Tam, gdzie kryją się tajemnice z poprzedniej
epoki,
czyli gdzie nie wieje nudą…
Deszczowy,
lipcowy poniedziałek z założenia miał być dniem zwiedzania Kowar. Razem z
koleżanką Asią i Jej Rodziną, wspólnie odkrywaliśmy uroki tej małej
miejscowości w Karkonoszach. O tym, że wiele miejsc na Dolnym Śląsku jest
tajemnicze i jednocześnie intrygujące, nie trzeba nikomu mówić. Jeśli już raz
pojawisz się na tym terenie, przepadasz J
Zwiedzanie
Kowar zaczęliśmy od Skansenu Miniatur, o którym pisałam
TUTAJ. Potem przyszedł
czas na zejście pod ziemię. Naszym celem stała się Kopalnia „Podgórze”. Nie
byle jaka to kopalnia, gdyż wydobywano tu uran na potrzeby programu atomowego
ZSRR. Kopalnia położona jest w Karkonoszach, na północno – wschodnich zboczach
Kowarskiego Grzbietu.
Karkonosze
Już na dzień
dobry powstało małe zamieszanie, bo po drodze nakłaniano nas do zaparkowania
pod inną kopalnią. Jednak pojechaliśmy dalej i stromą, ubitą drogą dojechaliśmy
do darmowego parkingu, który tego dnia częstował wszystkich błotem.
Mapa wydobycia rud uranu w Polsce
Chwila
rozeznania i już dzierżyliśmy w dłoniach bilety wstępu do turystycznej
atrakcji, o której nie mieliśmy pojęcia. Nie wiedzieliśmy też, co nas
czeka. Pół godziny oczekiwania na
przewodnika umililiśmy sobie jedzeniem, które można zakupić w działającym przy
kopalni „Bunkier King”, w którym absolutnym hitem jest Żużel na kwaśnej trawie,
czyli po prostu kaszanka. Ale przyznać trzeba, że Świnka na Węglach, Przysmak
Karkonoskiego Chłopa czy Dżem ze Świni, też brzmią nieźle. No i do tego dodać
trzeba jeszcze psinę, której oczy mówią wszystko: dawno nie jadłam, daj mi
proszę kawałek… W rzeczywistości to sprytna sztuka, która w robieniu maślanych
oczu, naukę pobierała u kota ze Shreka. Turyści dają się nabrać ;)
Klasyczny wychodek z serduszkiem w dekoracji rodem z PRL-u
Wejście do Kopalni Podgórze
Wybiła nasza
godzina i zebrała się grupa chętnych do spenetrowania podziemi. A te liczą
sobie 1600 m turystycznej trasy, oczyszczonej, udostępnionej do zwiedzania. Oto
byliśmy w drugiej, co do wielkości kopalni uranu w Polsce. Trasa, którą szliśmy
powstała w sztolni 19a, utworzonej w latach 50-tych XX w.
Na początek
od przewodnika, Pana Emila, dostaliśmy wskazówki, co nam wolno, a czego nie.
Dodatkową atrakcją było rozdanie nam latarek górniczych. To już dało do
myślenia, że jasno nie będzie. Za to przewodnik jasno dał do zrozumienia, że ze
słońcem i niebem żegnamy się na trzy tygodnie. A jeśli ktoś zabłądzi, to na dłużej
;) Z pewną dozą nieśmiałości, weszliśmy w czarną otchłań. I od razu
zanurzyliśmy się w inny świat.
Na spotkanie z przygodą - pierwszy przykaz: trzymać się lewej strony
W kopalni zaznajomić
się można z historią górnictwa od XII w., po tajną działalność Zakładów
Przemysłowych R-1. Te zakłady to kryptonim zakładów przeróbki rud uranu,
powstałych w Polsce Ludowej w 1948 r. na mocy umowy między RP a ZSRR.
Specyfikę
pracy górników, metody wydobywania uranu a także tajniki tej historii z czasów
PRL, która była skrzętnie skrywana – to wiedza jaką dał nam przewodnik. Ale,
żeby nie było nudno ani nie wiało grozą, podał nam to w barwnych opisach,
okraszając to żartami, anegdotami, nie zapominając przy tym o najmłodszych
uczestnikach wycieczki.
W niszach
poumieszczano narzędzia górnicze, sposoby łączności, zebrane minerały, które
mogliśmy zobaczyć jedynie w świetle czołówek. Podobnie stare mapy i schematy
kopalni, które wisiały na ścianach.
Pierwsze pozostałości z poprzedniej epoki
Łopaty, kilofy i inne narzędzia pozostawione przez górników
Ekspozycja minerałów
Oświetlenie używane przez górników
Sprzęty związane z łącznością, aparaty górnicze, centralki polowe, aparaty telefoniczne i sprzęt wojskowy - to, co wykorzystywane było w kopalni
Prezentacja sprzętów górniczych
Plan sztolni, której nie zwiedzaliśmy, ale co ciekawe, w rogu mapy napisano po rosyjsku "sekretno".
Plan kopalni. Dla porównania na czerwono zaznaczona trasa turystyczna
Eksploatacja
złóż uranu trwała tu aż do 1958 r. Nie trzeba dodawać, że pracujący tu górnicy,
którzy w tych latach nie mieli odpowiedniego sprzętu, a wystawieni na
długotrwałe promieniowanie, zapadali na nowotwory. Skuszeni pracą i dużym
wynagrodzeniem, tracili zdrowie i życie. Ale nikt ich nie uprzedził. A utrzymać
rodzinę jakoś musieli.
Sklepienie sztolni
Lampart - reaktor chemiczny, w którym produkowano koncentrat uranowy po wydobyciu go przez Rosjan. Za tę, a także inne cenne wskazówki, dziękuję Przewodnikowi Emilowi, który się do mnie zwrócił ze sprostowaniem kilku informacji :)
Sprzęty ochronne (niby) z poprzedniego stulecia
Święta Barbara, patronka górników, patronka dobrej śmierci i trudnej pracy
A żeby było
ciekawiej, to w latach 1974-1989, mieściło się w kopalni, jedyne w Polsce i
czwarte na świecie inhalatorium radonowe, gdzie leczono dolegliwości gazem –
radonem. Przyznać muszę, że pozostałość po tej działalności, w postaci
metalowych leżaków, robi przerażające wrażenie. Ale promieniowanie w małych
dawkach wspomagało ponoć regenerację organizmu w chorobach układu krążenia,
oddechowego, alergii, bezpłodności czy impotencji. Dziś już nie występuje tu
promieniowanie radioaktywne.
Pozostałość po inhalatorium radonowym
Zabezpieczona trasa
Wagoniki z urobkiem
Niewątpliwie
najfajniejszym punktem na mapie sztolni jest wystawa szkła uranowego. Najlepiej
prezentuje się, kiedy zgasi się światło czołówek. Wtedy widać najpełniej jak
świeci w ciemności, a właściwie w świetle ultrafioletowym. To takie miejsce, gdzie nawet najmłodsi przestają marudzić
;)
Ekspozycja szkła uranowego
A tak wygląda po zgaszeniu światła
Kopalnia
jest też najgłębszym nurkowiskiem w Polsce (244 m głębokości). A dokładniej całościowo ma 520 m głębokości. 244 m jest w szybie skąd nurkowie zaczynają, a na samym dnie jest korytarz, a w nim szyb na 480 m, który znów zanurza się w korytarz i kolejny szyb na 520 m głębokości. Do dnia
dzisiejszego, nurkowie penetrują zalane sztolnie i odkrywają kolejne tajemnice.
I póki co, tylko oni mają tam dostęp.
Replika radzieckiej bomby atomowej RDS-1 w miejscu, gdzie zanurzają się nurkowie
Kolekcja kufli - z takim jednym z dedykacją dla panów...
Fotografia z nurkowania, jedna z wielu na podziemnej wystawie
Eksploracja podziemnych, zalanych sztolni na fotografiach
My tu
gadu-gadu, a te trzy tygodnie przy ciężkiej pracy w kopalni jakoś tak szybko
zleciały. I znów szliśmy w stronę światła. W rzeczywistym czasie zajęło nam to
około 1 godziny.
W tym
miejscu należy powiedzieć, że zwiedzanie kopalni byłoby strasznie nudne (bo to
i trudny temat), gdyby nie przewodnik. Panie Emilu, duże brawa za Pana wiedzę i
umiejętne jej przekazywanie!
Na koniec
praktyczna wskazówka: Nie ważne o jakiej porze roku się tam wybierzesz, zabierz
ciepłą odzież, ponieważ temperatura w kopalni wynosi jakieś 8 stopni przez cały
rok. Jest też wilgotno, co zwiększa odczucie zimna. Można też w kasie
wypożyczyć poncho z polaru, co niejednemu już się przydało.
Zdecydowanie
polecam to miejsce jako niebanalny sposób na spędzenie czasu ze sobą czy z
rodziną. Nie będziesz żałować.
Kiedy
byliśmy w środku kopalni „Podgórze”, przez góry znów przetoczył się deszcz. Po
wyjściu zapakowaliśmy się w samochód i podjechaliśmy obejrzeć sobie z bliska
kowarską starówkę.
Kamienna pieczęć na kowarskiej starówce
To w
zasadzie ścisłe centrum miasta, na które składa się ulica 1 Maja i ciąg
zabytkowych kamienic, powstałych w stylu klasycyzmu na przełomie XVIII i XIX w.
Jedne z nich odnowione, inne czekające na renowacje. Całość prezentuje się dość
malowniczo, zważywszy, że akurat było w miarę pusto, choć cała ulica 1 Maja
została wyłączona z ruchu kołowego i stworzono na niej deptak. Ale to czyniło
ją w tym momencie atrakcyjną.
Kowarska starówka, czyli ulica 1-Maja
I moje zamiłowanie do drzwi wszelkiej maści :)
Wąski zaułek w centrum miasta
Wyremontowana kamienica...

...
a tu czekająca na renowację
Kowarska starówka
Kowarska
starówka ciągnie się od barokowego mostu na Jedlicy z 1725r. z kamienną figurą
św. Jana Nepomucena przy placu Franciszkańskim. Jedlica to potok, który po
obfitych opadach w 1897 r. przyczynił się do „Wielkiej Powodzi”. Dziś jest
spokojnym nurtem.
Jedlica, w tle ulica 1-Maja
Po prawej
stronie stoi kościół pod wezwaniem NMP, wzniesiony jako gotycki w XIV w. Obok
wieży są dwie barokowe kaplice nagrobne z 2 ćwierci XVIII w., a po obu stronach
prezbiterium, kaplice. Strop świątyni zawiera polichromie Johanna Lorenza z
1749 r. Wewnątrz króluje barok. A średniowieczną pozostałością jest tajemnicza
głowa mężczyzny.
Kościół pod wezwaniem NMP w Kowarach
Wnętrze kościoła, tyle udało się zobaczyć przez kratę
I kolejne drzwi...
Barokowe kaplice nagrobne
Głowa mężczyzny
Postać św. Franciszka
Po
przeciwnej stronie ulicy mieści się okazały budynek plebanii z lat 1779-1783.
Plebania w Kowarach
Koniec
starówki to budynek Ratusza. Siedziba władz miejskich, projekt architekta
Christiana Schultza, wzniesiona w latach 1786-1789, do dziś pełni swą funkcję
zgodnie z przeznaczeniem.
Ratusz w Kowarach
Ratusz w Kowarach
Malowidło na suficie we wnętrzu ratusza
Koniec
starówki, ale nie koniec zwiedzania. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że trafimy w fajne
miejsce.
Dotarliśmy
bowiem do Domu Tradycji Miasta Kowary, który znajduje się w siedzibie
Stowarzyszenia Miłośników Kowar.
I tradycyjny kamień przy atrakcji turystycznej
Wewnątrz można zapoznać się ze stałą wystawą,
dotyczącą historii górnictwa od czasów najdawniejszych po czasy współczesne, a
związaną z wydobywaniem żelaza i rud uranu. Ekspozycja dotyczy też takiej
dziedziny jak tkactwo czy ogólnie pojętym kowarskim artystom. Na budynku
elewacji są malowidła, które przedstawiają alegorię górnika, kowala, tkaczki i
piwowara, czyli tych zawodów, które wiążą się z Kowarami i okolicą.
Dom Tradycji w Kowarach
Eksponaty w Domu Tradycji
Historia miasta na fotografiach
Górnicze sprzęty
Nie mogło zabraknąć górnika w galowym stroju
Prezentacja dorobku kowarskich artystów
Och, zjadło by się coś z takiego pieca...
Dorobek kowarskich artystów, tu głównie tkaczy
W czasie,
kiedy Asia rozmawiała z kustoszem wystawy a Mąż Asi oglądał z dziećmi
eksponaty, ja zagłębiłam się w wystawioną na fortepianie publikację. I odkryłam
romans stulecia… a właściwie dwa romanse J Posłuchaj…
Antoni
Henryk Radziwiłł, herbu Trąby urodził się w 1775 r. w Wilnie. Kiedy miał 21
lat, ożenił się ze starszą od siebie o pięć lat Fryderyką Dorotą von
Hohenzollern. Małżeństwo w 1824 r. nabyło piękną posiadłość w Ciszycy. W
pobliżu swoje rezydencje miały liczne arystokratyczne rodziny, w tym pruski
król, Fryderyk II Wielki. Towarzystwo często spotykało się na balach, rautach,
piknikach, co sprzyjało romantycznym schadzkom i sielankowej atmosferze. I właśnie
w takich okolicznościach przyrody doszło do największego romansu tamtych
czasów. Antoni i Fryderyka mieli już czworo dzieci, kiedy na świat przyszła ich
córka Eliza, urodzona w 1803 r. Już jako małe dziecko była śliczna, subtelna i
lubiła piesze wycieczki.
Eliza Radziwiłłówna, źródło: www.wikipedia.pl
W czasie licznych podróży po Śląsku poznała w zamku
Książ, młodego księcia, późniejszego cesarza Wilhelma I. On miał 24 lata, ona
18… Byli spokrewnieni po matce Elizy, więc wspólnie spędzany czas nie wzbudzał
żadnych podejrzeń. Ale między młodymi tliło się uczucie. Miłość wyznali sobie w
1820 r. Doszło do zaręczyn i planowano ślub.
Ale, jak to zwykle bywa – rodzinka jest niezastąpiona. Prusacy nie
chcieli widzieć Polki na niemieckim tronie. Uważali też, że rodzina Radziwiłłów
była zbyt biedna. Wynajdowano różne powody, by dowieść, że to małżeństwo nie
będzie szczęśliwe. Dodatkowo matka Wilhelma, królowa Luiza, nie lubiła
Antoniego Radziwiłła. Niestety śliczna Eliza nie miała żadnych szans. W 1826 r.
zapadła decyzja o odwołaniu ślubu, pomimo głębokiej miłości, jaka połączyła
tych dwoje. Wilhelm wybrał koronę, wkrótce ożenił się z weimarską księżną
Augustą, wnuczką Pawła I, rosyjskiego cara. Ponoć żałował tego do końca życia.
Wilhelm I Hohenzollern w późniejszym okresie życia, źródło: www.wikipedia.pl
A
młodziutka Eliza? Ciężkie przeżycia i tęsknota za ukochanym, doprowadziły ją do
gruźlicy. Zmarła w 1834 r.
Portrety zakochanych w sobie Elizy i Wilhelma
Niespełniona
miłość Elizy Radziwiłłówny i późniejszego cesarza Prus, Wilhelma Hohenzollerna,
zainspirowała niemieckiego pisarza Bauera Oswaida do opisania jej historii w
powieści zatytułowanej „Anioł z Ciszycy”, wydanej w 1889 r. A z kolei na jej
podstawie powstał film „Pruska legenda miłosna”.
I znów w
Ciszycy, gdzie kręcono zdjęcia, rozegrała się tragedia z romansem w tle…
W postać
Elizy Radziwiłłówny wcielała się czeska aktorka, 24 – letnia Lida Baarova.
Słynęła ona ze swej urody.
Lida Baarova, źródło: www.wikipedia.pl
Pod jej urokiem znalazł się także minister propagandy III Rzeszy, Joseph
Goebbels. Zakochał się w niej, mimo, że Lida miała narzeczonego a on sam żonę.
Myślał o rozwodzie, chciał opuścić Niemcy i wyjechać z poślubioną aktorką do
Ameryki Południowej. Ale na drodze do szczęścia stanęła żona ministra. Jako
fanatyczna wielbicielka Hitlera, poskarżyła się wodzowi. A ten przywołał
niewiernego męża do porządku, twierdząc, że w obliczu planowanej wojny są
ważniejsze sprawy, niż romanse ministra ( z których zresztą słynął). Goebbels
dostał polecenie zakończenia związku z aktorką. Podobno rozstał się z nią
telefonicznie.
Joseph Goebbels, źródło: www.wikipedia.pl
A Lida? Baarova przeszła załamanie nerwowe, nawet na jakiś czas
została zamknięta w szpitalu dla nerwowo chorych. Rozstanie oznaczało także
koniec jej kariery zawodowej, jako, że filmy, w których grała, zostały objęte
cenzurą. Choć jeszcze próbowała grać w Pradze czy w Wiedniu, nigdy nie zrobiła
kariery. A cień jej związku z Goebbelsem ciągnął się za nią do końca życia.
Zmarła w 2000 r. w wieku 86 lat.
Takie oto
historie kryją się na Dolnym Śląsku. Szkoda, że w tych dwóch przypadkach nie
było happy endu i dla obu kobiet skończyło się źle. Może gdyby mężczyźni
bardziej się postarali, bieg historii byłby inny. Czy lepszy? Kto to wie…
Nasz czas w
Kowarach dobiegł końca, wracaliśmy do Karpacza, by zdążyć przed burzą i kolejną
porcją deszczu. Zdecydowanie to nie był dzień, który wiał nudą. No bo jak tu
się nudzić w tak bogatym w historię miejscu? No nie da się.
Powrót do Karpacza
Postój nad stawem z rybkami
Asiu, duże
dzięki za wspólny czas, dla Ciebie i Twoich Bliskich. Polecam się na przyszłość
;)
Koniec