Śladami księżnej Daisy,
czyli o tym, że nawet w
mieście
mogłam poczuć się jak w
górach…
Przy okazji
mojej wizyty w Sokołowsku, udało mi się (dzięki kochanym Dziewczętom Judith i
Ewel), zrealizować moje małe marzenie i odwiedzić zamek Książ, którego ostatnimi
właścicielami była rodzina Hochbergów. Jednak dziś o nim nie napiszę, bowiem
przewrotnie zacznę od końca. Dawno temu przeczytałam gdzieś na jakiejś stronie
internetowej (bo blogów jeszcze wtedy nie było), że oprócz obejrzenia wnętrz
zamkowych, warto przejść się do ruin Starego Książa. I na tym moja wiedza na
ten temat się skończyła. Po latach jestem w Wałbrzychu, mieście, którego
zupełnie nie ogarniam, przechadzam się po komnatach starej znajomej z Pszczyny –
księżnej Daisy, która, nota bene, gdzieś sobie spoczęła w Wałbrzychu, ale nikt
nie wie gdzie, wdycham powietrze, które jakoś tu inaczej pachnie i czuję
przepełniającą mnie radość. Można by było na tym poprzestać, żeby nie umrzeć z
zachwytu nad otaczającym mnie pięknem. I wtedy właśnie pada propozycja – chodźmy
na ścieżkę Hochbergów. W zasadzie mamy babski wypad, jest nas trzy plus
absolutnie najfajniejsza z nas – rezolutna Tosia, która chadza zazwyczaj na
czterech łapach. Czemu więc nie spędzić pozostałego czasu na szlaku? Zatem
zapraszam na spacer, który wcale nie jest parkową alejką…
O historii zamku
w Książu napiszę osobny post, tym razem skupię się na jego otoczeniu. A to
wcale nie jest mniej imponujące i zdumiewające niż sam zamek. Przeciwnie, kryje
w sobie sporo historii, a także… legend.
Trasa ścieżki
Hochbergów zaczyna się kawałek od placu przed główną bramą, ale tym razem
pójdziemy w odwrotną stronę, czyli zaczniemy od końca.
Dla nas pierwszym przystankiem
będzie punkt widokowy na Skale Olbrzyma. To raptem 900 m i 11 minut pieszo od
zamku. Stąd można podziwiać jedną z najlepszych panoram na zamek Książ. A właściwie
na jego południową stronę, która z tego miejsca od razu skojarzyła mi się z zamkiem
Ludwika II Bawarskiego z mostu Marii. Punkt widokowy powstał na skale już na
przełomie XVIII i XIX w. A czemu w nazwie jest Olbrzym? A no właśnie tu z pomocą
przychodzi jedna z legend… Według niej, w wąwozie rzeki Pełcznicy, nad którą
wznosi się zamek, mieszkał olbrzym, który budził strach wśród lokalnych mieszkańców.
Strapiony władca podjął decyzję, by zbudować warownię, która strzegłaby ludzi i
okolicy. Kiedy budowa ruszyła, Olbrzym tylko się z tego śmiał, a w swojej pysze
postanowił od razu zniszczyć to, co ludzie zbudowali. W tym celu wyrwał ze
skały wielki głaz i zamierzał cisnąć nim w zamek. Ale wtedy siły go opuściły i spadł
w przepaść, a trzymany w rękach głaz przywalił go i uśmiercił. Od tego czasu,
widoczna z zamkowych tarasów formacja
skalna, nosi nazwę Skały Olbrzyma.
Trzeba przyznać, że punkt jest bardzo widokowy, a ze względu na bliską
odległość od zamku, także oblegany przez turystów.
Kolejny
punkt, do którego biegnę sama, to Mauzoleum Hochbergów. Od zamku to ok. 10
minut pieszo, jakieś 700 m. Zbudowano go w 1734 r. i pierwotnie pełnił on
funkcję Pawilonu Letniego. Wewnątrz znajdują się na sklepieniu malowidła
przedstawiające zamek Książ z czterech stron świata oraz stiukowa dekoracja
ścienna. W 1883 r. Pawilon Letni został przekształcony na grobową kaplicę
rodziny Hochbergów. A w skale, na której
kaplica stoi, wykuto kryptę.
Niestety nie dane mi jest zobaczyć środka, gdyż mauzoleum
jest zamknięte. Ale nawet tutaj członkowie książęcej rodziny nie zaznali
spokoju. Jako pierwsza spoczęła tu córeczka Daisy i Jana Henryka XV. Zmarła tak
szybko, że nawet nie nadano jej imienia. Potem dołączyli do niej Jan Henryk XI
(teść Daisy) i jego dwie żony: Maria von Kleist oraz Matylda, a na końcu sama
Daisy. Gdy w 1945 r. wkroczyła Armia Czerwona, służący książąt wynieśli po
kryjomu doczesne szczątki członków rodu Hochbergów von Pless, w obawie przed
dewastacją i zbezczeszczeniem. Do dziś nie wiadomo gdzie spoczywają książęta.
Miejsce pochówku Daisy owiane jest tajemnicą. Istnieje hipoteza, że spoczęła w
grobie pewnego kupca na nieistniejącym już cmentarzu ewangelickim. Dziś równie
dobrze może spoczywać pod autostradą. Według legend została pochowana wraz z siedmio
metrowym sznurem pereł, prezentem od swego męża. Jeśli więc kiedyś zostaną
odkryte szczątki ludzkie a przy nich perły, będziemy mieć pewność, że to sama „Stokrotka”,
czyli pani na zamku Książ i Pszczyny. W chwili obecnej w Mauzoleum znajdują się
cztery puste sarkofagi, w tym ten jeden malutki, należący do córeczki Daisy.
Dosyć
smutków i zadumy, czas wracać do dziewcząt, jak najbardziej żywych. Pora na
wejście na ścieżkę, malowniczo wijącą się wokół wąwozu rzeki Pełcznicy i potoku
Szczawnika. Choć Książański Park usytuowany jest w Sudetach Środkowych, to jednak
jesteśmy w części aglomeracji miejskiej jaką jest Wałbrzych. Ale mimo to, można
poczuć się na ścieżce Hochbergów jak na górskim szlaku. Idzie się w górę i w dół.
A wszystko to w środkowej części rezerwatu „Przełomy pod Książem”. Spacer ten,
licząc z przerwami na postoje i zdjęcia zajmuje około trzech godzin, ale
uwierzcie mi, warto poświęcić ten czas na delektowanie się przyrodą. Niestety
może to być trudne dla osób niepełnosprawnych ruchowo.
Trasa
wiedzie nas przez las, schodki, kamienny tunel, liczne mostki, które chwilami
zawieszone są nad przepaścią i żywo przypominają słynne stupaczki w Słowackim
Raju. Każdy załom i zakręt ścieżki kryje w sobie tajemnicę. W dole szumi
Pełcznica, nad głowami śpiewają ptaki. Ludzi w zasadzie jak na lekarstwo, bo
wiele osób nie wie nawet, że taki szlak tu istnieje. Zazwyczaj kończą swoje
zwiedzanie tylko na zamku i ewentualnie Palmiarni. A w lasach tych żyją też zwierzęta
takie jak sarny czy muflony, które zostały sprowadzone z Korsyki i Sardynii przez
Jana Henryka XI (męża Daisy) do polowań. Czasem zdarzają się spotkania z
dzikiem, lisem czy kuną leśną. My jednak nie napotykamy na swej drodze żadnego zwierzęcia.
Może to z powodu Tosi, która dzielnie z nami idzie i mam wrażenie, że jest w
siódmym niebie. Nie ona jedna, ja też.
Książański
Park Krajobrazowy został utworzony w październiku 1981 r. Obejmuje swym zasięgiem 3155 ha. Ścieżka
Hochbergów to zaledwie jej wycinek, ale najbardziej interesujący.
Idąc w dół,
dochodzimy do rzeki. Być może w tym miejscu odpoczywało towarzystwo z zamku.
Może nawet sama Daisy siadała tu i piknikowała. Kto wie? My idziemy przez mostek
na drugą stronę rzeki. I tu kryje się kolejna legenda… Otóż dawno temu zamek
znajdował się na szlaku handlowym. Wiadomo, jak są pieniądze, są towary, jest
bogactwo, są rabusie chętni na skarby. Po okolicy grasowały szajki, a jednej z
nich, złożonej z pięciu braci, przewodziła kobieta, ich siostra. Im więcej bracia
grabili, tym bardziej zachłanna stawała się siostra. Również bogactwo zamku w
Książu wabiło złodziei. Postanowili ograbić warownię. Dokonali tego pod osłoną
nocy, a kiedy próbowali uciec, rozpętała się burza. W czasie błyskawicy ujrzeli
ich strażnicy i zaczęli gonić. Rodzeństwo wbiegło na spróchniałą kładkę, która
pod ciężarem ludzi i zrabowanych kosztowności, załamała się i wszyscy wpadli do
Pełcznicy. Bracia rozpierzchli się na cztery strony świata, a zachłanna siostra
z żalu za utraconym skarbem postradała zmysły. Ponoć do dziś błąka się po
parku, szukając w wodach rzeki złota. Na wszelki wypadek omijajcie ścieżkę Hochbergów
po zmroku 😉
Tuż
za mostem szlak rozdziela się na prawo – wiodąc dalej po kładkach, mostkach
wzdłuż jaru oraz w lewo do kolejnej
atrakcji parku. Warto odbić do ruin zamku Stary Książ. Szlakiem, licząc do
zamku, to jest ok. 2,3 km, czyli około 30 minut piechotą. Ale pamiętajmy, że my
idziemy odwrotnie 😉
Dawniej
w tym miejscu znajdowała się prasłowiańska osada na skalnym urwisku. Z
inicjatywy Jana Henryka VI powstał zameczek w latach 1794-1797, który służył
jako coś w rodzaju muzeum, w którym prezentowano białą broń i zabytkowe zbroje
rycerskie. Do połowy XX w. znajdowały się tam pokoje noclegowe oraz gospoda,
która słynęła z maślanki i świeżego chleba. Na wieży znajdował się punkt
widokowy a z tarasów zamkowych Książa do Starego Zamku przechodziło się przez
romantyczne mostki zawieszone nad rzeką. Niestety, kiedy wojska radzieckie
wkroczyły na te tereny, zamek doszczętnie spłonął. Obecnie zabezpieczony jest
jako trwała ruina. Zachowały się we fragmentach mury, kaplica, ganek, wieża i
kamienne portale. Przetrwały także częściowo podziemia. Do zamku prowadzą
schody, które znajdują się w miejscu , gdzie dawniej był most zwodzony.
Kiedyś na zamek prowadził most zwodzony, mający dwie wieżyczki po bokach, które nie przetrwały dziejów książęcego parku
Zachowała się posadzka we fragmentach - taki trochę jakby krzyżacki styl :) Nawet drzewo zmęczone oparło się o mury...
Ogólnie
romantyczne ruiny przywodzą na myśl jedynie rozrywki, jakim mogli się tu
oddawać goście książąt von Pless. Jednocześnie jest to miejsce urocze i zarazem
magiczne. Owiane tajemnicą, jakich wiele kryje się w książęcym lesie.
Powrót ze
Starego Zamku odbywa się tą samą trasą, więc znów schodzimy do mostu nad
Pełcznicą. I idziemy dalej przez zawieszone nad urwiskami mostki i chwilami wąskie
ścieżki. Po jakimś czasie z naszej prawej strony wyłania się bryła zamku w Książu.
Znak to nieomylny, że połowę trasy już dawno mamy za sobą. Ale czy to oznacza
koniec spacerowych atrakcji? Absolutnie nie.
Widok na zamek Książ oraz ruiny Starego Książa na dawnej fotografii. Zdjęcie z tablicy informacyjnej na szlaku
Zamek Książ i rezerwat "Przełomy pod Książem" na dawnej fotografii. Zdjęcie z tablicy informacyjnej na szlaku
Wychodzimy
na szeroką aleję, by po krótkim czasie dojść do Łabędziego Stawu. Dawniej znajdował się tu zbiornik wodny z wysepką
pośrodku. Dziś po wodzie nie ma śladu. Badania wykazały, że prawdopodobnie wody
nie było tu już w 1913 r. Po środku wyspy znajdowały się groby dzieci
Hochbergów. Miejsce wiecznego spoczynku znaleźli tu dwaj pierwsi synowie Jana
Henryka VI. Przyczyną ich wczesnej śmierci, bo już w drugim dniu życia, była
najprawdopodobniej apopleksja. Dopiero trzecie dziecko przeżyło. Obecnie dopatrzeć
się tu można jedynie porozrzucanych płyt oraz części pomnika, którego autorem
był Christian Wilhelm Tischbein (1751 – 1824), malarz i architekt Hochbergów.
Smutne dzieje rodzinne. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, co musiały przeżywać
zwłaszcza matki, kiedy noszone pod sercem dzieci odchodziły zaraz po
narodzinach.
Wyznaczoną
trasą idziemy dalej w milczeniu. Nawet Tosia nie szczeka, jakby wiedziała, że
teraz to teren owiany największą tajemnicą, być może nawet do końca nieodkrytą.
Kiedy Niemcy wkroczyli na te tereny, Hochbergowie musieli opuścić zamek, a w
nim rozgościło się niemieckie dowództwo, które być może przygotowywało wnętrza zamkowych
komnat na siedzibę główną Adolfa Hitlera. W Książu rozpoczęły się tajemne
prace, dziś już wiemy, że działy się one pod ziemią. W ten sposób powstały
sztolnie i korytarze, ale ich przeznaczenia do końca nie udało się ustalić. Ze
ścieżki widoczne są wejścia i pozostałości po przeszłości z czasów II wojny
światowej. Tragiczne to były czasy dla wszystkich, ale nieszczęścia nie ominęły
także niemieckiej rodziny Hochbergów.
Rodzina
ta, zwłaszcza małżeństwo Daisy i Jana Henryka XI oraz ich dzieje oraz skandale z
udziałem najmłodszego ich syna Bolka, do dziś budzą zainteresowanie nie tylko
historyków. Polecam film „Magnat” lub zrealizowany serial „Biała wizytówka”, opowiadające
o rodzinie von Plessów. Ujęcia kręcone były głównie w Pszczynie, ale także nie
zabrakło plenerów z Książa.
I tym samym dochodzimy do ostatniego, a w zasadzie
pierwszego, przystanku na ścieżce Hochbergów. To cis „Bolko”, nazwany tak na cześć
syna Daisy i Jana Henryka XI. Cis ma około 600 lat i jest właściwie „Bolkówną”,
gdyż drzewo jest rodzaju żeńskiego. Taka ciekawostka 😊
Cis "Bolko" jest pomnikiem przyrody od 2006 r. Ze względu na swój obwód, mierzący 285 cm, jest największym cisem w Sudetach
Chwilę później, spacerowym tempem, wracamy pod bramę wjazdową na
zamek. Tym samym zatoczywszy pętelkę, nasza trasa dobiega końca. Siadamy w
kawiarni obok i delektujemy się ciastkiem i herbatą. Pozwalamy nogom odpocząć. Tosia
leży obok swej pańci i daję sobie rękę uciąć, że wciąż się uśmiecha.
Ja myślami jestem znów przy dziejach Marii Teresy Oliwii Cornwallis
– West, po mężu Hochberg von Pless, dla rodziny i przyjaciół Daisy, dla
mieszkańców Pszczyny i Książa „Stokrotka”. Jakąż ta rodzina ma fascynującą
historię… Cieszę się, że udało mi się znów pójść jej śladami. Za to serdecznie
dziękuję Dziewczętom. Judith, Ewel – to dzięki Wam, w tej dziejowej podróży nie
byłam sama. Stokrotne dzięki! To był piękny dzień…
Świetny wpis.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Ewel & Toś.
Dzięki! Buziaki dla Was obu ;)
UsuńNiezwykły wpis Duśko. Pięknie i dokładnie wszystko przedstawiłaś.
OdpowiedzUsuńCzytałam o starym Zamku Książ, ale trasa dojścia o niego mnie przeraziła.
W Książu byłam bardzo dawno temu. Bardzo chciałabym tam z M. wrócić.
Co do Daisy, Jej osoba zawsze będzie mnie fascynować. To taka trochę "druga Sissi".
Pozdrawiam Cię cieplutko.
Basiu, dojście do ruin zamku, czy w ogóle cała Ścieżka Hochbergów, nie jest trudna technicznie. Spokojnie dają nią radę przejść dzieci. No chyba, że przeraża Cię wysokość, czy kładki nad urwiskami. To tu się zgodzę.
UsuńMnie również fascynuje postać Daisy, będąc na zamku w Książu dowiedziałam się nowych rzeczy, jak choćby tego, że jej pierwszym dzieckiem była córeczka. Większość informacji podaje, że miała jedynie trzech synów. A mnie bardziej niż Sisi to skojarzyła się z królową Wiktorią, która także jako Angielka wyszła za mąż za człowieka z pruskiej rodziny. I to zderzenie zimnego chowu z luzem angielskiego wychowania... Histroia potrafi być wciągająca o ile miało się fajnych nauczycieli... Buziaki!
Kładka nad urwiskami? To ja kochana dziękuję :)
UsuńOj, nie taki diabeł straszny jak go malują ;)Dasz radę.
UsuńStrasznie mi się spodobała opisana przez Ciebie trasa. Kiedyś szedłem do zamku Książ spod palmiarni w Lubiechowie doliną Pełcznicy. Momentami trasa była podobna do niektórych fragmentów tego, co zaprezentowałaś. Może nawet to są te same miejsca, bo pamiętam jakiś skalny tunel. Tylko, że mój spacer odbywał się jeszcze za starych komunistycznych czasów. Trasa nie była tak dobrze zabezpieczona.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że dzisiaj mielibyśmy święto 22 lipca ? Tak mi się przypomniało.
Świetny post i ładne zdjęcia, pozdrawiam :)
No fakt, wczoraj było święto hucznie obchodzone jeszcze nie tak dawno ;) I te nowe zakłady imienia - a jakże - 22 lipca :) :) :)
UsuńWracając do ścieżki, to z jednej strony fajnie, że są zabezpieczenia, idzie się po prostu jak na spacerze, a z drugiej, gdyby ich nie było, byłby jakiś dreszczyk adrenaliny ;) Choć dla niektórych obecny widok urwiska i zawieszonego nad nim mostku, budzi zawrót głowy. Przyjemnie się szło tamtędy. Pozdrawiam serdecznie :) P.s. Pozdrawiam już po święcie ;)
Dziękuję ślicznie i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńUkłony wielkie i uniżone. Jesteś JEDYNĄ znana mi blogerką, a znam wszak grono przeogromne, która stary zamek pokazała. Aczkolwiek mam świadomość że za sprawą Hochbergów to bardziej "romantyczne ruiny" niż obiekt rzeczywiście historyczny, nie mniej jednak na pewno warto tam dotrzeć.
OdpowiedzUsuńMaćku, czy Ty widzisz, że się rumienię??? :) :) :) Dziękuję za tak przemiłe słowa! Faktycznie Hochbergowie nie stworzyli zamku, a jedynie jego stare mury zaadaptowali na muzeum i letnie posiadówki. Nawet w czasie jak byłyśmy tam, to młodzież paliła ognisko i miała piknik. Warto przespacerować się tam dla samego spaceru urokliwym lasem. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBardzo ciekawie opowiedziana historia. Tyle razy byłem już na zamku Książ, ale do Starego Książa nie dotarłem nigdy. Muszę to nadrobić :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Jest co podziwiać, zatrzymać w kadrze, już sam spacer jest przyjemny. To dobrze spędzone trzy godziny. Poleczm jak najbardziej. Pozdrawiam serdecznie 😊
Usuń