O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 18 lutego 2020

Warszawa - Muzeum Życia w PRL


Dzieciństwo okiem dorosłego,
czyli o tym, czy rzeczywiście PRL
był taki smutny?


Neon zaprasza do środka :)


Czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej przyjęło się zwykle przyjmować jako te szare, bure i nijakie. W naszym kraju, wymęczonym wojną, niełatwo było o zaufanie, wolność i demokrację. Nie tylko u nas, ale na całym świecie zachodziły zmiany, które, jak to zwykle bywa, jednym się podobały, drugim nie. Na ten czas przypadło moje dzieciństwo i okres dojrzewania. I czy wtedy, kiedy nie było współczesnych dóbr, było niewesoło? Myślę, że nie do końca. 


Hasło na co dzień, zawsze aktualne :)


Choć bywało trudno, czasem wręcz groteskowo, to jednak pamiętam, że rodzice robili wszystko, by dla mnie, jako dziecka, ten czas minął w miarę normalnie. I choć nie miałam modnych zabawek, wychowałam się na czarno-białej telewizji a wiedzę czerpałam z Wielkiej Encyklopedii 13-tomowej PWN, do której użycia obowiązkowo musiałam myć ręce, to jednak myślę, że czasy PRL-u były dla mnie całkiem znośne. Jeździłam na kolonie, jadłam kotlety z mortadeli, które robiły za schabowe, piłam wodę gazowaną z syfonu i jak każde dziecko wylizywałam Vibovit i Visolvit z ręki. Chyba wówczas najgorszą rzeczą, która mogła mnie spotkać, to codzienny, poranny rytuał w postaci wypicia łyżki tranu…. I płyn lugola po wybuchu reaktora w Czarnobylu. Ze stanu wojennego pamiętam łzy i przerażenie rodziców, gołębie, które wtedy zerwały się z dachu, potem czołgi, koksowniki i brak ulubionego Teleranka. „Moje” sprawy były wtedy dużo ważniejsze. I choć czasy PRL-u niewątpliwie były trudne, to jednak większość z nas wspomina je z rozrzewnieniem. Bo pomimo trudów i znojów życia codziennego, ludzie byli złaknieni nowości. A te płynęły nie tylko zza granicy, ale także dzięki działającym fabrykom i przedsiębiorstwom, dającym zatrudnienie.


O, cała ja ;) Żadnej pracy się nie boję :)

 I choć teraz patrzymy z odrazą na niektóre rzeczy, zastanawiamy się jak u licha mama była w stanie funkcjonować w takiej kuchni, jak znajomi nocowali, kiedy była jedynie tapczanopółka, i jak udało się przeżyć na kartkach z napisem woł.-ciel. i wyr.czek., to jednak uśmiechamy się na widok pasztetowej, z rozczuleniem patrzymy na prodiż czy odkurzacz, przypominamy sobie wczasy pod namiotem, gdzie jechaliśmy maluchem.
Dlatego dziś zapraszam Was do cofnięcia się w czasie. Zapraszam do magicznego miejsca, jakim jest Muzeum Życia w PRL w Warszawie.


Muzeum Życia w PRL mieści się przy Placu Konstytucji, wzorcowym placu MDM, przy którym można zobaczyć na budynkach płaskorzeźby i rzeźby ludzi pracy, takich, co wyrabiali 200% normy...

Kiedy na początku lutego przyjechała do mnie Sylwia na cały weekend, postanowiłam zabrać ją do tego miejsca. Bawiłyśmy się tam przednio, wspominając swoje dzieciństwo i wczesną młodość. Okrzyków pod tytułem „a pamiętasz to?” było sporo, nie tylko z naszych ust, więc śmiało mogę powiedzieć, że to chyba na stałe wpisuje się w punkt programu zwiedzania tego przybytku.
Choć samo muzeum jest malutkie, to niech Was nie zwiedzie czasem zwiedzania. Przepadniecie tam na godziny.
Wystawa wita nas telewizorkiem, z ekranu którego uśmiecha się do nas Joanna Szczepkowska, oznajmiająca „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm”. Pamiętacie to?
Stało się to podczas Dziennika Telewizyjnego. A sama oprawa, kiedy dziennik się zaczynał? Potraficie odtworzyć na głos dźwięk DT? 😊 Gdy patrzy się na ten obrazek, nutę ma się w głowie.


Ten dźwięk się słyszy, kiedy patrzy się na tę planszę...

Dalej już jest cały przegląd czasów PRL, tych dobrych i tych złych. A zaczęło się wszystko w 1945 r., kiedy rządy w Polsce objęła komunistyczna Polska Partia Robotnicza (PPR). W kraju wówczas było więcej niepiśmiennych i niewykwalifikowanych robotników i chłopów, jako, że inteligencję zamordowano w czasie wojny. Nowa władza, pod pretekstem różnych awansów społecznych i innych nagród, żądała w zamian ślepego posłuszeństwa. Również za zmianami byli ci, którzy chcieli jak najszybciej odbudować kraj ze zgliszczy powojennych. Niby wszystko fajnie, ale wiadomo czym to się skończyło… Przeciwników albo zmuszano do wyjazdu, albo mordowano „przez przypadek” i umierali „w niewyjaśnionych okolicznościach”.


Sztandary, przemówienia, apele...  A na koniec - klapa, rąsia, buzia, goździk... I te paprotki na stołach przykrytych zielonym suknem...



Halo, Breżniew? A to Ty Gomułka...





Co Wy mnie Towarzyszu opowiadacie, ja żadnych pieniędzy nie mam... :)



Czy się stoi, czy się leży, to się należy. A tu pali się, czy co?



Hasło jakby wciąż aktualne... chyba... W gablocie nekrolog zamordowanego (o, jakże niewinnie) studenta Grzegorza Przemyka



Cegiełka na budowę. Ten niby wspólny dom stoi do dnia dzisiejszego - zabawne, niektórzy chcą wyburzenia Pałacu Kultury jako źle kojarzonego budynku, a nikt nie mówi o zburzeniu tego siedliska komunistycznej władzy... Żeby nie było, jestem przeciwna takim ruchom w obu przypadkach 



Człowiek z żelaza, człowiek z marmuru, a ja z kryształu (obecnego w każdym domu) podbierałam cukierki, tzn, tfu! - obrzydliwe pralinki



Dla jednych znienawidzona, dla innych jedyna ;)


Rządząca przez ponad 40 lat Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR od 1948 r. do 1989 r.) kontrolowała wszystkie możliwe sfery życia społecznego. Organem kierowniczym partii był Komitet Centralny (KC), wspierany przez Biura Polityczne. To tu zapadały kluczowe decyzje polityczne, także te dotyczące działalności poszczególnych ministerstw. Niby przynależność do partii nie była obowiązkowa, ale stanowiska kierownicze rzadko kiedy sprawowały osoby bezpartyjne. Oczywiście podporą PZPR był szeroko rozbudowany aparat Służby Bezpieczeństwa (SB).


Przesłuchania...



Liczby mówią same za siebie...



Symbol stanu wojennego - zdjęcie Chrisa Nidenthala, robione z ukrycia. Opancerzony wóz pod nieistniejącym już kinem Moskwa, w którym wówczas wyświetlano film "Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli (1981 r. - dzień po wprowadzeniu stanu wojennego)



Milicjant czy ZOMO - Sylwia z każdym się dogada ;) Dlatego będę z Nią trzymać ;) :) :) :)


Na drugim biegunie czasów PRL były te przyjemniejsze rzeczy, jak chociażby urlopy. W zakładach pracy istniały Fundusze Wczasów Pracowniczych, dzięki którym wiele osób mogło wybrać się gdzieś w Polskę, a nawet do bratnich narodów. Pewnie wielu z Was pamięta, jak jeździło się maluchem na wczasy do Bułgarii. Jak to luksusowo brzmiało – jadę do Złotych Piasków! 😊
Co bogatsze zakłady pracy miały własne ośrodki wczasowe z pełną infrastrukturą, te nieco biedniejsze fundowały wczasy w domkach w lesie czy nad jeziorem. Obecnie żal patrzeć na te duże ośrodki, jak niektóre z nich niszczeją z każdym rokiem, a łowcy przygód, zapuszczający się w korytarze rodem z horrorów, pokazują nam zdjęcia obdrapanych ścian, zbitych kafli, wypatroszonych foteli itp. A kiedyś to był luksus, panie! Człowiek mógł poczuć przez chwilę to, czego nie miał w domu…


No to w drogę! Złote Piaski czekają! ;)



Przyznać się! Kto palił w młodości? Mnie odrzuca na samą myśl...



"Zielone jabłuszko", perfumy "Być może" a może dezodorant "Impulse"? No naprawdę trudno się w tej drogerii zdecydować ;)



Ja tam zawsze wypatrzę czekoladę na gorąco... Herbata Madras też dawała radę.

I w tych czasach nakazów i zakazów, ludzie starali się jakoś żyć, funkcjonować, urządzać swoją własną przestrzeń. Na rynku nie było różnych mebli, obowiązywały te same wzory i człowiek się na to rzucał, by choć trochę oswoić burą rzeczywistość.


W moim bloku, jeszcze kilka lat temu, wisiały takie skrzynki na listy i powiem Wam, że były wygodniejsze, niż te nowe, unijne.



Cóż za oszczędność miejsca - trójkątna półeczka pod lampką, w sam raz na postawienie kryształowej popielniczki i położenie gazety na dolną półkę...



A tu taka niespodzianka!



Typowe wnętrze z M-3... Tapczanopółka, ława, fotel i kwieciste firanki. A, i jeszcze sztuczne owoce i kwiaty jako dekoracja - masakra :) :) :) Cieszę się, że gusta wnętrzarskie nieco się zmieniły...



Stół w kuchni zawsze był oblegany, przy nim toczyło się długie rozmowy, jadło na szybko, popijało Mazowszankę lub Ptysia albo wołało tatę, żeby nabił syfon nowymi nabojami, bo woda sodowa się skończyła ;)



Rach, ciach i obiad w prodiżu zrobiony!



Niebieska ceramika też była w modzie... niektórzy mieli ją w brązach



Woda na herbatę już się gotuje. Kto wtedy myślał o czajniku elektrycznym?



No cóż... Całe życie źle ubierałam się do kuchni... a przynajmniej złe obuwie zakładam :)



Pranie też ogarnięte ;) Rajstopki rozwieszone, niezastąpiona Frania dała radę :)



W przedpokojach górowała boazeria. A w okresie zimowym Relaksy. Ja miałam szare :) Ależ to był hicior...


Nawet zwykłe zakupy pakowane były w szary papier, ewentualnie z jakimś małym wzorkiem. Tylko nieliczni mogli robić zakupy w Pewexie. Dla mnie, jako młodego dziewczęcia, Pewex był mistyczną krainą… niby blisko, a  daleko. Marzyłam o dżinsach z suwaczkiem z tyłu nogawki i zieloną kokardką, o bluzie  Fruit of the Loom, że o dwukasetowym magnetofonie, typu „jamnik” nie wspomnę. 


Visolvit i Vibovit - mniam! A te siatki żyłkowe lub sznurkowe - poezja! 



Moda PRL-u, wcale nie była taka szara. A i materiały były lepsze gatunkowo. Dzieci chodziły w fartuszkach, co niwelowało różnice klasowe rodziców i nikt z tego powodu nie płakał. Ja chodziłam w tzw. krzyżaku z falbankami z przodu, bo był on przeznaczony dla dziewcząt.



Także ten.. władza dba o ludzi :) A towar macany należy do macanta!



Taka zastawa królowała w większości restauracji i stołówek...



Pamiętam niektóre takie firmowe reklamówki a inne są mi zupełnie nieznane



Sprzęt szpulowy, a potem kasetowy - wtedy, jak ktoś to posiadał, to był super gość...



A w radiu podali, że podczas koncertu Stonesów w 1967 r. kobiety mdlały... 



Niezniszczalna Maryla się kręci... :)



Pamiętam te zielone zeszyty z okienkiem na imię i nazwisko, te pastelowe kredki ołówkowe, kredki z misiem i inne. I to, że wąchało się klej, zupełnie nie wiem po co :)



W taki bidon miałam robioną herbatę na drogę, jak jechałam na kolonie :) Oczywiście herbata była zimna już po godzinie...



Wrotki, które rosły z nogą dziecka... to był wyczyn jeździć na tym, a nie na współczesnych rolkach... 



W 1975 r. Narodowy Bank Polski wprowadził do obiegu banknoty z tzw. serii "Wielcy Polacy"  - pieniądze mojej młodości :) Miło byłoby zobaczyć ten ostatni nominał na koncie :)



Suszarki i lokówki - to samo od lat... :)



Wiatraczki, farelki i odkurzacze, które robiły za konie lub super fury...

Zamiast tego miałam kolejki w sklepie, by kupić coś na kartki. Wydzielanie artykułów spożywczych zaczęło się już w latach 70. XX w. W 1976 r. wprowadzono kartki na cukier. Potem doszły mięso, masło, ryż i kasza, a także proszek do prania i pokazany w filmach komediowych, papier toaletowy. Przy czym na tzw. „srajtaśmie” można było dostrzec różne literki i znaczki. Super sprawa podczas oczekiwania na realizację zamierzonego planu 😉 Kiedy ogłoszono stan wojenny, na kartki można było dostać - choć niekoniecznie, benzynę, alkohol, czekoladę i buty.


Kartki - aż trudno sobie wyobrazić jak można było za to przeżyć... a jednak...



Bilet wstępu do muzeum - dobrze, że jest przydział na herbatę, co za ulga :)


Patrząc na to wszystko, dzisiejszy człowiek zastanowiłby się, jak myśmy to wszystko przeżyli? Jak to się stało, że pijąc wodę sodową z jednej szklanki, kompletnie niezdezynfekowanej, nikt z nas nie umarł? 


Rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana...



Szklanka na łańcuszku, tzw. gruźliczanka - wszyscy pili, nikt nie umarł, nawet pypcia na języku nie dostał ;)

A jak to możliwe, że maluchem bez klimy dało się dojechać aż tak daleko? W końcu jak my się uchowaliśmy po wizycie u szkolnej dentystki czy w gabinecie lekarskim, kiedy mieliśmy rozwalone kolano, bo spadliśmy z drzewa kradnąc śliwki czy jabłka?


Już od samego patrzenia na te sprzęty, człowiekowi robi się słabo...



Ilustracja nad gablotą - wizyta u dentysty - kto raz to przeżył, tego już nic w życiu nie złamie...



Takie kasetony były zazwyczaj w przedszkolach - zabawki z twardego plastiku i takie "tematyczne" - ale jaka frajda była! Okazało się, że obie z Sylwią miałyśmy taką samą przygodę w dzieciństwie - obcięłyśmy lalce włosy, myśląc, że odrosną... Nie odrosły :)



Odezwało się we mnie dziecko :) A ta dziewczynka na zjeżdżalni to taka mniejsza wersja mnie z dzieciństwa :)



Uczyłam się czytać i pisać z Elementarza Mariana Falskiego. To był mój pierwszy podręcznik :)



A taką książeczką też mogę się pochwalić, że stała w domu na półce :) Według mnie to stara dobra szkoła nie tylko autora, ale też ilustratora...


A jak naszym rodzicom udało się zawołać nas na obiad przez okno, a potem nie mogli się doliczyć rozmnożonych dzieci, bo nagle przy stole dzieci było co najmniej o sztukę za dużo? I nie od dziś wiadomo, że jedzenie, które robiła mama, było ohydne, ale wystarczyło, by zrobiła to samo ciotka sąsiadka i uszy się trzęsły przy jedzeniu. Macie takie wspomnienia? Ja tak. Choć kasza manna na mleku gęsta, że łyżkę można było w niej postawić, do dziś jest moją traumą z dzieciństwa. Mnie nikt nie musiał straszyć Babą Jagą, czarną wołgą czy cyganką. Kasza manna załatwiała sprawę 😊
Odwiedzając Muzeum Życia w PRL-u mogłam poczuć się znów jak dziecko. Wróciły wspomnienia, pojawił się śmiech. Obie z Sylwią miałyśmy tam niezłą zabawę. Zdecydowanie czasy PRL-u to były nasze szczenięce lata, a któż z łezką w oku ich nie wspomina? Jeśli chcecie się super pobawić będąc w stolicy, to zapraszam Was serdecznie do tego muzeum. Emocje gwarantowane!


Niektóre hasła, choć śmiesznie brzmią, są aktualne do dziś ;) 



I to też aktualne :)


No to jak Obywatele? Pomożecie? 😊  I puścicie dalej w świat mojego posta informując swoich znajomych o moim blogu i takim fajnym miejscu w Warszawie? Dziękuję Wam Towarzysze za uwagę i jak zawsze pozdrawiam serdecznie! 😉




6 komentarzy:

  1. W tych czasach przypadło i moje dzieciństwo, młodość ale też kawałek dorosłego życia. Jak piszesz nie wszystko było złe, ale też niektóre sprawy były trudne a czasem dramatyczne. Natomiast rzeczy codziennego użytku wywołują wspomnienia, uśmiech i czasem zdziwienie - naprawdę tak było? Ostatnio jak byliśmy w kopalni złota w Złotym Stoku oglądaliśmy tablice z różnymi hasłami zawieszonymi w zakładach pracy. Można było się nieźle ubawić. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam te tablice w kopalni😃 Też się wtedy ubawiłam.
      Dla nas czasy PRL-u były tymi najlepszymi, jeszcze beztroskimi. Choć wielu rzeczy nie było, to jednak patrząc na to czym dysponowaliśmy, na ludzi wyszliśmy. I być może dlatego umiemy radzić sobie teraz w życiu, bo nasze dorastanie było walką o być albo nie być. Czy to na podwórku, czy w klasie czy na koloniach😁 Pozdrawiam z chustką przy nosie😉

      Usuń
  2. Brakuje kolorowej szklanej rybki na segmencie - to był hicior!
    A trochę przedmiotów i przez mój dom się przewinęło. Generalnie jednak nie tęsknię ani z rozrzewnieniem nie wspominam. Dziś młodzież mniej pije, palenie uchodzi za obciach i osoby palące są wyrzucane na margines grupy, odzież jest słabsza ale bardziej funkcjonalna. Samochodów to w ogóle szkoda porównywać. Maluch wymagał stałych prac, czy to przy konserwacji czy przy mechanice silnika lub zawieszeniu.
    Że jednak hartowały to jedyny ich plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa... rybka, no tak! Pamiętam, u nas też była :) W maluchu z tatą silnik wymieniałam, bo w tamtych samochodach można było samemu podłubać, były takie specjalne kanały na osiedlu. Dziś, jak chcesz zmienić żarówkę, to musisz pół samochodu rozebrać a najlepiej jak zrobisz to w serwisie. Ale wtedy był jakiś klimat, nie było sztuczności... no poza owocami i kwiatkami, tego nie znoszę do dziś. Ale fajnie jest powspominać stare czasy :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe wspomnienia czasów, jak to napisał Wkraj czasem trudnych i dramatycznych.
    Teraz z perspektywy czasu, przedmioty, napisy, niektóre zdjęcia, etc, nas śmieszą, jednak nie chciałabym znowu żyć w tamtych czasach.
    Mnie stan wojenny ( kilka dni przed) zastał w akademiku. Pamiętam, wróciłyśmy z wykładów, głodne, zmarznięte, a tu przed akademikiem stoi ZOMO. Kazali nam się pakować i wynosić z akademika. Miałyśmy na to kwadrans... Przerażone pakowałyśmy przede wszystkim książki.
    Nie będę opisywać trudów podróży do domu rodzinnego.
    A muzeum chętnie kiedyś zwiedzę. :)
    Mam, jako pamiątkę rodzinną: kolorowy koszyk ze szkła i szklane owoce :)
    Podziwiam moich Rodziców, którzy starali się, by w tych niełatwych czasach nie brakowało nam podstawowych rzeczy.
    Kiedyś na urodziny dostałam błękitną bluzkę z Pewexu :)
    Ach, można by tak pisać i wspominać godzinami.
    Moc pozdrowionek i buziaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mój post wzbudził wspomnienia. Nie zawsze były dobre, ale przecież nie zawsze było źle. Masz rację, można by godzinami wspominać kiedy byliśmy piękni i młodzi (bo teraz to już tylko młodzi i piękni) :)
      Ja też tylko zaznaczyłam kilka wspomnień, a na temat PRL-u można by napisać dużo więcej. Pamiętam, jak marzyłam o bluzce typu "nietoperz", była diabelnie droga, ale dostałam ją na urodziny. I też była błękitna z dużym kwiatem po środku :)
      Buziaki!

      Usuń