W
górskim ogrodzie,
czyli
spacer Doliną Tomanową
Wyprawa
na Czerwone Wierchy cz. I
Jakoś tak
trudno siedzi się na kwaterze, kiedy niebo jest niebieskie, bez chmurki i z
coraz wyższą temperaturą. Ponieważ maść działa i biodro mi nie dokucza, na
dzień dzisiejszy planuję upolować cztery Czerwone Wierchy. Tym razem „dziabnę”
je od innej strony.
Ostatnio,
jak na nich byłam, wiało przenikliwe zimno, na ręce poszły rękawiczki, a na
głowę czapka. W końcu rozpętała się burza a ja, zmykając w strugach deszczu,
przemoczyłam buty, które musiałam potem wyrzucić. A najfajniejsze, że
następnego dnia wylądowałam w zakopiańskim szpitalu. Relację z tej wyprawy,
możecie przeczytać TUTAJ. Tym razem pogoda miała być bez zarzutu, a ja nie
zamierzałam powtarzać sytuacji sprzed kilku lat.
Pobudka
wcześnie rano nie należy do moich ulubionych rzeczy, ale chęć pójścia wyżej,
skutecznie mnie motywuje. Ba, jestem w stanie nawet stwierdzić, że
najtrudniejszy moment takiego dnia, to nie wspinaczka, lecz właśnie wczesna
pobudka. Szybka toaleta i jestem gotowa do wyjścia.
Łapię busik
do Doliny Kościeliskiej. Przemierzam ją prawie biegiem. Jeszcze mało ludzi nią
podąża. Tuż przy końcu doliny jest odbicie na zielony szlak wiodący Doliną
Tomanową.
Wkraczam na niego, by znaleźć się całkowicie sama na szlaku (i to w
sezonie!). Początkowo szlak wiedzie przez las, nie jest ani specjalnie
widokowy, ani przyjemny. Odgłosy lasu czasem są przerażające, zwłaszcza jeśli idzie
się samemu. Moimi towarzyszami są Bolek i Lolek, czyli moje dwa kije, które
chwilami robią więcej hałasu, uderzając o kamienie. Choć śmiesznie to zabrzmi,
ale dodają mi otuchy.
Czy te pomruki to niedźwiedzia sprawka? A ten szelst to może ryś? Ooooo... zarobiłabym szyszką, wielkie dzięki wiewiórki :)
Las jeszcze paruje, słońce zaczyna grzać. Mokra trawa
przyczepia się do nóg. Nade mną niebieskie niebo. Jest pięknie.
Przypomniały mi się słowa piosenki: "... tu w dolinie wstaje, mgłą wilgotny dzień, szczyty ogniem płoną, stoki kryje cień..."
Cała Dolina
Tomanowa to jeden wielki botaniczny ogród górski. Tylko trzeba uważnie się
przyglądać. Natura tworzy niepowtarzalne obrazy zamknięte w płatkach kwiatów
czy kropelce rosy. Wie, gdzie wprowadzić odpowiedni kolor, by urozmaicić
wędrowcom drogę. Dlatego czas poświęcony na przejście doliną wydłuża mi się
sporo, no bo jak przejść obojętnie obok takich śliczności…
Przy dawnym
przejściu na Tomanową Przełęcz robię sobie przerwę. Obecnie szlak ten jest
zamknięty ze względu na ochronę przyrody. Najpierw zamknęli to przejście
Słowacy, potem także polskie służby.
Łapię łyczek
wody i rozkoszuję się ciszą. Kiedy tak stoję, dochodzi do mnie młoda dziewczyna
i miły pan, z którym potem mijamy się na szlaku i robimy sobie nawzajem zdjęcia.
Wszyscy zmachani idziemy na Czerwone Wierchy.
Tomanowe
Rzędy oraz Kozie Upłazki odcinają się swą bielą od niebieskiego nieba. Co
chwilę robię przerwę, by uwiecznić jakiś kwiatuszek. Jest pełnia lata, co w
górach oznacza pełnię kolorów. I trwam w zachwycie przez kolejne kroki a z
każdym pnę się coraz wyżej w kierunku Chudej Przełączki.
Po drodze,
przy Karczmisku robię kolejną przerwę. Parę lat temu doszłam do tego miejsca i
zawróciłam.
Przy Karczmisku - widok na Smreczyński Wierch, Kamienistą (z lewej) oraz Błyszcza i Bystrą (z prawej)
Patrząc na mapę, w prostej linii, jestem blisko Ciemniaka. Ale do
celu jeszcze ponad dwie godziny. Robię zdjęcie okolicy. A jest na co patrzeć.
Cały masyw Ornaku, Starorobociański Wierch, Błyszcz i Bystra, Kamienista,
Smreczyński Wierch i Tomanowy Wierch Polski.
Tomanowy Wierch Polski (1977 m n.p.m.), Smreczyński Wierch (2066 m n.p.m.), Kamienista (2127 m n.p.m.)
Smreczyński Wierch (2066 m n.p.m.), Kamienista (2127 m n.p.m.), Bystra (2248 m n.p.m.), Błyszcz (2158 m n.p.m.), Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.)
Wzrok biegnie mi ciągle w stronę
Kominiarskiego Wierchu. Białe skały układają się prawie w literę V. Tak, to taka
moja mała Victoria, zwycięstwo nad samą sobą i pobolewającym biodrem. Ale co
tam, da się iść.
Kominiarski Wierch z widoczną zieloną Halą Stoły. Bliżej dwa sterczące czubki to: Wysoka Turnia i Upłazkowa Turnia
Kamienny
szlak wyprowadza mnie na Chudą Przełączkę.
Jestem na wysokości 1851 m n.p.m.
Sporo osób już tu przebywa, nadchodząc od strony Doliny Kościeliskiej szlakiem
czerwonym.
No to na dzień dzisiejszy koniec ciszy na szlaku :)
Nie zabawiam na przełęczy zbyt długo, kierując się w stronę Czerwonych
Wierchów.
C.d.n.
…
Noooo! Duśka wróciła w Tatry! Będzie co czytać :) "Ba, jestem w stanie nawet stwierdzić, że najtrudniejszy moment takiego dnia, to nie wspinaczka, lecz właśnie wczesna pobudka" - jakie to prawdziwe jest :) Ja mam tak prawie zawsze :P Cztery Czerwone Wierchy zdobyłam raz, ale chętnie powrócę na nie jesienią. Ponoć wtedy są cudne. Fajne zdjęcia kwiatków. W nazewnictwie ich jestem kiepska. Jak na razie rozpoznaję z takich "zielsk" lepnicę bezłodygową - bardzo mi się podoba!!
OdpowiedzUsuń:0 ) Nie za dużo tych wypraw było, bo ogólnie plan był taki, żeby wypoczywać i łykać świeże powietrze. Wytrzymałam dwa pierwsze dni, bo padało, a potem poczłapałam wyżej... Tylko te pobudki, jak zawsze mnie przygniatają do poduszki :) Czerwone Wierchy jesienią są... czerwone. Sit skucina zabarwia je właśnie na ten kolor. A w zasadzie na rudo. Jest pięknie o każdej porze. Chętnie je zobaczę u Ciebie, niebawem nadrobię blogowe zaległości. Miłego wieczorku! :)
UsuńJak zawsze górskie rrelcje robią wrażenie!
OdpowiedzUsuńTa piewsza roślinka to stwiam na jaskra tojadolistnego, na zdjęciach nie widć pokroju rośliny, ale z kwiatu podobny. Druga to może odmiana mięty, tylko warunki lokalowe ją cokolwiek znikształciły?
Domyślam się, że to kwiatek z rodziny jaskrowatych, ale to chyba nie ten, co myślisz. Cały problm, że one są do siebie czasem tak podobne, że trudno stwierdzić czy to ten, czy inny. Ja jeszcze myślałam, że to może szczawik zajęczy, ale znowu liście nie te... ach ta botanika :)
Usuńszczawik jest niski, to smaczna ale przyziemna ;) roślina.
UsuńOdnośnie pobudki to jakbym czytała o sobie. Już nie raz miałam ochotę wyłączyć budzik i przewrócić się na drugi bok. :D Na całe szczęście nigdy nie uległam i zawsze opłacało się wstawać. A na Czerwone Wierchy bym się wybrała. Byłam tylko raz, w liceum. Nie mam żadnych zdjęć, więc tak, jakbym nie była. ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dalekie trasy, gdzie czas jest istotny, są jedyną motywacją, że muszę wstać rano. Moje "podkołderne" mamrotanie, że przecież mam urop, nie śpieszę się, nie pali się itp. schodzą na dalszy plan. Ale i tak jest to walka ze sobą ;) A Czerwone Wierchy lubię, pomimo tego, że tam zwykle wieje. Buźka :)
UsuńPokazałaś całe piękno wędrowania po tatrzańskich wierchach. Bardzo ładne zdjęcia. Wróciły też wspomnienia sprzed wielu lat. To był jeden z pierwszych moich szlaków zaliczonych w Tatrach, tylko, że w odwrotnym kierunku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję :) Miło czytać, że moje opisy komuś przywracają wspomnienia, a jak te są miłe, to już w ogóle ;) A jak tam po urlopie? Czy była "Wielka wyprawa na Wschód"? Uściski :)
UsuńByła, tydzień Suwalszczyzna i drugi tydzień Podlasie. Pogoda co prawda nie rozpieszczała, ale na wycieczki była akurat. I tak nie planowałem plażowych dni. Żal by mi było straconego dnia. Posty będą, ale ja nigdy nie daję pod rzad kilku postów z tego samego terenu. Musisz się uzbroić w cierpliwość.
UsuńPozdrawiam.
Super! Wiem, wiem, będę czekała, czytała, a zresztą, przecież ja ciągle u Ciebie bywam :) To do następnego "przeczytania" :)
UsuńZachwycające zdjęcia. Na Czerwonych Wierchach byłam chyba z 15 lat temu i bardzo żałuję, że moje górskie eskapady są już niestety niemożliwe /uraz kręgosłupa/, a nasze cudne góry mogę tylko podziwiać na blogach fascynatów takich jak Ty:)
OdpowiedzUsuńDroga Mario, jeśli to będzie jakimś pocieszeniem, to powiem, że mój kręgosłup też nawalił, przez co trafiłam do zakopiańskiego szpitala. Wyrok brzmiał: dożywotni zakaz noszenia ciężkich rzeczy i zakaz "rumakowania" po górach. Ale co zrobić, jak się ma pasję? Spakować mniej rzeczy w plecak :) Trochę posłuchałam lekarzy, żeby nie było, ale w góry wciąż jeżdżę, ale już chodzę wolniej, wskutek czego zauważam więcej. Taki plus tego. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńWierzba żyłkowana. Może i maleńkie ale w końcu to Tatry. A drugi bez łodyżki i listków pozostanie bezimienny, za dużo jest podobnych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Slawek
Sławku, jesteś Wielki! Dziękuję, trafiłeś w sedno. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń