O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

niedziela, 25 września 2016

Tatry - Czerwone Wierchy - część 2: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Kopa Kondracka

Poczuć się jak w Himalajach,
tylko na nieco niższej wysokości
Wyprawa na Czerwone Wierchy cz. II


Stoję na Chudej Przełączce i zbieram siły na dalszy spacer w kierunku Czerwonych Wierchów. Stan mojego biodra jest zadowalający, mogę więc kontynuować wędrówkę.
Przez chwilę patrzę na Giewont a potem kieruję się prosto na Ciemniaka.


Śpiący Rycerz za Czerwonym Grzbietem



Ciemniak przede mną


Ten Ciemniak nie taki ciemny i nie w ciemię bity. Potrafi zaskoczyć licznymi wzniesieniami, na których liczni turyści wylewają siódme poty. Ale szlak jest tu szeroki, idzie się przyjemnie. W dole rozciąga się panorama miasta, skąpana w niebieskiej poświacie.


Chuda Przełączka zostaje w tyle



Przedostatni cel - Małołączniak



Usypany kopczyk na trasie w kierunku Ciemniaka


Stąd najbardziej spektakularnym widokiem, jak dla mnie, jest pionowa, urwista ściana Krzesanicy. Robi wrażenie, budzi respekt, tym bardziej, że widać ludzi wędrujących szlakiem tuż przy urwisku. Tak, tam trzeba uważać.


Urwisty stok Krzesanicy



Z lewej Małołączniak, z prawej Krzesanica



Moje cele na dziś


Jeszcze jeden krok i jeden i już stoję na wypłaszczeniu jakim jest Ciemniak (2096m n.p.m.) A więc, pierwszy z czterech Czerwonych Wierchów zdobyty.


Tatry Zachodnie widziane z Twardego Grzbietu



I jeszcze jedno spojrzenie na Kominiarski Wierch



Żółte kwiecie rozchodnika



Tomanowy Wierch Polski (1977 m n.p.m.)



Na Ciemniaku. Spojrzenie na Tatry Wysokie. Na pierwszym planie zbocze Krzesanicy



Krzesanica


Siadam na słupku granicznym i wcinam kanapkę. Łyk ciepłej jeszcze herbaty z termosu rozgrzewa mnie, bowiem, jak to zwykle na Czerwonych Wierchach bywa, wieje mocniejszy wiatr. Ale tym razem nie przywiewa ciemnych chmur. Widoczność jest super. Jak na dłoni widać słowackie szczyty i całą Tichą Dolinę. Bez zarzutu jest też widok na skupisko Tatr Wysokich, które z tej perspektywy są niebieskie. Układają się cieniami, zdaje się jakby falowały.


Na Ciemniaku



Na granicy. W dole słowacka Dolina Ticha. Tym razem wstydliwy Krywań schował się za chmurami



Ja i północny stok Krzesanicy


Mogłabym tak siedzieć i patrzeć, hen na granie, ale do kolekcji w dniu dzisiejszym, brakuje mi jeszcze trzech szczytów. Zbieram się więc, w kierunku najwyższego wierzchołka Czerwonych Wierchów, jakim jest Krzesanica.
Mijam po drodze jej skalną ścianę, przechodzę obok urwistych szczelin. O tak, wędrówka tędy we mgle, może się tragicznie skończyć.


Północna ściana Krzesanicy robi wrażenie



Urwiste szczeliny Krzesanicy



W dół daleko... Dolina Mułowa z Przełęczy Mułowej



Krzesanica ze szlaku



Z lewej Krzesanica, z prawej Ciemniak


W końcu stoję na szczycie Krzesanicy (2122 m n.p.m.) Wokół pełno kamiennych kopczyków, które stawiają turyści, wzorem tych himalajskich. Nie pamiętam tego z mojej poprzedniej wędrówki. Ot, nowość.


Szczyt Krzesanicy



Na szczycie Krzesanicy, która w górnej części jest szerokim wypłaszczeniem



Za mną Tatry Słowackie



Tatry Wysokie z Krzesanicy



Prawie jak w Himalajach, tylko nieco niżej :)



Nic, tylko góry :)


Podążam dalej w kierunku trzeciego wierchu. Droga szeroka, wydeptana, ale to, co cieszy mnie ogromnie to jutowe siatki, rozłożone po bokach szlaku, by zmniejszyć jego szerokość i chronić przyrodę przed dewastacją. Na coś te opłaty za wstęp do TPN poszły. Widzę to w wielu miejscach na różnych szlakach. I mój apel, by po tym świadomie nie deptać. Razem chrońmy przyrodę, bo ona nam się tak pięknie odwdzięcza.


Małołączniak z lewej i Kopa Kondracka z prawej



Zejście z Krzesanicy


Po lekkiej wspinaczce osiągam Małołączniak (2096 m n.p.m.). Tu także masa ludzi kręci się po szczycie. Niby widoki stąd takie same, ale zawsze jakby inne. Tu, zdecydowanie najbliżej widać Giewont, ale widoczność dziś jest tak dobra, że na horyzoncie daleko widać Babią Górę. Chyba też się rozchmurzyła, przynajmniej na chwilę. Myślę sobie, że może turyści na Królowej Niepogód widzą także Tatry.


Na kopule szczytowej Małołączniaka



Giewont z drogi między Małołączniakiem a Kopą Kondracką



Śpiący Rycerz nad miastem



Zejście z Małołączniaka w kierunku Kopy Kondrackiej



A jest i Świnica widziana ze stoku Małołączniaka (pierwszy wyższy szczyt z lewej)



Dolina Ticha



Na szlaku gdzieś w okolicach Małołąckiej Przełęczy


A przede mną kolejny, ostatni już szczyt Czerwonych Wierchów. Schodzę powoli z Małołączniaka i wspinam się na Kopę Kondracką (2005 m n.p.m.) Stąd mam już sporo zdjęć, więc w zasadzie nie spędzam na niej więcej czasu.


Kopa Kondracka. Już pomału sit skucina zabarwia się na czerwono. To właśnie od tej rośliny wzięła się nazwa Czerwonych Wierchów



Spojrzenie za siebie. Pierwszy z prawej Małołączniak, potem Krzesanica



Szczyt Kopy Kondrackiej. Stan szlakowskazu pozostawia wiele do życzenia...


Żegnam się z miłym panem, z którym na szlaku od Doliny Tomanowej robiliśmy sobie nawzajem zdjęcia i schodzę żółtym szlakiem na Kondracką Przełęcz. Stąd wyraźnie widać kolorową kolejkę do wejścia na Giewont. Naprawdę zastanawiam się, czy stanie tyle godzin w kolejce, by wejść pod krzyż, jest taką desperacją czy też może głupotą?


Tatry Wysokie i widoczny szlak granią w kierunku Kasprowego Wierchu



Tatry Bielskie i Wysokie widziane z Wielkiego Szerokiego



Dolina Kondratowa i maleńki budynek schroniska na Hali Kondratowej



Płaski i ostro zakończony Czerwony Grzbiet, schodzący do Kobylarzowego Żlebu (z lewej), Dolina Małej Łąki ( w środku), białe skały Małego Giewontu ( z prawej)



Jutowe maty - coś co cieszy moje oko i serce i duszę :)



Giewont


Na przełęczy spędzam chwilkę, wcinam ostatnią kanapkę i łapię ostatnie promienie słońca. Dzień powoli zbliża się ku końcowi, a ja mam jeszcze ponad 2h drogi. Schodzę żółtym szlakiem do Doliny Małej Łąki. Szlak ten opisywałam dokładniej przy okazji mojego wejścia na Giewont właśnie.


Przede mną jeszcze ok. 2h drogi


Czasem jest kamieniście , czasem z piargiem pod nogami. W pewnym momencie kamienie są tak wyślizgane, że trzeba mocno uważać, żeby nie pojechać. Spinam się w sobie, żeby nie nadwyrężyć i tak już bolącego biodra.


Szlak prowadzący do Doliny Małej Łąki



Giewont z perspektywy Głazistego Żlebu



Formy skalne na szlaku pobudzają wyobraźnię - każdy widzi co innego



Charakterystyczna formacja skalna na szlaku



Kamienista dróżka żółtego szlaku



Mocno wyślizgane kamienie na szlaku



Fragment szlaku w piętrze lasu


Idę przez las, potem przez Wielką Polanę, na której właśnie traktorami koszą trawę. Tatrzańskie polany powstawały w miejscach, gdzie dawniej rósł las. Aby można było wypasać zwierzęta w lepszych warunkach, ludzie często posługiwali się ogniem. Dlatego dwa słowa „wypalony” i „polany” brzmią podobnie. Wielka Polana jest przykładem ingerencji człowieka w naturalne środowisko.


Wielka Polana



Widok z Doliny Małej Łąki. Od lewej: Długi Giewont, Giewont, Mały Giewont, Siodło i Siodłowa Turnia. Z prawej Wielka Turnia.


I znów idę lasem przez Dolinę Małej Łąki. Dolina ta jest najmniejszą doliną walną, czyli taką, która podchodzi pod główną grań Tatr. Nazwa jej związana jest z prowadzoną tu niegdyś działalnością pasterską. To tu znajdują się liczne jaskinie, w tym te, które zajmują wedle legendy, śpiący rycerze gotowi obudzić się na wezwanie. Niektóre z jaskiń odwiedzają speleolodzy, taternicy i jaskiniowi wspinacze. Do żadnej natomiast nie prowadzi szlak turystyczny.


Szlakowskaz na Rówienkach



Jeszcze jakieś pół godzinki i koniec szlaku


Droga zaczyna mi się dłużyć. Jednak w końcu wychodzę z parku i akurat trafiam na przejeżdżający busik. Wsiadam do niego i podjeżdżam do mojego przystanku. To koniec wspaniałego dnia, choć czuję już nogi.
Wieczorem dzwoni mój szwagier Grześ i pyta mnie, czy w związku z tak ładną pogodą, szczytowałam J Ależ oczywiście, szczytowałam cztery razy, że się tak wyrażę. Absolutny rekord życiowy J
Dzień kończę uśmiechem. Życzyłabym sobie, by tak było zawsze.


Hej!

6 komentarzy:

  1. Lubię te Wierchy, z jednej strony w miarę łatwe do wędrówki, a drugiej oferują nie mniej ładnych widoków co inne rejony Tatr. Zresztą pięknie to pokazałaś nam na zdjęciach.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też je lubię, pomimo mnóstwa ludzi i stale wiejącego wiatru. Dobrze było znów się na nie wspiąć. Pozdrawiam jak zawsze serdecznie :)

      Usuń
  2. Co do kolejki, to każdy wybiera sobie taką, jaka lubi lub na jaką ma aktualnie ochotę (lub czasem konieczność). Jedni stoją w kolejce do kolejki ;) inni w tym czasie czekają na wejście pod krzyż lub do fasiągu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, tylko po co potem te nerwy podczas stania. Skoro się wie, że idąc o takiej porze będzie się stało. No, ale jak sam mówisz, każdy sobie wybiera sam. Pozdrowienia! :)

      Usuń