Czy Góry Suche są suche?
Czyli o tym, gdzie spędziłam koniec urlopu,
który nie był bynajmniej suchą zaprawą
- Gdzie będziesz na koniec wakacji?
- W Górach Suchych.
- A gdzie to?
-… no i końcówka urlopu w Górach Suchych.
- ?
- I mam nadzieję, że zdobędę najwyższą górę w paśmie Gór
Suchych.
- To my mamy takie góry???
Mniej więcej
z takimi sytuacjami miałam do czynienia, jak mówiłam, gdzie spędzę końcówkę
swojego tegorocznego urlopu. Tak, mamy Góry Suche. Dla niewtajemniczonych to
rejon niedaleko Wałbrzycha. A dokładniej to najbardziej masywne i najwyższe
pasmo Gór Kamiennych. Leży w granicach Sudetów Środkowych, dotykając swym
zasięgiem także naszych sąsiadów – Czechów. Park Krajobrazowy Sudetów
Wałbrzyskich został utworzony w 1998 r. Zajmuje obszar 6493 ha. Swą
powierzchnią obejmuje centralne i wschodnie części Gór Kamiennych: Pasmo
Dzikowca i Lesistej Wielkiej (851 m n.p.m.) i Góry Suche z Waligórą (936 m
n.p.m. – najwyższym szczytem Parku) oraz wschodnią część Gór Wałbrzyskich, z
ich najwyższą górą – Borową (853 m n.p.m.). Skały, które tworzą Góry Suche są
twarde, ale spękane. Nie wykształcają one warstw wodonośnych, stąd mała ilość
cieków, do czego z kolei, nawiązuje nazwa tych gór. Czyli Góry Suche są suche,
no, chyba że popada deszcz J
Spotkać tu można liczne osuwiska skalne. Czerwone Skałki, na zboczach Suchawy
(która wraz z Kostrzyną i Włostową oraz najwyższym szczytem – Waligórą, tworzą
masyw Gór Suchych) to ściana skalna o długości ok. 100 m, tworząca urwisko
mierzące do 40 m wysokości. U jej podnóża znajduje się usypisko skalne. Dzięki
swojej barwie, Czerwone Skałki widoczne są z różnych punktów widokowych, m.in.
ze szczytu Kostrzyny. Z kolei poniżej tego szczytu, leży na zboczach Małpia
Skała, wysoka na ok. 15 m skałka, z której widać piękną panoramę Gór Kamiennych
z Kotliną Sokołowską przede wszystkim. Ale o tym za chwilę. Być w tych górach i
nie wejść na ich najwyższy szczyt, będący także w rejestrze Korony Gór
Polskich? No przecież tak być nie może, dlatego postanowiłam, że zdobędę
wszystkie cztery szczyty masywu. I nie bez kozery mówi się o tym rejonie
sudeckie Tatry. Różnice wysokości do pokonania są spore a podejścia lub zejścia
bardzo strome. Przekonałam się o tym już pierwszego dnia.
Zaczęłam
spokojnie leśną drogą, delektując się ciszą na szlaku. Byłam sama. Towarzyszyły
mi tylko motyle.
Po krótkim spacerku doszłam na Rozdroże pod Krzywuchą, skąd
rozchodziło się wiele szlaków i ścieżek. Ja trzymałam się żółtego. Po drodze
minęłam Chatkę Marianka z bardzo mądrym przesłaniem – korzystaj i uszanuj –
umiesz.
Potem szlak zakręcił mi w lewo, w zarośla. Przedzierałam się przez
trawy i krzaczory, by mozolnie wspinać się pod górkę. Moim celem stały się
ruiny zamku Radosno.
Zamek ten
powstał prawdopodobnie w XIV w. Warownia położona na stromym zboczu (770 m
n.p.m.), otoczona fosą, na początku służyła księciu świdnicko-jaworskiemu,
Bolkowi I. Niewielka strażnica strzegła tzw. wysokiej drogi, czyli szlaku
handlowego łączącego Mieroszów z doliną rzeki Bystrzycy. Potem właściciele byli
przeróżni. Ostatnimi gospodarzami zamku byli… rozbójnicy. Działalność ich
zagrażała nie tylko mieszkańcom okolic, ale i coraz większej ilości ówczesnych
turystów, zapuszczających się w leśne ostępy. Dlatego w XV w. zamek został najechany
przez wojsko starosty wrocławskiego oraz zniszczony bezpowrotnie. Do
dzisiejszych czasów zachowała się jedynie kamienna wieża, która jest
jednocześnie najstarszą częścią warowni.
Kiedy już
obeszłam prawie dookoła to, co pozostało z zamku, nie spotkałam żadnego księcia
ani świdnickiego, ani jaworskiego ani żadnego, zeszłam na dalszy szlak.
Uskuteczniając przyjemny spacer, przerywany dźwiękami piły, drwali zajmujących się zwózką drewna, doszłam do drogi prowadzącej na Przełęcz Trzech
Dolin. A tam… oddałam się grzechowi obżarstwa w schronisku Andrzejówka.
Schronisko
to powstało w 1933 r. Jego wnętrza zdobią rzeźby autorstwa Hansa
Brochenbergera, nawiązujące do sudeckich legend. Do znamienitych gości tego
obiektu, zaliczyć trzeba holenderską królową Wilhelminę i jej córkę,
księżniczkę Julianę, które przed wojną w 1936 r. odpoczywały tu. A tak przy
okazji powiem Wam, że późniejsza królowa Juliana w podróż poślubną wybrała się
do… uwaga – Polski! Można? Można J
Teraz schronisko może dopisać i Duśkę do tej listy znamienitych gości J
Postanowiłam odpocząć nieco i wypić herbatę. Ale jak zobaczyłam, że dostępny
jest prażony ser z zieleninką, nie mogłam się oprzeć.
Po
odpoczynku i wchłonięciu nie tylko sera ale i schroniskowej atmosfery, ruszyłam
na najwyższy szczyt Gór Suchych, czyli na Waligórę (936 m n.p.m.).
Oj,
podejście strome, z rumoszem pod stopami, nie ma mowy o suchej zaprawie, pot
leje się z czoła.
Wspinaczka nie trwała jednak długo i chwilę potem już byłam
na samym szczycie, o czym świadczył kamienny słupek oraz szlakowskaz. Waligóra już
w XIX w. była celem wycieczek, nie tylko gości Andrzejówki, ale i kuracjuszy
pobliskiego uzdrowiska w Sokołowsku, czy wręcz z samego Wałbrzycha. Kiedyś była
bezleśna, więc stanowiła dobry punkt widokowy. Teraz jest porośnięta lasem
bukowo-świerkowym. Niestety nie ma z niej spektakularnego widoku, ale za to
góra należy do Korony Gór Polskich, Korony Sudetów oraz Korony Sudetów
Polskich. Dlatego turyści i górscy wyjadacze mają na niej uśmiech od ucha do
ucha. Oczywiście ja też miałam. Mimo kilkorga ludzi w schronisku, wliczając w
to Czechów, na samym szczycie byłam sama. Dopiero jak chciałam się ewakuować,
na czubek wspięło się jakieś małżeństwo. Standardowo wymieniliśmy się zdjęciami
i pogawędką. To lubię w górach najbardziej. Spotkania z pasjonatami gór w
różnym wieku i z różnych stron.
W bardzo
dobrym nastroju powędrowałam dalej. Całkiem miło schodziło mi się do Rozdroża
pod Waligórą. Tam chciałam obrać niebieski szlak.

I niby szlakowskaz był. Ale
były też rozjechane drogi w cztery strony świata. Wtedy po raz pierwszy
przekonałam się, że w tej części Sudetów, oznakowanie szlaków jest piekielnie
złe! Nie było żadnej strzałki, wskazującej obranie właściwej ścieżki. Na
Suchawę (928 m n.p.m.) weszłam nieco intuicyjnie, ponieważ nie miałam żadnej
mapy, z wyjątkiem wydruku z komputera. Podobnie inne małżeństwo, które
spotkałam na samym szczycie. Też narzekali na fatalne oznakowanie trasy. Cóż,
pamiątkowa fotka pod tabliczką i powędrowałam w dalszą drogę.
Do pokonania znów
miałam dość strome zejście, ale za to z ładnymi widokami na Góry Kamienne i
Góry Suche, a także majaczące na horyzoncie Góry Stołowe. Można się zapatrzeć w
bezkres. Tylko rozsądek nakazuje przemieszczać się dalej.
A dalej to rozstaj
dróg. Wzrokiem odnalazłam szlak. No pięknie, pomyślałam. Przede mną ciągnęła
się ścieżka ostro pod górę. Krok, oddech, krok, oddech.
I stanęłam
na szczycie Kostrzyny (906 m n.p.m.). To z niej jest najładniejszy widok. Jak
wspominałam wcześniej, z Małpiej Skały widać piękną panoramę na Góry Suche i
Kamienne, a także na Kotlinę Sokołowską oraz Czerwone Skałki na zboczach Suchawy.
Nie ma tu żadnej wiaty, stołów, ławy. Stoisz i patrzysz. Patrzysz i śnisz. Aż
wreszcie podążasz dalej do ostatniego wzniesienia masywu.
Spokojnym
szlakiem doszłam do Włostowej (903 m n.p.m.). Wydeptana trawa wokół słupka z
nazwą świadczyła o licznych butach, których właściciele tu zrobili sobie
zdjęcie. Dołączyłam do nich i ja.
A potem
zaczęło się mozolne schodzenie, które tak naprawdę wtedy zmęczyło mnie
najbardziej. Bo duże kamienie wzdłuż szlaku, do tego usuwające się spod nóg, to
nie jest to, co lubię. Zwiększona ostrożność i fitness dla pośladków. Cieszyłam
się, że nie wybrałam drogi na odwrót, planując całodzienną wycieczkę.
Kiedy już
doszłam do linii lasu, droga, choć wciąż w dół, stała się jednak bardzo
przyjemna. Na zakończenie wędrówki czekała na mnie jeszcze jedna niespodzianka,
świadcząca o dużej popularności tego miejsca, jeszcze na początku XX w.
Otóż kawałeczek
od szlaku znajdują się ruiny Zameczku „Friedenstein”, powstałego na przełomie
XIX i XX w. Zameczek pełnił rolę schroniska dla pacjentów uzdrowiskowych
kurortów, którzy w ramach terapii leczniczej spacerowali po górskich ścieżkach.
Zresztą nie tylko kuracjusze. Turystyka rozwijała się przecież na masową skalę.
Z obiektu zostało niewiele, choć w środku odnalazłam ślady dawnej posadzki.
Kiedyś miejsce to było chętnie odwiedzane, ponieważ stąd już blisko do
Sokołowska, do którego i ja zeszłam. Po drodze zatrzymałam się przy
prawosławnej cerkwi, w której odbyłam niesamowicie ciekawą pogawędkę z młodym księdzem,
który jako jedyny pełni tu posługę. Ale to już opowieść na inną relację.
I tak
zakończyłam swoją wędrówkę tego dnia. Radość wielka. A wspomnienia bynajmniej
nie są suche, podobnie jak nie była sucha koszulka po tym dniu. Ale warto było
przelać pot.
- No i byłam
na koniec w Górach Suchych.
- Fajnie, a
gdzie to?
Fajnie jest
wiedzieć. Jeszcze fajniej tego doświadczyć. Polecam J.
Hej!