Jednodniowa
majówka w tajemniczym województwie świętokrzyskim,
czyli
co robiłam w stolicy krainy czarownic
Kielce 2 maja 2018 r. cz. I
Kielce były
przeze mnie pomijane za każdym razem. I biję się w pierś, że podążając w
kierunku swoich ukochanych gór, czyli do Zakopanego, mknęłam radośnie obwodnicą miasta, zupełnie nie interesując
się, co kryje się w bok od głównej szosy. Już dwa lata temu zaczęłam się
zastanawiać, że tak naprawdę nigdy w Kielcach nie byłam i pora to zmienić.
Majówka nadawała się do tego doskonale. Ale wtedy wydarzyło się coś, czego nie
można zaplanować ani przewidzieć. Radość z wyjazdu w obliczu śmierci kogoś
pozytywnego nie byłaby na miejscu. Zostałam w domu. Aż przyszedł ten rok, w
którym uparcie powróciła myśl, że ten kierunek jest właściwy. Do dyspozycji
jeden dzień. Postanowiłam więc, sprawdzić, czy jest tak, jak w słynnym
powiedzeniu, że „wieje jak w kieleckiem” (w wersji ugrzecznionej). Wieje. I
przywiało mnie w świętokrzyskie. Dziś zapraszam na spacer po mieście, a w
następnych postach przybliżę dokładniej, co udało mi się zobaczyć w tak krótkim
czasie.
Gdyby wszystkie obskurne bramy tak wyglądały, nie bałabym się po nich szwędać :) Tu przykład jednej z nich w Kielcach
Trochę kieleckiego koloru. Pan Kleks zawsze na czasie dla wszystkich nieco oderwanych od rzeczywistości :)
Kielce
okazały się niesamowitym miejscem, w którym nie ma mowy o nudzie. Jak dla mnie
są tak zróżnicowane tematycznie, że długo zastanawiałam się jak je ugryźć i jak
opisać jednodniowy wypad do miasta. Dlatego opisy w postach nie będą
chronologiczne, ale mam nadzieję, że zachęcą Was do odwiedzenia tego miejsca.
W swojej podróży do Kielc odkryję Wam jak kret, co jest pod ziemią, spotkamy się z żabą i jak ślimak będziemy wolniutko spacerować po mieście :)
Kielce są
dobrym kierunkiem do aktywnego spędzenia czasu wolnego, co najmniej z pięciu
powodów. Po pierwsze to stolica województwa świętokrzyskiego. Po drugie
położone są w Górach Świętokrzyskich. Po trzecie przepływa przez nie rzeka
Silnica, która ma charakter rzeki górskiej. Po czwarte Kielce posiadają
rezerwaty przyrody ożywionej i nieożywionej. I wreszcie po piąte – mają sympatyczną
legendę, o której zaraz powiem. Z pewnością powodów można odnaleźć więcej, jak
już się człowiek znajdzie w mieście. O tym, że z centrum wychodzą szlaki
turystyczne nie będę wspominać, bo przecież to całkiem normalne, skoro
znajdujemy się w Górach Świętokrzyskich.
Kielce
zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie.
Okazuje się, że mają bardzo bogatą historię.
Ważne daty zaczynają się od 1364 r., kiedy to dostają status miasta na prawie
magdeburskim. A potem w XVII w. przychodzą Szwedzi i niszczą wszystko po
drodze. W 1661 r. w mieście przebywa król Jan Kazimierz ze swoją świtą. A skoro
tu bawi, to znak, że miasto coś znaczy. Pod koniec XVIII w. miasto przechodzi
na własność Rzeczypospolitej, by na początku wieku XIX zostać włączonym do
Księstwa Warszawskiego. W 1815 r. miasto przejmuje Rosja i zaczyna się
panoszyć, co sprawi, że wydarzenia na przestrzeni prawie 100 lat, zapiszą się w
historii nie tylko miasta. Jest jasny punkt w 1816 r., kiedy Stanisław Staszic
powołuje pierwszą, polską (co należy podkreślić), publiczną, wyższą uczelnię
techniczną – Szkołę Akademiczno – Górniczą. A potem w 1844 r. następuje
aresztowanie księdza Piotra Ściegiennego, który buntował lud przed panoszącą
się polityką rosyjską. Pod koniec XIX w. do miasta wkracza kolej, a wraz z nią
przybywają nowinki ze świata. Początek XX w. a dokładniej 1905 r. to strajk
szkolnej młodzieży gimnazjum męskiego i żeńskiego przeciw rusyfikacji w
nauczaniu. Represje spotykają nie tylko młodzież, także nauczycieli. I
przychodzi powiew wolności… W 1914r. w Kielcach zostaje zaprzysiężony I Pułk
Legionów Polskich pod dowództwem Józefa Piłsudskiego. Już w niepodległej
Polsce, w 1919 r. zostaje utworzone województwo kieleckie. Co świadczy o tym,
że miasto jest ważnym punktem na mapie.
A potem mamy czas II wojny światowej i
wiadomo co zostawiły po sobie działania wojenne. Przed wojną sporą część Kielc
zamieszkiwali Żydzi, którzy w większości skończyli w gettach lub zostali
wywiezieni do obozu w Treblince. Rok 1999 to rok, kiedy Kielce stają się
stolicą województwa świętokrzyskiego.
Miasto
rozwinęło się dzięki eksploatacji i przetwórstwu surowców mineralnych, m.in.
rud żelaza, miedzi oraz piaskowca i marmuru. Dziś to prężnie działające miasto,
ośrodek naukowy, kulturalny i gospodarczy.
Głównym
„deptakiem” Kielc jest jego reprezentacyjna ulica Henryka Sienkiewicza.
Została
wytyczona w latach 20. XIX w. Ma ok. 1270 m i łączy dworzec kolejowy oraz plac
Moniuszki. Do tego ulica sprawia wrażenie pofalowanej, a to ze względu na swoje
położenie.
Dawniej trakt zaczął się formować między „miastem biskupim”, a
posiadłościami mieszczan. Oczywiście królowało na nim błoto, a sama droga wiła
się wśród pól i wiodła w zasadzie donikąd. W 1823 r. z inicjatywy geometry
Mariana Potockiego, obecna ulica, została nazwana imieniem Wielkiego Księcia
Konstantego Pawłowicza. W tym czasie pojawił się na niej bruk, jako, że
prowadziła ona do ważnych urzędów państwowych. Z czasem przy trakcie powstał
teatr, domy ze stajniami, zajazdy, szkoła, poczta itp. Tu schodziły się drogi
towarzyskie miasta.
Ozdobny, secesyjny budynek przy ulicy H. Sienkiewicza to dawny Gmach Towarzystwa Wzajemnego Kredytu. Dziś to oddział Banku Gospodarki Żywnościowej.
Kiedy do Kielc dotarła kolej, ulica jeszcze bardziej
zyskała, bowiem dworzec stanął na osi ulicy. Od zalążka powstania arterii,
kilkakrotnie zmieniała ona swą nazwę. Od 1919 r. nosi nazwę Henryka
Sienkiewicza.
Powstanie
Kielc wiąże się z ludowym podaniem, jakoby Mieszko, syn króla Bolesława II
Szczodrego (inaczej Śmiałego) polował w lasach, które blisko 1000 lat temu,
rozpościerały się na terenie dzisiejszej aglomeracji.
Spacer wokół pomnika dzika zaczyna się od pierwszej tablicy opowiadającej legendę o powstaniu miasta Kielce
Goniąc za zwierzyną,
odłączył się królewicz od swego orszaku, a wjechawszy na polanę, strudzony,
usnął w trawie.
I wtedy przyśnił mu się dziwny sen. Został w nim napadnięty
przez rozbójników, którzy chcieli go otruć. A gdy siły go opuszczały, zjawił
się św. Wojciech i swym pastorałem nakreślił na ziemi kręty szlak, który
zamienił się w rzekę. Mieszko obudził się i zobaczył źródło, którego woda była
czysta i smaczna. Napiwszy się poczuł jak wracają mu siły.
Odnalazł swych
towarzyszy, albo oni jego. Postanowił też, że wybuduje w tym miejscu gród z kościołem.
Odjeżdżając z polany zauważył białe kły, być może należące do dzika.
Swej
obietnicy dotrzymał. Na polanie wybudowano kościół p.w. św. Wojciecha, strumień
wody obok nazwano Silnicą, bo wróciła siły królewiczowi, a powstającą wokół
osadę nazwano Kiełcami, na pamiątkę znalezionych kłów dzika. Z biegiem lat
nazwa miasta przekształciła się w Kielce.
Prawda, że sympatyczna legenda? By
upamiętnić ją, mieszkańcy ufundowali pomnik dzika. Rzeźba ma 2,20 m wysokości,
waży 4,5 tony i jest wykonana z piaskowca. Jej autorem jest Bolesław Michałek.
A legenda umieszczona została na 6 tablicach, leżących wokół pomnika.
Zresztą nie
tylko dzik ma w Kielcach swój pomnik. Ma ją także pszczoła miodna. Tak, tak. To
jedyny taki pomnik w Polsce. Drugi podobno znajduje się w Rosji. O tym, że
pszczoły są ważne dla naszego ekosystemu, wiadomo nie od dziś. By je
upamiętnić, pracownicy Świętokrzyskiego Związku Pszczelarskiego poddali taki
pomysł. Autorem pomnika jest Stefan Dulny. Dziś pomnik jest nieco wytarty,
jakby zapomniany. Znajdują się na nim napisy: „Tam, gdzie pszczoła żyć nie będzie,
nie będzie mógł żyć człowiek” (jakże prawdziwe!) oraz „Żywią i leczą”
(najprawdziwsza prawda). Z boku pomnika jest jeszcze napis „Nektarem życia
jestem ja – pszczoła – dla podkreślenia jej znaczenia, pomnik ten ufundowali
pszczelarze polscy”. Naprawdę to urocze.
O znaczeniu
pszczół w naszym życiu trąbi się teraz trochę mocniej. A skoro o trąbieniu
mowa, to Kielce mają też pomnik trębacza. A dokładniej upamiętniono Milesa
Davisa, wybitnego jazzmana, którego przedstawiono w charakterystycznej dla
niego pozie. Postument, autorstwa Grzegorza Łagowskiego, odsłonięto w 10
rocznicę śmierci artysty, w 2001 r. I choć muzyk nie miał nic wspólnego z
Kielcami (prawdopodobnie nigdy w nich nie był), to stoi sobie obok budynku
Kieleckiego Centrum Kultury. A jazzu posłuchać jest tak miło…
Kielce, jak
każde szanujące się miasto z bogatą historią, ma Rynek. Nie inaczej jest tutaj.
I choć to był ostatni punkt mojej wędrówki po mieście, gdzie zjadłam obiad, po
którym dosłownie toczyłam się do dworca i cieszyłam, że mam z górki, to opiszę
go w pierwszym poście. Rynek datuje się na drugą połowę XII w. Było to miejskie
centrum handlowe (bez kilimy i przecen), lokalnych targów (kup pan cegłę) i
życia także towarzyskiego.
Zabudowa pochodzi z XIX i XX w. Oczywiście centralnym
i największym budynkiem jest tu Ratusz, czyli Urząd Miasta Kielce. Tuż obok
niego z lewej strony stoi kamienica z 1767 r., której budowniczym był Maciej
Gilba – kucharz biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka. A trzeba pamiętać, że w
mieście urzędowali biskupi, co jednak opiszę w kolejnym poście. Dziś mieści się
w niej kawiarnia. W lewo od kamienicy Sołtyków, stoi kamienica z XIX w. ze
stiukowymi dekoracjami. To siedziba „Gazety Wyborczej”.
Na rogu Rynku i ulicy
św. Leonarda stała kamienica zwana Wójtostwem, powstała już w XVI w. W czerwcu
1794 r. przebywał w niej Tadeusz Kościuszko. I choć budynek spłonął, to go
odbudowano, a kolejny właściciel, Jan Höningman urządził w nim sklep kolonialny
i „Hotel Saski”.
Najbardziej rzucająca się w oczy kamienica po prawej stronie
od ratusza to dom Tomkiewiczów, gdzie znajduje się Muzeum Narodowe w Kielcach.
Ma charakterystyczne podcienia od frontu i pochodzi z II połowy XVIII w. Na
ścianie ma umieszczony herb miasta. Nadał go Kielcom kardynał Fryderyk
Jagiellończyk między 1493 a 1503 rokiem. Korona to symbol władzy, litery CK zaś
to łaciński skrót od słów Civitas Kielcensis, czyli mieszkańcy, obywatele,
miasto Kielce.
Po
rewitalizacji rynku, w 2011 r., na którym wcześniej było rondo, całość wyłożono
płytą, postawiono pręgierz, przy którym dokonywano kary chłosty oraz pompę.
Jak na
początek to wystarczy już tych informacji. W następnych postach przybliżę, co
jeszcze zobaczyłam w mieście, podczas jednodniowej majówki. Bo Kielce to
stolica magicznej krainy, w której królują czarownice. Czy spotkałam jakąś?
Tego dowiecie się z kolejnego postu. A więc, do zobaczenia!
C.d.n. …
Nie przesadzaj z tym RODO ;-)
OdpowiedzUsuńA Kielce ładnym miastem są - mam w planach wypad do nich przy okazji wypadu do rezerwatów geologicznych.
Nie bardzo rozumiem, co ma RODO do mojego postu? A Kielce fakt- pozytywnie oczarowały :)
UsuńTe znikające twarze.
UsuńPo Kielcach to najlepiej na rowerze, mają tam sporo ścieżek teren dla rowerów wymarzony.
Maćku, jeśli twarz jest rozpoznawalna, to zasłaniam ją, ponieważ nie mam zgody na publikowanie wizerunku osoby prywatnej. Mogłabym zostać o to pozwana do sądu. Unikam takich sytuacji, zawsze przed publikacją pytam, czy mogę zamieścić zdjęcie takiej osobie. Wyjątek stanowią zdjęcia reportażowe, gdzie jest jakaś tematyka prezentowana lub po prostu tłum ludzi. W tym przypadku tłumu nie było, a twarze centralnie do obiektywu. Stąd są zasłonięte.
UsuńJeśli chodzi o Kielce na rowerze to się nie wypowiadam, bo nie pojechałam tam, by podróżować tym środkiem transportu. Pozdrawiam :)
Ale nie publikujesz tych ludzi jako ich samych, lecz jako element krajobrazu miejskiego.
UsuńNie ma prawa tego zabraniającego.
Wolę nie ryzykować ;)
UsuńJeszcze w latach 80 (jak to szybko zleciało) w Kielcach zaczynaliśmy wycieczkę objazdową na rowerach wokół Gór Świętokrzyskich. Oglądając zdjęcia wydaje mi się, że miasto wyładniało. Ciekawy jestem, co jeszcze odwiedziłaś w Kielcach, ale tego dowiem się z kolejnego postu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Lata 80 - moja młodość :)Świat stał otworem. Właśnie, zbyt szybko to zleciało... A kolejne posty będą, już są w przygotowaniu, także cierpliwości :)Pozdrawiam w ten upalny dzień :)
Usuń