O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

sobota, 15 marca 2014

Turcja cz. III - Troja, Pergamon, Efez, Pammukale


TURCJA CZ. III:

TROJA – PERGAMON – EFEZ - PAMUKKALE
 

 

Poprzez Cieśninę Dardanelską przeprawiam się promem z Europy do Azji. Wieje wiatr od wody.


Na promie - przeprawa przez Cieśninę Dardanelską


Wreszcie po jakimś czasie ruszam wybrzeżem, z którego widać grecką wyspę Lesbos.


Przystanek na trasie - z mojej lewej strony było widać grecką wyspę Lesbos



 Tureckie rarytasy w kramiku po drodze


Jadę w kierunku swojego małego marzenia. Tyle razy słyszało się o Troi. Teraz ją sobie obejrzę z bliska.

TROJA, czyli Truva, to ruiny miasta, odkrytego w XIXw. Częściowo pokrywają się z opisem Troi ze słynnego poematu Homera. Co mnie dziwi najbardziej, to fakt, że Troi jest dziewięć. Dotąd wydawało mi się, że jest tylko jedna. Szybko jednak dowiaduję się, że kolejne numery wiążą się z jej odkrywaniem.


Ruiny Troi z lotu ptaka
 

Pierwotna osada Troja I, pochodząca sprzed ok. 3000 lat p.n.e., nosi ślady budowli o charakterze obronnym, ale uległa pożarowi. Kolejne trawił pożar lub trzęsienie ziemi. Zgodnie z przekazami historycznymi Troja upadła ok. V w n.e. Zapomniano o niej, aż do odkrycia jej przez Henryka Schliemanna w 1870r. Trojanie rozwijali własną kulturę, tzw. egejską. O sile grodu, zawdzięczającego pomyślność m.in. dzięki położeniu przy szlaku handlowym, świadczą resztki potężnych murów, ruiny pałacu królewskiego i otaczających go domów, a także przedmioty znalezione w obrębie ruin.

Cały teren starożytnej Troi to cała masa kamieni, w sumie nie ma tam nic interesującego dla osób nie związanych z historią czy archeologią. Za każdym razem musimy umówić się, że ten wystający murek był tym i tym i służył temu czy owemu. Ale powiedzmy sobie szczerze: moja ciekawość została zaspokojona. I dlatego warto tam się wybrać, by samemu wyrobić sobie zdanie na temat tego terenu. I choćby po to, by poczuć mały dreszczyk emocji, przechadzając się po ruinach, mając świadomość, że kiedyś było to prężne i dumne miasto.

Przed wejściem na teren wykopalisk stoi rekonstrukcja słynnego konia trojańskiego, w którym podstępem skryli się greccy wojownicy. Achajowie, symulując odwrót, pozostawili konia, jako dar wotywny dla Ateny. Kiedy nocą Troja spała, Grecy otworzyli bramy miasta. Mieszkańców wymordowano a miasto spalono.


Ja, starożytna kolumna i koń...z drewna
 

Wchodzę do wnętrza konia i wyobrażam sobie całą masę greckich wojowników, jak w upale siedzieli ściśnięci w brzuchu drewnianej konstrukcji. Gdyby tak któryś np. kichnął, cały plan zdobycia miasta by upadł. I może bieg historii byłby inny.


Koń trojański - macham z pierwszego poziomu

Z tymi myślami podążam dalej ku kolejnym ruinom…


 

Po nocy spędzonej w Bergamie, jadę w jego okolice, gdzie odkryto ruiny PERGAMONU. Został on założony na żyznym, równinnym terenie nawadnianym m.in. przez wody rzeki Bergana Cayl.


Nowy meczet w Bergamie - mój widok z hotelowego okna



 Ten sam meczet wieczorem


Wzmianki o istnieniu Pergamonu pojawiają się ok. IV w p.n.e., ale wykopaliska archeologiczne wskazują na istnienie człowieka na tym terenie już w epoce kamienia. Antyczna historia miasta rozpoczyna się od momentu rozpadu imperium Persów po śmierci Aleksandra Wielkiego.


W drodze do Pergamonu
 

Najbardziej okazałą pozostałością po dziejach antycznych jest amfiteatr, który mógł pomieścić ok. 15.000 widzów.


Amfiteatr w Pergamonie


Z kolei pergamoński Akropol leży na wzgórzu ok. 3 km od centrum Bergamy. Posiada on ruiny słynnej, rywalizującej z Aleksandryjską, biblioteki królewskiej, posiadającej ponad 200.000 woluminów, a której najcenniejsze zbiory podarował Kleopatrze – Marek Antoniusz.


Ruiny biblioteki królewskiej



 Pozostałość świątyni Trajana - zostały się tylko marmurowe kolumny
 
Spacerując wśród ruin, można zauważyć wiele kolumn w stylu korynckim, a także świątyń takich jak Dionizosa, Trajana czy Hery.


Kolumna w stylu korynckim



 W ruinach Pergamonu


Pomiędzy starożytnymi kamieniami są pozostałości ołtarza Zeusa, wzniesionego na cześć zwycięstwa nad Galatami w II w p.n.e. I wśród nich niesamowicie piękne drzewo, które dając upragniony cień, sprawia wrażenie mistycznego.


Przepiękne drzewo w ołtarzu Zeusa

Odkryte przez archeologów ruiny zostały w większości przewiezione do Berlina. Choć słońce mocno przypieka, nie zrażona jadę w kierunku Efezu.
 
 
 

Po drodze zatrzymuję się w SELCUK. Tu z daleka podziwiam ruiny bizantyjskiej twierdzy, które górują nad miastem, a  wśród nich mieszczą się ruiny bazyliki św. Jana, zbudowanej w VIw.
Ale to, na co najbardziej patrzę, to ruiny jednego z 7 cudów świata – świątyni Artemidy, z której pozostało kilka kamieni i jedna kolumna. Herostat (Herostatos) – szewc z Efezu (żył w IV w p.n.e.), chcąc zdobyć sławę w 356r podpalił świątynię. Za ten czyn skazano go na karę śmierci, a imię jego na zapomnienie. Trzęsienie ziemi, jakie nawiedzały te tereny, dopełniły dzieła zniszczenia.

 
Pozostałość po świątyni Artemidy - tak dziś wygląda jeden z 7 cudów świata


Oddalam się o jakieś 8km od Selcuku…

 
 

Pod szczytem Aladac znajduje się MERYEMANA, miejsce, gdzie prawdopodobnie ostatnie lata swego życia spędziła Maryja. Miejsce to, zwane Wzgórzem Słowików, odkryto w XIX w, po opublikowaniu objawień niemieckiej zakonnicy Anny Katarzyny Emmerich. Kierując się jej słowami, odkryto ruiny kościoła, źródło i pozostałości murów. W 1892r kościół uznał ślady pobytu Matki Boskiej w tym miejscu za autentyczne. Meryemana jest celem wielu pielgrzymek. Papież Paweł VI nadał temu miejscu rangę równą Lourdes i Fatimie.


Dom, w którym zasnęła Maryja
 

W ciszy i skupieniu, turyści przemieszczają się przez skalne wnętrza. Dziwne uczucie, Matka Boża wydaje się nam postacią odległą, boską, a przecież była człowiekiem z krwi i kości, choć wybraną przez Boga. Maryja nie umarła, Maryja zasnęła. Przyjmuje się, że właśnie tu, na Wzgórzu Słowików, to się stało. Ja również przechodzę skupiona przez pozostałości kościółka.


Wnętrze kościółka



 Na wzgórzu Słowików
 
 

 

Czas przemieścić się dalej. Tym razem celem jest starożytne miasto EFEZ. Zostało ono założone przez Greków w IXw p.n.e. Miasto zaprojektował urbanista Hippodamos z Miletu. Główne ulice prowadzące do portu to Droga Arkadyjska i Droga Marmurowa.

Palące słońce wcina się w każdą komórkę skóry, ale mimo to podążam Drogą Kuretów ku największemu zabytkowi Efezu. Droga Kuretów to zbiór kolumn, posągów, portali i marmurowych reliefów. Swą nazwę uliczka zawdzięcza mitologicznym postaciom Kuretów oraz kasty kapłanów ze świątyni Artemidy, którzy sprawowali władzę w budynku, który dziś nazwalibyśmy ratuszem (tzw. prytanejon).


Kamienna elewacja przy Drodze Kuretów - wieniec laurowy był dla zwycięzców



Kamienna elewacja - wzór liścia akantu był częstym elementem zdobniczym starożytnych budynków

 
Bezsprzecznie największą atrakcją jest fasada Biblioteki Celsusa, jedna z najpiękniejszych rzymskich elewacji. Front budynku jest zwrócony na wschód, aby od samego rana światło wpadało przez okna do pokojów – czytelni. Bibliotekę zbudował bogaty Rzymianin C.I. Aquila, by uczcić pamięć swego ojca Celsusa, prokonsula prowincji Azja.


Fasada Biblioteki Celsusa



 Droga Kuretów, w tle Biblioteka Celsusa



 Chwila odpoczynku od spiekoty dnia


Niestety wnętrze biblioteki wraz z cennymi woluminami uległo spaleniu podczas najazdu Gotów. Budynek budzi podziw. Wyobrażam sobie jak wielki to był gmach. A jak musiało to wyglądać wewnątrz!


Pod Biblioteką Celsusa
 

Moją uwagę przyciąga portal wejściowy świątyni Hadriana. Widnieje na nim popiersie bogini Tyche (opiekunki miasta) i Meduzy, jej klasycznego wyobrażenia.


Ruiny świątyni Hadriana - na pierwszym planie słabo widoczna Tyche, w głębi Meduza
 
Największe uśmieszki pojawiają się w… toalecie publicznej. Bliskość otworów gwarantowała intymność rozmów, a odgłosy organizmu zagłuszała fontanna. Mimo wszystko wolę swoją malutką łazienkę J.


W publicznej toalecie
 

Spacerując wśród ruin trafiamy na starożytny kierunkowskaz do lupanarium.


Kierunek do domu uciech


Współczesna wersja brzmi: idź lewą stroną, zobaczysz piękne kobiety, spotkasz miłość – akceptujemy karty kredytowe J. W rzeczywistości kierunkowskaz odnosił się do domu publicznego, znajdującego się po lewej stronie ulicy, a ilość kropek w sercu oznaczała cenę usługi. Ciemne kółko nad sercem to miejsce, gdzie stała oliwna lampka, oświetlająca ulicę.

Amfiteatr w Efezie przetrwał do obecnych czasów w doskonałym stanie. Mógł pomieścić ok. 24 tys. widzów, a ostatni rząd widowni wznosił się na wysokość 30m ponad poziom orchestry (miejsca, gdzie grali aktorzy) i był zwieńczony czymś w rodzaju portyku, co miało zapewnić doskonałą akustykę.


Amfiteatr w Efezie



Amfiteatr w Efezie



 Droga biegnąca od amfiteatru do portu

Po dzień dzisiejszy robi wrażenie.

Pora jednak ruszać w dalszą podróż. To będzie już ostatni punkt zwiedzania w Turcji.
 

 

Jestem w miejscu niesamowitym. To cud, który sprawiła sama natura. To PAMUKKALE, czyli „bawełniany zamek”, „bawełniana twierdza”. A wszystko to za sprawą trawertynu, który wygląda jak śnieg.


"Bawełniane" wzgórza
 

Wody gorących źródeł, spływające ze skraju wapiennego płaskowyżu, ukształtowały zdumiewającą kaskadę z białych stalaktytów, tworząc bajkowy widok. Pod wpływem działania rozmaitych źródeł mineralnych, zawierających sole wapnia, powstały fantastyczne formy na podłożu z trawertynu. Bogate w minerały wody, spływając w dół szeregiem tarasów, utworzyły zastygłe wodospady, zmieniając swoje kolory w zależności od kierunku padania światła. Z daleka ta biała masa odcina się od otaczających wzgórz i przywodzi na myśl pola bawełny. W tarasach zalega ciepła woda, tworząc baseny termalne, w których jeszcze kilka lat temu, można się było kąpać. Obecnie udostępnionych jest turystom tylko kilka basenów.


Pamukkale na pocztówce



 Tak dawniej wyglądały tarasy



 Wyschnięte dziś tarasy w Pamukkale
 

Doskonałe właściwości lecznicze tutejszych wód, znane od starożytnych czasów w sąsiednim Hierapolis, wykorzystywane są współcześnie w licznych uzdrowiskach, przeważnie wchodzących w skład okolicznych kompleksów hotelowych.


Dawniej w tarasach zalegała woda
 
Przechadzam się po wapiennych tarasach na bosaka, po twardej powierzchni i czuję jak stopy same mi się masują. Pamukkale o zachodzie słońca wygląda cudownie. Ciepła woda stanowi ukojenie dla zmęczonych stóp. Jest wspaniale.


Jeszcze w niektórych tarasach jest ciepła woda, która daje ukojenie dla zmęczonych stóp



 Spacer wśród bielutkich skał



 Jak dobrze!



 Trawertyn z bliska, przypomina on raczej pumeks i taki też jest w dotyku
 

Całe terytorium Pamukkale stanowi przedmiot szczególnej troski ze strony władz, które dbają o zachowanie i poszanowanie tego wyjątkowego obszaru.

Obok wapiennych tarasów znajdują się ruiny miasta HIERAPOLIS, założone w II w p.n.e. Do dziś zachowały się m.in. łaźnie, zasilane wodą z gorących źródeł, bazylika bizantyjska, teatr i budowla ku czci męczeństwa Filipa Apostoła, który zginął tu ok. 80r.

 
Na uliczce starożytnego miasta...


Wchodzę na teren poprzez Łuk Domicjana, czyli bramę z trzema wjazdami, wzniesioną za czasów Juliusa Frontinusa, który był prokonsulem prowincji anatolijskiej w I w n.e. Miasto w 17r n.e. zostało zburzone na skutek potężnego trzęsienia ziemi, ale miasto odbudowano. Rozkwitało ono pod panowaniem kolejnych cesarzy. Dziś archeolodzy wciąż prowadzą tam prace wykopaliskowe.


Łuk Domicjana - widok przed wejściem do miasta



 Łuk Domicjana - widok od strony miasta

Moja szalona wyobraźnia podsuwa mi obraz pędzącego rydwanu przez ulicę miasta. Widzę faceta w białej powiewającej todze i umięśnioną łydkę z rzemieniami od sandałów i … hola, hola, Duśka, nie rozpędzaj się. Moja wyobraźnia płata figla, a wszystko to za sprawą prowadzonych prac remontowych, które powodują co chwila wzbijany tumult kurzu, niczym po przejeździe rydwanu właśnie.


Starożytne Hierapolis



 W ruinach Hierapolis
 

Na terenie cmentarnym, który tworzy jedną z najbardziej rozległych nekropolii w całej Turcji, znajdują się kaplice grobowe, mauzolea, groby przypominające kurhany.


Kamienny sarkofag
 

Nie mam już czasu na oglądanie Hierapolis z poziomu amfiteatru. Zaglądam jeszcze na słynny basen Kleopatry, gdzie moczą się turyści, a gdzie na dnie leżą fragmenty kolumn.

Jeszcze chwila wytchnienia przy tarasach z wodą i pora pożegnać się z wspaniałą Turcją.

Jadę do hotelu przebrać się, umyć i naszykować do lotu samolotem.


 

Około północy wyruszamy autokarem prosto do Antalyi. Stamtąd mamy powrotny lot do Warszawy. Zmęczenie z całego dnia robi swoje i każdy zasypia otulony ciepłem autokaru, pogrążony we własnych marzeniach sennych. Niestety jakieś dwie godziny później nasz sen jest brutalnie przerwany. I bynajmniej nie przez mikrofon naszej pilotki.

Pisk opon. Zarzucenie tyłu. Mocne szarpnięcie do przodu. Krzyk naszego kierowcy. Głuchy huk i brzdęk szkła. Mamy wypadek.

Po wstępnych własnych oględzinach, że mamy jedynie drobne stłuczenia i powierzchowne otarcia, wychodzimy w dość chłodną noc na drogę. Widzę, że nie mamy przedniej szyby, a miejsca, gdzie siedział nasz turecki przewodnik już kompletnie nie ma. Gdyby nie krzyk kierowcy i szybki refleks naszego przewodnika, który wskoczył po schodkach nieco wyżej, mogłoby się to skończyć bardzo źle.

Wszystko widzę jak w zwolnionym tempie. Jak na taśmie. Nagle słyszę, jak ktoś woła, czy mamy na pokładzie lekarza. Mamy jedynie dwie pielęgniarki, które natychmiast, odruchowo udzielają pierwszej pomocy. Ludziom nic się nie stało, mimo, że wezwane jest pogotowie i policja. Mnie najbardziej żal poranionych zwierząt, bowiem nasz autokar wjechał w nieoświetlony samochód, który na pace wiózł kozy. Siła zderzenia wyrzuciła zwierzęta na asfalt. Teraz część z nich leżała z połamanymi kończynami, głośno cierpiąc, część w szoku wybiegła w przydrożne krzaki. Nie wytrzymałam… Łzy poleciały same…

Wiem, że ludziom ktoś pomoże, ale co ze zwierzętami? Po jakimś czasie zdaję sobie sprawę, że zrobiło się cicho. Nie chcę patrzeć. Nie chcę myśleć…

Trwa gorączkowa wymiana telefonów. Przed nami w drodze na lotnisko pojechały dwa autokary, my byliśmy ostatnim. Czekamy na transport zastępczy. Piloci kontaktują się ze sobą. Wiemy, że nie dojedziemy na czas na lotnisko. W takich chwilach jest to ciężka próba dla organizatorów naszych urlopów. Muszę przyznać, że strona turecka zachowała się tu w najwyższym stopniu zasługującym na pochwałę.

Wreszcie dostajemy dwa busiki, którymi mamy być zawiezieni na lotnisko. Każdy ma jakiś uraz do siedzenia z przodu… Przejeżdżamy przez skaliste góry z dość przepastnymi otchłaniami w dół. Uświadamiam sobie fakt, że do wypadku doszło na prostej, asfaltowej drodze. Strach pomyśleć, co by było, gdyby to wydarzyło się kilka kilometrów dalej, kiedy przeprawialiśmy się przez Taurus…

Wreszcie docieramy na lotnisko. Tu, uprzedzeni o naszym wypadku, otwierają nam dodatkowe bramki, szybka odprawa (choć tylko bagażowa), bowiem cały samolot czeka na nas od ponad godziny. To czarter, gdyby to był rejsowy lot, pewnie musielibyśmy wracać innym samolotem. Ale i tak jest to spora trudność dla załogi lotniska.

Kiedy wreszcie czuję, że startujemy, myślę już o domu. I o tym, że zobaczę Bliskich. Stres i potworne zmęczenie robi swoje. Odpływam.

I wreszcie Warszawa. Widzę ją budzącą się wraz ze słońcem. Wstaje nowy dzień.


Już całkiem blisko do lotniska



 Warszawa o świcie - dobrze wrócić do domu...
 

 

Tak oto spełniłam swoje marzenie podróżnicze. Zobaczyłam kawałek Turcji. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że kilka lat później do niej powrócę. I wiecie co? O dramatycznych chwilach już się nie myśli. W pamięci zostały jedynie wspaniałe obrazy. Mam jeszcze wielką chętkę na odwiedzenie wschodniej Turcji, ale to już będzie temat na oddzielną historię.





Do zobaczenia!


 


Choć opowieść ta pisana jest w 1 os. l.p. to muszę zaznaczyć, że uczestniczyli w niej również moja Ciocia z Wujkiem oraz mój ówczesny Mąż. Wszystkich serdecznie pozdrawiam! J

 

KONIEC

6 komentarzy:

  1. Tak szybko opowiedziałaś o tej podróży, a to każdemu miejscu wypadałoby poświęcić osobny post i pokazać więcej zdjęć. Cudowna podróż i wspomnienia. Akurat na dzisiejszy smętny dzień.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Wkraju, tak, to prawda, przy każdym miejscu można by dłużej się zatrzymać. Tu historia zapisana jest niemalże w każdym kamieniu. Cieszę się, że dałam odrobinę słońca i ciepła zdjęciami.
      Pozdrawiam w równie ponury dzisiejszy poranek :)

      Usuń
  2. Fantastyczne te białe skały, wyglądają jak zaśnieżone :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu, tyle, że w dotyku śnieżnego puchu nie przypominały :) Ale to takie cudo natury, szkoda, że część tarasów, już jak ja byłam, była wyschnięta. Co będzie dalej - nie wiadomo...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Faktycznie, bardzo przyjemnie się czyta i ogląda w perspektywie pewnej szaro-burości za oknem, jaka chwilowa zagościła. Pięknie, egzotycznie... Ja szczególnie chciałabym trafić na taki turecki kramik :):)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy przygotowywałam się do opisu mojej relacji z Turcji, było tuż po Bożym Narodzeniu. Zimno, ponuro, a ja wspomnieniami w kolorowym i ciepłym świecie. Oj, na tyle, co już Cię poznałam, to myślę, że na niejednym kramiku dostałabyś tzw. oczopląsu co do kolorów, towarów, pyszności, ale też zapachów. Bo podobnie jak ja, chłoniesz ten świat wszystkimi zmysłami. Może kiedyś zawitasz do Turcji, czego Ci życzę :) Buziaki!

      Usuń