Opowieść
o ludziach,
czyli
coś o pasji, odwadze,
spełnianiu
marzeń
i
pokonywaniu własnych słabości
Kilka lat
temu, podczas mojego tygodniowego pobytu w Karpaczu, pogodę miałam w kratkę.
Raz słońce, raz deszcz. W jeden z takich niepewnych dni, włączyłam tak zwane
szwędacze i zaglądałam w różne kąty miasteczka. A tych w Karpaczu nie brakuje.
Jest kilka fajnych atrakcji, z których w zasadzie wszystkie już opisałam na
blogu, a na koniec zostawiłam jedną, która w czasie mojego pobytu była
praktycznie pusta. Dziś zapraszam Cię Szanowny Gościu do Muzeum Sportu i
Turystyki w Karpaczu.
Pomyślisz,
muzeum? Nuda! A ja powiem, wejdź, zobacz. Muzeum to nie tylko eksponaty w
gablotach. Za nimi stoi historia o ludziach, o ich odwadze, o uporze w dążeniu
do celu, o poświęceniach, łzach i sukcesach, którymi kiedyś żyła Polska. Był
taki czas, że nie mieliśmy sukcesów w sporcie. Na olimpiady jechała garstka
naszych najlepszych, którzy i tak nie osiągali tego, co mogliby przy bardziej
sprzyjających warunkach. Pojedyncze nazwiska przewijały się tylko w niektórych
dziedzinach sportu. A przecież dawniej te sukcesy były! I wcale nie było
lepiej, wręcz odwrotnie. Co więc, takiego się zmieniło? Myślę, że sport był
sportem i zawodnicy mimo ciężkiej pracy, mieli z tego dużą frajdę, a dziś…
przelicza się wszystko na pieniądze. Tak, czy inaczej, Muzeum Sportu i
Turystyki przenosi nas w tamte dni chwały, przy okazji dając fajną lekcję historii
o rozwoju sprzętu turystycznego i samej turystyki w Sudetach. A dodatkowo jako
bonus daje kilka smaczków w postaci wielkich nazwisk.
Budynek
muzeum został wzniesiony społecznie przez mieszkańców w latach 1932 – 36 od razu
z przeznaczeniem na muzeum. We wnętrzu zaprezentowano ekspozycję o tematyce
regionalnej, w głównej mierze dotyczącej tego terenu.
Dziś eksponaty
zebrane w muzeum, przedstawiają spory przekrój czasowy. Od działalności
Walonów, zielarzy i laborantów, potem pasterzy budujących osady (budy góralskie),
wreszcie etap schronisk i pieszych wycieczek w góry, aż po opis początków
przewodnictwa i ratownictwa górskiego.
Tryptyk z lat 30. XX w. przedstawia trzy sceny z życia laborantów: od lewej - zbieranie roślin leczniczych, w środku - kuchnia laborantów i zielarzy, po prawej - patron cechu laborantów - Duch Gór, czyli Karkonosz
Korzeń mandragory, która przypominała ludzką postać i podobno wydawała z siebie okropny jęk, kiedy się ją wyrywało z ziemi, taki, że zabijało śmiałka, który to czynił. Zielarze, czyli laboranci na przełomie XVII i XVIII w. rozwinęli w Karpaczu swoją działalność. W mieście powstał ich cech, a ziołowe leki, wyrabiane przez nich, znane były w wielu krajach Europy. Zielarze byli też świetnymi znawcami gór i trudzili się przewodnictwem górskim.
Turystka na początku XX w. przy Kaplicy św. Anny na Grabowcu, zapewne podążająca do Dobrego Źródła (patrz opis szlaku na blogu). Dziś podpierałaby się kijem trekkingowym, wtedy wystarczył... parasol :)
Księga pamiątkowa schroniska na Śnieżce z lat 1800-1806 : "...wytrzymaliśmy wiatr..." - trudno odszyfrować takie charaktery pisma... ale z tym wiatrem to by się zgadzało i obecnie ;)
Makieta świątyni Wang, której oryginał stoi przy drodze na Śnieżkę, a został sprowadzony z dalekiej Norwegii
Historia w czystej postaci, od zwykłego saneczkarstwa, przez dyscypliny sportowe i olimpijskie osiągnięcia
Z cyklu - górskie schroniska. Kiedyś stało takie na Śnieżce. Nie ma też już śladu po schronisku Księcia Henryka stojącego na krawędzi Kotła Wielkiego Stawu w Karkonoszach
Nosiłki - takie dawne plecaki, w których noszono towar do schronisk (jeszcze dziś spotyka się tzw. nosiczy idących do schroniska pod Rysami)
Księga pamiątkowa z zamku Chojnik (zwany Chojniastym) z lat 1947 - 48.: "... Śmierć frajerom, którzy polskie Chojniasty ośmielają się jeszcze nazywać "Kynast"..." (taka nazwa funkcjonowała w Niemczech, przyp. mój). I jeszcze - "... najważniejsze, zakochałem się w pięknej szatynce bufetowej..." - cudowne :)
I kolejne nazwisko, pokazujące, że czas, nawet trudny może sprzyjać zapisaniu pięknej karty w dziejach sportu. Stanisław Marusarz (1913 - 1992), najlepszy narciarz międzywojnia, olimpijczyk i kurier tatrzański
W Muzeum
jest też część poświęcona Tadeuszowi Różewiczowi. Polski poeta związał się z
Karpaczem w latach 90. XX w. Na wystawie zaprezentowany jest jego rękopis „Gawędy
o spóźnionej miłości”, będący pewnego rodzaju hołdem ku czci Wandy Rutkiewicz,
której zresztą autor nigdy osobiście nie poznał. Można zobaczyć tu też pierwsze
wieczne pióro poety i jego okulary, a także trzy nobilitacje do literackiej
nagrody Nike oraz samą nagrodę Nike z 2000 r. Ponadto jest tu wiele innych pamiątek
po Tadeuszu Różewiczu.
Ostatnia wola Różewicza. Jest tak, jak prosił za życia, spoczął obok świątyni Wang. Co do ostatniego zdania, że "Wszyscy ludzie będą braćmi", to chyba jeszcze musimy niestety zaczekać...
Skoro
wywołało się tu nazwisko Wandy Rutkiewicz, to trzeba wspomnieć, że w 1979 r., w
rok po zdobyciu przez nią Mount Everestu, na szczycie którego stanęła jako
pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie 18.10.1978 r., Muzeum Sportu i
Turystyki zorganizowało wystawę czasową „Polka na szczycie świata”. W ten
sposób uhonorowano wielką himalaistkę, która swą przygodę z górami zaczynała w
Sudetach, wspinając się w Sokolikach w Rudawach Janowickich. Jakby nie patrzeć
była to kobieta, która miała odwagę marzyć i śmiało szła po swoje cele. Na
pamiątkę zostawiła swój wpis w księdze pamiątkowej.
Kolejne
przedmioty, kolejne historie. Nie mogło też zabraknąć wspomnienia strasznej
tragedii, jaka wydarzyła się w Białym Jarze. Lawina, która zeszła 20 marca 1968
r. zabrała 24 osoby, z czego tylko pięć przeżyło. Co za tym idzie, w ślad za
tym pojawiła się ekspozycja dotycząca ratownictwa górskiego.
Gablotka poświęcona naszej olimpijce w strzelaniu (głównie z karabinku pneumatycznego) Renacie Mauer - Różańskiej i jej złoty medal z Sydney z 2000 r.
Księga wypraw ratunkowych: "...Odwieziony przez ratownika do lekarza, który stwierdził śmierć, nie mając gdzie zostawić TRUPA, zawiózł go do Milicji Obywatelskiej..." - poezja języka ;)
I kiedy już myślałam,
że to koniec przygody w tym budynku, nagle zobaczyłam drewnianą głowę, wieńczącą
barierkę schodów. I okazało się, że to kolejna fascynująca historia.
Wyrzeźbiona główka to podobizna najsłynniejszego listonosza karkonoskiego,
Roberta Fleissa (1847 – 1937). Była to ciekawa postać. Był to pierwszy
listonosz, który pieszo chodził 17 km przy różnicy wzniesień sięgającej do 1100
m. Bez względu na porę roku i warunki atmosferyczne, zanosił pocztę do
schronisk położonych wysoko w górach, w tym także na Śnieżkę. Listonoszem
został w 1873 r. po zakończeniu służby wojskowej w armii pruskiej. Był też
górskim przewodnikiem, zatrudnił się także przy wyrębie lodu z Wielkiego Stawu
w Karkonoszach. Najczęściej widywano go z fajką w ustach, jak codziennie przez
37 lat pokonywał trudną trasę na Śnieżkę, by donieść korespondencję, która
często ważyła nawet 50 kg! Jego przyjaciele wyliczyli, że w czasie służby
pocztowej Roberta Fleissa, przeszedł on trasę równą prawie trzykrotnemu okrążeniu
ziemi! Zwolniono go z pracy w 1925 r. z powodu redukcji etatów. Choć był to dla
niego cios, to dożył sędziwego wieku 90 lat, a w czasie pogrzebu oddano mu
należne honory. Czyż nie jest to fajna historia?
Drogi
Gościu, jeśli będziesz kiedyś w Karpaczu, zajrzyj do Muzeum Sportu i Turystyki.
To naprawdę fascynujące miejsce.
A i przed
budynkiem jest jedna mała atrakcja. Już w średniowieczu, pierwsi odkrywcy
skarbów Karkonoszy oraz górnicy, napotykali na ślady działalności nie tylko
władcy tych terenów, czyli Ducha Gór, ale też skrzatów. Lata i wieki mijały, aż
w 2008 r. pani Maria Nienartowicz wydała Bajkowy Przewodnik po magicznych miejscach
Karkonoszy, z myślą o najmłodszych. Zawarła w nim opowieści o przygodach
skrzatów, ciekawostki ale też przydatne informacje. 1 czerwca 2009 r.
uroczyście otwarto ulicę Skrzatów Karkonoskich. Jest to najmniejsza ulica w
Polsce, jej długość wynosi 30 m, a szerokość 3 m. Czy uśmiech nie pojawi się
Tobie na ustach? Gwarantuję, że tak.
A kiedy
pogoda będzie odpowiednia, słońce będzie wysoko na bezchmurnym niebie, wyrusz
na szlak, by samemu odkrywać skarby ziemi karkonoskiej. I nie bój się marzyć!
Zawsze…
To
tymczasem! 😊
Kolejne ciekawe miejsce w Karpaczu. Chyba po raz pierwszy widziałem Wandę Rutkiewicz w spódnicy :)Faktem jest, że jadąc do takich miejscowości jak Karpacz nastawiamy się na wyprawy w góry, ale brak pogody też ma swoje dobre strony. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńWszystko to prawda :) Jadąc w góry, chcemy co innego oglądać, niż gabloty w muzeum. Ale jak pogoda z nami pogrywa, to warto zajrzeć i tam ;) To muzeum podobało mi się, choćby dlatego, że było praktycznie puste. Mogłam w spokoju pooglądać wszystko, nawet Wandzię w spódnicy ;) Rzeczywiście rzadki widok, choć moja wielka imienniczka interesowała się modą i w sumie była modnisią.
UsuńSerdeczności z nowym tygodniem! :)
Fajne miejsce - ale wiesz, z tym sportem to nie kwestia zawodników, czy przeliczania na pieniądze. To z jednej strony ogromne braki i luka metodologiczna jaka otwarła się w dwudziestoleciu 80/90 lat XX w. potem mozolnie odrabiane w pierwszym dziesięcioleciu XXIw. a z drugiej "beton" pośród działaczy i trenerów.
OdpowiedzUsuńTak, czy siak, pieniądze rządzą. Te kontrakty, transfery, przetargi... gdzieś sport jako przyjemność się zagubił. Do tego dochodzą braki w naszej infrastrukturze sportowej, zawodnicy nie mają gdzie trenować itp. Dlatego uważam, że takie muzeum jest ciekawe, żeby przypominać o tych ludziach, którzy wbrew wszystkim przeciwnościom pokazywali, że warto odnosić sukcesy w swoich dziedzinach i być "narodowym bohaterem" ;) Pozdrawiam Maćku!
UsuńW wyczynowym/zawodowym sporcie faktycznie rządzą pieniądze - w tym amatorskim, w sumie także - Dobry amatorski rower górski to nawet kilkanaście tysięcy, ale daje ogromna przewagę - do tego koszty serwisu itd. itp. Więc tak pieniądze rządzą.
UsuńZ drugiej strony gdybyśmy dziś chcieli trenować metodami Bachledy czy Szurkowskiego - ta sukcesów by nie było nawet w sporcie amatorskim.
Byłyby lub nie. Kto to wie? Mnie zawsze cieszą sukcesy "naszych", nawet jak danym sportem się nie interesuję. Warto to też podkreślać, bo jednak nazwiska znane są na całym świecie. P.s. A z Panem Szurkowskim kiedyś bawiliśmy się na wspólnym Sylwestrze ;)
UsuńFatalna pogoda sprzyja zwiedzaniu takich miejsc, jak to muzeum sportu i turystyki. Zdarzyło mi się kiedyś będąc w Zakopanym odwiedzić wiele miejsc na szlaku architektury drewnianej, kiedy pogoda nie sprzyjała górskim wędrówkom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dokładnie. Ale nawet przy dobrej pogodzie warto wchodzić do takich miejsc, np. robiąc przerwy w górskich wyrypkach :) W Karpaczu jest ich trochę, podobnie w Zakopanem. Atrakcji przybywa, ale to dobrze. Serdeczności! :)
UsuńŚwietne miejsce. Zapisuję na listę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka !
Warto. Może dla swoich uczniów znajdziesz jakąś inspirację na ciekawą lekcję. Kto wie, może jakiegoś przyszłego sportowca wychowujesz :)
UsuńBuźki!