Norwegia po raz trzeci,
czyli mojej ochoty na Lofoty
część druga
część druga
Termin: 14-15
sierpnia 2018 r.
Uczestnicy (w kolejności alfabetycznej): Alicja, Anna,
Jacek, Marta, Martyna, Sylwester i ja
Trasa opisana w poście: Gråkallen – Mo i Rana – The
Arctic Circle Center – Skutvik – promem do Svolvær - Ørsvågvær
Nocleg: Ørsvågvær Camping
niedaleko Kabelvåg
Pokonana trasa 14 sierpnia: 899 km z przystankami przy
bramie Koła Podbiegunowego, w The Arctic Circle Center, Skutvik i na promie
Norwegia słynie z przepięknych spektakli na niebie jakim jest taniec zorzy polarnej. Tym razem jednak nie byliśmy o dobrej porze roku, by to zaobserwować.
Poprzedni
post skończył się na Gråkallen, z którego spoglądaliśmy na Trondheim. Pogoda
jak marzenie pozwoliła nam na suchą zaprawę przed kolejnym dniem, ale przed
nami było jeszcze do pokonania mnóstwo kilometrów.
Mimo wszystko w dobrych nastrojach zapakowaliśmy się w samochód i ruszyliśmy w kierunku miejscowości Mo i Rana, która to miejscowość wyznacza początek rejonu koła podbiegunowego, a którego koniec przypada na miejscowość Fauske. Tak mniej więcej.
Mimo wszystko w dobrych nastrojach zapakowaliśmy się w samochód i ruszyliśmy w kierunku miejscowości Mo i Rana, która to miejscowość wyznacza początek rejonu koła podbiegunowego, a którego koniec przypada na miejscowość Fauske. Tak mniej więcej.
Samej Mo i
Rana nie oglądaliśmy, gdyż naszym celem było jak najszybciej dostać się do
promu płynącego na archipelag Lofotów. Ale po drodze grzechem byłoby nie stanąć
przy bramie informującej dobitnie, iż właśnie wkraczamy w krąg polarny. To jak
przekraczanie magicznej krainy, z której co prawda nie wyskoczy nam królik z
kapelusza, ale jakiś renifer na szosę tu już całkiem możliwe. Obowiązkowo
wszyscy wyszliśmy z auta na sesję foto.
Krainę północy Norwegii zamieszkują Norwegowie, Lapończycy, Kwenowie, czyli norwescy Finowie oraz Rosjanie
Kiedy już
wszyscy obfotografowali bramę, zebraliśmy się na króciutki postój, by zjeść
obiad, tzn. suchy prowiant i napełnić żołądki czymś ciepłym. Poszła w ruch kawa
i herbata a także konserwy. A potem znów pomknęliśmy bliżej koła polarnego.
Pogoda nie
zwiastowała niczego dobrego, ale na szczęście tylko nas straszyła chmurami.
Chwilowo było zimno i wietrznie. Mimo to przemierzaliśmy kolejne kilometry.
I wreszcie
zatrzymaliśmy się przy budynku po środku pustkowia, a właściwie w górach
Saltfjellet, a dokładniej w Saltfjellet – Svartisen National Park. Tu zostało
oficjalnie otwarte 13 lipca 1990 r., The
Arctic Circle Center. Placówka ta kryje w sobie restaurację serwującą dania, z
których słynie północ Norwegii, kino, sale wystawowe oraz duży sklep z
pamiątkami. The Arctic Circle Center znajduje się ok. 680 m n.p.m. tuż przy
drodze E6, dlatego nikogo nie dziwi fakt zatrzymujących się tu turystów. Jednak
wszystko tu czynne jest tylko w sezonie, tj. od 1 maja do 5 października.
Jedyna okazja, by zobaczyć Duśkę Kos robiącą jaskółkę na kole polarnym ;) Takie rzeczy tylko w Cudownym Świecie ;) :)
Nie zdążyłam
wejść do sklepu z pamiątkami, ponieważ przy dużym, uśmiechniętym trollu,
pilnującym wejścia, zatrzymał mnie pracownik, który usilnie zabiegał, by
pobawić się moim aparatem. No cóż, skoro chciał i tak ładnie się przymilał,
pozwoliłam mu zrobić zdjęcie. Radośnie dołączyły do mnie Ania z Martyną.
Niestety to, co potem zobaczyłam w kadrze pozostawiam bez komentarza. No jak
można uciąć takiego sympatycznego trolla???
Grunt, że we trzy złapałyśmy tzw. głupawkę i bez słów zapozowałyśmy
wszystkie z trollem, przyprawiając mu rogi J.
Na zewnątrz wszyscy spacerowali wśród ułożonych kamiennych kopczyków. Znów powróciło mi wspomnienie o zamienianych w kamień trollach, które nie zdążyły schować się przed promieniami słońca. Tym razem na niebie pojawiła się tęcza.
Na zewnątrz wszyscy spacerowali wśród ułożonych kamiennych kopczyków. Znów powróciło mi wspomnienie o zamienianych w kamień trollach, które nie zdążyły schować się przed promieniami słońca. Tym razem na niebie pojawiła się tęcza.
Koło
podbiegunowe czy też krąg polarny to równoleżnik ziemski o szerokości geograficznej
66˚33'39"N (to ten na półkuli północnej). Koło podbiegunowe jest w ciągłym
ruchu i zmienia swoje położenie. Na szczęście te różnice są niewielkie i
odbywają się na przestrzeni wielu lat. W dniach przesilenia letniego (czerwiec)
lub zimowego (grudzień) słońce przez całą dobę znajduje się pod horyzontem.
Występuje tam wówczas noc polarna. Słońce przez ponad 24 godziny jest poniżej
linii horyzontu, ale jego promienie nadal trafiają do wyższych warstw
atmosfery, gdzie ulegają rozproszeniu, tworząc zmierzch. To dlatego noc polarna
nie jest tak ciemna jak zwykła noc, którą znamy. W odwrocie do nocy polarnej
jest dzień polarny. Wtedy słońce przez co najmniej 24 godziny nie chowa się za
linią horyzontu. Na biegunach noc i dzień polarny trwają do 6 miesięcy. Taka
ciekawa zależność.
W okolicy
The Arctic Circle Center można odnaleźć dwa pomniki wojenne: Rosji i Jugosławii
z okresu II wojny światowej. Niestety nie mam pojęcia dlaczego akurat te dwa
państwa (dziś już jedno nie istnieje na mapie świata) ma tam swoje pomniki. Rosję tłumaczy może bliska odległość?
Napis na pomniku jest po norwesku i po (chyba) serbsku, a głosi mniej więcej, iż pomnik został wzniesiony dla towarzyszy z obozu na kole podbiegunowym przez przyjaciół z Mo i Rana 24 czerwca 1945 r.
Spacerowałam
pomiędzy kopczykami z kamieni i myślałam, że jeszcze rok wcześniej nie
przypuszczałam, że Duśka znajdzie się na krańcu świata, czyli na kole polarnym.
Choć z polarnikami zaznajomiłam się przy okazji mojej wizyty w fantastycznym
muzeum Fram (Link tu), to przez myśl mi nie przeszło, że moje nogi będą
spacerować po kole podbiegunowym! Fajne uczucie.
Czas nas
gonił, więc znów znaleźliśmy się w samochodzie. Tym razem naszym celem była
miejscowość Skutvik, gdzie planowaliśmy dostać się na prom. Zgodnie
ustaliliśmy, że darujemy sobie podróż do Bodø, gdzie przeprawa promem na Lofoty
trwałaby około 3 godzin. Trochę szkoda, bo miasto to słynie z kilku rzeczy: po
pierwsze miasto to, za swoją siedzibę obrały sobie orły bieliki, które można
obserwować bez problemu; po drugie odkryto tu trzecie pod względem wieku ryty
skalne; po trzecie mają tu najstarszy odkryty w Norwegii instrument muzyczny, który
można zobaczyć w muzeum (choć nie wiem jaki); po czwarte to w Bodø znajduje się najsilniejszy prąd
morski na świecie, a po piąte – zimą z molo w porcie można podziwiać zorzę
polarną. Jako, że na to ostatnie raczej nie załapalibyśmy się o tej porze roku,
dlatego nadłożyliśmy drogi lądem, by krócej płynąć promem. Kiedy to się udało i
samochód stanął w luku, było już ciemno.
Wykorzystaliśmy prawie 2 godziny rejsu na odpoczynek i przytrenowanie oka. Niestety podróżowanie o tej godzinie wykluczyło ten najważniejszy moment, na który tak bardzo liczyłam. Myślałam, że z pokładu promu zobaczę te mityczne olbrzymy wystające z wody. Po ciemku i przy zmęczeniu nie było mowy o zachwycie.
Wykorzystaliśmy prawie 2 godziny rejsu na odpoczynek i przytrenowanie oka. Niestety podróżowanie o tej godzinie wykluczyło ten najważniejszy moment, na który tak bardzo liczyłam. Myślałam, że z pokładu promu zobaczę te mityczne olbrzymy wystające z wody. Po ciemku i przy zmęczeniu nie było mowy o zachwycie.
Zanim
dojechaliśmy do campingu zaczynało już świtać. Około trzeciej w nocy
rozbijaliśmy namiot. Sprawnie i szybko zapakowaliśmy się w śpiwory.
To była kolejna krótko przespana noc, podczas której wszyscy zmarzliśmy, a ja po raz kolejny szłam do łazienki na sztywnych z zimna nogach i przez dłuższą chwilę musiałam się najpierw rozgrzać, zanim zaczęłam poranną toaletę. Tym razem spałam we wszystkim w czym spać mogłam, wliczając w to zwykłe spodnie, polar i kurtkę. Wszyscy zgodziliśmy się z dopłatą do domku, w którym spędziliśmy kolejne noce. Przynajmniej było ciepło i jak się później okazało – sucho. Ale póki co, po rozchyleniu płachty naszego wielogwiazdkowego hotelu, naszym oczom ukazało się niebieściutkie niebo i one… strome góry Lofotów. Na razie te z otoczenia campingu w Ørsvågvær.
Dzięki słonecznej pogodzie, decyzja została podjęta błyskawicznie. Dziś dzień trekkingowy! Szybkie śniadanie, formalności z domkiem i już byliśmy gotowi do drogi. A więc, Lofoty – przybyliśmy! A ja myślałam o tym, że spełnia się mój sen o Lofotach. Kurz z marzenia zaczął sfruwać cienką warstwą, która ulotniła się gdzieś na styku gór z niebem.
To była kolejna krótko przespana noc, podczas której wszyscy zmarzliśmy, a ja po raz kolejny szłam do łazienki na sztywnych z zimna nogach i przez dłuższą chwilę musiałam się najpierw rozgrzać, zanim zaczęłam poranną toaletę. Tym razem spałam we wszystkim w czym spać mogłam, wliczając w to zwykłe spodnie, polar i kurtkę. Wszyscy zgodziliśmy się z dopłatą do domku, w którym spędziliśmy kolejne noce. Przynajmniej było ciepło i jak się później okazało – sucho. Ale póki co, po rozchyleniu płachty naszego wielogwiazdkowego hotelu, naszym oczom ukazało się niebieściutkie niebo i one… strome góry Lofotów. Na razie te z otoczenia campingu w Ørsvågvær.
Można i camperem - wygodny sposób na nocleg (płaci się za miejsce i możliwość skorzystania z ogólnej kuchni i łazienek)
Dzięki słonecznej pogodzie, decyzja została podjęta błyskawicznie. Dziś dzień trekkingowy! Szybkie śniadanie, formalności z domkiem i już byliśmy gotowi do drogi. A więc, Lofoty – przybyliśmy! A ja myślałam o tym, że spełnia się mój sen o Lofotach. Kurz z marzenia zaczął sfruwać cienką warstwą, która ulotniła się gdzieś na styku gór z niebem.
C.d.n. …
Ale bym się tam z Wami złaziła. Troll ujął moje serce, pewnie spędziłabym z nim więcej czasu ;-) I pomyśleć, że nie byłam w Norwegii, a czuję jakby tam mieszkał kawał mojego serca. Piękna wyprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKochana, mi też tęskni się za trollem... Niestety w najbliższej przyszłości nie planuję wracać do tego kraju, ale jak obie dobrze wiemy, w naszym przypadku, nasze plany nie zawsze mają się do tych Najwyższego ;) Będzie co będzie. Za jakiś czas znajdzie się na pewno na blogu, opis najlepszego dnia na Lofotkach. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPiękna ekipa
OdpowiedzUsuńI
Tereny też.
Dzięki Maćku. Najlepsze widokowo zdjęcia będą w następnej relacji z Lofotów. To był też najładniejszy dzień pogodowo, więc i zdjęcia nie będą ponure ;) Pozdrawiam :)
UsuńPiękne krajobrazy nam pokazujesz z tego odległego miejsca w świecie. Jak rozumiem, przygoda dopiero się zaczyna i najlepsze widoki przed nami. A za nocleg w takim miejscu w tym namiocie to Was podziwiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dzięki :) Tak, to dopiero rozgrzewka ;) W następnej relacji z Lofotów pokażę najlepsze ujęcia (moim zdaniem), bo to był najfajniejszy dzień, zarówno dla mnie górołaza, jak i pod względem pogody. Niestety Lofoty kapryszą pogodą, ale i tak to wspaniały kawałek świata. Ściskam! :)
UsuńWpis piękny tak samo jak i zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki! Zapraszam do śledzenia kolejnych wpisów z Norwegii i nie tylko ;) Pozdrawiam weekendowo ;)
UsuńTwoja relacja zapiera dech.
OdpowiedzUsuńDalej i wyżej już nie dało się zatuptusiać?
Szacun wielki!
Oczywiście, Kochana, że się dało i o tym będzie w następnej relacji :) :) :)I mam nadzieję, że wejdziesz tam ze mną czytając. Tymczasem ściskam :)
Usuń