B A W A R S K I E O P O W I E Ś C I,
CZYLI O SZUKANIU FIOLETOWEJ KRÓWKI
13.07.- 19.07. 2013r
P A
R Ę S Ł Ó W N A W
S T Ę P I E…
W zeszłym roku nie udał się wyjazd do Bawarii, była za to
wspaniała wyprawa na Ukrainę. W tym roku uparłam się, a raczej byłam konsekwentna,
że zrealizuję zeszłoroczne postanowienie i obejrzę sobie pomysły króla Ludwika
II Bawarskiego. Król ten nazywany był „Szalonym” z racji swoich wizji, które
wcielał w życie. W pewnym sensie jestem do niego podobna. Bo czy wyjazd z
gorączką, bolącym gardłem i wyrywającym kaszlem można nazwać normalnym? Albo
jazda do kraju, którego land słynie z piwa, kiedy się go nie lubi i nie pija?
Nie, to zupełne szaleństwo. I co gorsza zamierzałam go właśnie urzeczywistnić. I
poszukać milusiej fioletowej krówki na alpejskiej łące. Zatem witaj Bawario!
DZIEŃ 1:
Stoję na
Dworcu Zachodnim. Jest już po 1.00. Za pół godziny odjazd. Powoli zbierają się
ludzie. Okazuje się, że razem ze mną do autokaru wsiadają podróżni udający się
do Anglii i do Turcji. Przetasujemy się w Katowicach. I znowu objazd Polski,
zanim wylecimy na docelową autostradę. Ech… Koszmar.
Dusi mnie
kaszel, jem różnokolorowe tabletki, wreszcie przychodzi upragniony sen. Budzę
się w Łodzi Kaliskiej, potem znów walczę z kaszlem i znów sen. Pobudka na
Śląsku. Zachowuję czujność, bowiem nie wiem co teraz. Czy będę wysiadać, czy
zostaję w tym autokarze. Yuppi! Zostaję. Ten właśnie autokar pojedzie do
Bawarii.
Również w
Katowicach wsiada pilot wycieczki i robi nieco zamieszania z usadzaniem
pasażerów. Stoję spokojnie, bo wiem, że będę siedzieć na końcu, bo jako jedna z
ostatnich kupiłam wycieczkę. Wywołane jest moje nazwisko i o
niespodzianko, pilot kieruje mnie na
początek autokaru. To ja już nie wiem, jak to działa.
Dostaje mi
się miejsce od zewnątrz. Kręcę nosem, wolę przy oknie, bo mam gdzie oprzeć
jaśka. Koło mnie siada Pani, która jedzie z mężem i synem. Oni siadają przed
nami. Wobec tego mówię, że przesunę się pod okno, będzie jej łatwiej
„kontaktować się” z bliskimi. Nie ma problemu. W ten sposób poznaję się z
Renatą, Markiem i Piotrem J
(Serdecznie pozdrawiam).
Tym samym
wyruszamy w dalszą podróż. W zasadzie cały czas przysypiam. Co chwila biorę
leki na zmianę i znów sen. Leki, sen, leki, sen.
W końcu
zatrzymujemy się w Kudowie na obiad. Zjadam, a właściwie skubię kotleta z
piersi. Frytki niezbyt dobre, kotlet nie dosmażony. Surówka z marchewki okazuje
się również niewypałem. Jak można zepsuć tę surówkę? Jedzenie mi nie idzie,
głównie ze względu na gardło.
Na granicy
Na granicy
Przekraczamy
granicę i wjeżdżamy do Czech.
I już Czechy
Niby państwo małe, a my wciąż jedziemy i jedziemy. Po drodze mijamy zamki. Ten w Nachodzie, z daleka widać, że jest w remoncie. Kolejnych nie znam, bo nawet nie wiem w jakim miejscu jestem.
Czeski obrazek
Zamek w Nachodzie
Nieznany mi zamek
Kolejny nieznany czeski zamek
Niby państwo małe, a my wciąż jedziemy i jedziemy. Po drodze mijamy zamki. Ten w Nachodzie, z daleka widać, że jest w remoncie. Kolejnych nie znam, bo nawet nie wiem w jakim miejscu jestem.
Zamek w Nachodzie
Nieznany mi zamek
W końcu
wjeżdżamy na teren Niemiec. Ale tylko przez chwilę będziemy na tym terytorium,
bowiem docelowo jedziemy do Austrii.
Przejeżdżamy
przez Passau. Już czuję, że jesteśmy na górzystym terenie. Co jakiś czas
przytykają się uszy. Widoki stają się coraz ładniejsze. Mijamy Passau z jego
uroczą zabudową.
Wjeżdżamy do Passau
Żałujemy, że nie możemy zatrzymać się na dłużej, żeby obejrzeć miasteczko z bliska. Cóż, wszystkiego się nie da. Dlatego w zamian fotki z autokaru.
Passau z okien autokaru
Passau z okien autokaru
Austriacki zmierzch
Żałujemy, że nie możemy zatrzymać się na dłużej, żeby obejrzeć miasteczko z bliska. Cóż, wszystkiego się nie da. Dlatego w zamian fotki z autokaru.
Passau z okien autokaru
Austriacki zmierzch
Jest już
bardzo późno. Docieramy do hotelu i padamy jak muchy. W hotelu zapada bardzo
szybko cisza. Jednak zmęczenie swoje robi.
DZIEŃ 2:
Dzień wita
nas słońcem. Wstajemy rano, idziemy na śniadanko, jest dobrze. Grupa sprawnie,
szybko i o czasie pakuje bagaże do autokaru i ruszamy w drogę.
Austriacki obrazek
Pierwsze
miasto na trasie zwiedzania to Salzburg.
Od razu mnie zachwyca. Tu spędzamy około trzech godzin. Spacerujemy z Panią
Przewodnik, która w przesympatyczny sposób opowiada o mieście, w którym mieszka
od ponad 25 lat.
Wjazd do Salzburga - miasta uniwersyteckiego
Powstanie
miasta wiąże się ze św. Rupertem, który w VIIw., podczas swojej podróży
misyjnej dotarł na te tereny i nadał założonemu miastu nazwę Salzburg, co
oznaczało „Zamek Solny”. Bogactwo miasta związane jest właśnie z kopalnią soli.
Sól uważano za białe złoto. To oprócz wędzenia, czyli dymu, najbardziej znana
metoda konserwowania żywności.
Pierwszy mój widok na twierdzę
Salzburg
zwany jest miastem 100 kościołów. Funkcjonował jako stolica księstwa
kościelnego, trwająca ponad tysiąc lat. Na czele jej stali książęta biskupi.
Cechowała ich samowola władzy, ale ludziom mimo to, żyło się dobrze.
Kościół mijany po drodze
Rzeka Salzach i kościół Chrystusa z ceglaną wieżą, jedyny w Salzburgu kościół protestancki
Rzeka Salzach i kościół Chrystusa z ceglaną wieżą, jedyny w Salzburgu kościół protestancki
Swą wędrówkę
zaczynamy od pięknego Ogrodu Mirabell. Nazwa ta oznacza „piękny widok”. I
rzeczywiście jest on zachwycający, kiedy kwitną tulipany. Dziś jednak jest
ogrodem różanym i też jest piękny. To dodatek do pałacu arcybiskupiego.
Mirabell
Mirabell
A cóż to za
pałac? Został on zbudowany na początku 1606r jako letnia rezydencja. Wiąże się
to ze skandalem obyczajowym tamtej epoki. Otóż właściciel pałacu – arcybiskup
Wolf Dietrich von Raintenau miał kochankę, córkę żydowskiego kupca. Nazywała
się ona Salome Alt. Powiła mu ona 15 dzieci, które uznał za własne. To dla niej
i dzieci właśnie, wybudowany został pałac, by mogli oni godnie żyć i spacerować
alejkami ogrodu, który jest założeniem tzw. francuskim, co oznacza ujarzmienie
przyrody wedle człowieka. Na tamte czasy był to wielki skandal, bowiem para nie
była małżeństwem. Tym bardziej przewrotnie losy pałacu obecnie są takie, że
mieszczą w sobie najładniejszą salę, która służy jako… Pałac Ślubów. I młode
pary najchętniej właśnie tam zawierają związki małżeńskie, a kolorowy ogród
obierają jako plener zdjęciowy.
Pałac arcybiskupa Raintenau'a
Ogród różany Mirabell
W ogrodzie Mirabell
Ogród różany Mirabell
W ogrodzie Mirabell
Na przeciwko
pałacu arcybiskupa, poprzez cały ogród, na wzgórzu, widać zamek – twierdzę
Hohensalzburg. Powstała ona w XI w., w czasie wojny księstwa kościelnego z
cesarstwem o sól. Władca został pojmany i przetrzymywany jako więzień Papieża w
zamkowych murach. Twierdza ta jest spora, właściwie stanowiła odrębne miasto z
możliwością zaspokojenia wszelkich potrzeb mieszkańców. Można się do niej
dostać kolejką szynową.
Ogrody Mirabell i twierdza Hohensalzburg
Ogrody Mirabell i twierdza Hohensalzburg
Kolejka, którą można dostać się do twierdzy
Ogród Mirabell
My jednak
nie mamy w planie zwiedzania tej pięknej warowni. Przechodzimy ogrodem wokół
fontanny, której dekoracyjne posągi zaczerpnięte z mitologii greckiej,
symbolizują cztery żywioły: wodę, powietrze, ogień i ziemię. Symbolem Salzburga
jest woda.
Fontanna w ogrodzie Mirabell
Uniwersytet Muzyczny w Salzburgu
Fontanna w ogrodzie Mirabell
Idziemy w
stronę Starego Miasta. Przechodzimy przez mostek miłości, gdzie wzorem wielu
miast na świecie, również i tu zawieszonych jest mnóstwo kłódek, których
kluczyki, niezbyt ekologicznie, rdzewieją w odmętach rzeki Salzach,
przepływającej przez miasto. Ale zanim dotrzemy na mostek, mamy po drodze kilka
przystanków.
Kłódki na moście miłości
Pierwszy z
nich to plac Makartplatz, przy którym znajduje się budynek, z wyglądu bardzo
niepozorny, ale dla Austriaków ważny. To dom, do którego przeprowadzili się
państwo Mozart wraz z dziećmi. W tym budynku Amedeusz mieszkał od 1773r do
1780r. Cała rodzina Mozartów utrzymywała się z muzyki. Ojciec Leopold napisał
pierwszy podręcznik dla dzieci o grze na skrzypcach. Matka Anna Maria oraz
siostra Amadeusza Maria Anna, zwana Nannerl, były także uzdolniona muzycznie. W
domu tym powstawały symfonie Mozarta, dawano też kameralne koncerty. W tej
chwili jest to muzeum, w podziemiach którego, przechowuje się autografy i
oryginalne dzieła.
Dom, w którym mieszkał W.A. Mozart z rodzicami
Kiedy myśli
się o Salzburgu, natychmiast przywołuje się Mozarta. Wielki mistrz przyćmił
inne osobistości, których domy właśnie mijamy. I tak, po drugiej stronie ulicy,
niemalże bokiem styka się dom, w którym mieszkał fizyk i matematyk Christian
Andreas Doppler (1803-1853). Ten sam, który zaobserwował i opisał efekt fal.
Dla przypomnienia wytłumaczę ten efekt: kiedy jakieś źródło się zbliża,
zwiększa się częstotliwość fal czy to dźwiękowych, czy też świetlnych, a kiedy
źródło się oddala, maleje również jego częstotliwość. Nigdy nie lubiłam w
szkole chemii i fizyki, choć przyznaję, że niektóre doświadczenia były ciekawe.
Ale zostać drugą Skłodowską-Curie nie zamierzałam J
Dom Ch. A. Dopplera
Po przejściu
kilku kroków tuż nad brzegiem rzeki Salzach, mieści się kolejny dom. Tu urodził
się Herbert von Karajan (1908-1989),
austriacki dyrygent i kompozytor. W Salzburgu tworzył życie muzyczne. Choć był artystą i to dość
ekstrawaganckim, miał realistyczne podejście do życia. Miał trzy żony.
Niejednocześnie rzecz jasna J
W czasie wojny, dzięki poparciu nazistów, był dyrektorem Staatsoper Unter den
Linden – teatru operowego w Berlinie. Za przynależność do NSDAP, został ukarany
zakazem występów, które następnie mu cofnięto. To dzięki niemu powstały dwa
duże zakłady, gdzie nagrywa się płyty na CD, co wówczas było nowością. Karajan
miał kolekcję szybkich samochodów. Jego ulubioną marką było porche. Posiadał
też licencję pilota. Ewidentnie szybkość go pociągała. Dziś można obejrzeć przy
jego domu pomnik jego postaci.
Dom H. von Karajana
Herbert von Karajan
Herbert von Karajan
Dobrze, znów
jesteśmy na mostku. Przechodzimy nim do starej części miasta. W dole płynie
rzeka Salzach, dzieląc miasto na dwie części, nową i starą.
Stare Miasto to esencja Salzburga
Twierdza Hohensalzburg góruje nad miastem
Serce Salzburga
Dopiero na drugim brzegu widać zabudowę, tę nowszą. Na jednym ze wzgórz zamieszkują oo. Kapucyni, gdzie gościł nasz Papież Jan Paweł II, a który jak to miał w zwyczaju, wprawił ochronę w osłupienie mówiąc, że do klasztoru pójdzie po schodkach na górę. Oj, brakowało Ojcu Świętemu górskich wspinaczek… Klasztor jest jednocześnie twierdzą.
Opactwo oo. Kapucynów na wzgórzu. Orientalny budynek po środku to kultowa kawiarnia, gdzie przychodzi bohema.
Twierdza Hohensalzburg góruje nad miastem
Dopiero na drugim brzegu widać zabudowę, tę nowszą. Na jednym ze wzgórz zamieszkują oo. Kapucyni, gdzie gościł nasz Papież Jan Paweł II, a który jak to miał w zwyczaju, wprawił ochronę w osłupienie mówiąc, że do klasztoru pójdzie po schodkach na górę. Oj, brakowało Ojcu Świętemu górskich wspinaczek… Klasztor jest jednocześnie twierdzą.
Poniżej
widać hotel Sacher, należący do tej słynnej rodziny od torcika Sachera. Ale tym
powinno się delektować w Wiedniu. Uważny obserwator zauważy flagę w naszych
narodowych barwach. Niestety to nie na naszą cześć, że przyjechaliśmy do miasta,
choć byłoby to miłe. Biel i czerwień to kolory Salzburga.
Pierwsze
kroki po starym mieście kierujemy w stronę najstarszej ulicy miasta –
Getreidegasse – Ulicy Zbożowej ( z niem. Getreide znaczy ziarno, zboże).
Idziemy do niej poprzez podwórko, przy którym domy zbudowano z kamienia, a których konstrukcja dachu była drewniana, co skutkowało częstymi pożarami. Tu trzymano też zwierzęta.
Spacer przez podwórka
Dziś murowane kamienice, dawniej z konstrukcją drewnianą
Ulica Zbożowa
Idziemy do niej poprzez podwórko, przy którym domy zbudowano z kamienia, a których konstrukcja dachu była drewniana, co skutkowało częstymi pożarami. Tu trzymano też zwierzęta.
Dziś murowane kamienice, dawniej z konstrukcją drewnianą
Wreszcie
wchodzimy na wąską ulicę Getreidegasse. Przy niej znajdują się wysokie
kamienice. Była to najdroższa ulica w mieście. Tu swe mieszkania mieli kupcy.
Pierwsze piętra zazwyczaj pełniły funkcje reprezentacyjne.
Getreidegasse
Ulica Zbożowa
Ale ulica miała też swoją ciemną stronę. Kanalizacja jest na tej ulicy od końca XIXw. To co więc, robiono wcześniej? Otóż wszystkie odpady kuchenne pływały ulicą, rynsztokiem. Nierzadko słychać było ostrzeżenie i moment później przez okno lały się pomyje. Do tego wszystkiego ulicą przechadzały się też zwierzęta. Obuwie elegantów i elegantek grzęzło w błocie. Wymyślono więc, by z pobliskiego wzgórza, zbudować coś na kształt wodociągu, którym woda źródlana, spływając na ulicę, zmywała brud. Obecnie ulica ta jest czysta, ale nadal najdroższa J Tu mają swe sklepy znane marki z różnych dziedzin.
Ulica Zbożowa i zachowany ciąg kanalizacyjny na wzgórzu
Getreidegasse
Ale ulica miała też swoją ciemną stronę. Kanalizacja jest na tej ulicy od końca XIXw. To co więc, robiono wcześniej? Otóż wszystkie odpady kuchenne pływały ulicą, rynsztokiem. Nierzadko słychać było ostrzeżenie i moment później przez okno lały się pomyje. Do tego wszystkiego ulicą przechadzały się też zwierzęta. Obuwie elegantów i elegantek grzęzło w błocie. Wymyślono więc, by z pobliskiego wzgórza, zbudować coś na kształt wodociągu, którym woda źródlana, spływając na ulicę, zmywała brud. Obecnie ulica ta jest czysta, ale nadal najdroższa J Tu mają swe sklepy znane marki z różnych dziedzin.
Ulica Zbożowa i zachowany ciąg kanalizacyjny na wzgórzu
Reklamy
Reklamy
Ulica ma 50
numerów. Numeracja jest całkowicie współczesna, bowiem dawniej nie było to
potrzebne. Pod numerem 9 mieści się
najbardziej oblegany przez turystów, żółty Dom Mozarta.
Dom narodzin W. A. Mozarta
To tu przyszedł na świat Wolfganus Johanes Chrysostomus Theofilus Mozart, czyli Wolfgang po dziadku, wedle patrona Johanes Chryzostom i z greckiego Theofilus czyli Amadeusz, po ojcu chrzestnym. A po polsku W.A. Mozart (1756-1791). W domu tym piętro trzecie zajmowała rodzina.
Żółty dom
Mieszkanie nie było duże, ale miało przestronny salon, gdzie grano. Przy drzwiach wejściowych do kamiennicy znajduje się pewna ciekawostka. Otóż by dostać się do mieszkania, czy też „zadzwonić” do drzwi, pociągało się za uchwyt na dole, który uruchamiał dzwonek w domu. Był to swego rodzaju domofon.
Portal wejściowy do kamienicy z widocznym z boku systemem drucików, na końcu których były w mieszkaniach dzwoneczki
Domofon :)
To tu przyszedł na świat Wolfganus Johanes Chrysostomus Theofilus Mozart, czyli Wolfgang po dziadku, wedle patrona Johanes Chryzostom i z greckiego Theofilus czyli Amadeusz, po ojcu chrzestnym. A po polsku W.A. Mozart (1756-1791). W domu tym piętro trzecie zajmowała rodzina.
Mieszkanie nie było duże, ale miało przestronny salon, gdzie grano. Przy drzwiach wejściowych do kamiennicy znajduje się pewna ciekawostka. Otóż by dostać się do mieszkania, czy też „zadzwonić” do drzwi, pociągało się za uchwyt na dole, który uruchamiał dzwonek w domu. Był to swego rodzaju domofon.
Portal wejściowy do kamienicy z widocznym z boku systemem drucików, na końcu których były w mieszkaniach dzwoneczki
Domofon :)
Obecnie w
domu narodzin Mozarta można zobaczyć oryginalne portrety, listy i autografy
kompozytora. Mozart spędził w podróży 10 lat, więc listów pisał wiele,
zwłaszcza do ojca, który chciał kierować losem syna i trzymać nad nim kontrolę.
Stanął nawet na drodze wielkiej miłości do Alojzy Weber. Ach ci rodzice…
Tablica przy Getreidegasse 9
Oczywiście
na małym placyku pod domem jest pełno ludzi. I jak to zwykle w takich miejscach
bywa, tłum jest wielojęzyczny. Samego muzeum nie zwiedzamy, troszkę mi szkoda,
ale to oprócz twierdzy Hohensalzburg, kolejny powód, dla którego chciałabym
wrócić jeszcze do tego miasta.
Mijamy Ratusz,
w którym odbywały się bale i uczty i gdzie koncertował również Mozart.
Ratusz
Bok ratusza
Podążamy w kierunku starego rynku, gdzie przychodziło się po wodę. Również matka Mozarta przychodziła na ten plac. Tu znajduje się fontanna, którą wieńczy figura św. Floriana.
Stary rynek
Na placu tym znajduje się też ulubione miejsce Mozarta – najstarsza kawiarnia w Salzburgu – Cafe Tomaselli, którą założył Włoch Tomaselli i która działa od 1703r ( a może nawet wcześniej datuje się jej funkcjonowanie). Matka i siostra Mozarta, choć przychodziły tu po wodę, nigdy w tej kawiarni nie były. Po prostu nie wypadało damom bywać w takim miejscu.
Bok ratusza
Podążamy w kierunku starego rynku, gdzie przychodziło się po wodę. Również matka Mozarta przychodziła na ten plac. Tu znajduje się fontanna, którą wieńczy figura św. Floriana.
Na placu tym znajduje się też ulubione miejsce Mozarta – najstarsza kawiarnia w Salzburgu – Cafe Tomaselli, którą założył Włoch Tomaselli i która działa od 1703r ( a może nawet wcześniej datuje się jej funkcjonowanie). Matka i siostra Mozarta, choć przychodziły tu po wodę, nigdy w tej kawiarni nie były. Po prostu nie wypadało damom bywać w takim miejscu.
Na starym
rynku jest też najmniejsza kamienica w mieście. Związana jest ona z taką oto
ciekawą opowieścią:
Pewien ubogi
czeladnik zakochał się w córce burmistrza. Ponieważ młodzian nie był wysokiego
urodzenia, nie był zamożny, więc nie był dobrą partią dla córki wysoko
postawionego urzędnika. W owym czasie najbogatsi ludzie mieli swoje kamienice
właśnie wokół rynku. Burmistrz, w nadziei, że zniechęci chłopaka, rzucił hasło,
że gdy ten wybuduje kamienicę przy rynku, będzie się mógł ubiegać o rękę jego
córki. Ojciec nie przewidział jednego, że czeladnik znajdzie sposób na własny
dom. Zabudował on przestrzeń między dwoma domami, czyli zrobił coś na kształt
tzw. „plomby”. Jego własna kamieniczka miała 142cm szerokości. Na górze
mieściła ona sypialnię, a na dole
warsztat. Niewykonalne zadanie zostało wykonane, wszak burmistrz nie wspomniał
jak duży miał być to budynek. Nie wiem, czy miłość była odwzajemniona i czy
młodzi zamieszkali razem w tej małej dziupelce. Chcę wierzyć w szczęśliwe
zakończenie. Jedno jest pewne i jest to morał z tej opowieści: zawsze należy
uważać by nie rzucać słów na wiatr.
Najwęższa kamienica w Salzburgu
Wciąż
jesteśmy na starym rynku Salzburga. Wśród kamieniczek na placu, oczywiście
wyróżnia się ta z czerwoną witryną. Czerwoną, gdyż mieści w sobie sklep z
czekoladkami z podobizną Mozarta. To chyba najbardziej znane, wręcz kultowe
czekoladki. I do tego smaczne. Czekoladki te rozreklamowano w 1810r. Paul Fürst
był pierwszym cukiernikiem, który produkował Mozartkugel, czyli „kule Mozarta”.
Sklep z czekoladkami
Sklep z kulami Mozarta
Mozartkugel towar kultowy :)
Sklep z kulami Mozarta
Mozartkugel towar kultowy :)
Idziemy
dalej. Wąskimi uliczkami docieramy do Rezidenzplatz z trzy metrowym pomnikiem
Mozarta. Na nim kompozytor prezentuje się postawnie, choć miał tylko 150cm
wzrostu. To w tym miejscu dowiadujemy się, że człowiek ten był dość rubaszny,
żeby nie powiedzieć sprośny, miał duże poczucie humoru. Był wierny swej żonie
(zresztą była nią Konstancja Weber - siostra jego wielkiej miłości Alojzy).
Miał z nią sześcioro dzieci, z czego przeżyło dwóch synów, reszta dzieci umarła
w niemowlęctwie. Obaj synowie nigdy się nie ożenili i nie zostawili po sobie
potomstwa, więc linia męska Amadeusza wygasła.
Pomnik Mozarta
Podążając do
pałacu mijamy fontannę z 2 połowy XVII w., barokową na 15 m wysoką. Konie w
niej nie mają kopyt lecz płetwy, mają rybie łuski i rybie ogony. Na górze
znajduje się Tryton – władca wód. W Salzburgu wiedzą, że gdy Tryton myje sobie
plecy, będzie pogoda, jeśli twarz, to przyniesie deszcz.
Fontanna z Trytonem
Plac przed pałacem biskupim
Fontanna z Trytonem
Plac przed pałacem biskupim
Wchodzimy w
bramę pałacu. Obecnie pałac biskupi oddany jest Uniwersytetowi Salzburskiemu.
Jego wnętrza są typowo barokowe, czego dowiadujemy się z planszy. Na
dziedzińcu, krytym na czas letni, odbywają się koncerty i przedstawienia.
Pałac biskupi
Patio pałacu biskupiego
Wejście do pałacu biskupiego
Wnętrza pałacowe
Pałac biskupi
Patio pałacu biskupiego
Wnętrza pałacowe
Podążamy
dalej w stronę katedry. Nie wchodzimy jednak do niej i przechodzimy dalej. Obejrzę
ją sobie w czasie wolnym. Zresztą jestem nieco zawiedziona, gdyż przed wielką
katedrą jest coś w rodzaju amfiteatru, więc główne wejście zastawione jest
akurat sceną.
Przechodzimy
w stronę klasztoru oo. Benedyktynów.
Opactwo oo. Benedyktynów
To duże założenie, które oprócz pałacu, zawiera cmentarz, młyn, piekarnię.
Schemat założeń klasztornych
Młyn
W drodze do klasztoru reklama jakiejś restauracji
W miejscu tym św. Rupert, przedstawiany z beczką soli, założył kościół św. Piotra. Tu też znajduje się jego skalny grób. My idziemy na cmentarz, który mieści się w opactwie. Jeśli można mówić, że cmentarz ma jakiś urok, to ten niewątpliwie ma.
Wejście na cmentarz
Kaplica nagrobna
Cmentarz w założeniu klasztornym
Nad nim góruje twierdza Hohensalzburg. Jesteśmy pod jej skalnym wzniesieniem, zwanym Mönchsberg. W nim to znajdują się katakumby pochodzące z XII w. To tu jest kolebka chrześcijaństwa na terenie Austrii. Na cmentarzu tym pochowana jest siostra Mozarta Nannerl.
Twierdza widziana z cmentarza
Opactwo oo. Benedyktynów
To duże założenie, które oprócz pałacu, zawiera cmentarz, młyn, piekarnię.
Schemat założeń klasztornych
Młyn
W drodze do klasztoru reklama jakiejś restauracji
W miejscu tym św. Rupert, przedstawiany z beczką soli, założył kościół św. Piotra. Tu też znajduje się jego skalny grób. My idziemy na cmentarz, który mieści się w opactwie. Jeśli można mówić, że cmentarz ma jakiś urok, to ten niewątpliwie ma.
Wejście na cmentarz
Cmentarz w założeniu klasztornym
Nad nim góruje twierdza Hohensalzburg. Jesteśmy pod jej skalnym wzniesieniem, zwanym Mönchsberg. W nim to znajdują się katakumby pochodzące z XII w. To tu jest kolebka chrześcijaństwa na terenie Austrii. Na cmentarzu tym pochowana jest siostra Mozarta Nannerl.
Twierdza widziana z cmentarza
Na
przestronnym placu klasztornym oo. Benedyktynów następuje pożegnanie z naszą
Panią Przewodnik. Robimy to przy najstarszej restauracji w Europie, w której w
1803r podejmowano cesarza Karola Wielkiego.
W zabudowaniach klasztoru oo. Benedyktynów
Dalej mamy
czas wolny i możemy samemu zwiedzać miasto. Idę więc znów do katedry. To
najstarsza katedra Austrii, ma 1200 lat. Patronami są św. Rupert i św.
Wirgiliusz. Ich posągi są na zewnątrz katedry, natomiast w środku posągi śśw.
Piotra i Pawła jako kolejnych patronów. Katedra ma 100m długości, posiada 5
organów. Tu odbywają się koncerty organowe. Na zewnętrznej fasadzie frontu
widnieją trzy daty: 774, 1628r i 1959r. Są to kolejne daty upamiętniające jej
święcenia. Pierwsza wiąże się z jej powstaniem, druga związana jest z
poświęceniem nowej, barokowej świątyni po odbudowie po pożarach, a trzecia, już
nam współczesna, nawiązuje do bombardowania Salzburga przez Amerykanów i nowym
jej poświęceniem po odbudowie powojennej.
Katedra Salzburska
Wejście do katedry
Wejście do katedry
Wchodzę do
środka, ale niestety trwa msza, więc głupio jest robić w środku zdjęcia. Nie
dochodzę więc do chrzcielnicy, która ma 700 lat i przy której sakramentu
świętego udzielono Amadeuszowi Mozartowi.
Wnętrze katedry z ołtarzem głównym
Sklepienie katedry
Nawa boczna w katedrze salzburskiej
Sklepienie katedry
Nawa boczna w katedrze salzburskiej
Idę więc po
swych śladach. Po drodze znów spoglądam w kierunku pomnika Mozarta. Za nim
widać Nową Rezydencję Biskupów z Wieżą Kurantową, w której umieszczono
salzburskie kuranty – 35 dzwonów odlanych z brązu w XVII w.
Plac przy Pałacu Biskupim
Stacja pogody
Wracam na
uliczkę Getreidegasse. Spaceruję wzdłuż niej, chłonę atmosferę miasta. Odwiedzam świąteczny sklep i aż mnie korci, żeby tam wejść.
Wnętrze sklepu świątecznego
Część sklepu na okoliczność Bożego Narodzenia
Część sklepu na okoliczność Wielkanocy
Na placu przed Domem Mozarta jest kamienica z pamiątkową tablicą, mówiącą o tym, że tu przebywał Sigismund Neukomm – austriacki kompozytor, dyrygent i organista (1778-1858). Salzburg to miasto muzyków.
Część sklepu na okoliczność Bożego Narodzenia
Część sklepu na okoliczność Wielkanocy
Na placu przed Domem Mozarta jest kamienica z pamiątkową tablicą, mówiącą o tym, że tu przebywał Sigismund Neukomm – austriacki kompozytor, dyrygent i organista (1778-1858). Salzburg to miasto muzyków.
Miasto to ma
wiele ciasnych uliczek, które mają swój klimat. Na jednej z nich mieści się
najstarsza piekarnia w mieście.
Szyld najstarszej piekarni w mieście
Na innej kamienicy widzę tablicę poświęconą kanonikowi Antonowi Pichlerowi, który przyczynił się do powstania hymnu Salzburga.
Wąska uliczka Starego Miasta
W uliczkach Salzburga
W uliczce Starego Miasta
Uliczka Salzburga
Wiele kamienic zdobionych jest figurami, których mieszkańcy obierali sobie za patronów. Służyły też one jako element charakterystyczny domu, po którym poznawano adres.
Szyld najstarszej piekarni w mieście
Na innej kamienicy widzę tablicę poświęconą kanonikowi Antonowi Pichlerowi, który przyczynił się do powstania hymnu Salzburga.
W uliczkach Salzburga
W uliczce Starego Miasta
Uliczka Salzburga
Wiele kamienic zdobionych jest figurami, których mieszkańcy obierali sobie za patronów. Służyły też one jako element charakterystyczny domu, po którym poznawano adres.
Między
domami przemykają mieszkańcy Salzburga. Stereotypowy widok Bawarczyka kojarzy
się nam zawsze z krótkimi spodniami na szelkach i kapeluszu z piórkiem. Bawarki
są zawsze w długich spódnicach, bufiastych koszulkach i fartuszkach. I to
prawda. W tym regionie tak się chodzi ubranym, zwłaszcza w święta. I Bawarczycy
są z tego dumni. Ba, nawet poszczególne regiony mają swoje kolory. Dziś jest
niedziela, więc tym bardziej co chwila widzę tak ubranych ludzi.
Bawarczycy na ulicy
Bawarskie spodenki dla chłopców
Bawarskie sukieneczki dla dziewczynek
Sklep z tradycyjnymi ubiorami
Bawarczycy na ulicy
Bawarskie spodenki dla chłopców
Bawarskie sukieneczki dla dziewczynek
Sklep z tradycyjnymi ubiorami
Przechodzę
jeszcze nad brzeg rzeki, gdzie można dostrzec więcej nowoczesności. Jeszcze jej
nie chcę, więc wracam w okolice miejsca zbiórki.
Po Salzburgu jeżdżą trolejbusy
Stary autobus na ulicy
Salzburg można też zwiedzać bryczką
Czuję, że miasto to ma więcej do zaoferowania, niż jesteśmy zobaczyć w ciągu pół dnia jaki tu spędzamy.
Kamienica w nowszej części miasta
Ach te nazwy ulic...
Spaceruję w kierunku starego rynku, jeszcze tylko zakup pocztówek i obowiązkowo czekoladek z Mozartem i już stawiam się na zbiórce.
Stary autobus na ulicy
Salzburg można też zwiedzać bryczką
Czuję, że miasto to ma więcej do zaoferowania, niż jesteśmy zobaczyć w ciągu pół dnia jaki tu spędzamy.
Spaceruję w kierunku starego rynku, jeszcze tylko zakup pocztówek i obowiązkowo czekoladek z Mozartem i już stawiam się na zbiórce.
Pędzimy
dalej. Choć pędzimy to nie jest trafne słowo. Wszędzie mamy dość czasu, by
zrobić zdjęcie, kupić coś, czy po prostu pokontemplować widok. Żegnam się z
Mozartem, bo pora zaznajomić się z Ludwikiem Szalonym. Jeszcze po drodze rzut oka na stadion miejski.
Red Bull Arena - stadion w Salzburgu
Przed nami
długa droga autokarem. Przysypiam co chwila. Przestałam już walczyć z
powiekami. Co jakiś czas budzę się i wyglądam przez okno.
Przejście graniczne w Niemczech
W drodze nad jezioro Chiemsee
Przyjeżdżamy
do Prien nad jezioro Chiemsee.
Tu mamy przystań promową, czekamy na swój stateczek, by przedostać się na wyspę
Herreninsel. Na niej
znajduje się największy z zamków Ludwika II Bawarskiego, będący wierną kopią
pałacu wersalskiego. Plagiat jest teraz surowo karany i tępiony, a wówczas król
powołał się na zachwyt francuskim królem Słońce i mu ten plagiat wybaczono.
W porcie
Prom pasażerski
Prom pasażerski
Zanim opiszę
zamek, warto wspomnieć kilka słów na temat samego Ludwika.
Ludwik
Friedrich Wilhelm von Wittelsbach (1845-1886) urodził się w pałacu Nymphenburg
jako pierwsze dziecko Maksymiliana II i księżniczki pruskiej Marii. Dzieciństwo
spędził ze swym młodszym bratem Ottonem na zamku Hohenschwangau. W 1864r
wstąpił na tron i został królem Bawarii. Był niechętny polityce, zwłaszcza
wojnom. Za to był zaangażowany w promowanie sztuki. Słynny jest jego mecenat
nad osobą i twórczością Ryszarda Wagnera. Król często stronił od ludzi i
otaczającego go świata i uciekał do świata bajek i legend. Zaręczył się z
księżniczką bawarską, swoją kuzynką – Zofią Charlottą, która zresztą była siostrą
cesarzowej Elżbiety, znanej nam jako Sisi. Zaręczyny trwały tylko osiem
miesięcy, data ślubu była przekładana. W końcu doszło do zerwania danego słowa.
Oficjalnie powodem była zdrada kobiety, nieoficjalnie plotkowano, że Ludwik
miał skłonności homoseksualne, więc nieśpieszno mu było do ożenku.
Ludwik II Bawarski
Był osobą wrażliwą i nierozumianą przez otoczenie. Nie radził sobie z działaniami w sferze polityki zagranicznej oraz wewnętrznej kraju. Toteż był postrzegany jako nieudacznik. Został posądzony o chorobę psychiczną, gdyż wydawał fortunę na kolejne budowle, które miały spełniać jego romantyczne wyobrażenia o życiu. Zagadkową jest jego śmierć w jeziorze Starnberg. Do dziś nie wiadomo czy było to samobójstwo, czy misternie zaplanowane zabójstwo. Może lepiej nie wiedzieć.
Ludwik II Bawarski
Był osobą wrażliwą i nierozumianą przez otoczenie. Nie radził sobie z działaniami w sferze polityki zagranicznej oraz wewnętrznej kraju. Toteż był postrzegany jako nieudacznik. Został posądzony o chorobę psychiczną, gdyż wydawał fortunę na kolejne budowle, które miały spełniać jego romantyczne wyobrażenia o życiu. Zagadkową jest jego śmierć w jeziorze Starnberg. Do dziś nie wiadomo czy było to samobójstwo, czy misternie zaplanowane zabójstwo. Może lepiej nie wiedzieć.
Fakt
pozostaje faktem, że mimo, iż Ludwik II doprowadził Bawarię do bankructwa, po
upływie wieku z kawałkiem, Bawaria żyje z tego, co wymyślił ich szalony król.
Ja również się do tego przyczyniam płynąc teraz stateczkiem o wdzięcznej nazwie
Ludwig Fessler.
Mój stateczek :)
Jezioro Chiemsee przypomina mi Zalew Zegrzyński :)
Widok na Alpy z promu
Alpy i jezioro Chiemsee
Jezioro jak Zalew Zegrzyński :)
Mój stateczek :)
Widok na Alpy z promu
Alpy i jezioro Chiemsee
Jezioro jak Zalew Zegrzyński :)
Wreszcie
dopływamy na wyspę. Mnóstwo ludzi. I z miejsca okazuje się, że jedna osoba nam
się zawieruszyła. Wobec tego mamy sami iść pod zamek a pilot zorientuje się
gdzie jest ta osoba.
Przystań
Pierwsze co rzuca się w oczy to pełno zieleni. Droga wiedzie nas przez lasek, obok zielonych tarasów.
Droga do zamku
Sielskie klimaty na wyspie
Pierwsze co rzuca się w oczy to pełno zieleni. Droga wiedzie nas przez lasek, obok zielonych tarasów.
Sielskie klimaty na wyspie
Dochodzimy
do ogrodu i naszym oczom ukazuje się pałac. Moje skojarzenie: faktycznie
Wersal. Tylko bez bocznych skrzydeł. Zamek budowany był przez 7 lat a król był
w nim tylko przez 7 dni. Czy to nie jest szaleństwo?
Zamek królewski Herrenchiemsee z lotu ptaka
Wersal - pierwszy zamek króla Ludwika II Bawarskiego, który mam okazję widzieć
Zamek Ludwika II Bawarskiego
Zamek od frontu
Zamek królewski Herrenchiemsee z lotu ptaka
Zamek od frontu
Pilot
dogania nas i rozdaje nam bilety. Zagubiona osoba się odnajduje. Wchodzimy
najpierw do galerii gdzie jest wystawa malarstwa i rzeźby współczesnej. Krzywię
się, ale jak mus to mus. Patrzę na współtowarzyszy mojej bawarskiej przygody i
widzę dziwne wyrazy twarzy, między skrzywieniem a zdegustowaniem. O, czyli nie
jestem odosobniona w myślach p.t. co autor miał na myśli? Czy też, ale o co tu
chodzi? Wszyscy zgodnie „przelatujemy” wystawę i grzecznie ustawiamy się w
ogonek przy bramkach wejściowych, czekając na godzinę naszego wejścia. Zdjęć
wewnątrz obiektu nie wolno robić. Dlatego będą pocztówki. Obowiązkowo plecaki mamy przewiesić do
przodu. Trochę trudno mi jednocześnie słuchać, podziwiać i pisać notatki, mając
plecak przed sobą. Ale jakoś sobie
radzę.
Wchodzimy do
pierwszej komnaty, sali obrad, która pełniła też funkcję sali tronowej.
Zadziwiające, że zamiast tronu widzimy łóżko. Okazuje się, że pierwszą i
ostatnią audiencję król przyjmował w sypialni, więc łóżko pełniło rolę tronu.
Król w nim niejako siedział.
Tu wisi też
portret Ludwika XIV – kopia tego, który wisi w Wersalu. Lilie na płaszczu
króla, to motyw, który powtarza się też na zasłonach. To swego rodzaju hołd
złożony Królowi Słońce, którego Ludwik II podziwiał i wręcz ubóstwiał.
Zawieszone,
po przeciwległych stronach sali, wielkie lustra, dają złudzenie niekończącego
się odbitego wnętrza.
Wchodzimy do
Wielkiej Sali Lustrzanej. To wierna kopia tej wersalskiej. Ma 98m, 33 okna i
tyleż luster po przeciwnej stronie, 33 żyrandole i 44 kandelabry, w których
płonęło 2200 świec tylko dla samego króla. Kolejny przykład na szaleństwo
króla? Dwie sale po przeciwnych stronach nazywają się salami Wojny i Pokoju. To
największa sala na zamku. To tu w 1885r we wrześniu król spędził kilka dni.
Sala Lustrzana jest ostatnią salą wersalską. Pozostałe są tylko wzorowane na
wnętrzach francuskich.
Wielka Sala Lustrzana
Jesteśmy
teraz w osobistej sypialni króla. Na wezgłowiu łóżka złote słońce – znowu hołd
złożony królowi Francji. Niebieska kula przed łóżkiem pełniła funkcję lampki
nocnej. Z wszędobylskim złotem miesza się niebieski kolor, a był to ulubiony
kolor Ludwika. Drzwi po lewej stronie prowadziły do toalety, natomiast te po
prawej do garderoby.
Sypialnia króla
Sypialnia króla
Przechodzimy
teraz do pokoju pracy króla. W gabinecie dominuje portret Ludwika XIV. Osobiste
biurko wykonane zostało z 16 gatunków drzew. Jak dla mnie kolejne szaleństwo.
Listy można napisać przy biurku wykonanym z jednego gatunku drzewa. No ale jak
się jest królem… Można za to podziwiać kunszt rzemieślnika, który to biurko
wykonał. W gabinecie wisi wielki kryształowy żyrandol. Z boku na stoliczku stoi
zegar astronomiczny, który wskazuje fazy księżyca i pory roku.
Gabinet
Gabinet
Po śnie i
pracy przychodzi czas na jedzenie. Jesteśmy w królewskiej jadalni. Tu wisi
unikatowy żyrandol z porcelany z Miśni. Jednak największą ciekawostką na tym
zamku jest stół, przy którym król jadał. Jest on zwany „stoliczku nakryj się”, bowiem
wyposażono go w mechanizm wciągający go na górę. Na dole kuchnia nakrywała do
stołu, stawiała ciepłe posiłki, natomiast potem z pomocą wielkiego koła,
wciągano zastawiony stół do jadalni. W ten sposób król nie czekał, aż służący
przyniosą mu posiłek, który po drodze mógł wystygnąć. Ludwik II jadał posiłki
sam.
Jadalnia ze stołem "stoliczku nakryj się"
Jadalnia ze stołem "stoliczku nakryj się"
Schodzimy
obejrzeć ten mechanizm, który zachował się bardzo dobrym stanie. Obok znajduje
się łaźnia, choć Ludwik się nie kąpał. W pomieszczeniu tym zmieściło by się w
tej wannie kilkunastu takich Ludwików. Jak rozmach to rozmach.
Wychodzimy z
pałacu, by jeszcze pospacerować po ogrodzie. Tu nawet fontanna Latony jest
kopią tej sprzed wersalskiego pałacu.
Fontanna Latony
Fontanna Latony - widok na ogrody
W "wersalskich" ogrodach
Ptaki wesoło ćwierkają, żwirowa ścieżka przyjemnie chrzęści pod nogami. Czy można chcieć czegoś więcej? No może przeskakującej przez żywopłot sarenki J Dobra, Duśka, nie rozpędzaj się .
Bawarczycy spacerujący po ogrodach
Ogrody "wersalskie"
Pora wracać na przystań i na stały ląd. Przyjemna bryza chłodzi rozgrzane policzki. Wokół pływają łódki, ludzie machają do nas przyjaźnie.
Fontanna Latony - widok na ogrody
W "wersalskich" ogrodach
Ptaki wesoło ćwierkają, żwirowa ścieżka przyjemnie chrzęści pod nogami. Czy można chcieć czegoś więcej? No może przeskakującej przez żywopłot sarenki J Dobra, Duśka, nie rozpędzaj się .
Ogrody "wersalskie"
Pora wracać na przystań i na stały ląd. Przyjemna bryza chłodzi rozgrzane policzki. Wokół pływają łódki, ludzie machają do nas przyjaźnie.
I znów
wsiadamy w autokar. Przed nami jeszcze sporo kilometrów i godzin jazdy.
Wreszcie
docieramy do miejscowości Irsengund,
która jest jakby dzielnicą miasteczka Oberreute. Tu mamy swój pensjonat, w którym zagościmy na
cztery noce.
Św. Krzysztof na ścianie pensjonatu
Pilot biegnie załatwić nam sprawy związane z zakwaterowaniem, my wyciągamy bagaże. I ponownie, sprawnie i szybko wszyscy zostają ulokowani. Dostaje mi się pokój z jednym łóżkiem, w którym zamiast zwykłej szyby w oknie, jest wzorzyste, nieprzepuszczające światła. Czuję się jak w klatce. Efekt rozmowy z pilotem jest taki, że zamieniamy się pokojami. Teraz mam pokój z podwójnym łóżkiem i pięknym widokiem na góry za oknem.
Mój widok z okna :)
Pilot biegnie załatwić nam sprawy związane z zakwaterowaniem, my wyciągamy bagaże. I ponownie, sprawnie i szybko wszyscy zostają ulokowani. Dostaje mi się pokój z jednym łóżkiem, w którym zamiast zwykłej szyby w oknie, jest wzorzyste, nieprzepuszczające światła. Czuję się jak w klatce. Efekt rozmowy z pilotem jest taki, że zamieniamy się pokojami. Teraz mam pokój z podwójnym łóżkiem i pięknym widokiem na góry za oknem.
Mój widok z okna :)
Obiadokolacja,
mimo późnej pory, zjedzona, chociaż ja, jak to ja – odkrajałam tylko chude
mięsko z karkówki, zostawiając żyłki J. Nawet knedel ulepiony z ziemniaka i czegoś tam
jeszcze, zaskakująco dobrze wchodzi. Chyba byłam głodna. Jeszcze tylko szybko
herbatka w pokoju, szybka kąpiel i spać. To był bardzo męczący ale też i
ciekawy dzień. Być może jutro szykuje się nam najważniejszy cel tej wyprawy –
najwyższy szczyt Niemiec – Zugspitze. Jestem pełna nadziei, że jutro będzie
piękna pogoda.
C.d.n....
Czekałam, czekałam, czekałam i się doczekałam :) Opis super a widoki piękne. Ja nie obyta jestem z zagranicznymi wycieczkami więc mam zapytanie o te plecaki przy zwiedzaniu zamku - po co przekręca się je do przodu? (aby kogoś nim nie uderzyć przy zwiedzaniu, czy też aby pilnować aby nikt Cię nie okradł, czy jeszcze z zupełnie innego powodu)?
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy też pierwszy raz się z tym spotkałam. Wydaje mi się, że w przeszłości zdarzały się kradzieże przy grupach międzynarodowych i dlatego podjęto taką decyzję. Dotyczyło to każdego zamku, który odwiedzałam. Wszędzie plecak miał być z przodu. Ale to mała niedogodność w porównaniu z tym co się widzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Strona bardzo interesująca dla mnie ponieważ w tym roku się tam wybieram.Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, proszę bardzo :) Mam nadzieję, że nasze wspomnienia będą podobne, czyli całkiem miłe :) Udanego wyjazdu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Wonderful, what a weblog it is! This weblog provides valuable information to us,
OdpowiedzUsuńkeep it up.
My web blog :: kw2
Thank You :)
UsuńDziękuje za świetne informacje o trasie, przebiegu i wrażeniach z wycieczki. Właśnie jadę 5-09 tą samą trasą i jestem dzięki Pani dobrze przygotowany do wykorzystania w pełni walorów tej wycieczki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Witam :) Dziękuję bardzo, miło mi to czytać :) Mam nadzieję, że przygoda z Bawarią będzie równie udana, jak moja, czego życzę z całego serducha. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBędą dzisiaj u Ciebie przypomniałam sobie zeszłoroczną wycieczkę do kraju Salzburskiego. Bardzo miłe wspomnienia. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPiękny to region, nic więc dziwnego, że ma się stamtąd miłe wspomnienia ;) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę.Tymczasem pozdrawiam cieplutko :)
UsuńFajny artykuł ale pobierz sobie program antyplagiatowy ze strony www.antyplagiat.net bo widziałem że ktoś kopiuje twoje teksty
OdpowiedzUsuńWitaj :) Dziękuję. Jeśli ktoś kopiuje moje teksty to znaczy, że jest nieuczciwy. Prędzej czy później wróci to do niego i będzie miał kłopot. Przykro, uważam, że jeśli ktoś nie umie sam pisać, niech się nie zabiera za informowanie kogoś czyimś kosztem. Co innego dać odnośnik, albo zacytować, ale bezmyślnie spisywać? Porażka :( Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń