Mała miejscowość – wielka rzecz,
czyli o zuchwałej kradzieży usprawiedliwianej żarliwą wiarą
czyli o zuchwałej kradzieży usprawiedliwianej żarliwą wiarą
Kodeń mijałam dwa razy w życiu. Wiedząc, że wschodnie
granice naszego kraju, uchodzące za biedne, są bardzo bogate w historię,
wiedziałam, że pewnego dnia zawitam i do niego.
Że napotkam jakieś ciekawostki, to było pewne. Ale, że dowiem się o pewnym przekazie niepopartym wprawdzie historycznie, ale za to niesamowicie barwnym w opisie, to było dla mnie nowe. I jakże ciekawe! Zatem dziś zapraszam Cię Drogi Gościu do Kodnia…
Stare urokliwe domy w miejscowości Piszczac. Sapiehowie, do których te tereny należały dorobili się majątku właśnie na handlu solą i zbożem.
Że napotkam jakieś ciekawostki, to było pewne. Ale, że dowiem się o pewnym przekazie niepopartym wprawdzie historycznie, ale za to niesamowicie barwnym w opisie, to było dla mnie nowe. I jakże ciekawe! Zatem dziś zapraszam Cię Drogi Gościu do Kodnia…
Kodeń –
niegdyś miasto, dziś wieś w województwie lubelskim. Leży niedaleko doliny Bugu.
W XVIII w. było to miasto magnackie. Pierwsze zapisy o Kodniu pochodzą z XVI
w., choć wiadomo, że już wiek wcześniej istniały tu młyny wodne, będące jak i
cała okolica, własnością czterech braci Ruszczyców. Od nich to właśnie pod
koniec XV w. Jan Sapieha, wojewoda trocki, nabył Kodeń wraz z przysiółkami
wchodzącymi w skład kodeńskiej ziemi. Od króla Zygmunta Starego dostał
przywilej założenia miasta na prawie magdeburskim. Jan Sapieha lub jego syn
Paweł Sapieha, wybudował otoczony murem i wałem zamek wraz z kaplicą, a między
miastem a zamkowym wzgórzem zbudowano port rzeczny.
W 1518 r. powstała w Kodniu parafia rzymskokatolicka i równocześnie z nią budowano pierwszą cerkiew prawosławną, ufundowaną już przez Pawła Sapiehę. W latach 30. XVII w. Mikołaj Sapieha wybudował w mieście renesansowy kościół św. Anny. I to właśnie on, stał się najsławniejszą postacią nie tylko Kodnia, ale także całej Polski i zagranicy. O nim za moment słów kilka, bo i on będzie bohaterem tego postu.
W 1518 r. powstała w Kodniu parafia rzymskokatolicka i równocześnie z nią budowano pierwszą cerkiew prawosławną, ufundowaną już przez Pawła Sapiehę. W latach 30. XVII w. Mikołaj Sapieha wybudował w mieście renesansowy kościół św. Anny. I to właśnie on, stał się najsławniejszą postacią nie tylko Kodnia, ale także całej Polski i zagranicy. O nim za moment słów kilka, bo i on będzie bohaterem tego postu.
W czasie
zaborów właścicielami Kodnia byli kolejno: Braniccy, Flemingowie i Czartoryscy.
Kres świetności miasta przyszedł wraz z wojnami napoleońskimi. A kiedy
większość mieszkańców Kodnia wzięła udział w Powstaniu Styczniowym, miasto
straciło prawa miejskie.
W 1941 r.
Niemcy utworzyli w Kodniu getto dla żydowskiej społeczności, skąd, po
likwidacji rok później, wywieziono ją do getta w Międzyrzecu Podlaskim.
Tyle o
historii Kodnia. Pora na legendę, która wiąże się z wspomnianym Mikołajem
Sapiehą herbu Lis.
Barwna to
postać. Urodził się w 1581 r. Zmarł 14 marca 1644 r. w Lublinie. W młodości
odbywał liczne podróże po zachodniej Europie, studiował w Wiedniu, Paryżu czy
Madrycie. Bywał w Rzymie i na terenie Włoch. Był wojewodą brzesko litewskim i
mińskim, marszałkiem Trybunału Głównego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ze
względu na swą gorliwą wiarę i częste modlitwy, a także fundowanie kościołów,
zwany był Piusem (Pobożnym). I tak oto, pewnego dnia Mikołaj Sapieha zaniemógł…
I tu posłużę się barwnymi cytatami z
książki Zofii Kossak „Błogosławiona wina” (Warszawa, 1989)
„…Wojewoda
miński, wyciągnięty w przyciemnionym alkierzu na tapczanie przykrytym suto
wilczymi skórami odetchnął (…) Udawał twardo uśpionego, by nie potrzebował
mówić, poruszać się, wydawać poleceń, symulować zadowolenia. Przeklęta niemoc,
obezwładniające go od blisko dwu lat, wywoływała ów dziwaczny i przykry wstręt
do własnego głosu, głosów cudzych oraz do wszelkich przejawów życia…”
W powszechnym
mniemaniu, powodem niemocy zwykle były rzucane przez pogan czary.
„…Pan Sapieha
chorzał niewątpliwie z uroku czy zazionięcia…”
Jego choroba
wydawała się dziwna, ponieważ wszyscy przyzwyczajeni byli do takiego wyglądu
swego dobrodzieja:
„…Nie miał
więcej nad pięćdziesiątkę, był rosły, do niedawna nad przeciętną miarę krzepki,
dzielny, o głowie otwartej i bystrym myśleniu. Brał udział i wyróżniał się
męstwem w tylu bitwach, że sam dziś nie potrafiłby ich jednym tchem wyliczyć…”
Niestety
niemoc zrobiła swoje i sapieżyński władca zmienił się z dnia na dzień.
„…Obrzydła
choroba, która go chwyciła ostatnio, przygarbiła plecy rycerza, zgasiła wzrok,
rozluźniła mięśnie, spowodowała drżenie rąk i odebrała sen (…) Wszystko mu było
obojętne i niemiłe, zarówno własne sprawy majątkowe, jak powszechne…”
W czasie
tego dziwnego letargu, dochodziła do Mikołaja Sapiehy świadomość, że ludzie za
jego plecami zaczynali między sobą gadać. Ale nie robił nic.
„… Był niegdyś –
jak to mawiają – i do boju, i do znoju, do tańca i do różańca, umiał pić, umiał
się bić, obecnie patrzył sam na siebie z obrzydzeniem, jak na zdechłe ścierwo.
Boleśnie odczuwał politowanie, które za jego plecami przemawiało się zapewne w
pogardliwe lekceważenie…”
Pewnego dnia dał się namówić na zimowe polowanie, które skończyło się atakiem choroby. Zmartwieni współtowarzysze pragnęli złożyć swego pana w cieple i zaczekać na lekarza. Jednakże jedyną chałupą po drodze była chata Pyłypa, podejrzewanego o czynienie czarów. I choć niechętnie, pojechano tam, a zamieć uniemożliwiła dalszą podróż. Zdecydowano, że w tej kurnej chacie Mikołaj Sapieha dojdzie do siebie na tyle, by można było ruszyć w dalszą drogę do zamku. Kiedy odzyskał przytomność, nie mógł uwierzyć w to, co widzi…
Pewnego dnia dał się namówić na zimowe polowanie, które skończyło się atakiem choroby. Zmartwieni współtowarzysze pragnęli złożyć swego pana w cieple i zaczekać na lekarza. Jednakże jedyną chałupą po drodze była chata Pyłypa, podejrzewanego o czynienie czarów. I choć niechętnie, pojechano tam, a zamieć uniemożliwiła dalszą podróż. Zdecydowano, że w tej kurnej chacie Mikołaj Sapieha dojdzie do siebie na tyle, by można było ruszyć w dalszą drogę do zamku. Kiedy odzyskał przytomność, nie mógł uwierzyć w to, co widzi…
„…Wojewoda
patrzył znieruchomiały. Zdawało mu się, że leci gdzieś w otchłań. Doznany
wstrząs był tak silny, że przywrócił mu świadomość samego siebie, otoczenia i
oglądanego widoku. To nie sen. To nie widziadło. To on, Mikołaj Sapieha,
wojewoda i senator, fundator kościołów, opiekun klasztorów, patrzył swoimi
oczami, jak o parę mil od jego rodowego zamku w pogańskim obrzędzie karmiono
węża! Karmiono węża! Jak gdyby ta połać boru nie leżała w biskupim władaniu,
jak gdyby nie było kolegiat i dzwonów, jak gdyby Chrystus Pan nie królował w tym
kraju od dwustu lat z górą!...”
Zdarzenie to
zmusiło Sapiehę do rozmów z księdzem, a te z kolei nasunęły kolejne myśli
magnata.
„…- Starego
Pyłypa boją się wszyscy (…) Zazionie człowieka, jak zechce… (…) Wiele razy
słyszę na spowiedzi wyznania, że za innymi do boru poszedł pogańskie obiaty
święcić! (…)
- Czemu tak się
dzieje, skoro nie mamy ni jednego sioła, z którego by w dzień drogi do kościoła
nie doszedł? (…)
- Tuszę (…), iż
przyczyna leży w braku dostatecznie mocnych relikwii…”
Ponieważ
choroba dawała się we znaki, co na mój gust dziś nazwalibyśmy po prostu
depresją, zaufane i troskliwe grono najbliższych współpracowników zaproponowało
Mikołajowi pielgrzymkę.
„… - Na urok też
są sposoby mnogie i doświadczone…
- Urok urokowi
nierówny. Bywają, które lada baba łatwo odczyni. Inne potrzebują egzorcyzmów,
inne zaś, cięższe – znachora. A bywają i takie, na które sposobu nie ma, chyba,
żeby Bóg cud zesłał!... (…)
- Musiała
wiedźma tatarska naszego pana zawionąć, na co moim zdaniem, jedyne remedium:
pąć. Z pielgrzymki wróciłbyś, Wasza Dostojność, jako nowo narodzony… (…) jeśli
do Ziemi Świętej jechać nieporęcznie (…) pozostaje Rzym… (…) – A przede
wszystkim obecność Namiestnika Chrystusowego! Gdy Ojciec Święty narady trzyma,
Duch Święty przewodniczy (…)
- Błogosławieństwo
Ojca Świętego ma taką samą władzę jaką miał Chrystus Pan… (…) Jedź Wasza
Dostojność do Rzymu! (…)…”
Po
początkowej niechęci i próbach wymówek, ruszył z Kodnia korowód z panem na
czele.
„…Dwa miesiące i
pół mijało, jak wyjechał z Kodnia, ustępując namowom żony i przyjaciół.
Żarliwość ich nalegań zbudziła w nim
nieśmiałą wiarę, że zbawczy cel pielgrzymki może być osiągnięty…”
I choć
wszystkich zadziwiało postanowienie podróży, cel pozostawał ten sam…
„…W tym stanie
zdrowia co go skłoniło do dalekiej podróży? Pytano nieraz o to mniej lub więcej
obcesowo. Pan Sapieha odpowiadał wykrętnie, albo nie odpowiadał wcale. Nie
byłby się już za nic przyznał komukolwiek, że wyruszył z dalekich okolic
nadbużańskich, by tutaj wybłagać – cud…”
W Rzymie
spotkał się Sapieha z kardynałami. Szukał odpowiedzi na dręczące go pytania.
„…Szkoda mówić,
Eminencjo… (…) To choroba winna, nie ja… (…) Wyznam jak na spowiedzi…
Przestałem wierzyć w cuda… (…) Bo gdzie Bóg – gdzie ja? Jakże dalekie światy
między Nim a mną! (…)…”
„… - Czemuż Bóg
przyświadcza tak rzadko?...
- Przeciwnie,
przyświadcza ciągle, niestrudzenie, lecz ludzie nie chcą czekać na odpowiedź
lub nie rozumieją jej (…) Zdarzeń często zachodzących ludzie nie uważają za
cud, choćby były najbardziej niezwykłe.(…) To umysły ludzkie bywają poruszone
cudem wtedy tylko, gdy jest niepowszedni, gdy staje jako znak przeciwieństwa
wobec ich oczekiwanie…”
W jednej z
rozmów Mikołaj otrzymuje odpowiedź, do kogo ma zwrócić swe prośby, do kogo ma
modlić się o cud.
„… - Do którego
ze świętych patronów Wasza Eminencja radzi mi zwrócić się o pośrednictwo?...
- Tylko do
Maryi! (…)
- Gdzież jest
wizerunek Najświętszej Panienki, do którego najsnadniej prośby zwrócić można? –
spytał pan Sapieha.
- Madonny
Gregoriańskiej, zwanej też di Guadelupe. Przedziwny to konterfekt, któremu
równego nie masz. Bo zauważ waść tylko, że gdy najpiękniejsze wielkich naszych
mistrzów obrazy, acz pod natchnieniem Bożym malowane, są raczej tworem fantazji
– niejednokrotnie wprost z żywego człowieka rysy i postawę biorąc – ów jedyny
rytrakt na świecie przedstawia Matkę Bożą taką, jaką była w istocie, jest do
Niej z lic podobny…(…) Wizerunek ów jest wierną kopią dzieła rąk Świętego
Łukasza Ewangelisty(…)…”
„… - Jakoż być
może – zauważył pan Sapieha – że będąc dwakroć w Rzymie, nic o tak znakomitym i
cudownym wizerunku nie słyszałem?
- Bo w prywatnym
on oratorium papieskim na Watykanie się znajduje, gdzie rzadko kto z obcych ma
dostęp.(…) Madonna Gregoriańska specjalną jest patronką papieży i nikt inny,
jeno Ojciec Święty mszę przed Nią odprawia…”
Tym samym
Mikołaj Sapieha trafił na mszę odprawianą przez papieża. To, co stało się po
niej, nabrało tempa w całej historii.
„…Cicha msza
papieska dawno się skończyła. Ojciec Święty odszedł, udzieliwszy
błogosławieństwa obecnym. (…) Chory pan nie ruszał się z miejsca (…). Pan
Sapieha nie omdlał przecież, choć działy się w nim dziwne rzeczy. Od chwili, w
której (…) podniosła się złocista zasłona odsłaniająca oblicze Bożej
Rodzicielki, stracił poczucie czasu, rzeczywistości i samego siebie. Patrzył w
ołtarz niby urzeczony, oczu nie mogąc od niego oderwać. (…) Znał wojewoda obraz
Jasnogórski, cudowną Matkę Boską Poczajowską (…) i przez cała Litwę uwielbianą
Matkę Bożą z Ostrej Bramy. Tak się składało jednak, że – ilekroć znajdował się
w tych Maryjnych sanktuariach – czuł się bardziej senatorem niż zwykłym
pokornym czcicielem. (…) Dziś było całkiem inaczej. (…) Ogarnęły go żal, wstyd,
skrucha i gorące pragnienie jakiegoś zadośćuczynienia. Zapragnął oddać z
radością życie, ciało, duszę, by tą daniną pocieszyć Matkę Bolesną, rozścielić
się u Jej stóp przebłagalnie…”
Mikołaj
Sapieha doznał cudu. Został ozdrowiony przez Matkę Bożą. Jeszcze sobie tego nie
uświadomił do końca. Ale i ten moment szybko nadszedł…
„…(…) Sam
szybkim, mocnym krokiem ruszył naprzód przez długie krużganki, komnaty, aż
wyszedł na dziedziniec, gdzie stali jego ludzie z lektyką. Patrzył na nich nie
widząc, olśniony niewiarygodną, a niezbitą świadomością. Zawrócił nagle i pędem
pobiegł, skąd przyszedł. (…)
- Wasza
Dostojność zapomniał czego w kaplicy? (…)
- Co ostało?!
- Co ostało? –
zagrzmiał pełną piersią wojewoda przystając – Choroba ostała!... Do nóg
Panience Przenajświętszej chcę paść!... Ja zdrów!...”
Kiedy już
dotarło do Sapiehy, że jest całkiem zdrów i w pełni sił, zapalił się w nim
pomysł, który tak dawniej, jak i z dzisiejszego punktu widzenia, był nieco
szalony. W tym celu udał się ponownie do kardynała.
„… - Właśnie w
tej sprawie prosiłem o audiencję Waszej Eminencji – objaśnił pan Sapieha. –
Niepokój mam w sercu i rozterkę duszną, na które potrzeba mi rady… (…) Śpieszno
mi wracać do domu, do zaniedbanych chorobą obowiązków. (…) Jeno, że równocześnie
wyjechać z Rzymu nie mogę i na samą myśl o wyjeździe dusza się we mnie
rozdziera. Nie byłbym w stanie żyć bez widoku Matki Bożej i bez opieki jej
oczu… (…)
- Tedy zostań –
odparł kardynał z prostotą. (…)
- Myślałem, że
należy śluby złożyć i w klasztorze pozostać. Jakowyś głos wewnętrzny powiada mi
jednak uparcie, że nie. Ja w kraju potrzebny. (…) – Wyznam myśl całą, jak ojcu.
Sam dostąpiwszy tak wielkiego dobrodziejstwa, rad bym je podzielić z innymi.
Ujrzawszy przenajświętsze oblicze nie zaznam spokoju, póki nie zdołam ukazać go
innym (…) Do nóg Jego Świętobliwości chcę paść i póty miłosierdzia żebrać, aż
mi okaże swą łaskę i pozwoli zabrać do kraju wizerunek… (…) Madonny
Gregoriańskiej z papieskiego oratorium… (…) Nie chcę złotych szat i wotów,
które na Niej błyszczą, jeno o sam obraz błagam, jako o fawor najwyższy… (…)
– Świętości i
relikwii udzielimy waści najchętniej…
- Ja chcę
Madonnę Gregoriańską! Ja proszę! Ja błagam!...”
Trochę
przypomniało to żądanie dziecka, któremu nie chce się dać tego, co w tym
momencie mu potrzeba najbardziej.
„…- Szaleństwo! Szaleństwo! Zrozum waść, że żądanie to
zgoła dziecinne! – syknął kardynał…”
Ale Mikołaj
Sapieha nikogo nie słuchał, prócz siebie. I plan swój niecny postanowił wcielić
w życie. W tym celu pomocny mu miał być zakrystian papieski.
„…Messer
Baptysta Corbino był długoletnim zakrystianem papieskim, a zarazem zapamiętałym
graczem. Od lat hołdował demonowi gry. Ten ostatni nie był łaskawy dla swego
wyznawcy i za baptystą wlokła się nieustannie zła karta. (…) Był pobożny, ale
miał żal do Madonny i świętych za stały brak szczęścia w grze…”
„…Wiadomość, że
go wzywa dostojny pan cudzoziemski, który w kaplicy cudownego ozdrowienia
doznał (…) spadła na zakrystiana niespodziewanie. (…) W izbie na stoliku palił
się mały kaganek słabo oświetlający wnętrze, a przy kaganku leżał pękaty
skórzany mieszek. Jakby zaklęta była w nim dziwna moc, ten mieszek zwrócił
przede wszystkim uwagę zakrystiana…”
„… - Ty jesteś
Baptysta Corbino, zakrystian oratorium Jego Świętobliwości? – przemówił Sapieha
na koniec.
- Ja, Wasza
Łaskawość.
- Możesz oddać
mi wielką przysługę (…) którą wynagrodzę dobrze. (…)
- Zatem słuchaj, messer Baptysta! – wojewoda
zaczerpnął głęboko powietrza. – W ołtarzu jest obraz Madonny… Madonny
Gregoriańskiej… wiesz?... rzadko odsłaniany… tylko w święta. Ten obraz jest mi
potrzebny. (…) – Słuchaj. Obraz jest na płótnie. Wytniesz go ostrożnie nożem,
tuż przy samej ramie…(…) – Suknię zdejmiesz i wota… mnie sam obraz… zwiniesz na
wałek… przyniesiesz… sam obraz…
- Na Boga! (…) –
Nie, nie, nie mogę… (…)
- Dam ci trzysta
dukatów i miejsce na moim dworze. (…)
- Słucham, Wasza
Łaskawość… przyniosę…”
Tak oto cel
uświęcił środki. Za złote, błyszczące monety można kupić nawet skołowaną duszę.
To nic, że Baptysta nie zobaczył tych dukatów, sam przypłacił swój występek
życiem, najważniejsze, że cudzoziemski pan był rozgorączkowany w swym
podnieceniu. Swoją drogą, to też musiało przypominać chorobę. Niewątpliwie był
to jakiś rodzaj szaleństwa. I tylko osobisty kanonik Sapiehy czuł wstyd,
rozpacz i rozterki duchowe…
„… Kanonik
Boćkowski zgarbił się na krześle (…)
- Boże Wielki! –
szepnął po chwili – Mniejsza o tego sprzedawcę… ale co Wasza Dostojność robisz?
Toż to grzech! Straszliwy grzech!
- Grzech –
powtórzył spokojnie pan Sapieha (…)
- Wasza
Dostojność! Na miłosierdzie Boga! Jeszcze czas! Dogonię Włocha! Jeszcze nie
spełniona zbrodnia, jeszcze można cofnąć, ja zatrzymam…
- Ja zaś mówię
ci, księże, że z tej izby nie wyjdziesz. I powiem ci więcej. Gdyby sam Lucyper
w tej chwili stanął przede mną i powiedział, iż za ten postępek potępiony będę,
jeszcze bym się od tego nie cofnął.
- Jezus Maryja!
– jęknął kanonik, żegnając się z trwogą.
Ale wojewoda nie
zwracał już nań uwagi. Otworzył okno i zapatrzył się w gwieździste niebo.
-Ej, Kodniu mój,
Kodniu! – zawołał z tęsknotą. – Zali wiesz, jakie szczęście rychło ciebie
spotka?! I łzy stanęły mu w oczach…”
Ułożywszy
fortel z kradzieżą i po długotrwałej podróży, bocznymi drogami i przez wierzchołki
gór, ruszył w stronę Polski i Podlasia, ani przez chwilę nie rozstając się z
cudownym obrazem.
„…Pan Sapieha
(…) nie czuł żadnej obawy, wyrzutów sumienia też. Był szczęśliwy. Spoglądał na
tuleję, uczepioną u łęku, z czułością. Nie rozstawał się z nią ani chwili, na
noc składając ją u wezgłowia. (…) Każdy dzień zbliżał jadących do ojczystych
granic i wojewoda, myśląc o rychłym końcu podróży, sam nie wiedział, zali ma
się z tego cieszyć, czy smucić. Cieszyć, że Kodeń otrzyma Przenajświętszą
Panią, żałować, że nie będzie miał Jej wyłącznie dla siebie…”
Kiedy
wreszcie dotarli do miasta, Sapieha kazał naciągnąć płótno na ramę i w
uroczystej procesji wnieść Matkę Bożą do kościoła.
„…Pochód był
uroczysty i wspaniały. Przodem szły chorągwie własne sapieżyńskie, pancerne i
lekkie. Proporce chwiały się nad nimi jak kwiaty (…). Szły cechy, każdy ze
swoim sztandarem, wyobrażenie patrona rzemiosła noszącym. Szły bractwa
różańcowe, pokutne, tercjarskie. Szła kapela zamkowa na srebrnych trąbach
grająca. Szli nadworni kozacy, hajducy, strzelcy. Szli sokolnicy, niosąc sokoły
w kaptury przybrane. Szedł chór (…), marszałek (…), w końcu dziewczątka w bieli
rzucające kwiaty i liście na drogę. Za nimi najgodniejsi i najstarsi wiekiem
domownicy kodeńskiego dworu nieśli ogromny feretron złocony, w którym
umieszczony był cudowny obraz Madonny Gregoriańskiej, zwanej też di Guadelupe…”
„…W Kodniu
dzwony wciąż dzwoniły, bijąc potężnym dźwiękiem spokojne, srebrne powietrze. U
wejścia do miasta wznosiła się brama tryumfalna ozdobiona napisem: Ave Maria! –
uwitym z zieleni i kwiecia. Pod napisem widniały sapieżyńskie herby…”
„…Na dziedzińcu
zamkowym, skupioną przed wejściem do kościoła, czekała od świtu niedołężna
ciżba kalek i chorych. Wieść o cudownej mocy obrazu rozbiegła się już szeroko,
wiec zeszli się z całego powiatu…”
„… Ponad tą falą
ludzką zbitą i skłębioną, bolejącą, dziecinną, szaloną, ponad otchłanią bólu,
wiary i nędzy – spoglądały oczy niezgłębione, miłosierne, ogarniające każdego…
Tak oto dnia 15
września roku Pańskiego 1631 Madonna Gregoriańska di Guadelupe, zwana odtąd
Matką Boską Kodeńską, obejmowała na długie wieki w miłosierne swe władanie
Kodeń, a z nim całą Białoruś, Żmudź, Podlasie, Wołyń, Ziemię Brzeską, Bełzką i
Chełmską…”
Przyznacie,
że historia jest niesamowita, choć tak po prawdzie zasługująca na potępienie. I
w istocie tak było, ponieważ papież Urban VIII ekskomunikował Mikołaja
Sapiehę, co dla człowieka tak pobożnego było ciężkie do zniesienia. Kara
została zdjęta po tym, jak senator skutecznie przeciwstawił się planom króla
Władysława na poślubienie protestantki – księżniczki Elżbiety Neuburskiej.
Z ciekawostki dodam, że Żołnierze Wyklęci przed egzekucjami wkładali do ust medaliki z wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej. Na "Łączce" znaleziono dwa takie medaliki...
Z ciekawostki dodam, że Żołnierze Wyklęci przed egzekucjami wkładali do ust medaliki z wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej. Na "Łączce" znaleziono dwa takie medaliki...
Sama
Bazylika św. Anny to kościół parafialny rzymskokatolicki, podniesiony do
godności bazyliki mniejszej (od 1973 r.). Kościół został wzniesiony w latach
1629-1635 w stylu późnego renesansu, w miejscu dawnego, drewnianego kościoła z
XVI w. Barokowa fasada pochodzi z 1709 r.
Wewnątrz świątyni znajduje się owalna kopuła z dekoracją stiukową, wyposażenie jest raczej nowe, niewiele pozostało po pożarach i zawierusze dziejowej. W czasie Potopu Szwedzkiego, kościół został okradziony, a w latach 80. XVII w. doszło do pożaru i miasta i świątyni. Zaraz jednak konsekrowano ją ponownie po przebudowie.
Szczęśliwie obraz przetrwał. Wprowadzony do kaplicy zamkowej 15 września 1631 r. doczekał się koronacji 15 sierpnia 1723 r. z inicjatywy Jana Fryderyka Sapiehy. Sam ołtarz główny dawniej znajdował się wcześniej w Opiniogórze. W ołtarzu św. Szczepana znajduje się relikwia – czaszka uważana jest za głowę św. Feliksa, papieża.
Wewnątrz świątyni znajduje się owalna kopuła z dekoracją stiukową, wyposażenie jest raczej nowe, niewiele pozostało po pożarach i zawierusze dziejowej. W czasie Potopu Szwedzkiego, kościół został okradziony, a w latach 80. XVII w. doszło do pożaru i miasta i świątyni. Zaraz jednak konsekrowano ją ponownie po przebudowie.
Figura św. Józefa, oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Św. Józef jest patronem: braci zakonnych i Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, dobrej śmierci a także znalezienia dobrej żony i męża.
Szczęśliwie obraz przetrwał. Wprowadzony do kaplicy zamkowej 15 września 1631 r. doczekał się koronacji 15 sierpnia 1723 r. z inicjatywy Jana Fryderyka Sapiehy. Sam ołtarz główny dawniej znajdował się wcześniej w Opiniogórze. W ołtarzu św. Szczepana znajduje się relikwia – czaszka uważana jest za głowę św. Feliksa, papieża.
6 kwietnia
1875 r. z rozkazu cara kościół św. Anny zamieniono na cerkiew prawosławną,
natomiast obraz Matki Bożej w sierpniu 1875 r. wywieziono na Jasną Górę i
umieszczono w jednej z bocznych kaplic. Dopiero po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości można było pomyśleć o powrocie cudownego obrazu do Kodnia. Nie
było to takie proste. Najpierw obraz oddano do pracowni konserwatorskiej. W
1927 r. Matka Boska Kodeńska zawitała do Warszawy, najpierw w kaplicy Zamku
Królewskiego, potem w Katedrze. Z kolei biskup Przeździecki, ordynariusz
diecezji siedleckiej, czyli podlaskiej, przywiózł obraz do Siedlec. I też nie
było mu śpieszno, by obraz oddawać. Wreszcie 4 września 1927 r. Matka Boża
dotarła w uroczystym pochodzie do Kodnia, gdzie znajduje się po dzień
dzisiejszy. I tak, jak wieki temu przychodzili do Niej modlić się ludzie z różnymi
prośbami i różnych stanów, tak i dziś ściągają tu pielgrzymki wiernych.
W historię
Kodnia zostali włączeni Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Biskup
Przeździecki powierzył im Sanktuarium Kodeńskie. Zgromadzenie Misjonarzy
Oblatów, słynące z działalności misyjnej w różnych częściach świata – Pius XI
nazwał oblatów specjalistami od misji trudnych – ze swej nazwy i z intencji
należy do Maryi, bo „oblat” znaczy ofiarowany Maryi. Toteż szerzą oni kult
Matki Najświętszej i pełnią służbę przy Jej sanktuariach.
Ale Kodeń to
nie tylko sama bazylika. To też Kalwaria Kodeńska. To zespół kaplic drogi
krzyżowej w miejscu dawnego wzgórza zamkowego Sapiehów. Za projekt Kalwarii
Kodeńskiej odpowiadał artysta – prof. Marian Kiersnowski z Warszawy. Jego
projektem jest także wystrój bazyliki: ambona, stacje drogi krzyżowej, cztery
boczne ołtarze oraz organy.
W latach 70. XX w. odgruzowano i odbudowano dawne piwnice zamkowe, które po przykryciu ich żelbetonową płytą, służą dziś jako ołtarz polowy, gdzie sprawuje się msze święte podczas odpustów. Chciano nawet odbudować zamek, ale to zbyt kosztowna inwestycja.
W latach 70. XX w. odgruzowano i odbudowano dawne piwnice zamkowe, które po przykryciu ich żelbetonową płytą, służą dziś jako ołtarz polowy, gdzie sprawuje się msze święte podczas odpustów. Chciano nawet odbudować zamek, ale to zbyt kosztowna inwestycja.
Również w latach 70. XX w. artysta Tadeusz Niewiadomski wyrzeźbił drogę krzyżową. Prawie 100 postaci naturalnej wielkości rozmieszczono w 14 stacjach. Każda kapliczka przykryta była drewnianym daszkiem. W latach 2000-2007 wybudowano murowane kaplice drogi krzyżowej.
Początek wieku XXI, to także odtworzenie zabytkowej studni w dawnym ogrodzie Sapiehów, odnowienie wałów, postawienie pomnika Jana Pawła II dla upamiętnienia jego pobytu w Kodniu w 1969 r. i 1977 r.
Spacer
pomiędzy kaplicami jest bardzo wyjątkowy, jeśli odbędzie się go tak jak ja, w
okresie tuż przed Wielkanocą.
Na terenie
dawnego zamkowego wzgórza zachował się kościół św. Ducha. Wybudowany przez
Pawła Sapiehę w latach 1530-1540 w stylu gotyckim. Służył jako kaplica zamkowa
na potrzeby rodziny i dworu.
Do najważniejszych elementów wystroju kaplicy należą: nagrobna tablica Jana Sapiehy (najstarszy po cudownym obrazie zabytek w Kodniu), dawna zasłona cudownego obrazu, wykonana w drewnie z umieszczonym na niej wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej, zabytkowa kropielnica oraz krzyż w prezbiterium z wizerunkiem Jezusa Uśmiechniętego. Dawniej była to kaplica unicka. Przez kilka lat był w niej przechowywany cudowny obraz. W 1805 r. w świątyni przestano odprawiać nabożeństwa ze względu na zły stan techniczny kaplicy. Połowa XIX w. to zawalone sklepienie, które zrekonstruowano. W chwili obecnej prowadzony był kolejny remont.
Do najważniejszych elementów wystroju kaplicy należą: nagrobna tablica Jana Sapiehy (najstarszy po cudownym obrazie zabytek w Kodniu), dawna zasłona cudownego obrazu, wykonana w drewnie z umieszczonym na niej wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej, zabytkowa kropielnica oraz krzyż w prezbiterium z wizerunkiem Jezusa Uśmiechniętego. Dawniej była to kaplica unicka. Przez kilka lat był w niej przechowywany cudowny obraz. W 1805 r. w świątyni przestano odprawiać nabożeństwa ze względu na zły stan techniczny kaplicy. Połowa XIX w. to zawalone sklepienie, które zrekonstruowano. W chwili obecnej prowadzony był kolejny remont.
Portal wejściowy do świątyni. Z lewej tarcza z herbem Lis, z prawej tarcza z herbem Lilie - herby używane w rodzinie Sapiehów
Cudowny Obraz Matki Bożej Płaczącej z Archikatedry Lubelskiej (kopia), namalowany na wzór Madonny Częstochowskiej. Obraz został ofiarowany jako wotum Lubelskiej Pieszej Pielgrzymki, która przybyła do Kodnia na uroczystość odpustową 02.07.2001 r. Obraz w Lublinie słynie ze zdarzenia z 1949 r. kiedy to zauważono łzy płynące po twarzy Matki Bożej.
Idąc dalej
przechodzi się do Ogrodu Zielnego. Powstał on w 2005 r. jako labirynt zielny,
którego kształt to rozwijające się płatki róży, co ma przypominać różaniec i
podkreślać charakter miejsca, związany z kultem Maryi.
Brama wejściowa do labiryntu to dwie tablice z 10 przykazaniami. Mają przypominać o harmonii człowieka z Bogiem i naturą. Dalej znajduje się fontanna oczyszczenia, gdzie spływająca woda ma przypominać, że prawdziwe oczyszczenie człowieka pochodzi z góry – od Boga. Kodeński Ogród Zielny jest trzecim takim ogrodem w Europie. Przy labiryncie zielnym ustawiono kapliczki części radosnej różańca. Jak widać nawet ogród może być pełen symboliki, ma działać na wyobraźnię i skłaniać do refleksji.
Trudno nie zauważyć rozlewiska, zwanego tu Jeziorem „Genezaret”. Nawiązuje on do starych zapisów, jakoby zamek Sapiehów oblany był jeziorem, przez który przepływa rzeka Kałamanka (dopływ Bugu) oraz do Ewangelii, mówiącej o tym, że Jezus nauczał ludzi z łodzi, po środku jeziora. Toteż na jeziorze są wyspy w kształcie łodzi, połączone mostkami. Autorem całego założenia ogrodowego i otoczenia sanktuarium jest Halina Gołda – Krajewska z Wrocławia.
Brama wejściowa do labiryntu to dwie tablice z 10 przykazaniami. Mają przypominać o harmonii człowieka z Bogiem i naturą. Dalej znajduje się fontanna oczyszczenia, gdzie spływająca woda ma przypominać, że prawdziwe oczyszczenie człowieka pochodzi z góry – od Boga. Kodeński Ogród Zielny jest trzecim takim ogrodem w Europie. Przy labiryncie zielnym ustawiono kapliczki części radosnej różańca. Jak widać nawet ogród może być pełen symboliki, ma działać na wyobraźnię i skłaniać do refleksji.
Trudno nie zauważyć rozlewiska, zwanego tu Jeziorem „Genezaret”. Nawiązuje on do starych zapisów, jakoby zamek Sapiehów oblany był jeziorem, przez który przepływa rzeka Kałamanka (dopływ Bugu) oraz do Ewangelii, mówiącej o tym, że Jezus nauczał ludzi z łodzi, po środku jeziora. Toteż na jeziorze są wyspy w kształcie łodzi, połączone mostkami. Autorem całego założenia ogrodowego i otoczenia sanktuarium jest Halina Gołda – Krajewska z Wrocławia.
Kodeń to też
Cerkiew św. Ducha. Prawosławna cerkiew parafialna. Została ona zbudowana w
latach 2001-2007. Jej uroczystego poświęcenia dokonali zwierzchnicy Polskiego
oraz Greckiego Kościoła Prawosławnego. Niestety nie dane mi było wejść do
środka.
Jest jeszcze coś zastanawiającego w Kodniu. Budowla z czerwonej cegły z sześcioma otworami okiennymi. To dawna Brama Unicka, która pełniła funkcję dzwonnicy. Pochodzi z XIX w. Kiedyś prowadziła na teren kościelny, na którym stała cerkiew unicka pod wezwaniem Michała Archanioła. Sama świątynia została spalona, a jej resztki rozebrane jeszcze w XIX w.
Jest jeszcze coś zastanawiającego w Kodniu. Budowla z czerwonej cegły z sześcioma otworami okiennymi. To dawna Brama Unicka, która pełniła funkcję dzwonnicy. Pochodzi z XIX w. Kiedyś prowadziła na teren kościelny, na którym stała cerkiew unicka pod wezwaniem Michała Archanioła. Sama świątynia została spalona, a jej resztki rozebrane jeszcze w XIX w.
W XVIII w.
Elżbieta z Branickich Sapieżyna wzniosła na peryferiach miasta pałacyk zwany „Placencją”.
Dziś jest to Dom Opieki Społecznej. Pałacyk służył Sapiehom jako letnia
rezydencja.
Gdyby tak
mocniej wgłębić się w historię, to pewnie jej śladów odkryłoby się jeszcze
więcej, wszak Podlasie pełne jest ciekawych historii. Choć Kodeń jest
miejscowością przygraniczną, to nie ma w nim przejścia granicznego z
Białorusią. Ale po co, skoro w naszych granicach można zagłębić się w
fascynujący świat. Gorąco zachęcam, by odkryć go dla siebie…
Ale wspaniałą, bogatą, przygodę miałaś. Pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńKodeń miałam zapisany na liście pt. "Do zobaczenia". Udało się :) Pozdrawiam :)
UsuńJeny, Ty to też masz niesamowitą wiedzę historyczną. Brawo. :) Bardzo fajna wyprawa, wiele ciekawych miejsc, piękne budowle, bardzo klimatyczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę udanego weekendu. :)
Agnieszko, wszystko można sprawdzić i doczytać, ale to, co się przeżywa w danym momencie, tego nie opiszą żadne strony czy encyklopedie. Polecam Kodeń na spokojne odwiedziny, by móc w skupieniu obcować z tym, co nam ofiaruje. Dobrego, ciepłego weekendu i dla Ciebie :)
UsuńMiejsca, jakie bardzo lubię odwiedzać. Przypomina klimatem miejscowości położone na Suwalszczyźnie. Piękna bazylika i jej otoczenie, zwłaszcza stacje drogi krzyżowej. Ładnie nam je zaprezentowałaś, świetne zdjęcia wnętrz. Dużo detali i ładnych ołtarzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tak sobie myślę, że lód na jeziorze, cisza i pustka wokół, bardziej sprzyjały refleksjom przed Wielkanocą, niż kiedy są tu odpusty w pełni lata. Choć pewnie i wtedy ma to swój klimat. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBardzo przyjemne miejsca odwiedzilas... A jaka masz wiedze na ich temat, jestem pelna podziwu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję bardzo. Staram się rzetelnie przekazywać informacje o miejscach, które odwiedzam, a jednocześnie zachęcić czytelników do własnego odkrywania cudownego świata :) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)
UsuńBardzo ciekawie to Pani opisała. Dziękuję za miłą lekturę i lekcję historii.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Po więcej, zapraszam na bloga do innych zakładek. Pozdrawiam serdecznie ☺️
Usuń