O przyjaźni,
miłości, dwóch braciach
i co z tego wyszło
W sierpniu
udało mi się wyskoczyć na weekend na Śląsk. Gościłam u Sylwii i Darka, którzy
nie dość, że podjęli mnie po królewsku, to jeszcze wozili przez dwa dni jak
najprawdziwszą królową. No więc, królowa spełniała swoje małe marzenia i w
ciągu dwóch dni zobaczyła sporo wspaniałych miejsc w Polsce.
Pierwszym
etapem były Ogrody Kapias, które już zagościły na moim blogu. Potem
pojechaliśmy na obiad do Złotego Potoku. A kiedy najedzeni, wciąż mieliśmy głód
zwiedzania, wybraliśmy się na Jurę Krakowsko – Częstochowską, bym mogła
zobaczyć dwa zamki. O tak… królowa bardzo lubi zamki 😊.
Pierwszy cel
był w Bobolicach.
To tam, na skalistym wzgórzu, na wysokości 360 m n.p.m. wznosi się na 40 m królewska warownia, zbudowana w połowie XIV w. przez Kazimierza Wielkiego (prawdopodobnie było to w latach 1350 – 1352). Miała ona za zadanie bronić Małopolski przed najazdami ze strony Śląska, który w tym czasie należał do Czech. Budowla leży na szlaku Orlich Gniazd, czyli średniowiecznych twierdz, budowanych w trudno dostępnych wapiennych skałach. Ich zadaniem była obrona granicy Królestwa Polskiego. Sygnały świetlne mogły być przekazywane z jednego zamku do drugiego, zanim doleciał gołąb pocztowy lub posłaniec ze złą wiadomością.
To tam, na skalistym wzgórzu, na wysokości 360 m n.p.m. wznosi się na 40 m królewska warownia, zbudowana w połowie XIV w. przez Kazimierza Wielkiego (prawdopodobnie było to w latach 1350 – 1352). Miała ona za zadanie bronić Małopolski przed najazdami ze strony Śląska, który w tym czasie należał do Czech. Budowla leży na szlaku Orlich Gniazd, czyli średniowiecznych twierdz, budowanych w trudno dostępnych wapiennych skałach. Ich zadaniem była obrona granicy Królestwa Polskiego. Sygnały świetlne mogły być przekazywane z jednego zamku do drugiego, zanim doleciał gołąb pocztowy lub posłaniec ze złą wiadomością.
W 1370 r.
król Polski Ludwik Węgierski oddał zamek swemu krewnemu, Władysławowi Opolczykowi.
Od tego czasu warownia przechodziła z rąk do rąk, ulegając przebudowom. Była
też zbójecką warownią, co ukrócił nieco król Władysław Jagiełło. Zamek był przedmiotem
sporów spadkobierców, aż do 1486 r., kiedy to dobra zakupił Mikołaj Kreza z
Zawady, herbu Ostoja. Jego rodzina władała warownią aż do 1625 r. W czasie
potopu szwedzkiego bobolicki obiekt uległ oczywiście zniszczeniu. Mimo, iż miał
nowych właścicieli, ci opuścili go w 1661 r. I od tego czasu zaczął popadać w
ruinę. Jeszcze w XVIII w. zamek był zamieszkały w części nadającej się do życia.
Ale potem stał jako romantyczna naturalna ruina. W XIX w. odkryto w podziemiach
skarb, co skłoniło poszukiwaczy do coraz śmielszych penetracji ruin. To
spowodowało dalsze dewastacje, a po II wojnie światowej zamek częściowo
rozebrano, wykorzystując budulec do budowy drogi łączącej Bobolice z Mirowem.
Ostaniec skalny powstały ponad 100 mln lat temu, w okresie Jury. Wiatr i woda ukształtowały ją w formę bramy. Przez dziesięciolecia brama była przykryta gęstą roślinnością oraz... śmieciami, które tu każdy ochoczo wyrzucał.
Po uporządkowaniu terenu odkryto schody pod bramą, prawdopodobnie pozostałość ścieżki wiodącej z wioski do zamku. Na cześć obecnych właścicieli ostaniec nazwano Bramą Laseckich.
Otwór Bramy Laseckich jest dokładnie mojej wysokości, więc można powiedzieć, że wpasowałam się w niego idealnie ;)



Wydawałoby
się, że nastąpił smutny koniec zamku w Bobolicach. Aż tu po latach malowniczych
ruin, pojawili się książęta na białym koniu…
Pod koniec
XX w. zamek kupili bracia Laseccy. Podjęli się oni odbudowy zamku, chociaż nie była
to łatwa sprawa, bowiem nie zachowały się żadne plany, szkice, czy tym bardziej
zdjęcia. Nad pracami czuwali naukowcy, archeolodzy, eksperci od prac
budowlanych. Trwało to 12 lat. Oficjalnie otwarto zamek 3 września 2011 r.
Kształt zamku odtworzono na podstawie zachowanych murów, a budowa odbyła się z
zachowaniem tradycyjnych metod i uwzględnieniem technik typowych dla powstania
budowli.
Obecnie
warownia składa się z dwukondygnacyjnego budynku mieszkalnego z cylindryczną
basztą. Dach zwieńcza czarna dachówka. Do wnętrza prowadzi droga przez most
zwodzony, zawieszony nad suchą fosą. Wnętrze stanowi 17 pomieszczeń, m.in.
kaplica, sala jadalna, komnaty, a wszystko to na 350 m². Niestety nie dane mi było zobaczyć wnętrza. Skupiłam się więc,
na tym, co bardzo lubię, a mianowicie na legendach i mrocznych opowieściach.
Jedna z nich
mówi, że w XV w. przedstawiciel rodu Krezów, porwał i więził w zamku swoją
bratanicę. Dlaczego? Po co? Nie wiadomo, ale podobno do dziś straszy ona na
murach zamkowych jako biała dama. Potwierdzają to nawet pracownicy, pracujący
przy odbudowie. Czy to efekt przepracowania, spożycia wysokoprocentowych
napojów, czy też działania nadprzyrodzonej siły – nie wiadomo.
Inna legenda
jest jeszcze ciekawsza. Kiedyś żyło dwóch braci bliźniaków, Mir i Bobol, którzy
byli właścicielami zamków, w pobliskim Mirowie i w Bobolicach. Bracia byli ze
sobą związani, wiele rozmawiali, wyprawiali się na wojny, dzielili swoimi
radościami i smutkami. Razem też wykopali tunel łączący oba zamki. Miało to
służyć ich rozmowom, bez niepotrzebnych świadków. Pewnego dnia stali się oni
właścicielami skarbu, który postanowili schować w tunelu. Jako strażniczkę
skarbu, wyznaczyli czarownicę, która z powodu swego odrażającego wyglądu, miała
odstraszać złodziei i chętnych na łup. Sielanka obu zaprzyjaźnionych i miłujących
się braci, została jednak wystawiona na próbę. Powiada się, że pan na zamku w
Bobolicach, z wojennej wyprawy przywiózł piękną kobietę, którą pojął za żonę.
Pech chciał, że w kobiecie i to z wzajemnością, zakochał się brat, pan na zamku
w Mirowie. Kiedy czarownica udała się na Sabat na Łysej Górze (swoją drogą, o
czym one tam tak prawiły???), tunel pozostał bez opieki. Tam też zdradzany brat
nakrył parę kochanków. Wpadł w gniew i zamordował brata, a niewierną żonę
zamurował w lochach zamku. I to właśnie ona ukazuje się na zamkowej baszcie pod
postacią białej damy.
Czy ukryty
skarb wciąż znajduje się w tunelu, łączącym oba zamki? Tego nie wiadomo. Ale
nasza trójka postanowiła przespacerować się wyboistą ścieżką, biegnącą do ruin
zamku w Mirowie. Zamek ten, będący również w posiadaniu braci Laseckich, po
zabezpieczeniu ma być udostępniony turystom, ale już nieodbudowany jak ten w
Bobolicach.
Zamek w
Mirowie również został zbudowany za czasów Kazimierza Wielkiego, początkowo jako
strażnica nieodległych Bobolic. Należała do jednego z najstarszych,
szlacheckich rodów – Lisów. I to właśnie ta rodzina zapoczątkowała przebudowę
zwykłej strażnicy w zamek rycerski.
W połowie XV w. warownia przechodziła w ręce kolejnych rodów szlacheckich. Nie byle jaka to była warownia, gdyż w czasie wojny trzynastoletniej z zamku wyruszyło wojsko na bitwę z Krzyżakami. A w tym samym czasie budowla była rozbudowywana. W 1489 r. zamek nabyli Myszkowscy herbu Jastrzębiec, za których czasów wybudowano wieżę mieszkalną. Ale niestety z powodu braku możliwości dalszej rozbudowy, przenieśli się do nowej i lepszej siedziby.
Niestety w czasie potopu szwedzkiego zamek w Mirowie mocno ucierpiał. Mimo prób reanimowania, popadał w coraz większą ruinę, a ze zdewastowanego obiektu, właściciele wyprowadzili się w 1787 r. Wtedy budulec zamkowy posłużył okolicznym mieszkańcom, co przyczyniło się do postępującego upadku. Państwo przejęło opiekę konserwatorską po wojnie. I tak sobie stało, niszczało, aż do wspomnianych tu dwóch braci… nie, nie tych z legendy. Bracia Lasoccy opiekują się ruinami od 2006 r. i widać już postępujące prace. Kiedy tylko będzie to możliwe, obiekt będzie cieszył turystów. Póki co, w zachodzącym słońcu, budowla prezentowała się bardzo romantycznie.
Gdy tak patrzyłam na ten las, usłyszałam rżenie koni... magiczny moment pod zamkiem w Mirowie. Myślałam, że to moja wyobraźnia...
W połowie XV w. warownia przechodziła w ręce kolejnych rodów szlacheckich. Nie byle jaka to była warownia, gdyż w czasie wojny trzynastoletniej z zamku wyruszyło wojsko na bitwę z Krzyżakami. A w tym samym czasie budowla była rozbudowywana. W 1489 r. zamek nabyli Myszkowscy herbu Jastrzębiec, za których czasów wybudowano wieżę mieszkalną. Ale niestety z powodu braku możliwości dalszej rozbudowy, przenieśli się do nowej i lepszej siedziby.
Niestety w czasie potopu szwedzkiego zamek w Mirowie mocno ucierpiał. Mimo prób reanimowania, popadał w coraz większą ruinę, a ze zdewastowanego obiektu, właściciele wyprowadzili się w 1787 r. Wtedy budulec zamkowy posłużył okolicznym mieszkańcom, co przyczyniło się do postępującego upadku. Państwo przejęło opiekę konserwatorską po wojnie. I tak sobie stało, niszczało, aż do wspomnianych tu dwóch braci… nie, nie tych z legendy. Bracia Lasoccy opiekują się ruinami od 2006 r. i widać już postępujące prace. Kiedy tylko będzie to możliwe, obiekt będzie cieszył turystów. Póki co, w zachodzącym słońcu, budowla prezentowała się bardzo romantycznie.

Dzień powoli
się kończył, królowa była zachwycona. Kolejnego dnia czekały na nią kolejne atrakcje.
Ale o tym opowiem kiedy indziej. Tymczasem idę pomyśleć o białej damie… o
braciach… o miłości i przyjaźni… Do zobaczenia!