NORWEGIA PO RAZ DZIEWIĄTY,
CZYLI DUŚKA NA KRAŃCU ŚWIATA
Termin: 20 - 28 lipca 2024 r.
Uczestnicy: Marta, Krzysiek, i Duśka. Mira, Mirek i Michał mają dzień resetu na kempingu.
Trasa opisana w poście:
25 lipca: Fjordbotn Camping - Breidtind (1001 m n.p.m., najwyższy szczyt Senji - zawrotka na grani) - Fjordgård - Hesten (556 m n.p.m.)
Nocleg: Fjordbotn Camping
Pokonana trasa 25 lipca: ok. 41 km samochodem i ok. 16 km pieszo na szczyty
Dziennik z wyprawy, dzień 6:
Szósty dzień wyprawy przynosi mały kryzys. Z założenia miał to być dzień górski, ale połowa grupy musi odpocząć, więc zostaje na kempingu. Mira ma kontuzję barku, pomagają plastry, ale nie ma co ryzykować dziś w górach. Mirek może być dumny z wczorajszego prawie szczytowania, ale dziś zdecydowanie opcja odpoczynku jest Mu bliższa. Michał obawia się o swoje kolana, więc też nie chce ich przeforsować. Zatem razem z Martą i Krzysiem ruszamy zdobywać najwyższy szczyt Senji, Breidtind (1001 m n.p.m.). Jest to ponoć trasa wymagająca, wyposażona w sztuczne ułatwienia jak liny czy drabinki.
Drogi na Senji, podobnie jak na Lofotach są wąskie i kręte. Ale za to dają co chwila przepiękne widoki za tzw. zakrętem.
Senja w tej części przypomina na mapie rozpostartą dłoń, gdzie pomiędzy jej "paluszki" wlewają się fiordy z Morza Norweskiego. A przy końcu zatok, małe domki, tworzące mikroskopijne osady, albo dość duże skupiska ludzkie. Takie widoki są przeważające na Senji.Po zaparkowaniu w zatoczce przy drodze, wchodzimy na szlak i od razu wspinamy się ostro pod górę. Niby szlak ułożony jest z kamieni, ale wypłaszczeń ma mało. Dlatego co parę minut łapiemy oddech i podziwiamy wyłaniający się za plecami widok na wody Morza Norweskiego, które wcinają się w ląd, okoliczne góry oraz pływające kółka, czyli fermy łososi. Wzrok biegnie do najbardziej spektakularnego szczytu Senji, czyli Segli oraz Hesten, który jest dziś w planie.
Senja på langs - Senja po drodze, czyli gdzie można pojechać, pójść, zobaczyć, przeżyć, poczuć... :)
Droga prowadząca do wejścia na szlak na Breidtinden - nad drogą ażurowe tunele chronią ją przed lawiną śniegu zimą i lawiną kamieni wiosną
Ok, góra w zasięgu wzroku, ale gdzie jest początek szlaku? No to trochę jest problematyczne w tym miejscu, bowiem tylko stojący jeden samochód i tabliczka informacyjna (dwa zdjęcia temu), pozwoliły nam przypuszczać, że to właśnie tu mamy zacząć wspinaczkę. Dodam, że parkingu tam nie ma, jedynie mała zatoczka na kilka aut. Warto jest więc, wcześniej wyruszyć na szlak.
Wzrok sam leciał na drugą stronę fiordu, w kierunku Segli (to ta pochylona "płetwa rekina" w środku zdjęcia)
Pomału, do góry... z coraz fajniejszym widokiem na fiord oraz Seglę i Hesten po drugiej stroniePo dojściu do rozwidlenia szlaku na dróżki prowadzące do prywatnych hytt, odnajdujemy księgę wpisów i składamy sobie, jak kolejni odkrywcy, nasze autografy. Takie w stylu "tu byłem" na pamiątkę gdybyśmy jednak zostali kiedyś sławni i bogaci. Albo tylko sławni...
Podczas przerwy nad jeziorem Svartholvatnet łapie nas lekki deszczyk, który jednak nie powoduje wyciągnięcia kurtek. Powoli wspinamy się po grani do kolejnego jeziora górskiego, jednak Marta nabawia się kontuzji kolana, a wysłany na zwiady Krzyś, stwierdza, że dalej jest stromo, wąsko i jeszcze bardziej błotniście. Postanawiamy zatem odpuścić sobie najwyższy szczyt Senji i powrócić na parking. Góra nie zając, ale...góry wzywają, trzeba iść.
Na jeziorem Svartholvatnet jest spokojnie i cicho, okoliczne głazy sprzyjają kontemplacji, totalnemu wyciszeniu i wsłuchaniu się w naturę - czyli coś, co Norwegowie nazywają "friluftsliv"Szykujemy się na kolejny szczyt. Najpierw jednak odpoczywamy jeszcze chwilę i dzięki temu spotykamy nowo poznanych "znajomych" z kempingu, którzy też chcą zdobyć szczyt. Chwila rozmowy i my także zbieramy się do zejścia.
Ups... Nie mam pojęcia do kogo należał ten fragment czaszki z takimi zębiskami, ale nadal uważam, że Norwegia to bardzo przyjazny kraj :)Jedziemy do Fjordgård, małej wioski rybackiej, z której wychodzi kilka szlaków na pobliskie szczyty, położonej nad wodami Ørnfjordu.
Stamtąd ruszamy na szlak prowadzący na Hesten (556 m n.p.m.). Ostatecznie na szlak wchodzimy razem z Krzychem, bo Marta, ze względu na kolano, zostaje w wiacie, czytając książkę w oczekiwaniu na nasz powrót.
Początek trasy to bardzo męczący i stromy odcinek. Ciągle pod górę, bez żadnego wypłaszczenia. Po drodze wzrok biegnie do najbardziej fotogenicznego szczytu Senji, czyli Segli. Stoi tam, niczym płetwa rekina. Jej pionowe ściany budzą respekt, a trasa jest tam bardzo trudna.
Widok ze szlaku na wody Ørnfjordu, wioskę Fjordgård, a także na spektakularny szczyt Grytetippen 885 m n.p.m., który z tej perspektywy wygląda jak tron
Po drodze mamy zarówno "ochy" jak i "achy", ale z każdym krokiem do góry są też "uchy"... czyli stękania, bo stromo pod górę :)
Nie mogłam odmówić sobie fotki z żaglem, czy też płetwą rekina, jak nazywana jest Segla ( z norw. segl to żagiel)Wreszcie, wylewając hektolitry potu, stajemy na przełęczy. Widoki piękne. Teraz patrzymy na Senję z góry, dostrzegając jej piękno. I choć początkowo zakładaliśmy wejście jedynie na przełęcz, to coraz częściej patrzymy w kierunku szczytu Hesten. Jesteśmy tak blisko... Rozkminiamy dalszą trasę niczym himalaiści szukający nowej drogi na Everest. Zbieramy motywację do ruszenia z miejsca. I wtedy z góry schodzą rodzice z dzieckiem, a chwilę później ktoś z psem. I ten pies wchodzi na ambicję. Skoro on dał radę i to dziecko też, to przecież i my damy radę.
Ostatecznie oboje z Krzysiem stajemy na wierzchołku Hesten. Dosiadamy konia, bo Hesten znaczy po norwesku "koń" właśnie. (W ten sposób pięknie uczciliśmy też imieniny Krzycha, które były tego dnia).
Widok z Hesten na wioskę Fjordgård, a także na szczyt Grytetippen 885 m n.p.m. Tym razem Segla pozuje ze swoim czubkiem, ukryta za skałą.
Powoli schodzimy znów na przełęcz i ponownie rozkoszujemy się widokiem na wioskę rybacką Fjordgård i szczyt GrytetippenPo sesji foto schodzimy tym samym szlakiem, by podzielić się radością z Martą i pozostałą naszą Trójką, pozostającą w obozie wyjściowym, czyli kempingu. Słuchamy relacji z życia w obozowisku, że kawa w restauracji nie jest dobra, woda w fjordzie zimna, a poza tym bóle dokuczające połowie grupy zelżały. Siedzimy przy jedynym wolnym stoliku na zewnątrz i rozmawiając "o życiu", patrzymy na zachodzące słońce. Zachodzące jedynie w teorii, bo zaraz po tym jak dotyka czubków gór, będzie się znów wznosić w górę.
Wiata, w której Marta relaksowała się, zaczytując się w książce, podczas, gdy my z Krzychem traciliśmy hektolitry potu, by jak najszybciej zdobyć szczyt i wrócić :)Idę stanąć w kolejkę do pryszniców. Ciepły strumień wody dobrze mi zrobi. Po wieczornych ablucjach idziemy do naszych namiotów. Tylko czy to jest właściwe mówić "dobranoc", kiedy wokół jasno? :)
To był cudowny dzień, który dodał energii i pozytywnych wibracji.
Ciąg dalszy nastąpi...



















































Siedzę i czytam, oglądam i nie wiem co bardziej podziwiać Twoją determinację i kondycję czy piękne, zapierające dech widoki. Pewnie nie zobaczyłbym ich na blogu gdyby nie Twoje zamiłowanie do górskich wędrówek i Norwegii w szczególności. Pozdrawiam Cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że lepiej podziwiać widoki, bo moja kondycja pozostawia wiele do życzenia :) :) :) Tak, Norwegia ma spektakularne panoramy, a Senja, czy Lofoty najlepiej prezentują się z góry, czyli wspinaczka jest stałym elementem wyjazdu tam. Ale na spokojnie da się zdobyć nie jedną mniejszą górkę i już człowiek ma radość. Niby byliśmy tylko tydzień, ale sam widzisz, że nie da się tego wszystkiego opisać w jednym czy dwóch postach... Zresztą po co, lepiej sobie dawkować te przyjemności ;) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń