Spokój po japońsku,
czyli spacer
po wrocławskim ogrodzie
Sami nie
wiemy kiedy i jak powstają w nas marzenia. Czasami ktoś o czymś opowiada, a my
natychmiast chcemy to zobaczyć na własne oczy. Wielu z moich znajomych
opowiadało mi o Ogrodzie Japońskim we Wrocławiu. Jedni byli zachwyceni, inni
nieco sceptyczni. Postanowiłam to sprawdzić i samej wyrobić sobie opinię o tym
miejscu.
Kiedy w
sierpniu zeszłego roku miałam wylecieć z tego miasta do Norwegii, pojechałam
tam dzień wcześniej, by spełnić swoje małe marzenie i pójść na spacer do zoo.
Ponieważ z parku zwierząt wyszłam chora od nadmiaru ludzi, postanowiłam
uspokoić się idąc na drugą stronę ulicy. A tam, pierwszym budynkiem, jaki
zobaczyłam była Hala Stulecia.
Hala
Stulecia (a po 1945 r. także Hala Ludowa) to hala widowiskowo – sportowa,
położona w Parku Szczytnickim, wzniesiona w latach 1911-13. Od 2006 r. uznana
za obiekt światowego dziedzictwa UNESCO. Wpisano ją do rejestru zabytków już w
latach 60. XX w. razem z Pawilonem Czterech Kopuł, Pergolą i Iglicą. Hala
Stulecia powstała, by uczcić setną rocznicę wydania we Wrocławiu, przez króla
pruskiego Fryderyka Wilhelma III, odezwy
„Do mojego ludu” z 1813 r., wzywającej do powstania przeciwko Napoleonowi Bonaparte.
Postanowiono więc, uczcić to wydarzenie wystawą. Jej organizację powierzono
ówczesnemu dyrektorowi Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytnego – Karlowi Masnerowi.
Teren pod budowę dało miasto w miejscu dawnego toru wyścigów konnych. W
konkursie zwyciężył projekt miejskiego architekta Wrocławia – Maxa Berga, mimo
niespotykanej konstrukcji hali i dość wysokich kosztów jej powstania.
Hala ma 42 m
wysokości, jej kopuła ma 67 m średnicy, a szerokość sali to 95 m. Całość
obliczona była na 10 tysięcy osób.
Ciekawostką
jest to, że w hali głównej zamontowano specjalnie zaprojektowane pod halę
organy, wówczas największe na świecie. Dziś część z nich znajduje się w archikatedrze
wrocławskiej.
Hala
Stulecia przetrwała okres II wojny światowej. Poza wybitymi szybami i
uszkodzonymi , a właściwie rozkradzionymi organami, nie ucierpiała jej konstrukcja.
Nadal służy imprezom kulturalnym, sportowym, wystawienniczym itp. Akurat
podczas mojej wizyty odbywał się turniej szachowy.
Wspomniany
Pawilon Czterech Kopuł zbudowany na początku XX w. tuż przy Hali Stulecia,
który także od 2006 r. jest na liście zabytków UNESCO, po II wojnie światowej
mieścił Wytwórnię Filmów Fabularnych. Obecnie
sale wykorzystuje Muzeum Sztuki Współczesnej.
Pergola –
jej kształt to połowa elipsy. Zbudowano ją wokół sztucznego stawu z fontanną.
Długość pergoli to 640 m. W 2009 r. uruchomiono Fontannę Multimedialną, gdzie
pokazywane są projekcje światło – dźwięk.
Iglica za
to, wzniesiona została w 1948 r. z
okazji Wystawy Ziem Odzyskanych. Ma ponad 90 m wysokości i waży 44 tony (!)
Wszystko to
razem stanowi jeden zabytek i bez względu na to, czy budzi zachwyt czy niesmak
estetyczny, stanowi jeden z symboli miasta.
Tuż obok
Hali Stulecia założono Ogród Japoński. Powstał on także w 1913 r. w Parku
Szczytnickim, jako jeden z ekspozycji Wystawy Sztuki Ogrodowej, odbywającej
się w ramach Wystawy Stulecia. Wówczas
był to jedyny egzotyczny ogród, prezentowany na tej wystawie.
Założenie to
powstało z inicjatywy hrabiego Fritza von Hochberga, dyplomaty i zarazem
orientalisty i przy pomocy japońskiego ogrodnika Araia Mankichiego. Po wystawie
ogród utracił charakter japoński, mimo zachowanego ogólnego zarysu ogrodu
sprzed wystawy.
Podjęto próbę
rekonstrukcji parku. Współpracowali przy tym także japońscy ogrodnicy, ambasada Japonii
oraz oczywiście Polacy. Projekt opracował prof. Ikui Nishikawa, a uroczystego otwarcia
dokonano w 1997 r. Niestety, dwa miesiące po uruchomieniu, nadeszła powódź
stulecia i ogród przez trzy tygodnie znajdował się pod wodą. Znowu musiano
podjąć się rekonstrukcji i udało się to w 1999 r.
W ogrodzie
znajdują się drewniane budowle, jak mosty, pawilon herbaciany, bramy, japońskie
misy i latarnie (z XVIII i XIX w., pochodzące ze zlikwidowanych dawnych ogrodów
japońskich). Oczywiście pierwszoplanową rolę odgrywa tu azjatycka roślinność
jak czerwone klony czy drzewka bonsai.
Park jest
uroczy, ale mnie osobiście jakoś szczególnie nie zachwycił. Nie wiem, może zbyt
duża ilość osób tego dnia, wpłynęła na mój odbiór? Uważam też, że opłata 4 zł
za możliwość pospacerowania po, w sumie kawałku, parku, to trochę dużo.
Rozumiem, że pieniądze idą na utrzymanie założenia, ale jednakowoż miałam
wrażenie, że z Japonią ten park nie ma zbyt wiele wspólnego. Przyznaję, że
Ogród Japoński jest romantyczny (kiedy nie ma tłumu ludzi), można w nim
podziwiać kwiaty i drzewa, ale nie zaznałam w nim spokoju. Zmęczona wyszłam
poza bramę.
Park
Szczytnicki to także zwykły park, gdzie można pospacerować.

To także park,
przez który często przechodziła moja imienniczka, wielka himalaistka, Wanda
Rutkiewicz. W pobliskiej szkole sportowej pobierała naukę i mieszkała
nieopodal. Postanowiłam pójść jej śladami. Przy okazji znalazłam jeszcze trzy
krasnale wrocławskie, które zawsze mnie cieszą.


Wróciłam wieczorem
do hostelu bardzo zadowolona, bo udało mi się spełnić moje małe wrocławskie
marzenia. Te, zrodziły się już we mnie bardzo dawno. Kolejnego dnia miałam
wylecieć na spotkanie z moim wielkim marzeniem. Ale to już przecież inna opowieść…