O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

niedziela, 5 stycznia 2020

Słowenia - cuda świata w pigułce cz. VI


Słowenia – mały kraj,
wielkie możliwości
Cz. VI




Piątego dnia naszej słoweńskiej wędrówki wybraliśmy się do bardzo turystycznego miejsca i niejako wizytówki kraju.  Prawie każdy, kto odwiedził Słowenię lub też tylko o niej gdzieś czytał, potrafi odgadnąć gdzie znajduje się jezioro, po środku którego znajduje się na wyspie mały kościółek. Tak, to Bled. Przedsionek Alp Julijskich, jak serce bijące szybko, tętni życiem, choć wcale nie jest wielkie. Byłam ciekawa tego miejsca. Czekałam na ten dzień. Z samego rana pojechaliśmy tam, by przyjrzeć się z bliska kurortowi.

W BLEDZIE ZAMEK JEST NA SKALE
   I MARZENIA PRZY DZWONU UDZIALE…


Bled to dawne uzdrowisko, obecnie turystyczna miejscowość, w której najwięcej jest hoteli. Położony w regionie Górna Kraina, jakieś 45 km od granicy z Włochami i Austrią. Choć liczy sobie około 5 tys. mieszkańców, to w sezonie przyjmuje drugie tyle turystów. Ściągają tu z różnych powodów. Jedni dla gorących źródeł, inni dla historii, jeszcze inni dla zawodów wioślarskich, które są tu rozgrywane. Jednych zachwyca bliskość Alp i leżący w pobliżu Triglavski Park Narodowy, inni stawiają na wypoczynek na jeziorze czy polu golfowym. Wszystkich zaś łączy jedno – zachwyt dla tego miejsca.
Naszym wesołym autokarem wybraliśmy się najpierw do jednej z atrakcji Bledu – czyli do malowniczego zamku na skale, będącego jednym z najstarszych zamków w Słowenii, obecnie zaadaptowanego na muzeum. Super, lubię takie miejsca. Z ochotą wysiadałam na parkingu, by za chwilę przenieść się w czasie i podziwiać najsłynniejszy widok w Słowenii.


Zamek w Bledzie - widok od strony drogi dojazdowej i parkingu



Bledzki zamek i kurka w szyldzie ;)



Widok na pasmo Karavanek


Zamek w Bledzie to warownia obronna, która powstała tu prawdopodobnie już w XI w. Pierwsza wzmianka pisemna pojawiła się w 1011 r., gdzie bledzki zamek nazwany jest castellum Veldes. Gdzieś wyczytałam, że przez 800 lat była to siedziba biskupów z Brixen (obecnie Bressanone we włoskiej prowincji Bolzano). W 1004 r. niemiecki cesarz Henryk II podarował posiadłość w Bledzie, biskupowi Albuinowi. Wówczas budowla była jedynie wieżą, do której w późnym średniowieczu dobudowano kolejne i zaczęto umacniać mury. W XVIII w. zamek przebudowano, czyniąc z niego barokową rezydencję. Również wtedy dodano obiekty gospodarcze i zaplecze zamkowe.



Biskupia tiara czyli mitra w herbie nad wejściem, co potwierdza, że zamek należał do biskupów



Zamkowa drukarnia



Mury zamku w Bledzie



Gotycka wieża i budynek drukarni



Zamkowa kaplica z lewej strony



Weneckie okna? Prywatna część zamku


Na dawnych wałach obronnych obecnie znajdują się tarasy widokowe, z których można podziwiać najbardziej znany widoczek z kościółkiem na wyspie oraz majestatyczny zarys gór, zarówno Alp Julijskich jak i pasma Karavanek. To właśnie z tarasów widokowych zamku, przy sprzyjającej pogodzie, można zobaczyć Triglav, w jego prawdziwej odsłonie, czyli trzech szczytów, gdyż nazwa narodowej góry Słowaków Triglav oznacza trzy głowy.


Najbardziej znany widoczek z Bledu



Uzdrowisko Bled



Na tarasie zamkowym



Widok na Blejski Otok



Wokół jeziora znajdują się hotele, pensjonaty i prywatne domy mieszkańców Bledu



Alpy Julijskie i widok na Triglav



Na tarasie widokowym - z tyłu wysepka z kościółkiem i dzwonem życzeń



Trzy głowy - czyli Triglav - tylko z tego miejsca najlepiej go widać w takiej formie



Na tarasie widokowym zamku bledzkiego


Pierwsze kroki skierowaliśmy ku niewielkiej kaplicy poświęconej św. Albinowi i św. Ignacemu. Pochodzi ona z XVI w. Jest surowa we wnętrzu, wyposażona we freski na ścianach.
Kiedy tak staliśmy w środku, zebrani i wsłuchani w naszą przewodniczkę, doszło do zabawnej sytuacji. Pani Ania zapytała nas, kto z tu obecnych ma jakiś związek z edukacją, szkolnictwem, pedagogiką… I nagle okazało się, że większość z grupy to nauczyciele lub pracownicy sektora edukacji. Las rąk w górze 😊 Zaczęliśmy się śmiać, że już wiadomo kto jeździ na początku lipca na wycieczki 😉 Pytanie, które zadała nam Pani Ania nie było bezpodstawne, gdyż na suficie kaplicy znajduje się malowidło, przedstawiające św. Kasjana z Imoli (zmarłego 13 sierpnia 304 r.). Według legendy był on nauczycielem dość surowym i wymagającym, zabitym przez swoich pogańskich uczniów piórami (rylcami) do pisania. Św. Kasjan jest patronem stenografów. No i tak…



Płaskorzeźba przy recepcji muzeum



Choć to Ljubljana jest miastem smoków, to spotkałam je także na zamkowym dziedzińcu



A tu jeszcze inna wersja smoka



Malowidło na suficie, przedstawiające św. Kasjana i jego męczeństwo



Loża królewska



Ołtarz boczny ze św. Piotrem



Ołtarz w kaplicy. Nie jestem pewna, ale fresk w ołtarzu przedstawia chyba tzw. Chustę św. Weroniki z obliczem Chrystusa...



Wnętrze kaplicy zamkowej


Przyszedł czas na przemieszczenie się po komnatach zamkowych. Ekspozycja muzeum zawiera odkrycia archeologiczne, kolekcję zbroi, historię Bledu i jego okolic. Wyposażenie zamku nie pochodzi z niego, jest jedynie rekonstrukcją czasów w jakich funkcjonował jako warownia, siedziba, mieszkanie. Przy czym są to raczej ekspozycje, czasem multimedialne, aniżeli wierne rekonstrukcje wnętrz na przestrzeni wieków. Dla wielbicieli tkanin na ścianach, bogato zdobionych mebli czy łóżek z baldachimem, wnętrza mogą być rozczarowujące. Ale od czego jest wyobraźnia…



Odkrycia archeologiczne z terenu Bledu - ciekawostka, znaleziono tu głowę łosia...




Niby prosty piec, a jaki ładny...



Tu już bardziej zdobiony...



Okno z widokiem na zamkową studnię



Ekspozycja przedstawiająca domy nad jeziorem i w miejscowości. Na samej górze dawna królewska rezydencja, będąca później domem marszałka Tito



Ładny piec i przystojniaczek z lancą o minie pt. "Ale co ja tu w ogóle robię?" :) 



Widok z zamkowego okna na pasmo Karavanek



Karavanki - widok z zamku



Karavanki i przedgórze Alp Julijskich



Ozdoby od epoki brązu



Ubiór mieszkańców okolic Bledu (mina Jego: "Serio? Przyjechaliście z Polski" :) )



Mieszkańcy Bledu



Zamek nie taki zacofany - posiadał toaletę. Mam wrażenie, że jak się zamknęło drzwi, to napierało się na niego kolanami... :) :) :) 


W zamku znajduje się też komnata poświęcona szwajcarskiemu lekarzowi Arnoldowi Rilkemu, który w 1855 r. uruchomił w Bledzie pierwsze łaźnie i baseny termalne z gorącą wodą. Od tego zaczął się w zasadzie rozwój Bledu i okolic pod względem turystycznym. Pięć lat później rodzina królewska miała tu swoją letnią rezydencję, a po II wojnie światowej stała się ona siedzibą (jedną z wielu) marszałka Josipa Broz „Tity”, gdzie podejmował swoich gości, czy innych dygnitarzy partyjnych i delegacji z całego świata.



Zejście do restauracji



Zamkowe mury



Drewniane tarasy



W zakamarkach bledzkiego zamku


Jedyny minus jest taki, że bledzki zamek jest atrakcją turystyczną, więc ludzi kręci się po nim sporo. My akurat trafiliśmy na wycieczkę z Japonii. Domyślacie się, jak było? 😉
Oprócz muzeum można zwiedzić drukarnię, piwnicę z winami czy też usiąść w restauracji i skorzystać z jej oferty. Niestety w czasie wolnym nie zdążyłam zajrzeć do drukarni, bo jakoś tak wyszło, że zawitałam do piwnicy… Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że mają tam wina przygotowane odpowiednio do znaków zodiaku. Ciekawe zjawisko, ale nie próbowałam swojego, jedynie zamieniłam kilka słów ze sprzedawcą. I już biegłam na zbiórkę.



W piwniczce ;)



Norma średnio europejska... :) 


Po przejściu przez mury w stylu romańskim i gotycką wieżę wejściową, zeszliśmy alejką spacerową i po schodkach w kierunku jeziora. Po drodze zajrzeliśmy jeszcze do usytuowanego poniżej zamku, neogotyckiego kościoła parafialnego pw. św. Marcina, zbudowanego w 1905 r., na miejscu kościoła z XV w. Nad wejściem, na tympanonie znajduje się płaskorzeźba św. Marcina, ukazująca jeden z jego miłosiernych uczynków (dzielenie się szatą z ubogim). Wewnątrz kościół udekorowany jest freskami namalowanymi w 1930 r. Na jednym z nich, „Ostatniej Wieczerzy”, przedstawiono postać Judasza Iskarioty z twarzą Lenina… Niestety nie dostrzegłam tego na czas 😉



Kościół św. Marcina



Kościół św. Marcina z płaskorzeźbą patrona nad wejściem



Old Parish House - hotel przy placyku, obok kościoła



Pod chórem w kościele



Sklepienie kościoła św. Marcina



Sąd Ostateczny - malowidło wewnątrz świątyni



Organy



Ołtarz główny kościoła św. Marcina



Ambona i chrzcielnica



Widok na jezioro Bled, a po środku ruiny Villi Rikli



Kościół św. Marcina


Po wrażeniach zamkowych przyszedł czas, by za dodatkową opłatą popłynąć łodzią na wysepkę. Nie odmówiłam sobie tej przyjemności i razem z Kasią wsiadłyśmy na pokład Pletny, tradycyjnej łódki, do której dostałyśmy się, dzięki podaniu ręki przez przystojnego słoweńskiego wioślarza, czyli Pletnarza (po słoweńsku pletnarji). Trzeba tu wspomnieć, że łodzie te napędzane są siłą mięśni pletnarzy. Spory wysiłek. Ale też umysłowy, bo Słoweńcy muszą nagłowić się, jak nie wpaść łodzią w mniejsze łódki czy kajaki turystów, brawurowo i niefrasobliwie grasujących po jeziorze. A łodzi nie da się zatrzymać w miejscu. Dodatkowo wioślarze wskazują miejsca, gdzie należy usiąść, doskonale wiedząc jak wyważyć łódź, by zapobiec wywrotce. Nasza grupka, pomniejszona o tych, co nie chcieli płynąć, podzieliła się na dwie łodzie i płynęliśmy ku wysepce.



Alpy Julijskie i wyspa na jeziorze Bled



Pomiędzy Blejskim Otokiem (z lewej) a Blejskim Gradem (z prawej) ;)


Jezioro Bled ma 2120 m długości, 1380 m szerokości, 144 ha powierzchni i jest głębokie na 30,6 m. Na jego dnie zlokalizowane są gejzery wód termalnych, dlatego szmaragdowe jezioro jest ciepłe, nawet w chłodne dni. Dopiero z jeziora można dostrzec piękno lokalizacji bledzkiego zamku. Wznosi się on na 130 metrowej, urwistej skale. Robi wrażenie.



Urwista skała, a na niej zamek. W tle wyspa z kościółkiem pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP



Zamek w Bledzie



Bledzka warownia i kościół św. Marcina



Dawno, dawno temu... Na 130 metrowej skale stał sobie zamek... I żyli długo i szczęśliwie. ;)



Zamek widziany z łodzi, ze środka jeziora Bled



Płynę sobie, by wypowiedzieć życzenie...


Na wysepce znajduje się kościół Maryi Wspomożycielki i dzwon życzeń z 1543 r. A każdy z nas ma jakieś życzenia…
Jeszcze przed falą chrześcijaństwa w Europie, była tu słowiańska świątynia na cześć bogini o imieniu Živa, będącej patronką miłości. Świątynia jednak została zniszczona przez trzęsienie ziemi na początku XVI w. Po zmianie wiary, kapliczka otrzymała imię Maryi. Przy schodach, których jest 99 (ostatni, jako setny, jest przy ołtarzu w kościele), postawiono kapliczkę , a przed kościółkiem rzeźbę Marii Magdaleny.



Kościół Maryi Wspomożycielki



Urzędowo jest to kościół pod wezwaniem Wniebowstąpienia NMP. Z przodu tradycyjna łódź, zwana pletna



Dopływamy... 


Wyspa jest idealnym miejscem dla nowożeńców. Jest też niezłym sprawdzianem dla Pana Młodego, gdyż musi on wnieść na rękach swoją wybrankę po 99 schodach, by razem mogli wejść na ten setny i ślubować sobie miłość. Dodatkowo samo miejsce jest bardzo urokliwe i romantyczne. Z zamkiem, dzwonem i wyspą związana jest legenda. Czas spędzony na łodzi jest dobrym momentem, by ją zgłębić. Otóż, około 1500 r. zamek zakupił Hartman Kreigh, który był złym gospodarzem wobec ludzi. Okoliczna ludność skarżyła się na niego. Pewnego razu Hartman zaginął. Powiada się, że albo ktoś go porwał, albo ludzie nie wytrzymali i dokonali samosądu. Na zamku pozostała żona Kreigha – Poliksena, która również była wymagającą gospodynią. Rządziła twardą ręką, ale była smutna. Postanowiła więc, że ze złota i srebra, które miała w skarbcu, odleje dzwon, jako pamiątkę po mężu i podaruje go kościołowi na wysepce. Dzwon odlano, ale kiedy wioślarze wieźli go do miejsca przeznaczenia, rozpętała się burza. Zatopiła łodzie, ludzi i dzwon, który ugrzązł na dnie jeziora. Legenda mówi, że kiedy nocą są burze, to słychać głos dzwonu z głębin. Poliksena była zrozpaczona. Opuściła zamek i wyjechała do Rzymu, by wstąpić do klasztoru. Papież, usłyszawszy opowieść, nakazał odlać nowy dzwon i wysłać go na wysepkę. W sumie cała historia skończyła się happy endem. Może dlatego śluby na wysepce cieszą się taką popularnością. Przyjmowane jako dobra wróżba na przyszłość.



Kurs do przystani, czekamy w kolejce ;)


Po przypłynięciu na wysepkę, pierwsze kroki skierowaliśmy do kościoła, by pociągnąć za sznur i zadzwonić trzy razy wypowiadając życzenie. Jak nie trudno się domyślić, w całym Bledzie co chwila słychać głos dzwonu. Życzeń wiele, turystów mnóstwo, a dzwon jeden… Ale skoro już tu każdy jest, to szczęściu chce dopomóc i ciągnie za ten sznur. Echo niesie po jeziorze każdy odgłos, jakby przekazywało te ludzkie pragnienia, marzenia, życzenia. Może i moje się spełni…
Sam kościół jest z XII w. Wtedy też zaczęto budowę. Ale konsekracja nastąpiła dopiero w XV w., kiedy odbudowywano świątynię po trzęsieniu ziemi. Wewnątrz freski i rzeźby pochodzą z czasów gotyckich.



Kościół na wyspie



Ołtarz główny świątyni



Organy i chór



Ambona



"...ja tylko pociągnął!..." a nuż się spełni... Potrzeba siły, by rozbujać dzwon życzeń



Było życzenie, było pociągnięcie trzy razy i teraz czekam...


Obok znajduje się dzwonnica z 1465 r., wysoka na 54 m. Z grupką „naszych” wspięliśmy się po ładnych schodach do dzwonu. I kiedy tak sobie siedzieliśmy na ostatniej kondygnacji, wybiła godzina 12.00…. I dzwon się rozdzwonił na Anioł Pański. Kakofonia w uszach! Byliście kiedyś pod dzwonem, w małym pomieszczeniu, kiedy ten sobie z automatu dzwoni? Nie polecam 😊 Można ogłuchnąć.




Dzwonnica



Ładnie dekorowane schody na górę



Już widać obciążniki dzwonu, damy radę ;)



Na samej górze dzwonnicy - widok na jezioro



Siedziałam zapatrzona, zamyślona, aż tu nagle...



...łolaboga, jaki hałas! Dzwon przemówił! :)


Mimo wszystko śmialiśmy się i chwilę potem schodziliśmy na dół, by usiąść przy jednej z ław w kawiarni i raczyć się dobrymi lodami. Było miło i przyjemnie. Lekki wiaterek powiewał nam od jeziora. Gdzieś w oddali majaczyły szczyty Karavanek i Alp. Nie czuliśmy pośpiechu, czuliśmy spokój.



Widok na bledzki zamek z wysepki



Przybliżenie na zamek na urwistej skale, obok kościół św. Marcina, a w tle pasmo Karavanek


Jest jeszcze jedna legenda mówiąca o Blejskim Otoku, czyli wyspie Bled. Ponoć ma to związek z tym, że dawniej wypasano tu owce, które chodziły gdzie chciały. Za nic miały święte miejsce i wchodziły nawet do kościoła. Pan Bóg się zdenerwował, że ludzie na to nie reagują i zalał wodami jeziora teren wokół kościoła, pozostawiając jedynie ten mały skrawek lądu. I do tej pory można się do niego dostać jedynie drogą wodną. Nie prowadzą tu żadne tunele, mosty, nie ma lądowiska. Coś w tym jest…
Kiedy nadszedł czas, udaliśmy się znów ku naszym łodziom. Znów szarmancko podano mi dłoń i z uśmiechem na ustach wprowadzono na pokład. Płynęliśmy znów do przystani w miasteczku, nieśpiesznie, leniwie wręcz. Ależ to było przyjemne uczucie!



Na jeziorze. Stąd ładnie widać dawną posiadłość Josipa Broz "Tity". Rezydencję można zwiedzać, ale niestety mnie ominęła ta przyjemność



I znów wzrok pobiegł do zamku...



Promenada nad jeziorem: zamek, kościół św. Marcina i fragment budynku pierwszej pomocy


Potem dostaliśmy chwilę wolnego, choć w zasadzie za mało, by udać się na jeden z punktów widokowych, a szkoda. W samym miasteczku, które składa się prawie z samych hoteli a cenowo zszokowało prawie wszystkich, nie było za bardzo co robić. Upiłam łyk herbaty i zjadłam kabanosy. Przespacerowałam się wzdłuż nadbrzeża i zaraz była już zbiórka. 




Promenada w Bledzie - widok na Blejski Otok i wzgórze z punktami widokowymi, do których nie dotarłam



Promenada w Bledzie - widok na zamek



Na promenadzie


Ten dzień dopiero się zaczął. Jego druga połowa miała mi przynieść to, na co czekałam od początku wyjazdu. Bycie w samych górach, poczucie ich sobą, a nie tylko przyglądanie się im z daleka. Kochane Alpy – przybywam! Ale o tym napiszę w kolejnym poście. Tymczasem czekając na nasz autokar, zgłębialiśmy język słoweński 😉



Mówimy po słoweńsku :)


To była naprawdę fascynująca pierwsza połowa dnia…


C.d.n. …


10 komentarzy:

  1. Mieliście super, bo my zapychaliśmy na nóżkach do zamku ale warto było wszak z tego miejsca są najpiękniejsze widoki na jezioro. Mimo wielu turystów bardzo podobała mi się ta miejscowość. Tam też jedliśmy ich specjał Kremna Rezina - trochę jak nasze kremówki z Wadowic. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również bardzo się tam podobało, choć mam wrażenie, że nie do końca zwiedziliśmy samą miejscowość. Żałuję, że miałam za mało czasu, żeby podejść na punkty widokowe. Ale najwidoczniej jest to powód do powrotu :) Po spróbowaniu kremówki wadowickiej, już na samą myśl o kremie byłam i jestem zasłodzona :) W Bledzie jadłam jedynie kabanosy przywiezione z Polski :O) A nie, jeszcze lody ;)
      Pozdrawiam cieplutko! :)

      Usuń
  2. Pięknie tam i romantycznie - w duchu madziarskie - by tam czul się jak u siebie!
    Dusiu - Tiara i mitra to dwa RÓŻNE nakrycia głowy, pierwsze jest stricte papieskie i składające się z trzech (stąd nazwa) segmentów. Mitra czyli infuła a nie tiara.

    a fresk nie jest w ołtarzu ale w absydzie i rzeczywiście jest tam przedstawienie nawiązujące do chusty św. Weroniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedzi. Dlatego napisałam "tiara biskupia", takie skojarzenie z tym trójkątnym nakryciem głowy papieży. Choć dalej jest słowo "mitra". Z freskiem to rzeczywiście nie byłam pewna, ale to wydawało mi się najbardziej pasujące.
      A co do samego miejsca - mnie zachwyciło. Nawet pulpit na laptopie jest z fotką z Bledu ;) (dopóki się nie znudzi) Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Piękna wycieczka! Biedny ten święty Kasjan :( , żeby aż tak Go potraktować...
    Zamczyska uwielbiam zwiedzać, więc pewnie byłabym zachwycona.
    Tyle fantastycznych miejsc Duśka opisujesz.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście zapomniałam, jak ten święty się nazywał. Ile ja się potem naszukałam jego imienia... łącznie z żywotami świętych. Strasznie ich dużo się zrobiło, ale taki nauczyciel, zadźgany piórami to tylko jeden był na szczęście :)
      Zamek w Bledzie nie jest w środku jakoś tak z efektem wow, ale trzeba powiedzieć, że jego widok z zewnątrz, zwłaszcza z promenady po drugiej stronie jeziora, robi wrażenie. Wysoko na skale zawieszony trwa przez lata.
      Polecam Ci bardzo Słowenię. Malutki kraj, a zachwyt czai się na każdym kroku. Jest mnóstwo rzeczy godnych zobaczenia, a ja widziałam zaledwie mały fragment tego fantastycznego kraju.

      Usuń
  4. Jak chodzi o mnie to ja po prostu kocham góry.Ostatnio nawet zainteresowałem się artykułem https://climb.pl/alpy-julijskie-skaliste-gory-i-nie-tylko/ .On jest bardzo ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak się ma Twój komentarz do mojego tekstu? Poproszę o trzymanie się tego co widzisz i czytasz, a nie promowanie na mojej stronie czyichś tekstów. Będę wdzięczna. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam do innych postów. Pozdrawiam :)

      Usuń