narwi, resztę terenu pokrywały niekończące się łąki. Już wtedy pomyślałem, że kiedyś warto by było się wybrać na te tereny wiosną. A tu proszę, dzięki Twoim zdjęciom już wiem, czego się spodziewać. Moc gorących pozdrowień z równie zimnego Zabrza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Wkraju, my to się tak uzupełniamy tymi zdjęciami :) :) :) Rzeczywiście rozlewiska robią wrażenie na wiosnę, choć mieszkając tu, żyłabym chyba w ciągłym strachu przed wodą, bo te domy stały w wielu przypadkach tuż nad krawędzią wody. Zastanawiam się czy ludzie coś z tymi łąkami robią w pozostałe pory roku, bo wiosną to można tam ryż sadzić :) Ale pięknie tam... Ściskam mocno :)

      Usuń
  5. Super miejsce do wyciszenia się i odpoczynku ale myślę że mój najmłodszy syn wszystkie ptaki by stamtąd przegonił:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez obaw. Ptaki były czasem bardzo daleko i pozostawały całkiem niewzruszone na ludzi z aparatami. W czasie godów nie będą przecież zawracały sobie główek ludźmi :) Serdeczności :)

      Usuń