W odwiedzinach u książąt pszczyńskich,
czyli jak trafiłam do sypialni
księcia Hansa Heinricha XV
i cesarza Wilhelma II J
Majówka.
Magiczne słowo, na dźwięk którego twarz rozjaśnia się nawet u największego
ponuraka. Polacy masowo migrują między miastami, wsiami, ogródkami, leśnymi
polanami i innymi, byle by tylko móc rozpalić grilla. I fajnie. Wtedy w mieście
jest luźno, nikomu się zbytnio nie śpieszy, powiewa biało-czerwona, jest
patriotycznie, można swobodniej oddychać, wyspać się albo zwyczajnie ponudzić.
Ale czy można zestawić razem i postawić znak równości między słowem Duśka a
słowem nuda? No właśnie… Prędzej Duśka
powie „tak” wyspaniu się.
Gardząc
nudą, nie mając gdzie rozpalić grilla (bo balkon metr na metr się nie liczy,
prawda?), postanowiłam, na jeden dzień, wyskoczyć ponownie na Górny Śląsk. Tym
razem wybór mój padł na Pszczynę. Tym samym spełniłam swoje małe marzenie, by
poczuć choć w ułamku, atmosferę z początku XX wieku, tę samą, którą otaczali
się książęta pszczyńscy.
I oto stałam
przed wejściem do Bramy Wybrańców. Przez nią, na zamek, wjeżdżali nie tylko
mieszkańcy ale i zaproszeni goście, jak królowie, książęta czy cesarze. W
budynku tym mieściły się dawniej pomieszczenia wartowników, strzegących
bezpieczeństwa gospodarzy. Straż pałacowa zwana była wybrańcami. Zazwyczaj
wartownicy pochodzili z Pszczyny lub okolic i potrafili posługiwać się bronią.
Straż została zlikwidowana ok. 1875r. Nad bramą wjazdową widnieją herby
fundatorów: hrabiego Baltazara Erdmanna Promnitza i jego żony Emilii Agnieszki
Reuss. Dziś mieści się tu Biuro Informacji Turystycznej oraz kawiarnia, która
nawiązuje do nazwiska Georga Philippa Telemanna, nadwornego muzyka pszczyńskich
panów, wielkiego kompozytora epoki baroku.
Weszłam na
dziedziniec zamkowy. Po prawej stronie miałam Dworską Oficynę. Kiedyś służyła
jako mieszkania dla służby zamkowej na górze, na dole zaś mieściła stajnie.
Obecną formę oficyna uzyskała po przebudowie, po 1869r. Dziś anteny satelitarne
jakoś nie pasują do tego miejsca, ale za to widok na zamek, mieszkańcy mają, przedni.
Bryła zamku
pszczyńskiego bardzo mi się spodobała. Przywiodła na myśl rezydencje
francuskich arystokratów. Udokumentowane początki tej budowli sięgają XV w. W
1548 r. Pszczyńskie Wolne Państwo Stanowe kupił biskup wrocławski Baltazar
Promnitz. Ród Promnitzów panował w Pszczynie przez 217 lat. W tym czasie
przekształcił zamek gotycki we wspaniałą rezydencję renesansową, by po roku
1737 przekształcić ją w barokową posiadłość.
Kolejni właściciele Pszczyny to książęta Anhalt-Köthen-Pless, którzy przerobili
przyzamkowy zwierzyniec w park, dodali liczne budowle w ogrodzie. Kiedy linia
pszczyńska rodu wygasła, dobra przejął Hans Heinrich X hrabia von Hochberg z
Książa, który w 1850 roku otrzymał tytuł księcia von Pless. Jego syn Hans Heinrich
XI w latach 70. XIX w. dokonał ostatniej przebudowy rezydencji (według projektu
Aleksandra H. Destailleura), nadając jej francuski sznyt. To już wiedziałam
skąd to skojarzenie z wersalskimi budynkami…
Pora wejść
do środka zamku i zmierzyć się z barwną historią jego najbardziej znanych
gospodarzy.
Zamek w
Pszczynie należy do nielicznych ale najcenniejszych muzeów, będących
rezydencjami, które zachowały swój oryginalny wystrój od wielkich mebli przez
dekorację ścian i obić tapicerskich a na drobnych przedmiotach codziennego
użytku skończywszy. W muzeum tym zachowało się ok. 80% autentycznych, nie
będących reprodukcjami rzeczy, które pozostawiła po sobie rodzina Hochbergów
von Pless. W oparciu o zachowaną (co jest swoistym ewenementem) dokumentację fotograficzną
oraz archiwalne spisy inwentarzowe, prezentowane wnętrza ukazują nam
pomieszczenia mieszkalne z przełomu XIX i XX w.
Czyli takie, które bardzo lubię, bo przenoszą mnie w epokę, która
zapewne nigdy już nie powróci, i to bez konieczności mordowania się w ciasnym
gorsecie.
Sień jest
dziś tylko korytarzem, w którym należy założyć filcowe kapcie. No tak, relikt z
przeszłości, ale czego się nie robi dla tych drewnianych podłóg, tak
pieczołowicie układanych i eksponowanych w wielu pomieszczeniach. Za to
zadzierałam głowę do góry i zobaczyłam całkiem przyjemne latarnie.
Po
uiszczeniu opłaty, pozostawieniu plecaka i wierzchniego okrycia w szatni, wkroczyłam
w inny świat. Na dzień dobry przywitał mnie przestronny Westybul ze Schodami Paradnymi. Tymi samymi, po których kroczyła pierwszy raz księżna Daisy, kiedy
przybyła do Pszczyny.
Ale zanim tam dotrę skierowałam się do części, którą
zajmowali cesarze. Troszkę przeskoczymy teraz w czasie.
Podczas I
wojny światowej, na zamku przebywał ostatni król Prus, Wilhelm II (ur.
27.01.1859 r. w Poczdamie , zm. 04.06.1941 r. w Doorn w Holandii). Wówczas w
zachodnim skrzydle zamku mieściła się główna kwatera wojsk niemieckich. Wilhelm
II na tron niemiecki wstąpił w 1888r., mając 29 lat i uzyskując tytuły cesarza
i króla Prus. Przyjaźnił się z księciem Janem Henrykiem Hochbergiem von Pless,
ówczesnym właścicielem pszczyńskiej posiadłości, który udostępnił mu zamek
podczas wojny. Dzisiaj można obejrzeć pokój narad, w którym zapadały ważne
decyzje, dotyczące działań militarnych na frontach I wojny światowej, o której
mówiło się wtedy Wielka Wojna. Ale zanim tam się pojawię, musiałam przejść
przez Sypialnię Cesarzowej.
Wnętrze
pełniło funkcję pokoju gościnnego. Korzystała z niego Augusta Wiktoria, żona
Wilhelma II, której wizerunek wisi obok przepięknego kominka ( z ok. 1890 r.) W
sypialni cesarzowej znalazły się meble
intarsjowane z XVIII w. oraz haftowana serweta japońska z pocz. XX w.
I już byłam
w Salonie Dębowym. To właśnie ten pokój pełnił funkcję pokoju narad. Duży stół
oświetlony był elektrycznym żyrandolem z jelenich poroży, co ułatwiało czytanie
map wojskowych. Na dębowym stole gabinetowym, znalazł się mosiężny listownik,
gazetnik i kałamarze. Między oknami, prowadzącymi na taras wisi wielki portret
Hansa Heinricha XI von Hochberga w stroju Wielkiego Łowczego ( z 1875 r.)
Idąc dalej,
trafiłam do Gabinetu Cesarza. To był taki prywatny jego salon. Zapewne cesarz
pracował przy XIX w. biurku w stylu barokowym. Po lewej stronie, na stoliku do
gier z XVII w. stoją fotografie, a wśród nich zdjęcie matki cesarza Wilhelma
II, cesarzowej Wiktorii – córki królowej brytyjskiej Wiktorii, w stroju
żałobnym (1889 r. )
Gabinet cesarza Wilhelma II. Kominki i piece nie ogrzewały w pełni zamkowych murów, stąd liczne skóry baranie w miejscach, gdzie najczęściej przebywano.
W narożniku, za postumentem z palmą, znajduje się ukryte
przejście, prowadzące do gabinetu księcia na piętrze oraz pod tarasy zamku.
Gdyby nie fakt, że chodziło tu o męską część mieszkańców i zapewne rozmowy o
polityce i wojnie, gotowa byłabym przysiąc, że odezwała się we mnie ta
romantyczna część duszy.
Po drugiej stronie gabinetu, wzrok przyciąga drewniany
kominek z dwoma postaciami Atlantów, podtrzymujących belkowanie. Na kominku,
oprócz dwóch waz wiedeńskich z XIX w. oraz jakiegoś wschodniego wazonika, być
może z XVIII w., stoją dwie fotografie: następcy tronu, księcia pruskiego
Friedricha Wilhelma (1913r. ) oraz dostojnika hinduskiego, prawdopodobnie
władcy Hyderabadu (stolicy indyjskiego stanu), którego para książęca poznała
podczas wizyty w Indiach w 1896 r.
Dosyć
płynnie przeszłam do Garderoby Cesarza, w której podziwiałam dwie intarsjowane
szafy wrocławskie, pochodzące z II poł. XVIII w., złocone krzesła z herbami
Hochbergów na oparciach oraz umywalnię z kompletem naczyń toaletowych ( z
Ćmielowa, ok. poł. XX w.). Dwa lustra w złoconych ramach, wsparte na konsolach
(z II poł. XIX w.) dopełniły wystroju.
I tak
zupełnie niespodziewanie znalazłam się… w Sypialni samego Cesarza! Ku mojemu
zdziwieniu nie było go tam J
Zaczęłam więc, rozglądać się po pomieszczeniu. Oczywiście mebel najważniejszy
to wielkie, złocone łoże (pocz. XX w.?), które jak zawsze w takich przypadkach wydaje
mi się zbyt krótkie. Obok, lekko otwarte drzwi, skrywały wejście do małej
łazienki. Niedaleko wnęki okiennej stał stolik w stylu bidermaier z XIX w.
zegarem i figurą orła. Ściany pokrywały angielskie i niemieckie grafiki z
XVIII-XIX w.
No cóż, nie mogłam czekać na cesarza, poszłam więc, poszukać
gospodarzy zamku pszczyńskiego.
Stanęłam
przed Schodami Paradnymi. Westybul i schody powstały po przebudowie zamku w
latach 70. XIX w. Niewątpliwie schody, podzielone na trzy części, są
najbardziej rzucającym się elementem klatki schodowej. Są ozdobione kamienną
balustradą, z ozdobnymi literami PP (czyli Prinz von Pless).
U stóp schodów
stoi duża, dekoracyjna waza ceramiczna, wzorowana na wazach wschodnich
(Francja, Boulogne-sur-Seine, 1873r.)
Nad schodami rozpościera się gobelin w
stiukowych ramach pt. „Synowie Amazonek poszukujący rodziców” ( I poł. XVII w.
– że też nie został do tego czasu, zjedzony przez mole! J ). To prezent księcia
Fryderyka Erdmanna Anhalt-Köthen-Pless, który dostał od swej kuzynki, carycy
Katarzyny II.
Cały westybul oraz klatkę oświetla wykonana z brązu, złocona,
neorokokowa latarnia.
Kim zatem
był książę pszczyński?
Jan Henryk
XV (czyli Hans Heinrich XV Hochberg, książę von Pless), urodził się 23 kwietnia
1861 r. w Pszczynie. Zapewne zauważyliście, że imiona powtarzają się, jak to
zwykle w arystokratycznych rodach bywało. W rodzinie tej pierworodnym nadawano
imiona Hans Heinrich i dodawało kolejny numer, w kolejności przychodzenia na
świat. Czyli ojciec miał numer XI, a syn XV, bo ktoś w innej linii urodził się
wcześniej. Od początku Jan Henryk był przygotowywany do roli pana na włościach
pszczyńskich. W tym celu odbył studia wojskowe. Dzięki nim poznał się i
zaprzyjaźnił z cesarzem Wilhelmem II.
W 1890 r. został oddelegowany na stanowisko
sekretarza w niemieckiej ambasadzie w Londynie. Tam poznał słynną z urody
Angielkę, zwaną Daisy, którą poślubił 8 grudnia 1891 r. w kościele św.
Małgorzaty w Westminsterze. Parę dzieliło 12 lat różnicy. Mimo to przypadli
sobie do gustu i trwali w związku przez kolejne 30 lat. Młoda para otrzymała od
seniora rodu, Jana Henryka XI, (którego jako swojego teścia, Daisy uwielbiała)
zamek w Książu do swojej dyspozycji. W zasadzie do wybuchu I wojny światowej,
małżeństwo zgodnie, wydawało majątek na wystawne bale, zakupy ale też i
działalność społeczną i charytatywną. A
mieli czym dysponować. W owym czasie dobra pszczyńskie liczyły sobie ok. 40
tys. ha, 6 kopalni węgla kamiennego, browar w Tychach i inne dobra (stan na początek
XX w.). Dobra wałbrzyskie to około 10 tys. ha, 3 kopalnie węgla kamiennego i
inne dobra. Para książęca dochowała się czworga dzieci, z czego najstarsza
córka zmarła zaraz po porodzie, a następni przyszli na świat synowie: Hans
Heinrich XVII, Aleksander i Bolko.
Jedyne znane zdjęcie całej książęcej rodziny von Plessów. Źródło: www.walbrzych.naszemiasto.pl
Daisy ze swymi synami Hansem Heinrichem XVII, zwanym Hanselem oraz Aleksandrem, zwanym Lexelem, ok 1907 r.
Po I wojnie światowej książę Hans Heinrich
XV miał zaproponować ideę niepodległości Górnego Śląska a w konsekwencji także
całego Śląska. W 1922 r. posiadał on
majątki ziemskie o powierzchni 42030 ha . W tym samym roku przyjął polskie
obywatelstwo i … rozwiódł się z Daisy. Nawiązał romans z hiszpańską
arystokratką, która wkrótce z żony, stała się synową, bowiem uwiodła
najmłodszego pasierba, Bolka. Skandal obyczajowy w belle epoque. W końcowej
fazie życia, właściciel majątku poruszał się już tylko na wózku inwalidzkim.
Hans Heinrich XV zmarł na atak serca 31 stycznia 1938 r. w paryskim hotelu
„Ritz”. (jakiś pechowy to hotel…) 7 lutego pochowano go w Pszczynie. Podczas II
wojny światowej jego synowie walczyli przeciwko nazistom. Jan Henryk XVII jako
Henry Pless w brytyjskim lotnictwie a Aleksander Hochberg – Pszczyński, jako
strzelec w Armii Polskiej gen. Andersa. Najmłodszy Bolko zmarł z
niewyjaśnionych przyczyn (serce?), mając 26 lat, ale choć żył krótko, to jako
jedyny przedłużył pszczyńską linię von Plessów. Jego syn, także Bolko żyje w
Monachium i co jakiś czas, przyjeżdża do Pszczyny, w odwiedziny do dawnego
majątku dziadków.
Pora
przedstawić teraz panią na zamku pszczyńskim.
Daisy
Hochberg von Pless, z domu Mary Theresa Olivia Cornwallis-West przyszła na
świat 28 czerwca 1873 r. w Anglii. Jej rodzina była spokrewniona z największymi
familiami arystokracji Wielkiej Brytanii oraz blisko związana z dworem króla
Edwarda VII i Jerzego V. Całe swe dzieciństwo spędziła w posiadłościach ojca,
pułkownika Williama Cornwallis-Westa oraz swej matki Marii Virginii Eupatorii z
domu FitzPatrick. Był to zamek w Ruthin w północnej Walii i Newlands w
Hampshire, a także Londyn.
Daisy. Źródło: www.pl.wikipedia.org
Kiedy wyszła
za mąż miała 18 lat. Para książęca prowadziła wówczas wystawne życie, wiele
podróżowała i była gośćmi wielu znakomitych dworów Europy. Udzielali się także towarzysko,
uczestnicząc w balach, polowaniach i rautach. Liczne majątki i inwestycje
pozwalały na to.
Daisy
słynęła ze swobody życia, wylewnej bezpośredniości a także braku chodzenia na
kompromisy. W starciu z pruską dyscypliną musiała się jakoś dostosować.
Przybyła do swej nowej ojczyzny, nauczyła się tu żyć, choć do końca nie
nauczyła się mówić po śląsku czy też po polsku. Ale brak ten ludzie wybaczali
jej za dobroć, z której także słynęła. Organizowała bale charytatywne, była
patronką wielu instytucji, walczyła o poprawę bytu biednych ludzi na Śląsku,
ufundowała sierociniec oraz szkołę dla ubogich dziewcząt.
Zainteresowania Daisy
nie kończyły się na organizacji przyjęć. Sięgały także do międzynarodowej
polityki. W czasie I wojny światowej była sanitariuszką Czerwonego Krzyża i
pracowała ramię w ramię z innymi kobietami w pociągach sanitarnych na frontach
serbskim, francuskim oraz austriackim. Apelowała o godne traktowanie jeńców
wojennych, a będąc pacyfistką nawoływała polityków i dyplomatów do łagodzenia
konfliktów.
Daisy jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża. Źródło: www.daisypless.wordpress.com
W 1923 r., po oficjalnym rozwodzie z Hansem Heinrichem XV,
przeniosła się do Francji. Napisała dwie książki na podstawie własnych
wspomnień i pamiętników. Podczas II wojny światowej, znalazła się w Wałbrzychu,
dokąd przeniosła się z Książa, w którym stacjonowało wojsko hitlerowskie.
Zamieszkała w wilii, którą dziś z wielkiej ruiny stara się podźwignąć fundacja
imienia księżnej Daisy. Tam też zmarła 29 czerwca 1943 r. w nocy schorowana i
samotna. Miała 70 lat. Legenda związana z Daisy podaje, że została pochowana w
perłach, które uwielbiała i dostała w prezencie ślubnym od męża. Niestety nikt
nie wie, gdzie spoczywa księżna, ponieważ w obawie przed profanacją jej
szczątków, ciało było ze dwa razy przenoszone. Niestety osoby wtajemniczone
zginęły w czasie wojny lub tuż po niej. Tym bardziej smutno się robi, że mimo
tak wystawnego i barwnego życia, schyłek życia był taki tragiczny.
Księżna na dwa lata przed śmiercią. Żródło: www.daisyvonpless.wordpress.com
Znajdź jedną rzecz, którymi różnią się te dwa zdjęcia ;)
:)
Paradnymi Schodami weszłam na piętro. Skierowałam się na galerię I piętra w skrzydle
zachodnim. Tu wzrok przyciągnął wielki portret cesarza Wilhelma II w uniformie
myśliwskim (Maks Koner, 1892 r.). Tuż pod nim znalazła się metalowa żardiniera
na kwiaty (XIX w.) oraz dwa, chińskie wazony (XVIII w.). Do tego ściany zdobi
broń, halabardy, rogi myśliwskie i obrazy z I poł. XVIII w.
Stąd już
tylko kilka kroków dzieliło mnie od części przeznaczonej dla Daisy. Po 1907 r.
urządzono dla niej apartament, w skład którego wchodziła sypialnia, buduar,
łazienka i salon. Niestety z nieznanych mi przyczyn, mogłam jedynie zerknąć do Salonu Daisy. Z foldera reklamowego wiem, że sypialnia księżnej utrzymana była
w bieli i złocie i miała barokowy wystrój, łącznie z amorkiem nad łóżkiem. Co
więc zobaczyłam w salonie Daisy? Angielskie meble w stylu Chippendale’a (XIX
w.) oraz meble w stylu chińskim, pokryte czarną laką (XIX w.) Kolorystyka
salonu utrzymana była w barwach różu kwiatów jabłoni i zieleni. Tak wspominała
o nim Daisy w swych pamiętnikach. Ściany pokrywał ręcznie haftowany jedwab. Nad
kominkiem zawisł portret Aleksandra, drugiego syna książęcej pary.
Tuż obok
znajduje się malutki Przedpokój, który stanowił łącznik między apartamentami
księżnej i księcia. Z ukrytego w boazerii przejścia, korzystała zwykle służba.
Tu zobaczyć można szafy w typie holenderskim z XIX w. Broń myśliwską i
akcesoria z tym związane, wyeksponowano właśnie tutaj. Na ścianach wiszą
miedzioryty ze scenami myśliwskimi. Absolutnym hitem w tym pomieszczeniu jest
gaśnica z okresu I wojny światowej.
I tak
niepostrzeżenie znów trafiłam do męskiej Sypialni, tym razem księcia Jana
Henryka XV. I zdziwiłam się, jakże odmienna jest od tej, którą zajmował cesarz
Wilhelm II. Trudno się jednak dziwić. Zajmował ją wojskowy, toteż sypialnia
urządzona była prosto. W małym pomieszczeniu znalazła się duża szafa na
garderobę. Obok łóżka widać parawan z malowanego i złoconego kurdybanu (XVIII
w.) a na nocnej szafce porcelanową lampę ( z Miśni, koniec XIX w.) a także
przyrząd pomiarowy. Po prawej stronie znalazł się intarsjowany sekretarzyk –
praska ( Niemcy, ok. poł. XVIII w.) i krzesło „sleeping chair” z regulowanym
oparciem (Anglia, XVIII w.). Tuż obok stanęła toaletka z kompletem francuskich
naczyń toaletowych (XIX w.) i zegar szafowy, podłogowy (Anglia, XVIII w.)
Ściany pokrywają tu papierowe tapety XIX w. z motywem kwiatowym.
Zaraz za
sypialnią znalazł się Gabinet księcia. Od razu widać, że to męski pokój. Pełnił
on funkcję gabinetu do pracy dla Hansa Heinricha XI von Hochberga. Wnętrze
kryje w sobie tajne przejście, ukryte oczywiście w ścianie po prawej stronie
okna, a które prowadzi na dół do gabinetu cesarza i dalej pod tarasy zamkowe.
Meble z XIX w, obrazy i fotografie należały do właścicieli z rodziny Promniców,
Anhaltów i Hochbergów. Ozdobą tego pokoju jest neorenesansowe sklepienie z
końca XIX w. oraz drewniana boazeria, która jest tłem dla myśliwskich trofeów.
Kontynuacją
męskiej części mieszkalnej jest Myśliwski Przedpokój. Tu najbardziej widać
pasję księcia. Trofea krajowe ale też przywiezione z licznych podróży, zdobią ściany
od góry do dołu. Dopełnieniem są wypchane okazy zwierząt. Meble pochodzą z
XVIII i XIX w. We wnęce okiennej znalazł się sekretarzyk ( z końca XVIII w.) a
po lewej stronie okna, intarsjowana szafa, która należała do księżnej Luizy
Ferdynandy Stolberg-Wernigerode (1744-1784), żony księcia Fryderyka Erdmanna
Anhalt-Köthen-Pless. Po drugiej stronie pomieszczenia stoją manekiny, ubrane w
liberie kamerdynerów książęcych z herbami Hochbergów na rękawach.
Liberie kamerdynerów. Po lewej stronie wisi skóra jenota, z prawej cios słonia, przywieziony z afrykańskiego safari (akurat tego nie pochwalam)
Prawie
niezauważenie przeszłam przez Salon Narożny. Pełnił on funkcję męskiego salonu.
Dawniej ustawiono tu stół do bilardu, gry bardzo modnej na początku XX w.
Obecnie stoją tu meble z XIX w. Na konsoli pod lustrem, miejsce swe znalazła
cenna patera na owoce, wykonana z porcelany miśnieńskiej ( z II poł. XIX w.)
Wkroczyłam
do miejsca absolutnie fantastycznego. Gdybym żyła w tym zamku, z pewnością,
większość swojego czasu spędzałabym właśnie tu. A miejscem tym jest Biblioteka,
obita w drewnianej boazerii. Dwie, przeszklone szafy skrywają niewielki
księgozbiór, ale za to posiadający w swym spisie aż 230 starodruków (XVI –
pocz. XIX w.). Inne szafy wypełnia kolekcja porcelanowych figurek z Miśni i
innych światowych miejsc a także kufle ze Śląska i Czech ( od XVII do XIX w.)
Dwie rzeczy od razu przyciągnęły mój wzrok. Pierwsza to Biblia Weimarska
Marcina Lutra, wydana w 1708 r. w Norymberdze. Dzieło to oprawione w czarną
skórę z mosiężnymi okuciami, leży na rzeźbionym pulpicie. A druga rzecz, to
umiejscowiony po drugiej stronie, na rokokowej komodzie (z I poł . XVIII w.) –
zegar rotacyjny z figurkami trzech Gracji (koniec XIX w.)
Płynnie
przeszłam z Biblioteki do Wielkiego Salonu, który dawniej zwano Salonem Muzycznym. W drewnianą boazerię wprawiono duże, olejne obrazy ze scenami
rodzajowymi. Między nimi znajduje się marmurowy kominek ozdobiony zegarem w
kształcie czarnej kuli, w chmurach, otoczonym przez amorki a także dwoma
13-ramiennymi kandelabrami do kompletu (Francja, II poł. XIX w.) W centrum
salonu, do odpoczynku, zapraszają kanapy w stylu Ludwika XV, wokół których
stoją złocone fotele w stylu regencji z oryginalnym obiciem gobelinowym (II
poł. XIX w.). Mały zegar złocony ma herb Hochbergów w zwieńczeniu
(prawdopodobnie został wykonany na Śląsku w II poł. XVIII w. (?)).
W niedużej odległości znajduje się ozdobna,
drewniana sztaluga, a na niej fotografia Daisy z synami, najstarszym Hansem
Heinrichem XVII (1900-1984) oraz środkowym Aleksandrem (1905-1984).
Po drugiej
stronie stoją meble w stylu chińskim, pokryte czarną laką. Salon oświetlał
48-świecowy kryształowy żyrandol. Z całą pewnością było to najbardziej
reprezentacyjne pomieszczenie na zamku i to tu właśnie podejmowano znakomitych
gości.
Skoro o
gościach mowa, to gdzieś trzeba było ich umieścić. Do tego służył Salon Zielony. Wraz z żółtą sypialnią i różową łazienką tworzył apartament dla gości.
W oczy od razu rzucił mi się wielki plafon na suficie, przedstawiający
namalowane iluzjonistycznie bawiące się amorki. Na ścianach za to wiszą
portrety członków dwóch ostatnich pszczyńskich rodzin książęcych: Anhalt-Köthen-Pless
i Hochberg von Pless. Salon ozdabia berlińska porcelana, a także wyroby
pochodzące z innych europejskich manufaktur.
Wspomniana Sypialnia Żółta swój kształt przyjęła na początku XX w. Dawniej pełniła funkcję
sypialni księżnej Marii von Hochberg z domu Kleist (1823-1883), żony Hansa
Heinricha XI. Dzieliła się ona na sypialnię i garderobę. Dziś zobaczyć tu można
meble z XVIII i XIX w. Oczywiście w centralnym miejscu znajduje się łoże z
baldachimem z przełomu XIX i XX w.
Łazienka za
to pełniła też funkcję garderoby. Całą ścianę zajmuje biała szafa z lustrami.
Tu już można zauważyć sedes z rezerwuarem produkcji angielskiej, piec
ceramiczny, który jednak nie ogrzewał całości pomieszczeń a także wannę i
umywalnię z ceramiki. Całość uzupełnia porcelanowy komplet naczyń toaletowych.
Tapeta papierowa według wzorów z lat 30. XIX w. z motywem róży, oleandra i
kolibrów to wyrób współczesny.
Pora była
zajrzeć na drugą stronę zamku, gdzie mieści się Sala Lustrzana. Ma ona wysokość
dwóch kondygnacji, powstała w latach 70. XIX w. Jej nazwa pochodzi od dwóch,
wielkich luster umieszczonych po przeciwległych stronach, przywiezionych z
Paryża.
Dawniej była to jadalnia, o czym świadczy marmurowy bufet, na którym
dziś zamiast półmisków pełnych smakołyków, stoją marmurowe popiersia z XVIII i
XIX w.
Plafon tej wielkiej sali ma iluzjonistycznie namalowane niebo i kwiatowy
fryz nad gzymsem. Poniżej niego są malowidła przedstawiające alegorie czterech
pór roku oraz znaki zodiaku, wykonane przez malarzy francuskich.
Dziś są tu
inkrustowane szafki i zegary z II poł. XIX w. oraz krzesła w stylu Ludwika XV,
a dokładniej ich XX w. kopie, które służą gościom pszczyńskiego zamku, podczas
muzycznych koncertów. Całość oświetlają kryształowe żyrandole z II poł. XIX w.
Ciekawostką jest, że w czasie I wojny światowej, w sali tej mieściła się sala
operacyjna wojskowego szpitala polowego.
Zanim
przedostałam się na kolejne piętro zamku, zerknęłam jeszcze w stronę Galerii Lustrzanej, która mieści się w środkowym i wschodnim skrzydle pałacu. Swą nazwę
zawdzięcza od wielkich luster, pomiędzy którymi znajdują się malowane na
płótnie panneau, czyli prostokątne ściany. Przeciwległą ścianę zdobią
myśliwskie trofea a także broń.
Zajrzałam
też do Pokoju Reussów. Pomieszczenie to zajmowane było, w czasie swych pobytów
w Pszczynie, przez siostrę księcia Hansa Heinricha XI – Annę Karolinę von
Hochberg (1839-1916), żonę księcia Heinricha XII Reuss-Köstritz (1829-1866).
Salonik służył za bawialnię i z niego wchodziło się do maleńkiej sypialni.
Znajdujące się tu na biało malowane meble są w stylu Ludwika XVI (z XIX w.) We
wnętrzu dostrzec też można kurdybanowy, malowany parawan ( z końca XVII w.)
oraz sekretarzyk (z XVIII w.), a na nim popiersie szwagierki, księżnej Reuss –
Marii von Hochberg, pierwszej żony Hansa Heinricha XI. W komnacie tej zachowała
się oryginalna, papierowa tapeta z XIX w. Ja swoje miejsce widziałam tu tuż
przy oknie, na wygodnym fotelu w kąciku ;)
I już
wchodziłam na ostatnie piętro zamku, gdzie podłogi były drewniane. Prowadziła
mnie tam skromna klatka schodowa.
Weszłam od
razu w skrzydło wschodnie, gdzie mieści się Galeria Myśliwska. Wspominałam już
o pasji łowieckiej książąt. Zamek był przez pewien czas takim centrum polowań,
gdzie zjeżdżała się cała śmietanka towarzyska z całej Europy. Ten krwawy sport
nijak miał się do funkcji jaką pełniły tu pokoje. Były one bowiem przeznaczone
dla dzieci pary książęcej. Tu była także izba szkolna, przeznaczona do nauki. W
korytarzu stoi żubr „Kader”, pozyskany w 1986 r. i przypominający fakt sprowadzenia
tych zwierząt z Puszczy Białowieskiej do pszczyńskich lasów przez księcia Hansa
Heinricha XI von Hochberga w 1865 r. Wiecie, książę podarował carowi jelenie,
ten dał żubry. Proste. Nad drzwiami zobaczyć można łeb dzika. Na ścianach
parostki saren, wieńce jeleni itp. W szafach broń: strzelby, dubeltówki,
sztucery i inne. Wyobrażacie sobie teraz trzymać broń przy dzieciach? Toż to
wizyta policji gwarantowana.
Ciąg dalszy
galerii myśliwskiej to też spreparowane ptactwo, głowy zwierząt, poroża, które
wiszą między ozdobnymi sekretarzykami. Na stole z marmurowym blatem stoją
figury małp w kapeluszach z tacami na bilety wizytowe.
Aby pozbyć
się smutku nad losem tych pięknych i niewinnych zwierząt, które straciły życie
dla przyjemności bogatego człowieka, weszłam do Pokoju Zabaw, gdzie umieszczono
wystawę złożoną z rzeczy służących miłej rozrywce. Głównie były to gry
zręcznościowe jak krokiet, czy bilard ale także gry planszowe.
Stół do gry w Trou Madame (pocz. XVIII w.). Była to gra salonowa, zręcznościowa. Należało trafić kościaną kulką w odpowiedni otwór. Gra została wyparta przez bilard.
Stół do gry w Halmę (Niemcy, pocz. XX w.) Gra planszowa, wymyślona w latach 80 XIX w. Zadaniem jest przeprowadzenie swoich pionków do przeciwległego narożnika. Wygrywa ten, kto pierwszy to zrobi. Zadziwiające, że posiadam taką grę i bardzo lubię w nią grać :)
Zachowane kartki z gry Consequences, wklejone w album pamiątkowy księżnej Daisy (1901 r.) Gra towarzyska, gdzie każda z osób zapisuje odpowiedź na jedno z wcześniej ustalanych pytań, a następnie zagina kartkę, by kolejna osoba nie widziała. Kartka krąży a jej efektem jest zabawna historia stworzona wspólnie z uczestnikami.
Grę tą pokazała mi kiedyś moja mama i bawiłam się w to będąc w szkole podstawowej i średniej.
Tuż obok
znajdowało się małe pomieszczenie – Sala Polska im. Księcia Józefa Poniatowskiego.
Aranżacja tej sali nawiązuje do XIX wiecznego pokoju kolekcjonera. Wszystko tu
wiąże się z postacią księcia Józefa Poniatowskiego, który traktowany jest jako
bohater narodowy. Część zbiorów należała do historyka sztuki, prof. Zdzisława
Żygulskiego juniora (1921-2015), który był pomysłodawcą wystawy.
Przemierzając
galerię myśliwską, zerknęłam jeszcze do pokoju, po środku którego stał stół
bilardowy. To Galeria Portretów, która nawiązuje do dawnych rodowych galerii
portretów urządzanych w tego typu rezydencjach. Zebrano tu wizerunki członków
trzech rodów panujących w Pszczynie a także ich bliskich i osoby skoligacone.
Ale na tą wystawę należało mieć osobny bilet.
I tak
doszłam do końca korytarza, na końcu którego już tylko czekały mnie schody w
dół. Zeszłam nimi do niedawno odrestaurowanych piwnic gotyckich – najstarszej
części zamku, gdzie zlokalizowano Zbrojownię. W sześciu salach mieści się
uzbrojenie zaczepne i ochronne od XV do pierwszej połowy XX w. W gablotach
prezentuje się broń wszelaka od strzelb, po kusze myśliwskie, szable itp.
Oczywiście zbrojownia nie może być bez zbroi, toteż ich kolekcja wraz z
kolczugami również zasila to miejsce.
Dyplom Białego Jelenia Orderu św. Hubertusa dla księcia pszczyńskiego Hansa Heinricha XV von Hochberga (1911 r.)
Talerz porcelanowy z przedstawieniem bóstwa siły pod postacią samuraja walczącego z dzikiem (Japonia XIX w.) oraz miecze japońskie (samurajskie) z XVIII i XIX w.
Richard B. Adam, Portret konny cesarza Wilhelma II w otoczeniu sztabu, na tle zamku w Pszczynie, ok. 1920 r.
Krocząc od
sali do sali, trafiłam na wystawę czasową, dotyczącą pochówków panów
pszczyńskich. W jednej sali zebrano tablice z dokumentacją dotyczącą pogrzebów,
powiadomienia o zgonach, listy kondolencyjne, fotografie z pogrzebów, obrazy i
relacje z przebiegu pochówków kolejnych członków rodziny książęcej. W drugiej
sali zgromadzono sarkofagi panów pszczyńskich z rodu Promnitzów. Starsze
sarkofagi wykonywane były z cyny lub miedzianej blachy. Te nowsze, pochodzące z
XVII w. wyróżniają się bogatymi zdobieniami. Zgodnie z duchem baroku, pojawiały
się na nich malowidła, herby rodzinne, rzeźbienia, z których można było
wyczytać wiele istotnych wiadomości jak np. genealogię zmarłego.
Memento Mori - Wystawa sarkofagów z tzw. Krypty Promnitzów w kościele parafialnym pw. Wszystkich Świętych w Pszczynie
Dość tych
ponurych tematów. Czas było wyjść na świeże powietrze. Wychodząc z zamku
minęłam się z tłumem turystów. Taki urok majówki. Podążyłam dalej wraz z duchem
księżnej Daisy.
Ale o tym, co jeszcze zobaczyłam w Pszczynie, podczas jednego
dnia, opowiem w kolejnej relacji.
C.d.n. …
Bardzo bogato. Pszczyne znam nieźle i już się bałem że sali lustrzanej nie pokażesz... ;-)
OdpowiedzUsuńten "diabełek" to kopia "Mojzesza" Michała Anioła.
Daisy - miała pecha jak całe jej pokolenie, ich swiat skończył się w huku armat 14 roku a później już wielu z nich nie umiało żyć w innym.
Zastanawiająco czesto ladujesz w męskich sypialniach ;-)
To prawda, choć też powiadają, że Daisy wychodziła za mąż jako dziewczynka i taką pozostała do końca życia. I wojna jednak wielu rodzinom przewróciła poukładany świat.
UsuńDiabełek i Mojżesz - jakoś mi nie pasują do siebie :)
A co do męskich sypialni, to rzeczywiście mój życiowy rekord ;):)
A jednak... to Mojżesz
Usuńhttp://magicznakreska.blox.pl/strony/michal.html
Znam takie co w życiu w innej niż swoja sypialnia nie były a cnotliwymi ich nazwać nie sposób ;)))
Grunt to mieć dobre pozory. A własne brudy prać we własnym ogródku, eee...to znaczy własnej sypialni :) :) :)
UsuńP.s. Właśnie obejrzałam "Magnata" F. Bajona, który bazuje na życiu pszczyńskich książąt. I gdzieś ta cnota się im skryła w zamkowych zakamarkach...
No i ja Ci się wcale nie dziwię, że Cię tak na tę Pszczynę wzięło. Chyba musimy pójść za Twoim przykładem, bo węszę w tym miejscu fotograficzno-historyczny raj. :)
OdpowiedzUsuńTeż chcecie do męskich sypialni?? :P A poważnie, relacja z zamku to tylko fragment całego dnia. Tam jest sporo do zobaczenia. Powoli w kolejnych postach będę odkrywać swoją przygodę z tym miastem. Poważnie Was tam nie było? :)
UsuńDo Pszczyny jeszcze nie zawitałam ale tragiczną historię księżnej Daisy znam z opowieści z Zamku Książ :-) A ja tam wierzę, że te tajemnicze przejście skrywa wiele ciekawych historii romansowych :-P
OdpowiedzUsuńWitaj :) A ja z kolei nie dotarłam jeszcze do Książa ;) Wiedząc o tajemnych przejściach nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jednak nie służyły one tylko schadzkom dwóch wojskowych, którzy szli do siebie na skróty. Ale logicznie patrząc to komnaty księcia znajdowały się nad komnatami cesarza, więc miało to swój sens. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńByłam tam kiedyś na wycieczce klasowej, ale niewiele pamiętam, nawet patrząc na Twoje zdjęcia - muszę kiedyś pojechać tam jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Naprawdę warto. Polecam. Niby wszędzie jest napisane, że na zwiedzanie trzeba przeznaczyć około 1-1,5 godz., ja jednak spędziłam tam bite dwie i jeszcze sama się popędzałam, że przecież jeszcze inne rzeczy są do obejrzenia. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńCudowne wnętrza zamkowe już mnie zachęciłaś...a w majówkę byłem niedaleko lecz wybrałem inne zamki:)
OdpowiedzUsuńTeraz były inne zamki, równie ciekawe (oglądałam relacje ;)), a następnym razem będzie Pszczyna. Na wszystko musi przyjść odpowiedni czas ;) Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńKompletna relacja, chyba pokazałaś nam wszystkie tajemnice tego pałacu. Kiedyś jeździłem tam prawie rok w rok, teraz mam kilkuletnią przerwę. Świetnie można tam się wyżyć fotograficznie. mam pytanie,m czy za zdjęcia jest dodatkowa opłata i czy zwiedzałaś samodzielnie, czy z przewodnikiem?
OdpowiedzUsuńNo coś Ty, myślę, że tam jeszcze sporo tajemnic się kryje :) ;) Spędziłam na zamku dwie godziny i jeszcze bym tam posiedziała, ale chciałam tego dnia zobaczyć i inne atrakcje Pszczyny. Jest tam co focić, ale czasem ciężko robić zdjęcia, bo z jednej strony wpada światło słoneczne a z drugiej świecą się kandelabry. Zdjęcia można robić jedynie bez flesza, więc wychodzą często ciemne. I bez dodatkowych opłat. Zapytałam jedynie o możliwość publikacji zdjęć na blogu i uzyskałam pozwolenie. Zamek zwiedzałam samodzielnie w filcowych kapcoszkach ;) Ale można wynająć przewodnika za dodatkową opłatą. Jak kto woli. Serdeczności! :)
UsuńDziękuję, taki styl zwiedzania pasuje mi najlepiej :)
UsuńPozdrawiam
Czasem dobrze jest mieć przewodnika, który ciekawie coś opowie. Ale z kolei jak się jest samemu, to można zaczekać aż tłum się przewinie i zostać w danej sali samemu i fotografować. Przyjechałam do Pszczyny o 10.00 (tak przybył pociąg) i od tej godziny czynne były obiekty do zwiedzania. Dobrze było iść koło 11.00 (wcześniej zwiedziłam pewno muzeum) na zamek, bo jeszcze ludzie się budzili i jedli śniadanka. Jak wychodziłam koło 1.00 to dopiero wtedy przeciskałam się przez tłum ludzi. Dobrze zwiedzać zamek rankiem ;)
UsuńDuśka tylko mi nie mów, ze byłaś tak blisko mojego miasta... Zawróciłabym samolot z Krety, żeby Cie spotkać.:)
OdpowiedzUsuńUwielbiamy z M. Pszczynę. I mamy do niej "rzut beretem".
Cudna relacja!
Moc uścisków.
"Mojego miasta", tzn.? Najbliżej Tychy - czyżby? Mówiłam Ci, że wsiądę w pociąg i przyjadę :) :) Ale, że masz taką moc, żeby zawrócić samolot, to nie wiedziałam. Tylko nie wiem czy z tego powodu nie musiałabym Cię potem odwiedzać w jakimś areszcie ;) Ściskam mocno!
UsuńMy mieszkamy w Rybniku. To jest blisko Pszczyny.:)
UsuńDaj znać wcześniej, jak będziesz się znów kręcić blisko mnie:)
No proszę, w Rybniku mnie jeszcze nie było ;) Dam znać, jak będę się wybierać, tylko mam nadzieję, że wtedy nie będziesz zawracać z Grecji:))) Dobrego weekendu Basieńko! :)
UsuńZapraszam serdecznie. Rybnik też piękny...
UsuńMoc buziaków.