"...Cieszmy się z małych rzeczy,
bo wzór na szczęście w nich
zapisany jest..."
Pamiętacie teledysk Sylwii Grzeszczak do piosenki "Małe rzeczy"? Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam, od razu mój wzrok przykuły wnętrza, w których go nagrano. Zastanawiałam się gdzie to jest, jak tam dojechać i najlepiej, żeby już zamawiać transport. Minęło trochę lat i nadarzyła się okazja, by ten pomysł zrealizować i stanąć w miejscu, gdzie stał fortepian piosenkarki. I choć myślałam wówczas o tej jednej sali, w efekcie zobaczyłam coś więcej. Coś, co nie pozostawiło obojętnym.
Cieszmy się z małych rzeczy... ale z dużych cieszmy więcej ;)
Zapraszam dziś do Lubiąża. I nie, nie zwiedzimy zamku, nie będzie o księżniczkach, rycerzach, turniejach i potyczkach. Wejdziemy do cichego miejsca, który skłania nas do przemyśleń na temat przemijania. Miejsca, które wymusza na nas szept i...zachwyt.
Otóż na prawym brzegu Odry wznosi się klasztor cystersów. Jest to jeden z największych zabytków tego typu w Europie i jednocześnie największe opactwo cysterskie na świecie. Mówi się o nim, że to arcydzieło śląskiego baroku. I stanowi drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie (zaraz po zespole pałacowo - klasztornym w Eskurial w Hiszpanii). Opactwo w Lubiążu ma aż 223 m barokowej fasady, co czyni ją najdłuższą w Europie. Brzmi dumnie? To dorzućmy jeszcze ponad 600 okien. (Ciekawe kto by je przed świętami umył? ;)) Opactwo jest tak duże, że nie da się sfotografować go w całości. No chyba, że wzleci się na pewną wysokość. I kiedy myślałam, że dojdę do końca fasady i zakręcę, to się pomyliłam, bo za zakrętem czekała kolejna, jakby cofnięta ściana. I tak sobie myślę, że zakonnicy przed opatem mogli się ukrywać przez miesiące, a i tak pewnie by ich nie znalazł. O ile mieli potrzebę uciekania od swoich mnisich obowiązków.
Klasztor męski założył w 1175r. Bolesław I Wysoki, który sprowadził w 1163r. cystersów z opactwa Pforta w Turyngii. Było to pierwsze osadzenie cystersów na Śląsku. Z biegiem lat mnisi rozwijali założenie, założyli też filie klasztoru w Kamieńcu, Henrykowie i w Krzeszowie.
Pierwsza wzmianka historyczna o prowadzonym przez klasztor handlu solą na Odrze pochodzi z 1211r. Istniały tu także liczne jazy młyńskie.
Początki samego Lubiąża, jako miasteczka leżącego w dole rzeki, sięgają kasztelanii z placem handlowym. Sama osada z brodem na Odrze, położona przy drodze z Legnicy do Wołowa, jest starsza niż klasztor. Lubiąż nabył prawa miejskie w 1249r. a utracił je w 1844r. Od 1929 r. cała osada została połączona w jedną gminę.
Początki samego Lubiąża, jako miasteczka leżącego w dole rzeki, sięgają kasztelanii z placem handlowym. Sama osada z brodem na Odrze, położona przy drodze z Legnicy do Wołowa, jest starsza niż klasztor. Lubiąż nabył prawa miejskie w 1249r. a utracił je w 1844r. Od 1929 r. cała osada została połączona w jedną gminę.
Wojny husyckie oraz wojna trzydziestoletnia zniszczyły założenia klasztorne. Po drodze konflikty pomiędzy zakonnikami polskimi i niemieckimi a także coraz bardziej popularna Reformacja nie polepszały sytuacji klasztoru ani budowli wchodzących w jego skład. Lubiąż, swój dzisiejszy wygląd zawdzięcza opatowi Arnoldowi Freibergowi, który od 1649r. zajął się odbudową klasztoru w stylu barokowym. Rozbudowa klasztoru trwała aż do zajęcia Śląska przez króla Prus Fryderyka II. Pod koniec XVII w. ten monumentalny pałac opacki liczył sobie ponad 300 sal z bogatym wyposażeniem. Działali na tym terenie wspaniali artyści jak choćby malarze Felix Anton Scheller czy Michael Willmann, pochowany zresztą w klasztorze. Ten ostatni stał się najwybitniejszym w II poł. XVII w. twórcą śląskiego baroku, a jego dzieła zdobią wiele klasztorów i kościołów, choć całe swoje życie poświęcił twórczości dla cystersów w Lubiążu, gdzie mieszkał ze swoją rodziną.
Kres świetności i działalności klasztoru z ponad kilku wiekową historią położyła sekularyzacja w roku 1810. A właściwie król pruski, który przejął te tereny, skasował zakon cystersów i zawłaszczył sobie jego dobra. Niestety większość zgromadzonego bogactwa przepadła bezpowrotnie, padła ofiarą głupoty i bezmyślności Prusaków, m.in. cenne woluminy przechowywane w bibliotece zakonnej. W samym klasztorze utworzono szpital najpierw wojskowy, a od 1823r. psychiatryczny.
W czasie II wojny światowej opactwo cystersów stało się obozem dla przesiedleńców - folksdojczów m.in. z Bukowiny a także obozem dla Luksemburczyków, zaciekłych przeciwników Hitlera i jego pomysłów. Tajemnicą, podobno poświadczoną historycznie, jest fakt, że w murach klasztoru prowadzono tajne badania nad radiolokacją i półprzewodnikami przez niemiecką firmę elektroniczną Telefunken. Co wydaje się sensowne, ponieważ Niemcy zazwyczaj zajmowali zamki, pałace i budynki sakralne na swoje potrzeby, tak tajne jak i jak najbardziej jawne.
Rok 1945 przyniósł koniec wojny, ale jednocześnie przejście "czerwonej zarazy" jak mówiło się o Armii Czerwonej. A ta, jak wiadomo, świętości żadnej nie uznawała. Palili, grabili i niszczyli wszystko co stanęło im na drodze. Również dotknęło to założenia cysterskiego w Lubiążu. Żołnierze Armii Czerwonej, poszukując skarbów, zbezcześcili kryptę pod kościołem p.w. Wniebowzięcia NMP, znajdującego się na terenie opactwa, a w niej trumny pochowanych tam Piastów śląskich. Przypuszcza się, że skradli oni wszystkie insygnia władzy jak berła, jabłka czy miecze, zwyczajowo wkładane do trumien, a mumie porozrzucali po posadzce. Już samo to zachowanie zasługuje na potępienie, ale prawdziwy kłopot mieli później historycy, którzy nie mogli przypisać szczątków ciał do pozostałości po trumnach. Jedynie ciało Michaela Willmanna zostało zidentyfikowane i godnie ponownie pochowane.
Zaraz po wojnie żołnierze radzieccy urządzili w murach klasztoru po raz kolejny szpital psychiatryczny. Siedzieli tu do 1948r. a kiedy się wreszcie wynieśli, przyszła... Służba Bezpieczeństwa PRL i grupa żołnierzy z Nadwiślańskiej Jednostki Wojskowej, która na zlecenie generała Czesława Kiszczaka poszukiwała tu kolejnych skarbów w postaci podziemnej fabryki zbrojeniowej, a w niej ukrytego złota, które rzekomo mieli tu pozostawić uciekający z Wrocławia, wówczas o nazwie Breslau, żołnierze niemieccy. Jedyne co znaleźli, to mnóstwo ludzkich kości w lochach, które po latach snucia domysłów, jakoby byli to więźniowie obozu Gross - Rosen albo zamordowani przez NKWD czerwonoarmiści, okazały się szczątkami zakonników dawniej tu stacjonujących.
Zaraz po wojnie żołnierze radzieccy urządzili w murach klasztoru po raz kolejny szpital psychiatryczny. Siedzieli tu do 1948r. a kiedy się wreszcie wynieśli, przyszła... Służba Bezpieczeństwa PRL i grupa żołnierzy z Nadwiślańskiej Jednostki Wojskowej, która na zlecenie generała Czesława Kiszczaka poszukiwała tu kolejnych skarbów w postaci podziemnej fabryki zbrojeniowej, a w niej ukrytego złota, które rzekomo mieli tu pozostawić uciekający z Wrocławia, wówczas o nazwie Breslau, żołnierze niemieccy. Jedyne co znaleźli, to mnóstwo ludzkich kości w lochach, które po latach snucia domysłów, jakoby byli to więźniowie obozu Gross - Rosen albo zamordowani przez NKWD czerwonoarmiści, okazały się szczątkami zakonników dawniej tu stacjonujących.
Od 1989 r. prowadzone są na szeroką skalę, prace renowacyjne, konserwacyjne i remontowe założenia cysterskiego.

Dziś można podziwiać przede wszystkim Salę Książęcą. To ta z teledysku Sylwii Grzeszczak. Jest naprawdę imponująca. Zawiera dwie kondygnacje budynku, ma 400 m² powierzchni i 13,4 m wysokości. Salę Książęcą zdobią rzeźby wrocławskiego mistrza Józefa Mangoldta oraz wielki plafon i obrazy Christiana Bentuma. Całość wnętrza utrzymana jest w złotej kolorystyce. W sali tej organizowane są coroczne międzynarodowe festiwale muzyczne Vratislavia Cantans, co po łacinie znaczy "śpiewający Wrocław".






Kolejnymi, jakże pięknymi salami, które można podziwiać w założeniu klasztornym są refektarz klasztorny oraz refektarz letni. Pierwszy utrzymany jest w podobnym stylu co Sala Książęca, ale w mniejszym wydaniu, bo zajmuje jedną kondygnację budynku, zaś druga sala, choć prosta w swym stylu, posiada imponujący, bogato zdobiony sufit. Tu naprawdę można zachwycić się detalami.





Kościół p.w. Wniebowzięcia NPM to w większości ruina wewnątrz, choć trwają prace nad przywróceniem świątyni dawnego blasku. Niestety jest to proces długi, żmudny i kosztowny. To, co ukradli Niemcy a potem zniszczyła Armia Czerwona, tego nie da się już przywrócić. Póki co, kościół jest galerią obrazów najsłynniejszego malarza w Lubiążu, Michaela Willmanna. A także w podziemnych kryptach, nekropolią dla 98 ciał książąt piastowskich, opatów i zasłużonych cystersów.



Na terenie opactwa znajduje się także kościół św. Jakuba, który dziś jest zabezpieczoną ruiną. Dawniej służył on jako kościół parafialny dla świeckich pracowników opactwa. Po sekularyzacji kościoła, urządzono w nim arsenał. Potem krótko należał do protestantów. Wnętrze zostało zniszczone w 1945 roku.

Co jeszcze wchodzi w skład tego wielkiego założenia klasztornego? Np. budynek bramny, klasztorny szpital, wozownia, browar i piekarnia, most, tereny ogrodów i cmentarzy, budynki rzemieślników i inne gospodarcze. To naprawdę ogromna przestrzeń, dziś częściowo wykorzystywana na bieżące potrzeby.

Dawniej wokół Pałacu Opata i klasztoru ulokowano ogrody z alejkami, grządkami z warzywami i roślinami ozdobnymi. Dziś pustą przestrzeń pokrywa trawnik i wiekowe drzewa, które jak zawsze, mogłyby coś opowiedzieć, gdyby mówić mogły. A tak są tylko świadkami przemijania, dlatego "...cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest..."
Tymczasem ja lecę dalej odkrywać skarby Dolnego Śląska i nie tylko ;) Z kiełbasianą przekąską od firmy Tarczyński, która także w Sali Książęcej opactwa cysterskiego, nagrała reklamę kabanosów (p.t. Czterej Muszkieterowie). Także do zobaczenia!
Beautiful post
OdpowiedzUsuńThank You! Best regards :)
UsuńPamiętam Twój komentarz pod moim wpisem i widzę, że dotarłaś do Lubiąża. Mimo iż minęło już sporo czasu kiedy tam byłem odnowione pomieszczenia nadal robią na mnie wrażenie, podobnie jak wielkość i położenie opactwa. Natomiast jakiś spektakularnych zmian nie widzę. Może tylko ta galeria w kościele. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTak, trochę mi to zajęło... Co innego jest patrzeć na zdjęcia i się zachwycać, a co innego widzieć to na własne oczy i... też się zachwycać :) Bardzo mi się tam podobało i aż żal, że zostało to zniszczone. Teraz przywrócić to do dawnej świetności to i czas i pieniądze, a wiadomo, że tych ostatnich zawsze nie ma. Ale dobrze, że jest Fundacja i plan. Coś tam robią, ale wiadomo, powoli. Kościół jest galerią, więc co jakiś czas następuje zmiana wystroju. Mimo tego stanu jest to niewątpliwie perełka na Dolnym Śląsku. Serdeczności! :)
Usuń