Opowieść
o księżniczkach,
rycerzach
i smokach,
czyli
o tym,
jak
dwie Kunegundy
wybrały
się na zamek Chojnik
W pewien
piękny wieczór lipcowy dwie Kunegundy – Starsza i Młodsza – pochyliły się nad
mapą, by obrać jakiś cel wędrówki na kolejny dzień. Studiowały wnikliwie
szlaki, obliczały czasy przejścia, zastanawiały się nad najlepszą opcją.
- A może
połączmy wędrowanie ze zwiedzaniem i chodźmy na zamek? – powiedziała Starsza
Kunegunda
- A gdzie to
na mapie? – zastanawiała się Młodsza
- No tu.
- Acha.
- To co? Idziemy?
Może spotkamy jakiegoś rycerza – namawiała Starsza.
- Dobra –
odparowała Młodsza Kunegunda
I tym
sposobem, postanowiły wybrać się na zamek położony malowniczo na skale, wśród
szumiącego lasu.
Wstały
raniutko i od razu ze swej siedziby w Szklarskiej Porębie Górnej weszły na
szlak zielony, by poczuć odrobinę wędrowania w nogach. Po jakimś czasie
napotkały tabliczkę, mówiącą o tym, że jest obejście szlaku (co w drodze
powrotnej okazało się zupełnie zbyteczne) i doszły aż do Wodospadu Szklarki. O
tym cudzie przyrody napiszę Wam kiedy indziej, dziś skupmy się na wędrówce
dwóch księżniczek. Przez chwilę szły niebieskim szlakiem w kierunku Piechowic.
Gdy znów weszły na szlak zielony, szły nim przez godzinę. Droga wiodła przez las, a po drodze napotykały mnóstwo głazów.
Wreszcie pojawiły się jakieś domy na horyzoncie, a księżniczki zastanawiały się gdzie doszły. Usiadły na przystanku autobusowym i wyjęły mapę. Widok z ich miejsca był przedni. Przed nimi lekko w chmurach skryły się Śmielec i Wielki Szyszak.
Gdy znów weszły na szlak zielony, szły nim przez godzinę. Droga wiodła przez las, a po drodze napotykały mnóstwo głazów.
Wreszcie pojawiły się jakieś domy na horyzoncie, a księżniczki zastanawiały się gdzie doszły. Usiadły na przystanku autobusowym i wyjęły mapę. Widok z ich miejsca był przedni. Przed nimi lekko w chmurach skryły się Śmielec i Wielki Szyszak.
- Gdzie my
jesteśmy? – spytała Młodsza Kunegunda
- Chyba
dopiero w Michałowicach – odpowiedziała Starsza
Obawy się
potwierdziły z pomocą miejscowego człeka. Rzekł on, że za 40 minut będzie
autobus do obranego celu. Narada księżniczek była krótka.
- Podjedziemy
autobusem? – dopytywała Młodsza
- No ale nie
będzie się to liczyć do książeczki, bo nie na własnych nogach – skwitowała
Starsza i zaraz dodała – Wybór należy do Ciebie.
- Wiem, ale
nogi mnie bolą. Tak troszkę. To trudno, będzie mniej punktów…
- I tak odpoczywamy,
pijemy herbatę… - myślała na głos Starsza Kunegunda
- No
właśnie. To jedźmy tym autobusem – odpowiedziała Młodsza już całkiem
niezmęczona.
Po małej
przerwie w wędrowaniu, obie księżniczki wsiadły do całkiem nowoczesnego
wehikułu i po zakupie biletów, pojechały przez miejscowość Jagniątków aż pod
zamek Chojnik.
I tu zaczęło się prawdziwe wędrowanie, bowiem szlaku nigdzie znaleźć nie mogły. Naprowadzone przez miejscowy lud, zaczęły przedzierać się przez łąkę i iść na intuicję. Okazało się, że podążały Piekielną Doliną.
I tu zaczęło się prawdziwe wędrowanie, bowiem szlaku nigdzie znaleźć nie mogły. Naprowadzone przez miejscowy lud, zaczęły przedzierać się przez łąkę i iść na intuicję. Okazało się, że podążały Piekielną Doliną.
Z tej perspektywy zamek prezentował się bajecznie. Wysokie skały czyniły ten zamek niedostępnym. I tu wypadałoby wtrącić pewną legendę, związaną z imieniem Kunegunda. Kim była ta dama?
Kunegunda była młodą i piękną panną, córką
kasztelana. Ojciec jej był dość wyrywny i pewnego dnia założył się, że objedzie
wysokie mury zamkowe na grzbiecie konia. Oczywiście próby tej nie przeżył i
runął w przepaść. Kunegunda złożyła wtedy śluby, że odda swą rękę tylko temu,
co wyczyn ojca powtórzy i uda mu się wyjść z tego przedsięwzięcia cało. Wieść o
tym rozeszła się po okolicy, a na zamek przybywało mnóstwo młodych rycerzy. I
choć ginęli jedni po drugich, Kunegunda była niewzruszona i nadal obstawała
przy swoim okrutnym planie. Jednak lata mijały, przemijała też uroda
kasztelanki. Coraz mniej chętnych chciało kończyć swój żywot starając się o
rękę pani na zamku. Pewnego dnia przybył na zamek piękny młodzieniec, do
którego wyrwało się serce Kunegundy. Była gotowa zerwać swe śluby, by tylko
rycerz nie poddawał się próbie. Ale ten uparł się i dosiadł konia. Szczęście
dopisało młodzieńcowi i przejechał zamkowe mury. Ale radość Kunegundy nie
trwała długo, bowiem rycerz zapowiedział, że przybył na zamek, by pomścić
śmierć swych poprzedników, a kasztelanki nie chce i nie zamierza poślubić.
Mówiąc to cisnął rękawicą i odjechał w swoim kierunku. Kunegunda wpadła w
rozpacz, nie chciała do końca życia być panną. Smutek, wyrzuty sumienia i
pycha, pchnęły ją do czynu samobójczego. Rzuciła się w przepaść, tę samą, w
którą spadali rozkochani w niej zalotnicy. Legenda o okrutnej Kunegundzie
przetrwała wieki, gorzej z jej posiadłością…
Snując opowieści o rycerzach, Młodsza i Starsza dotarły do szerokiej drogi wyłożonej kostką brukową. Tu czekało ich wspinanie się mozolnie pod górę. Po drodze minęły skalną formację zwaną Skalnym Grzybem.
Snując opowieści o rycerzach, Młodsza i Starsza dotarły do szerokiej drogi wyłożonej kostką brukową. Tu czekało ich wspinanie się mozolnie pod górę. Po drodze minęły skalną formację zwaną Skalnym Grzybem.
Gdzieniegdzie otwierały się im widoki na Podgórzańskie Stawy oraz okoliczne górki.
- Daleko
jeszcze? – dopytywała Młodsza Kunegunda
I wreszcie
dotarły pod zamkowe mury. Nad bramą wejściową wisiał kawałek herbu Chojnik.
Oczywiście herb także związany jest z legendą, jakoby czerwone pasy na srebrnym
tle pochodziły od śladów krwi, powstałej przez wytarcie rękawicy o zbroję. A
dokonał tego giermek Gutsche Schoff, który za swe męstwo dostał szlachectwo z
herbem i stał się protoplastą rodu Schaffgotschsów, którzy zamkiem władali
przez dziesięciolecia z dużym powodzeniem.
I choć dziś
zamek to malownicze ruiny, to w przeszłości była to okazała twierdza.
Nazwa zamku –
Chojnik ( z niem. Kynast, z dawnego pol. Chojnasty) wzięła się od choinek,
czyli sosnowego lasu, które rosło na zboczu góry zamkowej. Góra ta ma 627 m
n.p.m.
Murowany
zamek powstał już w XIV w.
W pierwszej połowie XVI w. rozbudowano zamek, dodano zabezpieczenia mające na celu ochronę z użyciem broni palnej, a więc powstały strzelnice. Wtedy też zaczęła funkcjonować zamkowa kuchnia, a także stajnie. Zamek wyposażono w renesansowe zdobienia. Warto tu dodać, jako ciekawostkę, że zamek nigdy nie posiadał studni. Wodę gromadzono w specjalnych cysternach. Oczywiście warownia posiadała basztę, budynek komendanta, część mieszkalną oraz kaplicę. W jednej z wież znajdował się loch głodowy.
Po środku zamku dolnego znajduje się do dnia dzisiejszego kamienny pręgierz z 1410 roku, o wysokości 3,9 m. Zamek wyposażono także w Salę Sądową.
W pierwszej połowie XVI w. rozbudowano zamek, dodano zabezpieczenia mające na celu ochronę z użyciem broni palnej, a więc powstały strzelnice. Wtedy też zaczęła funkcjonować zamkowa kuchnia, a także stajnie. Zamek wyposażono w renesansowe zdobienia. Warto tu dodać, jako ciekawostkę, że zamek nigdy nie posiadał studni. Wodę gromadzono w specjalnych cysternach. Oczywiście warownia posiadała basztę, budynek komendanta, część mieszkalną oraz kaplicę. W jednej z wież znajdował się loch głodowy.
Po środku zamku dolnego znajduje się do dnia dzisiejszego kamienny pręgierz z 1410 roku, o wysokości 3,9 m. Zamek wyposażono także w Salę Sądową.
Na początku XVII
w. właścicielem zamku był Hans Ulrich von Schaffgotsch. W czasie wojny
trzydziestoletniej był on po stronie cesarza Ferdynanda II i służył w jego
armii. Kiedy cesarz stracił zaufanie do generała, pod rozkazami którego Hans
służył, jako podwładny generała został z automatu aresztowany i oskarżony o
zdradę. A działo się to w 1634 r. Rok później go ścięto zgodnie z ówczesnym przywilejem
szlachty – mieczem i na siedząco. Ponoć miecz i fotel, na którym zginął Hans
Ulrich, do 1950 r. znajdowały się w cieplickim muzeum. (Cieplice to dziś
dzielnica Jeleniej Góry, kiedyś osobne miasto).
Data 31
sierpnia 1675 r. okazała się datą końcową dla wspaniałej budowli. To właśnie
tego dnia, podczas burzy, w zamek trafił piorun i rozpętał się pożar, który
strawił większość zabudowy. Od tego czasu zamek popadał w ruinę.
Dopiero w XIX w. zorganizowano pod zamkiem wyprawy z przewodnikami, w zamkowych murach otworzono gospodę a potem schronisko. Romantyczność miejsca wabiła tłumy kuracjuszy, którzy ratowali swe wątłe zdrowia w uzdrowisku w Cieplicach.
Dopiero w XIX w. zorganizowano pod zamkiem wyprawy z przewodnikami, w zamkowych murach otworzono gospodę a potem schronisko. Romantyczność miejsca wabiła tłumy kuracjuszy, którzy ratowali swe wątłe zdrowia w uzdrowisku w Cieplicach.
Po II wojnie
światowej zamek przechodził remonty, kontrole, prace archeologiczne i inne
zawirowania, by wreszcie stać się ruiną trwale zabezpieczoną, owianą legendami.
By podtrzymać ducha Średniowiecza, na zamku odbywają się turnieje rycerskie, w
tym najbardziej znany „O Złoty Bełt Zamku Chojnik”.
- Zobacz,
tam jest rycerz! – wykrzyknęła Starsza Kunegunda
- Z czego on
strzela? – spytała Młodsza
- Z kuszy.
Chcesz spróbować? – zagadnęła Starsza
- Może potem
– skwitowała Młodsza Kunegunda i zaraz poszła spenetrować inne zakamarki
zamkowe. Obie zapuściły się do ciemnej piwnicy, by zaraz potem przejść znów na
dziedziniec, gdzie spotkały… smoka!
Smok okazał
się malutki, sympatyczny i bardzo przyjacielski. Księżniczki nie mogły sobie
odmówić sesji fotograficznej z tym przemiłym stworzeniem.
Przechadzając
się po zamku, przeszły do dawnej kaplicy.
Potem Starsza Kunegunda pobiegła po kręconych schodach przez krużganki na wieżę, by wywiesić swój warkocz z okna w nadziei na spotkanie swego rycerza. Niestety na wieży wiało tak, że musiała założyć kaptur. Popatrzyła więc, jedynie na piękne panoramy z tarasu wieży i ciemnymi schodami wewnątrz wieży zeszła na dół. W tym czasie Młodsza Kunegunda siedziała i dawała wytchnienie swoim nogom.
- Jak tam? Wszystko gra? – spytała Starsza
Tablica pamiątkowa w dawnej kaplicy, poświęcona Papieżowi Janowi Pawłowi II, który jeszcze jako ksiądz przybył na zamek z grupą młodzieży
Potem Starsza Kunegunda pobiegła po kręconych schodach przez krużganki na wieżę, by wywiesić swój warkocz z okna w nadziei na spotkanie swego rycerza. Niestety na wieży wiało tak, że musiała założyć kaptur. Popatrzyła więc, jedynie na piękne panoramy z tarasu wieży i ciemnymi schodami wewnątrz wieży zeszła na dół. W tym czasie Młodsza Kunegunda siedziała i dawała wytchnienie swoim nogom.
- Jak tam? Wszystko gra? – spytała Starsza
-Jasne.
Głodna jestem – odparowała Młodsza
Obie
postanowiły zajrzeć do karczmy, gdzie zakupiły jadło w postaci rozmiękczonych i
zalanych sosem placków ziemniaczanych z mięsem. Po strawie czas było ruszać w
drogę powrotną.
Doszły znów
kamienną drogą do rozstaju dróg i obrały zielony szlak w kierunku Michałowic.
Droga znów powiodła je przez las, trawy, coś co przypominało wyschnięte koryto rzeki. Przez chwilę szły asfaltem pomiędzy domami i zaraz potem wspinały się na Grzybowiec 750 m n.p.m. Niby nie wysoko, ale droga dłużyła się niemiłosiernie. Starsza Kunegunda zaczęła mamrotać w duchu na wybraną drogę, coraz bardziej czuła nogi.
Droga znów powiodła je przez las, trawy, coś co przypominało wyschnięte koryto rzeki. Przez chwilę szły asfaltem pomiędzy domami i zaraz potem wspinały się na Grzybowiec 750 m n.p.m. Niby nie wysoko, ale droga dłużyła się niemiłosiernie. Starsza Kunegunda zaczęła mamrotać w duchu na wybraną drogę, coraz bardziej czuła nogi.
- Wiesz co?
Denerwuje mnie ten szlak – powiedziała.
- Mnie też,
ale nie chciałam nic mówić, żeby Cię nie denerwować – odrzekła Młodsza
Kunegunda.
- Co za
cudowne stworzenie – pomyślała Starsza i dalej pokonywała drogę na ten
nieszczęsny Grzybowiec.
W pewnej chwili, kiedy już podłoże zlewało się w jedno i coraz większa zadyszka dawała o sobie znać, Starsza zawołała:
W pewnej chwili, kiedy już podłoże zlewało się w jedno i coraz większa zadyszka dawała o sobie znać, Starsza zawołała:
- Patrz!
Kolejny smok! To salamandra plamista!
- Fajnie,
wiem ze szkoły, że takie coś istnieje, a teraz mogę to zobaczyć żywe! –
odparowała Młodsza.
Jaszczurka
zdawała się być niewzruszona zachwytami księżniczek i szybkim krokiem
pomaszerowała w zarośla. Dzięki niej jednak, obie bohaterki dnia dostały jakby
więcej energii.
Znów przemierzały las, po drodze otwierały się im widoki na charakterystyczne szczyty karkonoskie.
Wreszcie dotarły do Michałowic, gdzie na znanym już sobie przystanku, zrobiły sobie przerwę. Odpoczywały zajadając owoce i pocieszając się nawzajem, że przed nimi przebyty już odcinek drogi, więc będzie szybciej.
Znów przemierzały las, po drodze otwierały się im widoki na charakterystyczne szczyty karkonoskie.
Wreszcie dotarły do Michałowic, gdzie na znanym już sobie przystanku, zrobiły sobie przerwę. Odpoczywały zajadając owoce i pocieszając się nawzajem, że przed nimi przebyty już odcinek drogi, więc będzie szybciej.
I szły
malowniczą drogą pod osłoną fantastycznych form skalnych, rozłożystych drzew i
szumiącego tuż obok potoku Kamienna. A właściwie to już się wlokły, bo w nogach
kilometrów miały sporo.
Wreszcie na
koniec dnia obie Kunegundy doszły do centrum miasta i weszły do sklepu z
pamiątkami, by zakupić jeszcze pocztówki.
- Wybieraj,
które chcesz – powiedziała Starsza.
- Dobra –
odparowała Młodsza i oddała się wnikliwemu oglądaniu kartek.
Starsza za
to, po obejrzeniu wszelkiej maści pamiątek z duchem gór w roli głównej,
podeszła do kasy.
- Czy to
wszystko? – spytała miła Pani Sprzedawczyni.
- Nie,
jeszcze potrzebujemy nogi na zmianę. Ma Pani jakieś dobre i na chodzie? –
odrzekła Starsza Kunegunda.
- Co,
wycieczka była po okolicy? – spytała nieco ironicznie właścicielka kartek,
kubków i magnesów na lodówki.
-
Przyszłyśmy z zamku Chojnik – spokojnie i z godnością odrzekła Młodsza
Kunegunda.
- Na nogach?
– tym razem Sprzedawczyni była pełna podziwu.
- Na
własnych – rzekła Starsza – nieźle, prawda?
- Za nic w
świecie nikt by mnie do tego nie zmusił – skwitowała Sprzedawczyni i nabiła
cenę kartek na kasę.
Obie Kunegundy
powlokły się więc, na tych samych, własnych, bolących nogach do swej siedziby,
z której rano wyruszyły w daleką drogę. Dopadły każda swego łoża i odpłynęły w
świat rycerzy, smoków i księżniczek. To był ciężki dzień, ale jakże wspaniały.
Bo w końcu księżniczki mają same wspaniałe dni, nieprawdaż?
Koniec
Gdzieś tam w zakamarkach twardego dysku mam i swoje zdjęcia z tego zamku. Teraz pewnie nie prędko ich użyję. Bardzo lubiany przeze mnie zamek. Kilka razy odwiedzałem go w czasie studenckich rajdów i całkiem niedawno, by sobie przypomnieć. Bardzo fajna relacja, bogata w zdjęcia i dawkę humoru :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Ja też już drugi raz odwiedziłam ten przybytek. Za pierwszym razem byłam w wieku Marty :)Bardzo lubię zamki i pałace, a Chojnik ma dodatkowo legendę. Kunegunda wciąż żyje :) :) Serdeczności :)
UsuńBardzo dawno już na Chojniku nie byłam, a bardzo lubię to miejsce. Szczególnie widok z góry jest bardzo malowniczy.
OdpowiedzUsuńW ogóle chodzi już za mną od dłuższego czasu jakiś maraton po dolnośląskich zamkach, bo je trochę zaniedbałam.
A widzisz, ja z kolei obiecuję sobie, żeby taki rajd zrobić, bo mnóstwo zamków znam tylko z tv albo zaprzyjaźnionych blogów ;)Chciałabym je zobaczyć tak "na żywo", więc wszystko przede mną. Kto wie, może połączymy siły? :)Buźka.
UsuńFajna opowieść z pięknymi widokami no i zamek na deser,cudnie.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDzięki śliczne :) Pozdrawiam serdecznie.
UsuńChojnik jest moim ulubionym zamkiem Dolnego Śląska. Dawno tam już nie byłam. Nie pamiętam tych smoków, chyba to jakaś nowość :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, ilu wielbicieli ma zamek :) A smok może faktycznie jest nowością, trudno mi ocenić, bo niewiele pamiętam z pierwszej swej bytności na zamku. Ale fajny miał pyszczak :) Ściski! :0)
UsuńNa zamku nie byłem, szkoda, pewnie uda się nadrobić.
OdpowiedzUsuńKsiężniczki rycerzy nie szukają, dyskretnie dają się znaleźć...
Warto choć raz się tam wybrać. Zresztą okolica jest bajeczna do wszelkiego rodzaju łązęgi :) A z tymi księżniczkami, to wiesz, takie czasy, że przejmują inicjatywę :)
UsuńKiedys gdy byłem jeszcze w podstawówce byłem na tym zamku i gdy byliśmy pod baszta Pan przeciwnik wskazał palcem na szczyt baszti i zapytał czy widzimy 2 twarze wystające z muru, każdy zaciekawiony historii odpowiedział, "widzimy, widzimy" po czym odpar byśmy poszukali sobie sami informacji na ten temat. Szukałem czegoś na ten temat lecz nie ma takiej wzmianki, po czasie myslalem ze to po prostu mi sie wydawało, ale zauważyłem na Pani zdjęciach ze jednak te dwie twarze wystają:)
OdpowiedzUsuńWitaj. A to dla mnie nowość. Robiąc zdjęcie nawet tego nie zauważyłam. Muszę poszukać informacji na ten temat. Dzięki. Pozdrawiam serdecznie ☺
UsuńW Karkonoszach jeszcze nie byłam niestety. Żal ogromny bo widzę jak tam pięknie. Mam nadzieję że kiedyś tam pojadę. Pozdrowienia z Krakowa
OdpowiedzUsuńNie ma czego żałować, tylko pakować plecak i jechać :) Warto wybrać się w ten rejon, bo zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych jest masa rzeczy, które tam można robić. Na pewno nudy nie będzie. Pozdrawiam z Warszawy (a Kraków uwielbiam ;))
UsuńOd teraz bardzo chcę zwiedzić ten zamek, pięknie się zapowiada. Właśnie wróciłam z jeleniej góry i nie wiedziałam że tak blisko jest takie fajne miejsce do zwiedzenia. Ciekawe czy faktycznie jak poczytać o nim, niemcy schowali w jego pobliżu złota.
OdpowiedzUsuńPolecam bardzo! To malowniczy zamek. Okolica też jest wspaniała do podziwiania. Cały Dolny Śląsk pełen jest tajemnic i być może gdzieś złoto jest schowane. Któż to wie? Co i raz ziemia nam skarby różne oddaje, więc może za jakiś czas i kolejna atrakcja zostanie odkryta. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń