O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

czwartek, 6 stycznia 2022

Podlasie - magia przedświątecznego czasu

 

Czym jest pawuk, a czym ręcznik, 

czyli z wizytą u podlaskich Białorusinów

 

Kiedy wszyscy powoli szykowali się do Świąt Bożego Narodzenia, ja miałam czas wypełniony pracą, codzienną rehabilitacją i setką myśli, które biegały jak szalone. Mimo to udało mi się wygospodarować wolną sobotę 18 grudnia i pojechać z garstką uśmiechniętych ludzi w stronę wschodniej granicy. Tym samym zamknęłam rok wyjazdów na moim ulubionym i magicznym Podlasiu.
To był bardzo fajny wyjazd, bowiem oprócz zwiedzania Bielska Podlaskiego, uczestniczyliśmy w warsztatach rękodzieła. A oddzieliliśmy jedno od drugiego regionalnym obiadem w postaci babki ziemniaczanej z dodatkami.
Prognozy pogody sprawdziły się w 100%. Miało padać i padało. Byłoby magicznie i ślicznie, gdyby to był śnieg, ale wiadomo jak w grudniu opady mogą być kapryśne. Ale czy to w czymś nam przeszkadzało? Absolutnie nie.
Pierwszym przystankiem było Dubno, gdzie zatrzymaliśmy się dosłownie na chwilkę, by zobaczyć jeden z deskali Arkadiusza Andrejkowa. Artysta maluje na starych stodołach, domach, budynkach gospodarczych, przemijający świat, mieszkańców tych domów, portrety lub chwile z życia codziennego. Cudnie!


Dubno. Droga za stodołami to jakby zupełnie inny świat...



Dom z deskalem Arkadiusza Andriejkowa w Dubnie



Mieszkanka Dubna uwieczniona na deskalu


Charakterystyczne dla Podlasia ażurowe nadokienniki

 
Zwiedzanie Bielska Podlaskiego razem z naszym przewodnikiem, pasjonatem regionu i mieszkańcem, Panem Doroteuszem Fionikiem, zaczęliśmy od najmłodszej cerkwi w mieście. To cerkiew p.w. Opieki Matki Bożej. Nowoczesna, duża, z żółtej cegły. Proboszcz parafii aktywnie uczestniczył w budowie, sam podobno malował część wnętrza świątyni. A ta, typowa jest w malunki naścienne dla kościołów obrządku wschodniego. Namalowane sceny przedstawiają życie Chrystusa i Maryi. Na słupach i bocznych ścianach, wizerunki świętych. Wcale nie tak łatwo jest pomalować na przykład taki sufit. Robi się to na rusztowaniach i na leżąco. Ręce szybko cierpną, a farba schnie. Tym bardziej budzi to zachwyt nad talentem osób malujących.


Najnowsza i nowoczesna cerkiew w mieście, p.w. Opieki Matki Bożej



Żyrandol po środku świątyni a na głównej ścianie za ikonostasem wizerunek Matki Bożej



Wnętrze świątyni



W cerkwiach zawsze wystawiany jest obraz  dotyczący jakiegoś Świętego, albo ikony maryjne w święta wypadające ku czci Maryi



Schody na chór



Malowidło przedstawiające Zaśnięcie Matki Bożej. Jej duszę trzyma Chrystus na ręku. Według religii prawosławnej Matka Boża nie umarła lecz zasnęła.


 W cerkwi chwilę rozmowy mieliśmy z posługującym tam księdzem (uwaga! O księżach prawosławnych nie mówi się „pop” – to jest odbierane obraźliwe, można użyć określenia ksiądz prawosławny, ewentualnie „batiuszka” lub „otiec”+imię duchownego, jeśli go znamy). Na koniec zaśpiewał nam, razem z naszym przewodnikiem pieśń, a kiedy jej słuchałam, miałam ciarki.



 
Deszcz siąpił nieustająco, a my tymczasem przeszliśmy przez park królowej Heleny (Heleny Moskiewskiej, żony Aleksandra Jagiellończyka, niekoronowanej królowej Polski) i na chwilę zatrzymaliśmy się przy drewnianym obelisku, upamiętniającym Sejm Wielki z 1564 r. Tuż obok znajduje się liceum, w którym językiem wykładowym jest białoruski.


Pomnik poświęcony Sejmowi Wielkiemu z 1564 r. 

 
Skoro zobaczyliśmy najnowszą cerkiew w mieście, to poszliśmy zobaczyć też tę najstarszą. A jest nią tzw. Cerkiew Zamkowa, czyli świątynia pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy. Nazwana tak, ponieważ niegdyś znajdowała się na terenie zamku, który posiadał Bielsk Podlaski. Dziś po zamku zostało jedynie wzniesienie, zwane Grodziskiem, miejsce, skąd można dostrzec złocone wieże cerkiew w mieście, a które jest ulubionym miejscem uczniów na wagary. Świątynia pochodzi z XVII lub XVIII w. To już zupełnie inny typ kościoła. Jest drewniana, mała, nieco ciemna. Ciekawostką jest fakt, że w cerkwi, pod fundamentami chowano nie tylko duchownych, ale także ludzi świeckich, zasłużonych dla miasta lub takich, których było na to stać. Co ciekawsze, nie ma na ścianach żadnych tablic, epitafiów. Tylko zapis w księdze kancelaryjnej, gdzie złożono doszczętne szczątki zmarłych. Tu również spoczywa księżna Wassa (Wasylisa Holszańska, księżna litewska, zwana Biełuchą), fundatorka cerkwi na zamku. W świątyni znajduje się Bielska Ikona Matki Bożej, uważana za cudowną i obdarzającą łaskami.


Cerkiew Zamkowa w Bielsku Podlaskim



Cerkiew p.w. Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy



Ikonostas w drewnianej świątyni



Matka Boża opiekuje się wiernymi z góry



Cudowna ikona Bielskiej Matki Bożej



Przez Carskie Wrota przechodzą jedynie kapłani


Od Cerkwi Zamkowej już tylko kilka kroków dzieliło nas od kolorowej kapliczki. To malutka kaplica pod wezwaniem św. Mikołaja Cudotwórcy, postawiona w miejsce spalonej świątyni, a wzorowana na byłej XVIII w. dzwonnicy. Już od średniowiecza niedaleko zamku, znajdowała się cerkiew św. Mikołaja wraz z monasterem męskim. Po historycznych zawieruchach, cerkiew prawosławna stała się cerkwią unicką, niejako z przymusu, bo cerkiew nie przyjęła postanowień Unii Brzeskiej. Dopiero w XVII w. stała się na powrót świątynią prawosławną. Dochodziło do prześladowań, aktów podpaleń. Zdecydowanie nie była to religia miłości i tolerancji. Ostatecznie w 1941 r. w czasie bombardowania niemieckiego spłonęła cała cerkiew wraz z dzwonnicą. W 1993 r. Bractwo Młodzieży Prawosławnej zainicjowało budowę kaplicy, będącej swoistym pomnikiem przypominającym o dawnych czasach.


Kaplica - pomnik p.w. św. Mikołaja Cudotwórcy



Kaplica powstała na wzór dawnej dzwonnicy

 
Swoje kroki skierowaliśmy w stronę rynku. Po drodze zerknęliśmy w stronę jeszcze jednej cerkwi, tym razem w jeszcze innym stylu i całej niebieskiej. To cerkiew p.w. Świętego Michała Archanioła z XVIII. Niestety była zamknięta, więc nie mogliśmy zajrzeć do środka. Otwierana jest jedynie na nabożeństwa. Została także wpisana do rejestru zabytków.


Cerkiew p.w. św. Michała Archanioła



Zastanawialiśmy się, dlaczego ta cerkiew jest taka niebieska i jedyne co przyszło mi na myśl, że to kolor maryjny, niebiański, a w prawosławiu Maryja jest czczona, ale mogę się oczywiście mylić



Cerkiew widziana od tyłu, dziś wiem, że są tam ikony na zewnątrz, ale robiąc zdjęcie nawet tego nie zauważyłam
 
Zanim dotarliśmy do rynku, po drodze minęliśmy, na jednym z bloków, mural upamiętniający wejście Wojska Polskiego do Bielska Podlaskiego. Niesamowite, że została wpisana na nim nawet godzina…


Tego dnia Bielsk powrócił do Polski

 
A potem już przeszliśmy na rynek, a właściwie Plac Ratuszowy, gdzie po środku stoi okazały dawny ratusz, dziś Muzeum Obojga Narodów w Bielsku Podlaskim. I choć zapewne muzeum jest w środku całkiem ciekawe, to jednak nie mieliśmy na zwiedzanie czasu. Dzień grudniowy całkiem krótki, a tyle jeszcze miało nas czekać.


Dawny ratusz, dziś muzeum



Makieta ratusza z brązu

 
Tuż przy rynku znajduje się drewniana kamienica, która w 1981 r.… zagrała w filmie „Znachor”! W niej mieścił się sklep pasmanteryjny, w którym sierotka Marysia Wilczurówna (Anna Dymna) sprzedawała nici Antoniemu Kosibie (Jerzy Bińczycki), nie wiedząc, że to jej ojciec, szanowany profesor Rafał Wilczur, który także nie wiedział, że to jego córka, gdyż był w amnezji. Tutaj też Marysia spotkała swą wielką miłość, hrabiego Leszka Czyńskiego (Tomasz Stockinger). Co z tego wynikło, to już musicie zobaczyć na filmie – polecam dla tych, co jeszcze nie widzieli. Przepiękny film.


Drewniana, zabytkowa kamienica, gdzie kręcono sceny do "Znachora" - w filmie Bielsk wygląda zupełnie inaczej... A ten słup latarni postawiono w zupełnie nieszczęśliwym miejscu :/


W filmie była to galanteria - pasmanteria, teraz jest to sklep z obuwiem, ale nazywa się tak na pamiątkę filmu, ale napis "Dobroć, Miłość, Uczciwość i Praca - to najwyższe i nieprzemijające wartości" myślę, że aktualny i dziś... A takie cechy mieli też: serialowa Maria Jolanta Wilczur a także Rafał Wilczur vel Antoni Kosiba

 
Można by powiedzieć, że nie samym duchem żyje człowiek, więc i coś dla ciała być musiało. Zanim pojechaliśmy na pyszny obiadek, przy którym wesoło się gawędziło, wstąpiliśmy do miejscowej cukierni i wykupiliśmy regionalne podlaskie ciasta, czyli sękacze i mrowiska. Jak sądzę, tego dnia był to niezły utarg dla właścicieli cukierenki. A ciasta… palce lizać. Zaopatrzeni w pachnące ciasta pojechaliśmy na obiad. A po obiedzie zaczęła się fantastyczna część dnia, czyli… warsztaty.
Zajechaliśmy do Studziwód, dziś dzielnicy Bielska Podlaskiego, a dawniej osobnej wsi podmiejskiej. Tu mieści się mały skansen, Muzeum Małej Ojczyzny, który założył Pan Doroteusz Fionik, nasz przewodnik po Bielsku. 


Brama wejściowa do skansenu w Studziwodach



Skansen to jednocześnie galeria prac artystów podlaskich



A tu artyści warszawscy, czyli Asia, Kamil i Duśka :)



Płaskorzeźba Studziwody


Kilka lat temu odziedziczył dom po wujku, Jakubie Kondratiuku. W tym starym, pochodzącym z 1925 r. domu, umieścił pamiątki rodzinne, przywołujące klimat i tradycje białoruskie na tych ziemiach. Tutaj też organizowane są rożne warsztaty, plenery malarskie, a prace artystów można zobaczyć w domu lub w obejściu. My w każdym razie świetnie czuliśmy się w tym domu, przez chwilę cofnęliśmy się w czasie.


Stary dom Jakuba Kondratiuka z 1925 r.



Pamiątkowa fotka z miejscowymi grajkami ;)



Prace z warsztatów rękodzieła oraz prace artystów na wystawie w starej chałupie



Ubrania regionalne tamtych stron



W sieni domu Kondratiuków



Zielony piec, a za nim zapiecek, gdzie musiało być przyjemnie ciepło, zwłaszcza zimą



Izba sypialna i widoczny duży pawuk, czyli pająk ze słomy a także makatki haftowane haftem krzyżykowym



Prawosławne ręczniki - tu zakrywające obrazy świętych. W oknach papierowe, wycinane firanki, typowe dla mieszkańców dawnej wsi



Okna w chałupie nie były duże, żeby w zimie ciepło nie uciekało przez szyby



Wsi spokojna, wsi wesoła...

 
Po drugiej stronie drogi znajduje się dom po Dziadkach, w którym Pani Ania, siostra Pana Doroteusza oraz rodzina i przyjaciele, uraczyli nas herbatą i pokazali jak tworzy się ludowe rękodzieło.


Ceramika z warsztatów wystawiona na regaliku



Czekamy na herbatę i początek warsztatów


Podzieliliśmy się na dwie grupy, jedna w jednej izbie uczyła się robić pawuki, czyli słomiane pająki wieszane u sufitu, a druga malowała akrylem ręczniki, czyli takie bieżniki, które w religii prawosławnej pełnią różne funkcje, m.in. zakrywa się nimi obrazy święte, albo szykuje jako wiano Panny Młodej itp.
Ja trafiłam najpierw na warsztaty ze słomą. Wcale nie jest prosto zrobić precyzyjnego pająka. I jeszcze go ozdobić bibułką 😉 Nitka rwie słomkę, czasem coś się przerywa w takim miejscu, że nie da się już z tym nic zrobić i trzeba od początku. Przy tym śmiechu było co nie miara, wesoły nastrój nas nie opuszczał, Pani Ania cierpliwie nam pomagała i tłumaczyła, a piec kaflowy przyjemnie grzał. No i coś tam nawet wyszło. Ale żeby zrobić dużego, wieloelementowego pawuka, na to trzeba wielu dni, ogromnego pokładu cierpliwości oraz precyzyjnego oka i zwinnych palców. Takie pająki robione były dawniej po wsiach w całej Polsce i różnie je nazywano. Była to ozdoba zamiast pięknego żyrandola i wisiała cały rok.


Podstawa pająka już jest...



Działam... coś wychodzi, ale łatwo nie jest...



Etap dekorowania kwiatkami z bibułki



Mój pierwszy w życiu białoruski pawuk. Dumna ja! :)

 
Przy pracy poruszaliśmy różne tematy, w tym obecnej sytuacji życia przy granicy, wszak znajdowaliśmy się nieco w strefie „militarnej” i sprawy koczowania ludzi po białoruskiej stronie. Dla mieszkańców tych okolic, którzy sami pochodzą z białoruskich rodzin, albo są Białorusinami, ale obywatelami polskimi jest to sytuacja dość ciężka, trudno się dziwić, że ogarnia ich smutek. Tym bardziej, że od zawsze Podlasie było tyglem religii, zwyczajów, kultury, a wszyscy potrafili zgodnie żyć. I poniekąd dalej tak jest, choć zdarzają się takie sytuacje. Dlatego woleliśmy rozmawiać o przyjemnych sprawach.



 
Czas płynął i nagle musieliśmy dokonać zamiany stanowisk. Tym razem w drugiej izbie poznaliśmy tajniki malowania tkaniny. Dostaliśmy ręczniki z narysowanym już wcześniej wzorem. Mnie trafił się ręcznik z różami, na którym stoją Nowożeńcy w dniu ślubu. Jak to zobaczyliśmy, to każdy pomyślał, że te pająki wcześniej to pikuś, teraz to mamy wyzwanie! 


No grubo... I ja mam to pomalować? Ale wyzwanie! Pędzel trzymałam w ręku ostatnio jakieś... wieki temu

Ale każdy usiadł za stołem i grzecznie próbował swych sił w malowaniu. Tak, jak w poprzedniej izbie panował wesoły gwar i śmiechy, tak tutaj wszyscy jakby zamilkli. Takie było skupienie przy pracy!


Skupienie najpierw, potem rozluźnienie, wreszcie przyjemność. Takie miałam odczucia w czasie malowania.

Oczywiście słuchaliśmy o zwyczajach Białorusinów, zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia, aż wreszcie przyszedł moment, że nasi Gospodarze zaśpiewali nam po białorusku kolędę. I wtedy poczułam się jak za dawnych lat, kiedy rodzina spotykała się przy stole, śpiewano, robiono rękodzieło i spędzało wspólnie czas. Tylko zabrakło mi trzaskającego ognia w piecu. Za to ten, co był grzał bardzo miło. Magiczny moment. (w tym miejscu miał być filmik, ale niestety Blogger twierdzi, że jest za duży a ja nie umiem go zmniejszyć :( )
Wszystko co dobre, szybko się kończy i w końcu padło hasło, że musimy już zbierać się do powrotu do domu. Ale jak to? Przecież nasze ręczniki zrobione są dopiero w połowie! 


Postępy w pracy nad dziełem ;)


Na dokładkę mój bieżniczek został lekko zabrudzony czerwoną farbą w miejscu, gdzie jej nie powinno być. No to powstało serduszko, bo skoro to ręcznik dla Młodej Pary w dniu ślubu, to niech im ten symbol miłości służy.


Ręczniki powinny być z geometrycznym odbiciem wzoru, po drugiej stronie końca ręcznika, niestety mój zdążyłam zrobić jedynie w połowie


Niechętnie zbieraliśmy się do odjazdu. Tu było tak przyjemnie… Noc nas zastała, bo w grudniu szybko robi się ciemno. Ale trzeba było jeszcze dojechać do Warszawy. To był naprawdę fantastyczny dzień, pełen radości i spokoju.

 

Noc nas zastała w Studziwodach



Światło w oknach zawsze daje poczucie bezpieczeństwa i ciepło, którym wszystkim życzę

I w tym miejscu, wszystkim Osobom w wierze prawosławnej, składam serdeczne życzenia z okazji Waszych Świąt Bożego Narodzenia, których Wigilia przypada 6 stycznia, w dniu, w którym piszę te słowa. 

Niech narodzona Dziecina zawsze patrzy na Was łaskawym okiem, zachowa w zdrowiu, zwłaszcza w obecnych czasach. 

Wesołych Świąt!

3 komentarze: