O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 13 października 2020

Pieniny - Wysoka

 

Świat z wysoka, yyy…

to znaczy z Wysokiej 😉

 

W tym roku wymyśliłam sobie, że pojadę na tydzień do Szczawnicy, która będzie moim miejscem wypadowym w Pieniny. Kilkanaście lat temu odwiedziłam miasto, wpadając do niego na chwilę. Wjechałam wyciągiem na Palenicę, rzuciłam okiem na potok Grajcarek, przepłynęłam Dunajec z flisakami i na tym skończyła się moja pamięć o tym uzdrowisku. Również chęć zdobycia najwyższego szczytu Pienin, skończyła się małym podejściem tuż za końcówką Wąwozu Homole. Zdecydowanie należało odświeżyć pamięć i spenetrować okolice. 


 Początek wędrówki


Z początkiem sierpnia 2020r. wdrożyłam plan w czyn i zjawiłam się w Szczawnicy. Niedzielę uczciłam wyjściem na Wysoką (1050 m n.p.m.). Dzień był wspaniały. Wczesnym rankiem złapałam busik do Jaworek, skąd ruszyłam zielonym szlakiem w kierunku szczytu. Najpierw napawałam się przyjemnym spacerem przez Wąwóz Homole. Trochę ludzi nim szło, w większości z dziećmi, dla których dojście do polany było celem samym w sobie.


 Sesja na początek być musi :)


















Pionowe skały Wąwozu Homole


Wąwóz Homole jest w sumie krótki. Ma zaledwie 800m. Jego nazwa pochodzi od ruskiego słowa „homoła” lub „gomoła”, który oznacza „obły”, „bezrogi”, co z kolei jest nawiązaniem do kształtu doliny. Teren, tak chętnie odwiedzany przez turystów, stał się rezerwatem w 1963 r. Dnem doliny płynie sprawca takiego kształtu wąwozu, czyli potok Kamionka, który spływa licznymi kaskadami.
Już w XV w. miejsce to było „nawiedzane” przez licznych poszukiwaczy skarbów. Istnieją też przesłanki, mówiące o tym, że w Wąwozie stała warownia, zwana Homolą. Zanim wąwóz stał się rezerwatem, wypasano tu owce, które wypuszczane były na popas bez opieki. Ściany wąwozu były naturalną barierą, z której nie mogły uciec. Obecnie dnem doliny wiedzie ścieżka, którą wędruje się bez trudu. Szlak przekracza kilka razy potok. Dziś przechodzi się po mostkach i metalowych stopniach, dawniej skakało się z kamienia na kamień. Generalnie teren jest zalesiony, a uroku dodaje mu szumiąca Kamionka. 


   Mostek drewniany nad Kamionką




   Mostek metalowy nad Kamionką




  Kolejne stopnie, bowiem Wąwóz Homole pnie się lekko pod górę


Dla wielu osób celem jest Dubantowska Dolinka, polana gdzie ustawione są ławy dla turystów. Tu też znajdują się Kamienne Księgi, w których według miejscowych podań, zapisano ludzkie losy aż do końca świata. Warto na chwilę tu przysiąść.


  Fajne uczucie, stanąć tu po latach...



 Kamienne Księgi w Wąwozie Homole


Ja jednak podążałam dalej. Chwilę zajęło mi przebrnięcie przez błotko i byłam już na Rówience, gdzie znajduje się baza namiotowa. Zajrzałam tam, przywitałam się z krzątającymi się po polowej kuchni ludźmi, przybiłam pieczątkę i pożegnałam się, obierając znów szlak.


 Powyżej Wąwozu Homole




  Wzniesienie przy polu namiotowym na Rówience



  Jakby ktoś nie wiedział... Wysoka w prawo, baza namiotowa w lewo ;)



 Baza namiotowa na Rówience



 Ponad bazą namiotową - w tle Beskid Sądecki


A ten piął się mozolnie do góry. Przypomniało mi się, że to właśnie ten punkt został przed laty osiągnięty. Ale to nie był szczyt… Dookoła rozciągały się piękne, sielskie widoki.


  Hen, ponad dolinami, ku Wysokiej...




  Górka z samotnym domem... To się nazywa święty spokój...


 Dla porównania, podobny widok w 2003 r.



  Beskid Sądecki




 Pawłowska Góra (840 m n.p.m.) i wypas owiec na hali



  Dawno temu doszłam do tego drzewa... Wtedy jakiś góral powiedział, że to jest Wysoka... Ale nie była... A człowiek młody, niedoświadczony i uwierzył...



 Mniej więcej na wysokości drzewa w 2003 r.

 Dziobakowe Skały w 2003 r.



 Przy Rezerwacie Wysokie Skałki


Wkrótce mój szlak połączył się z niebieskim. Do wierzchołka zostało mi jakieś 20 minut. Chwilę odpoczęłam, bo wchodzenie ostro pod górę może przecież zmęczyć. Doszłam do kolejnego rozwidlenia szlaków, przede mną było ostre podejście już pod sam wierzchołek. 


 Jeszcze 20 minut i będzie pełnia szczęścia... :)



 Pod szlakowskazem - chwila oddechu po stromym podejściu


 Na połączeniu szlaków przy Wysokich Skałkach



 Krótki szlak na sam szczyt Wysokiej

























A tuż przed nim, metalowa drabinka. I oto byłam na najwyższym szczycie Pienin! Choć sama Wysoka leży w Pieninach Małych, ale przewrotnie jest najwyższym szczytem tego pasma górskiego. Dodatkowo wlicza się ją do Korony Gór Polskich.


 Nic dodać, nic ująć ;)


Wysoka, zwana też Wysokimi Skałkami (słow. Vysoké Skalky) ma 1050 m n.p.m. Leży na granicy polsko – słowackiej. Przez miejscowych zwana była niegdyś Kiczerą (od nazwy polany u stóp góry) lub Pamiarką (głównie przez ludność łemkowską – od znajdującej się tu dawniej wieży pomiarowej).
Południowe zbocza Wysokiej należą do słowackiego Pienińskiego Parku Narodowego, północno-zachodnie zaś, należące do Polski, znajdują się w utworzonym w 1961 r. rezerwacie przyrody Wysokie Skałki. Jak widać, cała góra jest objęta ochroną prawną.


 Stoję na najwyższym szczycie Pienin ;)



 W tej budce schowana jest pieczątka, poświadczająca zdobycie szczytu


A z samego szczytu rozciągają się przepyszne widoki! Uczta dla oczu. Przy dobrej pogodzie, a tą niewątpliwie miałam podczas mojej wędrówki, widać pięknie Tatry, pasmo Radziejowej, Jaworzynę Krynicką, Babią Górę i Pieniny oczywiście. Sama góra jest mocno zalesiona, ale kopuła szczytowa wystaje ponad piętro lasu, więc można napawać się widokami. Jedyny minus to spora liczba turystów na wierzchołku. No cóż, sierpień, do tego wirus, który wymusił wakacje w kraju. Chciałam, to mam.
Mimo wszystko udało mi się posiedzieć trochę na czubku, zrobiłam zdjęcia, przybiłam w książeczce pieczątkę, która znajduje się w skrzynce przy barierce.


 Wzniesienia Spiskiej Magury



 Spiska Magura



 Tatry widziane z Wysokiej



 Pasmo Radziejowej (w środku zdjęcia) w Beskidzie Sądeckim. Z lewej Przehyba, Wielka Przehyba i Złomisty Wierch. Po prawej - Wielki Rogacz. Jasne pasmo skał na tle zieleni to Dziobakowe Skały



 Na horyzoncie Pasmo Jaworzyny. Za Dziobakowymi Skałami w prawo - Repowa, Szczob, Watrisko



 Smerekowa, a z tyłu Góry Czerchowskie



 Spiska Magura



 Smerekowa widziana z Wysokiej



 Tatry - z przodu Kiczera 943 m n.p.m. i fragment miejscowości Vel'ký Lipnik



 Tatry z Wysokiej




 Vel'ký Lipnik i Trzy Korony




 Z Taterkami ;)



 W stronę Pasma Jaworzyny



 "...Góry moje, wierchy moje, otwórzcie swe ramiona..."



 Tak sobie posiedzę... A za plecami Trzy Korony ;)



 Trzy Korony w zbliżeniu, z prawej wystająca biała skałka to Sokolica. Na horyzoncie Babia Góra w Beskidzie Żywieckim.



 Tatry w zbliżeniu. Od lewej: Sławkowski Szczyt, Łomnica, Lodowy Szczyt, Jagnięcy Szczyt. Te dwie wystające górki to Płaczliwa Skała i Hawrań. Z tyłu Kozi Wierch i Kasprowy Wierch.



 Rozum mówi "schodź!", a serce mówi "zostań jeszcze chwilę, pokontempluj widoki..."


Kanapka i gorąca herbata z termosu, konsumowane w kącie szczytu, tuż przy barierce, smakują wtedy najlepiej. I jakoś tak wszystko wydaje się proste. Ale potem przychodzi taki moment, że trzeba się podnieść i zejść w doliny.
Droga w dół prowadziła mnie początkowo tym samym szlakiem do przełęczy Kapralowa Wysoka, gdzie łączą się szlaki zielony z niebieskim. Tym razem obrałam szlak niebieski, który wiódł mnie granią Małych Pienin i jednocześnie granicą państwa. 


 I jednak zejście w dół...



 Niebieski szlak, to w górę, to w dół...



 Dość ostre podejście, czego oczywiście na zdjęciu nie widać ;)



 Na szczęście, szlak się wypłaszcza i dalej wędruje się spokojnie i całkowicie bezstresowo.



 Szlak niebieski wiedzie granicą państwa


Po drodze miałam piękne widoki, zachwycałam się szczytami Tatr po lewej stronie i pasmem Radziejowej po prawej stronie z wciśniętymi w zbocza górskie miejscowościami, takimi jak Jaworki czy Szlachtowa. Na wprost mnie dumnie prezentowała się Sokolica i oczywiście Trzy Korony. Pogoda wciąż była nienaganna. Moja kondycja również.


 Na szlaku - w oddali miejscowość Szlachtowa



 Miejscowość Jaworki i Pasmo Radziejowej: od lewej: Przehyba, Wielka Przehyba, Złomisty Wierch, Radziejowa



 Trzy Korony na horyzoncie, z prawej Sokolica - moje cele na kolejne dni pobytu w Szczawnicy



 Pasmo Radziejowej i widoczne pomału zabudowania Szczawnicy



 Trzy Korony w zbliżeniu



 W okolicy Durbaszki



 Idę tam... Ale Trzy Korony zostawiam na inny dzień ;)


Przeszłam szczyt Borsuczyny (939 m n.p.m.) oraz punkt widokowy na mało wybitnym szczycie Durbaszka (942 m n.p.m.) w zasadzie tego nie odczuwając. Dalej było równie „płasko”.
Po drodze zatrzymałam się na odpoczynek w bacówce. Można tam było nabyć świeże serki. Ja jednak jedynie złapałam tam kilka chwil odpoczynku i niezawodny kawałek czekolady.


 Tędy można zejść do Jaworek przez schronisko pod Durbaszką. Ja jednak poszłam dalej...



 Szlak niebieski idzie po prawie płaskim, wiodąc granicą państwa



 Szlachtowa



 Jeszcze przez chwilę widoczne Tatry



 A tu całe Tatry, widoczne jak na dłoni - z tej perspektywy wydają się takie małe...



 Bardzo trudno jest oderwać wzrok od takiego pięknego widoku. Postrzępione granie zawsze mnie cieszą...



 Tatry w oddali



 Szczawnica



 A jeszcze sobie popatrzę...



 Takie widoki chyba nigdy mi się nie znudzą...



 Wysoki Wierch  - ten z lewej (900m n.p.m.) i bacówka pod nim



 Szlachtowa
 


 Pomalutku zbliżam się do Trzech Koron... a nie, to jednak złudzenie... ;)



 Trzy Korony



 To naprawdę świetny szlak! Nawet tylko w ramach spaceru.



 Ostatnie chwile z Tatrami na horyzoncie



 Tatry - moja miłość :)


I powędrowałam w kierunku Szafranówki (742 m n.p.m.). 


 Zejście w kierunku Szafranówki, zaczyna być odrobinę ostrzejsze...



 Łaźne Skały



 Sielskie widoki na trasie



 Pasące się krówki. W tle Szlachtowa.




 Szlakowskaz  - jeszcze kawałek przede mną...



 Tym razem wzrok przyciągały Trzy Korony



 Tatry powoli robiły się jeszcze mniejsze i zlewały się z chmurami



 Siła przyciągania jest wielka :) Nawet obiektywem :) :) :) 


Kiedy ją osiągnęłam, skręciłam na żółty szlak, który ostro schodził w dół na Palenicę (722 m n.p.m.). Już z daleka widziałam, jak zmieniło się tu otoczenie. Głównym punktem było tu schronisko „Groń” i górna stacja kolejki krzesełkowej, a także punkty gastronomiczne. A dodatkowo przybyły rzeźby flory i fauny Pienin. Niektóre przyznaję, mocno kiczowate. Ale najbardziej spodobały mi się grzybki. I chyba nie tylko mnie…


 Palenica i jej infrastruktura, widziana z Szafranówki (742 m n.p.m.)



 Niby ryś... Hmy... Jakoś trudno skojarzyć...



 Bocian Czarny - ustawiony tyłem do schodzących ze szlaku i wysiadających z kolejki... (???)



 Jak borsuk w norze... Acha ;)



 ??? Nawet Rogaś z Doliny Roztoki wygląda lepiej...



 Serio? Tak wygląda wiewiórka? Chyba u Disney'a. Albo to wersja wiewiórki pienińskiej...



 Rudy, rudy, rudy rydz... ;)



 Nasz borowik wspaniały...



 Muchomorki są takie fotogeniczne :)



 Jednak cieszę się, że mrówki są małe...



 W czasie mojego pobytu w Pieninach, nie miałam przyjemności spotkać salamandry plamistej...


Przeszłam obok stacji wyciągu i skręciłam w zarośla, gdzie chowała się ścieżka żółtego szlaku. Pozostało mi już schodzić ostro w dół przez las. Szlak wyprowadził mnie do samej Szczawnicy, tuż przy deptaku nad Grajcarkiem. 


 Tylko pół godzinki dzieliło mnie od miasta...




 Żółty szlak początkowo wiedzie tuż obok, pod wyciągiem krzesełkowym na Palenicę



 Zabudowania Szczawnicy


Nogi czuły już kilometry. Serce się radowało, a rozum nalegał na odpoczynek. I nawet chętnie go posłuchałam, udając się najpierw na obiad a potem do pokoju, gdzie już czekało na mnie łóżeczko. Naprawdę w tym dniu uważałam, że świat jest cudowny, mimo dobijających informacji, że oto jestem w tzw. żółtej strefie. Naprawdę czekam, aż to wariactwo się skończy. Tymczasem wspominam wyjazdy wakacyjne i Wysoką…

 

Hej!


10 komentarzy:

  1. Tatry jak zawsze ładnie się prezentują :)
    Ta Disneyowska wiewiórka piękna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Tatry zawsze i wszędzie i z każdego miejsca :) :) :) A wiewiórka... no cóż, to chyba wraz z jelonkiem, taki ukłon w stronę najmłodszych... Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Dusia, piękna wycieczka!
    To niesamowite, ale na swoim blogu "żyję" podobnymi do Twoich pienińskimi wspomnieniami. Wyobraź sobie, że razem z mężem przedeptaliśmy te szlaki tuż przed Tobą - w trzecim tygodniu lipca br. Nasza wyprawa na Wysoką miała jednak inny przebieg, bo po zdobyciu szczytu skierowaliśmy się na Przełęcz Rozdziela, by wrócić do Jaworek przez urokliwy Rezerwat Białej Wody.
    Uwielbiam te pienińskie klimaty, dlatego z przyjemnością przeczytałam Twoją relację oraz obejrzałam świetne zdjęcia, bo pogoda towarzyszyła Ci wymarzona :-))
    Pozdrawiam najserdeczniej.
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo... Popatrz, jakbym była w lipcu, to może byśmy na siebie wpadły ;) Rezerwat Białej Wody odwiedziłam dawno temu, w zasadzie mam zdjęcia, ale nie wszystkie nadają się do publikacji ;) Ale jest powód, by znów kiedyś tam powrócić.
      Pogoda tego dnia była świetna, w zasadzie udało mi się wpasować z wyjściem w dobrym momencie, bo potem już zdarzały się w ciągu tygodnia dni z deszczem. Wtedy albo siedziałam i pisałam post, albo zakładałam kurtkę i zwiedzałam Szczawnicę :)
      Pozdrawiam serdecznie Anitko :)

      Usuń
  3. Lubię ten szlak, bardzo lubię. Ale niestety chwilę już tam nie byłem, jest w planach na przyszły rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tylko pogoda dopisała, to i humory także będą ;) A szlak rzeczywiście jest malowniczy. Bardzo przyjemnie mi się nim szło... Pozdrawiam ciepło! :)

      Usuń
  4. Piękna trasa, a wysiłek nagrodzony cudnymi widokami. Pieniny są taką perełką- niby niewielkie, a oferują wiele. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam zachwycona tą trasą. Zwłaszcza już na powrocie. Pieniny rzeczywiście, leżą jakby w cieniu Tatr, a zasługują na odrębny urlop. Dlatego mój tegoroczny krótki urlop padł na te rejony. Choć muszę przyznać, że tłumy mnie przerosły. Już dawno odpuściłam Tatry w lipcu czy sierpniu, ale nie sądziłam, że w Pieninach jest podobnie...
      Serdeczności! :)

      Usuń
  5. Oj podziwiam Twoją kondycję, tyle miejsc przetuptusiałaś.:)
    Ty się w ogóle nie zmieniasz, młodziutkie dziewczę cały czas.:)
    A widoki, co tu pisać - baja!
    Buziole!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Czuję się wciąż młodo, a to napędza, żeby więcej, dalej, wyżej... I z każdym wyjazdem uśmiech na twarzy, zwłaszcza jeśli mogę się tym dzielić z innymi. Ściskam Cię mocno! :)

      Usuń