Pszczyna – perła księżnej Daisy,
czyli co jeszcze można odkryć
w tym śląskim mieście
Pszczyna.
Nazwa trudna do wymówienia dla obcokrajowca. Ale skoro piękna Angielka, Maria
Teresa Cornwallis-West, zwana pieszczotliwie Daisy, poradziła sobie z wymową,
to każdy da radę. Co wobec tego przyciąga do tego miejsca oprócz zamku
Hochbergów von Pless? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, zanurzając się po
raz trzeci w to urocze śląskie miasto. Zatem zapraszam na ostatnią część mojej
majówki.
Przyznać się
muszę, że zwiedzanie Pszczyny było w moim wędrowaniu dość chaotyczne i nie do
końca w takiej kolejności, jak przedstawiłam je w swoich opisach, ale to na
potrzeby tej opowieści. Wszystkie miejsca opisane w trzech częściach,
zwiedziłam jednakże i z wielką przyjemnością.
Poprzednią
część skończyliśmy w parku zamkowym. Pora przenieść się do parku dworskiego.
Oprócz pięknych
okazów dendrologicznych jak dęby, kasztanowce, wiązy, graby, buki czy klony,
największą, żeby nie powiedzieć wręcz główną, atrakcją parku jest skansen „Zagroda
Wsi Pszczyńskiej”.
Powstał on w połowie lat 70. XX w. staraniem Towarzystwa Miłośników Ziemi Pszczyńskiej. Skansen wpisany został na listę najcenniejszych i najciekawszych przykładów drewnianej architektury sakralnej i świeckiej Górnego Śląska. Zagroda wpisana jest do rejestru Szlaku Architektury Drewnianej.
Na blisko 2 ha terenu, zgromadzono kilkanaście obiektów z ziemi pszczyńskiej z XVIII i XIX w. A w środku nich autentyczne sprzęty, m.in. rolnicze i rzemieślnicze narzędzia codziennego użytku, bryczki, sztuka ludowa, młyńskie koło itp. Wyjątkowość skansenu to jego zabytkowe chaty, z których większość jest zbudowana z oryginalnych materiałów. Dlatego jest gratką dla kulturoznawców, historyków, etnografów i takich, jak ja, zwykłych turystów.
Zagroda Wsi Pszczyńskiej to również miejsce stałej ekspozycji pszczelarskiej „Pszczyńskie zagrody bartne”. Dzięki niej można zapoznać się z sekretnym życiem pszczół. Zostałam uprzedzona o bytności tych stworzonek na terenie skansenu i nie drażnienia ich w czasie zwiedzania. Nie zamierzałam tego czynić a i pszczoły ruchliwe nie były, gdyż tego dnia troszkę kropił deszcz, więc chyba cicho siedziały w ulach.
Skansen to także miejsce wielu imprez folklorystycznych, jak Wielkanoc czy Boże Narodzenie, gdzie pokazywane są zwyczaje i obrzędy, które tak dawniej, jak i dziś, są kultywowane. Niestety podczas mojej wizyty, choć to była majówka, w skansenie nie działo się nic. Większość imprez zaplanowano na 1 i 3 maja. A ja byłam 2 maja.
Ale był plus tego. W skansenie byłam sama, ponieważ zwiedzałam go w okolicach 17.00, kiedy większość turystów szukała miejsca na obiad. Cisza i spokój, choć nie obyło się bez dziwnego uczucia. I to dwukrotnie!
Kaczki nad rzeczką Pszczynką. Wśród zwykłych kaczek krzyżówek były też dwie czarne kaczusie i trzymały się razem :)
Powstał on w połowie lat 70. XX w. staraniem Towarzystwa Miłośników Ziemi Pszczyńskiej. Skansen wpisany został na listę najcenniejszych i najciekawszych przykładów drewnianej architektury sakralnej i świeckiej Górnego Śląska. Zagroda wpisana jest do rejestru Szlaku Architektury Drewnianej.
Na blisko 2 ha terenu, zgromadzono kilkanaście obiektów z ziemi pszczyńskiej z XVIII i XIX w. A w środku nich autentyczne sprzęty, m.in. rolnicze i rzemieślnicze narzędzia codziennego użytku, bryczki, sztuka ludowa, młyńskie koło itp. Wyjątkowość skansenu to jego zabytkowe chaty, z których większość jest zbudowana z oryginalnych materiałów. Dlatego jest gratką dla kulturoznawców, historyków, etnografów i takich, jak ja, zwykłych turystów.
Na terenie skansenu. W tle widoczna Masztalnia z Wisły Wielkiej, 1799 r. (z lewej) oraz Stodółka z Kobielic, 1811r. (z prawej)
Zagroda Wsi Pszczyńskiej to również miejsce stałej ekspozycji pszczelarskiej „Pszczyńskie zagrody bartne”. Dzięki niej można zapoznać się z sekretnym życiem pszczół. Zostałam uprzedzona o bytności tych stworzonek na terenie skansenu i nie drażnienia ich w czasie zwiedzania. Nie zamierzałam tego czynić a i pszczoły ruchliwe nie były, gdyż tego dnia troszkę kropił deszcz, więc chyba cicho siedziały w ulach.
Skansen to także miejsce wielu imprez folklorystycznych, jak Wielkanoc czy Boże Narodzenie, gdzie pokazywane są zwyczaje i obrzędy, które tak dawniej, jak i dziś, są kultywowane. Niestety podczas mojej wizyty, choć to była majówka, w skansenie nie działo się nic. Większość imprez zaplanowano na 1 i 3 maja. A ja byłam 2 maja.
Spichlerz z Rudołtowic-Dębiny z XVIII w. Służył do magazynowania zboża. Przed wejściem tzw. "ławka" czyli podest z półką do składowania i ładowania worków
Stodółka z Kobielic z 1811 r. Należała do niezbyt zamożnego chłopa. Ciekawostką tu jest ruchoma część daszka, która umożliwiała wjazd wozem z sianem lub zbożem
Półkoliście wykończone drzwi do Masztalni z Wisły Wielkiej z 1799 r. Służyła ona do przechowywania uprzęży i jako pomieszczenie dla koni.
Stodoła z Kryr z XVIII w. to przykład stodoły bogatych gospodarzy. Wnętrze składa się z centralnego klepiska i dwóch pomieszczeń do magazynowania zboża. Nad bramą wjazdową tzw. "żorowie", czyli podnoszona część dachu, by umożliwić wjazd wozu ze zbożem czy sianem
Ale był plus tego. W skansenie byłam sama, ponieważ zwiedzałam go w okolicach 17.00, kiedy większość turystów szukała miejsca na obiad. Cisza i spokój, choć nie obyło się bez dziwnego uczucia. I to dwukrotnie!
Otóż, kiedy
zwiedzałam sobie spokojnie skansen i przeszłam obok zagrody zwierząt,
usłyszałam odgłos kucia żelaza, który dobiegał z pobliskiej kuźni. Pomyślałam
sobie – o, fajnie, kowal przy pracy.
Zaszłam budynek i zajrzałam do środka. Przywitała mnie cisza i pozostawione bez opieki narzędzia. Ani śladu po kowalu. Dziwne uczucie, ale pomyślałam, że moja wyobraźnia była tego dnia mocno nadwyrężona, a po całym dniu miała prawo płatać mi figla. Zwaliłam to na omamy słuchowe i powędrowałam dalej.
Zaszłam budynek i zajrzałam do środka. Przywitała mnie cisza i pozostawione bez opieki narzędzia. Ani śladu po kowalu. Dziwne uczucie, ale pomyślałam, że moja wyobraźnia była tego dnia mocno nadwyrężona, a po całym dniu miała prawo płatać mi figla. Zwaliłam to na omamy słuchowe i powędrowałam dalej.
W zabytkowej
chałupie mieszkalnej z Grzawy, pochodzącej z 1831 r., usłyszałam, jak jakaś
kobieta śpiewa sobie jakąś piosenkę. Weszłam do środka i ponownie przywitała
mnie cisza. To jakiś żarcik, ale przecież nie byłam tak zmęczona, żeby myśleć,
że zaczynam wariować ;)
I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym, oglądając wnętrze, nie usłyszała, jak kobieta nucąc pod nosem, przestawiała meble i zamiatała podłogę. Normalnie słyszałam szelest miotły po deskach. Tylko kobiety nie widziałam. Zaczęłam czuć się nieco dziwnie. Samej w chałupie było mi nieswojo. Za chwilę usłyszałam jak bucha na kuchni ogień, a kobieta krząta się po kuchni i hałasuje garnkami. Zajrzałam do izby kuchennej, a tam na piecu buchał ogień! No duchy normalnie. Wyszłam z chałupy, bo jakoś tak dostałam gęsiej skórki ;) Jeśli chcecie się przekonać co czułam, koniecznie odwiedźcie skansen pod koniec godzin zwiedzania lub poza sezonem. Emocje gwarantowane ;)
Chałupa z Grzawy XIX w. - obiekt dwutraktowy z sienią na przestrzał. Po jednej stronie dwie izby mieszkalne: sypialnia i izba tzw. wymowników, po drugiej stronie duża, paradna izba i komórka, służąca za spiżarnię.
I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym, oglądając wnętrze, nie usłyszała, jak kobieta nucąc pod nosem, przestawiała meble i zamiatała podłogę. Normalnie słyszałam szelest miotły po deskach. Tylko kobiety nie widziałam. Zaczęłam czuć się nieco dziwnie. Samej w chałupie było mi nieswojo. Za chwilę usłyszałam jak bucha na kuchni ogień, a kobieta krząta się po kuchni i hałasuje garnkami. Zajrzałam do izby kuchennej, a tam na piecu buchał ogień! No duchy normalnie. Wyszłam z chałupy, bo jakoś tak dostałam gęsiej skórki ;) Jeśli chcecie się przekonać co czułam, koniecznie odwiedźcie skansen pod koniec godzin zwiedzania lub poza sezonem. Emocje gwarantowane ;)
Sypialnia młodych gospodarzy. W rogu łóżko z zapleckiem i kołyska dla dziecka. Wszystkie przedmioty jak np. malowane skrzynie posagowe, domowy ołtarzyk, figurki sakralne, obrazy świętych oraz sebuwoki, czyli przyrząd do zdejmowania butów, pochodzą z regionu pszczyńskiego.
Izba wymowników, czyli starych gospodarzy. W zasłużonym wieku Starka i Starzyk przechodzili na tzw. wymowne, czyli inaczej wycug. Oznaczało to odejście od prac i przekazanie gospodarstwa młodym. Zawierano umowę, którą dawała bezpieczną starość seniorom, a ci w zamian opiekowali się dziećmi. Izba niebielona ze staromodnymi sprzętami. Widoczne elementy kostiumów z obrzędu ludowego.
Izba paradna, czyli w zasadzie kuchnia i salon w jednym. To najważniejsze miejsce w chałupie. Tu zebrano sprzęty codziennego użytku m.in. dzbany, formy do wyrobu masła, praski do twarogu, skopki na mleko. Widzicie ten ogień na kuchni?? Zaraz za nią stoi malowana skrzynia wianowa, w której trzymało się wartościowe rzeczy.
Pora pójść
na obiad. Najprościej na rynek, gdzie są ludzie.
Pszczyna
posiada rynek, zachowany w swym średniowiecznym kształcie. To tu skupiało się
życie gospodarcze i społeczne mieszkańców, tu odbywały się ważne wydarzenia i
jarmarki.
Jeszcze w
XVIII w. Pszczyna była w większości drewniana. W 1748 r. w mieście wybuchł
pożar. Zaczęło się od domu kowala Johanna Hessa i szybko ogień rozprzestrzenił
się na całe miasto. Po tym zdarzeniu powstało miasto murowane. Wokół rynku
powstały kamienice murowane, kryte dachówką. Dziś skrywają one na parterach
restauracje, banki i sklepiki.
Rynek w Pszczynie. Od lewej: zamek, kościół ewangelicki, ratusz, wieża kościoła pw. Wszystkich Świętych, kamienice przy rynku
Budowlą na
rynku, która przyciąga wzrok, jest neobarokowy kościół ewangelicki, który
został odbudowany w latach 1905-1906 na miejscu pierwszej świątyni
protestanckiej, powstałej w Pszczynie w 1746 r. Portal wejściowy z dwoma
kolumnami przywodzi na myśl zamek. Niestety tym razem nie dane mi było zajrzeć
do środka, bo czas nieco naglił. Ale trzeba mieć po co wrócić do Pszczyny ;)
Tuż obok
znajduje się dwupiętrowy ratusz. To chyba pierwsze miasto w Polsce, które
mogłam zwiedzić, a gdzie ratusz jest częścią całego ciągu kamienic, a nie osobną,
stojącą po środku budowlą. Prawie przeszłabym, nie zauważając go. Dziś mieści
się tu siedziba władz miejskich. Dawniej budowla skrywała wartownię i
więzienie.
Podczas
majówki nie miałam w planie zwiedzania kościołów, ale nie mogę przemilczeć
budynku kościoła pw. Wszystkich Świętych. Choć w bocznym ołtarzu umieszczono
czczony obraz Matki Boskiej Pszczyńskiej, to jednak nie weszłam do środka,
jedynie obeszłam świątynię dookoła.
I tu znalazłam uroczy zakątek. Oprócz parku, to tu poczułam wiosnę w pełni, a uśmiech sam wypłynął na twarz. No bo jak się nie uśmiechnąć, skoro nade mną taki różowy baldachim się rozłożył…
I tu znalazłam uroczy zakątek. Oprócz parku, to tu poczułam wiosnę w pełni, a uśmiech sam wypłynął na twarz. No bo jak się nie uśmiechnąć, skoro nade mną taki różowy baldachim się rozłożył…
Spacerując
uliczkami miasta można dostrzec wiele kamienic zdobionych w fantazyjne
dekoracje. Wszystko to stanowi o świetności miasta, jego mieszkańcach i ich
upodobaniach. Kamienice są częścią historii Pszczyny.
Najbardziej
reprezentacyjną ulicą, odchodzącą od rynku jest ulica Piastowska. Dziś jest popularnym
deptakiem. To właśnie przy niej odkryłam jeszcze jedną małą niespodziankę.
A jest nią Muzeum Prasy Śląskiej im. Wojciecha Korfantego. W zasadzie to był pierwszy obiekt, który zwiedziłam, zanim pobiegłam na zamek. Opłaciło się, bo byłam jedyną odwiedzającą.
W muzeum tym można pooglądać maszyny i urządzenia drukarskie, a także najstarsze śląskie wydawnictwa prasowe. Znalezione, wyszperane gdzieś na strychach, podarowane, odkupione. Dla mnie zawsze zastanawiające jest, że ktoś, kiedyś wymyślił takie urządzenia, części do nich, wszystko razem dopasował, by w efekcie ktoś inny przy filiżance kawy, mógł potem czytać o najnowszych wydarzeniach w mieście, kraju czy na świecie.
W małym budyneczku muzeum, miejsce swe ma zrekonstruowany gabinet Wojciecha Korfantego. A w nim oryginalne sprzęty, zdjęcia, egzemplarze gazet itp. Na nadanie muzeum imienia tego śląskiego przywódcy narodowego, zgodziły się córki Korfantego, Halżka Kozłowska i Maria Ulmann– niestety obydwie już nieżyjące. Pszczyna była parę razy miejscem, w którym żył i działał Wojciech Korfanty. W dniu 29 czerwca 1922 r. na pszczyńskim rynku przejmował on miasto i całą ziemię pszczyńską z powrotem jako część Polski. Wreszcie to ten śląski przywódca ludu był twórcą najpopularniejszych gazet polskich na Śląsku, więc uczynienie go patronem muzeum było krokiem bardzo naturalnym.
A jest nią Muzeum Prasy Śląskiej im. Wojciecha Korfantego. W zasadzie to był pierwszy obiekt, który zwiedziłam, zanim pobiegłam na zamek. Opłaciło się, bo byłam jedyną odwiedzającą.
Tablica pamiątkowa pierwszego numeru Tygodnika Polskiego, pierwszej polskiej gazety na Górnym Śląsku
W muzeum tym można pooglądać maszyny i urządzenia drukarskie, a także najstarsze śląskie wydawnictwa prasowe. Znalezione, wyszperane gdzieś na strychach, podarowane, odkupione. Dla mnie zawsze zastanawiające jest, że ktoś, kiedyś wymyślił takie urządzenia, części do nich, wszystko razem dopasował, by w efekcie ktoś inny przy filiżance kawy, mógł potem czytać o najnowszych wydarzeniach w mieście, kraju czy na świecie.
Zestaw czcionek - trzeba pamiętać, że do wyprodukowania słowa należy zrobić lustrzane odbicie, co nie jest sprawą prostą :)
Odnaleziona na struchu i podarowana przez właściciela, skrzynka wyborcza z okręgu pszczyńskiego - do niej wpadło więcej głosów za przyłączeniem miasta do Polski
Na piętrze mieszczą się, w głównej mierze, gabloty z prasą i nagłówkami z gazet poszczególnych okresów
W małym budyneczku muzeum, miejsce swe ma zrekonstruowany gabinet Wojciecha Korfantego. A w nim oryginalne sprzęty, zdjęcia, egzemplarze gazet itp. Na nadanie muzeum imienia tego śląskiego przywódcy narodowego, zgodziły się córki Korfantego, Halżka Kozłowska i Maria Ulmann– niestety obydwie już nieżyjące. Pszczyna była parę razy miejscem, w którym żył i działał Wojciech Korfanty. W dniu 29 czerwca 1922 r. na pszczyńskim rynku przejmował on miasto i całą ziemię pszczyńską z powrotem jako część Polski. Wreszcie to ten śląski przywódca ludu był twórcą najpopularniejszych gazet polskich na Śląsku, więc uczynienie go patronem muzeum było krokiem bardzo naturalnym.
Powoli mój czas
w Pszczynie dobiegał końca. O 18.00 z minutami miałam powrotny pociąg do
Warszawy. Powędrowałam więc, w stronę dworca.
Siedziałam na peronie i wsłuchiwałam się w radosne szczebiotanie ptaków na wieczór. Darły się zwłaszcza kosy. Deszcz już nie padał. Z mojej twarzy uśmiech nie zniknął, nawet, gdy okazało się, że mój pociąg spóźni się jakieś 20 minut. Cóż to jest te paręnaście minut w stosunku do takiego skoku w historii, jaki tego dnia odbyłam w Pszczynie. Wracałam do domu szczęśliwa, a odprowadzał mnie malutki uśmieszek ducha księżnej Daisy. Nazywano ją stokrotką. Chyba kupię te kwiatki do wazonu.
Tymczasem za oknem ściemniło się a w niecałe trzy godziny później wysiadałam na dworcu w Warszawie. Spontaniczny wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę. Polecam każdemu!
Siedziałam na peronie i wsłuchiwałam się w radosne szczebiotanie ptaków na wieczór. Darły się zwłaszcza kosy. Deszcz już nie padał. Z mojej twarzy uśmiech nie zniknął, nawet, gdy okazało się, że mój pociąg spóźni się jakieś 20 minut. Cóż to jest te paręnaście minut w stosunku do takiego skoku w historii, jaki tego dnia odbyłam w Pszczynie. Wracałam do domu szczęśliwa, a odprowadzał mnie malutki uśmieszek ducha księżnej Daisy. Nazywano ją stokrotką. Chyba kupię te kwiatki do wazonu.
"... Droga zostaje w tyle i światła miasta. Wyłączam się na chwilę, do siebie wracam (...) Wracam do domu..."
Tymczasem za oknem ściemniło się a w niecałe trzy godziny później wysiadałam na dworcu w Warszawie. Spontaniczny wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę. Polecam każdemu!
KONIEC
Widzę mnóstwo cudownych detali. <3 Wszelkiej maści skanseny mnie fascynują. Zawsze się zastanawiam, jak się wtedy ludziom żyło.
OdpowiedzUsuńTeż lubię skanseny i też mam podobne myśli wtedy ;) Ale myślę, że wtedy ludziom czas wypełniala praca, rozmowy, robótki ręczne, polowe itp. Nie było telewizji, że o współczesnych dobrach cywilizacyjnych nie wspomnę, które kradły ten czas. Ludzie byli bliżej siebie. I myślę, że choć to życie było trudniejsze, to jednak w odczucia bogatsze. Ściskam mocno! :)
UsuńPszczyna piękna jest - kolejny raz się zgadzamy. Wyjazd faktycznie dpontaniczny - uznanie za fantazję Ci się należy.
OdpowiedzUsuńW skansenach wyobraźnia płata figle, ale... No właśnie, sam też często miewam podobne historie i na racjonalizm silił się nie będę
Heh, no tak, fantazji mi nie brakuje. W tym przypadku mogę powiedzieć, że jestem bogata ;) A wyjazd wciąż mi siedzi w głowie, czyli to był dobry pomysł. Oby takich mieć w życiu jak najwięcej, czego i Tobie życzę. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńDokładnie! Pozdrawiam!!!!
UsuńPszczyna, jakoś nigdy nie myślałem, aby tam pojechać, a tu tyle atrakcji. Zaciekawiłaś mnie bardzo.
OdpowiedzUsuńO Pszczynie myślałam od dawna, ale nie wiedzieć dlaczego, wbiłam sobie do głowy, że tam to ja się dostanę tylko autem, którego nie posiadam. Kiedy odkryłam (na kilka dni przed majówką), że tam się zatrzymują także ekspresy, wybór kierunku był prosty. I dość szybki :) Nie żałuję decyzji, wyjazd był bardzo udany, mimo wiosennego deszczu. Cieszę się, że wzbudziłam ciekawość, być może za jakiś czas poczytam sobie o Pszczynie u Ciebie ;) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBardzo fajne miasto dzięki Twojej relacji dowiedziałem się ile jest tam ciekawych turystycznie miejsc wartych zobaczenia:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda, też mnie zaskoczyło taką ilością atrakcji. Dlatego moja majówka podzielona na trzy części, bo w jednej byłoby za długo :) Wiem, że są jeszcze inne atrakcje w mieście, ale mnie już czasu nie starczyło. Mając do dyzpozycji tylko 8 godz. skupiłam się na tych najbliższych sobie. Ale zawsze będzie po co wrócić ;) Serdecznie Was ściskam :)
UsuńPrzepraszam, wdała się literówka, miało być "do dyspozycji" :) Tak to jest jak się szybko pisze na klawiaturze i ma za duży paluszek ;)
UsuńPiękne miasto i w jeden dzień udało Ci się zobaczyć wszystkie jego atrakcje. W skansenie widzę zmiany. Muzeum prasy zwykle omijałem, ale następnym razem wstąpię do środka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Na koniec dnia okazało się, że jednak to nie wszystkie atrakcje :) Ale zawsze musi być to coś, po co wróci się w dane miejsce. Skansen jest rozbudowywany, więc pewnie za jakiś czas znów będzie inaczej. A Muzeum Prasy sympatyczne, choć to bardziej dla tych, którzy lubią muzea techniki wszelkiej maści. Ściskam :)
UsuńO Pszczynie słyszałam już dawno i mam ją zakodowaną z tyłu głowy. Rzeczywiście uroczo tam, a skansen to jak dla mnie milion do szczęścia.
OdpowiedzUsuńWarto tam pojechać. Dla mnie, wiosenną porą park był jak zaczarowany. Ale myślę, że i w inne pory roku, nie straci na uroku. Skansen niby malutki, ale dla mnie przyjemny. No i zamek, perła Daisy z romantycznym obłoczkiem historii... Małe miasto - dużo możliwości spędzenia fajnie czasu. Serdeczności! ;)
UsuńOj piękna ta nasza Pszczyna i ciekawa. Następnym razem Ci nie odpuszczę i porywam do Rybnika.
OdpowiedzUsuńBuziole!
Hehehe, dam się porwać! :) Buziaki!
UsuńZdecydowanie bardzo ładna ta Pszczyna. Uwielbiam robić plenary ślubne w Pszczynie . Jest tam mnóstwo atrakcji I interesujących miejsc. Zresztą inni fotografowie też lubią to miejsce, szczególnie w weekend..
OdpowiedzUsuńWitaj :) Bo i miejsce jest ładne do ślubnych fotografii. Pszczyna mnie zachwyciła. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńTam właśnie chciałam dotrzeć na jesieni ale się nie udało. Skansen boski
OdpowiedzUsuńMoże nie sprecyzowałaś, której jesieni ;) Ale dobra wiadomość, będą następne. I warto się tam wybrać, mnie Pszczyna zachwyciła i długo po wycieczce uśmiechałam się do myśli o tej wyprawie. Polecam i pozdrawiam :)
Usuń