Ale bajer! Toż to przecież świdermajer!
Czyli o spacerze po podwarszawskich
miejscowościach letniskowych
Wycieczka do
Otwocka i innych letniskowych miejscowości pod Warszawą, chodziła za mną już od
dawna. Jedyny problem jaki mnie powstrzymywał to kiepski transport. A to z racji,
że nie posiadam auta. Jednakże nadarzyła się okazja pojechania w te okolice,
dzięki koledze Piotrowi, który samochodem dysponuje i zadeklarował chęć pomocy
w spełnieniu mojej zacnej zachcianki. Do eskapady dołączyli także: żona Piotra –
Asia i ich syn Adam. W krótkim czasie do grupy włączyłam też Sylwię, która przyjechała
aż z Sosnowca, by uczestniczyć w tym szaleństwie. Tym samym pięcioosobowe auto
wypełnione po brzegi, w sierpniową sobotę z rana, mknęło w stronę Otwocka.
Miasto to
słynęło już od dawna z walorów uzdrowiskowych ze względu na mikroklimat. Bliska
odległość od Warszawy a także dobre, czyste powietrze, przyciągały ludzi do
podratowania swego zdrowia. Z czasem miejscowość typowo letniskowa
przekształciła się w uzdrowiskową, ale o tym napiszę nieco później.
Naszym
pierwszym celem tego dnia był pałac w Otwocku Wielkim. Ukryty wśród pól i lasów,
z dala od ruchliwej drogi, nie ma nawet porządnego kierunkowskazu do siebie.
Tymczasem jest to piękny obiekt, w dodatku to Muzeum Wnętrz, oddział Muzeum
Narodowego w Warszawie. Ale przede wszystkim to dawna, letnia siedziba rodu
szlacheckiego Bielińskich, z ziemi ciechanowskiej, w której nie brakowało i
biskupów i senatorów.
W 1682 r.
rozpoczęto budowę pałacu, którego fundatorem był Kazimierz Ludwik Bieliński,
syn wojewody malborskiego Franciszka Jana. Budowa trwała ok. 7 lat. W
międzyczasie teściem Kazimierza został poeta Jan Andrzej Morsztyn, który za
Bielińskiego wydał córkę Ludwikę Marię.
Nie do końca
wiadomo, kto był głównym architektem pałacu, ale przyjmuje się, że mógł to być
Tylman z Gameren lub Józef Fontana. W XVII w. powstał główny korpus budynku,
mający dwa piętra, boczne alkierze i różową elewację. Tympanon nad wejściem
przedstawia sceny z uczt na cześć Bachusa, gdzie tańczą nimfy i satyry, a
centralną jego postacią jest bożek Pan.
Kazimierz
Ludwik Bieliński popierał króla Augusta II, który swą decyzją nadał mu w 1702
r. marszałkowstwo nadworne, a potem koronne. Pałac od tego czasu przyjmował
wysoko postawionych gości. To tu bawił się król August II, a w 1703 r. w czasie
wojny północnej czekał na posłów, wyprawionych do zwycięskiego króla
szwedzkiego Karola XII. Zaledwie dwa lata później w pałacowych komnatach,
doszło do spotkania Augusta Mocnego z carem Piotrem Wielkim, dzięki czemu Sas
utrzymał się na tronie polskim. Pałac w Otwocku Wielkim, położony na kompletnym
uboczu, doskonale nadawał się do poufnych rozmów. I to właśnie tu padła
propozycja rozbioru Rzeczypospolitej. I to niestety niezbyt chlubna strona
historii pałacu. Jest takie powiedzenie „za Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”.
W Otwocku tego pasa popuszczano, a August II Mocny miał też inny powód, by być
częstym gościem w pałacu. Córka Kazimierza, Marianna Bielińska była faworytą
króla.
Kiedy
pierwszy właściciel budynku zmarł, w 1713 r., dobra otwockie odziedziczył jego
syn, Franciszek, który został nieco później marszałkiem wielkim koronnym. I tu
taka ciekawostka: od Franciszka Bielińskiego pochodzi nazwa ulicy
Marszałkowskiej w Warszawie, bowiem to właśnie ten marszałek był inicjatorem
oczyszczenia i wybrukowania stolicy.
W 1757 r.
pałac przeszedł gruntowną przebudowę. Wybudowano wewnętrzną klatkę schodową,
nadbudowano wieże, zmieniono wystrój wnętrz, postarano się o dekoracje zewnętrzne.
Kominki zastąpiono piecami kaflowymi i dokładano je tam, gdzie nie było
ogrzewania, tak, by można było mieszkać w pałacu cały rok. Np. kominek narożny
na klatce schodowej to pozostałość po wystroju apartamentu Ludwiki Marii.
Synowi
fundatora pałacu pomagał w tych zmianach syn projektanta, Jakub Fontana. Wtedy
też dobudowano oficyny, zawierające pokoje gościnne, kuchnię, pomieszczenia dla
służby. Na samej górze pałacu znajdowały się prawdopodobnie pokoje dziecięce a
także przeznaczone jako pokoje dla służby. Dobra otwockie, mimo unowocześnień,
zachowały XVII w. koncepcję urbanistyczną. Pałac stanowił centralny punkt, a
główna oś na południe prowadziła przez folwark.
Kiedy
Franciszek Bieliński zmarł w 1766 r. niestety nie zostawiwszy po sobie potomka,
pałac jego wcześniejszą decyzją został przekazany synowi brata Michała – także Franciszkowi
Bielińskiemu. Tenże, piastując różne urzędy, odbywał liczne podróże. W Neapolu np.
zakupił dla Otwocka zbiór 85 popiersi z terakoty, kopii antycznych rzeźb,
pochodzących z wykopalisk Pompei i Herkulanum.
I dla tych
zbiorów ponownie przebudowywano wnętrza pałacowe.
Także w
czasie insurekcji kościuszkowskiej, w 1794 r., kiedy oblężonej przez pruskie
wojska Warszawie groził głód, Franciszek Bieliński ofiarował plony ze swoich
otwockich dóbr. Właściciel zmarł w
1809 r. a jego dwaj synowie Paweł i Józef byli ostatnimi z rodu, władającymi
Otwockiem. Ostatnimi, gdyż żaden z nich nie pozostawił po sobie potomka.
Przez
kolejny okres pałac służył jako kwatera wojskowa gen. Michała Sokolnickiego
przed bitwą pod Ostrówkiem. Działania wojsk polskich i austriackich
doprowadziły do zniszczenia pałacu. Dobra otwockie zaczęły piętrzyć długi, więc
ostatecznie Paweł i Józef Bielińscy sprzedali je Wojciechowi Sulimierskiemu,
który ruinę pałacu w 1828 r. wystawił na licytację. I tak, przez niespełna
miesiąc, nowym właścicielem był Aleksander Potocki, który odsprzedał budynek
Janowi Jerzemu Kurtzowi, radcy województwa mazowieckiego.
W 1850 r.
odnowiono pałac, a główne prace remontowe spadły na córkę Jana Jerzego Kurtza –
Anielę Wandę, która po śmierci ojca odziedziczyła rezydencję. Wraz z
poślubionym kuzynem zaczęła odrestaurowywać pałac, ale niestety z powodów
finansowych i zbyt dużego zakresu prac budowlanych, remontu nie ukończono. W
1857 r. Aniela nagle zmarła, a majątek przeszedł w ręce jej dzieci: Zygmunta i
Zofii. Zygmunt Kurtz był wykształconym w Szwajcarii i Paryżu ogrodnikiem.
Specjalizował się w sadownictwie. Założył on w 1884 r. w Otwocku Wielkim sad
obejmujący przeszło 20 tys. drzewek. W
owoce zaopatrywał Warszawę i Petersburg. Był też jednym z założycieli oraz
członkiem Warszawskiego Towarzystwa Ogrodniczego. On także zmarł bezpotomnie.
II poł. XIX
w. i pocz. XX w. to czas, kiedy pałac z wolna popadał w ruinę. W czasie I wojny
światowej stacjonowały w nim wojska niemieckie, które nie tylko zrabowały co
się dało, lecz także niszczyły, czego wynieść się nie dało.
Kolejny właściciel
dóbr otwockich, Władysław Jezierski nie podejmował
się już żadnych prac remontowych, pozostawiając pałac w kompletnej ruinie. Może
dzięki temu, w czasie II wojny światowej budynek już bardziej nie ucierpiał , a
jedynie oberwało się nieco folwarkowi. Po wojnie, całkowitą ruinę przejęło
państwo. Już w 1946 r. pod nadzorem Generalnego Konserwatora Zabytków rozpoczęto
prace rekonstrukcyjno – zabezpieczające. Bardziej zabezpieczające, niż konserwatorskie,
z powodu bardzo złego stanu obiektu.
W latach 50.
XX w. podjęto nieco nierozważną decyzję, by umieścić w pałacu Dom Poprawczy dla
dziewcząt. Zmieniono układ wnętrz, a wychowanki do aniołków nie należały, więc
wnętrza także ucierpiały.
W latach 70.
XX w. pałac przejął Urząd Rady Ministrów. Ówczesny premier Piotr Jaroszewicz
podjął decyzję o odbudowie pałacu. Zamierzano przeznaczyć go na luksusową
rezydencję dla URM-u. Prace ruszyły z przysłowiowego kopyta. Zajęto się nie
tylko zewnętrznymi zabezpieczeniami, ale też wystrojem wnętrz. Z tego co
pozostało oraz archiwalnych zdjęć i opisów podjęto się rekonstrukcji. Dzięki temu
do 1989 r. pałac przyjmował gości. Przyjeżdżał tu Wojciech Jaruzelski, a w pałacu,
w części hotelowej nocowali rządowi goście z kraju i zagranicy. Na początku lat
80. XX w. w pałacu przebywał również jeden ważny gość, a był nim Lech Wałęsa, który tu został internowany.
A kiedy przestał nim być, został Prezydentem RP i pałac w Otwocku przeszedł w ręce
Kancelarii Prezydenta. I tak było do 1995 r.
Kolejnym
właścicielem zespołu pałacowo – parkowego zostało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
i Administracji, a na początku 2004 r. Ministerstwo Kultury.
Obecnym
użytkownikiem pałacu jest Muzeum Narodowe w Warszawie, które utworzyło w nim
swój oddział Muzeum Wnętrz. Ponieważ po rodzie Bielińskich nie zachowała się
ani jedna łyżka czy filiżanka, wszystkie eksponaty to depozyty Muzeum
Narodowego.
Tyle o historii
domku letniskowego szlachty. Pora wejść do środka.
Na parterze
znajduje się reprezentacyjna sień i jadalnia, w prawym skrzydle są wnętrza
urządzone w stylu barokowym, klasycystycznym i biedermeier. Po lewej stronie
można zobaczyć dwa pomieszczenia belwederskie z okresu rządów marszałka Józefa
Piłsudskiego. Na początku, na parterze prawdopodobnie znajdowały się pokoje dla
służby, garderoby, kuchnie i łaźnie.
Pomieszczenie belwederskie z okresu rządów marszałka Józefa Piłsudskiego, na wprost wejście główne do pałacu
Gobelin w sali barokowej, podarowany, o ile dobrze pamiętam, przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wnętrza barokowe były ubogie w sprzęty, tu skupiano się głównie na dekoracjach, jak obrazy, gobeliny, tkaniny, draperie, a dopiero później zwracano uwagę na sprzęty użytkowe
Sala barokowa - tu można zobaczyć typową dla baroku sekreterę pochodzącą z Niemiec (XVIII w.), intarsjowaną, trzyczęściową oraz lustro w ramie, rzeźbionej w liście akantu. Wnętrze dopełniają komoda, stół z krzesłami oraz obrazy, w tym portret Anny z Wiśniowieckich Ogińskiej. Część z tych sprzętów to zbiory warszawskiego malarza Aleksandra Radziewicza, który w 2001 r. ofiarował Muzeum Narodowemu ok. 30 mebli, wykonanych między barokiem, a pocz. XX w.
Sala klasycystyczna - wyposażona w meble z pocz. XIX w. w stylu klasycystycznym. Dominują tu proste formy i mniej dekoracji. We wnętrzu potężna sekretera z nastawą, ozdobiona mosiężnym półwałkiem, półokrągła komoda z marmurowym blatem.
Sala klasycystyczna - stół i cztery krzesła z 1800 r., które powstały prawdopodobnie na terenie Francji. Wnęka w ścianie zabudowana gablotą, wypełnioną srebrami stołowymi. Osłona pod gablotą nawiązuje wzorem do oparcia krzeseł.
Sień obecnie
pełni funkcję recepcji. Sprzęty w niej zgromadzone, jak szafy z XVIII w. czy
zegar szafowo – podłogowy, stanowić miały o reprezentacji budowli i jej przepychu.
Na piętrze,
po wejściu klatką schodową, po prawej stronie są trzy sale prezentujące meble z
okresu klasycyzmu wiedeńskiego, po lewej oryginalnie zachowany westybul oraz
salę balową, która obecnie jest salą koncertową.
Sala III klasycyzmu wileńskiego (styl ten odwoływał się do osiągnięć starożytnych Greków i Rzymian, nawiązywał do antyku). Meble tu zgromadzone są z okresu 1820-1835.
Sala II klasycyzmu wileńskiego - umieszczono w niej meble klasycystyczne z lat 1800-1820, fornirowane jasnymi okleinami brzozowymi. Masywna kanapa z okleiną z brzozy karelskiej (pozyskiwanej z brzóz rosnących w Karelii, obecnej półn. - zach. republice rosyjskiej). Charakterystyczne są ciemniejsze żyłki na tle miodowego koloru drewna. A żyłki te, to wtopiona kora drzewa. Nad kanapą wisi obraz Józefa Peszka "Zaślubiny Mieszka z Dąbrówką" (1820)
Pianino tzw. Żyrafa, w I sali klasycyzmu wileńskiego, z ok. 1800 r. Na takim pianinie grywał Fryderyk Chopin. Obok pianina znajduje się klasycystyczny nutnik - pojemnik na nuty
Sala bidermeier, została wyposażona w meble i przedmioty z lat 1825-1840, powstałe w większości w Polsce. W bidermeierze w oknach wisiały jasne i delikatne tkaniny i muślinowe firanki. I tu nie inaczej. Stanowią one dopełnienie romantycznego pokoju.
Stolik do robótek był przeznaczony do przechowywania drutów i wełny oraz nici i igieł. Tapicerowane poduszeczki nałożone były na klapki zamykające stolik.
Ciekawostka: jest to spluwaczka. Spluwaczki pojawiły się wraz z rozpowszechnieniem się palenia oraz żucia tytoniu. Do wyjmowanych, metalowych pojemników wsypywano piasek, do którego się pluło.
Dekorację XVII w. westybulu
tworzyły stiukowe nisze, w których postawiono figury. Sień za to , była stylizowana
na wzór antycznej groty. W westybulu znajdowało się szerokie, półkoliste zamknięte
przejście, prowadzące do jadalni, która służyła jako sala balowa. Nad nim
piętrzyła się bogato pofałdowana draperia, podtrzymywana przez aniołki i tzw.
hermy, czyli dekoracyjne słupki. Hermy – po prawej żeńska, a po lewej męska,
wyznaczały kierunek do trzypokojowych apartamentów pana i pani domu. W
rzeczywistości są to portrety Kazimierza Ludwika i Ludwiki Marii Bielińskich,
pierwszych właścicieli pałacu. Westybul to jedno z czterech pomieszczeń z
oryginalnym wystrojem z czasów budowy pałacu z końca XVII w. Tynk na ścianach
to mieszanka gruboziarnistego piasku, gipsu, tłuczonego wapna, zielonkawego
szkła i pokruszonego czerwonego granitu. Sala balowa za to ma wysokość dwóch
kondygnacji, a swój wystrój zawdzięcza powojennej odbudowie. Jadalnia czy też potem
sala balowa służy obecnie jako salka konferencyjno – koncertowa. To miejsce
spotkań, eventów itp.
Wszystkie
pomieszczenia, które można zobaczyć, mają swoje nazwy. Pozwoliłam sobie na opisy
przy zdjęciach. Jedynymi salami, które wyłączone są ze zwiedzania to Sale
Freskowe (Sala Marynistyczna, Sala Ruin Rzymskich, Sala Horacego) – obecnie przechodzą
renowację.
Generalnie pałac
zwiedza się z przewodnikiem, który w ciekawy sposób opowiada historię obiektu.
Wejścia odbywają się co pół godziny. Ale zaletą tego zwiedzania są małe grupki,
gdyż pałac naprawdę leży na uboczu i turystów
nie ma tu zbyt wielu. Polecam to miejsce z czystym sumieniem.
Stół dekoracyjny - stół eklektyczny z kamiennym blatem, dekorowany kamieniami półszlachetnymi, techniką, zwaną "Pietra Dura". Technika ta polegała na układaniu z kamieni wzorów flory i fauny.
Kiedy już
głód naszego zagłębiania się w zawiłości historyczne i obyczajowe został
zaspokojony, nasza dzielna piątka wędrowców ruszyła na spacer po Otwocku (bo
pałac leży w Otwocku Wielkim, nie mylić z miastem), po Józefowie i Falenicy. To
był kolejny nasz cel tego dnia. Poszukać znikających już śladów drewnianej
przeszłości podwarszawskich willi.
Pierwszy raz spotkałam się z ankietą na temat pobytu w jakimś miejscu, gdzie nie trzeba używać długopisu :) :) :)
Otwock
położony jest w Dolinie Środkowej Wisły, nad rzeką Świder. Jako uzdrowisko w
świadomości ludzkiej, zaczął funkcjonować wraz z rozwojem Kolei Nadwiślańskiej,
czyli był to koniec XIX w.
Za
prekursora działalności wypoczynkowej w tym rejonie, przyjmuje się osobę polskiego
rysownika, malarza i ilustratora Michała Elwiro Andriollego. Po swoich
dramatycznych przeżyciach, związanych ze śmiercią córeczki i matki, Andriolli
zakupił folwark Anielin od ówczesnego właściciela pałacu w Otwocku Wielkim,
Zygmunta Kurtza. Zamieszkał tam w domu, zaprojektowanym przez siebie. Dodatkowo
oprócz swojej willi, wybudował kilka domów na wynajem. Wszystkie one były w
charakterystycznym stylu, zwanym świdermajer. Nazwę tę wymyślił Konstanty
Ildefons Gałczyński.
Ukryty przed wścibskimi spojrzeniami dom... teren zadbany, więc ten świdermajer miał szczęście do właścicieli
Sosny dodają klimatu okolicy. Szum igieł może przenieść człowieka jak nad Bałtyk, a o terapeutycznych olejkach eterycznych sosen nie wspomnę...
Tu kiedyś był jakiś zakład na rogu, być może przed wojną należący do jakiegoś Żyda, ponieważ Otwock zamieszkiwała spora ilość tej społeczności. Zapewne ta duża kamienica została "dobudowana" do świdermajera.
Największą i
najbardziej przykuwającą uwagę, budowlą, jest słynna Willa Gurewicza.
Prawdopodobnie jest to jedna z najdłuższych drewnianych budowli w Europie.
Powstawała etapami na ponad 3ha działce między 1906 r. a 1921 r. Zaczęło się od
willi Gurewiczanki, która była siedzibą rodziny Gurewiczów. Z czasem rozrosła
się do sporych rozmiarów uzdrowiska Abrama Górewicza (inna pisownia nazwiska
Gurewicz), zwana pensjonatem Górewicza, choć oficjalna brzmiała Zakład
Dietetyczno – Leczniczy Górewicza. Po rozbudowach, gmach miał siedem skrzydeł
przylegających do siebie, otoczony był oszklonymi werandami, leżalniami i
otwartymi tarasami. W czasie II wojny światowej budynek zajęli Niemcy. Najpierw
była tu komendantura, potem szpital dla niemieckich żołnierzy. Pensjonat miał
kanalizację, bieżącą wodę, elektryczne oświetlenie i telefon. Może dlatego była
to świetna miejscówka dla Niemców. Kiedy wkroczyła Armia Czerwona, a potem
Wojsko Polskie, w lipcu 1944 r. mieścił się tu szpital NKWD, a następnie
Ośrodek Doskonalenia Kadr Pedagogicznych Ministerstwa Oświaty.
W 1948 r.
spadkobiercy, bracia Roman i Ignacy Górewiczowie a także ich ciotka Ida
Grynszpan ( z domu Górewicz), sprzedali posiadłość Warszawskiemu Zarządowi
Samorządowemu, który przekazał ją Ministerstwu Oświaty. Od 1954 r. do 1960 r.
mieścił się tu Centralny Szpital Lotniczy, a potem do 1994 r. Zespół Szkół
Medycznych. W 1997 r. Urząd Rejonowy w Otwocku podpisał umowę sprzedaży
nieruchomości Polskiej Fundacji Alzheimera, która miała tu otworzyć Centrum
Alzheimerowskie. Jednak fundacja nie wywiązywała się z umowy, budynek zmienił
się w ruinę, dlatego starostwo powiatowe odzyskało posiadłość drogą sądową.
Pensjonat Górewicza został wpisany do rejestru zabytków w 1979 r. a od
listopada 2014 r. willa należy do spółki Carolina Car Company. Remont budynku
prowadzony jest z przeznaczeniem na klinikę ortopedyczną i medycyny estetycznej
a także centrum rehabilitacji z hotelem dla pacjentów.
Po wojnie deski nieco poczerniały, potem były malowane na zielono czy brązowo, tymczasem podczas renowacji i w zasadzie ponownej budowie (bo obiekt był w opłakanym stanie), ustalono, że deski były w kolorze ecru, więc obecnie taki kolor został zachowany.
To naprawdę wspaniała
drewniana budowla, typowy świdermajer i dobrze by było, by zostało to zachowane
dla przyszłych pokoleń.
Pensjonat Górewicza przywracany jest do stanu pierwotnego i choć to wciąż pole budowy, to już widać jak wiele potrzeba tu pracy i ile jej już wykonano
Niestety nie
wszystkie świdermajery miały szczęście do właścicieli. Jedne zawalały się ze
starości, inne były gaszone po pożarach i rozbierane. Jeszcze inne, choć
zachowane, pilnie są strzeżone przez zarośnięte ogrody lub parkany. Coraz mniej
tych charakterystycznych budynków w okolicy.
Otwock może
poszczycić się jeszcze jednym „pałacem”. To Liceum Ogólnokształcące im. Konstantego
Ildefonsa Gałczyńskiego.
Zostało tu przeniesione w 1946 r. Jeśli ktoś myśli, że
to jakaś dawna rodzinna posiadłość otwockiej arystokracji, to jest w błędzie.
Bo w rzeczywistości budynek ten to… dawne kasyno! Takie było założenie przy
jego budowie. A tę rozpoczęto w 1927 r. a skończono w 1933 r. Władze Warszawy
nie zgodziły się na użytkowanie gmachu jako miejsca do gier hazardowych.
Zresztą ani społeczność, ani mieszkańcy nie opowiadali się za hazardem w tym
czasie.
Jako ciekawostkę powiem, że w 1935 r. na schodach „pałacu” nakręcono
kilka początkowych scen z filmu „Manewry miłosne” z Tolą Mankiewiczówną i
Aleksandrem Żabczyńskim (ach i och!). Niesamowicie fajny film, kto nie widział,
niech nadrobi 😉 W
filmie gmach „zagrał” oficerskie kasyno. A budynek liceum pokazała nam Asia,
która doskonale zna te tereny. Jestem jej ogromnie wdzięczna.
Wydawać
by się mogło, że widzieliśmy tak niewiele, a okazało się, że z każdym budynkiem
związana jest ciekawa opowieść, którą można by snuć do wieczora. Jak choćby
budynek dworca w Otwocku czy Falenicy.
Ten dom wzniesiono ok. 1900 r. Ciekawostką jest fakt, że był pierwszym dworcem kolejowym w Falenicy. Dziś stacja ma nowy budynek.
Korzystający na co dzień ze
zmodernizowanej linii Warszawa – Otwock, zupełnie nie zważają uwagi na
historię. A przecież jak głosi mural Loesje na również zabytkowym budynku: „Nawet
teraz tworzysz historię”. I ja się z tym zgadzam…
Mural w Falenicy na budynku dworca, dziś klubokawiarni Stacja Falenica i kina w dawnej poczekalni. Kiedyś był tu bazar i stąd nawiązanie do obrazu Aleksandra Gierymskiego "Pomarańczarka". Autorzy: Anna Monika Koźbiel i Adam Walas namalowali także kobiety stylizowane na przedwojenne lata, które być może przed wojną robiły zakupy na bazarze przy stacji...
P.s.
Dziękuję Sylwii, że przyjechała i dzieliła ze mną radość zwiedzania Otwocka,
Piotrowi, Asi i Adamowi za umożliwienie zwiedzania i towarzystwo przez cały
dzień, a także mądre i ciekawe rozmowy. Jesteście cudni!
Otwock do tej pory był tylko miejscem na mapie, ale dzięki Twojej relacji stał się miejscem ciekawym. Kilka obiektów naprawdę mi się spodobało. Fajnie, że zwiedzając różne miejsca możemy się nimi dzielić z innymi. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDla mnie Otwock też był taką ziemią nieodkrytą, choć co nie co się słyszało, czy oglądało na zdjęciach. Ale nie ma to jak samemu przekonać się, jak jest naprawdę. I podzielić się z innymi :) Zapraszam do Otwocka :) Pozdrawiam z iście zimnego Zakopanego ;)
UsuńAleż cudna wycieczka!
OdpowiedzUsuńPałac mnie zachwycił. Chętnie potańczyłabym w sali balowej :)
Świdermajery piękne, ale historia smutna ...
Dziękuję Tuptusiu za wspaniałą wycieczkę.
Wycieczka nam się udała, to było równo miesiąc temu, aż nie chce się uwierzyć, że teraz jest tak zimno, a przynajmniej w Zakopanem, gdzie jestem obecnie.
UsuńPałac jest piękny, choć był przerabiany i w zawierusze historii nie została ani jedna pamiątka po właścicielach. A co do świdermajerów... no cóż, jak ze wszystkim, jedne mają szczęście i pięknieją, inne powoli konają w zaroślach. Ściskam mocno! :)
Pałac jest piękny i eksponaty wewnątrz pałacu robią wrażenie.
OdpowiedzUsuńPiękny, tak. A eksponaty to depozyty Muzeum Narodowego w Warszawie. Pozdrawiam.
UsuńPiękne zdjęcie
OdpowiedzUsuńA które konkretnie?
UsuńKiedyś muszę się tam przekręcić rowerem. Kolega dał mi teraz zastrzyk stymulantów, bo objeżdża Polskę do okoła, więc i ja coś muszę przedsięwziąć. A Otwock to całkiem zgrabna lokacja do odwiedzenia.
OdpowiedzUsuńBrawo dla kolegi! A Ty do Otwocka miałbyś duży odcinek do pokonania, ale warto tu zajrzeć. Pomyśl, jakby Twoja mapka wyglądała😄 Okolice Warszawy są takie spokojne... Nęcę,kręcę i namawiam😁
UsuńDokładnke... brakuje mi takiego śladu...
Usuńświetnie pokazane i opisane! Brawo!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie! I zapraszam do innych wpisów. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń