Podróż do książkowego Drohiczyna,
czyli o zderzeniu wyobraźni
z rzeczywistością
Drohiczyn.
Już sama nazwa jest dla mnie jakaś magiczna. Zaczytana w Sienkiewiczu,
wielokrotnie pędziłam na koniu przez łąki i pola majątków ziemskich na kresach
polskich. I za każdym razem nie po drodze mi było zahaczyć o ten kącik w
Polsce. Kiedyś, przejeżdżając niedaleko, postanowiłam, że w końcu przyjdzie
taki czas, że nogi zaprowadzą mnie do historycznej stolicy Podlasia. Moment ten
nastąpił w marcu 2018 r. i nie nogi, a autokar z Warszawy, zabrał mnie w długo
wyczekiwaną podróż.
Tego dnia
znów czułam wewnętrzny spokój, bo wiedziałam, że będę na Podlasiu. Tam
wszystkie troski dnia codziennego tracą na jakimkolwiek znaczeniu. Rano
odwiedziłam Kodeń i Grabarkę, a po południu dojechałam do Drohiczyna. I tu
nastąpiło małe rozczarowanie. Wszystkiemu winna zapewne moja wyobraźnia, gdyż
zestawienie słów Drohiczyn i stolica, sugerowało mi, że zobaczę tętniące życiem
miasto. Tymczasem trafiłam w miejsce na wymarciu. Cisza i pustka. Wszystko
zamknięte już od 16.00. Jedyne formy życia można było zobaczyć głównie przy
miejscowym markecie. A i to tylko przez chwilę, gdy znikały w swoich
samochodach. Nawet niektóre kościoły były zamknięte.
Tuż obok drewnianego domostwa stoi nowy, murowany dom, być może na jednej działce widać żyjące obok siebie pokolenia
Tak, jakby miasto starało się
ukryć. Spacerując po ulicach, dowiedziałam się, że ostatni autobus do Warszawy
odjeżdża parę minut po 17.00, że młodzi ludzie wyjeżdżają do większych miast za
pracą, starzy umierają, zostawiając swoje domy na pastwę losu i wiatru
hulającego przez okna bez kitu i waty między szybami. Że nie, pani, nie zje
pani tu obiadu, bo tu już wszyscy po chałupach siedzą… I choć szczypałam się w
rękę, żeby przestać śnić jakiś sen, który mi się nie podobał, to ta uparcie bolała.
Nawet fakt, że to rodzinne miasto polskiego aktora Daniela Olbrychskiego, nie
wiele działał. Bo nawet miejscowe kino Daniel, nazwane na cześć aktora, było
zamknięte na cztery spusty.
Cóż… postanowiłam jednak zobaczyć co się da. A w
mieście da się zobaczyć, w większości przypadków, jedynie obiekty sakralne. W
miarę jednak, jak doczytywałam o losach poszczególnych budowli, wyłaniała mi
się historia całego miasta. Drohiczyn wiele widział i wiele przeżył. Był miastem, potem wsią i znów miastem. Żył,
umierał i wskrzeszał się pracą mieszkańców i ich wysiłkiem i staraniem. Nie
brakło w jego historii momentów wzniosłych, ale najczęściej pojawiały się te
bardziej raniące. Obecny czas chyba też nie jest łaskawy, ale kto wie? Może
znów się odrodzi? Tego życzę, bo w końcu ma magicznie brzmiącą nazwę. To nic,
że przyziemną w tłumaczeniu (drohi – drogi, czyn – cło) – dla mnie mocno
intrygującą.
Swój spacer
po Drohiczynie zaczęłam od kościoła Panien Benedyktynek p.w. Wszystkich
Świętych, położonych na wzgórzu, tuż nad Bugiem. Oczywiście nadziałam się na
klamkę, ale historia jest ciekawa. Istniejący tu klasztor Benedyktynek wraz z
kościołem, zostały zniszczone w czasie Potopu Szwedzkiego, w 1657 r. Dzięki
wstawiennictwu króla Jana II Kazimierza Wazy i przy wsparciu rodziny Niemirów,
dwa lata później odbudowano klasztor, ale siostry modliły się tylko w kaplicy.
Klasztor był schronieniem dla ubogich i chorych dziewcząt, także tych „moralnie
upadłych”, które siostry resocjalizowały, naprowadzając na dobrą drogę. Tu też
dziewczęta przyjmowały pierwszy w życiu sakrament, jakim jest chrzest. Klasztor
pełnił też funkcję szpitala, gdzie zwożono chorych, dotkniętych zarazą w czasie
epidemii dżumy na Podlasiu w latach 1709 – 1714. Cztery siostry zmarły w wyniku
zarażenia się tą paskudną chorobą.
W
1623 r. Wojciech Niemira, kasztelan i wojewoda podlaski, ofiarował plac pod
budowę kościoła i klasztoru w Drohiczynie. Jego celem było stworzenie
możliwości edukacji dziewcząt z możniejszych rodów szlacheckich na Podlasiu. Z
własnych środków Niemira wzniósł drewniany klasztor i kościół p.w. Wszystkich
Świętych. Środki pieniężne sióstr zasiliły też dobra ziemskie, które
odziedziczyła Zofia Kiszko, córka starosty drohickiego. Przybyła ona do miasta
z klasztoru w Toruniu wraz z 11 zakonnicami, stając się tym samym pierwszą
przeoryszą. W 1734 r. rozpoczęto budowę murowanej świątyni i budynków
wchodzących w skład klasztoru. Projektantem kościoła był najprawdopodobniej
Jakub Fontana.
Kościół Panien Benedyktynek p.w. Wszystkich Świętych na starej rycinie - tu dobrze widoczne położenie na wzniesieniu nad Bugiem
Po III rozbiorze Polski, ziemie położone za Bugiem przejęli
Austriacy, a ziemie i gospodarstwo Prusacy. Zakonnice stały na straży
polskości, za co w 1854 r. rząd carski nakazał zamknięcie kościoła. Dwa lata
później zamknięto klasztor, a siostry zostały wywiezione do Wilna. Jednak
cztery z sióstr najwidoczniej wróciły, bo wraz z czterema siostrami Szarytkami
osiadły w Drohiczynie. W czasie Powstania Styczniowego pomagały one powstańcom
i prowadziły polską (!) szkołę. I zostały za to ukarane. Siostry Szarytki
dostały wysokie kary pieniężne i zostały wydalone z Drohiczyna. Siostry
Benedyktynki zaś osadzono w więzieniu w Bielsku Podlaskim, a następnie
przewiezione do Grodna. I to pod eskortą. Kościół i klasztor zamknięto i
nakazano jego rozbiórkę. Świątynię przez chwilę używać miały prawosławne mniszki.
W końcu w 1885 r. pomieszczenia klasztorne zamieniono na koszary wojskowe. Po
odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w 1918 r. rozpoczęto odbudowę kościoła,
który odtąd służył jako kościół szkolny. Niestety okres 1939 – 1941 to czas
sowietów, a ci jak wiemy, nie mieli do niczego szacunku. W świątyni zrobili
m.in. … szalet, który służył żołnierzom strzegącym granicy na Bugu. Znowu
podczas niemieckiej okupacji, czyli w latach 1941- 1944, kościół Benedyktynek
funkcjonował jako jedyny w Drohiczynie, ponieważ ten parafialny był zniszczony.
Po blisko 110 latach tułania się po świecie, w 1957 r. Benedyktynki wróciły do
Drohiczyna, wypędzone z Nieświeża. Dziś wciąż odbudowują swój klasztor na
zarysie dawnych fundamentów. Jako, że świątynia była zamknięta, nie miałam
możliwości zobaczenia jej stanu wewnątrz.
A skoro
byłam nad Bugiem, to kolejny krok zrobiłam w stronę punktu widokowego na zakole
rzeki. Historycznie tu biło serce Drohiczyna. Tu bowiem, na skarpie zbudowali
gród książęta litewscy i mazowieccy w XIV lub XV w. Po zamku nie pozostał żaden ślad. Chociaż nie,
bo prace archeologiczne prowadzone w 2012 r. odkryły zarys jego kamiennych
fundamentów.
Jakby jednak ktoś się zgubił, to takie sympatyczne kierunkowskazy wiszą na parkanie ;) W tle punkt widokowy na zakole rzeki Bug
Na szczycie wzniesienia znajduje się obelisk wzniesiony w X
rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę. To właśnie z Góry Zamkowej
roztacza się piękny widok na zakole Bugu. Po drugiej stronie kiedyś była druga
część miasta, jako, że dzieliło się ono na Drohiczyn Lacki i Drohiczyn Ruski
(po lewej stronie Bugu). Dziś króluje tu dzika zieleń. Słońce powoli
zachodziło, rozlewając się po niebie. Jak dla mnie, to była najlepiej spędzona
chwila w Drohiczynie. I chyba najładniejsze dla miasta miejsce.
Obok Góry
Zamkowej można zobaczyć jeden z bunkrów, wchodzący w skład schronów bojowych umocnienia
linii Mołotowa z lat 1940 – 41. Na terenie miasta i wokół niego znajduje się 12
takich bunkrów. Niemi świadkowie tragicznych wydarzeń, dziś już bardzo
odległych dla młodzieży.
Zaraz po
zejściu z Góry Zamkowej poszłam do jedynego otwartego kościoła w mieście, czyli
do katedry – Kościoła Trójcy Przenajświętszej i Klasztoru Pojezuickiego. Duże
założenie widać nawet z drogi do miasta. I podobnie jak u Benedyktynek, smutna
historia nie ominęła oo. Jezuitów.
Świątynia
rzymskokatolicka mogła istnieć w Drohiczynie już w II połowie XVIII w. Książę
mazowiecki i krakowski Konrad I, w 1237 r. osadził na zamku rycerski Zakon
Braci Dobrzyńskich. I to prawdopodobnie oni zbudowali pierwszy kościół, który w
1241 r. został zniszczony w czasie najazdu księcia halicko-włodzimierskiego
Daniela Romanowicza na Polskę i Węgry. Następnie książę Daniel ufundował w
Drohiczynie kościół p.w. Przeczystej Bogarodzicy. W tej świątyni w 1253 r.
otrzymał koronę króla Rusi. Warto dodać, że był jedynym w całej historii.
Według tradycji, w 1386 r., wielki książę litewski i król Polski, Władysław
Jagiełło, zaraz po swoim chrzcie, ufundował w Drohiczynie na górze zwanej
Poświętne, kościół parafialny p.w. Trójcy Przenajświętszej. Król Zygmunt I
Stary wystawił nowy dokument fundacyjny kościoła, jako fary. Dodatkowo w 1535
r. zwolnił mieszczan drohickich z płacenia danin przez sześć lat z racji
pożaru, który strawił miasto. Dwadzieścia lat później stanęła nowa świątynia,
tym razem murowana.
W 1657 r., w czasie Potopu Szwedzkiego, kościół – a jakże –
został zburzony przez wojska księcia siedmiogrodzkiego Jerzego II Rakoczego. Na
zaproszenie ówczesnego proboszcza, ks. Pawła Jędrzeja Petrykowskiego (lub
Potrykowskiego), 21 sierpnia 1654 r. przybyli z Pułtuska oo. Jezuici. Pięć lat później,
po zniszczeniu Drohiczyna, król Jan II Kazimierz Waza wydał przywilej na przekazanie
zakonowi Jezuitów zwierzchnictwa nad parafią. Pierwszy proboszcz zaczął
urzędować w 1661 r. W tym samym roku, swą działalność rozpoczęła szkółka
parafialna. Oo. Jezuici zbudowali najpierw kościół drewniany, który zniszczono
w 1651 r. Odbudowano go, ale ten znów spłonął w 1660 r. W 1668 r. papież Klemens
IX zatwierdził fundację kolegium oo. Jezuitów przy kościele Trójcy Świętej.
Murowany klasztor (obecna siedziba Wyższego Seminarium Duchownego) był
wznoszony etapami w latach 1729-1744.
Następnie wzniesiono istniejący do dziś
kościół p.w. Trójcy Przenajświętszej, internat dla ubogiej szlachty oraz gmach
kolegium. Wspomniana szkółka parafialna, powstała w 1661 r. , w 1747 r.
uzyskała rangę kolegium (Collegium Nobilium). Uczono w niej gramatyki, poetyki,
retoryki, teologii i filozofii. Uczniowie (głównie z całego Podlasia i
wschodniego Mazowsza) mieli do dyspozycji bibliotekę wyposażoną w wiele
książek. W 1774 r. Komisja Edukacji Narodowej, po kasacie zakonu Jezuitów,
przekazała kolegium oo. Pijarom. W ramach represji po Powstaniu Listopadowym,
władze zamknęły szkołę i nowicjat, a w 1845 r. skasowały klasztor. Od 1808 r.
do 1842 r. Drohiczyn był miastem powiatowym. Status miasta stracił 1 stycznia
1863 r. W 1883 r. skasowano szkołę pijarską.
Grób Pański - akurat byłam w okresie przed Wielkanocą - dla mnie im mniej, tym lepiej. Prosty przekaz.
Kościół p.w. Trójcy
Przenajświętszej, jako jedyny w Drohiczynie, nie został zamknięty i
zdewastowany w czasie zaboru rosyjskiego. To nastąpiło dopiero w czasie
okupacji sowieckiej w latach 1939-1941. W zrujnowanych wnętrzach świątyni
urządzono… stajnię. A za czasów okupacji niemieckiej, w latach 1941-1944,
Niemcy urządzili tu… strzelnicę. Po wojnie parafianie wraz z kolejnymi
proboszczami, włożyli wiele wysiłku, by doprowadzić zabudowania poklasztorne
wraz ze świątynią, do stanu używalności. Teraz w dawnych gmachach pojezuickich,
mają swoją siedzibę: Kuria Diecezjalna oraz Wyższe Seminarium Duchowne
Najświętszego Serca Pana Jezusa. 5 czerwca 1991 r. papież Jan Paweł II,
powołując do istnienia Diecezję Drohiczyńską, podniósł kościół do rangi
katedry. Podobnie, jak w całym mieście, również i tu brakowało ludzi. Ci, co
przyszli modlili się w cichym kościele…
Tablica pamiątkowa poświęcona księdzu Ignacemu Kłopotowskiemu, proboszczowi Katedry Praskiej w Warszawie p.w. św. Floriana, który w drohiczyńskiej świątyni został ochrzczony
Drohiczyn to
tygiel różnych wyznań. Obok katolików żyją prawosławni. Dla nich miejscem
świętym jest jedyna w mieście cerkiew św. Mikołaja. Jest to ich parafia. Początki
tej wiary w mieście sięgają XI w. A data
powstania parafii św. Mikołaja wiąże się z budową drewnianej cerkwi ok. 1626 r.
Przez czas jakiś świątynię przejęli, sądowym wyrokiem, unici. Wyznawcy
prawosławia w 1763 r. rozpoczęli budowę murowanego kościoła, ale unici również
i tę świątynię przejęli. Drewniany kościółek spłonął w 1806 r. W związku z
likwidacją unii, reaktywowano parafie prawosławną w 1838 r. Oprócz niej
funkcjonowały jeszcze dwie cerkwie, ale obie już nie istnieją. Na terenie
parafii działały szkoła oraz szpital, prowadzone przez prawosławne mniszki. Na
skutek przesiedleń i wygnań, parafia przestała istnieć w 1915 r. Reaktywacja
parafii nastąpiła dopiero w czasie II wojny światowej. Jak widać na przykładzie
tej cerkwi i ta religia nie była wolna od prześladowań, pożarów, nieszczęść.
Miałam możliwość wejścia do środka, jednakże poproszono mnie o nierobienie
zdjęć wewnątrz świątyni. Uszanowałam to i mogę tylko dodać, że wnętrze cerkwi
nie różni się od innych tego typu i na Podlasiu.
Ostatnim
kościołem, który oczywiście był zamknięty, był wspomniany wcześniej kościół pofranciszkański
pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP. Według zapisów klasztornych, oo. Franciszkanie
osiedlili się na placu, zwanym „Narożnikiem”, a konwent założył wojewoda
litewski i starosta drohicki, Mikołaj Nassuta z Międzyrzeca. W 1409 r. został
wzniesiony drewniany klasztor i kościół p.w. Wniebowzięcia NMP. Zbudowano go w
miejscu, gdzie dawniej stała świątynia Przeczystej Bogarodzicy, ta sama, w
której koronował się książę halicko-włodzimierski – Daniel Romanowicz. Pierwsza
wzmianka pisana pochodzi z 1470 r. i informuje o tym, kto wówczas był
dobrodziejem klasztoru. W 1583 r. dobra franciszkańskie zostały spalone przez
wojska innowiercze. Około 1595 r. spłonął drewniany kościół, który odbudowano.
Niestety w 1601 r. pożar strawił znaczną część miasta, w tym również kościół
oo. Franciszkanów. Ponownie stanęła w tym miejscu drewniana świątynia. W czasie
Potopu Szwedzkiego, klasztor zniszczono, a wojska kozackie, szwedzkie i
siedmiogrodzkie nie bacząc na nic, zamordowały kilku mnichów.
Około 1678 r.
ojciec Antoni Gałecki rozpoczął budowę murowanego kościoła p.w. Wniebowzięcia
NMP. Budowa zakończyła się ok. 1715 r. Kolejne lata to liczne przebudowy i
rozbudowy zaplecza klasztornego. Mnisi wspomagani byli przez bogatych
darczyńców, którzy nie szczędzili na to środków finansowych. Franciszkanie
przebywali w Drohiczynie do 1832 r., kiedy to z rozkazu rządu gubernialnego,
zostali wydaleni z miasta. Na ich miejsce, w 1836 r. rząd carski sprowadził
mniszki prawosławne. Kościół zmieniono na cerkiew, a w dawnym klasztorze było
więzienie. Po Powstaniu Styczniowym budynek służył jako wojskowe koszary.
Po
odzyskaniu niepodległości odrestaurowano klasztor i umieszczono tu gimnazjum
im. J.I. Kraszewskiego. W 1929 r. przystąpiono do odbudowy kościoła, jednak w
czasie działań podczas II wojny światowej, uległ on dewastacji. Wojska
sowieckie urządziły sobie w kościele… śmietnik, a następnie podpalili
świątynię. Po wojnie podjęto starania o odbudowę kościoła. Od 1949 r. jest to
kościół filialny (szkolny) parafii drohiczyńskiej. A od 2000 r. cały teren
przeznaczono na cele diecezjalne. Mieści się tu m.in. Muzeum Diecezjalne,
Podlaskie Centrum Dialogu i Dom Księży Emerytów.
Jak widać na
podstawie opisu budynków sakralnych, Drohiczyn to miasto, które było pod opieką
królów, zamożnych dostojników, wpływowej szlachty i zwykłych mieszkańców
podlaskiej miejscowości i okolic. Historia nie szczędziła mu smutnych chwil,
ale też uczyniła stolicą Podlasia. Myślę, że teraz, kiedy tytuł ten przypada
wielkiemu miastu, jakim jest Białystok, raczej będzie trudno dorównać małemu
Drohiczynowi. Ale byłoby wspaniale, gdyby to senne miasto znów tętniło życiem,
zwłaszcza w sobotę po 16.00. Tymczasem
zmierzch zapadł szybko i czas było wracać do domu. Z cichego i malowniczego
Drohiczyna do rozkrzyczanej Warszawy…
Gdybym miał opisać moje wrażenia z pobytu w Drohiczynie znalazłbym u Ciebie wiele podobnych spostrzeżeń. Ty nie byłaś w kościele św. Franciszka, ja w cerkwi, bo była zamknięta. Podobnie jak i kościół Benedyktynek. Jedyne co nas różni to pora roku, bo ja zwiedzałem Drohiczyn latem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No właśnie... Ale trzeba przyznać, że miejscowość jest malowniczo położona i ma taką ładną nazwę :) Może za jakiś czas zaskoczy jakimiś dodatkowymi atrakcjami? Kto wie, przecież to magiczne Podlasie. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńTaki już "urok" małych miejscowiści, bezlitośnie drenowanych z ludzi i środków przez metropolie. Pewnie gdyby nie ta pora roku, to bylo by coś się działo. Z drugiej strony, widocznie za mało tam turystów by komuś opłacało się inwestować w ten rynek.
OdpowiedzUsuńMłodzi ludzie uciekają do większych miast za pracą. Trudno się dziwić, tak się działo zawsze. A jeśli chodzi o brak turystów, to akurat dla mnie super, bo wciąż Podlasie jest ciche i spokojne i nie tchnie komerchą na kilometr, a ludzie tam życzliwi są naprawdę. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńDokładnie tak!
UsuńZ Warszawy do Drohiczyna autobusem - jesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś to miejsce. Sienkiewicz byłby z Ciebie dumny. :)
Podlasie ciągle przed nami...
Jeszcze raz dziękuję za rozmowę.:)
Nadal nic nie ma ... Ty wiesz o co chodzi.
Pozdrawiam Cię cieplutko. Buziaki!!!
Myślę, że mogłabym się zaprzyjaźnić z Henrykiem ;) Żałowałam, że nie udało mi się dotrzeć jeszcze do Oblęgorka, gdzie mieszkał i tworzył. Ale wszystko przede mną.
UsuńBasiu, wytrwałości. Ja wierzę, że będziesz miała świąteczny prezent w postaci słów: wszystko ok. Ty też w to uwierz, razem zwiększymy szansę. Tymczasem ściskam Cię mocno :)
Ładne fotki ^.^
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam na inne wpisy. Pozdrawiam serdecznie😊
UsuńŁadne to wszystko. Ten ostatni domek u góry posta do złudzenia przypomina mi ten w mojej miejscowości. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTakich domów jest w Polsce wiele. W pewien sposób mnie rozczulają. Świadkowie minionych lat... Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPiękne i niedocenione miasteczko. Tutaj jezdziłem na wagary, podziwiając zakole Bugu z Góry Zamkowej :)
OdpowiedzUsuńDrohiczyn na wagary? Hmy... no tak, wtedy nie patrzy się na zabytki i historię :) :) :) A zakole Bugu romantyczne... Dobra, nie pytam o nic ;) Serdeczności!
Usuń