O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

sobota, 6 października 2018

No to jedziem na Pragie!

Sentymentalna wyprawa,
czyli Ogórkiem
na prawy brzeg Warszawy

Czy to normalne, że można wybrać się na wycieczkę do swojego miasta, w którym, nie dość, że się urodziło, ale i mieszka non stop? W pierwszym odruchu można odpowiedzieć, że nie. No bo po co? Przecież się to miasto zna, jak własną kieszeń. Ale zaraz przychodzi myśl druga – czy aby na pewno? No właśnie… Moje miasto, Warszawa, to duża metropolia. Wciąż przybywa ulic, następują zmiany w nazewnictwie, komunikacji i wielu innych dziedzinach. Miasto żyje. Nie zawsze wiem, gdzie jest dana ulica w mojej dzielnicy, choć potrafię wskazać inną, w dzielnicy daleko leżącej od mojej.
W sobotę tydzień temu, wybrałam się w sentymentalną podróż na warszawską Pragę. Dlaczego sentymentalną? Bo podróżowałam „ogórkiem”, starym jelczem, którym w dzieciństwie jeździłam po Warszawie, którym jako mała dziewczynka ze skórzaną, małą, brązową walizeczką, jeździłam na kolonie poza miasto. 


Powrót do przeszłości... :)



Jedziem na Pragie! :)



W zimie ta "wyspa" była najcieplejsza ;)


I jechałam ulicami Pragi, słuchając ciekawych opowieści i anegdot, związanych z ludźmi, którzy tu mieszkali, tworzyli oraz stanowili swoisty „koloryt” tej dzielnicy. I nagle okazało się, że choć wiele razy przemierzałam niektóre z tych ulic jako młoda dziewczyna, to niewiele wiedziałam na ich temat. I teraz nie jestem w stanie przytoczyć Wam wielu z tych świetnych anegdot, opowiadanych przez warszawskiego przewodnika. Grunt, że w słoneczną sobotę przeniosłam się do czasów PRL-u, siedząc na bardzo miękkim siedzeniu z plastikowym wzornictwem wewnątrz autobusu, w którym radośnie podskakiwał zawieszony na sznurku papier toaletowy. Tak, tak, produkt wielce pożądany w tych czasach, co budzi wielką wesołość u współczesnej młodzieży. Hałas przy ruszaniu i dym spalin dodał smaczku na początek. Generalnie Ogórek był przedmiotem zainteresowania zachwyconych turystów, którzy na każdym kroku wyciągali telefony i aparaty, by zrobić sobie z nim zdjęcie.


Panoramiczne okno :) I wyspa po środku... Się jeździło... :)



Plastikowe klameczki i haczyki...



Żyłkowane bagażniki, na których zmieścić się może co najwyżej zwinięty sweterek :)



Towar pożądany w PRL-u ... :) :) :)



Jelczem w świat! To jest to!



Początek wyprawy był na Placu Defilad. Ruszyliśmy z pełnym składem na pokładzie, spod Pałacu Kultury i Nauki. Już sam dar ZSRR dla Warszawy budzi wiele kontrowersji. Dla niektórych to symbol zniewolenia, poniżenia, wielkomanii, dla której trzeba było wyburzyć istniejące kamienice, a przynajmniej to, co po nich zostało po wojnie. Dla innych to wciąż jeden z symboli miasta, najwyższy budynek w aglomeracji, miejsce pracy wielu ludzi oraz… kotów. Tak, tak. W PKiN, zwanym popularnie Pekinem, na pełen etat są zatrudnione koty, które miesięczną pensję pobierają w naturze, czyli karmie. O innych ciekawostkach tego obiektu może opowiem przy innej okazji, bowiem miało być o Pradze.


Pamiętacie serial "Zmiennicy"?  "...1313 zgłoście się! 1313 zgłaszam się! ..."



Realia lat 80. XX w. pod Pałacem Kultury i Nauki



Wierna rekonstrukcja z 2018 r. :)


Przekroczyliśmy most Poniatowskiego, który był budowany w latach 1904-1914. I był czwartym, stałym mostem w Warszawie. Dzięki niemu rozwinęła się Saska Kępa, będąca terenem willi i gniazdem artystów, z których największą sławą cieszyła się, mieszkająca tu Agnieszka Osiecka. Teraz wzrok bezsprzecznie biegnie ku nowemu obiektowi, którym jest Stadion Narodowy, dawniej Stadion X – lecia Manifestu Lipcowego. Powstały z gruzów Warszawy był areną sportowych osiągnięć i wielkich imprez narodowych w czasach PRL-u. A potem zapomniany, zabiedzony stał się tłem dla handlu, nie zawsze do końca legalnego, ale jednak lubianego przez mieszkańców. No bo gdzie kupowało się płyty CD albo jeansy, jak nie na słynnym Jarmarku Europa? Dziś obiekt znów wrócił na należne mu miejsce i gromadzi tłumy ludzi na różnego rodzaju imprezach sportowych, naukowych czy rozrywkowych.


Wisła i widok na praską stronę



Stadion Narodowy z mostu Poniatowskiego


Pierwszy przystanek zrobiliśmy pod fabryką czekolady, słynnym Wedlem. To najstarsza w Polsce fabryka czekolady. 


Ogórek pod Wedlem w latach 80. XX w. :)



Ogórek pod Wedlem w 2018 r. :)



Założył ją w 1851 r. Karol Wedel i produkował pierwszy produkt, jakim były karmelki śmietankowe. W 1855 r. sprowadzono specjalną maszynę do walcowania masy słodowej i rozpoczęto produkcję czekolady pitnej. Od tego czasu firma zaczęła się prężnie rozwijać. W 1876 r. nowym właścicielem firmy został Emil Fryderyk Wedel, któremu ojciec Karol Wedel, podarował fabrykę jako prezent ślubny. To dzięki niemu stworzono znak towarowy, znany dziś podpis na wyrobach – E. Wedel. W latach 1927-1931 zbudowano nowoczesną fabrykę na Kamionku, gdzie przeniesiono produkcję z poprzedniej lokalizacji, po drugiej stronie Wisły. W czasie wojny firma prowadziła produkcję na potrzeby Niemców (dzięki temu sprzedawcy czekoladek dostarczali informacji o więźniach na Szucha czy Pawiaku), a po skończeniu wojny, w 1949 r. nastąpiła nacjonalizacja przedsiębiorstwa. Teraz to była fabryka – Zakład Przemysłu Cukierniczego 22 lipca. Po 1989 r. spółka w ramach prywatyzacji przechodziła z rąk do rąk. Nadal produkuje wyroby czekoladowe, z których najsłynniejsze są dwa, czyli torcik wedlowski i ptasie mleczko. 


Słodkości wedlowskie



Któż nie kojarzy słynnego podpisu?


Symbolem firmy jest chłopiec w czerwonym ubranku, siedzący na zebrze i trzymający 4 tabliczki czekolady. To dzieło powstałe w 1926 r. na zlecenie Jana Wedla, spadkobiercę rodzinnej firmy, a stworzone przez Leonetto Cappiello, nazywanego „ojcem nowoczesnej reklamy”. Od 2004 r. zaczęły pojawiać się, wzorowane na tych przedwojennych, pijalnie czekolady. I w firmowej, przyfabrycznej pijalni, zlokalizowanej w dawnej warszawskiej rogatce, zostaliśmy uraczeni kubeczkiem czekolady na gorąco. Parafrazując reklamę firmy, poczuliśmy dziecięcą radość ;)


Torciki wedlowskie i symbol firmy



W firmowej pijalni czekolady


I pojechaliśmy dalej. Ale wciąż znajdowaliśmy się na warszawskim Kamionku.
Istniała tu kiedyś w XI – XII w. osada Kamion lub Kamień. Na polach tegoż Kamiona miały miejsce elekcje dwóch królów polskich: Henryka Walezego (1573 r.) i Augusta III (1733 r.). Ten pierwszy uciekł z Polski potajemnie, by objąć tron we Francji. Złośliwi powiadają, że król salwował się ucieczką przed ożenkiem z trzydzieści lat starszą, brzydką Anną Jagiellonką. Dopadnięto go przy kapliczce w Pszczynie, o czym pisałam w swojej relacji z tego miejsca. Warszawska Praga nie zapomniała o tym królu, choć został on przedstawiony we współczesnej formie J


Siema ziomki! Pozdrawiam z Francji, jak zatęsknicie popatrzcie na mnie z warszawskiego Kamionka :)


Dalej przemieściliśmy się na krótki spacer po zupełnie nowym i nowoczesnym miejscu na Kamionku. Mowa tu o Soho Factory. Jak nigdzie indziej, to tu znajduje się wiele odniesień do przemysłowej części Warszawy międzywojennej, kiedy tereny wokół Kamionka znaczyły się licznymi fabrykami i manufakturami. Dziś połączono tu całkiem zgrabnie stare, zabytkowe budynki z artystyczną wizją nowoczesnego miejsca użyteczności publicznej. 


Na terenie Soho Factory



Restauracja M. Gesslera "Warszawa Wschodnia"



Kiedyś miasto lśniło nocą neonami...



Zabytkowy budynek z 1923 r.


Dawniej były tu Zakłady Amunicyjne „Pocisk” z bramą wjazdową. Obok, przy wjeździe bramnym na posesję nr 25, w obecnym budynku KRUS-u, w latach 1917-1918, znajdowało się tajne mieszkanie Józefa Piłsudskiego. Na terenie tym działała także Warszawska Fabryka Motocykli, gdzie produkowano słynne motory WFM i skutery OSA. Miał być BĄK, ale źle się ponoć kojarzył. Soho Factory to dziś biura, pracownie, sklepy, restauracje (m.in. „Warszawa Wschodnia” Mateusza Gesslera), mieszkania w blokach, które zbierają architektoniczne nagrody, a także Muzeum Neonów – pierwsze w Polsce. 


Wjazd bramny do Zakładów Amunicyjnych "Pocisk"



Sklep "Kup Pan Piwko" spod bramy wjazdowej do Soho Factory


Nie zabrakło tu wątku kolejowego, ponieważ odkopano tory dawnej bocznicy prowadzącej do działającej tu Manufaktury Lnianej i Jutowej „Juta”. Wszystko w ładnej, ciekawej formie. I naprawdę można poczuć tu loftowy klimat.  My jednak podążaliśmy dalej po Pradze.


Tory w Soho



Neon dworca kolejowego w Chodzieżu i tory z kolejką na końcu


Przy kolejce na terenie Soho Factory


Minęliśmy dworzec Wschodni. Kiedyś miejsce bardzo zaniedbane, teraz mocno zrewitalizowane.


Dworzec Kolejowy Warszawa Wschodnia 


A potem przejechaliśmy obok Warszawskiej Wytwórni Wódek „Koneser”. To kompleks budynków fabrycznych z końca XIX w., który świadczy o przemysłowej stronie Pragi. Najstarsze z nich powstały w latach 1895-1897. Wytwórnia była jedną z pierwszych, którą zelektryfikowano i wyposażono w najnowocześniejszą technologicznie linię produkcyjną. Produkowała, do dziś znane na rynku, marki wódek. W 2007 r. została zlikwidowana, a tereny pofabryczne planuje się przekształcić w przestrzeń mieszkalną, biurową, handlową i kulturalną. Z „Koneserem” wiąże się taka anegdota: latem 1915 r., wycofujący się z Warszawy Rosjanie, dostali polecenie zniszczenia zapasów wódki. Wylali ją więc na ulicę, a było tego kilka milionów litrów! Mieszkańcy biegali z wiadrami, miednicami i garnkami, by odłowić nieco trunku płynącego rynsztokiem. No takie dobro, nie mogło przecież się tak zmarnować. Ci, co byli bez naczynia, pompowali gorzałkę wprost z ulicy do żołądka. Nieznany jest fakt odchorowań po takim piciu, za to wiadomo było, że bardzo szybko cała ulica była „ubzdryngolona”, pijana znaczy się. Ale nazwa Praga nie wzięła się wcale od pragnienia, lecz od słowa "prażyć", czyli wypalać, ponieważ, niegdyś samodzielne miasto, powstało na terenie wypalonego lasu.



Wjazd do Warszawskiej Wytwórni Wódek "Koneser"



Kamienica praska - albo wymieniali właśnie balkony, albo już poodpadały podłogi... Ale wygląda to bardziej na to drugie...


Praga to także miejsce „szemrane”. Takie, w które nikt z porządnych mieszkańców ani tym bardziej przyjezdnych, nie zapuszcza się bez potrzeby. Do niedawna takim miejscem były Szmulki. Już w XIX w. Szmulowizna, jako część Pragi, była otoczona z trzech stron torami kolejowymi. Dzięki temu warszawscy powstańcy, w czasie wojny, mogli się tu ukrywać, bowiem nie zaglądali tu nawet Niemcy. A po wojnie w żydowskich lokalach, zamieszkała uboga ludność, a same Szmulki okryły się złą sławą. Nazwa Szmulowizna pochodzi od imienia właściciela tych gruntów Szmula (Samuela) Jakubowicza Sonnenberga, zwanego Zbytkowerem. Był on najbogatszym Żydem warszawskim, który jako kupiec i bankier, zbił majątek na dostawach dla wojska rosyjskiego. W 1902 r. książęta Michał i Maria Radziwiłłowie, wykupili te tereny, zwane wówczas Michałowem.  Małżeństwo było mecenasami sztuki, filantropami i fundatorami szkółek, schronisk a także kościołów. I właśnie oni ufundowali Bazylikę Najświętszego Serca Jezusowego, kościół wybudowany w latach 1907-1923.  Inicjatorką budowy była Maria Radziwiłłowa, która od papieża Piusa X, dostała zgodę na budowę świątyni wzorowanej na bazylice św. Pawła za Murami w Rzymie. 



Elewacja frontowa Bazyliki Najświętszego Serca Jezusowego na warszawskich Szmulkach



Pod kolumnadą kościoła


 Wewnątrz, między nawą główną, a bocznymi, na uwagę zasługują, rzędy granitowych kolumn korynckich. Zostały one wykonane dla bazyliki św. Pawła za Murami w Rzymie, ale okazały się za krótkie. Wtedy to, po promocyjnej cenie, odkupiła je Maria Radziwiłłowa w 1915 r. i oddała na budowę praskiej świątyni. Jak nic, musiała mieć jakiś dostęp do współczesnego jej Allegro albo OLX J. Od 1931 r., zgodnie z wolą fundatorki, pieczę nad kościołem sprawują oo. Salezjanie. Wieża kościelna, choć projektowana już przed wojną, wybudowana została dopiero w latach 1998 – 1999. I jako pierwsza wymagała remontu… Z pewnością wagę świątyni podkreślają wysokie schody, na których fotografowała się już niejedna para młoda.


Nawa główna świątyni i słynne kolumny korynckie



Nawa boczna


Tymczasem my sprawnie i szybko zapakowaliśmy się w Ogórka i podążyliśmy w kierunku ul. Kawęczyńskiej. Tam znajduje się zajezdnia tramwajowa, której budowę rozpoczęto w lipcu 1923 r. I była to największa zajezdnia w przedwojennej Warszawie. W jej skład wchodził też zabytkowy dziś, budynek administracyjno – mieszkalny dla pracowników taboru tramwajowego.


Budynek administracyjno - mieszkalny zajezdni na Kawęczyńskiej


I nagle znaleźliśmy się na ulicy Ząbkowskiej. 


Nyska, lata 80. XX w :)


Dziś ulica ta wypiękniała. Odnowiono fronty kamienic. W jednej z nich, pod numerem 36 mieszkała dość barwna postać. Był nią Wicuś Marynarz, czyli Wincenty Andruszkiewicz, były marynarz z łodzi podwodnej, który miał najbardziej „szemraną” knajpę na ul. Brzeskiej. W czasie okupacji handlował tam kaszanką, kiełbasą i bimbrem. Od niemieckich żołnierzy skupował broń, na zlecenie organizacji podziemnej. Po wojnie, na bazarze Różyckiego miał budkę – „Schron u marynarza”, gdzie bywali u niego i ludzie z elity i ci z marginesu społecznego. Bywał u niego i sam premier Cyrankiewicz, bo ważący ponad 200 kg Wicuś, miał towar pierwsza klasa. Złośliwi powiadali, że przy takiej wadze to nie dziwne, że łódź, na której służył Wicuś była podwodna. Od razu szła na dno. Ponoć dostał od władzy ludowej ultimatum: albo będzie szpiegować i donosić, albo będzie zmuszony do zamknięcia swej knajpki. Ten warszawski cwaniak miał swój honor. Wybrał likwidację biznesu. Niestety nie wiem, co działo się z nim dalej. Umarł bodajże w 1964 r.


Ta jasna kamienica to dom Wicusia Marynarza



A tu sam Wincenty Andruszkiewicz w swojej knajpie "Schron u marynarza". Źródło: www.repozytorium.fn.org.pl


No i wreszcie dotarliśmy pod jedną z bram słynnego bazaru Różyckiego. Popularnego „Różyca” założył pod koniec XIX w. warszawski farmaceuta, inwestor i działacz społeczny – Julian Józef Różycki. Miał to być główny ośrodek handlowy Pragi. Na targowisku można było kupić wszystko, przysłowiowe „mydło i powidło”. W czasie wojny np. broń i amunicję lub towar pochodzący z niemieckich magazynów czy transportów. Po wojnie – rzeczy niedostępne w ofercie sklepów państwowych. Dziś, choć jest wciąż ostoją dawnego warszawskiego folkloru, niestety stracił na ważności. Słynne gorące pyzy, sprzedawane przez kobiety spod pierzyny lub też warszawskie flaki są do nabycia w knajpkach w okolicy, które przywołują klimat dawnego PRL-u. Ale przecież to nie to samo.


Słynny niegdyś bazar Różyckiego, gdzie nie raz wybierałam się z mamą na zakupy...


Praga to nie tylko fabryki i handel. To także strefa duchowa. Zdecydowanie prym wiodą tu katedra praska, czyli kościół p.w. św. Floriana, ale także Sobór Metropolitarny Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny w Warszawie. To cerkiew prawosławna, wzniesiona w II poł. XIX w.  na potrzeby napływającej ludności rosyjskiej, osiedlającej się na Pradze. Ze świątynią tą wiąże się taka ciekawostka, że 1 czerwca 1930 r. wzięli tu ślub Konstanty Ildefons Gałczyński i Natalia Awałow. Nie wiem, czy wiecie, ale śluby w obrządku prawosławnym są bardzo długie, a drużbowie muszą trzymać cały czas korony nad głowami nowożeńców (strasznie niewdzięczna rola, bo ręce mdleją). I kiedy po skończonej uroczystości goście myślami byli już na biesiadzie, srogo się rozczarowali, bo ponoć państwo Gałczyńscy poszli się bawić do parku praskiego, na terenie którego zlokalizowane jest zoo. Dziwna sprawa… Nie wiem, czy potem ktoś się na nich nie obraził, bo raczej konwenanse w tych latach były przestrzegane.



Cerkiew Soboru Metropolitarnego Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny w Warszawie przy Placu Wileńskim, na którym stał kiedyś pomnik Braterstwa Broni, nazywany przez Warszawiaków pomnikiem "Czterech Śpiących". Monument postawiony w hołdzie poległym żołnierzom polskim i radzieckim zniknął w 2011 r. w związku z budową drugiej linii metra.


Nasz Ogórek wjechał w obszar tak zwanej Nowej Pragi. To historyczna jej część, oddzielona od Starej Pragi i Szmulek linią kolei petersburskiej. To najbardziej zaniedbana, ale i najładniejsza część praskiej Warszawy. Okryta złą sławą, gdzie w bramach kamienic można było znaleźć szczęście… szczęście, że wyszło się okradzionym, ale cało ze spotkania z grasującymi tam bandami, menelami i cwaniakami, którzy nie ruszali tylko swoich. 


Praskie kamienice



Spod brudnych i obdrapanych elewacji wystają detale architektoniczne - kiedyś były to piękne i ozdobne kamienice



Skład Towarzystwa Akcyjnego Przechowywania Mebli A. Wróblewski i spółka z 1883 r. Firma zajmowała się przeprowadzkami oraz magazynowaniem i przechowywaniem mebli osób wyjeżdżających za granicę.



Kamienica z 1912 r.



Zespół koszarowy przy ul. 11 listopada 



Budynek przy ul. Strzeleckiej 11/13 to dawny pałacyk Ksawerego Konopackiego, założyciela Nowej Pragi. Mieszkał w części tego czworokątnego budynku razem ze swoją rodziną, a pozostałe pomieszczenia prawdopodobnie wynajmował. Dziś budynek czeka na renowację.



Kamienica obok pałacyku Konopackiego z pięknymi żeliwnymi balkonami



Ulica Środkowa



Żeliwny balkon dekorowany od spodu. Ta misterna falbanka jest genialna.



Zabytkowy, akurat remontowany budynek, świadczący o tym, że niegdyś było na Pradze pełno drewnianej zabudowy



Kamienica na ul. Środkowej



Ażurowe balkony



Mapa Pragi na ścianie antykwariatu Bareja Klub



Bareja Klub prowadzony jest przez kuzyna Stanisława Barei, tego samego, który w swoich filmach wyśmiewał absurdy Polski doby PRL-u



Antykwariat Bareja Klub



W antykwariacie po otwarciu szafy było słychać kultowe "Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu, niech żyje nam. To mówiłem ja Jarząbek" :)




Jedna z praskich kamienic



Restauracja Szynk Praski na ul. Stalowej



Kamienice Nowej Pragi


Ale do dziś w kamienicach tych można natknąć się na małe podwórka, które były świadkiem wielu wydarzeń choćby w czasie wojny. Były tu msze polowe, zaprzysiężenia, przekazywanie wiadomości, wreszcie powstańcze mogiły. W wielu takich podwórkach – studniach można spotkać kapliczki, przy których się modlono, a które stawiano w podzięce za uratowanie życia. Nowa Praga to też zespół kamienic i bazar A. Domańskiego i W. Pachulskiego, gdzie stały budy, jatki i drobne sklepiki. Swą działalność bazar zakończył w latach 70. XX w.


Podwórko sąsiadujące z dawną fabryką



Tu wciąż mieszkają ludzie...



Ponure klimaty praskie



Kapliczka na podwórku


Na uwagę zasługują na Pradze murale, które choć odrobinę rozjaśniają bure i obskurne kamienice. Wnoszą w nie jakieś życie. To nie bazgrołki, a prace artystyczne. Nie do końca wiem, co przedstawiają, ale nie pozostawiają obojętnym. Stoi za nimi jakaś opowieść, historia. Ale to już na inne opowiadanie. 


"Warsaw Fight Club" autorstwa Conora Harringtona. Mural powstał w ramach festiwalu Street Art Doping.



Legioniści tu rządzą...



???



"Zabawa" autorstwa Ernesta Zacharevica. Mural powstał w ramach festiwalu Street Art Doping. Podobno podczas pracy, odwiedziła autora grupa Legionistów, sugerując, że na dziele powinna znaleźć się literka "L", symbol klubu, bo jak nie, to... Autor ugiął się pod pogróżkami i umieścił literkę na lamówce koszulki chłopczyka w niebieskich spodenkach :)


Pora wrócić na lewobrzeżną Warszawę.


Czas wrócić do rzeczywistości...



Ogórek - stary, poczciwy towarzysz tylu podróży...



Powrót na lewą stronę Wisły


I tak zakończyła się moja około 3 godzinna przygoda z Ogórkiem. Do sentymentalnej wyprawy zaprosiłam Basię, koleżankę z pracy i w tym miejscu dziękuję Jej za towarzystwo. Snujemy już kolejną ogórkową wyprawę. Kiedy będzie, to się okaże. A póki co, zapraszam do odwiedzania Warszawy i spojrzenia na moje miasto z zupełnie innej perspektywy. Zatem do zobaczenia!



12 komentarzy:

  1. Ach ta Praga ma swój klimat,wiele lat na niej spędziłem i jak patrzę na Twoje zdjęcia to mi się łezka w oku zakręciła.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jest móc wrócić do przeszłości. Bo niby nic nie było, a mieliśmy wszystko... Ech, teraz to już ta łezka nam została ;) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. REWELACJA!!!
    Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że do Ciebie trafiłam. Też jestem Warszawianką od urodzenia i cały czas w tym mieście mieszkam A na dodatek od wielu lat na Pradze /a właściwie to na Targówku, ale to też "rodzaj Pragi"/. A Warszawie / w tym "Obrzydliwej Pradze/ poświęciłam swoją ostatnią książkę pt:"Moje warszawskie zwariowanie".
    A Tobie dziękuję za bardzo ciekawy tekst no i za całą tę podróż "ogórkiem". Też kiedyś takim autobusem jeżdziłam.
    Serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Stokrotko! Bardzo mi miło, że do mnie trafiłaś i mam nadzieję, że już zostaniesz. Zapraszam serdecznie do wszystkich wpisów, nie tylko o Warszawie, choć te, co jakiś czas, się pojawiają. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Łezka w oku niejednej osobie się pewnie pojawiła podczas czytania i oglądania Twojego postu. Prawdziwa, sentymentalna podróż do lat 80-tych. Ja kiedyś, jeszcze pod koniec lat 70-tych przez trzy lata jeździłem do Warszawy w czasie wakacji i po miesiącu pracowałem na różnych budowach. Pamiętam Pragę, Bazar Różyckiego, te odrapane kamienice. Bardzo klimatycznie przybliżyłaś mi dzisiaj tamten czas. Ogórkami jeszcze jeździłem, ale były też na ulicach nowe Jelcze Berliety.
    Świetny post, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe Jelcze! Pamiętam, były bardzo kanciaste w stosunku do opływowych ogórków :) Ale pachniały wyglądem taką europejskością :) :) :) A sama Praga jest bardzo klimatyczna, jednak jej zła sława trochę powstrzymuje mnie przed chodzeniem po tych obskurnych kamienicach samej. Ale wiem, że w nich jest najfajniej, klatki schodowe są jeszcze z dawnych lat, przepiękne, rzeźbione. Może kiedyś się odważę :) Z kimś :) Serdeczności! :)

      Usuń
  4. Nostalgii do PRL nie odczuwam żadnej, starym jelczem pewnie bym się przejechał, ale gwoli przygody, nie dla wspomnień.
    Natomiast zwiedzanie swojego miasta praktykuję często i choć Tarnów to odrobina w porównaniu z Warszawą to przecież stale coś ciekawego znajduję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja przeciwnie, mam sentyment do tych czasów, bo choć było ciężko, to jednak człowiek był bliżej człowieka. Przygody też różne bywały, a że jechałam po ulicach, po których przemieszczałam się jako młode dziewczę, to i wspomnienia wróciły.
      Warto jest zwiedzać swoje miasto, zawsze można odkryć coś nowego. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. W takich chwilach można poczuć się jakby się mieszkało w czasach gdy tego typu pojazdy były czymś nowoczesnym i eleganckim. Super wycieczka. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak :) Wspomnień czar. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  6. Świetny post Duśka, pełen niezwykłej historii. Dziękuję za tyle doznań.
    A takim ogórkiem jeździłam do liceum...
    Moc uścisków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basieńko, ja to tylko "liznęłam" temat, przewodnik tyle opowiadał, że nie byłam w stanie wszystkiego spamiętać i powtórzyć. Część opowieści była mi znana, bo przecież jestem Warszawianką, ale fajnie było powrócić do czasów beztroskich podróży ogórkiem :)Liceum powiadasz...jakby wczoraj :) :):)

      Usuń