O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 13 czerwca 2017

Tatry - Bobrowiecka Przełęcz

Pamiętaj, abyś dzień święty święcił, czyli niedzielny odpoczynek w górach

Po wyczerpującej wędrówce Orlą Percią dzień wcześniej, postanowiłam niedzielę spędzić jak Pan Bóg przykazał. Miało być spokojnie, wręcz chilloutowo. Wstałam nieśpiesznie (niesamowicie to brzmi w kontekście moich ostatnich urlopów w górach) i po śniadanku wyruszyłam do Doliny Chochołowskiej. Spacerem, tym razem nieco szybszym, dotarłam do jej końca, choć nie doszłam do samego schroniska. Odbiłam w bok, nieco pod górkę, by zająć miejsce wśród zgromadzonych wiernych pod kaplicą św. Jana Chrzciciela. Postanowiłam zostać tu na mszę w plenerze, która miała być o 13.00.


Kaplica w Dolinie Chochołowskiej



Widok spod kaplicy na Kominiarski Wierch


Dość szybko znaleźli się mężczyźni, którzy pomogli księdzu, przygotować wszystko do ceremonii. W tym czasie, ja zajęłam się studiowaniem historii obiektu.


Przygotowania do mszy



Ustalanie szczegółów czytania


Dzięki staraniom Klementyny ze Słowińskich Homolacz i jej męża Emanuela, którzy byli właścicielami dóbr zakopiańskich w latach 1845-1847, z części parafii w Chochołowie i Poroninie, powstała parafia w Zakopanem. Dekret carski z dnia 27 sierpnia 1845 r. dokładnie określał jej granice. Z parafii w Chochołowie wyrzucono Dolinę Chochołowską, Kościeliską i samo Kościelsko, Polany Witowskie a także zachodnią część Zakopanego. W 1916 r. powstała parafia w Kościelisku. Następnie w 1985 r. erygowano parafię w Witowie. Z oświadczenia księdza kanonika Bronisława Niemca, proboszcza parafii Tarnawa Dolna wynika, że bacowie, juhasi i pasterze z Witowa i Chochołowa, którzy mieli swoje polany w Dolinie Chochołowskiej i wypasali tam zwierzęta, zwrócili się do ówczesnego proboszcza w Chochołowie, ks. Józefa Dewery, by im wszystkim, a także przybywającym do doliny turystom, odprawiać w niedzielę mszę. Początkowo msze odbywały się przy wejściu do doliny, potem na ołtarzu polowym, aż wreszcie w 1958 r. mieszkańcy Witowa i Chochołowa na parceli należącej do Jana Maryniarczyka i Jacka Szwaba, wybudowali kaplicę. Patronem jej został św. Jan Chrzciciel.
Obok kaplicy znajduje się druga, nieco mniejsza. To polowa kapliczka, przywieziona do kościoła parafialnego z Witowa, w której odprawiano msze w czasie szczególnych uroczystości. Kaplicę tę poświęcił i pierwszą w niej mszę odprawił ksiądz kardynał Karol Wojtyła, nasz późniejszy Papież.
Ksiądz już wszystko przygotował, ludzie ulokowali się w cieniu i rozpoczęła się msza. Przyznam szczerze, że taka msza plenerowa ma swój urok. Łatwiej i milej słucha się słowa bożego w takich pięknych okolicznościach przyrody. 


Kończysty Wierch i Wołowiec


Słońce mocno dopiekało z nieba, powodując żarty księdza, że uciekamy od niego w ostatnie ławki, a on sam musi na środku stać i smażyć się jak kurczak na patelni J . Cóż poradzić, że te ostatnie ławki, okryte były upragnionym cieniem z pobliskich smreków.


Zaczyna się msza...


Po skończonej mszy ksiądz zażartował, że teraz może się podzielić datkami z tacy, z tymi, którzy nie mają pieniędzy na obiad w schronisku ;) Ogólna wesołość i poczucie wspólnoty kiedyś musiało się skończyć. Każdy rozszedł się w swoją stronę.


Widok w kierunku schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Od lewej: Kończysty Wierch, Wołowiec i Rakoń

Ja postanowiłam udać się jeszcze na kawałek szlaku prowadzącego na Grzesia. W głowie pojawiła się przednia myśl, by niedzielę naprawdę przeznaczyć na odpoczynek. Na prawie pustym szlaku, powoli wspinałam się do rozstaju dróg. Nie zamierzałam dochodzić na szczyt Grzesia, choć z tego miejsca miałabym jakąś godzinkę. Pamiętałam, że przecież było już kawałek po 14.00…


Początek szlaku żółtego na Grzesia 



Na szlaku



Szlak na Grzesia



Rozstaj dróg - na Grzesia stąd jakaś godzina drogi

Skręciłam w prawo na Bobrowiecką Przełęcz. Tam zamierzałam spędzić miłą chwilę, poświęcając ją na pełen relaks. 5 minut od szlaku, zaledwie tyle dzieliło mnie od pełni szczęścia tego dnia. Doszłam powoli na przełęcz. Parę osób już tam było, ale bardzo szybko ilość „ludziów” zredukowała się do jednej pary i mnie J Potem doszli jeszcze Słowacy, ojciec i syn, amatorzy borówek. 


Schodki na Bobrowiecką Przełęcz



Jeszcze chwila i już cel w zasięgu



Bobrowiecka Przełęcz


Było cicho, przyjemnie. Rozłożyłam sobie płachtę przeciwdeszczową, smakowałam czekoladę i zaprzyjaźniałam się, z atakującymi z wszystkich stron, motylami. 


Nieco natrętne motylki


Pełen relaks. Wyciszenie totalne. To taki nieliczny, w moim życiu, moment, kiedy nic nie robię i gapię się w chmurki. Nic dodać, nic ująć. Chciałoby się częściej. A wszystko to na wysokości raptem 1351 m n.p.m. 


Oznaczenia TANAP-u na Bobrowieckiej Przełęczy



W tle Bobrowiec, którego nazwa wcale nie pochodzi od bobrów jako zwierzątek a od nazwy miejscowości Bobrów na Orawie



Tablica informacyjna o czasie zamknięcia szlaku na Słowację

Ciekawostką jest fakt, że właśnie tu, na granicy Polski i Słowacji, na tej przełęczy łączy się Morze Czarne i Bałtyk. Choć tego nie widać, ale tędy biegnie dział wodny, który łączy wody obu mórz. Drugą ciekawostką jest fakt, że Bobrowiecka Przełęcz, czyli po słowacku Bobrovecké Sedlo, znajduje się w jednej linii z dwiema innymi przełęczami, tj. Tomanową i Iwaniacką. Ale kto by się takimi rzeczami przejmował, kiedy pod nogami miękka trawa, nad sobą ma się błękit nieba, a smaczne borówki na wyciągnięcie ręki.
Choć chciałoby się wejść na pobliski Bobrowiec (1663 m n.p.m.), to niestety szlak na niego został zlikwidowany. A w przeszłości pociągnięto pod niego dwie drogi, by móc wywozić stąd urobek górniczy, bowiem tu miały swe miejsce kopalnie rud żelaza. Potem zalesione stoki zaadaptowały sobie niedźwiadki, obecnie góra stoi sobie i cieszy oko. Nie wiem, czy miśki jeszcze tam sobie chadzają. Ja żadnego nie napotkałam.


Bobrowiec


Wreszcie i mój relaks musiał się skończyć. Z żalem nakazałam sobie odwrót. Poczłapałam w dół tą samą drogą. 


Powrót tą samą drogą. Tym razem patrzę na Kominiarski Wierch



Już na szlaku z Grzesia



Jeszcze chwila i już schronisko


Załapałam się na obiad w schronisku i spacerem pomaszerowałam do wylotu doliny. I tak minął mi dzień święty. I myślę, że święciłam go zacnie, odpoczynkiem. Czasem warto zatrzymać się w biegu, czego i Wam, na nadchodzące wolne dni, życzę.

HEJ!


17 komentarzy:

  1. Cudownie spędzić taki dzień;) Ludzie za mało odpoczywają, nawet na urlopie pędzą, jakby ktoś ich gonił (czego jestem przykładam, ale w tym roku mam postanowienie spędzić urlop nieśpiesznie, mniej zwiedzić, za to więcej kontemplować;D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele bym dała, żeby właśnie teraz móc teleportować się tam lub w inne miejsca w górach. Ale jeszcze trochę muszę wytrzymać.A potem odpocznę lub...pobiegam po szlakach😝 Ściskam.

      Usuń
  2. Pełny relaks. Należał się Tobie za tę Orlą Perć. Też tak lubię poleniuchować na pachnącej łące.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mi się marzy taki relaks. Tylko te kleszcze odstraszają. Pozdrawiam najserdeczniej😃

      Usuń
  3. Bardzo fajna wycieczka już tęsknie za górami a do sierpnia jeszcze daleko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Chciałoby się przyśpieszyć czas a potem go zatrzymać. Też już tęsknię za górami. Ściski😉

      Usuń
  4. Niexziela jak Bóg przykazał - pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda 😄. Z prawie niedzielnym pozdrowieniem ☺

      Usuń
  5. Przydają się takie spacerki, przydają. Nieważne, czy jako odpoczynek po większej wyrypie, czy po prostu po trudach dnia codziennego. Oby do urlopu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do urlopu jeszcze tak daleko... :) Ogarniam remont przedpokoju, a to takie "never ending story". Dlatego bardzo chciałabym teraz móc poleżeć sobie w trawie, gdzieś na hali...Ech... :)

      Usuń
  6. Duśka Ty w ogóle w domu przebywasz? Ciągle w trasie :) Ale doskonale Cię moja droga rozumiem. My wróciliśmy z trzydniowej wycieczki w środę, a w czwartek wyruszyliśmy znów do Czech, by kolejny zamek zaliczyć... :)
    Moc uścisków! Buziole!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, zdarza mi się być ;) Teraz na przykład, jestem uziemiona z powodu remontu przedpokoju :P Ale za jakieś 4 tygodnie wyruszam do Karpacza, więc znowu w drodze.
      Zamki w Czechach... bajecznie! To z młodzieżą się tak robijacie po sąsiadach, czy z M.? Buziolki jak stąd do Rybnika :) :) :)

      Usuń
    2. I z młodzieżą i prywatnie z M. :)

      Usuń
  7. Zgodzę się, że msze w plenerze mają ten niepowtarzalny klimat. W Tatrach byłem kiedyś na mszy na Rusinowej Polanie i nad Smreczyńskim Stawem. Jedno ze zdjęć: https://lh3.googleusercontent.com/-5X5Zdx2ifpo/TnpYtoMuqTI/AAAAAAAAFyE/1NL0lUFhC_Y/s1552/P1010224.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś wybierałam się na mszę na Rusinowej, ale nie dotarłam. To było po tym, jak idąc na Gęsią Szyję zobaczyłam, że na Rusinowej budują ołtarz polowy. Cóż, może jeszcze kiedyś się uda, bo to niepowtarzalne chwile. Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Tatry też kocham chociaż w Beskidach czuje się pewniej. Ostatni raz byłam w Tatrach 4 lata temu. Razem z mężem zrobiliśmy skok na Czerwone Wierchy. Ach jak było fajnie. Pogoda prawie się udała poza tym że chwilę pogrzmiało i narobiło stracha. Wspaniałe fotki Ci się udały. Chochołowska fajna, dawno nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja z kolei mam na odwrót, pewniej czuję się w Tatrach. Czerwone Wierchy bardzo lubię, choć tam zawsze wieje. I też mam na swoim koncie burzę w tym rejonie. Nie znoszę burzy nawet w domu, a co dopiero na szlaku... uuuu.... :) Dobra pogoda i super towarzystwo to jednak podstawa dobrych wspomnień.

      Usuń