Długi czerwcowy weekend,
czyli co zobaczyć
w cztery dni nad Bałtykiem
Jakoś tak się składa, że zazwyczaj jadę w dół Polski, bo tak wypadają góry na mapie. Leżenie plackiem na plaży mnie nie rajcuje, chociaż uważam, że nasza cała linia brzegowa jest najlepsza na świecie. Za to chodzenie wzdłuż morza i patrzenie się na zachodzące słońce, wsłuchiwanie się w szum fal i opatulanie się w miękki polar czy koc, bo wieje, to już jest całkiem przyjemne. I w zeszłym roku wybrałam się na czerwcowy długi weekend w górę mapy i troszkę jakby w bok. Lewy bok, ten droższy niestety.
Ponieważ to był czerwiec, woda w Bałtyku jeszcze zimna jak lodówka (zresztą kiedy ona nie jest zimna?), nie było mowy o kąpielach, ale cztery dni wystarczyły, by pojeździć po okolicy i nawet załapać się na kiczowaty w swej naturze zachód słońca. I nawet stwierdziłam, że było mi to potrzebne.
Nocleg wypadał w Międzywodziu, a przez te kilka dni zobaczyłam tyle, że jeden post nie wystarczy. Okolice Świnoujścia. Jest tu co robić. Częściowo opisałam już kilka miejsc na blogu. Ponieważ są wakacje (jeszcze), nie poruszę ciężkich tematów wojennych. O tym będzie kiedy indziej. Dziś pokażę kilka odwiedzonych miejsc, które może będą dla Was inspiracją.
Na początek Krzywy Las. Tyle się naczytałam o nim, myślałam, że to będzie faktycznie duża ilość powykrzywianych drzew, a tu okazało się, że jedynie kilka. Oto magia fotografii, zrobić tak zdjęcie, żeby każdy myślał, że to las, a nie kilka drzew. Byłam zawiedziona lekko, myśląc, serio? O to tyle hałasu? Nie mniej jednak cieszę się, że tam dotarłam.
Krzywy Las znajduje się w Nowym Czarnowie, niedaleko Gryfina. To zespół, w chwili obecnej, około 50 zdeformowanych sosen zwyczajnych, stanowiących pomnik przyrody. Sosny wygięte pod kątem 90⁰ zaledwie ok. 20 cm nad ziemią, sprawiają wrażenie, że jakaś siła przygniotła je w taki sam sposób i w tę samą stronę. To czyni to miejsce magicznym.

Prawda jest jednak zupełnie prozaiczna. Drzewa posadzono w latach 30. XX w. najprawdopodobniej celowo formując ich wzrost, by można było pozyskać drewno na tzw. krzywulce, czyli belki do łączenia elementów łodzi, bądź też wykorzystać je do budowy mebli. Czar prysł? Niekoniecznie. Nadal to widok, który budzi pewien zachwyt. Nadleśnictwo Gryfino posadziło kolejne drzewka, choć tym razem, by stanowiły turystyczną atrakcję. I jeszcze jedna uwaga. Choć drzewa kuszą, by na nich siadać czy stać, pomimo kartek z napisem o zakazie tego typu czynności, ludzie mają to gdzieś. W amoku, jakby nigdy nie widzieli drzewa, ochoczo wdrapują się na pnie w celu sweet foci. Błagam, uszanujmy coś, co jest unikatowe. I zachowajmy drzewa dla przyszłych pokoleń.
No dobrze. Pora z lasu przenieść się nad jezioro. Turkusowe Jezioro w tym celu będzie odpowiednie. Leży sobie we wsi Wapnica na wyspie Wolin. I nie jest jeziorem! Ha! Jest sztucznym zbiornikiem wody po kopalnianym wyrobisku kredy.
Wydobywano ją na potrzeby dużej cementowni działającej w pobliskim Lubinie. Po II wojnie światowej, kiedy Rosjanie zdemontowali większość urządzeń, wyrobisko zaczęło zalewać się wodą. Wtedy powrócono do wydobycia kredy. W związku z tym znowu funkcjonowała tu kopalnia aż do 1954 r. I kiedy złoże się skończyło, pozostawione wyrobisko powoli napełniało się znów wodą. W 1960 r. zrównało się z lustrem wody w Zalewie Szczecińskim.
Samo jeziorko ma powierzchnię 6,74 ha i ma głębokość 21,2 m. A ponieważ jego dno (poprzez ciągłe kopanie) jest poniżej poziomu morza, a tafla powyżej tego poziomu, tworzy kryptodepresję. Ot, taka ciekawostka. Ten sztuczny zbiornik ma turkusową barwę (choć w tamtym dniu, to moja koszulka była chyba bardziej turkusowa) ze względu na zjawisko krasowe. Światło słoneczne na powierzchni wody rozszczepia się w czystej wodzie i odbija, w formie refleksów, od białego podłoża kredowego. Stąd też i nazwa tego zbiornika wody. Do tego jest położone w malowniczym miejscu. A dojście do niego nie przysparza większych problemów.

Na wysokim brzegu jeziorka znajduje się punkt widokowy Piaskowa Góra, skąd można podziwiać samo jezioro, Wapnicę a także Wzgórza Lubińsko - Wapnickie. Jest to teren na nieśpieszny spacer po Wolińskim Parku Narodowym. W sam raz na kontrę do leżenia na zatłoczonej plaży w sezonie.
Był las, było jezioro, to teraz pora na górę. Kto powiedział, że w Polsce nie ma stromych klifów, to nie był na Kawczej Górze. Wzniesienie to znajduje się nad samym morzem i wynosi 61 m n.p.m. i również położone jest na wyspie Wolin. Tuż obok mieszczą się gwarne Międzyzdroje. A tu cisza i spokój. Na zboczu góry, praktycznie na jej szczycie umiejscowiony jest punkt widokowy, z którego można dostrzec nawet zabudowania niemieckiego Ahlbecku.
Dużą atrakcją są tu drewniane schody z pomostami, którymi można zejść wprost na plażę. Ponoć jest ich 267. Nie sprawdzałam, bo musiałabym potem wchodzić nimi na górę. Nie mniej jednak widok z góry na Zatokę Pomorską wywołuje odruch nostalgii.
A jeśli połączyć spacer na Kawczą Górę z pobliskim rezerwatem żubrów, to nam się staje fajna wycieczka na przynajmniej pół dnia. Można też pójść w inną stronę i dojść do Zalesia, a tam odwiedzić militarną placówkę, zlokalizowaną w dawnym bunkrze V-3. W małym muzeum eksponowana jest tajna broń niemiecka V-3 z okresu II wojny światowej. Zresztą zanim zejdzie się z góry do muzeum, mija się po drodze różne stanowiska ogniowe tych pocisków, gdyż był to teren dawnego poligonu doświadczalnego. Wszystko to niedaleko Międzyzdrojów. Niestety nie dysponowałam czasem na zwiedzanie, a szkoda, bo myślę, że ta placówka może być ciekawa. W każdym razie zostawiam Wam ją pod rozwagę.
A jeśli zamarzy Wam się większe miasto to drogi prowadzą do Kamienia Pomorskiego . W końcu to pierwsza znana stolica Pomorza.
Leży w rozlewisku cieśniny Dziwny, tworzącej Zalew Kamieński. Samo miasto leży nad dwoma zatokami cieśniny - Karpinką i Promną. Jest wpisane do rejestru jako miasto-uzdrowisko, ponieważ aż pięć zakładów leczniczych jest usytuowanych na terenie miasta. Głównie leczy się tu choroby reumatyczne, kardiologiczne, nadciśnienie, choroby dolnych dróg oddechowych a także schorzenia neurologiczne. W 1876 r. odkryto tu złoża solankowe i zaczęto stosować borowinę z okolicznych torfowisk. A jeśli nie przyjeżdża się tu dla zabiegów, warto pospacerować po samym mieście.
Kamień Pomorski nie ma starej zabudowy, charakterystycznego dla miast średniowiecznych rynku, czy licznych zabytków pamietających zamierzchłe czasy. W miejsce ocalałych po wojnie zabudowań, postawiono nowe bloki mieszkalne, które piękności miastu nie dodają.
Jednak jest co zobaczyć.
Przede wszystkim konkatedra św. Jana Chrzciciela. To romańsko - gotycka bazylika z XII w. Podobno ma najstarszą zachowaną więźbę dachową na terenie Polski. Niestety nie zdążyłam jej zobaczyć dokładnie, ponieważ... rzecz niebywała - wszyscy, którzy weszli do świątyni, zostali z niej wyrzuceni (!!!) przez siostrę zakonną. Cytuję: "Proszę opuścić kościół. Od kilku dni walczymy z turystami"... ???!!! Nie wiedziałam, że turystom nie wolno wchodzić do Domu Bożego... I że trzeba z nimi walczyć. Ja rozumiem, czas pandemii, wszyscy mieliśmy na twarzach maseczki, ale żeby wyrzucać ludzi ze świątyni, to już przesada. Na prośby, żeby chociaż zobaczyć wirydarz, wzrok siostrzyczki, gdyby mógł zabić, to pewnie dziś leżałabym obok pochowanych kanoników w tym ogrodzie.
Otwarty był za to kościół p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XIII w., typowo barokowy, który przez czas jakiś pełnił funkcję domu kultury.

Z innych zabytków warto obejrzeć gotycki budynek ratusza, Bramę Wolińską z Wieżą Piastowską, gdzie mieści się prywatne Muzeum Kamieni i kilka budynków użyteczności publicznej, które wyróżniają się na tle nijakich bloków.
Z dużą frajdą można powędrować w kierunku mariny, gdzie przycupnęły łodzie kołyszące się na wodzie i przejść się pomostem w kierunku Wyspy Chrząszczewskiej albo kładką dla pieszych w kierunku dalszej części miasta. Taka fajna nazwa dla obcokrajowców ;) Warto dodać, że nazwa miasta wzięła się od dużego głazu narzutowego, ulokowanego w korycie Dziwny, przy wyspie właśnie. Z pomostu rozciąga się ładny widok na Kamień Pomorski. Kumkające, jak szalone, żaby dodają letniego posmaku wycieczce ;)

A gdy zmęczenie da się nam we znaki, śmiało możemy odpocząć w cichej i spokojnej miejscowości. Międzywodzie jest pod tym względem naprawdę urocze.
Plaża to czysty piaseczek, woda, jak zawsze zimna, a spacer wzdłuż linii brzegowej daje wytchnienie dla duszy. Jak sama nazwa wskazuje wieś leży pomiędzy wodami Bałtyku a Zalewem Kamieńskim. Jest gdzie spać, jest gdzie zjeść, tylko ceny pod niemieckich turystów, czyli troszkę jakby drożej. Ale w końcu są wakacje, czasem trzeba trochę odpuścić.
Przy odrobinie szczęścia można załapać się na malownicze zachody słońca, choć to ostatnie czasem robi psikusa i zamiast ładnie zajść za horyzont wody, radośnie rozlewa się po niebie.
Jak widać, jest co robić w okolicach Świnoujścia. O nim samym i jego atrakcjach napiszę kiedyś osobny post, bo nie chcę Was teraz zanudzić. Wyspa Wolin również skrywa jeszcze dwa skarby, które odkryję dla Was w stosownym czasie. Będzie na pewno tajemniczo, militarnie ale też sielsko i egzotycznie. Bądźcie czujni, tymczasem bywajcie zdrowi!