Słowenia – mały kraj,
wielkie możliwości
Cz. VII
Druga połowa
dnia to był ten moment, na który tak bardzo czekałam. Obserwowałam niebo, a
wszyscy zaklinaliśmy pogodę, żeby przypadkiem chmury nie zepsuły nam przyjemności
podziwiania Alp w fajnym wydaniu.
Przejechaliśmy
do gminy Bohinj, nad drugie duże jezioro Słowenii. O, jakże inne to jezioro w
stosunku do Bledu. Tamto, choć malownicze i urocze, to jednak skomercjalizowane.
To bardziej dzikie, u stóp gór, z plażą, łódkami i polami namiotowymi wokół.
Spodobało mi się.
Pomnik Czterech Dzielnych Ludzi upamiętnia pierwszych zdobywców Triglava. Štefan Rožič (myśliwy), Matija Kos (górnik), Lovrenc Willomitzer (lekarz) i Luka Korošec (górnik) stanęli na szczycie 26 sierpnia 1778 r. Pomnik stanął w 200. rocznicę tego wydarzenia.
Najpierw
jednak pojechaliśmy na drugi kraniec bohinjskiego jeziora, do miejscowości
Ukanc. Tu zaparkowaliśmy nasz autokar i daliśmy się porwać w górską kolejkę,
która wywiozła nas wyżej na górę Vogel, gdzie czekały nas widoki na Alpy
Julijskie i Karawanki.
ALPY LUBIĘ, MÓWIĘ
SKRYCIE,
GÓRA VOGEL TO PRZEŻYCIE!...
I tak oto,
przez chwilę ściśnięci w małym wagoniku, jechaliśmy na 1535 m n.p.m. Na górze
czekał nas czas wolny i kózki.
Duży teren górnej stacji kolejki to rozwidlenie
szlaków. Stąd drogi się rozchodzą w kilku kierunkach, ale my, choć bardzo bym
chciała, nie mieliśmy w planie górskiego trekkingu. Dlatego mogliśmy tylko podziwiać
panoramę gór spod stacji kolejki. Była cudowna. Stałam i zachwycałam się. Pogoda
też się spisała, mogliśmy dostrzec ten najważniejszy szczyt dla Słowenii –
Triglav 2864 m n.p.m. Takich widoków nigdy dosyć, one mi się nigdy nie znudzą.
Stałam, patrzyłam, wzdychałam i się zachwycałam.
Do tego razem z Sylwią i
Darkiem mieliśmy zabawę przy drewnianych rzeźbach zwierzątek. Tańczył ktoś z
Was z niedźwiedziem, albo dosiadał kozicy? Otóż, to, na Voglu to przeżyłam 😊 Humor mnie nie opuszczał.
I nagle pojawiła się żywa krówka... Jakby z kolejki wysiadła. Przeszła dostojnie obok i zniknęła za załomem ścieżki
Tęsknym wzrokiem patrzyłam nie tylko na Triglava, ale też na samego Vogla,
którego wysokość wynosi 1922 m n.p.m. Od szczytu dzieliła mnie jedynie krótka i
w miarę prosta droga, jednakże czas mój był ograniczony. To jest właśnie jedna
z wad wycieczek zorganizowanych – nie do końca jest się wolnym. A góry dla mnie
to wolność. Macie pojęcie jakie miałam wtedy rozterki? Jakie katusze? 😊
I
choć mogłabym spędzić tam jeszcze dobrą chwilę, przyszedł czas, że trzeba było
pożegnać się z górami. Wszystkim ta część dnia bardzo się podobała. Stojąc w
kolejce do kolejki wymienialiśmy się wrażeniami. Znów wagonik zabrał nas na dół.
Po drodze mogliśmy ponownie podziwiać Bohinjsko Jezero o głębokości 30 m, a w
najgłębszym miejscu nawet 45 m. Triglav chował się za szczytami, wreszcie znów widać
było jedynie stok najbliższego wzniesienia.
Można powiedzieć - nie patrz w dół! Ale w tym przypadku to byłoby głupie, bo widok na jezioro jest wspaniały
Wysiedliśmy
z kolejki i podjechaliśmy do Ribčev Laz – wsi w gminie Bohinj, leżącej na
skraju jeziora. Tam zajrzeliśmy do kościółka tak trochę w alpejskim stylu Sv.
Janez Krstnik (St. John the Baptist) – św. Jana Chrzciciela. Ten malowniczy
kościółek jest filią parafii Srednja Vas w Bohinj. Zupełnie nie czuć, że stoi na
małym wzgórzu, a droga do niego prowadzi przez stary, kamienny most.
Kamienny most prowadzący m.in. do kościoła św. Jana Chrzciciela przerzucony nad rzeczką Sava Bohinjka, wpadającą do Jeziora Bohinjskiego
Świątynia
została zbudowana przed 1300 r. i stanowi ważny zabytek kultury i historii,
dlatego też, podlega ochronie dziedzictwa kulturowego. Napisałam, że to taki
kościółek w stylu alpejskim, ale tak naprawdę, to stylów architektonicznych
zawiera w sobie wiele, od surowego stylu
romańskiego aż po przepych baroku. Najbardziej interesująca jest drewniana
głowa Jana Chrzciciela z 1380 r., która jest przechowywana przez Instytut
Ochrony Dziedzictwa Naturalnego i Kulturowego.
Kościół słynie też z fresków, z
których najstarsze pochodzą z XIII w. Na południowej ścianie zewnętrznej
kościoła, w zasadzie na trzech warstwach, znajdują się trzy obrazy św.
Krzysztofa, patrona pielgrzymów, podróżników, kierowców, przewoźników, flisaków
i żeglarzy. Wewnątrz odnaleźć można trzy różne, drewniane ołtarze z różnych okresów
od XVII w.
Do
świątyni przylega barokowa dzwonnica, którą dodano w XVIII w. wraz z wejściem
do samego kościoła. Jednak na wieżę nie wchodziliśmy, choć podobno jest z niej
całkiem niezły widok na jezioro. Ja jedynie ograniczyłam się do wejścia na
chór, bo wiecie, skoro drzwi otwarte to kot wchodzi, a jak Duśka widzi schody,
to pójdzie na górę, przekonać się, jakie stamtąd są widoki 😉 Na chórze słuchając naszej
przewodniczki, znalazłam kontakt i trochę podładowałam baterię w telefonie. Mam
nadzieję, że taka mała (przysięgam i bardzo krótka!) kradzież odrobiny prądu,
nie będzie mi policzona jako grzech…
Zlatorog - pomnik legendarnej kozicy o złotych rogach, której omal nie zabił nieszczęśliwie zakochany myśliwy. Według podania, złote rogi zwierzęcia były kluczem do skarbu ukrytego w pobliżu Triglava. Legendę o kozicy spisał Karel Dežman w 1868 r.
Wreszcie
nadszedł czas, byśmy wrócili do hotelu na nocny odpoczynek. Pełni wrażeń,
zadowoleni i szczęśliwi. I tylko myśl, że następnego dnia, po południu,
mieliśmy opuszczać już Słowenię, powodowała lekki smutek. Ale póki co jeszcze
brataliśmy się z naszą „kurą”.
W MARIBORZE GRONA ŻYCIA,
JUŻ OD WIEKÓW SĄ DO PICIA!...
Kiedy rano pakowaliśmy się do autokaru, humory wciąż mieliśmy dobre. Grupa bardzo sprawnie układała bagaże w luku autokaru i posłusznie zajmowała swoje miejsca. Tym razem podążaliśmy do drugiego co do wielkości miasta Słowenii. Maribor to centrum kulturalne, gospodarcze, miasto uniwersyteckie i węzeł komunikacyjny z innymi regionami kraju. Położony nad rzeką Drawą, niedaleko z granicą słoweńsko – austriacką. Pierwsze wzmianki pochodzą z 1147 r. a w średniowieczu bardzo się rozwinął, dzięki wybudowaniu fortecy zwanej Marchburg. Miała ona za zadanie chronić Dolinę Drawy przed Węgrami. Miasto zamieszkiwali Żydzi, którzy także przyczynili się do rozwoju całej aglomeracji, zakładając winiarnie.
W
XIV w. Maribor został otoczony obronnym murem z wieżami, z których do dnia
dzisiejszego przetrwały cztery. Jako miasto handlowe rozwinął się za panowania
Habsburgów. W trakcie II wojny światowej miasto było mocno zbombardowane, a po
wojnie przejęli go partyzanci Broz Tity z zorganizowanego przez niego
antyfaszystowskiego ruchu oporu i włączyli w skład Jugosławii. Od 1991 r. jest
miastem niepodległej Słowenii.
Od
razu powiem, że miasto mnie nie zachwyciło jakoś specjalnie. Nie wiem, może to
wynik zmęczenia, bo przewodnik ciekawie opowiadał, ale ja jakoś nie mogłam się
skupić. Jedno co mnie w jakiś sposób skrzywiło, to fakt, że najlepsze kadry
miasta zobaczyłam dopiero sama w czasie wolnym. Dziwne, bo po takiej panoramie
miasta może odbiór byłby inny. Kiedy wysiedliśmy przy stacji kolejowej z
autokaru, kolejne godziny spędziliśmy na spacerze po mieście.
Niewątpliwie
pierwszą z zauważonych, największą i najładniejszą budowlą była Bazylika św.
Marii, Matki Litościwej (slov. Bazilika Sv. Marije Matere Usmiljenja), kościół,
który należy do oo. Franciszkanów. Został zbudowany w latach 1892 – 1900 na
miejscu starego kościoła. Zaprojektował go wiedeński architekt Rihard Jordan, a
malowidła wewnątrz stworzył węgierski artysta Ferenz Pruszinskay. Świątynia od
frontu nie robi wrażenia, ot zwykły kościół, jakich wiele. Za to patrząc na nią
od tyłu, ma się wrażenie, jakby składała się z wielu różnych przybudówek. Kiedy
miałam czas wolny, zajrzałam do bazyliki. Znów byłam sama wewnątrz.
W
starej części miasta znajduje się Zamek w Mariborze. Pochodzi z XV w. i
usytuowany jest w samym centrum. Złożony z kilku stylów, został wzniesiony
przez cesarza Fryderyka III między 1478 r. a 1483 r. Dziś w zamku mieści się
muzeum. Niestety nie mieliśmy w planie wizyty w tej budowli.
Na
Placu Wolności obok zamku, stoi Maribor Liberation Monument, czyli Spomenik NOB,
zwany „Kodžak”. Upamiętnia on prawie 700 zakładników i rebeliantów, którzy
zostali zabici przez siły niemieckie podczas wojny o Wyzwolenie Narodowe za
próbę przeciwstawienia się okupacji. Oficjalnie odsłonięto go 27 listopada 1975
r. Autorem rzeźby jest Slavko Tihec.
Na pomniku wewnątrz, na wąskich paskach, wyryte są twarze zabitych mieszkańców walczących z okupantem
Budynek "Vintag" z pocz. XIX w., w którym znajdują się zabytkowe piwnice z winem. Przed budowlą stoi stara drewniana beczka na wino...
Wprost
przez gwarne uliczki miasta przeszliśmy w kierunku katedry Mariboru. Starówka,
jak to starówka, ciasne uliczki z ładnymi i brzydkimi kamienicami. Mnóstwo
sklepów, popularnych sieciówek i tych z wyższej półki. Kawiarenki wystawiły
stoliki, przy których siedziało sporo ludzi. Było ciepło.
Salzburski Dwór jest jednym z najładniejszych domów w Mariborze. Podstawa budynku pochodzi z XV w., natomiast obecny wygląd zyskał w XVIII w. po przekształceniu go w budynek mieszkalny z barokową fasadą.
Wreszcie
doszliśmy do Katedry św. Jana Chrzciciela. To najważniejsza świątynia w
mieście. Pochodzi z XII w., zbudowana w stylu romańskim. Dzisiejszy wygląd
katedry jest gotyckim odzwierciedleniem kościoła z XIV w. Do katedry przylega
klasycystyczna 54 m dzwonnica z końca XVIII w.
W
1996 r. złożono w kościele prochy słoweńskiego biskupa i polityka Antona
Martina Slomšeka (1800 – 1862). Duchowny, który przyczynił się do uratowania
języka ojczystego, popularyzował kulturę słoweńską, co podnosiło świadomość
narodową, jest pierwszym błogosławionym słoweńskim, beatyfikowanym przez papieża
Jana Pawła II w 1999 r. Jego pomnik znajduje się na wprost wejścia do katedry.
Wkrótce
potem przeszliśmy w kierunku zachowanej Synagogi z XV w. To pozostałość po
społeczności żydowskiej. Tuż obok można zobaczyć resztki murów obronnych miasta
i zejść na nadbrzeże Mariboru, zwane Lent.
Druciane postacie przy dawnej synagodze, a w tle Wieża Wodna, jedna z czterech pozostałych po dawnych murach obronnych miasta
To
właśnie tu, nad rzeką, znajduje się największa atrakcja miasta, czyli stara
winorośl (slov. Stara Trta). To najstarsza winorośl na świecie! Liczy sobie
około 400 lat. Dowodem na jej wiek są dwa obrazy z 1657 r. i 1681 r., na
których widnieje budynek z tą właśnie winoroślą. W 1972 r. prof. dr Rihard
Erker, dendrolog z lublańskiego uniwersytetu, przeprowadził badania, z których
wynikało, że roślina ma przynajmniej 350 lat, a nawet i 400. To, co jest najbardziej
zaskakujące to fakt, że każdego roku na krzewie rodzi się pomiędzy 35 a 55 kg winogron,
co przekłada się na ok. 100 butelek wina. Oczywiście z ceną nieźle wywindowaną
w górę. Nieźle, co? 😊
Wolnym krokiem przeszliśmy na główny plac z ratuszem, po środku
którego stoi marmurowa kolumna zarazy z 1743 r., wystawiona przez mieszkańców
miasta z wdzięczności za koniec dżumy w 1680 r.
Ratusz nie wyróżnia się niczym
szczególnym, poza tym, że z jego balkonu przemawiał sam Adolf Hitler, który
odwiedził Maribor podczas swojej jedynej podróży w ten rejon podczas wojny, a
było to 26 kwietnia 1941 r.
I w tym miejscu dostaliśmy czas wolny. Poszłam więc, sama, by przejść
się Starym Mostem na drugi brzeg Drawy. Stary Most został wybudowany w latach
1909 – 1913. I według mnie, najlepsza panorama miasta, jest właśnie z drugiego
brzegu rzeki. Pokręciłam się nieco po nadbrzeżu i wróciłam na starą część miasta.
W Mariborze... Obawiam się, że za 400 lat nie będę tak dobrze wyglądać, jak ta winorośl za mną... :)
Idąc w kierunku miejsca zbiórki, spotkałam Sylwię i Darka, do których dosiadłam
się w knajpce i zjadłam lekki posiłek. Czas w fajnym towarzystwie mijał szybko
i wkrótce szliśmy już do autokaru. Żegnaliśmy się z cudowną Słowenią.
Po południu przejechaliśmy przez Graz i Wiedeń do czeskiego Brna.
Tam zostaliśmy na nocleg. To były ostatnie nasze chwile razem.
Rano, po śniadaniu,
ostatni raz grupa sprawnie zapakowała się do autokaru. W krótkim czasie byliśmy
już w Katowicach, skąd połączeniami antenowymi rozjechaliśmy się do domów.
Skończył się nasz sen o „kurze”.
*
W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim osobom, z którymi dzieliłam przestrzeń autokaru w jego tylnej części. Dzięki Wam moja spontaniczna podróż była jeszcze weselsza 😊.
Szczególne podziękowania kieruję także dla Małgosi i Justynki,
które przygarnęły mnie do pokoju po kilku nieprzespanych nocach. Niestety moja
współlokatorka głośno chrapała, a ja niestety nie usnę kiedy ktoś chrapie.
Małgosiu, Justynko – moja wdzięczność jest z Wami!
Koniec
Miałaś piękną pogodę i cudne widoki z Vogla. Nam też pogoda dopisała, a kościółek niedaleko jeziora Bohnij był bardzo intrygujący.Samo jezioro pięknie położone, ale gdy my tam byliśmy odbywały się zawody żeglarskie i nie było tak spokojnie. Maribor wydaje się ciekawym miastem, ale tam niestety nie dotarliśmy.Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńO tak, było całkiem przyjemnie. Jezioro mnie zachwyciło bardziej niż to w Bledzie, choć i tamtemu uroku nie brakuje. Co do Mariboru, to był to nasz ostatni punkt zwiedzania Słowenii i być może byłam już zmęczona, ale jakoś nie wpadłam w zachwyt spacerując po jego uliczkach. Ale mimo wszystko fajnie było znaleźć się w tym miejscu, choćby dla tej panoramy i winorośli. Pozdrawiam serdecznie ;)
UsuńO tak Agnieszko, zachwycający kraj. Malutki, ale całkiem słodki, niczym cukierek. Mały powierzchnią, ale wielki zabytkami zarówno przyrody jak i architektury.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło! :)
Fantastyczny kraj. Och, chciałabym tam kiedyś pojechać. Alpy zachwycają, a ja tylko je na zdjęciach oglądam, na żywo to bym tam chyba się popłakała z radości i szoku, że jednak tam jestem. hehe Piękne zdjęcia i Ty na nich piękna. Zdjęcie jak choćby tańczysz z niedźwiedziem, spowodowało szeroki uśmiech na mej twarzy. :) ozdrawiam serdecznie. :)))
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Kraj jest fantastyczny pod wieloma względami. Ja go zaledwie "liznęłam", jest jeszcze wiele miejsc do zobaczenia. Cieszę się, że choć jednym zdjęciem wywołałam dziś czyjś uśmiech, w tym przypadku Twój. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNo Duśka... napatrzyć się nie mogłem! rewelacyjna przygoda! Pozazdościć.
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że chwilami to sama sobie zazdrościłam :) Słowenia jest przepiękna! I naprawdę niesłusznie pomijana przez kierowców w drodze do Chorwacji. Jeśli kiedyś będziesz mieć okazję do wyruszenia tam, nie wahaj się ani chwili. Pozdrawiam :)
UsuńŁoj, Tuptusiu, tyle miejsc pokazałaś, że muszę wrócić, by jeszcze raz wszystko przeżyć.:)
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa. Widoki górskie zapierają dech. Faktycznie ten ryś jakosik smutny, za to misio, oj bardzo towarzyski. Do twarzy Ci z nim :)
Buziaczki !
Wracaj, wracaj, kiedy tylko zapragniesz :)
UsuńA co do Miśka, to wiesz, każdy ma swojego M. :) No jakoś tak wyszło, że ja mam takiego ;)