Dzieciństwo okiem dorosłego,
czyli o tym, czy rzeczywiście PRL
był taki smutny?
Czasy
Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej przyjęło się zwykle przyjmować jako te szare,
bure i nijakie. W naszym kraju, wymęczonym wojną, niełatwo było o zaufanie,
wolność i demokrację. Nie tylko u nas, ale na całym świecie zachodziły zmiany,
które, jak to zwykle bywa, jednym się podobały, drugim nie. Na ten czas
przypadło moje dzieciństwo i okres dojrzewania. I czy wtedy, kiedy nie było
współczesnych dóbr, było niewesoło? Myślę, że nie do końca.
Choć bywało trudno,
czasem wręcz groteskowo, to jednak pamiętam, że rodzice robili wszystko, by dla
mnie, jako dziecka, ten czas minął w miarę normalnie. I choć nie miałam modnych
zabawek, wychowałam się na czarno-białej telewizji a wiedzę czerpałam z
Wielkiej Encyklopedii 13-tomowej PWN, do której użycia obowiązkowo musiałam myć
ręce, to jednak myślę, że czasy PRL-u były dla mnie całkiem znośne. Jeździłam
na kolonie, jadłam kotlety z mortadeli, które robiły za schabowe, piłam wodę
gazowaną z syfonu i jak każde dziecko wylizywałam Vibovit i Visolvit z ręki.
Chyba wówczas najgorszą rzeczą, która mogła mnie spotkać, to codzienny, poranny
rytuał w postaci wypicia łyżki tranu…. I płyn lugola po wybuchu reaktora w
Czarnobylu. Ze stanu wojennego pamiętam łzy i przerażenie rodziców, gołębie,
które wtedy zerwały się z dachu, potem czołgi, koksowniki i brak ulubionego
Teleranka. „Moje” sprawy były wtedy dużo ważniejsze. I choć czasy PRL-u
niewątpliwie były trudne, to jednak większość z nas wspomina je z rozrzewnieniem.
Bo pomimo trudów i znojów życia codziennego, ludzie byli złaknieni nowości. A
te płynęły nie tylko zza granicy, ale także dzięki działającym fabrykom i
przedsiębiorstwom, dającym zatrudnienie.
I choć teraz patrzymy z odrazą na
niektóre rzeczy, zastanawiamy się jak u licha mama była w stanie funkcjonować w
takiej kuchni, jak znajomi nocowali, kiedy była jedynie tapczanopółka, i jak
udało się przeżyć na kartkach z napisem woł.-ciel. i wyr.czek., to jednak
uśmiechamy się na widok pasztetowej, z rozczuleniem patrzymy na prodiż czy
odkurzacz, przypominamy sobie wczasy pod namiotem, gdzie jechaliśmy maluchem.
Dlatego dziś
zapraszam Was do cofnięcia się w czasie. Zapraszam do magicznego miejsca, jakim
jest Muzeum Życia w PRL w Warszawie.
Muzeum Życia w PRL mieści się przy Placu Konstytucji, wzorcowym placu MDM, przy którym można zobaczyć na budynkach płaskorzeźby i rzeźby ludzi pracy, takich, co wyrabiali 200% normy...
Kiedy na początku
lutego przyjechała do mnie Sylwia na cały weekend, postanowiłam zabrać ją do
tego miejsca. Bawiłyśmy się tam przednio, wspominając swoje dzieciństwo i
wczesną młodość. Okrzyków pod tytułem „a pamiętasz to?” było sporo, nie tylko z
naszych ust, więc śmiało mogę powiedzieć, że to chyba na stałe wpisuje się w
punkt programu zwiedzania tego przybytku.
Choć samo
muzeum jest malutkie, to niech Was nie zwiedzie czasem zwiedzania.
Przepadniecie tam na godziny.
Wystawa wita
nas telewizorkiem, z ekranu którego uśmiecha się do nas Joanna Szczepkowska,
oznajmiająca „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm”.
Pamiętacie to?
Stało się to
podczas Dziennika Telewizyjnego. A sama oprawa, kiedy dziennik się zaczynał?
Potraficie odtworzyć na głos dźwięk DT? 😊
Gdy patrzy się na ten obrazek, nutę ma się w głowie.
Dalej już jest cały przegląd czasów PRL, tych dobrych i tych
złych. A zaczęło się wszystko w 1945 r., kiedy rządy w Polsce objęła
komunistyczna Polska Partia Robotnicza (PPR). W kraju wówczas było więcej niepiśmiennych
i niewykwalifikowanych robotników i chłopów, jako, że inteligencję zamordowano
w czasie wojny. Nowa władza, pod pretekstem różnych awansów społecznych i
innych nagród, żądała w zamian ślepego posłuszeństwa. Również za zmianami byli ci,
którzy chcieli jak najszybciej odbudować kraj ze zgliszczy powojennych. Niby
wszystko fajnie, ale wiadomo czym to się skończyło… Przeciwników albo zmuszano
do wyjazdu, albo mordowano „przez przypadek” i umierali „w niewyjaśnionych okolicznościach”.
Sztandary, przemówienia, apele... A na koniec - klapa, rąsia, buzia, goździk... I te paprotki na stołach przykrytych zielonym suknem...
Hasło jakby wciąż aktualne... chyba... W gablocie nekrolog zamordowanego (o, jakże niewinnie) studenta Grzegorza Przemyka
Cegiełka na budowę. Ten niby wspólny dom stoi do dnia dzisiejszego - zabawne, niektórzy chcą wyburzenia Pałacu Kultury jako źle kojarzonego budynku, a nikt nie mówi o zburzeniu tego siedliska komunistycznej władzy... Żeby nie było, jestem przeciwna takim ruchom w obu przypadkach
Człowiek z żelaza, człowiek z marmuru, a ja z kryształu (obecnego w każdym domu) podbierałam cukierki, tzn, tfu! - obrzydliwe pralinki
Rządząca przez ponad 40 lat Polska Zjednoczona Partia Robotnicza
(PZPR od 1948 r. do 1989 r.) kontrolowała wszystkie możliwe sfery życia
społecznego. Organem kierowniczym partii był Komitet Centralny (KC), wspierany przez
Biura Polityczne. To tu zapadały kluczowe decyzje polityczne, także te dotyczące
działalności poszczególnych ministerstw. Niby przynależność do partii nie była
obowiązkowa, ale stanowiska kierownicze rzadko kiedy sprawowały osoby
bezpartyjne. Oczywiście podporą PZPR był szeroko rozbudowany aparat Służby
Bezpieczeństwa (SB).
Symbol stanu wojennego - zdjęcie Chrisa Nidenthala, robione z ukrycia. Opancerzony wóz pod nieistniejącym już kinem Moskwa, w którym wówczas wyświetlano film "Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli (1981 r. - dzień po wprowadzeniu stanu wojennego)
Na drugim biegunie czasów PRL były te przyjemniejsze rzeczy, jak
chociażby urlopy. W zakładach pracy istniały Fundusze Wczasów Pracowniczych,
dzięki którym wiele osób mogło wybrać się gdzieś w Polskę, a nawet do bratnich
narodów. Pewnie wielu z Was pamięta, jak jeździło się maluchem na wczasy do
Bułgarii. Jak to luksusowo brzmiało – jadę do Złotych Piasków! 😊
Co bogatsze zakłady pracy miały własne ośrodki wczasowe z pełną
infrastrukturą, te nieco biedniejsze fundowały wczasy w domkach w lesie czy nad
jeziorem. Obecnie żal patrzeć na te duże ośrodki, jak niektóre z nich niszczeją
z każdym rokiem, a łowcy przygód, zapuszczający się w korytarze rodem z horrorów,
pokazują nam zdjęcia obdrapanych ścian, zbitych kafli, wypatroszonych foteli itp.
A kiedyś to był luksus, panie! Człowiek mógł poczuć przez chwilę to, czego nie
miał w domu…
"Zielone jabłuszko", perfumy "Być może" a może dezodorant "Impulse"? No naprawdę trudno się w tej drogerii zdecydować ;)
I w tych czasach nakazów i zakazów, ludzie starali się jakoś żyć,
funkcjonować, urządzać swoją własną przestrzeń. Na rynku nie było różnych mebli,
obowiązywały te same wzory i człowiek się na to rzucał, by choć trochę oswoić
burą rzeczywistość.
W moim bloku, jeszcze kilka lat temu, wisiały takie skrzynki na listy i powiem Wam, że były wygodniejsze, niż te nowe, unijne.
Cóż za oszczędność miejsca - trójkątna półeczka pod lampką, w sam raz na postawienie kryształowej popielniczki i położenie gazety na dolną półkę...
Typowe wnętrze z M-3... Tapczanopółka, ława, fotel i kwieciste firanki. A, i jeszcze sztuczne owoce i kwiaty jako dekoracja - masakra :) :) :) Cieszę się, że gusta wnętrzarskie nieco się zmieniły...
Stół w kuchni zawsze był oblegany, przy nim toczyło się długie rozmowy, jadło na szybko, popijało Mazowszankę lub Ptysia albo wołało tatę, żeby nabił syfon nowymi nabojami, bo woda sodowa się skończyła ;)
W przedpokojach górowała boazeria. A w okresie zimowym Relaksy. Ja miałam szare :) Ależ to był hicior...
Nawet zwykłe zakupy pakowane były w szary papier,
ewentualnie z jakimś małym wzorkiem. Tylko nieliczni mogli robić zakupy w Pewexie.
Dla mnie, jako młodego dziewczęcia, Pewex był mistyczną krainą… niby blisko, a daleko. Marzyłam o dżinsach z suwaczkiem z
tyłu nogawki i zieloną kokardką, o bluzie
Fruit of the Loom, że o dwukasetowym magnetofonie, typu „jamnik” nie
wspomnę.
Moda PRL-u, wcale nie była taka szara. A i materiały były lepsze gatunkowo. Dzieci chodziły w fartuszkach, co niwelowało różnice klasowe rodziców i nikt z tego powodu nie płakał. Ja chodziłam w tzw. krzyżaku z falbankami z przodu, bo był on przeznaczony dla dziewcząt.
Pamiętam te zielone zeszyty z okienkiem na imię i nazwisko, te pastelowe kredki ołówkowe, kredki z misiem i inne. I to, że wąchało się klej, zupełnie nie wiem po co :)
W taki bidon miałam robioną herbatę na drogę, jak jechałam na kolonie :) Oczywiście herbata była zimna już po godzinie...
Wrotki, które rosły z nogą dziecka... to był wyczyn jeździć na tym, a nie na współczesnych rolkach...
W 1975 r. Narodowy Bank Polski wprowadził do obiegu banknoty z tzw. serii "Wielcy Polacy" - pieniądze mojej młodości :) Miło byłoby zobaczyć ten ostatni nominał na koncie :)
Zamiast tego miałam kolejki w sklepie, by kupić coś na kartki.
Wydzielanie artykułów spożywczych zaczęło się już w latach 70. XX w. W 1976 r.
wprowadzono kartki na cukier. Potem doszły mięso, masło, ryż i kasza, a także
proszek do prania i pokazany w filmach komediowych, papier toaletowy. Przy czym
na tzw. „srajtaśmie” można było dostrzec różne literki i znaczki. Super sprawa
podczas oczekiwania na realizację zamierzonego planu 😉 Kiedy ogłoszono stan wojenny, na
kartki można było dostać - choć niekoniecznie, benzynę, alkohol, czekoladę i
buty.
Patrząc na to wszystko, dzisiejszy człowiek zastanowiłby się, jak
myśmy to wszystko przeżyli? Jak to się stało, że pijąc wodę sodową z jednej
szklanki, kompletnie niezdezynfekowanej, nikt z nas nie umarł?
Szklanka na łańcuszku, tzw. gruźliczanka - wszyscy pili, nikt nie umarł, nawet pypcia na języku nie dostał ;)
A jak to
możliwe, że maluchem bez klimy dało się dojechać aż tak daleko? W końcu jak my
się uchowaliśmy po wizycie u szkolnej dentystki czy w gabinecie lekarskim,
kiedy mieliśmy rozwalone kolano, bo spadliśmy z drzewa kradnąc śliwki czy
jabłka?
Takie kasetony były zazwyczaj w przedszkolach - zabawki z twardego plastiku i takie "tematyczne" - ale jaka frajda była! Okazało się, że obie z Sylwią miałyśmy taką samą przygodę w dzieciństwie - obcięłyśmy lalce włosy, myśląc, że odrosną... Nie odrosły :)
Odezwało się we mnie dziecko :) A ta dziewczynka na zjeżdżalni to taka mniejsza wersja mnie z dzieciństwa :)
A taką książeczką też mogę się pochwalić, że stała w domu na półce :) Według mnie to stara dobra szkoła nie tylko autora, ale też ilustratora...
A jak naszym rodzicom udało się zawołać nas na obiad przez okno, a
potem nie mogli się doliczyć rozmnożonych dzieci, bo nagle przy stole dzieci
było co najmniej o sztukę za dużo? I nie od dziś wiadomo, że jedzenie, które
robiła mama, było ohydne, ale wystarczyło, by zrobiła to samo ciotka sąsiadka i
uszy się trzęsły przy jedzeniu. Macie takie wspomnienia? Ja tak. Choć kasza
manna na mleku gęsta, że łyżkę można było w niej postawić, do dziś jest moją
traumą z dzieciństwa. Mnie nikt nie musiał straszyć Babą Jagą, czarną wołgą czy
cyganką. Kasza manna załatwiała sprawę 😊
Odwiedzając Muzeum Życia w PRL-u mogłam poczuć się znów jak
dziecko. Wróciły wspomnienia, pojawił się śmiech. Obie z Sylwią miałyśmy tam
niezłą zabawę. Zdecydowanie czasy PRL-u to były nasze szczenięce lata, a któż z
łezką w oku ich nie wspomina? Jeśli chcecie się super pobawić będąc w stolicy,
to zapraszam Was serdecznie do tego muzeum. Emocje gwarantowane!
No to jak Obywatele? Pomożecie? 😊 I puścicie dalej w świat mojego posta
informując swoich znajomych o moim blogu i takim fajnym miejscu w Warszawie? Dziękuję Wam Towarzysze za uwagę i
jak zawsze pozdrawiam serdecznie! 😉
W tych czasach przypadło i moje dzieciństwo, młodość ale też kawałek dorosłego życia. Jak piszesz nie wszystko było złe, ale też niektóre sprawy były trudne a czasem dramatyczne. Natomiast rzeczy codziennego użytku wywołują wspomnienia, uśmiech i czasem zdziwienie - naprawdę tak było? Ostatnio jak byliśmy w kopalni złota w Złotym Stoku oglądaliśmy tablice z różnymi hasłami zawieszonymi w zakładach pracy. Można było się nieźle ubawić. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPamiętam te tablice w kopalni😃 Też się wtedy ubawiłam.
UsuńDla nas czasy PRL-u były tymi najlepszymi, jeszcze beztroskimi. Choć wielu rzeczy nie było, to jednak patrząc na to czym dysponowaliśmy, na ludzi wyszliśmy. I być może dlatego umiemy radzić sobie teraz w życiu, bo nasze dorastanie było walką o być albo nie być. Czy to na podwórku, czy w klasie czy na koloniach😁 Pozdrawiam z chustką przy nosie😉
Brakuje kolorowej szklanej rybki na segmencie - to był hicior!
OdpowiedzUsuńA trochę przedmiotów i przez mój dom się przewinęło. Generalnie jednak nie tęsknię ani z rozrzewnieniem nie wspominam. Dziś młodzież mniej pije, palenie uchodzi za obciach i osoby palące są wyrzucane na margines grupy, odzież jest słabsza ale bardziej funkcjonalna. Samochodów to w ogóle szkoda porównywać. Maluch wymagał stałych prac, czy to przy konserwacji czy przy mechanice silnika lub zawieszeniu.
Że jednak hartowały to jedyny ich plus.
Aaaa... rybka, no tak! Pamiętam, u nas też była :) W maluchu z tatą silnik wymieniałam, bo w tamtych samochodach można było samemu podłubać, były takie specjalne kanały na osiedlu. Dziś, jak chcesz zmienić żarówkę, to musisz pół samochodu rozebrać a najlepiej jak zrobisz to w serwisie. Ale wtedy był jakiś klimat, nie było sztuczności... no poza owocami i kwiatkami, tego nie znoszę do dziś. Ale fajnie jest powspominać stare czasy :)
UsuńBardzo ciekawe wspomnienia czasów, jak to napisał Wkraj czasem trudnych i dramatycznych.
OdpowiedzUsuńTeraz z perspektywy czasu, przedmioty, napisy, niektóre zdjęcia, etc, nas śmieszą, jednak nie chciałabym znowu żyć w tamtych czasach.
Mnie stan wojenny ( kilka dni przed) zastał w akademiku. Pamiętam, wróciłyśmy z wykładów, głodne, zmarznięte, a tu przed akademikiem stoi ZOMO. Kazali nam się pakować i wynosić z akademika. Miałyśmy na to kwadrans... Przerażone pakowałyśmy przede wszystkim książki.
Nie będę opisywać trudów podróży do domu rodzinnego.
A muzeum chętnie kiedyś zwiedzę. :)
Mam, jako pamiątkę rodzinną: kolorowy koszyk ze szkła i szklane owoce :)
Podziwiam moich Rodziców, którzy starali się, by w tych niełatwych czasach nie brakowało nam podstawowych rzeczy.
Kiedyś na urodziny dostałam błękitną bluzkę z Pewexu :)
Ach, można by tak pisać i wspominać godzinami.
Moc pozdrowionek i buziaków!
Bardzo się cieszę, że mój post wzbudził wspomnienia. Nie zawsze były dobre, ale przecież nie zawsze było źle. Masz rację, można by godzinami wspominać kiedy byliśmy piękni i młodzi (bo teraz to już tylko młodzi i piękni) :)
UsuńJa też tylko zaznaczyłam kilka wspomnień, a na temat PRL-u można by napisać dużo więcej. Pamiętam, jak marzyłam o bluzce typu "nietoperz", była diabelnie droga, ale dostałam ją na urodziny. I też była błękitna z dużym kwiatem po środku :)
Buziaki!