Niedziela
Palmowa na kolorowo,
czyli
coś
o zadzieraniu głowy
Lipnica Murowana to wieś w Polsce w województwie małopolskim, która od 1326 r. aż do 1934 r. posiadała prawa miejskie. Lipnicę jako miasto lokował król Władysław Łokietek w 1326 r., pozwalając na handel mięsem, rybami, na wystawianie punktów szewskich, piekarni, młyna i łaźni. W zamian za to mieszkańcy byli zobowiązani do stawiania się na pospolite ruszenie. Całkiem współcześni mieszkańcy wystawili królowi pomnik, który spogląda w kierunku rynku.
Za panowania Kazimierza Wielkiego miejscowość została otoczona murem, którego zarys wyznacza dziś skarpa. Przez miasto, które i dziś położone jest nad rzeczką Uszwicą, przechodził gościniec z Zakliczyna do gościńca z Bochni do Nowego Sącza. Przez wieki mieszkańcy byli na przemian nakłaniani lub zwalniani od podatków, otrzymywali pozwolenia na jarmarki, próbowali podnieść się z pożogi w XVI w.
Po rozbiorach Polski, Lipnica Murowana weszła w skład zaboru austriackiego. I choć w nazwie swej była murowana, to domy były tu drewniane, a ludność uboga, żyjąca głównie z garncarstwa i grabarstwa.
W czasie I wojny światowej we wsi miały miejsce walki austriacko - rosyjskie. Z tego okresu w okolicy można odnaleźć ładnie utrzymane cmentarze wojenne. Lipnica przetrwała II wojnę światową. Dziś stanowi przykład zabudowy średniowiecznej osady z centralnie położonym rynkiem, na którym odbywały się targi. Domy z charakterystycznymi podcieniami pochodzą z XVIII w. i są w głównej mierze drewniane.
Choć miejscowość nie jest duża, to ma kilka zabytków i miejsc polecanych do obejrzenia. Mieszczą się one głównie w Lipnicy Dolnej i Lipnicy Murowanej.
Pierwszą budowlą, jaką zobaczyłam z zewnątrz w Lipnicy Dolnej był dwór należący niegdyś do rodziny Ledóchowskich. To murowany budynek z I połowy XIX w., który przez ponad 60 lat, aż do wybuchu II wojny światowej pozostawał w rękach rodziny. Po pożarze w 1828 r. postanowiono przenieść centrum miasta w nowe miejsce: wyznaczono plac na gruntach należących do Kazimierza Janoty Bzowskiego, galicyjskiego ziemianina, szlachcica. Jego murowany dwór miał być fragmentem nowego rynku. Na jego środku postawiono figurę św. Floriana z 1837 r., która miała strzec nowe miasto od pożarów. Figurę tę można zobaczyć do dziś.
Do budowy nowej aglomeracji nie doszło, a do dworu w 1883 r. wprowadziła się rodzina Ledóchowskich, przybyła z Austrii. Przez kilka lat mieszkały tu dwie siostry Ledóchowskie, święta Urszula (kanonizowana w 2003 r.) oraz błogosławiona Maria Teresa (beatyfikowana w 1975 r.) Siostra Urszula była powszechnie ceniona i szanowana za poświęcenie się innym, zwłaszcza dzieciom. To w Lipnicy znajduje się ostatnia założona przez świętą Urszulę Ledóchowską placówka sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Również jej starsza siostra Maria Teresa została błogosławioną za walkę z niewolnictwem w Afryce. Należała do sióstr Klawerianek.
Dziś dwór jest własnością Kurii Diecezjalnej w Tarnowie, a mieści się tu Katolicki Ośrodek Studiów Społecznych im. Urszuli Ledóchowskiej. Od 2003 r. mieści się tu także małe muzeum, poświęcone rodzinie Ledóchowskich. Niestety nie miałam okazji by tam zawitać. Ciekawostką niech będzie fakt, że nie tylko dwie siostry w tej rodzinie przyjęły zakonne życie. Również do stanu duchownego weszła kolejna siostra oraz brat.
Kolejną atrakcją Lipnicy Dolnej był kościółek. Uroczy, zabytkowy, kryty gontem. Lubię takie stare świątynie, bo mają swój klimat. Jedyne co psuło mi w nim atmosferę to tłum ludzi...
Kościół św. Leonarda to modrzewiowy kościół cmentarny. W 2003 r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Świątynię zbudowano prawdopodobnie pod koniec XV w., choć miejscowe tradycje wskazują już na wiek XII lub XIII. Stoi na miejscu dawnej pogańskiej świątyni i jest dziś, w stanie prawie niezmienionym, przykładem kościoła gotyckiego w Polsce. W XVII w. kościół otoczono sobotami, czyli niskimi podcieniami, podpartymi słupami, dodano też wieżyczkę na sygnaturkę, której jednakże nigdy nie wypełnił dzwon. A to ze względu na to, że mieszkańców nie było na niego stać.
Wnętrze świątyni pokryte jest polichromią patronową. Cóż to takiego? Ano malunki wykonywane przy pomocy szablonów, tzw. patronów. Szablon, czyli wzór, coś co można powielać. Malowidła z prezbiterium pochodzą z 1689 r. a przedstawiono na nich Ukrzyżowanie na tle draperii podtrzymywanej przez anioły, Sąd Ostateczny, Ostatnią Wieczerzę i wizerunek Najświętszej Maryi Panny adorowanej przez św. Szymona z Lipnicy.
Chór zdobią malowidła przedstawiające tzw. Chłopski Dekalog, czyli uproszczoną formę 10 przykazań. Obecnie w kościele znajdują się kopie tryptyków, bowiem oryginały, wpierw skradzione, potem odzyskane, umieszczono w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie. Ambona, nisko zawieszona pochodzi z 1711 r. i zawiera cztery postacie Ewangelistów.
Ciekawostką jest belka, podtrzymująca ołtarz od tyłu. Pochodzi z czasów pogańskich i rzekomo jest dawną rzeźbą (czy też jej fragmentem) Świętowida, boga urodzaju i wojny, naczelnego boga słowiańskiego. W posadzce nawy znajduje się płyta nagrobna Antoniego Ledóchowskiego, ojca obu sióstr zakonnych.
Posąg Światowida z dawnej pogańskiej świątyni to mogła być także pionowa belka krzyża we wczesnej świątyni chrześcijańskiej
W czasie powodzi w 1997 r. wezbrana woda z rzeczki Uszwicy podmyła fundamenty i zalała wnętrze. Kościół przetrwał dzięki mieszkańcom, którzy przywiązali świątynie linami do pobliskich, potężnych drzew. Odremontowano go, a potem jeszcze dwukrotnie ratowano zabytek przed zalaniem (w 2010 r. i 2014 r. )
Przez drewniany mostek nad Uszwicą przeszłam do Lipnicy Murowanej. Przeszłam obok starego galicyjskiego budynku, który kiedyś był szkołą trywialną (od łacińskiego słowa trivialis - tani, pospolity, gminny). W szkolnictwie obowiązującym w Austrii i na terenach Austro-Węgier w XIX w. była to szkoła o elementarnym poziomie nauczania. Miała ona zazwyczaj jednego lub dwóch nauczycieli. I stała poziomem nieco wyżej od szkółek parafialnych, gdzie zazwyczaj rolę nauczyciela pełnił ksiądz.
Przez murowaną dzwonnicę parawanową z dwoma dzwonami, weszłam na teren domostwa św. Szymona z Lipnicy, którego często ludzie mylą z Szymonem Słupnikiem (może od jego figury na rynku, która stoi na słupie).
Szymon z Lipnicy (ur. między 1438 r. a 1440 r. w Lipnicy, zm. 18 lipca 1482 r. w Krakowie), polski święty kościoła katolickiego, kapłan z zakonu oo. Bernardynów. Słynął z surowości życia w zakonie. Troskliwie opiekował się chorymi w czasie epidemii cholery. Wkrótce sam zachorował i zmarł. Czując zbliżającą się śmierć, wyraził życzenie, by pochować go pod progiem kościoła, by wszyscy po nim deptali. Po jego śmierci odnotowano ponad 370 cudownych uzdrowień i łask, przypisywanych jego wstawiennictwu. Relikwie świętego trafiły tu w 1923 r. i jest to jego kość. Św. Szymon z Lipnicy został kanonizowany w 2007 r.
Relikwie św. Szymona znajdują się na tyłach ołtarza głównego - tu najlepiej widać, jak stare drewno jest podstawą ołtarza
Kościół św. Szymona z Lipnicy jest parafialnym, wotywnym kościołem, wzniesionym w miejscu domu, w którym urodził się św. Szymon. Świątynię zbudowano w latach 1636 - 1648 z fundacji Stanisława Lubomirskiego i mieszczan lipnickich, jako wotum wdzięczności za zwycięstwo armii polskiej nad wojskami tureckimi w 1621 r. w bitwie pod Chocimiem.
Kościół przebudowano w latach 1964-1966, dzięki ofiarności lipniczan z Ameryki, o czym świadczy stosowna tablica przy wejściu. Świątynia jest utrzymana w stylu wczesnobarokowym.
Ołtarz pochodzi z 1860 r., a w nim znajduje się oczywiście obraz z wizerunkiem św. Szymona z II połowy XVI w. Organy pochodzą już jednak z XIX w.
Przy kościele znajduje się studnia (pierwotnie z XVI w.), której woda słynie - według podań - z dobroczynnego wpływu na oczy, uszy, gardło oraz... niepłodność u kobiet.
Lipnica Murowana ma jednak dużo większy kościół pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła, który jest dziś kościołem parafialnym, najstarszym i największym z lipnickich kościołów. Został on zbudowany z fundacji Kazimierza Wielkiego z 1363 r. na skraju dawnego miasta.
Jest to budynek w stylu gotyckim, choć był wielokrotnie przebudowywany, czy to z powodu pożarów, czy też grabieży i dewastacji wojennych. Wnętrze stanowi bogata polichromia zarówno w ornamentyce, jak i w figurach. Pochodzi z 1863 r. W ołtarzu znajduje się obraz św. Andrzeja Apostoła. Ambona jest z 1889 r.
Na wieży kościelnej znajduje się dzwon Maryja, nazywany też Dzwonem Prezydenckim, na pamiątkę fundatora dzwonu, prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Sklepienie nad ołtarzem głównym, w którym oczywiście wizerunek św. Andrzeja i krzyż, na którym został ukrzyżowany
Tego dnia zebrał się spory tłum przy kościele, do którego z rynku podążała procesja po poświęceniu palemek wielkanocnych. Tu także podano rozstrzygnięcie wyników konkursu związanego z tradycją miejscowości.
Lipnica Murowana słynie bowiem z Konkursu Lipnickich Palm i Rękodzieła Artystycznego na palmę wielkanocną. Konkurs jest w sumie młody, bo odbywa się od 1958 r.
Najwyższe palmy osiągały długość ponad 30 m (!). Jednak w tym roku rekord nie został pobity. Konkurs ma swoje wymogi. Każda palma musi być wykonana z naturalnych składników. Nie można spinać elementów drutem czy plastikowymi zapinkami. Wszystkie palmy muszą zostać postawione pionowo siłą ludzkich mięśni. Dozwolone jest jedynie użycie lin i stabilizujących tyczek. Nie można używać podnośników czy dźwigów. Jeśli palma podczas stawiania się złamie, od razu jest dyskwalifikowana z udziału w konkursie. Niestety takie przypadki się zdarzały. Palmy są ciężkie i zazwyczaj niesie je kilku mężczyzn.
Konkurs tegoroczny odbył się po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią. Spodziewałam się mega kolorowych i bogato zdobionych palemek, a przede wszystkim dużej jej ilości, którą jak mi się wydawało, widziałam w telewizji. Byłam gotowa zadzierać głowę, żeby dostrzec końce palm. Tymczasem byłam nieco rozczarowana. Palmy ustawiono wokół figury św. Szymona i nie było ich tak wiele. Jeśli mam być szczera, to dużo bardziej dekoracyjne i bogatsze w ornamenty z krepiny są palemki w Łysych na Kurpiach. Moim zdaniem święto w Lipnicy Murowanej jest przereklamowane. Nie widziałam zbyt wielu mieszkańców w regionalnych strojach. Furorę robili amerykańscy żołnierze, którzy chętnie pozwalali się fotografować.
Za to fantastycznie było pooglądać rękodzieło. Tego na rynku nie zabrakło. Od koszyczków, stroików świątecznych, przez materiałowe maskotki, pierniki, po pisanki wykonane w różnym stylu. Oczywiście założyłam, że wrócę z jakimś jajkiem. Wróciłam do domu z czterema. Trudno się było oprzeć.
Poza tym można było zaopatrzyć się w miody, wędlinę i sery a także zjeść coś na ciepło. Ponieważ tego dnia pogoda była niepewna i nieco wiatr dmuchał, chętnych na ciepły bigos czy karkówkę nie brakowało.
Filcowe pisanki przypomniały mi o tym, że swoje rękodzieło rozdałam w prezentach... Kiedyś bawiłam się filcem... sznurkiem zresztą też.
W sumie byłam zadowolona, że udało mi się zobaczyć Lipnicę Murowaną. Być może, dzięki temu, że było święto, zabytki były pootwierane i mogłam zobaczyć ich wnętrza. A że przy okazji był tłum ludzi spragnionych tego samego co ja... cóż, nie można nikogo za to winić.
Tego dnia zobaczyłam jeszcze dwa inne miejsca, nie związane już z Niedzielą Palmową. Ale o tym opowiem przy innej okazji...
W pięknym miejscu znalazłaś się w niedzielę palmową, jedynym z taką tradycją w Polsce. Największe wrażenie wywarł jednak drewniany kościół św. Leonarda. Kilka podobnych widziałem ale tu po raz pierwszy spotkałem się z polichromią patronową. Jarmark też ciekawy z rękodziełem a nie z chińską tandetą. Miałaś bardzo fajny dzień. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńO tak, dzień był bardzo udany, nawet pogoda dała radę :)
UsuńLipnica Murowana nie jest jedynym miejscem z tradycją robienia wysokich palemek. Jest jeszcze miejscowość Łyse na Kurpiach, gdzie też jest konkurs, tyle, że na najładniejszą palmę. I chyba te, podobały mi się bardziej. Z kolei Lipnica jest bardziej znana, zresztą sama o niej usłyszałam z telewizji (w czasach, kiedy jeszcze ją oglądałam ;))
Co do kościółka św. Leonarda to też mi się podobał. Lubię takie wiejskie kościoły, w których da się wyczuć minione wieki. Mają taką, nomen omen - duszę.
A jarmark... cóż, jestem sroka :) I podziwiam talenty innych, zwłaszcza, że wszystko było różne, nie z szablonu i taśmy produkcyjnej.
Serdeczności! :)
Małe pogórzańskie miasteczko a urok ma.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Nawet pomimo tych tłumów. Widziałam po drodze inne drewniane kościółki, które są prześliczne. Cała Małopolska jest w sumie usiana takimi miasteczkami z historią w tle. Fajnie to odkrywać :)
Usuń