O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

poniedziałek, 24 września 2018

Norwegia - Lofoty cz. I

Norwegia po raz trzeci,
czyli mojej ochoty na Lofoty 
część pierwsza

Termin: 13-14 sierpnia 2018r.

Uczestnicy (w kolejności alfabetycznej): Alicja, Anna, Jacek, Marta, Martyna, Sylwester i ja

Trasa opisana w poście: Oslo Sandefjord Torp – Drammen – Hamar – Lillehammer – Otta – Płaskowyż Dovrefjell – Trondheim – Gråkallen

Nocleg: Vikhammer Camping, 14 km od Trondheim

Pokonana trasa 13 sierpnia: 670 km z przystankami w Drammen, Oslo, Brumunddal, Otta, niedaleko Oppdal


Kilkanaście lat temu przeglądałam gazetę i zobaczyłam tam zdjęcie, wiszących na drewnianych żerdziach, suszonych dorszy. Zaciekawiło mnie gdzie to tak wywieszają rybie zwłoki. Padło magiczne słowo Lofoty… Zaczęłam drążyć temat, co, gdzie, jak i wyszło mi, że Norwegia, daleko na północ i drogo. Żadna z tych opcji w owym czasie nie mogła być spełniona. Ale ziarno posiane, kiedyś wypuści swój pęd. Myśl o Lofotach kiełkowała we mnie długo, stając się marzeniem z wysokiej półki. Rok temu ziściło się moje pragnienie pojechania do Norwegii, choć to co widziałam dotychczas, nie było na mojej liście marzeń. Oczywiście cieszyłam się i byłam wdzięczna za możliwość zobaczenia czegoś więcej, niźli podwórka znajomych, którzy mnie gościli. Ale powróciła znów myśl o Lofotach… I oto stało się. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego w tym czasie, ale najwidoczniej tak miało być.


Magiczne słowo...


W poniedziałek 13 sierpnia 2018r., bladym świtem, o bardzo niechrześcijańskiej godzinie, w okolicach czwartej nad ranem, zebrałam się z ciepłego łóżka wrocławskiego hostelu i zawiozłam na lotnisko. Tam zapoznałam się z dziewczętami, które stały się moimi towarzyszkami podróży. W czasie lotu błądziłam w chmurach myśląc, że lecę właśnie spełnić swoje wielkie marzenie.


Wrocław w porannej mgiełce



Odra w dole



Jakieś lotnisko, ale pojęcia nie mam gdzie to, może to już tereny Szwecji?



Norwegia pod nami



Norweski ląd



Coraz bliżej lądu



Zaraz lądujemy ;)


Koło ósmej byłyśmy już na norweskim lotnisku, skąd zabrał nas Jacek - organizator wyprawy.
Wyruszyliśmy samochodem zaraz po zapakowaniu bagaży. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w Drammen, gdzie wjechaliśmy na wzgórze przez spiralny tunel, będący atrakcją miasta. Słynna SPIRALEN powstała w 1961 r. z okazji 150 rocznicy założenia miasta. Sam tunel wygląda jak gigantyczny, 200 m korkociąg, a jego długość wewnątrz góry wynosi ok. 1650 m. Wydobyty materiał skalny posłużył miastu do budowy dróg, ale za to tunel połączył aglomerację miejską ze wzgórzem Bragernsåsen. Wewnątrz tunelu, porządku pilnuje skalny troll, ale zrobienie mu zdjęcia graniczy z cudem. Wjazd do SPIRALEN jest płatny. Po wyjechaniu na górę mogliśmy rozgościć się w funkcjonującej tu restauracji, ale my jedynie ograniczyliśmy się do zrobienia zdjęć i podziwiania panoramy miasta. Stałam tam i patrzyłam na dolinę Drammen, przez którą przepływa rzeka Drammenselva. Powróciły wspomnienia, jak wracając z Oslo myślałam, że kiedyś może nadarzy się okazja zwiedzenia Drammen. I oto stałam i patrzyłam na nie z góry. I tu ciekawostka, bo z tym miastem wiąże się polski akcent. Otóż na początku XXI w. polski nurek Leszek Piotr Zochowski odkrył w Drammenfjordzie… rafę koralową (!), która oceniana jest przez ekspertów na wiek sprzed ok. 7 tys. lat. Brawo!


Drammen i rzeka Drammenselva - widok w kierunku Sandefjordu



Na wzgórzu Bragernsåsen - widok w kierunku Drammenfjordu i Oslo



Na wzgórzu Bragernsåsen



Drammen z góry :)



Restauracja na szczycie


Po krótkiej sesji foto zjechaliśmy, ponownie spiralnym tunelem, gdzie czekała na nas kolejna ciekawostka. W rejonie Instytutu Ortopedycznego znajduje się podziemne skrzyżowanie tuneli drogowych w formie… ronda! To odpowiedź inżynierów na zakorkowane miasto. Niebywałe, że w Warszawie mają problem z budową jednego prostego tunelu, a w norweskim Drammen robią rondo pod ziemią… Cudnie.


Takie "cóś" po środku podziemnego ronda


Wydostaliśmy się z miasta i pojechaliśmy do Oslo, by zgarnąć ostatnią osobę z wyprawy, czyli Sylwka. Teraz byliśmy już w komplecie. Samochód wypełniony co do ostatniego miejsca. Przed nami było sporo kilometrów do pokonania. Najpierw jednak przejechaliśmy Hamar, gdzie udało mi się wreszcie podczas jazdy, uchwycić halę olimpijską w kształcie odwróconej łodzi wikingów, o której wspominałam przy okazji mojej wizyty w tym mieście.


Hala olimpijska w Hamar



Odwrócona łódź wikingów


Potem nastąpił w miarę krótki postój u Jacka w domu, w którym zjedliśmy ciepły posiłek i dopakowaliśmy/przepakowaliśmy rzeczy absolutnie niezbędne w podróży. I nagle okazało się, że duży samochód zrobił się strasznie ciasny i o mały włos a nie zmieściłaby się gitara, która w drodze powrotnej podniosła upadające morale, o czym jeszcze nie wiedzieliśmy.
Wyruszyliśmy dalej. Tego dnia większość zdjęć zrobiłam podczas jazdy samochodem, choć siedziałam w najgorszym z możliwych, miejscu dla fotografa…


Domki w okolicach Brumunddal, w gminie Ringsaker



Przekraczamy Mjøsa mostem Mjøsbrue w okolicach Moelv



Jezioro Mjøsa



Most nad jeziorem Mjøsa



Norweski widoczek ;)


Najpierw minęliśmy Lillehammer, tym razem z drugiej strony największego jeziora – Mjøsa. Znów wróciły moje wspomnienia, kiedy wspinałam się, blisko rok wcześniej, po schodach na skocznię narciarską. I przypomniał mi się cudowny zachód słońca nad wzgórzami Lillehammer. Teraz patrzyłam przez okno samochodu na skocznię po drugiej stronie brzegu.


Lillhammer



Skocznie narciarskie w Lillehammer



Przybliżamy się do miasta



Za nami część Lillehamer


Wraz z kolejnymi kilometrami drogi, zbliżaliśmy się do regionu najstarszego parku narodowego w Norwegii, czyli Rondane. Moją wycieczkę z tego parku opisałam TUTAJ. Przyglądałam się skałom i wspominałam jak wyglądały jesienią. Panowała wtedy właściwie już zima, było mroźno, ślisko i biało. Było wtedy pięknie. Tym razem omijaliśmy najwyższe szczyty, objeżdżając je drogą krajową.


W drodze do Rondane



Dolina rzeki Otta



Za tymi skałami istnieje przepiękny surowy świat parku narodowego Rondane



Góry Rondane



Góry Rondane



Widok pozostawiany za nami



W okolicach Rondane



Góry Rondane



Góry Rondane



Sielski widoczek norweskiej wsi


Zrobiliśmy krótki przystanek w Otta, by zatankować na stacji benzynowej nie tylko bak, ale także kubeczki z kawą i kakao, które w smaku jest jak czekolada na gorąco. Od tego momentu stało się to naszym punktem obowiązkowym, zaraz po toalecie.


Rzeka Otta w miejscowości Otta


A potem krajobraz migał mi już za oknem. Oczy nieco zmęczone przymykały się każdemu co chwilę. Po zielonych wzgórzach, łąkach i uroczych domkach i stodołach, tworzących sielskie widoczki, przyszedł czas na surowe klimaty płaskowyżu Dovrefjell.


Płaskowyż Dovrefjell



Płaskowyż Dovrefjell


Park narodowy Dovrefjell – Sunndalsfjelle leży blisko parków Jotunheimen i Rondane, w środkowej części kraju i chronionym terenem jest już od XIX w., ale formalnie dopiero od 1974 r. Jego powierzchnia to 265 km². Dolina Drivy dzieli park na dwie części: wschodnią, czyli płaskowyż z wzniesieniami od 1000 do 1300 m n.p.m. i zachodnią, bardziej górzystą z najwyższym wzniesieniem rezerwatu, czyli szczytem Snöhetta – 2286 m n.p.m.


Zachodnia część płaskowyżu Dovrefjell



Gdzieś tam daleko stoją domki, może hytty? - to się nazywa święty spokój...



Płaskowyż Dovrefjell nie jest wcale płaski, ma swoje "wyż..."



Górzyste tereny Dovrefjell



Tundrowe tereny płaskowyżu



Park narodowy Dovrefjell – Sunndalsfjelle



Hytta gdzieś "na końcu świata" :)



Dovrefjell – Sunndalsfjelle



Część wschodnia płaskowyżu



Jedno z najwyższych wzniesień płaskowyżu z granicą wiecznego śniegu


Przez Dovrefjell przebiega linia kolejowa łącząca Oslo z Trondheim. I szczęściem udało mi się uchwycić jadący właśnie pociąg.


Pociąg relacji Trondheim - Oslo


Górskim szlakiem chodzili pielgrzymi udający się do Nidaros, czyli obecnego Trondheim, gdzie w katedrze pochowany jest król Norwegii Olaf II, który wprowadził w kraju chrześcijaństwo. Miejsce jego pochówku było celem licznych pielgrzymek. Największą atrakcją płaskowyżu Dovrefjell są woły piżmowe, czy też piżmowoły. W 1931 r. wypuszczono tu 10 wołów z Grenlandii, które jednak wyginęły. Obecnie jest ich dużo więcej po kolejnej próbie sprowadzenia ich w 1950 r. Piżmowoły to zwierzęta przystosowane do surowych i zimnych klimatów i choć nie boją się człowieka, to są bardzo niebezpieczne. Mogą zaatakować, gdy poczują się zagrożone. Dlatego tablice ostrzegawcze postawione przy drodze, upominają o zachowaniu bezpiecznej odległości, bowiem zdarzały się wypadki śmiertelne. W okolicach szlaku pielgrzymów nie ma wołów piżmowych, dlatego nie spotkaliśmy żadnego, podobnie jak reniferów, które tu żyją na dziko. Cóż, takie życie…


Punkt na szlaku pielgrzymów



Parking na chwilę odpoczynku



Otoczenie przy szlaku pielgrzymów



Miałam wielką ochotę wejść na tę górkę, ale rzeczka stanęła mi na drodze...



... o właśnie ta rzeczka - Svåne 



Puste żerdzie bez dorszy? Raczej zapora przed śniegiem...



Tak robią zwycięzcy...



... a tak człowiek, który się po prostu cieszy ;)


Czas biegł nieubłaganie, a do przejechania było jeszcze wiele kilometrów.


Jeszcze trochę górskich klimatów



Wodospad - jeden z wielu po drodze. Czasami spada tuż przy szosie...



Jeszcze trochę i będziemy w Trondheim


Wieczorem, który wieczoru jeszcze nie przypominał ze względu na panującą jasność, przejechaliśmy Trondheim, by udać się na camping, na którym zamierzaliśmy zjeść i spać. Tam szybka instalacja namiotu, ciepły posiłek w campingowej kuchni, w której zdecydowaną większość stanowili… Polacy, zwiedzający ten kraj. Zresztą rodaków spotykaliśmy na każdym kroku. Zanim zjedliśmy, porozmawialiśmy, zrobiło się jednak ciemno. Zmęczenie wzięło górę i wszyscy grzecznie udaliśmy się na spoczynek. Noc była zimna, zmarzłam niemiłosiernie, więc rano z radością poszłam do campingowej łazienki i zanim dokonałam ablucji, musiałam się najpierw rozgrzać. W duchu gratulowałam sobie swojej przezorności, że zabrałam ze sobą moje skarpety trolla, wełniane na czymś w rodzaju kożuszka.


Nasz hotel wielogwiazdkowy...



Vikhammer Camping położony nad wodą - tu już wieczorową porą, zrobił się senny i cichy


Po śniadaniu szybko zebraliśmy się w dalszą drogę. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w Trondheim, które posadowione jest u ujścia rzeki Nidelvy. Ważny ośrodek przemysłowy, port rybacki, a także węzeł handlowy i zespół uniwersytecki. Miasto to zwane jest stolicą wikingów. W 996 r. Olaf I Tryggvason, król Norwegii, założył aglomerację, którą wówczas nazwano Kaupangen (czyli „miejsce targów”), a potem Nidaros (czyli „ujście rzeki Nidy”). W czasie duńskiego panowania była nazwana Trondhjem. Ale to w późnym średniowieczu nazwę stolicy zmieniono na Trondheim.


Herb Trondheim na studzience kanalizacyjnej


Do 1217 r. pełniło ono funkcję stolicy nawet całego kraju, by potem przenieść ją do Bergen. Od 1152 r. Trondheim było siedzibą katolickiego arcybiskupa. Potem w 1658 r. miasto dostało się pod panowanie szwedzkie. A w czasie II wojny światowej było pod okupacją niemiecką.


Panorama Trondheim - po środku Hovedbygget, czyli budynek główny gmaszyska Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii, drugiego co do wielkości tego typu uczelni w kraju.



Budynek dworca kolejowego w Trondheim



Drewniane domy kupieckie z XVII i XVIII w. tworzą zwarte kamienice


Przez długi czas Nidaros jako stolica kraju, był też siedzibą władz Norwegii, gdzie zbierał się parlament, a życie religijne skupiało się wokół katedry. I właśnie to katedra stała się głównym celem naszego przystanku w tym mieście.


Strzelista wieża kościoła widoczna ponad drzewami



Przy katedrze Nidaros



Nidarosdomen w pełnej krasie. Katedra jest imponująca.


Nidarosdomen to katedra gotycka, wybudowana w 1152 r. Budowniczowie jej wzorowali się na angielskiej katedrze w Canterbury. To największa świątynia w całej Skandynawii. W 1153 r. była główną siedzibą katolickiej archidiecezji, aż do 1537 r., kiedy dominująca religią stał się protestantyzm. Wedle legendy ołtarz kościoła umieszczono nad grobem świętego, za którego uważano króla Olafa II. Katedra jest tradycyjnym miejscem pochówku rodzin królewskich a od 1814 r. także miejscem koronacji wszystkich władców Norwegii. Korpus budynku jest z szarej skały, dach zaś pokryty jest zieloną miedzią, zwieńczony strzelistą wieżą. Okrągłe okna oraz ornamenty pochodzą z XII w. Na frontowej ścianie katedry znajduje się 57 rzeźb apostołów, świętych a także królów norweskich. Niestety nigdzie nie mogłam znaleźć informacji, która rzeźba kogo przedstawia. Patrząc na elewację frontową, przychodziły mi na myśl różne kościoły, jak chociażby Notre Dame w Paryżu czy Orleanie. Rozety z witrażami są charakterystyczne dla tego okresu powstawania.


Wejście boczne do świątyni



Z boku katedry widać jej liczne łuki, przypory i maswerki, czyli dekoracyjne geometryczne wzory wykute w kamieniu lub ułożone z cegieł (najczęściej w oknach)



Misterną sztuką są dla mnie tzw. rzygacze, czyli inaczej gargulce - dekoracyjne zwieńczenie rynien odpływowych



Każdy maszkaron przedstawia co innego, czasem zwierzę, czasem twarz ludzką z wyraźnymi emocjami. Według wierzeń miały one chronić przed złem, bo demony uciekałyby zobaczywszy swój wizerunek.



Niby katedra a ja tu widzę akt seksualny???



Elewacja frontowa katedry w Nidaros



Przed katedrą



Największa rozeta nad głównym wejściem. Poniżej rzeźba ukrzyżowanego Chrystusa i jak sądzę Matki Bożej wraz z Marią Magdaleną



Rzeźby świętych na fasadzie kościoła



Kaplica boczna katedry


Niestety nie wchodziliśmy do środka świątyni, ponieważ raz, że wstęp jest płatny, dwa, że nie mieliśmy już czasu. Przed nami było znowu do pokonania kilka setek kilometrów, a jeszcze chcieliśmy coś zobaczyć w mieście.
Zaraz za katedrą, w niedalekiej odległości znajduje się Gamble Bybro (czy też Bybroa, z norw. most staromiejski) – zabytkowy most nad rzeką Nidelvą, zwany "Bramą Szczęścia". Zaprojektowany w 1681 r. przez Johana Caspara von Cicignona, który zajął się rekonstrukcją miasta po pożarze. Budowę mostu skończono w 1685 r. Na środku niego znajdowała się żelazna brama, która do 1816 r. służyła jako brama miejska. Po obu stronach mostu znajdowały się rogatki, gdzie pobierano myto. Czyli współczesne bramki na drodze z opłatami to żaden wynalazek współczesności ;)


Most Gamble Bybro



Na moście nad rzeką Nidelva


Nad rzeką Nidelva stoją drewniane domy i magazyny kupieckie z XVII i XVIII w. Stanowią one starówkę Bakklandet. Zadziwiające jest to, że od tylu lat, ba, wieków nawet, stoją one na… palach! Zastanawialiśmy się jak to możliwe i czy pale te są wymieniane co jakiś czas, a jeśli tak, to w jaki sposób, żeby nie naruszyć konstrukcji? To pytanie zostanie bez odpowiedzi.


Nidelva



Kupieckie domy na palach



Nad rzeką Nidelva



Kolorowe domy na palach



Domy na palach nad Nidelvą


Tuż za centrum powstało Nedre Elvehavn, nowe osiedle i centrum handlowe, wybudowane w starym porcie i w zaadaptowanych budynkach pofabrycznych.  Budynki Trondheim Mechaniske Verstede (zakładów mechanicznych) w latach 1850-1983, mieściły w sobie port i stocznię. W dawnych dokach teraz jest centrum restauracyjno-handlowe, a także miejsce spotkań mieszkańców.


Nedre Elvehavn i dawne zakłady mechaniczne, teraz przytulne knajpki


W 2003 r.  połączono te tereny z centrum za pomocą mostu z ruchem pieszo-rowerowym.


Widok na Nedre Elvehavn z mostu-kładki dla pieszych



Na kładce łączącej centrum miasta z nowoczesnym osiedlem

Przyszła jednak pora, byśmy z powrotem wsiedli w samochód i podążali na północ. Jednak jeszcze kawałek od miasta zatrzymaliśmy się na mały spacer, taką suchą zaprawę przed kolejnym trekkingowym dniem na Lofotach.
Na campingu Polacy polecili nam spojrzenie na miasto z góry. Do tego najlepszym miejscem jest Gråkallen. Góra wysoka na 552 m n.p.m. , znajdująca się w obrębie miasta Trondheim.


Staw a może jeziorko Blomstertjønna w drodze na punkt widokowy



Panorama z drogi na szczyt - z lewej widoczny czerwony budynek Studenterhytty, czyli schroniska studenckiego Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii



W dali widoczny Trondheimsfjorden



Widok w kierunku Szwecji


Gråkallen oznacza szarego, starego człowieka. („grå” to „szary”, „kall” to „stary człowiek”). Nie wiem dlaczego, ale w Norwegii ponoć przyjęło się powszechnie, porównywanie gór do starszych mężczyzn. W Polsce góra kojarzy się raczej z kobietą, zwłaszcza jej humorami, kiedy broni do siebie dostępu.
Z wierzchołka Gråkallen przy sprzyjającej pogodzie, można zobaczyć szczyty górskie w Szwecji na wschodzie, a zabudowę Trondheim na południu.


No i proszę bardzo, jestem na szczycie Gråkallen



Na szczycie "szarego, starego człowieka"



W zasadzie to teraz jestem na samym czubku Gråkallen ;)



Kiedyś była tu wskazówka, ale najwidoczniej komuś się przydała...



Trondheimsfjorden ze szczytu Gråkallen



Trondheimsfjorden



Widok na Trondheim i Trondheimsfjorden


Na samym szczycie znajduje się opuszczony w 2002r. i ogrodzony teren wojskowy z radarem, który jest częścią kontroli i ostrzeżeń sił powietrznych. Robiąc zdjęcie, nie wiedziałam czy zaraz ktoś nie wyskoczy i mi nie zabierze aparatu, ale już wiem, że obiekt jest opuszczony, choć pod nadzorem.


Radar wojskowy na szczycie Gråkallen


Sama góra służy też mieszkańcom jako stok narciarski z różnymi trasami i skocznią. My jednak zeszliśmy tą samą trasą, co weszliśmy i zapakowaliśmy się w samochód. Przed nami były kolejne atrakcje i kilometry tego dnia. Ale o tym w kolejnej relacji…


Uczestnicy wyprawy. Foto: Martyna


C.d.n. …



13 komentarzy:

  1. Fajnie było sobie Trindheim odświeżyć. Wnętrze katedry dla osoby religijnej jest przykre. Protestantyzm zniszczył zdobienia, reszty dokonało ześwieczczenie społeczeństwa. Mury są gołe, ni to magazyn, ni sala koncertowa. Jakieś zabytki poupychane po kątach. Lepiej już iść do pałacu biskupów a potem po prostu na fiordy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no właśnie... My już na pałac biskupi nie mieliśmy czasu, ale za to wykorzystaliśmy widoki na górze ;) Kolejne opisy będą się pojawiać co jakiś czas, więc zapraszam do odświeżania wspomnień :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Aleś optusiała już Norwegię.:)Szacun po raz kolejny.
    Zachwycająca ta katedra, ale po wcześniejszym komentarzu, zrobiło mi się przykro.
    Fajna ekipa :)
    Moc pozdrowionek i buziaków!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basieńko, ale chodzi o komentarz Maćka odnośnie wnętrza katedry? On był w tej katedrze rok temu, wierzę mu na słowo, bo niby po co miałby kłamać...
      A Norwegię widziałam naprawdę w znikomym procencie. Jeszcze tyle mam w niej na liście "do zobaczenia"... Czy kiedyś mi się uda zobaczyć wszystko co bym chciała, nie wiem. Ale sama wiesz, że życie pisze nam czasem dziwne i zaskakujące scenariusze. Chcę wierzyć, że kolejne marzenia się spełnią. Buziaki! :)

      Usuń
  3. Z ciekawości zajrzałem na stronę katedry. Można zobaczyć film z wnętrza katedry. To, że nie ma bogato zdobionych ołtarzy, nie znaczy, że wygląda jak magazyn. Piękno tej katedry jest ukryte w kamiennych detalach. Polecam obejrzeć, tekst niestety po norwesku - https://www.nidarosdomen.no
    Pozdrawiam, kolejna piękna wyprawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnętrze katedry widziałam na zdjęciach i tylko. Nie skojarzyło mi się to z magazynem, ale każdy ma prawo do swoich skojarzeń. Natomiast to, że każda religia dodaje swoje zdobienia i niszczy co było dawniej, to tak jest wszędzie i katedra w Trondheim nie stanowi tu wyjątku.
      A do kolejnych wpisów z Lofotów zapraszam już teraz. Będą się pojawiać co jakiś czas, przeplatane innymi opisami. Pozdrawiam Wkraju z zimnej Warszawy :)

      Usuń
    2. No cóż, ja byłem wewnątrz i widziałem to własnie jak ogromną pustą przestrzeń, magazyn, hangar. Nawet nie w tym problem że protestantyzm eksmitował z tamtąd większość zdobień, figury i obrazy. To kwestia pustki w sensie duchowym.

      Usuń
  4. Zawsze z wielką radością czytam o spełnianiu marzeń. Też w tym roku spełniłam swoje największe marzenie podróżnicze i poleciałam do Kambodży. W Norwegii nie byłam ale bardzo bym chciała więc pewnego dnia na pewno się uda ponieważ...marzę o Lofotach! To jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie i każda kolejna relacja z tego miejsca zwiększa moje chęci na podróż tam. Więc czekam na kolejne wpisy. Norwegię znam głównie pod względem przyrodniczym i krajobrazowym a dzisiejszy wpis pokazał mi Norwegię od trochę innej strony. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kambodża! Wspaniale! Z chęcią i tam bym się wybrała, a kto wie, może kiedyś i mi się poszczęści ;) Jeśli chodzi o wpis, to dopiero początek tego, co w tym roku zobaczyłam, wiec zapraszam na kolejne wpisy. Będą się pojawiać co jakiś czas, przeplatane innymi miejscami, żeby nie zanudzić czytelników. Norwegii nie potrafię opisać w jednym czy dwóch wpisach... Tam jest bosko! I życzę, żeby udało Ci się kiedyś tam dotrzeć. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  5. Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Więcej jest w zakładce "Moje światowe kąciki". Z mojej przygody z Lofotami powstało pięć części. Zapraszam zatem do lektury! Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  6. Skandynawia jest niesamowita :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Jestem zakochana w tych klimatach :) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń