Blaski i cienie bycia księżną,
czyli ponowne spotkanie
ze „Stokrotką”,
tym razem na zamku Książ
Obiecałam
Wam relację z fantastycznego miejsca, jakim jest trzeci co wielkości zamek w
Polsce (po Malborku i Krakowie). Książ od wielu lat był na mojej liście „zobaczyć
przed śmiercią”. A kiedy zgłębiałam życie najbardziej znanej jego mieszkanki, tym
bardziej pragnęłam zobaczyć, gdzie i jakie życie wiodła księżna von Pless. Od
2018 r. zamek Książ jest na liście „7 cudów Polski”. Zapraszam do owianego
tajemnicami zamku na Dolnym Śląsku…
Pierwsza pisemna wzmianka o budowli, zwanej z niemieckiego Fürstenstein, pochodzi z lat 1288-1292. Wtedy to książę świdnicko-jaworski, Bolko I Surowy, buduje zamek obronny. Początkowo budowla została nazwana „Książęcą Górą”, a sam Bolko I nadał sobie tytuł „pana na Książu”. Co zabawne, tytuł ten przyjmowali kolejni jego następcy.
Pierwsza pisemna wzmianka o budowli, zwanej z niemieckiego Fürstenstein, pochodzi z lat 1288-1292. Wtedy to książę świdnicko-jaworski, Bolko I Surowy, buduje zamek obronny. Początkowo budowla została nazwana „Książęcą Górą”, a sam Bolko I nadał sobie tytuł „pana na Książu”. Co zabawne, tytuł ten przyjmowali kolejni jego następcy.
Na przełomie
XIV i XV w. zamek przeszedł w ręce czeskie, natomiast pod koniec XV w. był przez
chwilę w posiadaniu króla węgierskiego, Macieja Korwina, który to dał go (!!! Czemu
mi nikt nie daje zamku???) w użytkowanie
dowódcy wojsk – Georgowi von Stein. Człowiek ów, przyczynił się do
zmiany warownej twierdzy na zamek mieszkalny. Ale na przełomie XV i XVI w. właścicielem
jest już król Czech i Węgier – Władysław II Jagiellończyk, który teren wraz z
zamkiem przekazuje swojemu kanclerzowi Johannowi von Haugwitz. I tu zaczyna się
niesamowita historia…
Rzeźby Diany i Apolla otwierają widok na Dziedziniec Honorowy i fasadę frontową zamku. Wejścia strzegą też lwy z tarczami herbowymi Maximiliana Hochberga, twórcy Książa w stylu barokowym i jego trzeciej żony Christine Dorothei von Reuss.
Wkrótce potem,
w 1509 r. Haugwitz przekazuje dobra rycerzowi Konradowi I von Hoberg (do 1714
r. nazwisko to pisane było bez „ch” w środku). I to ten ród, znany potem jako
Hochbergowie, zapisuje się w historii Książa najbardziej. Zamek pozostaje w ich
rękach aż do 1941 r., kiedy konfiskują go naziści.
W 1683 r.
Hochbergowie otrzymują dziedziczny tytuł hrabiowski a w 1848 r. dziedziczny
tytuł książęcy. Na początku XVII w. Konrad III von Hochberg otrzymał od cesarza
Rudolfa III dziedziczne prawo do zamku. Zaczęła się wówczas wielka przebudowa
obiektu. Powstały: skrzydło barokowe, pełniące funkcje reprezentacyjne,
Dziedziniec Honorowy, budynki przedzamcza, jak oficyny czy budynek bramny, a
także pawilon letni, który w II poł. XIX w. stał się rodzinnym mauzoleum (o
kaplicy grobowej pisałam przy okazji Ścieżki Hochbergów – jeśli nie czytaliście
– link TUTAJ). Przełom XVIII i XIX w. to kolejne przebudowy. Ówczesny właściciel,
Jan Henryk VI zadbał o otoczenie rezydencji. Idąc z duchem romantyczności,
wybudował sztuczną ruinę, tzw. Stary Książ. (O tym także pisałam, przy okazji
opisu Ścieżki Hochbergów).
Mur najstarszej części zamku. I tu ciekawostka: wystające betonowe wypusty z metalowymi prętami najprawdopodobniej pozostały po wojennej przebudowie zamku. Istnieje taka hipoteza, że właśnie na tym poziomie pierwszego piętra, miało powstać przejście ze środkowej części zamku do północnej. Koniec wojny i nadciągająca Armia Czerwona uniemożliwiły dalszą przebudowę.
Salon zielony. Tu umieszczono portrety przodków, a szczególnie znaczenie miały owalne wizerunki dzieci, które podkreślały znaczenie rodziny i potomstwa dla zachowania ciągłości rodu. Duże portrety malował Felix Anton Scheffler, portrety magnatów - Ernst Wilhelm Bernhardi. W salonie tym eksponowano rzadko spotykaną porcelanę. Ciekawostką są tu widoczne na zdjęciu drzwi. Prowadzą one bowiem, do... kominka w sąsiedniej sali. Był to taki zabieg architektoniczny, gdyż w stylu rokoko symetria odgrywała ważną rolę. Salon Zielony należy do reprezentacyjnych salonów w barokowej części pałacu, dlatego zastosowano tu drzwi prowadzące donikąd ;)
Sala Maximiliana na I piętrze. Na suficie plafon przedstawiający Atenę (Minerwę) i muzy na Helikonie (święty gaj muz). Został wykonany w 1732 r. przez Felixa Antona Schefflera techniką "al fresco". Autor złożył na nim swój podpis, ale żeby go znaleźć w tej plątaninie postaci, trzeba mocno wytężyć wzrok. Ja znalazłam. Mała podpowiedź: należy szukać muzy siedzącej na kamieniu ;)
Sala Maximiliana była w XVIII w. zwana "Paradesaal", czyli paradną. Identyczna znajduje się w pałacu w Pszczynie. Dekorowana jest w stylu charakterystycznym dla hrabiowskiego Wiednia. Treści sztuki tu zawartej, czerpią z klasycznej mitologii Greków i Rzymian, eksponują moc natury i kultury. Ściany podzielone są 12 pilastrami, co nawiązuje do 12 miesięcy w roku. W złoconych głowicach pilastrów znajdują się płaskorzeźby z charakterystycznymi dla każdego miesiąca pracami i znakami zodiaku.
Putta na gzymsie trzymają winorośl, kukurydzę i kwiatowe girlandy a popiersia kobiet reprezentują kontynenty. Kominki okupują sfinksy, które z kolei są symbolem sił natury oraz tajemnic przeszłości i przyszłości. Obok putta z rogami obfitości uosabiają radość i pomyślność. Ponad owalnymi lustrami kominków widać balkony apartamentów pani i pana domu (na 2 piętrze)
W Sali Maximiliana niegdyś znajdowały się wielkoformatowe obrazy Schefflera. Niestety zrabowano je po 1945 r. W lożach muzycznych zasiadała dworska orkiestra. Dziś sala również pełni funkcję reprezentacyjną i okazyjnie odbywają się tu koncerty i uroczystości.
Salon Biały - stojące tu, neobarokowe meble, należały do ostatniej właścicielki zamku - księżnej Daisy. Stanowiły one wyposażenie dawnej jadalni, wybudowanego w 1909 r. Grand Hotelu w Szczawnie - Zdroju.
Salon Chiński (Orientalny) niegdyś pełnił rolę... przedpokoju. Nazwa pomieszczenia nawiązuje do tematyki tkanin, pokrywających ściany, a które to z kolei nawiązują do Orientu. Mamy tu pawie - symbole wszechświata i nieskończoności oraz gałązki kwitnącej wiśni, które symbolizują szczęście. Barokowy kominek czy sufit zdobiony gipsową sztukaterią, której wstęga odbija się w parkiecie, dopełniają dekoracji.
Pokój Gier - tu oddawano się rozrywkom. Obraz na ścianie przedstawia wyspę San Michele w Wenecji i kościół św. Michała Archanioła wraz z klasztorem.
Salon Włoski - na zdjęciu widoczny obraz "Muzy opowiadają Minerwie o zamianie Pieryd w sroki", ok. 1585r. Obraz ten do 1942 r. wisiał w Książu, obecnie depozyt Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
W Salonie Włoskim najładniejszy jest sufitowy plafon. Przedstawia on Florę, etruską boginię natury, sił życiodajnych i wszystkiego, co rozkwita. Narożne medaliony przedstawiają... wiatry. Obraz pochodzi z ok. 1732 r. a namalował go Felix Anton Scheffler.
Prawdziwie
ekscytująca historia zamku zaczyna się w 1856 r. kiedy właścicielem Książa
zostaje Jan Henryk XI, hrabia, książę von Pless, a także posiadający tytuł
arcyksięcia (najwyższego tytułu książęcego, który mogła otrzymać osoba spoza
rodziny panującej). To Jan Henryk XI zadbał o kolejne przemiany rodowego
gniazda. Zakładał drogi, parki, otaczał opieką lasy. Również nieobca mu była
pomoc społeczna, nie tylko dla swych poddanych i pracowników. Był inicjatorem
powstania szkoły dla córek swych pracowników, zatrudnionych w kopalniach
(Hochbergowie mieli ich kilka), wspierał parafie różnych wyznań, wypłacał coś w
rodzaju rent i emerytur, pomagał najuboższym. Wszystkie wprowadzane przez niego
reformy były podwalinami późniejszej reformy socjalnej Otto von Bismarcka.
Hrabia był też ojcem kolejnego właściciela Książa – Jana Henryka XV. I od niego zaczyna się era skandali, wzlotów i upadków, większej rozrzutności, ale i rozkwitu posiadłości. Blask i oklaski a w cieniu dramaty i bankructwo. W dzień radości, w nocy samotność. Witamy na zamku Książ…
Jan Henryk (Hans Heinrich) XI - II książę von Pless (1833-1907). W rodzinie Hochbergów synowie zazwyczaj dostawali imiona Hans Heinrich, więc dodawano im numery w kolejności urodzenia a nie panowania.
Hrabia był też ojcem kolejnego właściciela Książa – Jana Henryka XV. I od niego zaczyna się era skandali, wzlotów i upadków, większej rozrzutności, ale i rozkwitu posiadłości. Blask i oklaski a w cieniu dramaty i bankructwo. W dzień radości, w nocy samotność. Witamy na zamku Książ…
8 grudnia
1891 r. Jan Henryk XV (1861 – 1938) poślubił w Londynie, w kościele św.
Małgorzaty, angielską arystokratkę, Marię Teresę Oliwię Cornwallis – West,
zwaną pieszczotliwie Daisy (1873-1943).
Jan Henryk XV. Źródło: pl.wikipedia.org
Parę dzieliło 12 lat różnicy, wychowanie, spojrzenie na świat i stosunek do otoczenia. Mimo to stanowili w miarę zgrane małżeństwo, o które zresztą zabiegała matka Daisy – Patsy, kobieta o nieprzeciętnej wówczas urodzie. I trwało to do pierwszych zdrad Jana Henryka XV, które Daisy, choć ją raniły, starała się ukrywać przed światem. O księżnej, będącej chyba najbardziej znaną postacią w posiadłości w Książu, pisałam przy okazji relacji z Pszczyny, gdzie mieszkańcy nazywali ją „Stokrotką”. (Jeśli nie czytaliście, to możecie tam iść na skróty – TUTAJ, TUTAJ I TUTAJ). Przyszła na świat na zamku w Ruthin i choć wychowana w Anglii, w większej swobodzie, to związała się z pruskim księciem, a związek ten pobłogosławiła sama Królowa Wiktoria, a świadkiem był późniejszy król Anglii – Edward VII.
Jan Henryk XV. Źródło: pl.wikipedia.org
Parę dzieliło 12 lat różnicy, wychowanie, spojrzenie na świat i stosunek do otoczenia. Mimo to stanowili w miarę zgrane małżeństwo, o które zresztą zabiegała matka Daisy – Patsy, kobieta o nieprzeciętnej wówczas urodzie. I trwało to do pierwszych zdrad Jana Henryka XV, które Daisy, choć ją raniły, starała się ukrywać przed światem. O księżnej, będącej chyba najbardziej znaną postacią w posiadłości w Książu, pisałam przy okazji relacji z Pszczyny, gdzie mieszkańcy nazywali ją „Stokrotką”. (Jeśli nie czytaliście, to możecie tam iść na skróty – TUTAJ, TUTAJ I TUTAJ). Przyszła na świat na zamku w Ruthin i choć wychowana w Anglii, w większej swobodzie, to związała się z pruskim księciem, a związek ten pobłogosławiła sama Królowa Wiktoria, a świadkiem był późniejszy król Anglii – Edward VII.
Daisy uchodziła
za piękność swoich czasów i bardzo mocno wyprzedziła swoją epokę. Fakt, że żyła
na przełomie wieków, wkraczając z konserwatywnego świata w dynamicznie zmieniający
się, także dla kobiet, spowodował, że dla wielu była szaloną Angielką, a dla
niektórych niezwykle postępową i cierpliwą kobietą. Z jednej strony śpiewała
arie operowe i sama grała w wystawianych przez siebie sztukach na prywatnych
przyjęciach, z drugiej kontynuowała politykę społeczną i działalność zapoczątkowaną
przez swojego teścia, czyli Jana Henryka XI. Była także sanitariuszką
Czerwonego Krzyża w czasie I wojny światowej.
Księżna Daisy jako XVIII w. aktorka Adrienne Lecouvreur. Źródło: www.swietochlowice.naszemiasto.pl
Księżna jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża w czasie I wojny światowej
Jest to naprawdę fascynująca postać. ( Dla zainteresowanych postacią „Stokrotki” – księżna Daisy napisała książkę „Lepiej przemilczeć”, formę pamiętnika, w którym zawarła opisy życia swojej epoki, relacje rodzinne Hochbergów oraz wszystkie rzeczy, z którymi przyszło jej się zmierzyć, w tym z czymś, co dziś nazwalibyśmy hejtem).
Księżna Daisy jako XVIII w. aktorka Adrienne Lecouvreur. Źródło: www.swietochlowice.naszemiasto.pl
Księżna jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża w czasie I wojny światowej
Jest to naprawdę fascynująca postać. ( Dla zainteresowanych postacią „Stokrotki” – księżna Daisy napisała książkę „Lepiej przemilczeć”, formę pamiętnika, w którym zawarła opisy życia swojej epoki, relacje rodzinne Hochbergów oraz wszystkie rzeczy, z którymi przyszło jej się zmierzyć, w tym z czymś, co dziś nazwalibyśmy hejtem).
Mimo
wszystko czas panowania Jana Henryka XV to czas zmian i przebudowy pałacu. Na początku
XX w. powstały dwa skrzydła
neorenesansowe, wieże z hełmem i latarnią, a także tarasy zamkowe, zachowane do
dnia dzisiejszego. Także w 1908 r. powstała wałbrzyska Palmiarnia, która była
prezentem dla księżnej Daisy od męża.
Mimo wszystko w 1922 r. małżeństwo Hochbergów ostatecznie się rozpadło. Doczekali się czwórki dzieci. Pierworodnej córki, która żyła zaledwie kilka dni i nawet nie dano jej imienia, potem Jana Henryka XVII, zwanego Hanselem, następnie Aleksandra zwanego Lexelem i ostatniego Bolka, po porodzie którego Daisy zaczęła mieć pierwsze symptomy stwardnienia rozsianego.
Kominek w Sali Kominkowej, stąd nazwa sali. Musiało być tu ciepło, kiedy palił się w nim żywy ogień...
Wnętrze Sali Rycerskiej pokryte jest polichromią i przedstawia herby rodów rycerskich, oczywiście herb Hochbergów (biało czerwona szachownica i trzy wzgórza), umieszczony jest centralnie
Hol Myśliwski - niegdyś eksponowane tu były myśliwskie trofea, pochodzące głównie z lasów pszczyńskich
Sala Konrada nosi imię założyciela książańskiej linii rodu, a od 1509 r. dzierżawcy zamku. Obecnie w sali tej zgromadzona jest Galeria Sławnych i jest nawiązaniem do idei pioniera niemieckiego muzealnictwa Thomasa Rehdigera (1540-1576)
Mimo wszystko w 1922 r. małżeństwo Hochbergów ostatecznie się rozpadło. Doczekali się czwórki dzieci. Pierworodnej córki, która żyła zaledwie kilka dni i nawet nie dano jej imienia, potem Jana Henryka XVII, zwanego Hanselem, następnie Aleksandra zwanego Lexelem i ostatniego Bolka, po porodzie którego Daisy zaczęła mieć pierwsze symptomy stwardnienia rozsianego.
Rodzina Hochbergów: Hans Heinrich XV, Daisy, z lewej Lexel, po środku Bolko, po prawej Hansel i pies ;)
I nagle
przyszły ciężkie czasy, czyli II wojna światowa. Zamek, rodowe gniazdo
Hochbergów, został w 1941 r. odebrany rodzinie przez nazistowskie Niemcy. Do
końca nie wiadomo, czy tu miała powstać siedziba Adolfa Hitlera, w której
przyjmowałby dostojnych gości, czy też nie. Faktem jest, że przechowywano tu
zbiory Królewskiej Biblioteki Pruskiej z Berlina. I choć Hochbergowie mieli
pruskie korzenie, to warto odnotować, że obaj starsi synowie Jana Henryka XV i
Daisy – Hansel i Lexel walczyli przeciwko okupantowi; Hansel w armii
brytyjskiej, a Lexel w wojsku polskim jako Aleksander Pszczyński, u boku Władysława
Sikorskiego. Najmłodszy z synów, Bolko, po tym, jak wdał się w romans ze swoją
macochą (Hiszpanką, Klotyldą Silva y Gonzales de Candamo), musiał się z nią
ożenić po rozwodzie ojca. Niestety krótko po tym, młodego hrabiego aresztowało
Gestapo i zaraz po wykupieniu go z rąk oprawców w 1936 r. zmarł.
Rodzina Hochbergów - na dole po środku macocha książąt Klotylda Silva y Gonzales de Candamo, którą poślubił Jan Henryk XV po rozwodzie z Daisy a potem poślubił ją najmłodszy jego syn, Bolko, po głośnym romansie i rozwodzie ojca. Z prawej na dole obecnie żyjący w Monachium, senior rodu Hochbergów, Bolko, ostatni wnuk Daisy
W tym samym
czasie, co dwaj synowie Hochbergów walczyli na frontach II wojny światowej, na
zamku w Książu panoszyła się paramilitarna, nazistowska organizacja „Todt”,
powstały tunele pod budowlą, wykopano też wielką dziurę na Dziedzińcu
Honorowym. Do dziś wyobraźnia pracuje, gdy słyszy się podawane z ust do ust legendy o ciężarówkach, pełnych
wartościowych rzeczy, które znikały w tunelu. Obecnie wiadomo, że było to niemożliwe
ze względu na budowę tuneli. Faktem jest, że za pracę w nieludzkich warunkach,
odpowiadali zmuszani do ciężkich robót, więźniowie obozu Gross – Rosen. To
zdecydowanie najmroczniejsza strona książęcego zamku. I najbardziej
dramatyczna.
W tym czasie księżna Daisy mieszkała już w Wałbrzychu, w kamienicy, gdzie dokończyła swój żywot. Nie był to łatwy czas. Po rozwodzie nie miała już obywatelstwa niemieckiego, była Angielką w Polsce, która stała się jej drugą ojczyzną, żyła z alimentów, które w okresie wojny nie przychodziły na czas. Dawne wystawne życie przestało istnieć, większość rodziny i znajomych rozpierzchło się po świecie lub ginęli w czasie wojennych działań. Nikt wówczas nie myślał o balach, charytatywnych imprezach czy obiadach z lokajami w liberiach. Daisy pozostał wózek inwalidzki, pchany przez Dorothy Crowther, zwaną Dolly, wierną opiekunkę jej nieżyjącej już matki.
Księżna Daisy i Dorothy Crowther. Źródło: https://daisyofpless.wordpress.com/
Środkowa, najstarsza, bo średniowieczna część zamku, została zniszczona podczas wojny. W czasach, kiedy mieszkała tu rodzina Hochbergów, pomieszczenia te były wykorzystywane na zamkowe spiżarnie. Obecnie można tu zobaczyć szyby windowe w miejscu dawnej klatki schodowej, a jest to efektem przebudowy wojennej, tzw. kompleksu Riese (Olbrzym).
Do realizacji drążenia podziemnych tuneli zostali zapędzeni więźniowie obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, którzy w nieludzkich warunkach, pracowali ponad siły. W chwili obecnej tunele ciągną się na głębokości 15 i 50m.
Wydrążone tunele, których przeznaczenia do dnia dzisiejszego nie udało się ustalić, częściowo zniszczyli wycofujący się Niemcy pod naporem Armii Czerwonej. Nie pozostała żadna dokumentacja, która mogłaby wskazać na przeznaczenie tych prac nad Riese.
Szyb był ostatnim fragmentem drogi ewakuacyjnej z zamku Książ do podziemnego schronu, znajdującego się 50 m pod głównym dziedzińcem. Na zdjęciu fragment szybu windowego i niedokończona klatka schodowa.
O przeznaczeniu tuneli mnożą się hipotezy. Być może miały być to schrony dla Hitlera i jego świty, laboratoria chemiczne lub biologiczne. W części zamaskowanych lub zniszczonych tuneli mogą być wciąż ukryte cenne depozyty zamkowe, które zaginęły w czasie wojny. Gdyby to była prawda, gdyby to odkryto, byłoby to cenne znalezisko! Część historyków przypuszcza, że w tunelach mogą też istnieć masowe mogiły więźniów, których kres życia nadszedł przy ogromnym wysiłku i trudzie.
Drewniaki i pasiaki były jedyną ochroną więźniów, pracujących w nieludzkich warunkach przy kopaniu tuneli
Sala Balowa - znajduje się w skrzydle zachodnim zamku w części neorenesansowej. Budowę jej rozpoczął Jan Henryk XV w latach 1909 - 1923, ale sala nigdy nie została ukończona, gdyż Hochbergowie popadli w długi i finansowe kłopoty. Pierwotnie sala ta miała być wysoka, zwieńczona kopułą, wyłożona ciemnym drewnem z pozłacanymi ornamentami. W czasie wojny, Niemcy zmienili jej kształt, obniżając ją o 3 m poprzez dodanie podwieszanego stropu betonowego. Reszta prac miała przerobić Salę Balową na nazistowską salę narad.
W tym czasie księżna Daisy mieszkała już w Wałbrzychu, w kamienicy, gdzie dokończyła swój żywot. Nie był to łatwy czas. Po rozwodzie nie miała już obywatelstwa niemieckiego, była Angielką w Polsce, która stała się jej drugą ojczyzną, żyła z alimentów, które w okresie wojny nie przychodziły na czas. Dawne wystawne życie przestało istnieć, większość rodziny i znajomych rozpierzchło się po świecie lub ginęli w czasie wojennych działań. Nikt wówczas nie myślał o balach, charytatywnych imprezach czy obiadach z lokajami w liberiach. Daisy pozostał wózek inwalidzki, pchany przez Dorothy Crowther, zwaną Dolly, wierną opiekunkę jej nieżyjącej już matki.
Księżna Daisy i Dorothy Crowther. Źródło: https://daisyofpless.wordpress.com/
Sala Grodźca - był to pokój gościnny, w którym nocował zazwyczaj brat księżnej Daisy, George Cornwallis - West
Połączenie zamków z różnych okresów budowy - mniej więcej pod tą zieloną gęstwiną mieści się wejście do tunelu z czasów II wojny światowej
Dolly
została przy księżnej do końca. Maria Teresa Oliwia Cornwallis – West, po mężu Hochberg,
księżna von Pless, zmarła 29 czerwca 1943 r. o 19.30. Umarła w dzień po swoich 70
urodzinach…
„Stokrotka”
została pochowana najpierw w mauzoleum rodzinnym w Książu, leżącym na terenie
parku. Ponieważ kryptę w czasie wojny splądrowała Armia Czerwona, ale doczesne jej
szczątki zdążyła przenieść wierna służba zamkowa, na cmentarz ewangelicki w Szczawienku,
ponoć bezimiennie została dochowana do innego grobu. Niestety w latach 70. i 80.
XX w. cmentarz, podobnie jak inne niemieckie nekropolie z Dolnego Śląska,
został zrównany z ziemią. Na jego terenie wybudowano szerokopasmową drogę oraz
wybudowano osiedle domów jednorodzinnych. Do dnia dzisiejszego nie wiadomo,
gdzie znajdują się szczątki pięknej Daisy. Świadkowie tych zdarzeń zginęli po
wojnie, poumierali, nikt nie wie, gdzie szukać. A wyobraźnia wciąż podsuwa
obraz legendarnych pereł, które miały być pochowane z księżną…
Portret Daisy ubranej w legendarny sznur pereł o dł. prawie 7 m. Zdjęcie wykonane przez niemiecką fotograf Ritę Martin. Słynne perły były prezentem od męża i miały być zakupione za zawrotną sumę 3,5 mln (!) ówczesnych marek niemieckich. Powiada się, że perły to łzy. I coś w tym musi być, ponieważ życie księżnej do najszczęśliwszych nie należało. Zdrady, skandale, śmierć dziecka, rozwód, choroba...
Podobno poławiacz tych pereł pracował pod przymusem i w złych warunkach. Umierając, zdążył przekląć i perły i właścicielkę. Do dziś nie wiadomo, co stało się ze słynnym sznurem tej biżuterii. Jedna wersja głosi, że Daisy została w nich pochowana, natomiast inna, że najprawdopodobniej sprzedała je, by wykupić swego syna Bolka z rąk Gestapo. Obie wersje mogą być realne, choć ta druga wydaje mi się bardziej praktyczna, zważywszy na fakt, że księżną po śmierci przeniesiono do innego grobu, więc bardzo możliwe, że tak kosztowne perły po prostu by skradziono. Jest to chyba największa tajemnica Hochbergów... :)
Okres po
wojnie to najpierw okres dewastacji zamku książańskiego przez wojska
radzieckie. A ci, jak wiadomo, za nic mieli zabytki, ładne i artystyczne
przedmioty, czyjąś własność z często dramatyczną przeszłością, pamiątki rodzinne.
Rozgrabiono, palono, niszczono. I tak, zdewastowany już obiekt, padał jeszcze
wielokrotnie łupem szabrowników, a także miejscowej ludności, która rodzinę
Hochbergów utożsamiała z Niemcami.
Dopiero w połowie lat 50. XX w. zamek w Książu został zabezpieczony przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z Wrocławia. Zaczęła się tym samym powolna odbudowa i konserwacja obiektu, która trwa po dzień dzisiejszy, choć pałac można zwiedzać. I każdy zastanawia się, jakie jeszcze tajemnice odkryje przed nami ten wielki zamek i jego mieszkańcy zza grobu.
Zamek Książ od strony południowo-zachodniej. Nad łukami znajduje się Taras Bolka, gdzie najchętniej książę przebywał.
Wejście do Tarasu Różanego. Klomby układają się w serduszka a po kaskadach spływa woda, choć akurat tego dnia było sucho ;)
Dopiero w połowie lat 50. XX w. zamek w Książu został zabezpieczony przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z Wrocławia. Zaczęła się tym samym powolna odbudowa i konserwacja obiektu, która trwa po dzień dzisiejszy, choć pałac można zwiedzać. I każdy zastanawia się, jakie jeszcze tajemnice odkryje przed nami ten wielki zamek i jego mieszkańcy zza grobu.
Taras Kasztanowcowy. Jego nazwa pochodzi od posadzonych tu pokaźnych kasztanowców. Dziś są cztery, choć kiedyś było ich pięć. Symbolizowały ostatnich właścicieli zamku, rodzinę Hochbergów: Daisy, Hansa Heinricha XV oraz ich synów: Hansela, Lexela i Bolka. Podobno po śmierci Bolka w 1936 r. jeden kasztanowiec zachorował i musiał zostać ścięty...
Jeśli
jeszcze nie byliście w Wałbrzychu, to koniecznie obierzcie kierunek na Książ,
który jest teraz w granicach administracyjnych miasta. Zarezerwujcie sobie cały
dzień, pospacerujcie po zamkowych pokojach, wsłuchajcie się w szepty na
korytarzu, usłyszcie szelest sukien Daisy i na koniec przejdźcie całą Ścieżkę Hochbergów,
by obejrzeć zamek od drugiej strony i znów zanurzcie się w to ciekawe życie na
przełomie wieków. Polecam bardzo!
Większość wyposażenia przetrwała wojnę, inne dało się odrestaurować i odnowić na podstawie archiwalnych zdjęć i dokumentacji. To zdecydowanie nasza perła na południu Polski :)
OdpowiedzUsuńZamek Książ od lat fascynuje. Wspaniała relacja kochana.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz byłam w Książu bardzo dawno temu, jeszcze z pierwszym mężem, potem z młodzieżą szkolny.Ciągle nie dotarliśmy z M. Jest w moim notesiku podkreślony na czerwono.
A księżna Daisy, oj łatwego życia nie miała. Bardzo barwna postać.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!
Fascynuje mnie ta postać. Nie wiem dlaczego :) Ja do Książa dotarłam w zeszłym roku - dopiero! I było to spełnienie małego marzenia. A post o zamku pisałam chyba z trzy tygodnie, no na nic nie ma czasu... Co to się porobiło? :) Ściskam mocno!
UsuńNa bogato - le trudno inaczej skoro tam bogato od pamiątek.
OdpowiedzUsuńDziś wiemy że kompleks Riese miał być obiektem, rodzajem zamkniętego miasta pełniącego rolę centrum dowodzenia i jednocześnie rezydencji. Naziści mieli takie romantyczne mrzonki. Inna sprawa że dla członków organizacji Todta (od Fritza Todta, twórcy i pierwszego szefa) był to świetny sposób by wymigać się od wojska i służby frontowej. Wszak działali na potrzeby III Rzeszy i to bezpośrednio praktycznie na rozkazy Fuhrera! Świetna fucha ;).
Raczej w "skarby" bym nie wierzył. Kierownictwo niemieckie doskonale zdawało sobie sprawę że wszystko co będzie po wschodniej stronie linii demarkacyjnej, przepadnie bezpowrotnie, bo sovieci torturami zmuszą ludzi do mówienia. Dlatego starano się ukryć, co można było, w miejscach w których jak sądzono wpływy radzieckie będą stosunkowo niewielkie.
No to jest właśnie świetne miejsce do odkrywania lub snucia tych tajemnic związanych zarówno z okresem II wojny światowej, jak i dziejów poprzednich epok. Dla mnie Książ jest niesamowitym miejscem, a postać księżnej mnie fascynuje. Oczywiście trudno zbyć milczeniem całego okrucieństwa jakie tam się działo, ale trzeba przyznać, że naziści mieli wizje... I być może po dzień dzisiejszy gdzieś leży "dobrze" schowany jakiś skarb ;)
Usuń