O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

sobota, 7 marca 2020

Tatry - Rysy po raz drugi


Trzynastego, wszystko zdarzyć się może…
Czyli o tym,
jak ponownie zmierzyłam się z Rysami

Od kilku lat, planowane wakacje w słowackich Tatrach, zupełnie mi nie wychodziły. A to ktoś, kto miał mi towarzyszyć, nie mógł, a to termin był nieodpowiedni, a to znowu plany uległy zmianie. Wreszcie wyjazd został zaplanowany na rok wcześniej i wypadł we wrześniu 2019 r. Pogoda trafiła się nawet znośna na tyle, że tydzień spędzony w Strbskim Plesie zaliczam do bardzo udanych, bowiem jeden dzień z burzą i deszczem idzie w niepamięć. Reszta była słoneczna i ciepła i to dało mi możliwość wyrównania porachunków z Rysami, które poprzednio zasnuły się chmurami i mgłą i tyle widziałam z ich czubka. Ale czy można spodziewać się, że kiedy mija kilka lat, zbierasz się w sobie, by ponownie wspiąć się na ten najwyższy punkt w Polsce, a góra wywija Ci dokładnie ten sam numer? Przestałam się dziwić… w końcu stało się to w piątek, 13 września 😊
Strbske Pleso to bardzo wygodna miejscówka, bo praktycznie z samego centrum wychodzi się prosto na szlak. Nie trzeba nigdzie tracić czasu na dojazd, przejście doliną, by uderzyć wyżej. Tu od razu jest się w dolinie i idzie ku przygodzie. Nie trzeba też wstawać o niechrześcijańskiej godzinie, a wszędzie się zdąży.


Tabliczka oznajmiająca, że jeszcze ponad 4 godziny do celu może nie zachęca, ale przecież to dopiero początek drogi...


Piątek był piękny. Niebieskie niebo, lekkie chmurki, które absolutnie nie zwiastowały niczego złego. Ot, przepływały sobie swobodnie. Następnego dnia miałam opuścić Słowację i przejechać do Zakopanego. Dlatego ostatni dzień był idealny na zwieńczenie go zdobytymi Rysami, tym razem od słowackiej strony.
Początek wędrówki zaczął się około godziny ósmej, po małym śniadanku na kwaterze. 


Skocznia w Szczyrbskim Jeziorze



Zbliżenie na Slepé Pleso



Na czerwonym szlaku



Zawsze mnie to zastanawia, jak drzewa przystosowują się do życia na skale...



Popradská Kotlina



Zbocza Ostervy wyłaniają się po prawej stronie



Na czerwonym szlaku z widokiem na Smrekovec



Smrekovec



Hincov Potok w Dolinie Mięguszowskiej



Hincov Potok w Dolinie Mięguszowskiej


Dosyć szybko znalazłam się na rozstaju dróg, przy którym tzw. nosicze zabierają towary, by na własnych barkach wynieść je do schroniska. Szybki łyk wody i szłam dalej.


Rozdroże przy Popradskim Plesie



Punkt nosiczy, z których pobiera się towar do schroniska

Czerwony szlak wiódł mnie piękną Doliną Mięguszowiecką. Po lewej wypiętrzała się Grań Baszt, po prawej zbocza Ostervy. Wnet pojawiło się rozdroże przy Popradskim Plesie. W tym miejscu na chwilę wchodziłam na niebieski szlak, którym miałam iść z pół godzinki. Szłam po drodze robiąc zdjęcia sobie i innym i nawet nie wiem kiedy i doszłam do następnego rozstaju dróg. W tym miejscu rozchodzą się szlaki. Jeden czerwony idzie na Rysy i nim zamierzałam podążać a drugi niebieski wiedzie dalej w kierunku Koprowskiego Szczytu. Ten szczyt jednak zostawiam sobie, być może, na kolejny rok. Kosówka w tym miejscu była ode mnie wyższa. Ale wkrótce ustąpiła, by wyłoniły się luźno porozrzucane głazy, a między nimi ułożona kamienna ścieżka. Jak do tej pory szlak nie nastręczał żadnych trudności, szło się wygodnie i przyjemnie.


Grań Baszt - Malá Bašta (2288 m n.p.m.)



Dolina Mięguszowiecka



W Dolinie Mięguszowieckiej



Szatan (2421 m n.p.m.) w Grani Baszt



Rozdroże przy Żabim Potoku - stąd rozchodzą się szlaki na Rysy i Na Koprowy Wierch



I tylko szmer potoku słychać, jak po kamieniach wije się w dół...



Szatan (2421 m n.p.m.) w Grani Baszt



I jeszcze jedno spojrzenie w Dolinę Mięguszowiecką, w tle Niżne Tatry



Czarny Mięguszowiecki Szczyt (2410 m n.p.m.) 


Grań Kopek


Przy Żabich Pleskach zrobiło się gwarniej, bowiem tu turyści zazwyczaj odpoczywają przed wspinaczką. Zresztą otoczenie jest bardzo przyjemne, więc nie dziwi fakt zaadaptowania okolicznej przestrzeni na mini biwaki.


Hińczowa Turnia (2377 m n.p.m.) - z lewej, a z prawej Wołowa Turnia (2373 m n.p.m.) i Żabi Koń (2291 m n.p.m.)



Hińczowa Turnia (2377 m n.p.m.) - z lewej, a z prawej Wołowa Turnia (2373 m n.p.m.) i Żabi Koń (2291 m n.p.m.) przeglądające się w tafli Wielkiego Żabiego Stawu Mięguszowieckiego



Ve'lké Žabie Pleso Mengusovské



Trudno oderwać wzrok od tego widoku :)



Ve'lké Žabie Pleso Mengusovské a z prawej strony Malé Žabie Pleso Mengusovské 



Od lewej: Mała Baszta, Pośrednia Baszta, Szatan, Piekielnikowa Turnia, Diablowina, Diabla Turnia, Zadnia Turnia, Mała Capia Turnia, Wielka Capia Turnia, Hlińska Turnia - wspaniały widok!


Zaraz za jeziorkami zaczyna się jedyny i dosyć krótki odcinek zabezpieczony łańcuchami. Swego czasu głośnym echem niezadowolenia turystów odbił się fakt zainstalowania metalowych stupaczek w najbardziej stromym i śliskim miejscu. Że te schody na szczyt to profanacja, że zatraca się dziewiczy teren w Tatrach, że teraz to już w ogóle tylko turystów w klapkach będzie brakować… Prawda jest taka, że akurat w tym miejscu te „schody” są bardzo potrzebne dla nosiczy. Dźwigają oni niewyobrażalne ciężary na swoich plecach. Idą skupieni, że chwilami nie są w stanie odpowiadać na zwyczajowe „dzień dobry”.  Kiedy pogoda nie jest zbyt dobra, siąpi deszcz, kamienie są śliskie, towary mogą czasem przeważyć i o tragedię nie trudno. Dlatego stopnie są ułatwieniem dla tragarzy. A przy okazji czerpią z tego i zwykli turyści.


Przy Dolince pod Wagą - odcinek z łańcuchami



Metalowe stupaczki - ułatwienie dla nosiczy z ciężarem na plecach



Grań Kopek w oddali



Tu odcinek czerwonego szlaku praktycznie już prawie za łańcuchami. A za zakrętem... Wolne Królestwo Rysów!



Żabie Pleska przyciągają wzrok jak magnes :) Szatan skrył się za welonem z chmur...



Hińczowa Turnia (2377 m n.p.m.) - z lewej, a z prawej Wołowa Turnia (2373 m n.p.m.) i Żabi Koń (2291 m n.p.m.)




I wciąż to samo i jakoś się nie nudzi... :) Ve'lké Žabie Pleso Mengusovské i Malé Žabie Pleso Mengusovské 



Jeszcze chwila i pojawi się brama himalajska :)


Pokonanie odcinka z łańcuchami nie nastręczyło mi żadnego wysiłku. Tuż za rogiem natrafiłam na świat rodem z Himalajów. A to za sprawą bramy z modlitewnych flag. Znak to już nieomylny, że znajdowałam się w Wolnym Królestwie Rysów. Sesja foto musiała być obowiązkowa. 😊 


Już widać czubek bramy... do raju :)



Najbardziej znana sławojka, znajdująca się nad przepaścią, widziana z czerwonego szlaku



Wolne Królestwo Rysów wita!



Tu naprawdę można poczuć swobodę... o ile inni turyści nie siedzą akurat na plecach ;)



Prawie jak w Himalajach! :)



Nad bramą grań Szatana, na którym już usiadły chmury, jakby w pogotowiu, by ruszyć do ataku, kiedy zacznę się wspinać wyżej...


Chwilę potem wspinałam się pod nowe schronisko – Chatę pod Rysmi lub też zwaną Chatą pod Wagą. To nowe schronisko, odbudowane po lawinie, która zmiotła poprzednie. Według mnie to stare miało jakiś klimat, nowe jest dla mnie blaszanym bunkrem. Nie mniej jest schronem dla wędrowców, działającym sezonowo. Nie ma w nim prądu, a klimat tworzą wieczorem lampy naftowe. Oczywiście samo schronisko jest celem dla wielu ludzi, osobiście spotkałam się tam z rodziną, która poszła tam z małymi dziećmi.


Jakby ktoś miał wątpliwości, to tędy do schroniska ;)



A oto i samo schronisko - Chata pod Rysmi



Słońce odbija się od blaszanego obicia schroniska



Najwyżej położone schronisko w Tatrach - 2250 m n.p.m. działające sezonowo



Widok z okna - całkiem miły - ale mówiłam? Chmura idzie w moją stronę...


Przed budynkiem stoi od lat przystanek autobusowy, który jest atrakcją samą w sobie, ponieważ ma nawet rozkład jazdy. Nic tylko czekać na autobus. Ale uwaga – to przystanek na żądanie! 😊


Stoję i czekam... czekam... a ten autobus wciąż nie przyjeżdża ;)



Może zmienili mu rozkład jazdy? :)



Jeszcze godzinka od schroniska i dzisiejszy cel zdobyty...

Ograniczyłam się do wejścia do budynku jedynie po pieczątkę. I zaraz potem skręciłam w lewo na ścieżkę. Minęłam zakaz wchodzenia w szpilkach. Całe szczęście byłam w traperach.


Jakie to szczęście, że tego dnia miałam na sobie traperki... ;)



Wielka Popradzka Kopa (2354 m n.p.m. i tzw. Pazury



Chata pod Rysmi z podejścia na Przełęcz Wagi. Nad schroniskiem góruje Wielka Popradzka Kopa


Kamienna ścieżka wyprowadziła mnie na Przełęcz Waga (2337 m n.p.m.). Chwila relaksu i upajania się widokami na Ganek (2462 m n.p.m.) i Wysoką ( 2547 m n.p.m.) oraz grań Młynarza (2170 m n.p.m.)


Na Przełęczy Waga (Sedlo Váha) - 2337 m n.p.m.



Po środku zdjęcia Ganek 2452 m n.p.m.), z prawej zbocze Vysokiej 2547 m n.p.m., za Gankiem nieco zachmurzony Gerlach 2655 m n.p.m., w tle Tatry z Lodowym Szczytem, Jagnięcym Szczytem i Łomnicą...



Na ostatnim planie od lewej: Hawrań 2152 m n.p.m., Płaczliwa Skała 2142 m n.p.m., Szalony Wierch 2061 m n.p.m. Jagnięcy Szczyt 2230 m n.p.m., Kołowy Szczyt 2418 m n.p.m. Lodowy Szczyt 2627 m n.p.m. oraz Durny Szczyt 2621 m n.p.m. razem z Łomnicą 2634 m n.p.m. już w chmurach. Z przodu grań, tzw. Pusty Hrebeň



Dobrze widoczna Galeria Ganka



Na Przełęczy Waga



Ganek 2462 m n.p.m. a za nim wierzchołek Gerlacha 2655 m n.p.m. oraz pionowa ściana Vysokiej 2547 m n.p.m.



I jeszcze jedno spojrzenie w kierunku Doliny Ciężkiej...

A potem krok za krokiem i weszłam na… Małe Rysy 😊 Jakoś tak zmylił mi się szlak. Wdrapałam się pomiędzy granit, ale ponieważ byli tam ludzie, szybko wróciłam na ten właściwy szlak.


Szczyt Rysów i "mróweczki" podążające na wierzchołki



Z lewej polsko-słowacki szczyt Rysów, z prawej słowacki wierzchołek Rysów (pamiętajmy, że Rysy są trójwierzchołkowe, są jeszcze Rysy Niżne)



Tak jakoś zmylił mi się szlak i zamiast w lewo, poszłam w prawo ;)



Cudowny widok na mięguszowiecki kociołek: od prawej - Mięguszowiecki Szczyt 2438 m n.p.m., Czarny Mięguszowiecki Szczyt 2410 m n.p.m., ostry czubeczek Koprowego Wierchu 2363 m n.p.m., Wołowy Grzbiet z Hińczową Turnią 2377 m n.p.m. i Żabim Koniem 2291 m n.p.m.



Z lewej Żabie Pleska Mięguszowskie, z prawej grań Mięguszy. Z tyłu Szatan i Grań Baszt



Naprawdę widok na Mięgusze jest magnetyczny, przyciąga stale wzrok



Grań Baszt z Szatanem z lewej widziane z nad Wołowego Grzbietu



Szczyt Vysokiej 2547 m n.p.m.



Vysoká i widok na Przełęcz Wagi



Widok w kierunku Doliny Ciężkiej (słow. Tažka Dolina)



Gerlach, Ganek i Vysoká z podejścia na Rysy



Pusta Grań (Pustý Hrebeň)



Od Tatr Bielskich po Wysokie - czyż nie jest to fascynujący widok?



Grań Baszt nad Żabimi Pleskami - Małym i Wielkim



"Mróweczki" idące na szczyt Rysów



Siedzę sobie na swoich Małych Rysach :) Ten właściwy szczyt za mną, jeszcze chwilka...


I tak oto, w piątek trzynastego Duśka stanęła znów przy czerwonej kropce na Rysach (2499 m n.p.m.). Radość!


Czerwona kropka - szczyt zdobyty!



I znów podobna panorama jak z przed kilku lat... widać chmury...



Stoję na Rysach, a w tle Żabie Stawy Mięguszowieckie

Bardzo chciałam mieć super widoki, których nie miałam poprzednio. Ale i tym razem góra powiedziała stanowcze „nie”. Zasnuło się wszystko chmurą. Jednak udało mi się zobaczyć co nie co. Raczej mniejsze coś… Sam wierzchołek jak zwykle obleczony był ludźmi. Każdy z osobna chciał choć przez chwilę posiedzieć na czubku. Byłam już nieco zmęczona, więc nie zdecydowałam się na przejście przełączką na największy wierzchołek Rysów, ten w całości leżący po stronie słowackiej. Zostawiłam to sobie na kolejny raz, jak już się zdecyduję pójść tam jeszcze raz 😉 Usiadłam na chwilę, żeby odpocząć. Chmury osnuwały co i rusz otoczenie i wcale nie chciały odejść na dobre. Trudno, Rysy pozostawiły po sobie rysę…


Jedyne okno na polską stronę, które udało mi się uchwycić ze szczytu - Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami



I płochacz skalny - jak zwykle wcale się nie bał :)



Płochacz skalny



Szatan i Grań Baszt oraz Vélke i Malé Žabie Plesa Mengusovské w Żabiej Dolinie



Z lewej strony Vysoká, a po prawej Wielka Popradzka Kopa



No i tyle widzieli..., żeby chociaż drugie w życiu Widmo Brockenu, ale nie...



Ten sam widok przerabiałam kilka lat wcześniej



Ostatnie spojrzenie na polską stronę


Zaczęłam schodzić znów czerwonym szlakiem. I kiedy byłam pod samym szczytem, otworzyło się przede mną okno na Żabie Pleska. Całkiem jak parę lat temu. Wtedy, na samym szczycie, było to przez krótki moment, jedyne okienko z widokiem, na które wszyscy rzucili się łapczywie. Tym razem zrobiłam sobie małą sesję foto. Podziwiałam góry w lekkiej osłonie chmur, patrzyłam na szlak, którym za niecałą godzinkę miałam podążać z powrotem na kwaterę. Krok za krokiem zeszłam znów na Przełęcz Waga ( sedlo Váha 2337 m n.p.m.). Widoki były cudne. Uśmiech wciąż nie schodził mi z ust.


Pod szczytem Rysów, w tle Żabia Dolina Mięguszowska



Mimo wszystko radość była ;)



Moment, w którym nie wiesz jakie masz rzucać zaklęcia... schodzisz, a chmury właśnie sobie odchodzą...



Grań Baszt z Szatanem nad Żabimi Pleskami



Wołowy Grzbiet - ujęcie pierwsze



I ten sam Wołowy Grzbiet kilka chwil później



Mięguszowiecki Szczyt 2438 m n.p.m. oraz Czarny Mięguszowiecki Szczyt 2410 m n.p.m.


Chwilę potem schronisko znów było w zasięgu mojego wzroku. Na ścieżce mijałam się z ludźmi, którzy jeszcze szli na szczyt. Trochę późno, ale może im się udało.
Przy schronisku kolejni turyści robili sobie zdjęcia przy przystanku. Że też ktoś miał pomysł… Przy barierce stał swego czasu również rower… komu chciało się wnieść to? Nie wiem, ale budzi zawsze dobry humor. Ja powędrowałam w stronę słynnego WC. To najbardziej fotografowana sławojka w górach 😊 Może się poszczycić niezłym widokiem! Do toalety ustawiła się długa kolejka. Wszystkim skropliły się chyba uczucia…


Schroniskowa toaleta



W takim WC z takim widokiem żadem wysiłek nie jest ciężki :) :) :) 



Sławojka stoi nad przepaścią, więc o zaparciach tutaj nie ma mowy...



I żeby nie było: jest zakaz sikania i srania przy chacie, więc albo znosisz ze sobą, albo idziesz do sławojki ;)


Znów schodziłam tym samym szlakiem. Przeszłam przez himalajską bramę. Opuszczałam Wolne Królestwo Rysów. Wkrótce przeszłam ponownie odcinek z łańcuchami. Za kolejnych parę chwil, szłam już wzdłuż brzegu Wielkiego Żabiego Jeziora Mięguszowieckiego. 


Opuszczam Wolne Królestwo Rysów



Wielkie Żabie Jezioro Mięguszowieckie i Grań Baszt


Dzień chylił się już ku końcowi. Słońce powoli chowało się za szczytami. Spokojnie doszłam do rozwidlenia szlaków, jednego, potem drugiego. Razem ze mną schodzili też inni wędrowcy.


I kończy się dzień...



Słońce chowało się za szczytami


Mimo wszystko piątek 13 – ego był bardzo szczęśliwy. Znów stałam na Rysach. I jeśli miałabym porównać szlaki, którym lepiej wchodzić na wierzchołek, to zdecydowanie powiem, że od strony słowackiej. Jest przyjemniej, milej i łatwiej. I z atrakcjami po drodze 😉 Mimo tego, iż góra znów nie do końca chciała ze mną współpracować, to nie powiedziałam jej ostatecznego „żegnaj”. Kiedyś wrócę…

Hej!



6 komentarzy:

  1. Widoki cudowne aż mi się zatęskniło za Taterkami,Hej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam czasem takie wrażenie, że ja ciągle żyję w tęsknocie za górami :) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Fajnie napisane, ze swadą i humorem. A zdjęcia naprawdę robią wrażenie - w sumie to do trzech razy sztuka..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, mam taką nadzieję, że w końcu będę miała super widoki ze szczytu, jak już postanowię znów się tam wybrać ;) Dzięki!

      Usuń
  3. Oj Tuptusiu, Ty to żadnej górze nie odpuścisz.:)
    Wielki szacun i widać, że to kochasz. Widoki nieziemsko piękne
    HEJ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Góry kocham miłością pierwszą, jedyną niezmienną. Jestem od nich uzależniona, a na to niestety, albo "stety" nie ma lekarstwa. A jak by było, to ja odmawiam podawania jakiegokolwiek farmaceutyku ;) Z górskim pozdrowieniem - hej!

      Usuń