Karkonosze,
czyli rzecz o zaklinaniu pogody J
Doczekałam
się wreszcie krótkiego urlopu. Po tylu nerwach, związanych z remontem, którego
i tak nie ukończyłam, mogłam się nieco zrelaksować. A gdzie mogę odetchnąć?
Oczywiście w górach. Kierunek: Karkonosze. Tym razem padło na Karpacz, w którym
byłam jeszcze w szkole podstawowej z klasową wycieczką. To zabawne, ale z tej
wizyty w górach najbardziej zapamiętałam cmentarz przy kościele Wang oraz
wyjście ze Szklarskiej Poręby na Łabski Szczyt. A, no i zamek Chojnik oraz dwa
wielkie bloki sera żółtego, które tachane były przez naszych opiekunów. To były
lata 80. XX w. Teraz, po latach, warto było sobie przypomnieć, jak tam jest.
Założenie
miałam takie, że nieco odpocznę, złapię trochę dystansu do otaczającej mnie
rzeczywistości. Tiaaa.…
Do Karpacza
dojechałam transportem kombinowanym. Najpierw pociągiem do Wrocławia, gdzie
spotkałam się z moją serdeczną koleżanką Alą na szybką kawkę, potem autokarem
PKS do Jeleniej Góry, a na koniec autobusem do Karpacza. Dodam tylko, że to był
mój pierwszy urlop bez Myszki, z powodu czego zrobiło mi się wieczorem trochę
smutno.
Po takiej
podróży czułam się nieco zmęczona, a zważywszy na fakt, że wstałam o 3.00 w
nocy, by po 14.00 być w Karpaczu, to kolejny dzień miał być bardzo „lajtowy”. I
to tyle, jeśli chodzi o założenia urlopowe.
Następny
dzień przywitam mnie słońcem, więc pomyślałam, że szkoda takiego ładnego dnia
na spacer po deptaku miasta. Wyspałam się, zjadłam śniadanie i postanowiłam iść
w góry na mały spacer. Oczywiście skąd miałam wiedzieć, że ta mała przebieżka
będzie całodniową wyprawą? Z mapy wynikało, że to tylko 6h spacer. O ja naiwna!
Zapomniałam o tym, że moja kondycja również miała urlop. W dodatku całkowicie
spędzała go w innym miejscu, niż ja J Tego dnia, wyszła ze mnie istna biurwa. I nie, wcale
nie o zakwasy chodziło, lecz o brak tchu. Zmęczenie przed urlopem dało o sobie
znać. Perfidny los. Krótkie przerwy jednak oddech wyrównały. Ale po kolei.
O 10.00
opuściłam przyjemny pokoik w centrum miasta i przez blisko godzinę szłam do
szlaku. Trochę mi zajęło znalezienie odpowiednich dróżek, oczywiście polazłam
nie w tą stronę ;)
Pierwszy przystanek po drodze. Miejsce odsłonięcia hornfelsów. Hornfelsy to skały powstałe z łupków, które wytworzyły się na skutek oddziaływania na nie gorącej magmy granitowej. Magma oddziaływała na nie poprzez temperaturę, ciśnienie i roztwory mineralne. Czynniki te sprawiły, że niektóre minerały tworzące łupki, uległy stopnieniu, a powstałe na ich miejsce nowe minerały utworzyły nową skałę - hornfels. Są to skały wyjątkowo twarde, odporne na wietrzenie. Najbardziej znanym miejscem występowania hornfelsu w Polsce jest Śnieżka.
Minęłam
Krucze Skały i weszłam w las. Trzymałam się szlaku czarnego. Moim celem była
Sowia Przełęcz - 1164 m n.p.m. Początkowo szlak był szeroki, nieco kamienisty,
ale trudności nie nastręczał. Po pewnym czasie pierwszy przystanek na rozdrożu
„Szeroki Most” (732 m n.p.m.) Szło się dalej całkiem miło, mało ludzi na
szlaku.
Kolejny mały przystanek to Sowia Dolina (820 m n.p.m.). Niektórzy twierdzą, że to najładniejsza śródleśna polana w Karkonoszach. Być może, nie przyglądałam się , ponieważ nie robiłam tam długiego postoju.
Kolejny mały przystanek to Sowia Dolina (820 m n.p.m.). Niektórzy twierdzą, że to najładniejsza śródleśna polana w Karkonoszach. Być może, nie przyglądałam się , ponieważ nie robiłam tam długiego postoju.
Szłam dalej
po kamienistej ścieżce. Pomału też otwierały się za plecami okna z widokami na Kotlinę Jeleniogórską.
Ale, choć w dole świeciło słońce, znad grzbietów karkonoskich nadciągało to, czego nie chciałam widzieć tego dnia. Niestety pierwsze odznaki nadciągającej ulewy widać już było gdzieś w okolicach Śnieżnych Kotłów. Nie jest dobrze, pomyślałam. Nawet nie doszłam do przełęczy… No cóż, podrepczę dalej, może pójdzie bokiem? Ha, ha, ha… Najwyżej wrócę tym samym szlakiem. W końcu to miał być tylko spacer.
Chwilę później poczułam krople deszczu. To jeszcze nic takiego, szłam dalej. Czasowo powinnam już być na przełęczy, czułam, że jestem już blisko, lecz niestety na szlaku dopadła mnie ulewa. Szybki skok pod ramiona choinki i będzie po sprawie. No nie było… Zaczęłam się ubierać w cieplejsze ciuchy, na nogi poszły stuptuty. Oprócz deszczu przyszedł wiatr a wraz z nim większa i ciemniejsza chmura, która przyniosła mi w darze grad. Skubana jedna… Stałam pod drzewkiem, czekając aż przejdzie. Czas się wydłużył. Do kompletu brakowało tylko grzmotów. Pomyślałam, że jeśli walnie, to nie bacząc na deszcz, uciekam w dół. Na szczęście nic się nie działo. Po kilkunastu minutach deszcz ustał. Pomaszerowałam dalej…
Ale, choć w dole świeciło słońce, znad grzbietów karkonoskich nadciągało to, czego nie chciałam widzieć tego dnia. Niestety pierwsze odznaki nadciągającej ulewy widać już było gdzieś w okolicach Śnieżnych Kotłów. Nie jest dobrze, pomyślałam. Nawet nie doszłam do przełęczy… No cóż, podrepczę dalej, może pójdzie bokiem? Ha, ha, ha… Najwyżej wrócę tym samym szlakiem. W końcu to miał być tylko spacer.
Chwilę później poczułam krople deszczu. To jeszcze nic takiego, szłam dalej. Czasowo powinnam już być na przełęczy, czułam, że jestem już blisko, lecz niestety na szlaku dopadła mnie ulewa. Szybki skok pod ramiona choinki i będzie po sprawie. No nie było… Zaczęłam się ubierać w cieplejsze ciuchy, na nogi poszły stuptuty. Oprócz deszczu przyszedł wiatr a wraz z nim większa i ciemniejsza chmura, która przyniosła mi w darze grad. Skubana jedna… Stałam pod drzewkiem, czekając aż przejdzie. Czas się wydłużył. Do kompletu brakowało tylko grzmotów. Pomyślałam, że jeśli walnie, to nie bacząc na deszcz, uciekam w dół. Na szczęście nic się nie działo. Po kilkunastu minutach deszcz ustał. Pomaszerowałam dalej…
Wreszcie
stanęłam na Sowiej Przełęczy. Skrzyżowanie szlaków na granicy państwa. Stąd część
ludzi wędrowała na Śnieżkę, gdzie trasa była doskonale widoczna.
Tablica na Sowiej Przełęczy. W wolnym tłumaczeniu: Wróg jelenia. Przed dziesiątkami lat, ludzie wymordowali dzikie zwierzęta w Karkonoszach. Jednak, w ciagu ostatnich kilku lat w Karkonoszach pojawił się ryś, a prawdopodobnie było tu ich kilka z Kokořinská i Lužice. Jednak ich liczba nie wystarcza, by ich populacja była wysoka. Odpowiedź na pytanie: Czy wiesz, kto niszczy drzewa w lesie, jak jeleń? Wielkimi szkodnikami są goście, którzy się ślizgają w lesie. Krawędzie nart lub desek snowbordowych bolą drzewa tak samo, jak ostre zęby jelenia i łani. Pytanie: Dlaczego nie ma sensu, by w Karkonosze sztucznie przywrócić dzikie zwierzęta?
Na przełęczy
rozczulił mnie mokry psiak, który nawet na moment nie wypuszczał z pyszczka,
zgniecionej butelki po wodzie. Tak jest, nie śmiecimy w górach.
Przez chwilę
zastanawiałam się, czy wrócić tym samym szlakiem, bo pogoda była niepewna. Ale
przecież jestem w górach, tego mi trzeba było. Czułam radość w sercu.
Postanowiłam
jednak obrać czerwony szlak i przejść się czeską stroną przez Lesni hřeben, aż
do Przełęczy Okraj (1046 m n.p.m.).
Na szlaku tym byłam praktycznie sama. Kilka osób szło przede mną, ale szli na tyle szybko, że straciłam ich z oczu. Potem minęłam się z jednym Polakiem, standardowe „dzień dobry”. Droga szeroka a od punktu do odpoczynku, wręcz asfaltowa. Tuż obok przebiegała ścieżka dla jeleni. Tym razem jednak żadnego nie spotkałam. Pojawiło się zatem więcej ludzi, także czeskich turystów. Nic dziwnego, znajdowałam się na terytorium Czech.
Na szlaku tym byłam praktycznie sama. Kilka osób szło przede mną, ale szli na tyle szybko, że straciłam ich z oczu. Potem minęłam się z jednym Polakiem, standardowe „dzień dobry”. Droga szeroka a od punktu do odpoczynku, wręcz asfaltowa. Tuż obok przebiegała ścieżka dla jeleni. Tym razem jednak żadnego nie spotkałam. Pojawiło się zatem więcej ludzi, także czeskich turystów. Nic dziwnego, znajdowałam się na terytorium Czech.
Tablica przyrodnicza przy szlaku. W wolnym tłumaczeniu: Zawinięte w lesie. Końce gałązek młodych buków i jodeł są dla jeleni równie kuszące, co dla człowieka świeże sałatki. Biorąc pod uwagę, że tych rodzajów drzew jest w Karkonoszach mało, jest to więc rzadka i poszukiwana "sałatka". W okresie letnim gałązki takie to 20% żywności jelenia. Jest to około 1 kg dziennie. Dlatego leśnicy chronią te drzewka siatkami. Odpowiedź na pytanie: Dlaczego zimą nie spotkacie w Karkonoszach jelenia? Najlepsza ochrona lasu byłaby wtedy, gdyby nie było w nim jelenia. Ale to niemożliwe, bo jeleń jest jego naturalną częścią. Zimą, administracja Karkonoskiego Parku Narodowego zamyka 95% jeleni do miejsc przezimowania. To dlatego, w zimie, na wolności, nie ma prawie wcale jeleni. Pytanie: Czy wiecie jak korzystają jelenie ze swych siekaczy w szczęce?
Czerwony
szlak doprowadził mnie do miejscowości Mala Úpa. Tuż za restauracją Pomezni
Bouda, skręciłam w lewo do przejścia granicznego na przełęczy.
Przełęcz
Okraj to obniżenie oddzielające Kowarski Grzbiet od Grzbietu Lasockiego. Ta
górska przełęcz leży na wysokości 1046 m n.p.m. Od XVII w. rozwinęło się tu
pasterstwo a wraz z nim pierwsze szałasy. Na początku XIX w. popularne były tu
zjazdy wielkimi saniami rogatymi z przełęczy do Kowar. Karkonosze stanowiły
niegdyś granicę prusko-austriacką, dlatego na Okraju utworzono przejście
graniczne, które funkcjonowało do 2007 r. Dziś to ważny węzeł szlaków
turystycznych.
Koło 14.00
znalazłam się w schronisku na Przełęczy Okraj. Postanowiłam zrobić tu krótki
odpoczynek i zjeść żurek. Niestety nie mogę go polecić, nie smakował mi. Nie
umywał się do tego z Pięciostawiańskiego schroniska w Tatrach.
Po posiłku
postanowiłam obrać niebieski szlak i przejść Kowarskim Grzbietem na Skalny
Stół. Początek szlaku znów wylał nieco potu, ponieważ kamienna dróżka wznosiła
się bardzo stromo. Szlak biegnie wzdłuż wyciągu narciarskiego Ski Areal Mala
Úpa.
Po jakimś czasie osiągnęłam wzniesienie o nazwie Czoło (1269 m n.p.m.). Nie ma tu spektakularnych widoków. Jedynie kamienista i tego dnia, po ulewie, także błotnista ścieżka. Znów miałam ciszę i spokój na szlaku. Mogłam policzyć na palcach jednej ręki mijanych ludzi. Może właśnie tego było mi potrzeba? Odsunąć się choć na chwilę od ludzi? Wsłuchać w rytm lasu, śpiew ptaków? Jestem pewna, że tak.
Na ostatnim planie - królowa okolicy - Śnieżka. Z lewej widać wyciąg i siatkę odgradzającą trasy narciarskie Ski Areal Mala Úpa
Po jakimś czasie osiągnęłam wzniesienie o nazwie Czoło (1269 m n.p.m.). Nie ma tu spektakularnych widoków. Jedynie kamienista i tego dnia, po ulewie, także błotnista ścieżka. Znów miałam ciszę i spokój na szlaku. Mogłam policzyć na palcach jednej ręki mijanych ludzi. Może właśnie tego było mi potrzeba? Odsunąć się choć na chwilę od ludzi? Wsłuchać w rytm lasu, śpiew ptaków? Jestem pewna, że tak.
Wreszcie
dotarłam do Skalnego Stołu (1281 m n.p.m.) Tu zrobiłam sobie dłuższą przerwę.
Siadłam na skałach i patrzyłam na widoki. Karpacz w dole, wydawał się taki
daleki. Przejrzystość powietrza była całkiem dobra. Para, która się już
ewakuowała z tego miejsca, zrobiła mi pamiątkowe zdjęcia i przez ułamek sekundy
byłam sama. Pojawiła się kolejna para. Cały czas cisza. Gwar pozostał w
mieście.
Mogłabym w
15 minut zejść do Sowiej Przełęczy, ale po co ułatwiać sobie życie? Iść
szlakiem, który się już zna? Postanowiłam schodzić żółtym szlakiem przez
Budniki.
Szlak stromo
schodził po łupkach, wbitych pionowo w ścieżkę. Do tego mokrych. Utrudniało to
nieco schodzenie. Mimo to dogoniłam parę, która zrobiła mi zdjęcie na Skalnym
Stole.
Nim dotarłam do nieistniejącej już dziś osady Budniki, zaliczyłam glebę. Na pytanie jak to się stało?, mam tylko jedną odpowiedź: szybko J. Pozbierałam się jeszcze szybciej i wreszcie wraz z nowymi towarzyszami, dotarliśmy do polany, gdzie dawniej tętniło życie.
Nim dotarłam do nieistniejącej już dziś osady Budniki, zaliczyłam glebę. Na pytanie jak to się stało?, mam tylko jedną odpowiedź: szybko J. Pozbierałam się jeszcze szybciej i wreszcie wraz z nowymi towarzyszami, dotarliśmy do polany, gdzie dawniej tętniło życie.
Budniki były
osadą górską dla mieszkańców Kowar czy Karpacza, którą tworzyli w czasie ucieczki
podczas wojny trzydziestoletniej. Z czasem przejściowa osada stała się tą
stałą, gdzie mieszkało kilka rodzin. Budniki zasłynęły tym, że przez 113 dni w
roku, osadę zakrywał cień z pobliskich wzgórz. Dlatego, z inicjatywy
miejscowego nauczyciela, w listopadzie następowało uroczyste pożegnanie słońca,
które, równie uroczyście, witano dopiero w marcu. W 1950 r. rozpoczęto
poszukiwanie rud uranu. Z tego powodu wygoniono ludność z osady, a wkrótce ona
sama przestała istnieć na mapie.
Dziś, dość
żwawym krokiem przeszliśmy przez Budniki i wkroczyliśmy na zielony szlak, który
doprowadził nas do rozwidlenia szlaków z czarnym, którym rano wyruszałam na
Sowią Przełęcz. Po drodze zawróciliśmy jeszcze jednego pana i w czwórkę
doszliśmy do Kruczych Skał. Tu się pożegnaliśmy.
Przebyłam
jeszcze kawałek drogi przez miasto. Po drodze spotkałam się w knajpce z
koleżanką, która w Karpaczu, razem z rodziną, spędzała swój urlop. Dotarłam na
kwaterę zmęczona, ale wielce uradowana.
Czy miałam
tego dnia odpoczywać? Takie były założenia, ale te, jak wiemy, w górach mają
się nijak do ślicznych okoliczności przyrody. Mimo gradu i kłębiących się
chmur, wypoczęłam. Choć nogi nieco bolały, odpoczęłam. Bo wysiłek fizyczny
oczyszcza umysł z ciężkich myśli… Tego dnia czułam się wyjątkowo czysta…
Hej!
Karpacz znam, ale sprzed lat, pewnie bym nie poznał i musiał się go uczyć od nowa. Podobnie ścieżki wokół Śnieżki ;)
OdpowiedzUsuńA Tobie gratulacje, szmat szlaku i nielicho ciekawostek.
Karpacz jak każde miasto zmienia się, rozwija. Czy pięknieje? Kwestia dyskusyjna... Ale mimio wszystko fajna baza wypadowa na dróżki wokół Śnieżki a także do naszych sąsiadów i w głąb Dolnego Śląska. Jeszcze się tu wybiorę, być może za rok... Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńFajnie mi się oglądało zdjęcia, tym bardziej, że za tydzień kilka dni spędzę w Szklarskiej Porębie. Mam nadzieję na kilka wypadów górskich. Karkonosze to bardzo ładne pasmo górskie. Twoich ścieżek za bardzo nie kojarzę, kiedyś szliśmy na Śnieżkę przez przełęcz Okraj, ale nas zawrócono z uwagi na zadymkę wyżej w górach. Pięknie rozpoczęłaś urlop, odrzucenie wszystkich codziennych spraw to największa wartość takiego górskiego pobytu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
No proszę! Będzie co wspominać, ogladając zdjęcia u Ciebie :) Ja jeszcze wszystkiego ze Szklarskiej nie opisałam, ten czas tak szybko leci... Człowiek to taka dziwna istota, że nawet na urlopie zamartwia się co dalej, co potem... A ja powiedziałam sobie dość. Urlop, to urlop, mam być zrelaksowana a nie sfiksowana ;) I wszystkim tego życzę, a Tobie za tydzień udanego pobytu i super pogody. Ściskam :)
UsuńPodziwiam Twoje górskie wędrowania. Bardzo!!! Jesteś niesamowita.
OdpowiedzUsuńWidać, że to kochasz.:) Widoki cudne!!!
Śnieżkę kiedyś "zaliczyłam", ale to dobre parę lat temu...
Moc pozdrowień.
Dzięki. Miło to czytać. Nie da się ukryć, że góry to moja pasja. Taki lek na całe zło 😄
UsuńKarkonosze najlepsze na górskie wycieczki. Widoki i okolice warte wszystkiego :)
OdpowiedzUsuńWitaj :) O ile jest pogoda, to widoki są :) Ale to fakt, Karkonosze są magiczne. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń