Na
izerskim szlaku,
czyli jak
złamać swoją silną słabą wolę 😊
Ciepły tydzień lipcowy 2023r. spędzałam z moją Siostrzenicą Martą, najlepszą kompanką wyryp górskich, w miejscowości uzdrowiskowej Świeradów Zdrój. Obydwie byłyśmy nieco zmęczone, więc, żeby się nie przemęczać wybrałyśmy sobie Izery na cel wędrówek. Bo przecież to takie "płaskie" górki... No tak, płaskie do czasu ;)
Na pierwszy ogień, w ramach rozchodzenia nóg, poszła Hala Izerska. Dzień był dość parny, na popołudnie przepowiadano burze, więc też nie chciałyśmy wychodzić gdzieś daleko. Założenie było takie, że idziemy spacerowo do kultowego schroniska, czyli Chatki Górzystów, tam tradycyjnie herbatka i odwrót na kwaterę. I tu jeszcze nasza silna wola naprawdę była silna :)
Wyruszyłyśmy ze Świeradowa - Zdroju niebieskim szlakiem.
Pierwszy przystanek zrobiłyśmy przy wieży widokowej Sky Walk. Mam wrażenie, że tego typu atrakcje wyrastają jak grzyby po deszczu. I są dziwnie drogie, ale amatorów nie brakuje. Nie twierdzę przy tym, że to złe, bo sama, będąc w Masywie Śnieżnika wybrałam się na taki spacer w chmurach, ale cena jest według mnie nieadekwatna do tego, co możemy podziwiać również na szlaku.
Wędrowałyśmy tak nieśpiesznie w stronę chatki, raz na jakiś czas mijali nas inni turyści. Tłoku specjalnie nie było. Pogoda była piękna. Na otwartej przestrzeni podziwiałyśmy widoki Gór Izerskich i dalszego planu Gór Karkonoskich. Było cudownie i tak bardzo letnie, jak w lipcu mogło być.


Już z daleka widać było schronisko i mały tłumek ludzi. Nas to specjalnie nie zdziwiło, bo zazwyczaj jest tak przy wszystkich bacówkach i schroniskach. My i tak chciałyśmy tylko zatrzymać się na herbatę i zjeść kanapkę.
Chatka Górzystów to schronisko na Hali Izerskiej, a właściwie, żeby być bardziej precyzyjnym to na Izerskiej Łące, bo to nazwa bardziej oryginalna i jedyna pozostałość po nieistniejącej już wsi Gross - Iser. Założyli ją w XVII w. czescy uchodźcy religijni. Pierwszy dom stanął to w 1620 roku. W 1742 roku już 20 wiernych modliło się w kaplicy, która zlokalizowana była przy...karczmie. W 1880 roku było już ok. 38 bud pasterskich i działający młyn wodny. Zaczęła funkcjonować tu także szkoła. W obecnym budynku, który stoi na hali, mieściła się dawniej szkoła dla dzieci ze wsi. Był to nowy budynek z 1938 roku, bo stary nie spełniał już swoich funkcji. Przed wojną wieś zamieszkiwało ok. 240 osób w około 40 domach. W Gross - Iser można było zjeść w trzech gospodach, dostać nocleg w dwóch schroniskach, napić się kawy w kawiarni. Wieś dysponowała własną strażą pożarną, leśniczówką, domkiem myśliwskim i wspomnianą szkołą. Czyli...na bogato. Szkoła była całkowicie skanalizowana, z bieżącą wodą i oświetleniem. Miała główną klasę z pokojem na bibliotekę (co i dziś jest elementem wystroju Chatki), pomieszczenie do prac ręcznych dla chłopców (obecnie jest to po prostu drewutnia) oraz kuchnię dla dziewcząt, a tam, gdzie obecnie jest jadalnia, była stajnia. Na piętrze budynku mieszkał nauczyciel wraz ze swoją rodziną. Obok szkoły znajdowała się dzwonnica.
Los bywa nieprzewidywalny. Z tętniącej życiem wsi pozostał jeden budynek, a ludzie poszli na poniewierkę, wyrwani ze swojego dotychczasowego życia, pozbawieni swego dorobku i ziemi. 10 maja 1945 roku do wsi weszli rosyjscy żołnierze. Zabili oni właściciela schroniska Paula Hirta, który był lubianą postacią we wsi, zwłaszcza przez dzieci, które dostawały od niego słodycze. I była to jedyna ofiara II wojny światowej w Izerze. Dziś jego grób znajduje się niedaleko budynku schroniska. Szkołę zdemolowano, wszystko, co mogło zostać rozebrane, zostało zniszczone, spalone, wyrwane. Po 1945 roku ludność wysiedlono w nieznane. Wszystkie domy rozebrano. Z niewiadomych przyczyn ocalał tylko budynek szkoły, w którym dziś mieści się Chatka Górzystów. Być może dlatego, że służył żołnierzom Wojsk Obrony Pogranicza za strażnicę.
Usiadłyśmy z Tuśką pod schroniskiem, rozkoszując się atmosferą, która tu jest wyjątkowa. Zaczął wiać lekki wiaterek, ale wciąż było ciepło. Stanęłam w długim ogonku kolejki po herbatę z cytryną. Co jakiś czas zmieniałyśmy się z Martą, bo kolejka zdawała się nie posuwać wcale. I właśnie wtedy nasza silna wola zaczęła słabnąć. Bo stojąc w kolejce miałyśmy możliwość zaobserwowania kursujących turystów z talerzami, na których leżały wielkie naleśniki z jagodami. Wystarczyło jedno spojrzenie na siebie i już wiedziałyśmy, że nie skończy się jedynie na herbacie. Ślinotok, który pojawił się nie wiadomo skąd dał nam znać, że wola nasza zbyt silna nie jest, a gdy doszłam do kasy, padła zupełnie. Od okienka wróciłam z dwoma herbatami, a po chwili z dwoma talerzami, na których spoczywały wielkie i parujące naleśniki. Bo naleśniki z jagodami są tutaj niemal obowiązkowe. Nie są takie zwyczajne. Są biszkoptowe, puszyste, smaczne i bardzo syte. Nadzienie mają serowe, a sos jagodowy to w zasadzie nie sos, a dodatkowa porcja owoców :) Czyste niebo w gębie, tak czyste, jak bywa latem w nocnej porze, kiedy pod schroniskiem zbierają się fani spadających perseidów. Wówczas Izerska Łąka pełna jest namiotów i nikomu nie przeszkadzają warunki polowe. Można powiedzieć, że wtedy Gross-Iser znów żyje.
Siedziałyśmy tak pod Chatką Górzystów i zajadałyśmy się naleśnikami. Kanapki pozostały na dnie plecaków. Wokół panował miły gwar, ludzie wymieniali się uśmiechami. I siedziałybyśmy tak dalej, gdyby nie fakt, że trzeba było wracać do miasta.
Wróciłyśmy więc tym samym szlakiem, najpierw dawną drogą biegnącą przez wieś, potem przez łąki i pola, wreszcie las, by na końcu ukazały się nam zabudowania Świeradowa - Zdroju. W samą porę, bo zrobiło się jeszcze parniej, więc burza była tuż za zakrętem. Ale my już bezpiecznie dotarłyśmy na swoją kwaterę.


To był cudowny dzień, a na jego wspomnienie śmieje mi się buzia. Chętnie tam jeszcze kiedyś wrócę...
Hej!
Kilka razy jadłem te naleśniki i fakt, są dobre, ale kiedyś były większe ;) Obecnie porcje się trochę zmniejszyły i już nie tak łatwo się nimi najeść.
OdpowiedzUsuńIzery to takie "płaskie" góry, idealne na rower latem :)
Nie mam porównania, bo jadłam je pierwszy raz, ale dla mnie to była duża porcja. I smakowały wybornie. A może mniejszy naleśnik, bo nastąpiła zmiana patelni? :)
UsuńTak, niby Izery to góry "płaskie", ale zmęczyć się też da. No i poszaleć na biegówkach zimą. Ale góry same w sobie są fajne na spacery. Pozdrawiam serdecznie :)