I have a dream,
czyli o tym,
że każdy ma jakieś marzenie
Ja też
miałam. Odkąd zobaczyłam teledysk Skaldów „ Z kopyta kulig rwie” a potem
oglądając „Potop” i pamiętną scenę kuligu. Zapragnęłam być jak Oleńka Bilewiczówna,
otulona w futrze i otoczona ramieniem Kmicica. No cóż… Taka ta moja
romantyczność, zawsze się gdzieś wydostanie na zewnątrz… Ale cóż począć, kiedy
nie ma już takich zim przez kolejne lata, żeby można było gdzieś dorwać te
sanie (o Kmicicach czy Janosikach przy pannach nie wspomnę). Ale marzyć zawsze
można, bo to nic nie kosztuje. I tak sobie marzyłam od małej dziewczynki o tym
kuligu, marzyłam, tymczasem pozostawało mi tylko zadowalać się saneczkami
ciągniętymi przez samochód lub traktor. Teraz to surowo zabronione pod karą
mandatu. Po latach dorosłam, ale marzenie wciąż pozostało. Czekało w uśpieniu.
Aż tu nagle, w tym roku pojawiła się taka możliwość, by marzenie stało się
realne.
W sobotę 14
stycznia 2017r. rozpoczęłam swoje tegoroczne podróże od spełnienia dziecięcego
marzenia na… Podlasiu oczywiście
J.
|
Przejazd przez Puszczę Knyszyńską |
|
Choineczki w zimowej szacie |
|
Gdzieś w Puszczy Knyszyńskiej |
|
Tego dnia niebo było pochmurne i była śnieżyca, ale przez to puszcza była jeszcze bardziej magiczna |
|
I znów białe sukienki na choinkach |
|
Tam, gdzie ślady dzikich zwierząt odnaleźć można |
|
Jak "Trzy Siostry" A. Czechowa... |
|
Wieś Bobrowa |
|
Wieś Bobrowa i atak śnieżycy |
|
Mieszkańcy szykują sanie na kulig... |
|
A w tym miejscu odbył się kulig a po nim ognisko |
|
Ośrodek konferencyjny w Bobrowej Dolinie |
|
Czekając na kulig... |
Były konie,
były pochodnie, były sanie (no dobra, wozy z płozami), był zapaszek, śpiewny
język miejscowych i magiczna, biała Puszcza Knyszyńska. Uśmiech nie schodził mi
z buzi, czekałam na ten moment tak długo! Cieszyłam się jak dziecko. To nic, że
Kmicica nie spotkałam, to nic, że trochę było nas za dużo na tych saniach, ale
i tak było radośnie, były śpiewy i dużo śmiechu. Padał śnieg, szybko robiło się
ciemno, konie rżały a pochodnie rzucały magiczne refleksy. Magia…
|
Formowanie się kuligu |
|
Kto jedzie jako pierwszy? Ogier! |
|
Na imię mi Bryza, ale generalnie to mam was w... |
|
Wszyscy się zmieścili? To ruszamy! |
|
Tia, tia... Kulig... a mnie tu śnieg w oczy wieje... |
|
Goń mnie! |
|
Z kopyta kulig rwie... |
|
Pa, pa, pa, pa, pa,pa, pa, pa, pa... |
|
Tak wygląda szczęście na twarzy :) |
|
Mała przerwa w kuligu - jest moc! |
|
Konie łapią oddech, a uczestnicy powietrze :) |
|
Dziś prawdziwych furmanów już nie ma... lalalalalala :) |
|
Jadą w saniach panny, przy nich Janosiki |
Po kuligu
czekało ognisko. Ogień ma w sobie jakąś moc, że zawsze każdy w nie się
wpatruje. I przychodzi taki spokój. Były kiełbaski, bigos, pieczony chleb i gorąca
herbata, a dla koneserów grzaniec. I znów śpiewy przy ognisku. Taka impreza
łączy ludzi sobie nie znanych. Było cudownie, wracać się nie chciało.
|
Sypie śnieg (zdjęcie z fleszem) |
|
To samo miejsce, ale bez flesza (też sypie śnieg) |
|
Ups... Obok była impreza integracyjna... tia... |
|
Wiata na nas czeka |
|
Ognicho! |
|
Płonie ognisko w lesie, wiatr smętną piosnkę niesie. Przy ogniu zaś drużyna, gawędę rozpoczyna... |
|
Kiełbaski skwierczą, skry lecą do nieba, jest dobrze |
Ale
wieczorem, po powrocie do domu, zasypiałam z poczuciem dobrze naładowanych akumulatorów.
Kulig to moc, kulig to energia, kulig to radość. Przed uczestniczeniem w nim
nie trzeba czytać ulotki ani konsultować się z lekarzem lub farmaceutą. Działa jak najlepsze
lekarstwo. Polecam!
Było napisač wcześniej, u nas co roku na kuligi jeździmy, czy to Jamna, czy Brzanka, czy Dołęga lub Bistuszowa... Jak kto woli, jak chce, jak lubi. Nieraz bywa że podczas popasu (w zasadzie popoju) ten i ów koniowi pod brzuchem ląduje... Ja niestety nigdy, ktoś musi zawiadywać imprezą i bezpieczeństwa pilnować.
OdpowiedzUsuńPS. O "furmana" to by się niejeden obraził co innego woźnica. To tak jak nazwać kogoś cięciem zamiast dozorcą... Niby to samo a jednak...
A no widzisz, nie mówiłam głośno o marzeniach. A co do furmana to sam nasz woźnica tak śpiewał😄. A śmiechu było co nie miara. Przerabiane piosenki wywołują salwy śmiechu. Ale to świadczy o dystansie tych ludzi do ciężkich tam warunków. I o poczuciu humoru. Pozdrawiam😊
UsuńA jak sam o sobie... zresztą "dziś prawdziwych furmanów już nie ma", powożenie to dla nich zaledwie okazja do dorobienia paru groszy, żyją na co dzień z czego innego.
UsuńSerdeczności.
Fajna impreza :) Ja jeszcze nie miałem okazji jechac na takim prawdziwym kuligu, ale może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńZa to rok, czy dwa lata temu spotkaliśmy w Izerach taką kuligową grupę. Siedzieli w lesie w wiacie, mieli ognisko z kiełbaskami i grzane wino. Super grupa, nawet nam dali kilka kiełbasek i wina, żeby nam zimno nie było jak będziemy spać w tej wiacie :P
Taka impreza w fajnym towarzystwie jest genialna. Wtedy zima, mróz niestraszne. I wspomnienia zostają, zazwyczaj te pozytywne :) Tak, jak nie przepadam za kiełbasą, to taką usmażoną na ogniu zjem i jeszcze się obliżę ;) Tak działa ognisko. Pozdrawiam :)
UsuńUdzieliła mi się Twoja radość przeżycia tego dnia i spełnienia dawnego marzenia.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna impreza, do tego w pięknym otoczeniu.
Taki bywa "Cudowny Świat"
Pozdrawiam :)
Dzięki :) Wspaniale jest zrealizować swoje dziecięce marzenia. Choć przez chwilę, dzięki takiemu dniu, świat stał się cudowny :)Pozdrawiam w leniwą niedzielę ;)
UsuńCałe wieki nie byłem na kuligu, ostatni raz w dzieciństwie, gdzieś w Tatrach. Podobało mi się, ale pamiętam też, że przeraźliwie zmarzłem, przez co mój entuzjazm do kuligów znacznie osłabł...
OdpowiedzUsuńKulig w Tatrach... marzenie... Dobre towarzystwo, fajna pogoda i widoki na góry - to jest to. Wtedy nawet mróz nie straszny. Kiedyś muszę tego spróbować. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń