O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

piątek, 6 września 2024

Koniec świata cz. 1 - Wyprawa na północ: Norwegia 2024r.

 NORWEGIA PO RAZ DZIEWIĄTY, 

CZYLI DUŚKA NA KRAŃCU ŚWIATA


Termin: 20 - 28 lipca 2024 r.

Uczestnicy: Mira, Marta, Mirek, Krzysiek, Michał i Duśka

Trasa opisana w poście:

20 lipca:  Warszawa - Gdańsk - Tromsø - Sandnes 

Nocleg: Sandnes Fjord Camping

Pokonana trasa 20 lipca: ok. 29 km autobusem, ok. 324 km pociągiem, 1703 km samolotem, 240 km samochodem (trasa trzech osób z wyprawy dotyczy autobusu i pociągu)

W miarę, jak jeżdżę sobie do Norwegii, zamiast odhaczać kolejne punkty, które były spełnieniem moich marzeń podróżniczych i wykreślać je z listy "zobaczyć przed śmiercią", lista nowych miejsc rośnie w zastraszającym tempie. To oznacza jedno: muszę żyć wiecznie, bo apetyt na odkrywanie kraju Wikingów wciąż jest u mnie bardzo wielki, a pragnienie bycia tam, wciąż nienasycone. Dlatego ledwo co wróciłam z jednej wyprawy, a w głowie już powstał zamysł na kolejny wypad, tym razem daleko na północ tego świata. 

Zaczęłam mozolne przygotowania do programu wyjazdu. I równie mozolne składowanie kompletu ludzi na wyprawę, który ostatecznie uległ zmianie na początku roku. Głównym celem i jednocześnie marzeniem, było spojrzenie na bezkres morza z najdalej na północ wysuniętego skrawka lądu. A ten posiadają Norwegowie. Sprawa wydawała się prosta. Powstał plan podróży, a potem zaczęły się schody. Linia lotnicza zmieniła godziny wylotu i przylotu, więc cały misterny plan w.... tam właśnie. Ok, przerobiłam plan na nowo. Potem w lutym świat mi się na chwilę zatrzymał, gdy odszedł mój drugi Tata. Następnie grupa zgłosiła swoje pragnienia, więc chciał nie chciał po raz trzeci usiadłam do planu wyjazdu. Ale gdyby było tak prosto, nie byłoby co wspominać. Dlatego zapraszam do zagłębienia się w naszą podróż, która być może dla kogoś z Was, stanie się inspiracją do własnego odkrywania świata.

Dziennik z wyprawy, dzień 1:

Zaczynam odliczanie: jeszcze dwa tygodnie, jeszcze tydzień, jeszcze kilka dni, już jutro... Wreszcie w kalendarzu pojawia się upragniona data - sobota, 20 lipca 2024r. Czuję lekkie podniecenie niczym Amundsen, gdy wyprawiał się na Przejście Północno - Zachodnie. Tyle, że ja nie jestem polarnikiem, ale jestem jak On, organizatorem tego wyjazdu. I biorę na siebie odpowiedzialność za dobre wspomnienia wszystkich uczestników, no i techniczne sprawy organizacyjne rzecz jasna. Modlę się, żeby wszystko zagrało, wliczając w to pogodę, zdrowie nas wszystkich, wypożyczony samochód, samolot o czasie, pociąg bez wypadku na torach i wszystko, co mogłoby zagrozić naszej wyprawie. Pakuję dwa plecaki, duży z namiotem i mały na górskie eskapady. 


Bagaż rejestrowany z namiotem, który będzie moim domem przez kolejny tydzień...

Sprawdzam wszystkie rzeczy, o których pisałam grupie pt. co zabieramy ze sobą. Bo głupio by było, gdybym o tym przypominała, a potem sama zapomniała. Wreszcie idę na przystanek autobusowy i jadę bezpośrednio na dworzec Warszawa Centralna. Łapię pociąg do Gdańska. Po drodze na stacji Warszawa Wschodnia dosiadają się Marta i Krzysztof. Pozostała trójka, czyli Mira, Mirek i Michał jadą osobno, własnym samochodem. Wszyscy spotkamy się pod bramką na lotnisku.

W Gdańsku mamy chwilę na szybki obiad i bez zbędnej zwłoki jedziemy autobusem na lotnisko im. Lecha Wałęsy. Ludzi na hali odpraw całe mrowie. Odprawiamy duże plecaki i idziemy w następną kolejkę do bramek bezpieczeństwa. Tu jak zwykle szybko pozbywamy się wszystkich rzeczy potencjalnie trudnych jak paski, bufy, laptopy, sprzęt elektroniczny, płyny itp., które przejeżdżają w plastikowych tackach przez skaner. Zostajemy zeskanowani, tym razem ani nie brzęczę w bramce, ani nie jestem wylosowana do kontroli. 


Połowa grupy (Marta, Krzysztof i ja) na lotnisku w Gdańsku, jeszcze z wszystkimi bagażami

Kiedy otwierają naszą bramkę, spotykamy się z resztą grupy i od tej chwili przez calutki tydzień podróżujemy razem, jak odkrywcy nieznanych terenów. Do Tromsø (czytaj "Trumse") docieramy koło 22.00. Odbieramy bagaże z karuzeli a ja dostaję powiadomienie na telefon, gdzie mamy odebrać samochód, który będzie naszym przyjacielem podczas tej eskapady. Odbieramy go z parkingu bez większych przeszkód. 


Rzut oka na Gdańsk z lotu samolotem - to mieniące się w słońcu małe kółeczko obok skrzydła samolotu, to stadion PGE Arena



Pod nami już Norwegia :)



Górzysty krajobraz za oknem samolotu



Witamy na lotnisku w Tromsø ;)

Ponieważ jesteśmy w północnej Norwegii w lipcu, mamy dzień polarny, co oznacza, że słońce nie zachodzi tu za linię horyzontu. Natomiast Matka Natura na niebie maluje przeróżne obrazy. Postanawiamy jechać bez noclegu najdalej jak się da. Kierunek - Nordkapp. Odległość jest bardzo duża, w dodatku jazda skrótem dwoma promami nie wchodzi w grę, bo promy są o porach, które nam wcale nie pasują, więc jedziemy drogą krajową na około jezior i fiordów. Droga jest tak malownicza, że człowiek stawałby co chwilę, żeby pofocić. Ale w ten sposób nie dotarlibyśmy do celu ;). Szosa wije się wstęgą, z lewej mamy wzgórza, na których nawet udało nam się wypatrzeć orła, z prawej spokojne wody fiordów. Przez drogę przebiegł zając a i ptaki rwały się pod koła, nie wiedzieć czemu. 


Takie ładne widoki towarzyszą nam przez całą drogę do pierwszego noclegu



Tromsø - Norwegowie potrafią budować mosty...



Tromsø - zwiedzanie miasta zostawiamy sobie na deser, na koniec wyprawy



Góry wychodzące wprost z morza - nawet "w nocy" są malownicze



Gdzieś po 23.00...



Tu już dobrze w środku nocy - słońce skryte za górą, ale nie za linią horyzontu



Tak wygląda dzień polarny - taki "niby" zachód słońca ;)

Szczęśliwie dojeżdżamy do kempingu w Sandnes. Odpoczynek przewidziany był nieco dalej, ale zmęczenie już swoje robi. To był dzień pełen wrażeń i każdy marzy już o odpoczynku. Ponieważ nie ma nikogo na recepcji tak zwanej, jako, że dochodzi czwarta nad ranem (choć jasno było jak w dzień), postanawiamy rozbić namioty i iść w kimono bez wieczornej toalety. O jutrzejszym dniu pomyślę jutro... 


Otoczenie pierwszego kempingu z widokiem na Straumfjordbotn



Plac pod nasze namioty i nasze autko :)



Wnętrze wigwamu to idealne miejsce na wieczór integracyjny dla dużej grupy



Budynek usługowy wspólny dla wszystkich mieszkańców kempingu mieści w sobie kuchnię, salon i toalety - nasze poranne odkrycie :) :) :)



Śniadanie zjedliśmy jak normalni ludzie, przy stole :)



Lampka w toalecie dla Pań :)

I tym optymistycznym akcentem kończy się pierwszy dzień naszej eskapady. Wpełzamy do śpiworów i po chwili da się słyszeć pochrapywanie z namiotów obok. Odpływamy w objęcia Morfeusza...

                       Ciąg dalszy nastąpi...


4 komentarze:

  1. Dość długo nie było postu, więc Duśka pewnie w Norwegii i nie myliłem się. To już nie zakochanie ale prawdziwa miłość. Podróż po takich mostach to pewnie kolejne ciekawe przeżycie. Myślę, że czeka nas niezła dawka norweskich krajobrazów. Z niecierpliwością czekam na dalsze relacje. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, tak wyszło :) Właśnie wróciłam po 10 dniach w Stavanger. Nie mam kiedy opisywać kolejnych wyjazdów. Liczę na zimowe wieczory :) :) :) Tak, ten wyjazd to było spełnienie dużego marzenia, było bardzo intensywnie. Jeśli zaś chodzi o mosty, to one są spektakularne jak się na nie patrzy z boku, bo jak już się na nich jest, to zwykle jest to takie normalne wrażenie, jak jazda po innych mostach :) Będę się starała szybko dawać kolejne relacje, choć mam problem z przesyłaniem plików przez mój telefon. To duży problem niestety... Ale zrobię co w mojej mocy :) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Fajnie będzie poczytać z kolejnego Twojego wypadu do Norwegii. Zwłaszcza, że tydzień temu śmiałem się, że kolejny urlop spędzam w Norwegii, bo ta Hiszpania za gorąca ;)

    Znam doskonale brak czasu na pisanie, ale to dobrze. Znaczy, że jest czas na wyjazdy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę nic mówić, ale w lipcu na północy było 30 stopni... Także ta Hiszpania to może jednak była chłodniejsza 😆 Posty będą, choć pojawił się problem techniczny. Mam nadzieję, że jednak uda się wszystko pokazać. A do Norwegii zapraszam. Serio, jestem zakochana w tym kraju. Pozdrawiam serdecznie ☺️

      Usuń