O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 10 września 2013

Niemcy-Bawaria cz.1: Salzburg, Austria i Herreninsel-zamek Wersal, Niemcy


 B A W A R S K I E  O P O W I E Ś C I,

CZYLI O SZUKANIU FIOLETOWEJ KRÓWKI

13.07.- 19.07. 2013r

 

P A R Ę   S Ł Ó W   N A   W S T Ę P I E…

 
W zeszłym roku nie udał się wyjazd do Bawarii, była za to wspaniała wyprawa na Ukrainę. W tym roku uparłam się, a raczej byłam konsekwentna, że zrealizuję zeszłoroczne postanowienie i obejrzę sobie pomysły króla Ludwika II Bawarskiego. Król ten nazywany był „Szalonym” z racji swoich wizji, które wcielał w życie. W pewnym sensie jestem do niego podobna. Bo czy wyjazd z gorączką, bolącym gardłem i wyrywającym kaszlem można nazwać normalnym? Albo jazda do kraju, którego land słynie z piwa, kiedy się go nie lubi i nie pija? Nie, to zupełne szaleństwo. I co gorsza zamierzałam go właśnie urzeczywistnić. I poszukać milusiej fioletowej krówki na alpejskiej łące. Zatem witaj Bawario!


DZIEŃ 1:
      

Stoję na Dworcu Zachodnim. Jest już po 1.00. Za pół godziny odjazd. Powoli zbierają się ludzie. Okazuje się, że razem ze mną do autokaru wsiadają podróżni udający się do Anglii i do Turcji. Przetasujemy się w Katowicach. I znowu objazd Polski, zanim wylecimy na docelową autostradę. Ech… Koszmar.

Dusi mnie kaszel, jem różnokolorowe tabletki, wreszcie przychodzi upragniony sen. Budzę się w Łodzi Kaliskiej, potem znów walczę z kaszlem i znów sen. Pobudka na Śląsku. Zachowuję czujność, bowiem nie wiem co teraz. Czy będę wysiadać, czy zostaję w tym autokarze. Yuppi! Zostaję. Ten właśnie autokar pojedzie do Bawarii.

Również w Katowicach wsiada pilot wycieczki i robi nieco zamieszania z usadzaniem pasażerów. Stoję spokojnie, bo wiem, że będę siedzieć na końcu, bo jako jedna z ostatnich kupiłam wycieczkę. Wywołane jest moje nazwisko i o niespodzianko,  pilot kieruje mnie na początek autokaru. To ja już nie wiem, jak to działa.

Dostaje mi się miejsce od zewnątrz. Kręcę nosem, wolę przy oknie, bo mam gdzie oprzeć jaśka. Koło mnie siada Pani, która jedzie z mężem i synem. Oni siadają przed nami. Wobec tego mówię, że przesunę się pod okno, będzie jej łatwiej „kontaktować się” z bliskimi. Nie ma problemu. W ten sposób poznaję się z Renatą, Markiem i Piotrem J (Serdecznie pozdrawiam).

Tym samym wyruszamy w dalszą podróż. W zasadzie cały czas przysypiam. Co chwila biorę leki na zmianę i znów sen. Leki, sen, leki, sen.

W końcu zatrzymujemy się w Kudowie na obiad. Zjadam, a właściwie skubię kotleta z piersi. Frytki niezbyt dobre, kotlet nie dosmażony. Surówka z marchewki okazuje się również niewypałem. Jak można zepsuć tę surówkę? Jedzenie mi nie idzie, głównie ze względu na gardło.


Na granicy
 

Przekraczamy granicę i wjeżdżamy do Czech.


 I już Czechy


Niby państwo małe, a my wciąż jedziemy i jedziemy. Po drodze mijamy zamki. Ten w Nachodzie, z daleka widać, że jest w remoncie. Kolejnych nie znam, bo nawet nie wiem w jakim miejscu jestem.


 Czeski obrazek


Zamek w Nachodzie



 Nieznany mi zamek


 Kolejny nieznany czeski zamek
 

W końcu wjeżdżamy na teren Niemiec. Ale tylko przez chwilę będziemy na tym terytorium, bowiem docelowo jedziemy do Austrii.

Przejeżdżamy przez Passau. Już czuję, że jesteśmy na górzystym terenie. Co jakiś czas przytykają się uszy. Widoki stają się coraz ładniejsze. Mijamy Passau z jego uroczą zabudową.


 Wjeżdżamy do Passau



Żałujemy, że nie możemy zatrzymać się na dłużej, żeby obejrzeć miasteczko z bliska. Cóż, wszystkiego się nie da. Dlatego w zamian fotki z autokaru.


 Passau z okien autokaru



 Passau z okien autokaru


Austriacki zmierzch
 
 

Jest już bardzo późno. Docieramy do hotelu i padamy jak muchy. W hotelu zapada bardzo szybko cisza. Jednak zmęczenie swoje robi.


DZIEŃ 2:
 

Dzień wita nas słońcem. Wstajemy rano, idziemy na śniadanko, jest dobrze. Grupa sprawnie, szybko i o czasie pakuje bagaże do autokaru i ruszamy w drogę.


 Austriacki obrazek
 

Pierwsze miasto na trasie zwiedzania to Salzburg. Od razu mnie zachwyca. Tu spędzamy około trzech godzin. Spacerujemy z Panią Przewodnik, która w przesympatyczny sposób opowiada o mieście, w którym mieszka od ponad 25 lat.


 Wjazd do Salzburga - miasta uniwersyteckiego
 

 Bocznica kolejowa w Salzburgu


Powstanie miasta wiąże się ze św. Rupertem, który w VIIw., podczas swojej podróży misyjnej dotarł na te tereny i nadał założonemu miastu nazwę Salzburg, co oznaczało „Zamek Solny”. Bogactwo miasta związane jest właśnie z kopalnią soli. Sól uważano za białe złoto. To oprócz wędzenia, czyli dymu, najbardziej znana metoda konserwowania żywności.


 Pierwszy mój widok na twierdzę
 

Salzburg zwany jest miastem 100 kościołów. Funkcjonował jako stolica księstwa kościelnego, trwająca ponad tysiąc lat. Na czele jej stali książęta biskupi. Cechowała ich samowola władzy, ale ludziom mimo to, żyło się dobrze.


 Kościół mijany po drodze


 Rzeka Salzach i kościół Chrystusa z ceglaną wieżą, jedyny w Salzburgu kościół protestancki
 

Swą wędrówkę zaczynamy od pięknego Ogrodu Mirabell. Nazwa ta oznacza „piękny widok”. I rzeczywiście jest on zachwycający, kiedy kwitną tulipany. Dziś jednak jest ogrodem różanym i też jest piękny. To dodatek do pałacu arcybiskupiego.


 Mirabell
 

A cóż to za pałac? Został on zbudowany na początku 1606r jako letnia rezydencja. Wiąże się to ze skandalem obyczajowym tamtej epoki. Otóż właściciel pałacu – arcybiskup Wolf Dietrich von Raintenau miał kochankę, córkę żydowskiego kupca. Nazywała się ona Salome Alt. Powiła mu ona 15 dzieci, które uznał za własne. To dla niej i dzieci właśnie, wybudowany został pałac, by mogli oni godnie żyć i spacerować alejkami ogrodu, który jest założeniem tzw. francuskim, co oznacza ujarzmienie przyrody wedle człowieka. Na tamte czasy był to wielki skandal, bowiem para nie była małżeństwem. Tym bardziej przewrotnie losy pałacu obecnie są takie, że mieszczą w sobie najładniejszą salę, która służy jako… Pałac Ślubów. I młode pary najchętniej właśnie tam zawierają związki małżeńskie, a kolorowy ogród obierają jako plener zdjęciowy.


 Pałac arcybiskupa Raintenau'a



 Ogród różany Mirabell



 W ogrodzie Mirabell
 

Na przeciwko pałacu arcybiskupa, poprzez cały ogród, na wzgórzu, widać zamek – twierdzę Hohensalzburg. Powstała ona w XI w., w czasie wojny księstwa kościelnego z cesarstwem o sól. Władca został pojmany i przetrzymywany jako więzień Papieża w zamkowych murach. Twierdza ta jest spora, właściwie stanowiła odrębne miasto z możliwością zaspokojenia wszelkich potrzeb mieszkańców. Można się do niej dostać kolejką szynową.


Ogrody Mirabell i twierdza Hohensalzburg
 


 Twierdza Hohensalzburg, przed nią zielone kopuły wież katedry salzburskiej



 Kolejka, którą można dostać się do twierdzy




Ogród Mirabell



My jednak nie mamy w planie zwiedzania tej pięknej warowni. Przechodzimy ogrodem wokół fontanny, której dekoracyjne posągi zaczerpnięte z mitologii greckiej, symbolizują cztery żywioły: wodę, powietrze, ogień i ziemię. Symbolem Salzburga jest woda.


 Fontanna w ogrodzie Mirabell


 Uniwersytet Muzyczny w Salzburgu

 

Idziemy w stronę Starego Miasta. Przechodzimy przez mostek miłości, gdzie wzorem wielu miast na świecie, również i tu zawieszonych jest mnóstwo kłódek, których kluczyki, niezbyt ekologicznie, rdzewieją w odmętach rzeki Salzach, przepływającej przez miasto. Ale zanim dotrzemy na mostek, mamy po drodze kilka przystanków.


 Kłódki na moście miłości
 

Pierwszy z nich to plac Makartplatz, przy którym znajduje się budynek, z wyglądu bardzo niepozorny, ale dla Austriaków ważny. To dom, do którego przeprowadzili się państwo Mozart wraz z dziećmi. W tym budynku Amedeusz mieszkał od 1773r do 1780r. Cała rodzina Mozartów utrzymywała się z muzyki. Ojciec Leopold napisał pierwszy podręcznik dla dzieci o grze na skrzypcach. Matka Anna Maria oraz siostra Amadeusza Maria Anna, zwana Nannerl, były także uzdolniona muzycznie. W domu tym powstawały symfonie Mozarta, dawano też kameralne koncerty. W tej chwili jest to muzeum, w podziemiach którego, przechowuje się autografy i oryginalne dzieła.


 Dom, w którym mieszkał W.A. Mozart z rodzicami

 
 
 Pocztówka z Salzburga. Na górnym środkowym zdjęciu: rodzina Amadeusza.


Kiedy myśli się o Salzburgu, natychmiast przywołuje się Mozarta. Wielki mistrz przyćmił inne osobistości, których domy właśnie mijamy. I tak, po drugiej stronie ulicy, niemalże bokiem styka się dom, w którym mieszkał fizyk i matematyk Christian Andreas Doppler (1803-1853). Ten sam, który zaobserwował i opisał efekt fal. Dla przypomnienia wytłumaczę ten efekt: kiedy jakieś źródło się zbliża, zwiększa się częstotliwość fal czy to dźwiękowych, czy też świetlnych, a kiedy źródło się oddala, maleje również jego częstotliwość. Nigdy nie lubiłam w szkole chemii i fizyki, choć przyznaję, że niektóre doświadczenia były ciekawe. Ale zostać drugą Skłodowską-Curie nie zamierzałam J


 Dom Ch. A. Dopplera
 

Po przejściu kilku kroków tuż nad brzegiem rzeki Salzach, mieści się kolejny dom. Tu urodził się  Herbert von Karajan (1908-1989), austriacki dyrygent i kompozytor. W Salzburgu tworzył  życie muzyczne. Choć był artystą i to dość ekstrawaganckim, miał realistyczne podejście do życia. Miał trzy żony. Niejednocześnie rzecz jasna J W czasie wojny, dzięki poparciu nazistów, był dyrektorem Staatsoper Unter den Linden – teatru operowego w Berlinie. Za przynależność do NSDAP, został ukarany zakazem występów, które następnie mu cofnięto. To dzięki niemu powstały dwa duże zakłady, gdzie nagrywa się płyty na CD, co wówczas było nowością. Karajan miał kolekcję szybkich samochodów. Jego ulubioną marką było porche. Posiadał też licencję pilota. Ewidentnie szybkość go pociągała. Dziś można obejrzeć przy jego domu pomnik jego postaci.


 Dom H. von Karajana



 Herbert von Karajan
 

Dobrze, znów jesteśmy na mostku. Przechodzimy nim do starej części miasta. W dole płynie rzeka Salzach, dzieląc miasto na dwie części, nową i starą.


 Stare Miasto to esencja Salzburga



 Twierdza Hohensalzburg góruje nad miastem



 Serce Salzburga



Dopiero na drugim brzegu widać zabudowę, tę nowszą. Na jednym ze wzgórz zamieszkują oo. Kapucyni, gdzie gościł nasz Papież Jan Paweł II, a który jak to miał w zwyczaju, wprawił ochronę w osłupienie mówiąc, że do klasztoru pójdzie po schodkach na górę. Oj, brakowało Ojcu Świętemu górskich wspinaczek… Klasztor jest jednocześnie twierdzą.


 Opactwo oo. Kapucynów na wzgórzu. Orientalny budynek po środku to kultowa kawiarnia, gdzie przychodzi bohema.
 

Poniżej widać hotel Sacher, należący do tej słynnej rodziny od torcika Sachera. Ale tym powinno się delektować w Wiedniu. Uważny obserwator zauważy flagę w naszych narodowych barwach. Niestety to nie na naszą cześć, że przyjechaliśmy do miasta, choć byłoby to miłe. Biel i czerwień to kolory Salzburga.

Pierwsze kroki po starym mieście kierujemy w stronę najstarszej ulicy miasta – Getreidegasse – Ulicy Zbożowej ( z niem. Getreide znaczy ziarno, zboże).


 
 
 
 
 
 
Ulica Zbożowa 



Idziemy do niej poprzez podwórko, przy którym domy zbudowano z kamienia, a których konstrukcja dachu była drewniana, co skutkowało częstymi pożarami. Tu trzymano też zwierzęta.


 Spacer przez podwórka



 Dziś murowane kamienice, dawniej z konstrukcją drewnianą
 

Wreszcie wchodzimy na wąską ulicę Getreidegasse. Przy niej znajdują się wysokie kamienice. Była to najdroższa ulica w mieście. Tu swe mieszkania mieli kupcy. Pierwsze piętra zazwyczaj pełniły funkcje reprezentacyjne.

Getreidegasse



 Ulica Zbożowa


Ale ulica miała też swoją ciemną stronę. Kanalizacja jest na tej ulicy od końca XIXw. To co więc, robiono wcześniej? Otóż wszystkie odpady kuchenne pływały ulicą, rynsztokiem. Nierzadko słychać było ostrzeżenie i moment później przez okno lały się pomyje. Do tego wszystkiego ulicą przechadzały się też zwierzęta. Obuwie elegantów i elegantek grzęzło w błocie. Wymyślono więc, by z pobliskiego wzgórza, zbudować coś na kształt wodociągu, którym woda źródlana, spływając na ulicę, zmywała brud. Obecnie ulica ta jest czysta, ale nadal najdroższa J Tu mają swe sklepy znane marki z różnych dziedzin.


Ulica Zbożowa i zachowany ciąg kanalizacyjny na wzgórzu



 
 
 
 
 
 
Reklamy







 
 
 
 
 
 
Reklamy



 
Ulica ma 50 numerów. Numeracja jest całkowicie współczesna, bowiem dawniej nie było to potrzebne.  Pod numerem 9 mieści się najbardziej oblegany przez turystów, żółty Dom Mozarta.


 Dom narodzin W. A. Mozarta


To  tu przyszedł na świat Wolfganus Johanes Chrysostomus Theofilus Mozart, czyli Wolfgang po dziadku, wedle patrona Johanes Chryzostom i z greckiego Theofilus czyli Amadeusz, po ojcu chrzestnym. A po polsku W.A. Mozart (1756-1791). W domu tym piętro trzecie zajmowała rodzina.


  Żółty dom

Mieszkanie nie było duże, ale miało przestronny salon, gdzie grano. Przy drzwiach wejściowych do kamiennicy znajduje się pewna ciekawostka. Otóż by dostać się do mieszkania, czy też „zadzwonić” do drzwi, pociągało się za uchwyt na dole, który uruchamiał dzwonek w domu. Był to swego rodzaju domofon.


Portal wejściowy do kamienicy z widocznym z boku systemem drucików, na końcu których były w mieszkaniach dzwoneczki



 Domofon :)
 

Obecnie w domu narodzin Mozarta można zobaczyć oryginalne portrety, listy i autografy kompozytora. Mozart spędził w podróży 10 lat, więc listów pisał wiele, zwłaszcza do ojca, który chciał kierować losem syna i trzymać nad nim kontrolę. Stanął nawet na drodze wielkiej miłości do Alojzy Weber.  Ach ci rodzice…

 
Tablica przy Getreidegasse 9


Oczywiście na małym placyku pod domem jest pełno ludzi. I jak to zwykle w takich miejscach bywa, tłum jest wielojęzyczny. Samego muzeum nie zwiedzamy, troszkę mi szkoda, ale to oprócz twierdzy Hohensalzburg, kolejny powód, dla którego chciałabym wrócić jeszcze do tego miasta.

Mijamy Ratusz, w którym odbywały się bale i uczty i gdzie koncertował również Mozart.


 Ratusz



 Bok ratusza


Podążamy w kierunku starego rynku, gdzie przychodziło się po wodę. Również matka Mozarta przychodziła na ten plac. Tu znajduje się fontanna, którą wieńczy figura św. Floriana.


 Stary rynek


Na placu tym znajduje się też ulubione miejsce Mozarta – najstarsza kawiarnia w Salzburgu – Cafe Tomaselli, którą założył Włoch Tomaselli i która działa od 1703r ( a może nawet wcześniej datuje się jej funkcjonowanie). Matka i siostra Mozarta, choć przychodziły tu po wodę, nigdy w tej kawiarni nie były. Po prostu nie wypadało damom bywać w takim miejscu.


 Cafe Tomaselli


Na starym rynku jest też najmniejsza kamienica w mieście. Związana jest ona z taką oto ciekawą opowieścią:

Pewien ubogi czeladnik zakochał się w córce burmistrza. Ponieważ młodzian nie był wysokiego urodzenia, nie był zamożny, więc nie był dobrą partią dla córki wysoko postawionego urzędnika. W owym czasie najbogatsi ludzie mieli swoje kamienice właśnie wokół rynku. Burmistrz, w nadziei, że zniechęci chłopaka, rzucił hasło, że gdy ten wybuduje kamienicę przy rynku, będzie się mógł ubiegać o rękę jego córki. Ojciec nie przewidział jednego, że czeladnik znajdzie sposób na własny dom. Zabudował on przestrzeń między dwoma domami, czyli zrobił coś na kształt tzw. „plomby”. Jego własna kamieniczka miała 142cm szerokości. Na górze mieściła ona sypialnię, a  na dole warsztat. Niewykonalne zadanie zostało wykonane, wszak burmistrz nie wspomniał jak duży miał być to budynek. Nie wiem, czy miłość była odwzajemniona i czy młodzi zamieszkali razem w tej małej dziupelce. Chcę wierzyć w szczęśliwe zakończenie. Jedno jest pewne i jest to morał z tej opowieści: zawsze należy uważać by nie rzucać słów na wiatr.


 Najwęższa kamienica w Salzburgu
 

Wciąż jesteśmy na starym rynku Salzburga. Wśród kamieniczek na placu, oczywiście wyróżnia się ta z czerwoną witryną. Czerwoną, gdyż mieści w sobie sklep z czekoladkami z podobizną Mozarta. To chyba najbardziej znane, wręcz kultowe czekoladki. I do tego smaczne. Czekoladki te rozreklamowano w 1810r. Paul Fürst był pierwszym cukiernikiem, który produkował Mozartkugel, czyli „kule Mozarta”.


 Sklep z czekoladkami



 Sklep z kulami Mozarta



 Mozartkugel towar kultowy :)
 

Idziemy dalej. Wąskimi uliczkami docieramy do Rezidenzplatz z trzy metrowym pomnikiem Mozarta. Na nim kompozytor prezentuje się postawnie, choć miał tylko 150cm wzrostu. To w tym miejscu dowiadujemy się, że człowiek ten był dość rubaszny, żeby nie powiedzieć sprośny, miał duże poczucie humoru. Był wierny swej żonie (zresztą była nią Konstancja Weber - siostra jego wielkiej miłości Alojzy). Miał z nią sześcioro dzieci, z czego przeżyło dwóch synów, reszta dzieci umarła w niemowlęctwie. Obaj synowie nigdy się nie ożenili i nie zostawili po sobie potomstwa, więc linia męska Amadeusza wygasła.


 Pomnik Mozarta
 

Podążając do pałacu mijamy fontannę z 2 połowy XVII w., barokową na 15 m wysoką. Konie w niej nie mają kopyt lecz płetwy, mają rybie łuski i rybie ogony. Na górze znajduje się Tryton – władca wód. W Salzburgu wiedzą, że gdy Tryton myje sobie plecy, będzie pogoda, jeśli twarz, to przyniesie deszcz.


Fontanna z Trytonem



Plac przed pałacem biskupim
 

Wchodzimy w bramę pałacu. Obecnie pałac biskupi oddany jest Uniwersytetowi Salzburskiemu. Jego wnętrza są typowo barokowe, czego dowiadujemy się z planszy. Na dziedzińcu, krytym na czas letni, odbywają się koncerty i przedstawienia.


Pałac biskupi


Patio pałacu biskupiego



 Wejście do pałacu biskupiego



 Wnętrza pałacowe

 

Podążamy dalej w stronę katedry. Nie wchodzimy jednak do niej i przechodzimy dalej. Obejrzę ją sobie w czasie wolnym. Zresztą jestem nieco zawiedziona, gdyż przed wielką katedrą jest coś w rodzaju amfiteatru, więc główne wejście zastawione jest akurat sceną.

Przechodzimy w stronę klasztoru oo. Benedyktynów.


 Opactwo oo. Benedyktynów


To duże założenie, które oprócz pałacu, zawiera cmentarz, młyn, piekarnię.


       Schemat założeń klasztornych



 Młyn



W drodze do klasztoru reklama jakiejś restauracji


W miejscu tym św. Rupert, przedstawiany z beczką soli, założył kościół św. Piotra. Tu też znajduje się jego skalny grób. My idziemy na cmentarz, który mieści się w opactwie. Jeśli można mówić, że cmentarz ma jakiś urok, to ten niewątpliwie ma.


Wejście na cmentarz


 
 Kaplica nagrobna



 Cmentarz w założeniu klasztornym


Nad nim góruje twierdza Hohensalzburg.  Jesteśmy pod jej skalnym wzniesieniem, zwanym Mönchsberg. W nim to znajdują się katakumby pochodzące z XII w. To tu jest kolebka chrześcijaństwa na terenie Austrii.  Na cmentarzu tym pochowana jest siostra Mozarta Nannerl.


Twierdza widziana z cmentarza
 

Na przestronnym placu klasztornym oo. Benedyktynów następuje pożegnanie z naszą Panią Przewodnik. Robimy to przy najstarszej restauracji w Europie, w której w 1803r podejmowano cesarza Karola Wielkiego.


 Najstarsza restauracja przy klasztorze



 W zabudowaniach klasztoru oo. Benedyktynów


Dalej mamy czas wolny i możemy samemu zwiedzać miasto. Idę więc znów do katedry. To najstarsza katedra Austrii, ma 1200 lat. Patronami są św. Rupert i św. Wirgiliusz. Ich posągi są na zewnątrz katedry, natomiast w środku posągi śśw. Piotra i Pawła jako kolejnych patronów. Katedra ma 100m długości, posiada 5 organów. Tu odbywają się koncerty organowe. Na zewnętrznej fasadzie frontu widnieją trzy daty: 774, 1628r i 1959r. Są to kolejne daty upamiętniające jej święcenia. Pierwsza wiąże się z jej powstaniem, druga związana jest z poświęceniem nowej, barokowej świątyni po odbudowie po pożarach, a trzecia, już nam współczesna, nawiązuje do bombardowania Salzburga przez Amerykanów i nowym jej poświęceniem po odbudowie powojennej.


 Katedra Salzburska



 Wejście do katedry
 

Wchodzę do środka, ale niestety trwa msza, więc głupio jest robić w środku zdjęcia. Nie dochodzę więc do chrzcielnicy, która ma 700 lat i przy której sakramentu świętego udzielono Amadeuszowi Mozartowi.

 
 Wnętrze katedry z ołtarzem głównym



  Sklepienie katedry



Nawa boczna w katedrze salzburskiej
 

Idę więc po swych śladach. Po drodze znów spoglądam w kierunku pomnika Mozarta. Za nim widać Nową Rezydencję Biskupów z Wieżą Kurantową, w której umieszczono salzburskie kuranty – 35 dzwonów odlanych z brązu w XVII w.


 Plac przy Pałacu Biskupim



 Stacja pogody

 

Wracam na uliczkę Getreidegasse. Spaceruję wzdłuż niej, chłonę atmosferę miasta. Odwiedzam świąteczny sklep i aż mnie korci, żeby tam wejść.


 Wnętrze sklepu świątecznego



 Część sklepu na okoliczność Bożego Narodzenia



 Część sklepu na okoliczność Wielkanocy


Na placu przed Domem Mozarta jest kamienica z pamiątkową tablicą, mówiącą o tym, że tu przebywał Sigismund Neukomm – austriacki kompozytor, dyrygent i organista (1778-1858). Salzburg to miasto muzyków.

Miasto to ma wiele ciasnych uliczek, które mają swój klimat. Na jednej z nich mieści się najstarsza piekarnia w mieście.


Szyld najstarszej piekarni w mieście


Na innej kamienicy widzę tablicę poświęconą kanonikowi Antonowi Pichlerowi, który przyczynił się do powstania hymnu Salzburga.


 Wąska uliczka Starego Miasta



 W uliczkach Salzburga



 W uliczce Starego Miasta



Uliczka Salzburga
 


Wiele kamienic zdobionych jest figurami, których mieszkańcy obierali sobie za patronów. Służyły też one jako element charakterystyczny domu, po którym poznawano adres.






Między domami przemykają mieszkańcy Salzburga. Stereotypowy widok Bawarczyka kojarzy się nam zawsze z krótkimi spodniami na szelkach i kapeluszu z piórkiem. Bawarki są zawsze w długich spódnicach, bufiastych koszulkach i fartuszkach. I to prawda. W tym regionie tak się chodzi ubranym, zwłaszcza w święta. I Bawarczycy są z tego dumni. Ba, nawet poszczególne regiony mają swoje kolory. Dziś jest niedziela, więc tym bardziej co chwila widzę tak ubranych ludzi.


 Bawarczycy na ulicy



 Bawarskie spodenki dla chłopców


 Bawarskie sukieneczki dla dziewczynek


 Sklep z tradycyjnymi ubiorami
 

Przechodzę jeszcze nad brzeg rzeki, gdzie można dostrzec więcej nowoczesności. Jeszcze jej nie chcę, więc wracam w okolice miejsca zbiórki.
 
 
 Po Salzburgu jeżdżą trolejbusy



 Stary autobus na ulicy



 Salzburg można też zwiedzać bryczką


Czuję, że miasto to ma więcej do zaoferowania, niż jesteśmy zobaczyć w ciągu pół dnia jaki tu spędzamy.


 Kamienica w nowszej części miasta

 
 
 Ach te nazwy ulic...

Spaceruję w kierunku starego rynku, jeszcze tylko zakup pocztówek i obowiązkowo czekoladek z Mozartem i już stawiam się na zbiórce.

Pędzimy dalej. Choć pędzimy to nie jest trafne słowo. Wszędzie mamy dość czasu, by zrobić zdjęcie, kupić coś, czy po prostu pokontemplować widok. Żegnam się z Mozartem, bo pora zaznajomić się z Ludwikiem Szalonym. Jeszcze po drodze rzut oka na stadion miejski.


 Red Bull Arena - stadion w Salzburgu
 

Przed nami długa droga autokarem. Przysypiam co chwila. Przestałam już walczyć z powiekami. Co jakiś czas budzę się i wyglądam przez okno.


 Przejście graniczne w Niemczech



 W drodze nad jezioro Chiemsee

 

Przyjeżdżamy do Prien nad jezioro Chiemsee. Tu mamy przystań promową, czekamy na swój stateczek, by przedostać się na wyspę Herreninsel. Na niej znajduje się największy z zamków Ludwika II Bawarskiego, będący wierną kopią pałacu wersalskiego. Plagiat jest teraz surowo karany i tępiony, a wówczas król powołał się na zachwyt francuskim królem Słońce i mu ten plagiat wybaczono.


 W porcie



 Prom pasażerski
 

Zanim opiszę zamek, warto wspomnieć kilka słów na temat samego Ludwika.

Ludwik Friedrich Wilhelm von Wittelsbach (1845-1886) urodził się w pałacu Nymphenburg jako pierwsze dziecko Maksymiliana II i księżniczki pruskiej Marii. Dzieciństwo spędził ze swym młodszym bratem Ottonem na zamku Hohenschwangau. W 1864r wstąpił na tron i został królem Bawarii. Był niechętny polityce, zwłaszcza wojnom. Za to był zaangażowany w promowanie sztuki. Słynny jest jego mecenat nad osobą i twórczością Ryszarda Wagnera. Król często stronił od ludzi i otaczającego go świata i uciekał do świata bajek i legend. Zaręczył się z księżniczką bawarską, swoją kuzynką – Zofią Charlottą, która zresztą była siostrą cesarzowej Elżbiety, znanej nam jako Sisi. Zaręczyny trwały tylko osiem miesięcy, data ślubu była przekładana. W końcu doszło do zerwania danego słowa. Oficjalnie powodem była zdrada kobiety, nieoficjalnie plotkowano, że Ludwik miał skłonności homoseksualne, więc nieśpieszno mu było do ożenku.


 Ludwik II Bawarski


Był osobą wrażliwą i nierozumianą przez otoczenie.  Nie radził sobie z działaniami w sferze polityki zagranicznej oraz wewnętrznej kraju. Toteż był postrzegany jako nieudacznik. Został posądzony o chorobę psychiczną, gdyż wydawał fortunę na kolejne budowle, które miały spełniać jego romantyczne wyobrażenia o życiu. Zagadkową jest jego śmierć w jeziorze Starnberg. Do dziś nie wiadomo czy było to samobójstwo, czy misternie zaplanowane zabójstwo. Może lepiej nie wiedzieć.

Fakt pozostaje faktem, że mimo, iż Ludwik II doprowadził Bawarię do bankructwa, po upływie wieku z kawałkiem, Bawaria żyje z tego, co wymyślił ich szalony król. Ja również się do tego przyczyniam płynąc teraz stateczkiem o wdzięcznej nazwie Ludwig Fessler.


Mój stateczek :)



 Jezioro Chiemsee przypomina mi Zalew Zegrzyński :)



 Widok na Alpy z promu



 Alpy i jezioro Chiemsee



 Jezioro jak Zalew Zegrzyński :)

 

Wreszcie dopływamy na wyspę. Mnóstwo ludzi. I z miejsca okazuje się, że jedna osoba nam się zawieruszyła. Wobec tego mamy sami iść pod zamek a pilot zorientuje się gdzie jest ta osoba.


 Przystań


Pierwsze co rzuca się w oczy to pełno zieleni. Droga wiedzie nas przez lasek, obok zielonych tarasów.


 Droga do zamku



 Sielskie klimaty na wyspie
 

Dochodzimy do ogrodu i naszym oczom ukazuje się pałac. Moje skojarzenie: faktycznie Wersal. Tylko bez bocznych skrzydeł. Zamek budowany był przez 7 lat a król był w nim tylko przez 7 dni. Czy to nie jest szaleństwo?


Zamek królewski Herrenchiemsee z lotu ptaka



 Wersal - pierwszy zamek króla Ludwika II Bawarskiego, który mam okazję widzieć



 Zamek Ludwika II Bawarskiego



 Zamek od frontu
 

Pilot dogania nas i rozdaje nam bilety. Zagubiona osoba się odnajduje. Wchodzimy najpierw do galerii gdzie jest wystawa malarstwa i rzeźby współczesnej. Krzywię się, ale jak mus to mus. Patrzę na współtowarzyszy mojej bawarskiej przygody i widzę dziwne wyrazy twarzy, między skrzywieniem a zdegustowaniem. O, czyli nie jestem odosobniona w myślach p.t. co autor miał na myśli? Czy też, ale o co tu chodzi? Wszyscy zgodnie „przelatujemy” wystawę i grzecznie ustawiamy się w ogonek przy bramkach wejściowych, czekając na godzinę naszego wejścia. Zdjęć wewnątrz obiektu nie wolno robić. Dlatego będą pocztówki. Obowiązkowo plecaki mamy przewiesić do przodu. Trochę trudno mi jednocześnie słuchać, podziwiać i pisać notatki, mając  plecak przed sobą. Ale jakoś sobie radzę.

Wchodzimy do pierwszej komnaty, sali obrad, która pełniła też funkcję sali tronowej. Zadziwiające, że zamiast tronu widzimy łóżko. Okazuje się, że pierwszą i ostatnią audiencję król przyjmował w sypialni, więc łóżko pełniło rolę tronu. Król w nim niejako siedział.

Tu wisi też portret Ludwika XIV – kopia tego, który wisi w Wersalu. Lilie na płaszczu króla, to motyw, który powtarza się też na zasłonach. To swego rodzaju hołd złożony Królowi Słońce, którego Ludwik II podziwiał i wręcz ubóstwiał.

Zawieszone, po przeciwległych stronach sali, wielkie lustra, dają złudzenie niekończącego się odbitego wnętrza.

Wchodzimy do Wielkiej Sali Lustrzanej. To wierna kopia tej wersalskiej. Ma 98m, 33 okna i tyleż luster po przeciwnej stronie, 33 żyrandole i 44 kandelabry, w których płonęło 2200 świec tylko dla samego króla. Kolejny przykład na szaleństwo króla? Dwie sale po przeciwnych stronach nazywają się salami Wojny i Pokoju. To największa sala na zamku. To tu w 1885r we wrześniu król spędził kilka dni. Sala Lustrzana jest ostatnią salą wersalską. Pozostałe są tylko wzorowane na wnętrzach francuskich.

 
Wielka Sala Lustrzana


Jesteśmy teraz w osobistej sypialni króla. Na wezgłowiu łóżka złote słońce – znowu hołd złożony królowi Francji. Niebieska kula przed łóżkiem pełniła funkcję lampki nocnej. Z wszędobylskim złotem miesza się niebieski kolor, a był to ulubiony kolor Ludwika. Drzwi po lewej stronie prowadziły do toalety, natomiast te po prawej do garderoby.


Sypialnia króla
 

Przechodzimy teraz do pokoju pracy króla. W gabinecie dominuje portret Ludwika XIV. Osobiste biurko wykonane zostało z 16 gatunków drzew. Jak dla mnie kolejne szaleństwo. Listy można napisać przy biurku wykonanym z jednego gatunku drzewa. No ale jak się jest królem… Można za to podziwiać kunszt rzemieślnika, który to biurko wykonał. W gabinecie wisi wielki kryształowy żyrandol. Z boku na stoliczku stoi zegar astronomiczny, który wskazuje fazy księżyca i pory roku.


Gabinet


Po śnie i pracy przychodzi czas na jedzenie. Jesteśmy w królewskiej jadalni. Tu wisi unikatowy żyrandol z porcelany z Miśni. Jednak największą ciekawostką na tym zamku jest stół, przy którym król jadał.  Jest on zwany „stoliczku nakryj się”, bowiem wyposażono go w mechanizm wciągający go na górę. Na dole kuchnia nakrywała do stołu, stawiała ciepłe posiłki, natomiast potem z pomocą wielkiego koła, wciągano zastawiony stół do jadalni. W ten sposób król nie czekał, aż służący przyniosą mu posiłek, który po drodze mógł wystygnąć. Ludwik II jadał posiłki sam.


Jadalnia ze stołem "stoliczku nakryj się"
 

Schodzimy obejrzeć ten mechanizm, który zachował się bardzo dobrym stanie. Obok znajduje się łaźnia, choć Ludwik się nie kąpał. W pomieszczeniu tym zmieściło by się w tej wannie kilkunastu takich Ludwików. Jak rozmach to rozmach.

Wychodzimy z pałacu, by jeszcze pospacerować po ogrodzie. Tu nawet fontanna Latony jest kopią tej sprzed wersalskiego pałacu.


 Fontanna Latony



 Fontanna Latony - widok na ogrody



 W "wersalskich" ogrodach



Ptaki wesoło ćwierkają, żwirowa ścieżka przyjemnie chrzęści pod nogami. Czy można chcieć czegoś więcej? No może przeskakującej przez żywopłot sarenki J Dobra, Duśka, nie rozpędzaj się .


 Bawarczycy spacerujący po ogrodach



 Ogrody "wersalskie"


Pora wracać na przystań i na stały ląd. Przyjemna bryza chłodzi rozgrzane policzki. Wokół pływają łódki, ludzie machają do nas przyjaźnie.

I znów wsiadamy w autokar. Przed nami jeszcze sporo kilometrów i godzin jazdy.

Wreszcie docieramy do miejscowości Irsengund, która jest jakby dzielnicą miasteczka Oberreute. Tu mamy swój pensjonat, w którym zagościmy na cztery noce.


 Św. Krzysztof na ścianie pensjonatu


Pilot biegnie załatwić nam sprawy związane z zakwaterowaniem, my wyciągamy bagaże. I ponownie, sprawnie i szybko wszyscy zostają ulokowani. Dostaje mi się pokój z jednym łóżkiem, w którym zamiast zwykłej szyby w oknie, jest wzorzyste, nieprzepuszczające światła. Czuję się jak w klatce. Efekt rozmowy z pilotem jest taki, że zamieniamy się pokojami. Teraz mam pokój z podwójnym łóżkiem  i pięknym widokiem na góry za oknem.


Mój widok z okna :)
 

Obiadokolacja, mimo późnej pory, zjedzona, chociaż ja, jak to ja – odkrajałam tylko chude mięsko z karkówki, zostawiając żyłki J. Nawet knedel ulepiony z ziemniaka i czegoś tam jeszcze, zaskakująco dobrze wchodzi. Chyba byłam głodna. Jeszcze tylko szybko herbatka w pokoju, szybka kąpiel i spać. To był bardzo męczący ale też i ciekawy dzień. Być może jutro szykuje się nam najważniejszy cel tej wyprawy – najwyższy szczyt Niemiec – Zugspitze. Jestem pełna nadziei, że jutro będzie piękna pogoda.

C.d.n....
 

 

12 komentarzy:

  1. Czekałam, czekałam, czekałam i się doczekałam :) Opis super a widoki piękne. Ja nie obyta jestem z zagranicznymi wycieczkami więc mam zapytanie o te plecaki przy zwiedzaniu zamku - po co przekręca się je do przodu? (aby kogoś nim nie uderzyć przy zwiedzaniu, czy też aby pilnować aby nikt Cię nie okradł, czy jeszcze z zupełnie innego powodu)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze powiedziawszy też pierwszy raz się z tym spotkałam. Wydaje mi się, że w przeszłości zdarzały się kradzieże przy grupach międzynarodowych i dlatego podjęto taką decyzję. Dotyczyło to każdego zamku, który odwiedzałam. Wszędzie plecak miał być z przodu. Ale to mała niedogodność w porównaniu z tym co się widzi.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Strona bardzo interesująca dla mnie ponieważ w tym roku się tam wybieram.Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry, proszę bardzo :) Mam nadzieję, że nasze wspomnienia będą podobne, czyli całkiem miłe :) Udanego wyjazdu!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wonderful, what a weblog it is! This weblog provides valuable information to us,
    keep it up.

    My web blog :: kw2

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuje za świetne informacje o trasie, przebiegu i wrażeniach z wycieczki. Właśnie jadę 5-09 tą samą trasą i jestem dzięki Pani dobrze przygotowany do wykorzystania w pełni walorów tej wycieczki.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :) Dziękuję bardzo, miło mi to czytać :) Mam nadzieję, że przygoda z Bawarią będzie równie udana, jak moja, czego życzę z całego serducha. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  7. Będą dzisiaj u Ciebie przypomniałam sobie zeszłoroczną wycieczkę do kraju Salzburskiego. Bardzo miłe wspomnienia. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny to region, nic więc dziwnego, że ma się stamtąd miłe wspomnienia ;) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę.Tymczasem pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  8. Fajny artykuł ale pobierz sobie program antyplagiatowy ze strony www.antyplagiat.net bo widziałem że ktoś kopiuje twoje teksty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Dziękuję. Jeśli ktoś kopiuje moje teksty to znaczy, że jest nieuczciwy. Prędzej czy później wróci to do niego i będzie miał kłopot. Przykro, uważam, że jeśli ktoś nie umie sam pisać, niech się nie zabiera za informowanie kogoś czyimś kosztem. Co innego dać odnośnik, albo zacytować, ale bezmyślnie spisywać? Porażka :( Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń