Nie wszystko co się
świeci jest święte
i nie wszystko co święte świeci,
czyli jak to jest z tą
zasadą…
Fajnie jest
spełniać marzenia. I te duże i te małe. Zeszły rok obfitował w podróże do
tajemniczego województwa świętokrzyskiego. Były i Kielce i jaskinia Raj,
Chęciny i Tokarnia, a we wrześniu także Puszcza Jodłowa i oczywiście św. Krzyż
i św. Katarzyna. Podczas wycieczki do tych ostatnich udało mi się spełnić
marzenie z lat szkolnych – zobaczyłam słynne gołoborza. Ale to nie były jedyne
wspaniałości, które tego dnia zobaczyłam. I choć dzień był mglisty i deszczowy,
warto było się wybrać z pośpiesznej Warszawy. Zapraszam dziś na spacer do
miejsc znanych, ale może nie dla każdego oczywistych.
Zaczynamy od
św. Krzyża. Naszym celem jest Bazylika Mniejsza p.w. Trójcy Świętej i
Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego. Świątynia położona jest na Łysej
Górze (594 m n.p.m.) w Górach Świętokrzyskich. Jest to najstarsze, polskie
sanktuarium, choć jego data powstania nie jest dokładnie znana.
Według oo.
Benedyktynów, fundację świątyni przypisuje się Bolesławowi Chrobremu w 1006 r.
Za panowania Bolesława Krzywoustego, między 1102 – 1138 r. zostały ufundowane
klasztor i kościół romański. Początkowo był to kościół p.w. Świętej Trójcy, a
od XV w. p.w. Świętego Krzyża. A stało się to po tym, jak Władysław Łokietek
podarował oo. Benedyktynom relikwie drzewa Krzyża Świętego. Legenda mówi, że
zostały one podarowane królowi przez królewicza Emeryka z Węgier. Odtąd
przechowywane są w kaplicy Oleśnickich. I tu następuje związek z tematem postu.
Drzewo nie świeci, bo nie jest ze złota, a mimo wszystko uznane jest za święte.
Ludzie modlą się i zanoszą swe prośby do tej relikwii.
W XV w.
kościół na Łysej Górze został rozbudowany w stylu gotyckim. Kardynał Zbigniew
Oleśnicki sfinansował budowę nowego chóru i ołtarza głównego, a w nim obecnie
jest obraz św. Trójcy, autorstwa Franciszka Smuglewicza .
W 1459 r. pożar
zniszczył klasztor. Odbudowano go i dodano gotyckie krużganki, istniejące po
dzień dzisiejszy. Okna krużganków wychodzą na wirydarz, czyli coś w rodzaju
patio. Teraz służą do procesji i jako miejsce spacerów turystów. Krużganki
obejmują najstarszą część świętokrzyskiego założenia klasztornego.
A w ścianie
wzrok przyciąga ołtarz z czarnego marmuru, poświęcony zmarłym Benedyktynom,
których szczątki, wpierw spoczywające w kryptach, do jednego miejsca złożono.
Mniej więcej
w tym samym czasie, brat Andrzej ze Słupi skopiował w klasztorze zbiór
polskich, średniowiecznych utworów maryjnych, znanych jako „Pieśni
Łysogórskie”.
Za panowania
Jagiellonów, opactwo Benedyktynów było najważniejszym sanktuarium w Królestwie
Polskim. W latach 1611-1620, w miejscu dawnego kapitularza zbudowano barokową
Kaplicę Oleśnickich. Jak już wspomniałam, przechowuje się tam relikwię Krzyża
Świętego, umieszczoną tam w 1723 r. przez opata Mireckiego i zamkniętą w
tabernakulum. Kaplica powstała z fundacji kasztelana Mikołaja Oleśnickiego.
Miała służyć za grobowiec rodzinny. Spoczął w niej fundator i jego małżonka, a
miejsce ich pochówku wyznacza okazały
nagrobek w kaplicy.
W ciągu
najbliższych 25 lat opactwo było rozbudowywane w duchu baroku. Oczywiście w
1655 r. Szwedzi napadli na klasztor, ograbili i wymordowali część zakonników.
W latach
1686-1701 zbudowano zachodnie skrzydło z nowym refektarzem (czyli klasztorną
jadalnią), zamienione później na więzienie, a obecnie mieszczące tu muzeum. W
latach 70. XVIII w. klasztor uległ spaleniu. Dość szybko przystąpiono do
odbudowy, tym razem w stylu barokowo-klasycystycznym. Świątynię konsekrowano w
1806 r. W XIX w. na św. Krzyżu mieścił się dom poprawczy dla kleru, tzw. Księży
Zdrożnych (Demerytów). Skazani księża odbywali tu pokutę w odosobnieniu za
wykroczenia przeciw moralności, takie jak pijaństwo czy niezgodne z
powołaniem.(Ciekawe jak by to dzisiaj wyglądało…)
W czasie
Powstania Styczniowego urzędowali tu powstańcy. W 1884 r. władze carskie
przekształciły klasztor w ciężkie więzienie kryminalne, a sam zakon oo.
Benedyktynów został skasowany. Więzienie to było najsurowszym w Polsce. Ze
względu na warunki atmosferyczne, zwano go „Polskim Sachalinem”. W 1914 r.
Austriacy wysadzili wieżę kościelną, dziś odbudowaną. Niestety tego dnia była
taka mgła, że nie można było podziwiać z niej panoramy.
W 1936 r. do
klasztoru przybyli księża Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej, ale w budynku
dzisiejszego muzeum do 1939 r. nadal funkcjonowało więzienie. Oblaci znani są
ze swej działalności misyjnej, a także z tego, że z różnych zakątków przywozili
rzeczy, które choć nie świecą, są dziś skarbem i dają pogląd na kulturę innych ludów
na ziemi. To, na co patrzą nasze oczy, dziś zabraliby nam celnicy, gdybyśmy
chcieli je wwieźć do kraju. I chociażby z tego powodu uchodzą za społeczną i
kulturową „świętość”. Warto zajrzeć do muzeum, które pomieszczenie po
pomieszczeniu, opowiada historię Św. Krzyża. Drzwi do niego prowadzą z
krużganków.
Stroje, figurki, drobne przedmioty codziennego użytku - to wszystko składa się na eksponaty muzeum klasztornego
W czasie II
wojny światowej hitlerowcy urządzili w klasztorze obóz dla jeńców sowieckich.
Jak ciężkie były tam warunki, uświadamia nam napis w języku polskim i rosyjskim
o karaniu za kanibalizm.
Po wojnie
budynek muzeum był krótko schroniskiem PTTK, potem przeszedł pod zarząd Lasów
Państwowych, a od 1950 r. pieczę nad nim sprawuje Świętokrzyski Park Narodowy.
Turyści mogą zwiedzać placówkę od 1972 r. W muzeum mieszczą się izby
przyrodnicze. Jedyna wada tego miejsca, to gaszące się zbyt szybko światło w
danym miejscu, więc nie ma mowy o tym, że na spokojnie zrobi się zdjęcie, jak
ludzie przejdą. Koniec opowiadania i światło gaśnie. Należy przejść dalej.
16 czerwca
2013 r. sanktuarium na św. Krzyżu podniesiono do godności Bazyliki Mniejszej.
W
krypcie pod kościołem znajdują się domniemane szczątki księcia Jeremiego
Wiśniowieckiego (1612-1651), który brał udział w walkach z Moskwą i bronił
kresów przed Tatarami. W 1639 r. ożenił się z Gryzeldą Zamoyską, wnuczką
hetmana Jana Zamoyskiego. Odegrał potężną rolę w okresie powstania Kozaków pod
wodzą Bohdana Chmielnickiego. W 1649 r. bronił Zbaraża a w 1651 r. w bitwie pod
Beresteczkiem odniósł jedno z najbardziej spektakularnych zwycięstw polskiego
wojska w XVII w. Niestety zapadł na tajemniczą chorobę, która dziesiątkowała
armię polską. Zmarł w Pawłoczy, ale z powodu działań wojennych trumna z ciałem
pozostała w Sokalu, skąd później miała być zabrana na uroczysty pogrzeb w
rodzinnym Wiśniowcu. Ale gdy w 1653 r. do Sokala zbliżali się Kozacy, Gryzelda
przewiozła trumnę do grobowca krewnych Oleśnickich na Świętym Krzyżu, gdzie
spoczywa po dzień dzisiejszy. Syn, Michał Korybut na epitafium swego ojca
umieścił takie słowa: „Jeremi, postrach Kozaków – wódz i książę na Wiśniowcu.
Michała Pierwszego, Króla Polskiego ojciec – w roku pańskim 1653 złożony”( za
informacją z biletu wstępu).
Tablica informacyjna w krypcie, gdzie można zobaczyć rówież ciała Benedyktynów, złożone tu wcześniej.
Bryy, zmumifikowane zwłoki robią jednak wrażenie i
nie jest to miłe uczucie. Z ulgą wyjdziemy na świeże powietrze. Jeszcze chwila
spaceru na tyły klasztoru, gdzie można podziwiać błonia oraz Bramę Wschodnią w
stylu barokowym z XVII w. oraz dzwonnicę z końca XVIII w.
W bliskiej
odległości znajduje się wieża telewizyjna działająca tu od 1966 r., która ma
157 m wysokości. Jej zasięg umożliwia odbiór w promieniu ok. 120 km.
A od niej
już całkiem bliziutko do serca Puszczy Jodłowej – słynnych gołoborzy. Puszcza –
to o niej pisał Stefan Żeromski, to ona jest święta dla wielu ludzi. Nie tylko
dlatego, że tu żyli od pokoleń, także dlatego, że to skarb natury, który czcić
należy. I choć sama w sobie nie świeci, to jednak jej blask jest w poszanowaniu
ludzi, w szumie liści, w utworach literackich.
Gołoborze to
pokrywa stoku góry, złożona z rumoszu skalnego, głazów czy nawet skalnych
bloków. Powstaje dzięki zmianom temperatur. Raz podłoże zamarza, raz rozmarza,
a woda zgromadzona w spękaniach czy szczelinach, powoduje rozpad skały.
Większość z takich gołoborzy powstała w czasie kolejnych zlodowaceń, głównie w
erze plejstocenu. Termin „gołoborze” to określenie regionalne, pochodzące z Gór
Świętokrzyskich właśnie, a oznacza miejsce „gołe” lub „bez boru”, czyli miejsce
ich występowania w obrębie lasu. I rzeczywiście, będąc w środku lasu, nagle
pojawia się pusta przestrzeń z całą masą kamieni, jakby czart jakiś je zrzucił,
śpiesząc się na zebranie czarownic. Gołoborze świętokrzyskie zajmuje ok. 22 ha
powierzchni. Większa ich część została opanowana przez puszczę jodłowo-bukową.
Jeśli chodzi o roślinność, to ta jest oczywiście skąpa, rosną tu mało
wymagające gatunki mchów i porostów. A wśród kamieni żyją ślimaki, pająki, ale
też małe ptaki. Z całą pewnością gołoborza są świetnym materiałem do badań nad
zmianą krajobrazu, gleby oraz życia wśród teoretycznie niesprzyjających warunkach.
Ja za to myślałam, że spełniłam swoje małe marzenie i zobaczyłam tę kupkę
kamieni ;)
Fragment pogańskiego wału kultowego. Nie był on związany z obronnością, a z otoczeniem miejsca świętego, gdzie czczono bóstwa, a więc miał wymiar religijny
Schody zapewniają ochronę przed turystami, którzy chcą z bliska popatrzeć na ten cud natury. Chronią podłoże i samo gołoborze
Kolejny nasz
przystanek to mała wieś w Polsce, w województwie świętokrzyskim, u podnóża
Łysicy (612 m n.p.m.), najwyższego szczytu Gór Świętokrzyskich. Mowa oczywiście
o św. Katarzynie.
Według podań, istniała
tu kiedyś pogańska świątynia. W Średniowieczu osiedlali się tu pustelnicy, a
wraz z nimi w 1399 r. osiadł rycerz Wacławek, który ufundował kościółek św.
Katarzyny. W XIV w. ziemia ta należała
do biskupów krakowskich. Ci, w 1478 r. sprowadzili tu oo. Bernardynów, którzy
odstąpili miejsca siostrom Bernardynkom, których klasztor spłonął. Odtąd św.
Katarzyna jest ich siedzibą. Wielokrotnie był przebudowywany, także dziś trudno
powiedzieć, jaki styl reprezentuje. To, co najbardziej zabytkowe, czyli
otoczony krużgankami, renesansowy wirydarz z 1633 r. jest niewidoczny dla oczu.
Wnętrze kościoła spłonęło w pożarze w XIX w.
Mimo to, tego dnia pod świątynię
podjechał samochód z Młodą Parą. Nawet zaświeciło słońce. Tym razem święte
miejsce świeciło się w blasku promieni słonecznych.
To właśnie w
tym klasztorze odbyłam ciekawą rozmowę z siostrą Bernardynką. A odbyło się to
przez tzw. okienko klauzuralne. Siostrę, która stała po drugiej stronie ściany,
widziałam przez zakratowane okienko.
Granica między dwoma światami - zamkniętym i duchowym a zewnętrznym i materialnym - to to zakratowane okienko. Jeśli coś się przekazuje siostrom to przez obracane okno (to z lewej strony zdjęcia). I tu taka anegdotka: pewien człowiek chciał zjeść wspólny obiad z jedną z sióstr, ponieważ dawniej była to jego znajoma. Siostra się zgodziła i talerz zupy pojawił się w obrotowym oknie, natomiast sama siostra pozostała przy okienku z kratką. I to się nazywało wspólny obiad :)
Bernardynki,
czy inaczej Mniszki Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu,
istnieją tylko w Polsce. Pielęgnują tradycję adoracji Najświętszego Sakramentu,
żyją w odosobnieniu od świata zewnętrznego. Dzień zaczynają o 5.00 rano.
Rozmawiając, uznałam, że choć lubię czasem swoją samotność, to zdecydowanie nie
nadaję się do życia w zakonie J
I nie dlatego, że daleko mi do świętości. Nie dlatego też, że nie świecę
blaskiem sławy. Dlatego, że jednak ludzie są mi potrzebni do życia. Do tego, by
współistnieć w tym cudownym świecie.
Siostry do
II wojny światowej utrzymywały się z jałmużny oraz z posagów kandydatek do
zakonu, które pochodziły z zamożnych rodzin. Na co dzień oprócz ciągłej
modlitwy i kontemplacji, mniszki zajmowały się haftem i szyciem szat liturgicznych,
a także pracami domowymi. W czasie wojny, tuż obok klasztoru stacjonowało
niemieckie wojsko. Mimo tego siostry angażowały się w pomoc partyzantom np.
chodząc po wodę do źródełka św. Franciszka, zanosiły w konewkach zupę dla
żołnierzy Polski Podziemnej. Jeszcze do lat 60. XX w. zakonnice prowadziły
szkołę dla dziewcząt, które uczyły się prac domowych. Obecnie siostry zajmują
się głównie modlitwą i to w intencjach proszących o to ludzi, w intencji
Ojczyzny, Kościoła i Ojca Świętego. Pracują w kuchni, pralni, w zakrystii, przy
furcie, w ogrodzie itp. I to, co może wydawać się najtrudniejsze – żyją w
ciszy, nawet wspólny obiad spożywają w milczeniu. Rozmowy dozwolone są jedynie
z okazji święta kościelnego lub imienin którejś z sióstr. Ma to sprzyjać
zachowaniu skupienia w rozmowie z Bogiem. No dla mnie, gadułki zupełnie nie do
przyjęcia ;)
Zaraz za
kościelnym murem znajduje się Kaplica Cmentarna, potocznie nazwana kapliczką
Żeromskiego. Właśnie, znów pisarz przewinął się przez moje wyjazdy. Kaplica
została wzniesiona na początku XIX w. Wewnątrz na tynku wyryte są podpisy z
1882 r. należące do Stefana Żeromskiego oraz jego szkolnego kumpla Jana
Stróżeckiego. Dziś powiedzielibyśmy, że to akt wandalizmu, ale jednocześnie to
pamiątka po Żeromskim, który w tych rejonach żył, mieszkał, uczył się. Niby nic
świętego, niby nie świeci, a jednak przyciąga turystów. Tuż obok znajdują się
dwie mogiły – jedna z czasów powstania styczniowego, a druga z 1943 r.
Wchodząc na
szlak prowadzący na Łysicę, po drodze napotykamy na zabytkową, drewnianą
kapliczkę św. Franciszka. Obok niej znajduje się źródło, które przez wiernych
uznane jest za cudowne. Według nich woda z tego źródła leczy choroby oczu.
Kapliczka dziękczynna Zgrupowania AK "Ponury" za pomoc Boga, ludzi i Gór Świętokrzyskich w drodze ku ocaleniu z niemieckiej obławy. "Ponury" to pseudonim jednego z cichociemnych - majora Jana Piwnika, który wraz ze swoim oddziałem ukrywał się w puszczy
Otoczone mogiły w hołdzie żołnierzom ZWZ AK pomordowanych w dniach 01.06 - 26.07.1943 r. przez hitlerowców. Mogiły te kryją szczątki około 80 uczestników walki o wolność i niepodległość
Woda ze źródełka ma ponoć moc leczenia oczu. A miejscowa legenda mówi, że moc ta pochodzi od łez wylanych przez dziewczynę, która opłakiwała śmierć siostry
Bardzo
chciałam pobiec na szczyt Łysicy, ale niestety moje zapędy ostudziła opiekunka
wyjazdu. Cóż, będzie to więc kolejny cel. Bo chyba o to w życiu chodzi, by te
cele sobie stawiać. Nie jest nudno ;) Zatem do zobaczenia!
Co roku kilka wypadów urządzam właśnie w Świętokrzyskie i co roku... nie mogę wyjść z podziwu, jak piękna i niesamowita to kraina.
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że przeze mnie ta kraina była dotąd traktowana nieco po macoszemu, bo blisko, bo góry niskie, bo... itd. A to faktycznie piękny region i cieszę się, że to właśnie świętokrzyskie było w zeszłym roku najczęściej przeze mnie odwiedzane. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńAle perfekcyjnie wszystko opisałaś i obfociłaś.
OdpowiedzUsuńKawał niezwykle ciekawej historii.
Też te rejonie nie są mi do końca znane...
Nadrabiam powolutku zaległości na blogach.:)
Moc pozdrowionek i buziaków.
Zauważyłam, że każde, nawet z pozoru mało znane turystycznie miejsce, może kryć w sobie niesamowitą historię. Żałuję, że w szkole kładziono nacisk na daty i wydarzenia, a nie na ciekawostki, dzięki którym można było zapamiętać te, jakże trudne i nudne dla młodego człowieka, historyczne fakty.
UsuńBasiu, powolutku wrócisz do formy, jest już dobrze. A ja Cię mocno przytulam do serca! Buziaki :)