Jedno oko na Soko,
drugie na okolicę,
czyli o urokach życia kuracjusza
Niby uznaję
się za osobę jeszcze młodą. Niby słucham mojego organizmu, który wysyła mi
sygnały, żebym zwolniła. Niby staram się przestrzegać zaleceń lekarzy… Wszystko
na niby, chociaż nie do końca. Oczywiście, czuję się młodo i pewnie przy
zmianie kolejnego numerka w peselu, nadal będę się tak czuć. Nie zmienia to
faktu, że moje ciało i umysł starzeją się jak u wszystkich. Zazwyczaj sanatoria
kojarzyły się tylko z osobami starszymi, chorobami, cierpieniem i wegetacją rezydentów.
Zdecydowanie nie chcę jeszcze zaliczać się do zwolenników takich wczasów. Wolę
aktywnie spędzać czas i udawać, że ta zadyszka to tylko chwilowe rozminięcie
się z kondycją. Nie mniej jednak warto wspomagać swój organizm świeżym powietrzem
i długimi spacerami, niekoniecznie wspinając się po górskich trasach. I dziś
chciałabym Was zaprosić do spaceru po urokliwej i nieco zapomnianej
miejscowości, która jeszcze 100 lat temu tętniła życiem kuracjuszy, wiodących
tu także życie towarzyskie.
Ta maleńka
wieś, do której Was zapraszam, to Sokołowsko, leżące w województwie
dolnośląskim, w Górach Suchych, w Sudetach Środkowych. I choć mówi się, że to
wieś, to status taki otrzymała dopiero na początku XXI w. Jedno gospodarstwo
rolne z dotacją unijną dało osadzie sołtysa, a więc mamy pełnoprawną wieś.
Kiedy
dokładnie powstała ta osada ludzka, nie wiadomo. Zapewne związana była z
pobliskim zamkiem Radosno, który opisałam przy okazji wędrówki na Waligórę.
Pierwsza wzmianka pochodzi z 1357 r. i mówi o wsi Goerbersdorff, założonej
prawdopodobnie przez zakon oo. Benedyktynów w Broumovie. Miejscowość przechodziła z rąk do rąk, zmieniając
właścicieli aż do XIX w.
Domy szachulcowe były kiedyś na porządku dziennym, dziś stosuje się je także jako element dekoracyjny
Wtedy to nabył ją hrabia von Hochberg. Tak, ten sam,
który założył w Książu swoją rodową siedzibę. W 1849 r. przyjechała tu pewna
hrabina (von Colomb?), która zachwyciła się tutejszym krajobrazem. Namówiła
swego szwagra, doktora Hermanna Brehmera (1826-1889) na stworzenie uzdrowiska, leczącego
metodą hydroterapii Vincenta Priessnitza. Zmarły w Sokołowsku niemiecki lekarz
Brehmer był pionierem klimatyczno – dietetycznego leczenia gruźlicy.
Wykorzystywana przez niego metoda wodolecznictwa podzielona jest na kilka
części i obejmuje kąpiele, natryski czy kompresy. Zabiegi te wpływają
korzystnie na układ krążenia oraz układ nerwowy.
Hydroterapią
a także medycyną niekonwencjonalną zajmował się samouk Vincent Priessnitz,
który także „leczył” wodą w XIX w. Promował spacery, gimnastykę, zimne okłady a
także dietę opartą na wodzie. Był gorącym zwolennikiem hartowania organizmów przez
lodowate prysznice. Od jego nazwiska wzięła się spolszczona wersja słowa „prysznic”.
Ale wracając
do doktora Brehmera… W 1855 r. w Sokołowsku właśnie otworzył pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium dla
gruźlików. I to, co jest najbardziej ciekawe, to fakt, że na wzór zakładu we
wsi, założono ośrodek leczenia gruźlicy w szwajcarskim Davos. Uzdrowisko
prosperowało świetnie, choć nie było tanie. Ciekawostką jest informacja, że już
przed 1888 r. zakład posiadał pocztę i telefon. W 1887 r. w ośrodku leczyło się
730 kuracjuszy!
Bliskim
współpracownikiem Brehmera stał się Alfred Sokołowski. To od jego nazwiska
pochodzi nazwa wsi. Dzięki niemu miejscowość zawdzięcza swój rozwój jako
uzdrowiska. To tu prowadził on badania nad leczeniem chorób płuc z
wykorzystaniem klimatu. Działo się to na przełomie XIX i XX w. Profesor był
swego rodzaju prekursorem leczenia chorób układu krążeniowo – oddechowego.
Wyobraźcie sobie, że dawniej powszechnym było podawanie pacjentom alkoholu jako
jednego z elementów terapii przeciwgruźliczej. Miało to zwiększać ukrwienie
płuc u gorączkujących pacjentów. Doktor jednak postulował kuracje sanatoryjne,
świeże powietrze i dietę. Sokołowsko nadawało się do leczenia płuc wręcz
idealnie. Klimat wsi jest dwojaki: od zacisznego dna doliny, w której
znajdowały się niegdyś tętniące życiem sanatoria, aż do wiatrów na stokach otaczających
Sokołowsko. Choć wieś jest ponoć najzimniejszą miejscowością tej części Gór
Suchych, to mieszkańcy za to są ciepli i serdeczni, o czym mogłam się przekonać.
Sanatorium dra Brehmera widziane od strony drogi. Jak dla mnie to ogromne gmaszysko robi wielkie wrażenie. Ciekawa jestem jakie były tu wnętrza...
Budynek dawnego obserwatorium. Budowla została zbudowana ok. 1876 r. wg projektu E. Opplera. Jest z cegły w stylu neogotyckim. Pierwotnie dach budynku był płaski i mieścił taras obserwacyjny. Obecnie dach pokrywa oryginalny łupek, a całość pełni rolę mieszkalną.
Do „śląskiego
Davos”, jak zwykło się mawiać, przyjechał także znany doktor Tytus Chałubiński.
On także zainteresował się metodą leczenia gruźlicy dzięki odpowiedniemu
mikroklimatowi. I jak wiemy, z powodzeniem rozwinął swą działalność w
Zakopanem, w którym do dziś istnieje szpital gruźliczy.
Kiedy Niemcy
ponieśli porażkę w czasie II wojny światowej, wieś zajęli Rosjanie. Ale wkrótce
oddano ją władzom polskim. Niemieckich mieszkańców wysiedlono do Niemiec, a w
ich miejsce przyszli polscy przesiedleńcy. Oficjalnie w 1946 r. Goerbersdorff
stał się Sokołowskiem. Nadal funkcjonował jako uzdrowisko, tym razem o profilu
leczenia chorób dróg oddechowych, co oczywiście wiązało się też z leczeniem
przeciwgruźliczym. Budynek przetrwał dziejowe zawieruchy, choć jest obecnie w
opłakanym stanie. Ale pojawiło się światełko w tunelu. I jak zawsze… chęci są,
pomysły są, ale pieniędzy brak.
Jedno z drzew w parku zdrojowym dawnego sanatorium. Mimo deszczu, w styczniu poczułam jedność z tymi drzewami, które nie jedno powiedziałyby, gdyby przemówić umiały
Sokołowsko
jest bardzo klimatyczne, sprzyja też wielu pozytywnie nastawionym do życia ludziom,
w tym artystom i ludziom kultury. Przez jakiś czas mieszkał tu reżyser filmowy
Krzysztof Kieślowski, który w młodości miał problemy z płucami.
Budynek "Steinhaus". Powstał około połowy XIX w. Jest pozostałością istniejącego w tym miejscu gospodarstwa. Obecnie mieści się tu prywatna galeria sztuki oraz biblioteka publiczna
Dawny zajazd dla cesarza, czyli Gasthaus "Zum Deutschen Kaiser", potem przekształcony w Biuro Usług Kuracjuszy. Jakoś ta nazwa kojarzy się z minioną epoką :)
Od 2011 r.
odbywa się w Sokołowsku festiwal filmowy „Hommage à Kieślowski”, skupiający się na twórczości i postaci reżysera.
Jego organizatorem jest Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ, która odkupiła w
2007 r. dawne sanatorium Brehmera i pomału odbudowuje spalony w 2005 r. budynek.
W nim mieści się Międzynarodowe Laboratorium Kultury wraz z Archiwum twórczości
Krzysztofa Kieślowskiego. Jak na tak małą wieś – inicjatywa godna pochwały i
szerokiej promocji. Szkoda, że tak mało się to nagłaśnia. Byłam pod dawnym sanatorium
dwa razy i za każdym spojrzeniem miałam ochotę przeskoczyć parkan i wejść do
środka budynku, żeby zobaczyć jak wyglądają wnętrza. Jeśli już budynek budzi
podziw, to myślę, że i wnętrza były z rozmachem. Może zachowały się wewnątrz jakieś
sztukaterie, pewne elementy dekoracyjne, może jakieś malowidła ścienne? Tego
nie wiem, bo obiekt jest zamknięty. Trzymam kciuki, żeby pewnego dnia otworzyły
się drzwi sanatorium Brehmera i żeby budynek znów przyjmował odwiedzających.
Może niech to będzie dla kuracjuszy leczących tu swoje złamane serca albo skołowane
dusze? Ale niech obiekt żyje i prosperuje jak za czasów swej świetności.
Spacerując,
jak przykładny pacjent, po uliczkach Sokołowska, można natknąć się i na inne
zabytki. Na listę Narodowego Instytutu Dziedzictwa wpisane są oprócz dawnego
ośrodka doktora Brehmera, także historyczne założenie urbanistyczne z 1854 r.
oraz cerkiew prawosławna pod wezwaniem Michała Anioła z początku XX w. To właśnie
w tym ostatnim obiekcie, schodząc z Waligóry, odpoczywałam ucinając sobie pogawędkę
z opiekunem świątyni, jedynym posługującym tu księdzem prawosławnym. Dziwić
może skąd tak blisko granicy z Niemcami i Czechami, którym bliżej do ewangelików,
jest postawiona taka mała cerkiewka obrządku wschodniego. Zbudowana w 1900-1901
roku, ceglana świątynia służyła licznym kuracjuszom sanatoriów Sokołowska,
którzy także przybywali z naszych wschodnich rubieży, gdzie mieli swoje
majątki. Brakowało we wsi świątyni dla wyznawców prawosławia. I tak powstała,
by po II wojnie światowej zostać zdewastowaną i zapomnianą. Ponieważ stoi na
uboczu, przez pewien czas była kostnicą. A potem prywatnym domkiem letniskowym.
Dopiero staraniem świątyni prawosławnej św. Cyryla i św. Metodego we Wrocławiu,
cerkiew odzyskano, wyremontowano i dziś pełni rolę zgodnie ze swoim przeznaczeniem.
Należy dodać, że to jedyna oryginalna świątynia wschodniego obrządku,
znajdująca się na zachodzie Polski.
Wald Quelle - Leśnie Źródło z XIX w. Po obu stronach znajdowały się kiedyś inskrypcje, obecnie zatarte przez czas i warunki atmosferyczne: z lewej: "Bin Jeder soll nach seiner Lust geniefsen" - "Wszyscy powinni cieszyć się jego przyjemnością" i z prawej: "Für manchen Wanderer soll die quelle fliefsen. Goethe" - "Dla niektórych wędrowców źródło powinno płynąć. Goethe"
Sanatorium Biały Orzeł. Jest to dawne sanatorium dra Rőmplera, obecnie Dolnośląski Ośrodek Opieki Międzypokoleniowej
Z innych
zabytków Sokołowska należy wymienić: kościół ewangelicki, obecnie Matki Bożej
Królowej Świata, drewnianą zabudowę czy opisany już przeze mnie wcześniej,
zameczek Friedenstein, wybudowany w XIX i XX w.
Zabytkowy, zbudowany w 1803 r. szachulcowy dom noblisty Gerharda Hauptmanna. Pisarz przebywał tu i tworzył na początku XX w.
Jeden z najstarszych domów w Sokołowsku. To tzw. Dom Pisarza. Powstał w XIX w. i jest przykładem na ludowe budownictwo tych terenów. W domu tym przebywał i tworzył niemiecki poeta A. Brachvogel. Szkoda, że dach pokryty jest rakotwórczym eternitem...
Zimą odwiedziłam miejsce, gdzie kiedyś stał Pawilon Humboldta. Został on postawiony w latach 60 XIX w. na cześć profesora Alexandra von Humboldt, słynnego niemieckiego naukowca i prywatnie przyjaciela dra Brehmera. Na tarasie z piaskowca stała budowla o jednym pomieszczeniu w konstrukcji szachulcowej. We wnętrzu znajdowało się popiersie słynnego naukowca.
Obecnie pod podstawą budynku znajduje się ujęcie źródlanej wody, a na tarasie drewniana łódź. Skąd łódź w górach? Może to takie skojarzenie z wodą?
Ja w każdym razie obrałam kurs na Waligórę, którą próbowałam dostrzec poprzez śnieżną zadymkę połączoną z deszczem
Nie
przypuszczałam, że taka mała wieś, może kryć w sobie tyle historycznie
interesujących miejsc. I o każdej porze roku, a byłam i latem i zimą, może
okazać się rewelacyjnym strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o odpoczynek od
tłumu turystów. A jeśli dodamy do tego filmowe pokazy, przepyszną bezę w cukierence czy mini
koncerty w knajpce Palmiarnia, to już w ogóle można zapomnieć o wielkomiejskim
życiu i bohemie wielkich miast.
Żeby nie było, że tylko w Warszawie, ale i w Sokołowsku spotkałam bałwana ;) I miał nawet kapelusz z piórkiem - taki góralski akcent
Z jednej strony życzę, by Sokołowsko rozwijało się
i żyło, jak niegdyś, a z drugiej, by zachowało swój kameralny klimat. Jak się potoczą
jego dalsze losy, zobaczymy w przyszłości. Tymczasem nie mówię temu miejscu „pa”,
raczej „do zobaczenia”.
A tak wygląda radość na chudych nóżkach :)
Z tego miejsca pragnę podziękować moim Przyjaciołom, którzy "przechowali mnie" przez kilka dni, dali potrzebną do życia energię i nie pozwolili, bym pogrążyła się w obezwładniającym smutku. Dziękuję!
Sokołowsko - bardzo ciekawe miejsce na mapie Polski. Szkoda tylko, że "niedoinwestowane" bo ma ogromny potencjał. Jak ostatnio tam byłam, to Sanatorium było w remoncie. Ciekawa jestem jak idą prace no i jaką funkcję docelowo będzie pełnił ten piękny budynek.
OdpowiedzUsuńMiałam podobne odczucie. Miejsce zapomniane... ale z bogatą historią i dużymi możliwościami. Na wszelkie przedsięwzięcia i prace potrzeba funduszy, a tych zawsze brakuje, więc i remont sanatorium trwa długo i etapami. Ale wierzę, że kiedyś znów będzie chlubą Sokołowska. Pozdrawiam Cię ciepło! :)
UsuńDuśka, Ty tak nie promuj Soko, bo hordy turystów zrobią nam zajazd! 😀 Ale i tak brawa za wpis! Tylko to studium przypadku...hm... :-)
OdpowiedzUsuńNo jakoś tak nie mogłam się opędzić od skojarzeń z Wami ... Ale to jest właśnie to, co napisałam - z jednej strony chciałabym, żeby o Soko było głośno, żeby to miejsce żyło, dawało innym chleb, a z drugiej strony, niech będzie tak fantastycznie ciche i spokojne, jak jest teraz... Takie moje rozdarcie... Buziaki dla Was! :)
UsuńFajnie tam! A w takim neogotyckim sanatorium a'la Hogwart to sam by poszalał ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda że zamknięte.
Mnie też korciło, żeby tam wejść. A swoją drogą w takich klimatach i wnętrzach to nawet przyjemnie się chorowało ;) Może kiedyś to miejsce będzie znów tętnić życiem, tylko teraz już ludzi zdrowych. Pozdrawiam :)
UsuńBardzo fajny wpis o Sokołowsku. Generalnie miejscowość znam, bo wielokrotnie w niej byłem, ale kilka nowych informacji się dowiedziałem u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńOoo, no proszę! :) A zdradzisz czego nowego się dowiedziałeś o Sokołowsku?
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Na przykład, że hrabia von Hochberg był też właścicielem Sokołowska.
Usuń:) Pomyśl co by było, jakby w Sokołowsku założył swoje rodowe gniazdo :) A tak większość turystów ciągnie do Książa :)
UsuńŁał, jakie ciekawe miejsce i zimą i latem.
OdpowiedzUsuńZapisuję na listę.
Dla mnie jesteś KRÓLOWĄ TUPTUSIANIA!!!
Wow, co za komplement! Jeszcze nikt mnie tak nie nazwał. Dziękuję :) A miejsce bardzo ciekawe i urocze. I jeszcze póki co ciche i spokojne.
UsuńFajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuńWitaj :) Dziękuję i zapraszam do innych wpisów. Można buszować do woli. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuńdrobna uwaga do pięknego opisu Sokołowska. K.Kieślowski mieszkał tu kilka lat jako młody chłopak z matką, ponieważ jego ojciec był w pacjentem jednego z sanatatoriów .Tu ponoć złapał filmowego bakcyla oglądając filmy z dachu kina.
OdpowiedzUsuńPrawda! Choć tym razem nie rozwijałam wątku samego Kieślowskiego, a jedynie nawiązałam do jego osoby. Ale to prawda, że niedomaganie ojca sprawiło, że rodzina się tu przeniosła.
UsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do pozostania na blogu :)