O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

niedziela, 1 grudnia 2019

Słowenia - cuda świata w pigułce cz. V


Słowenia – mały kraj,
wielkie możliwości
Cz. V




Czwarty dzień naszego pobytu w Słowenii zaczęliśmy od rozgrzewki na wielkiej skoczni. Bawiliśmy się przednio, ale wkrótce nadszedł czas, by przemieścić się do serca Alp Julijskich. Moje serce skakało do góry z radości, uciszając rozum. Wreszcie coś górskiego, choć cały czas czekałam na kulminacyjny moment bycia w tym regionie Alp. To miało nadejść następnego dnia.


Alpy Julijskie



Alpejski szczyt, na tle którego jest tradycyjny słoweński stojak na siano



Kościółek pośród gór... 



Klimat górski za oknem autokaru



Rzeka Radovna


Póki co zwarci i gotowi jechaliśmy w stronę absolutnie przepięknej atrakcji tej części naszej „kury”.


NIE ROZSIĄDZIESZ SIĘ WYGODNIE 
W POWOZIE,
LECZ NA PIESZO PÓJDZIESZ
W VINTGAR WĄWOZIE…


Wąski pas jezdni, autokar z trudem manewrował na parkingu. Dużo ludzi, będzie tłok, a ja tłoku nie lubię… Ale co się dziwić, skoro ten cud natury odwiedzają wszyscy i mali i duzi, bo to jedna z bardziej popularnych atrakcji w Słowenii.


Gdzieś tam, pośród gór jest cel naszej wędrówki...



Dziś na tapecie Wąwóz Vintgar!



Przełom wodospadu Šum


Wąwóz Vintgar leży w gminach Gorje i Bled, w północno – zachodniej Słowenii. Jest długi na 1,6 km i powstał jakieś 10 tysięcy lat temu. Wykształciła go rzeka Radovna, która zmieniła swój bieg. Całkowity spadek wynosi ok. 250 m. Strumień rzeki płynie od spokojnego, po zatrzymującego się w zielonych basenach, by znów spłynąć wartkim bystrzem tak, by skończyć na efektownym wodospadzie Šum, który powstał w 1878 r. Wodospad Šum jest długi na 13 m i jest to ponoć największy wodospad rzeki w Słowenii.



Rzeka Radovna przypominała czasem tatrzańskie potoki



Rzeka Radovna



Początek szlaku



Pierwszy widok na kładki i mostki i pierwsze "ach" :)



Mostek nad Radovną



Spadki na rzece kanionu

Ściany kanionu mają od 50 do 100 m wysokości, co potęguje jedynie wrażenie, że oto trafiliśmy w trudno dostępny teren, prowadzący do magicznej krainy. I poniekąd mamy rację, bowiem wąwóz odkryto w 1890 r., do tej pory nie był znany i raczej był niedostępny. Można go było zobaczyć w kawałkach, jedynie z dwóch punktów, przy których było dojście do rzeki oraz z wybudowanego mostu nad wodospadem, powstałego w 1878 r.



Szmaragdowy basen rzeki



Kładki zawieszone nad wodą


Nieznane zakamarki wąwozu spenetrowali w 1891 r. burmistrz Gorje – Jakob Žumer oraz wybitny fotograf epoki i kartograf – Benedikt Lergetporer. Z jednej strony strome ściany wąwozu były twardym przeciwnikiem dla śmiałków, z drugiej, także wartki nurt rzeki Radovnej nie nastrajał pozytywnie. Mimo to, w 1893 r. ułożono drewniane kładki i zorganizowano punkty widokowe, tak, by 26 sierpnia 1893 r. można było oficjalnie otworzyć wąwóz dla turystów. Ponad sto lat później, przemierzaliśmy te same (choć z pewnością remontowane) kładki i cieszyliśmy oko tak bliskim kontaktem z naturą. Wąwóz przeszłam z Kasią, która zapomniała ze sobą aparatu i bardzo zmarkotniała. Ale w dobie cyfrowych zdjęć, to już nie problem. Robiłam Kasi zdjęcia, by je potem przesłać na pamiątkę. Obie strzelałyśmy sobie foto sesyjki, za które Kasiu, bardzo Ci dziękuję 😉



Odpoczynek nad bystrzem rzeki Radovnej



Jeden nieostrożny ruch i można się skąpać w lodowatej wodzie, ale mimo to usiadłam na skale z nogami dyndającymi nad wodą ;) 



Sesja foto trwała w najlepsze. Tylko potem trudno wybrać zdjęcia na bloga :)



Na szlaku w kanionie Vintgar


Przy wąwozie, prawie niewidoczna dla oczu, jest zbudowana zapora hydroelektryczna oraz nad wodą zbudowany most kolejowy o łukowym kształcie dla kolei Bohinj. Most powstał w latach 1904 – 1905, z ciętego kamienia. Ma 65 m długości, 4,5 m szerokości i 33 m wysokości. Ciekawostką jest fakt, że jest to największy łukowy most kolejowy, zachowany w całości w Słowenii.



Wąwóz Vintgar



Kładki w wąwozie



"...a kładeczka ta, mnóstwo w sobie desek ma, si bon, si bon, tralalalala, si bon, si bon, tralalalala..."



Na kładeczce ;)



Spiętrzenie rzeki Radovnej




Bystrze rzeki z kamiennym mostem nad nią



Kamienny stary most nad Radovną



Przed spiętrzeniem rzeki



Huczy, aż miło...



I tu też wlazłam :)



Kasia: stań równo! Ja: ale tu jest niewygodnie! :)



Zabytkowy most nad Radovną

   
Spacerowałam kładkami i chłonęłam każdy odcinek tego kanionu. Troszkę przypominał mi Przełom Hornadu w Słowackim Raju. To z jednej, to za chwilę z drugiej strony rzeki, przyklejałam się do urwistych ścian. Zieleń wydawała mi się bardziej zielona, aura jakby cieplejsza. Tylko tłum ludzi psuł nieco odbiór, ale usilnie wmawiałam sobie, że to szum rzeki robi taki hałas. Tych ludzi tu nie ma…



Tym razem kładka z tej strony



Woda w niektórych miejscach była spokojna i szmaragdowa



I znów przejście na drugą stronę brzegu



W Wąwozie Vintgar



Skalne ściany wąwozu



Ciasno w niektórych miejscach, ale z ułatwieniem w postaci schodów



Prawie jak Przełom Hornadu w Słowackim Raju... tym razem to "słoweński raj" :)



Jeden z basenów rzeki Radovny


Skąd wzięła się nazwa wąwozu? Otóż niektórzy powiadają, że słowo „vintgar” pochodzi od niemieckiego słowa „windegg(er)” – „miejsce narażone na wiatr” lub od nazwy wioski Vintgar, leżącej u szczytu wąwozu przy miejscowości Podhom. Inna etymologia nazwy wywodzi się od niemieckiej nazwy „winnica” – „Weingarten”, które mieściły się na Podhomiu. Także kształt kanionu przypomina ponoć kieliszek do wina. Co jak co, ale mi ta druga opcja bardzo odpowiada, gdyż czułam się absolutnie upita szczęściem, że mam okazję czerpać z tego kieliszka.
Ponieważ Wąwóz Vintgar był pierwszym górskim kanionem udostępnionym szerokiej publiczności, słowo „vintgar” przyjęło się stosować także do innych chronionych wąwozów. Ten nasz położony jest na terenie Triglavskiego Parku Narodowego.



Bystrze Radovny przed spadkiem do wodospadu Šum



Radovna przed wodospadem Šum



Początek wodospadu



Okno widokowe na kościół św. Katarzyny w wiosce Zasip (?)



Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć prawdziwą szarotkę alpejską! :) :) :) 



Wodospad Šum



Przy wodospadzie Šum



Przy wodospadzie Šum


Spacer kończył się przy wodospadzie i znów wracaliśmy tą samą drogą do autokaru. Ale można i pójść dalej ścieżką, by u wylotu wąwozu z drugiej strony, natknąć się na gotycki kościół św. Katarzyny w wiosce Zasip. A po drodze delektować się widokami m.in. na górę Słowaków – Triglav (wymowa z „ł” na końcu, zamiast „w”). My jednak wróciliśmy grzecznie do autokaru.
Wąwóz Vintgar to przepiękne miejsce, lecz niezbyt przyjazne dla osób niepełnosprawnych ruchowo. Nie ma gładkiego asfaltu, po którym mogłyby przejechać wózki inwalidzkie lub wózki dziecięce. Do tego, co uważam za dość uciążliwy mankament, ruch jest obustronny na wąskich kładkach. Ale wszystko to warto ścierpieć dla samej przyjemności obcowania z przyrodą w tak pięknym miejscu.



Droga powrotna to te same kładeczki :)



I ponownie te same załomy, przejścia, choć kadry jakby inne...



Na mostku przy przejściu z jednego brzegu kanionu na drugi



Witamy w Triglavskim Parku Narodowym :)

Nasz dzień jeszcze się nie skończył. Ostatnim miejscem tego dnia było miasteczko Kranj, do którego właśnie zmierzaliśmy…

NA CO KOMU RUSKA BANIA,
LEPIEJ JECHAĆ JEST DO KRANJA…

Kranj… Wyglądało jak senne i wyludnione miasteczko, a tymczasem to czwarte co do wielkości miasto w Słowenii, zaledwie 26 km od Ljubljany.  „Kura” nas ciągle czymś zaskakiwała.
Spacerując po starej części miasta, większość z nas na koniec wyjazdu stwierdziła, że to był najsłabszy punkt wycieczki. Miasto niby brzydkie i nijakie, właściwie nie mające w sobie nic, co powodowałoby zachwyt. A mimo wszystko szukałam w nim czegoś, co podtrzymałoby ten stan euforii przywieziony z Wąwozu Vintgar. I znalazłam fajne kadry. Oraz drzwi, które prezentowały się rewelacyjnie, nawet w odrapanej kamienicy. Nie będę jednak zasypywać postu fotkami drzwi, bo wyszłoby tego zbyt wiele 😉.



Zabudowa starego Kranja



Wisząca kiełbasa, to szyld kiełbasiarni, z których słynie Słowenia, choć przyznaję, że żadnej nie udało mi się spróbować



Jedna z uliczek Kranja



Kamienice starej części miasta



Freski na jednej z kamienic


Stare Miasto Kranja leży pomiędzy rzekami Sawa i Kokra. I na nim skupiliśmy tego dnia swoją uwagę.
Pierwsze kroki skierowaliśmy na główny targ miasta – Glavni Trg. Właściwie to rodzaj podłużnego placu, rynku, w zasadzie ulicy.


Rynek miasta, czyli Glavni Trg



Jedna z kamienic przy głównym placu miasta



Budynek ratusza (ten żółty) oraz wieża kościoła św. Kancijana



Galerija w starej kamienicy


Przy niej umiejscowiona jest chyba największa świątynia miasta – kościół św. Kancijana i Towarzyszy. To późnogotycka budowla i prawdopodobnie z końca XIV w. z dzwonnicą wbudowaną w kościół. Świątynię ufundowali bogaci mieszczanie. Ze względu na dobrą akustykę, kościół pełni też rolę sali koncertowej muzyki klasycznej i chóralnej. Lapidarium z epitafiami rzymskimi i średniowiecznymi umieszczone zostało na ścianie kościoła w latach 1971 – 1972.


Front kościoła św. Kancijana



Lapidarium na boku kościoła



Kościół św. Kancijana



Wejście do świątyni



Portal wejściowy



Wnętrze kościoła z ołtarzem głównym



Organy kościoła



Rzeźbione balkony organów


Tuż obok świątyni znajduje się plac France Prešerena z pomnikiem wieszcza. Wspominałam o nim w drugiej części relacji ze Słowenii, kiedy pisałam o stolicy. Poeta zmarł w Kranju 8 lutego 1849 r. Dzień jego śmierci jest obchodzony jako święto kultury słoweńskiej i wówczas jest to dzień wolny od pracy.



Pomnik przedstawiający France Prešerena (tak jakby podobny do naszego Adama Mickiewicza, prawda?)


Przy placu usytuowany jest Teatr Prešerena z arkadami. Został zbudowany w 1909 r. jako Dom Ludu dla Towarzystwa Edukacji i Rozrywki. Teatrem jest od 1950 r. i jest to jeden z najmniejszych profesjonalnych teatrów w Słowenii.



Teatr Kranja na Placu France Prešerena 


Idąc dalej główną ulicą, po prawej stronie minęliśmy arkady i fontannę Jože Plečnika. Tak, tak, tego samego, który był głównym architektem Ljubljany. Arkady były niegdyś monumentalnym wejściem do starej części miasta. Teraz są częścią świątyni, która stoi z tyłu, a jest to Makedonska Pravoslavna Crkva sv. Troica Kranj. Przed arkadami stoi fontanna, która – myślałam na początku, że jest orłem z rozpiętymi skrzydłami – a okazała się… kogutem. No tak, znów mnie „kura” zaskoczyła 😉



Arkady i fontanna Jože Plečnika. No czyż to nie jest orzeł???



No jednak kogut...

Ulica wiodła nas – no nie do wiary – do następnego kościoła. Tym razem był to sv. Boštjan, sv. Fabijan in Rok. Świątynię tę wybudowano ok. 1478 r. i poświęcono opiece patronów przed chorobami zakaźnymi. W owym czasie szalała w kraju zaraza, która dziesiątkowała mieszkańców. Dziś kościół użytkowany jest przez serbskich wyznawców prawosławia. Dzwonnicę dodano w XVIII w.



Urokliwa nazwa uliczki, składająca się z ceramicznych płytek



Świątynia pod wezwaniem sv. Boštjan, sv. Fabijan in Rok



Dzwonek, być może oznajmiał kiedyś zagrożenie dla miasta

A tuż obok stoi wieża Pungert – jedyna zachowana wieża obronna muru miejskiego. Powstała w XVI w. i ma okrągły kształt. Wieża była kilkukrotnie przebudowywana. W 1833 r. była miejskim więzieniem, potem zawierała cele mieszkalne. Tego dnia, zdaje się, zamieszkała tam Roszpunka…



Wieża Pungert - Roszpunka tu była...


Za wieżą znajduje się punkt widokowy na połączenie dwóch rzek Kokry i Sawy. I w tym miejscu dostaliśmy czas wolny. Zostałam sama… Wróciłam na Glavni Trg.


Widok z miejsca, gdzie łączą się dwie rzeki


Weszłam do dawnego starego ratusza. Został on zbudowany na początku XVI w. i połączony jest ze starą rezydencją arystokratyczną z pierwszej połowy XVII w. W budynku obecnie mieści się Muzeum Regionalne, a w podłodze w holu przez przeszkloną szybę widać dwa, stare słowiańskie grobowce z IX i X w. Zasoby muzeum zawierają kolekcję etnologiczną i archeologiczną. Kustoszka muzeum opowiadała o wszystkim, najwyraźniej zadowolona z kogoś, kto w tym sennym mieście zechciał wejść do środka.


Ratusz starego miasta, dziś muzeum



 Busik elektryczny na potrzeby turystów przed ratuszem



Wystawa wewnątrz ratusza


Niestety nikt mi nie powiedział, że to na pozór nijakie miasto ma zamek. Co prawda nieco schowany za bramą, która zlewa się z innymi kamienicami, ale jednak zawsze to zamek. Nie zobaczyłam go. Może to powód do powrotu w to miejsce? Kto wie…


Jedna z uliczek Kranja



Szyld sklepu z zabawkami dla dzieci



Wyremontowana kamieniczka przy Glavni Trg



Gdzieś w bocznej uliczce



Galeria sztuki Layer’s House



Wiele kamienic Kranja czeka na swój lepszy czas...


Kranj pod starówką ma tunele z czasów II wojny światowej. Ludzie chowali się do nich kiedy wyły syreny ogłaszające nalot. Na całe szczęście miasto nie było specjalnie bombardowane. Niestety i tej atrakcji miejskiej nie odwiedziłam.  Co więc, mogłam zobaczyć? Mogłam pospacerować po bocznych uliczkach miasta. I tak doszłam do kawiarni i galerii sztuki Layer’s House, która odpowiada za miejskie murale. I to były zdecydowanie fajne kadry w Kranju. Choć nie zawsze sztuka współczesna do mnie przemawia, zdecydowanie, naścienne graffiti na obskurnych ścianach, dodały temu zakątkowi uroku.


Jeden z murali na starym domu miasta



Murale Kranja



Mural w narożniku Kranja



Niektóre szyldy są śmieszne



Wieża kościoła św. Kancijana widziana z nad budynków



Plac targowy miasta, akurat tego dnia był pusty, ale można tu nabyć kwiaty i świeże owoce



Jedna z winiarni Kranja



Nie mam pojęcia o co chodzi z tymi butami...


Ulicami przeszłam jeszcze do mostu, z którego popatrzyłam na przełom rzeki Kokry. Żałowałam, że czas wolny kończy się i nie zdążę zejść na dół do rzeki. Nade mną niebo przybierało jakby granatowy kolor. Zanosiło się na deszcz a być może i burzę.


Stare miasto Kranja widziane z mostu nad przełomem rzeki Kokry



Kładki spacerowe nad rzeką Kokrą



Przełom rzeki Kokra


Czas było wrócić do hotelu. Wrażeń na ten moment było dość. Czekałam na jutrzejszy dzień, bo zdecydowanie miał być tym najbardziej górskim. Ale o tym w następnej części…

C.d.n. …

6 komentarzy:

  1. Miejsca w których można się zakochać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie... W Wąwozie Vintgar czułam się cudownie, natomiast Kranj mnie nie zachwycił, ale może dlatego, że był już na koniec dnia, byłam zmęczona, nie wiem.

      Usuń
  2. Niby mały kraj, ale nie byliśmy we wszystkich miejscach które zwiedziłaś. O wąwozie sam pisałem na blogu ale w Kranju nie byliśmy. Nasz pobyt był króciutki tylko 3 dni, więc u Ciebie nadrabiam to czego sam nie widziałem. Bardzo dziękuję za interesującą wycieczkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, trzy dni na Słowenię to zdecydowanie zbyt mało. Ja byłam siedem i też uważam, że to mało. Taki malutki kraj, a tyle można zobaczyć uroczych miejsc. Jeszcze będą wpisy na blogu o tym zielonym kraju.
      A jeśli chodzi o Kranj, to według mnie nie jest to miasto, które na pierwszy rzut oka zachwyca. Może gdyby przyszło mi spędzić tam klika dni, może doceniłabym jego zakamarki bardziej. Ale jak to ja, zawsze znajdę coś, czego uchwycę się, by powiedzieć "warto było". Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Od kiedy odwiedziłam Słowenię marzę, aby zahaczyć się tam na dłużej i móc odkrywać ten niewielki, ale urodzajny kraj wzdłuż i wszerz.Pokazałaś mi nowe perełki, a wąwóz wpisuję na listę. Ściskam 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuś, będzie jeszcze trochę miejsc ze Słowenii. Ona także mnie zachwyciła. Chętnie wybrałabym się na Triglav. Może kiedyś się uda... Wąwóz jest fajny i polecam, ale najlepiej pod koniec sezonu, będzie luźniej.Tymczasem ściskam przedświątecznie😉

      Usuń