O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 12 grudnia 2017

Norwegia cz. IV: Oslo cz. II

Norwegia po raz pierwszy,
czyli  Velkommen til Oslo!
Część II

c.d. DZIEŃ 5: Czwartek 31 sierpnia 2017r.


Kadłub stateczku, takiej wodnej taksówki, tnie wody Oslofjordu. Mijam Twierdzę Akershus, ponownie podziwiam zacumowany pod nią statek pasażerski „Korona Księżniczki”. Patrzę na położoną niemalże po środku latarnię. Pogoda mi dziś nie sprzyja, niebo jest zachmurzone i szare.


Dawna stoczniowa dzielnica Aker Brygge



Twierdza Akershus



"Korona Księżniczki" w całej okazałości



Na wodach Oslofjord



Wreszcie pierwszy przystanek, na którym wysiadają ci, którzy zdecydowali się zwiedzić muzea po środku półwyspu Bygdøy. Miałam na nie chęć, ale czasu niestety nie potrafię wydłużyć, choć zdecydowanie byłaby to przydatna umiejętność. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, mam powód, by znów wrócić do Oslo i wcale się nie nudzić.


Muzeum Morskie (z lewej), Muzeum "Fram" z prawej oraz Muzeum "Kon-Tiki" (w głębi) widziane z pokładu stateczku



Pierwszy przystanek, do muzeów w głębi półwyspu. Całkowicie z prawej strony Oscarshall - letnia rezydencja królewska z poł. XIX w.



Pierwszy przystanek przy półwyspie Bygdøy


Przychodzi jednak pora na mój przystanek. Wysiadam i najpierw kieruję swoje kroki ku dużemu monumentowi. To pomnik wojowników, żeglarzy, który upamiętnia ich bohaterskie działania podczas II wojny światowej. Tablica, nieco wytarta i trudna do przetłumaczenia, głosi, że w owym czasie ponad tysiąc norweskich statków brało udział w niezliczonych misjach wojskowych i przetransportowały 145 milionów ton ładunków, mających znaczenie dla zwycięstwa aliantów.


Pomnik żeglarzy z czasów II wojny światowej



Przy pomniku



Na półwyspie Bygdøy - widok na wyspę Hovedøya




Taka sobie malusia kotwiczka...


Potem idę w stronę muzeum, które ogłasza się, że jest najlepszym muzeum w Norwegii. Jeszcze nie wiem, że będę w tym miejscu zachwycona. No ale skoro się tak reklamują… Idę.


Aż trudno uwierzyć, że stąd wyruszyli w swe polarne wyprawy Nansen i Amundsen...



 "Fram" - najlepsze muzeum w Norwegii... - potwierdzam :)



Statek "Fram" w miniaturze z brązu



To chyba była toaleta w formie latarni morskiej


Najpierw obchodzę postacie z brązu. To ekipa Roalda Amundsena, która zdobywała biegun południowy. Mam mały przedsmak tego, co zaraz zobaczę.


Polarnicy 


Wchodzę do trójkątnego budynku, który skrywa w sobie wielki statek. Po przejściu bramek i okazaniu Oslo Pass, wchodzę w zupełnie inny świat. Nie słyszę muzyki, a jedynie wiatr, który śpiewa na pustkowiu bieguna. Słyszę ruch kry lodowej, kiedy stawia czemuś opór. Wszystko widzę w niebieskiej poświacie. Frammuseet poświęcone jest „najsilniejszemu statkowi świata” – „Fram”. Mimowolnie staję się uczestnikiem wyprawy polarnej…


Moje pierwsze zderzenie ze statkiem "Fram" :)



W części gastronomicznej muzeum - za oknem "żywe obrazy" z życia polarników



Dzięki puszczanym w oknach czarno-białym filmom, nawet spożywanie kanapki czy wypicie kawy, jest bardzo przyjemne :)



Statek można obejść dookoła oraz z góry na dół



Moja polarna ekspedycja :) :) :)


Pisałam wcześniej, przy okazji relacji z Larvik, że to właśnie tam powstał ten statek. Jego architektem był, mieszkający w mieście, Colin Archer. Ten nowoczesny statek robi wrażenie. Jego konstrukcja i wyposażenie wyprzedzały swoją epokę. Ten norweski szkuner wybudowany został w 1892r. i jego celem miały być od początku, ekspedycje polarne.
Obchodzę go wkoło i zupełnie niechcący dochodzę do wyjścia J Chwila, wracam się, bo przecież muzeum to, nie składa się jedynie z parteru.


Nie ma wątpliwości, że to "Fram"



Szalupy ratunkowe statku "Fram"


To niesamowite ile ten statek przeszedł. Najpierw jego gospodarzem był Fridtjof Nansen, który podróżował nim na biegun północny w latach 1893 – 1896. Dopłynął nim do Wysp Nowosybirskich, a ponieważ planował dopłynąć do bieguna z prądem morskim, nie przewidział, że 35 m, dębowy statek, pokryty miedzią, chroniącą go przed naporem lodu, utknie poniżej linii wody, tuż przy syberyjskim wybrzeżu. Dlatego Nansen z towarzyszami i zaprzęgiem psów, udał się dalej pieszo. 7 kwietnia 1895 r. osiągnęli najdalej na północ wysunięty punkt, do którego dotarł wówczas człowiek. Niestety na biegun nie dotarli.


Posąg Fridtjofa Nansena



A tu sam Nansen w swojej kajucie



Tabliczka nad wejściem do kajuty nie pozostawia złudzeń, kto tu był gospodarzem


Ale za to, ten podróżnik, nauczony sposobów przetrwania w surowym klimacie od Inuitów (Eskimosów), przeprowadził liczne badania oceanograficzne. W 1896 r. przyszły profesor Uniwersytetu w Chrystianii, powrócił statkiem „Fram” do Oslo. Po powrocie, kiedy zakończył swą karierę podróżniczą, zajął się działalnością społeczną i polityczną. Za pomoc uchodźcom politycznym w opuszczeniu Rosji i wydając im tzw. paszporty nansenowskie, w 1922 r. został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla.


Dokumenty F. Nansena, w tym jego słynne paszporty nansenowskie


W latach 1898-1902 „Fram’em” dowodził Otto Sverdrup. Opłynął on od południa i zachodu Grenlandię i dotarł do wysuniętej daleko na północ kanadyjskiej wyspy Ellesmere.


Żeglarskie życie, dobrze, że tylko na chwilę ;)


Jeśli dziś myślimy, że jesteśmy mądrzy, bo tak wiele wiemy z geografii czy innych nauk, to zawdzięczamy to takim odkrywcom jak Nansen, Sverdrup czy Amundsen.
Ten ostatni podjął się wyzwania zdobycia bieguna południowego. I zamierzał tego dokonać, właśnie na statku „Fram”.


Postać Roalda Amundsena


W latach 1910 – 1912 dopłynął nim do wybrzeży Antarktydy, skąd już na piechotę wyruszył w morderczy wyścig z innym podróżnikiem – Anglikiem, Robertem Scottem. Los chciał, że Amundsen zdobył go jako pierwszy, 14 grudnia 1911 r., a Scott, zdobywszy go miesiąc później, w drodze powrotnej zginął. Wcześniej Amundsen zamierzał dokonać pierwszego zdobycia bieguna północnego, ale uprzedził go Robert Edwin Peary. Dlatego w 1926 r. zorganizował ekspedycję, której celem był przelot nad biegunem północnym. 11 maja z Ny Ålesund, wyruszył sterowiec „Norge N-1”, by po 42h wylądować na Alasce. Do dziś wiele osób uznaje to dokonanie za pierwsze, udokumentowane zdobycie bieguna północnego, unieważniając tym samym, wyczyn Peary’ego. Los bywa przewrotny. Bywa też okrutny.  Raz pozwala pławić się w glorii chwały, a raz jedną decyzją ucina szczęście. W 1928 r. Amundsen wyruszył z Tromsø na pomoc przyjacielowi, Umberto Nobile, który zorganizował włoską wyprawę na biegun. Sterowiec uległ awarii i rozbił się o zwały lodu. I choć Nobile oraz siedmiu członków załogi ( a także ukochanemu psu Nobile, terierkowi Titinie) udało się uratować, to samolot, którym leciał Amundsen, nigdy nie dotarł do przyjaciela. Prawdopodobnie uległ on katastrofie w pobliżu wyspy Bjørnøya, choć ani wraku, ani załogi nigdy nie odnaleziono.


Narty, rakiety śnieżne i inne rzeczy załogi statku, można obejrzeć w muzeum



Pamiątki po polarnikach


Z takimi ciekawymi historiami można się zapoznać w tym ekscytującym muzeum. Ponadto na piętrach, które są jednocześnie galeriami, biegnącymi wokół statku, w fajnie zaaranżowanych polach, przypominających kry lodowe, prezentowane są fotografie, mapy, zapiski z podróży polarnych, wyposażenie załogi, rzeczy prywatne, osobiste itp.


Pamiątki z wypraw Amundsena



Dwa poziomy wokół statku, to fascynujaca podróż na początek wieku XX i na bieguny



Wyposażenie kajuty. Aż trudno sobie wyobrazić w jak spartańskich warunkach żyli polarnicy, wystarczy spojrzeć na szerokość łóżek piętrowych...



Pamiątki z wypraw Nansena



Odzież na wyprawy polarne



Sprzęty medyczne. Aż ciarki przechodzą, jak się na to patrzy. Co robili podróżnicy jak bolał ich ząb albo mieli zapalenie wyrostka? 



Magiczna skrzyneczka na statku być musi...



W mesie



Rzeczy osobiste załogi


Oczywiście największy podziw i zachwyt budzi sam statek, który po 100 latach odpoczywa na emeryturze. Można go w całości zwiedzić, wędrując od ładowni, przez kajuty marynarzy, polarników, aż po górny pokład. A jak zadrze się do góry głowę, można dostrzec bocianie gniazdo.


Górny pokład statku "Fram"



Na pokładzie statku "Fram"



Można wejść jeszcze wyżej...



... z czego skorzystałam :)



Bocianie Gniazdo



Zejście do dolnego pokładu



Drzwi do kajut marynarzy



Adolf Henrik Lindstrøm urodził się w Hammerfest, na północy Norwegii. Brał udział w trzech najsłynniejszych wyprawach polarnych w Norwegii: wyprawie „Gjøa” oraz 2 i 3 ekspedycji "Fram", najczęściej jako kucharz. Na Antarktydzie był częścią zimowej grupy na lądzie, a na "Framie" był przez dłuższe okresy sam, gdy inni byli na saniach. Jego reputacja i sława wynikają z jego niemal stałego dobrego humoru i doskonałego jedzenia, które robił. Stał się znany jako najlepszy ze wszystkich polarnych kucharzy. Był także pierwszym, który żeglował po całym kontynencie amerykańskim.



Mesa



"Fram" od frontu ;)


Prosto z głównej sali jest przejście do hali bocznej, nieco mniejszej, gdzie zaprezentowana jest replika statku „Gjøa”, którym Amundsen w latach 1903 – 1906, jako pierwszy zdobył Przejście Północno – Zachodnie.
Samo muzeum to nie tylko statki i przedmioty należące do załóg wypraw polarnych. To także film, ukazujący życie polarników i ciekawostki z nimi związane, prezentowany w mini kinie.


Odkrycia geograficzne i inne podróżnicze tematy na przełomie wieków...



... znajdują się w bocznym korytarzu



Replika "Gjøa"



Replika "Gjøa"



Pamiątki z ekspedycji polarnych Amundsena



"Gjøa" i model sterowca "Norge N-1", którym Amundsen leciał na biegun północny


 Jeśli znajdziecie się kiedyś w Oslo, koniecznie odwiedźcie muzeum „Fram”. Nie będziecie żałować, polecam z całego serca. A samo słowo „fram” po norwesku znaczy „naprzód”, więc do dzieła!
Jedyne, czego ja żałuję, to tego, że w tym fantastycznym miejscu, nie mogę dłużej zabawić, by przyjrzeć się lepiej wystawom. Patrzę na zegarek i mam wrażenie, że wskazówki na nim biegną jak szalone. Idę znów do wyjścia, po drodze przytulając się do pluszowego łosia i śmiejąc do zabawnych trolli. Wychodzę na świeże powietrze wyspy Bygdøy.


Przed wyjściem z muzeum, przechodzi się przez sklep z pamiątkami



Polubiłam je :)



Cała armia wikingów ;)



To była taaakkkaaa ryba!



Od dużego trolla po malutkie figurki i magnesy, każdy znajdzie coś dla siebie



Tradycyjne sweterki w norweskie wzorki


Daleko nie idę, bo tuż obok są dwa muzea. Do tego, które chciałam zobaczyć, już nie zdążę obrócić, bo położone jest po środku półwyspu. Daruję sobie Muzeum Morskie i wybieram małe, ale bardzo ciekawe muzeum „Kon – Tiki”. A więc, pozostanę w świecie podróżników i odkrywców.


Muzeum "Kon-Tiki"



Osobne wejście i wyjście z muzeum zapewnia płynny ruch turystów odwiedzających tę placówkę.


Muzeum to poświęcone jest słynnemu, norweskiemu podróżnikowi, Thorowi Heyerdahlowi i jego ekspedycjom. I tu znów przypomnę, że napomknęłam o nim, przy okazji mojej wizyty w Larvik, ponieważ tam właśnie urodził się ten podróżnik.


Ściana z fotografiami podróżnika Thora Heyerdahla



" Granice? Nie widziałem żadnej. Ale słyszałem, że istnieją w umysłach niektórych ludzi" - Thor Heyerdahl. Ten eksplorator udowadniał, że granice są tylko w naszych głowach



Archiwalne zdjęcie - Thor Heyerdahl stoi trzeci od lewej

We wnętrzu muzeum zainstalowano tratwę zbudowaną z drewna balsowego, bez użycia gwoździ – „Kon – Tiki”, na której ten słynny antropolog wraz z pięcioma towarzyszami w 1947 r. w ciągu 101 dni, przepłynął z Peru do Polinezji. Ekspedycja miała na celu udowodnienie, że dawni mieszkańcy Peru, już w czasach starożytnych, krążyli po Oceanie Spokojnym. I że to oni, a nie, jak wcześniej sądzono, emigranci z Azji, zaludnili Polinezję.


Łódź "Kon - Tiki", od której wzięło nazwę całe muzeum



Cały dobytek mieścił się na tej tratwie z żaglem



Sprzęty codziennego użytku podczas wyprawy na Polinezję



Sześć osób na tak małej przestrzeni, przez 101 dni, to duże wyzwanie



"Kon - Tiki"


W 1969 r. Heyerdahl zbudował papirusową łódź „Ra”, aby pokazać, że już starożytni Egipcjanie mogli dotrzeć do Ameryki przez Atlantyk. Wyprawa jednak została przerwana 500 mil od wybrzeży Barbadosu, z powodu błędu konstrukcyjnego, łódź traciła stabilność. Jednak podróżnik się nie poddał i zbudował kolejną łódź „Ra II” (kopia jej znajduje się w muzeum). W 1970 r., po 57 dniach, wyprawa osiągnęła swój cel i ekspedycja dotarła do Barbadosu.


Papirusowa łódź "Ra II"



Kopia łodzi "Ra II"



Na takiej łodzi podróżnik dopłynął z Maroka do Barbadosu


Także wyprawa trzcinową łodzią „Tygrys”, w 1977 r. miała za zadanie pokazać, że możliwa była komunikacja między cywilizacją doliny Indusu a Mezopotamią. Jednak podróżnicze zapędy eksploratora zostały przerwane przez politykę. Po pięciu miesiącach żeglugi „Tygrys” został spalony przez Heyerdahla w geście protestu przeciwko toczącym się konfliktom na Bliskim Wschodzie.


Rysunki starożytnych łodzi


Ten niestrudzony odkrywca prowadził badania piramid na Teneryfie, organizował wyprawy badawcze na Galapagos i Wyspę Wielkanocną. Poza tym odbywał jeszcze wiele wypraw. Opowiadają o nich liczne zdjęcia, eksponaty i multimedialne prezentacje. Całość dopełniają kamienne rzeźby z Wyspy Wielkanocnej, a także liczne przedmioty codziennego użytku z Ameryki Południowej i Polinezji.


Posągi z Wyspy Wielkanocnej



Pamiątki z wypraw



Maski z Polinezji



Morskie okazy w dolnej części muzeum



Stara mapa w bibliotece podróżnika



Archiwum Thora Heyerdahla zawiera kolekcję fotografii, listy prywatne, dzienniki podróży oraz plany i mapy. Archiwum wpisane zostało na listę UNESCO Pamięć Świata, czyli w projekt zajmujący się zachowaniem dokumentów o światowym znaczeniu. Za biurkiem postać wielkiego etnografa i podróżnika Thora Heyerdahla.


Początkowo nie miałam w planie tego muzeum. Ale wcale nie żałuję, że plany uległy zmianie. Dzięki temu odkryłam fascynujący świat, który mógł oglądać Thor Heyerdahl. I pewnie długo bym jeszcze zgłębiała tajemnice Polinezji, gdyby nie mój wewnętrzny budzik, dzwoniący na alarm, że pora wrócić na przystań i złapać znów stateczek płynący do City Hall. Z pewną niechęcią wychodzę więc, na pochmurną i deszczową wyspę muzeów. Jeszcze raz rzucam okiem na muzeum „Fram” i pędzę na przystań.


I ostatni już raz "Fram"



Zapłakana Bygdøy



Z tego stanowiska wrócę na plac przed ratuszem



Droga powrotna przez Oslofjord. Z lewej strony zdjęcia widoczna wieżyczka Oscarshall - letniej rezydencji królewskiej z poł. XIX w


Podpływa ten sam statek z tą samą przesympatyczną panią. Wracam do miasta. Po drodze konsumuję kanapkę i wypijam ostatni łyk herbaty. Deszcz staje się nieznośny. Ufam, że ta moja eskapada nie skończy się katarem.
Biegnę niemalże, znów na Karl Johans Gate.


Znajomy z Rjukan - członek ruchu oporu, Gunnar Sønsteby, podrzucił mnie rowerem ;)


Gdybym znała norweski, mogłabym szybko przetłumaczyć sobie, umieszczone na chodniku, 69 znanych cytatów z dzieł Henrika Ibsena (muszę odwiedzić jego muzeum, jeśli będę jeszcze kiedyś w Oslo). Projekt ten nosi nazwę „Kultura z wyższej półki na poziomie ulicy”. Idąc śladem tekstów można dotrzeć do muzeum Ibsena.


W wolnym tłumaczeniu: na zawsze tylko zaginiony jest własnością 



W wolnym tłumaczeniu: posiadamy czas, ale czas również jest naszym właścicielem


Ja jednak pędzę przez park Studenterlunden na tyłach Teatru Narodowego, by zdążyć na audiencję do króla Norwegii.


Skwer na tyłach Teatru Narodowego



Pomnik gwiazdy teatru Wenche Foss, która była także działaczką społeczną i matką prezydenta Oslo. Otwarcie mówiła o nowotworze piersi, na który także chorowała a także wspierała czynnie osoby dotknięte zespołem Down'a



Fontanna w parku Studenterlunden, przywodząca na myśl rozłożony ogon pawia



Jedna z rzeźb w parku


Biegnę na zielone tereny Slottsparken, ze wzniesionym w 1848 r. klasycystycznym, trójskrzydłowym Kongelige Slott, czyli Zamkiem Królewskim, a właściwie pałacem, który jest oficjalną siedzibą króla Norwegii. Jednocześnie budynek zamyka reprezentacyjną ulicę miasta. No co za pech! Nikt mnie nie wita… Żadnego dywanu, kwiatów, orkiestry? Halo! Królowa przyjechała! J Oczywiście samego zamku nie można zwiedzić w całości. Latem, z przewodnikiem można zwiedzić jedynie udostępnionych 15 reprezentacyjnych pomieszczeń. No to jednak nie tym razem… Robię kilka zdjęć. Jestem tu w zasadzie sama. Łapię jakiegoś biegacza, by zrobił mi pamiątkową fotkę. Nie mam już czasu, by okrążyć królewską posiadłość. Nie podchodzę też bliżej, by nie drażnić królewskiej straży.


Pałac Królewski



Przed pałacem stoi konny pomnik Karola III Jana (w Szwecji Karola XIV Jana) Bernadotte, który od 1818 aż do śmierci w 1844, był królem Szwecji i Norwegii



Królewska rezydencja nie jest z zewnątrz jakoś specjalnie okazała, jednak w środku mieści wiele pomieszczeń, z których tylko 15, można zwiedzić z przewodnikiem



Królowa przyjechała, a tu nikt nie wyszedł z chlebem i solą... :) :)



Reprezentacyjna ulica miasta Karl Johans Gate widziana spod zamku królewskiego


Pora wracać prosto na dworzec. Ale prosto, to za prosto dla mnie.
Najpierw podchodzę blisko pod budynek Uniwersytetu w Oslo, który został założony w 1811 r. i jest największym i najstarszym uniwersytetem w Norwegii. W budynku, do którego wchodzę, mieści się dziś Wydział Prawa.


Wydział Prawa Uniwersytetu w Oslo



Wewnątrz budynku pod portykiem wejściowym



Dopiero jak stanie się nieco wyżej, dokładniej widać mozaikę, ułożoną przed wejściem



Posąg Petera Andreasa Muncha, historyka, tłumacza norweskich sag, wujka słynnego malarza Edvarda Muncha


Skręcam w Universitatsgata. Dochodzę do placu Świętego Olava. Rozglądam się wokół i wracam to samą ulicą. Po prawej stronie mam duży, XIX w., neorenesansowy budynek. To Galeria Narodowa. I choć nie lubuję się w malarstwie, to wchodzę na sekundę do środka. Przynajmniej nie muszę moknąć.  Poraża mnie tłum ludzi. I nie są to wycieczki szkolne, ani z biurem podróży. Spotykam znów Polaków. Uśmiechamy się, jak to na kulturalnych ludzi przystało. Nie mogę jednak pozwolić sobie na dłuższe obcowanie z kulturą, ponieważ pociąg na mnie nie zaczeka.


Budynek Galerii Narodowej



Wejście do Galerii Narodowej



Wewnątrz Galerii Narodowej


Idę szybkim krokiem znów w stronę Jernbanetorget, czyli kolejowego rynku. Tym samym przeskakuję ponownie w nowoczesność.


Na Karl Johanes Gate



Kamienica, w której mieści się knajpka Hard Rock Cafe



Jernbanetorget, czyli kolejowy rynek



Posąg tygrysa. Ten 4,5 metrowy zwierz stoi tu od 2000 r. a postawiono go dla uczczenia 1000 rocznicy dawnej Krystianii, czyli Oslo. Przydomek miasta to "miasto-tygrys" (Tigerstanden) od wiersza Bjørnstjerne Bjørnsona, który opisał walkę konia z tygrysem, gdzie tygrys był symbolem niebezpieczeństw, jakie czają się w wielkim mieście, a koń symbolem spokojnego i bezpiecznego życia na norweskiej wsi.



Jernbanetorget


Melduję się na dworcu na chwilę przed przybyciem pociągu. Zmęczona, ale szczęśliwa. Czekają mnie znów dwie godziny jazdy.


Dworzec Główny w Oslo



Na największym dworcu w Norwegii



Spojrzenie na nowoczesną część miasta



Na dworcu


Im bardziej oddalam się od Oslo, tym bardziej przestaje padać. A spektakl na wieczornym niebie, jest godny pędzla najlepszych malarzy.


Końcówka dnia



Drammen - widok z mostu kolejowego



Drammen z okna pociągu



Mijane po drodze



Zachód słońca



Zachód słońca


Jak zwiedzić Oslo w 6h? Szybko, to pewne. Podróż mija mi szybko, po 20.00, odbiera mnie w Larvik, Grażka. W tym miejscu Grażuś, bardzo Ci dziękuję za przygotowanie dla mnie ciepłej zupy i wiedz, że wyjęcie z niej grzybów, za którymi nie przepadam (ślimaki-maślaki), rozczuliło mnie bardzo.
I tak minął kolejny dzień. Wiem, co będę robić następnego, ale teraz pozwólcie, że jeszcze podelektuję się obecnym. Zatem, do zobaczenia!


C.d.n. …

8 komentarzy:

  1. Pięknie!
    Polecam książkę Amundsena o wyprawie na biegun. Czysta rewelacja logistyczna, nie będę spojlerował ale oni tam spędzili całá zimę w domku zasypanym śniegiem, z dokladnie odmierzoną ilością żywnosci, alko holu, cygar i opału!).
    Tylko Norwegowie byli w stanie przetrwać taki okres (rejs, ciasne kajuty, "zimowisko") bez uszczerbku dla psychiki. To chyba kwestia wielu pokoleń ludzi żyjących przez wiele tygodni w stosunkowo małych norewskich domkach i skazanych na tolerowanie obecności innych w sytuacji w której każdy " południowiec" poszedł by sobie w czorty. Tam ze względów klimatycznych było to bardzo trudne.

    Heyerdahl zrobił Kon-Tiki z drewna balsowego nie balsamowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam dużo artykułów o wyprawach polarnych, kiedy jeszcze nie wiedziałam, że kiedyś się tam pojawię. Dlatego mnie tak to miejsce ucieszyło :) To prawda, że Norwegowie to lud Północy, więc i przystosowanie do ciężkich, zimowych warunków, mają większe i przekazywane w genach :)
      Co do drewna - dzięki piękne! - poprawiłam w tekście. Mea culpa :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. To chyba najlepiej spędzone 6 godzin. Niewiarygodne, ile w tym czasie zobaczyłaś i na jak dużym terenie. Jesteś świętna organizatorką, a zegarek faktycznie masz w sobie. Znów dużo się dowiedziałem nowych faktów, tym razem o odkrywcach bieguna północnego.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie :) To prawda, to było bardzo intensywne 6h. W dodatku przy deszczowej pogodzie. I choć nigdy Oslo nie było na mojej liście podróżniczej pt. "absolutnie do zobaczenia", to jednak jestem zadowolona, że tam dotarłam i powiem więcej, chciałabym jeszcze tam wrócić. Serdeczności! :)

      Usuń
  3. Z chęcią odwiedziłabym tego typu muzea. Interesujący post ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj☺ To do dzieła. Mam wrażenie, że świat pełen jest interesujących muzeów. Tylko trzeba otworzyć szerzej oczy. Wesołych Świąt!😁

      Usuń
  4. Bardzo fajna wyprawa. Ciekawe zdjęcia. Pojechałabym tam. :) Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, nawet nie wiesz, co jeszcze może się przydarzyć w życiu :) Może właśnie Oslo? Albo Skandynawia w szerokim ujęciu? Będzie ciąg dalszy opowieści, ale norweską sagę przeplatam innymi wpisami, żeby się nikomu nie znudziło ;) Serdeczności :)

      Usuń