O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

czwartek, 2 stycznia 2014

Tatry - Toporowa Cyrhla, Polana Kopieniec, Polana Olczyska, Nosalowa Przełęcz, Dolina Bystrej, Kuźnice





Tatry... Moje miejsce na ziemi. Moja największa pasja.
Tu zwalniam, mogę spokojnie myśleć.
Kiedy wychodzę wysoko w góry, zostawiam wszystkie troski w dole.
A dlaczego chodzę po górach?
Odpowiedź jest taka sama jaką dał George Mallory (zm.1924r), kiedy pytano go o sens zdobywania Mount Everestu... Bo góry są.


Święta, święta i po świętach. Sylwester i Nowy Rok też przeszedł już do historii. Pora więc, rozruszać nogi, dlatego dziś Szanowny Gościu zbieram Cię na mały spacerek na szlak :)

SPACERKIEM PO GÓRKACH I DOLINKACH,

CZYLI O TYM JAK TO ROZUM I SERCE CHCĄ IŚĆ W GÓRY A NOGI SIĘ BUNTUJĄ


Wędrówka trasą:

Toporowa Cyrhla – Polana Kopieniec – Polana Olczyska – Nosalowa Przełęcz – Dolina Bystrej – Kuźnice


Wyprawa na Rysy wszystkim dała się we znaki. Przez kolejne dwa dni syczeliśmy z bólu. Mięśnie w udach przy chodzeniu dawały wyrywający ból, kolana już kolejny dzień były w opaskach uciskowych. Razem z Agą i Grzesiem zgodnie stwierdziliśmy, że kozicami to już nie jesteśmy. Jeszcze żyliśmy wyprawą w Tatry Wysokie, żałując tylko jednego: że widoków nie było.

I przyszedł taki moment, że po dwóch dniach serce znów wyrywało się w górskie klimaty. Rozum nakazywał siedzenie na bolącym tyłku, ale też nie spierał się bardzo , dając się przekonać sercu. Tylko nogi się nieco zbuntowały. Ale, że to wszystko jest ze sobą powiązane, to i one musiały skapitulować. Wybraliśmy więc, trasę łatwą, spacerową niemalże, tak, by się rozruszać i aby wszystkie części naszego ciała były zadowolone.

Wystartowaliśmy z Toporowej Cyrhli, która się nieco rozrosła, jak większość miejscowości wokół Zakopanego.


Początek trasy - Toporowa Cyrhla


Prognoza pogody poprzedniego dnia wskazywała na deszcz. Tymczasem niebo było całkiem niebieskie i wcale nie zanosiło się na łzawy niebiański dramat. Idąc do naszego szlaku zrobiliśmy krótką sesję foto, ponieważ w kierunku Zakopca widać było ładny widoczek. Giewont i Czerwone Wierchy za nim, nie mogły pozostawić nas obojętnym na swe wdzięki.


Widok na Zakopane i pasmo Gubałówki



 Zakopiańskie budownictwo. Za tym domkiem widać kościół księży Marianów p.w. Miłosierdzia Bożego w Toporowej Cyrhli



 Giewoncik w chmurkach :)

Wreszcie weszliśmy na szlak.


Początek szlaku


Początkowo wiódł on nas obok zabudowań, polem. Minęliśmy więc, krówki, które pobrzękiwały dzwonkami. Poobserwowaliśmy motylki. Zachwyciliśmy się kwiatkami. No po prostu pełen luz J.


I jak tu przejść obojętnie koło takiego okazu?




 Pytanie zagadka. Co to jest? Bo nie jest to jarzębina. Może to jakaś jej odmiana?


Zagłębiliśmy się w las. Początkowo szlak wiódł nas zielonym i czerwonym szlakiem, biegnącym w kierunku Psiej Trawki i Waksmundzkiej Równi. Przeszliśmy obok kapliczki i skręciliśmy w prawo.


Kapliczka na szlaku




 Droga w lewo kusząca, ale jednak odbijamy w prawo



 Rozwidlenie szlaków


Doszliśmy do budki TPN, by nabyć bilety do Tatrzańskiego Parku Narodowego od bardzo mało sympatycznego pana, który pracę swą chyba uważał za przykry obowiązek, żeby nie powiedzieć za karę.


Budka TPN

Po uiszczeniu opłaty poszliśmy dalej. Oba szlaki nadal biegły przez jakiś czas razem. Z tego miejsca mieliśmy jakieś pół godzinki do Polany Kopieniec. Wspinaliśmy się lasem po korzeniach drzew ostrożnie, by się nie poślizgnąć.



Po korzeniach do celu


Po naszej prawej stronie płynął sobie spokojnie Chłabowski Potok. Po drodze urządziliśmy sobie bezkrwawe polowanie na dzięcioła. Ptaszynka dzielnie pracowała stukając w pień drzewa.


Dzięciołek. Foto: Agnieszka i Grzegorz




 Żeby nie było wątpliwości, to ten sam dzięcioł :) Foto: Agnieszka i Grzegorz


Wkrótce doszliśmy do rozstaju dróg. Tu szlaki się rozgałęziły. My wybraliśmy zielony, którym zamierzaliśmy wędrować przez dłuższy czas.



Rozstaje szlaków


Teraz znów szliśmy lasem. Po jakimś czasie szlak zmienił się w skalne podłoże. O, to próba dla naszych nóg i kolan zwłaszcza. Teraz trzeba było je zadzierać wysoko do góry, aby wspiąć się wyżej. Automatycznie odezwały się nasze uda, których skarga zlała się z naszym głośnym „auuułłaaaa”. Rozum tryumfował – podskakiwał i wrzeszczał ” a nie mówiłem! Trzeba było zostać!”


Hoop! Do góry...



Tu naprawdę trzeba się wspiąć ;) Foto: Agnieszka i Grzegorz



 No dobra, idę...nie przyznam się, że uda mi rwie Foto: Agnieszka i Grzegorz


Wreszcie kamienista droga wyprowadziła nas na Polanę Kopieniec. Znajdowaliśmy się na 1215 m n.p.m.


Jeszcze chwilka i już pierwszy dłuższy przystanek



 Polana Kopieniec


Zachwyciliśmy się przyrodą wokół. Jak zwykle zrobiliśmy sesję zdjęciową roślince o nazwie „dziewięćsił”, którą zawsze mylę z szarotką.


Dziewięćsił odmiana biała



Dziewięćsił odmiana różowa Foto: Agnieszka i Grzegorz


Przed polaną znajduje się kamienny krzyż z 1950r, którego napis głosi: „Nic nad Boga”. 


Kamienny krzyż z 1950r



 Napis na krzyżu


I w tym samym momencie, kiedy głośno przeczytałam napis, kątem oka dostrzegłam, jak Grześ skłonił się nisko przed krzyżem. Oczywiście pokłon przed Bogiem nie był zamierzony, Grzegorz po prostu nie zauważył nierówności terenu. A wszystko to dlatego, że oboje z Agą prowadzili obserwację szybujących nad nami kruków, które z kolei uwielbia Agnieszka.


Rzeczone kruki - przyczyna małego zdarzenia :) Foto: Agnieszka i Grzegorz


Oczywiście wywrotka wzbudziła salwę śmiechu, że wyszło to w takim momencie. Dobrze, że sam poszkodowany nie odniósł poważniejszych obrażeń.

W oddali dostrzegliśmy już szałasy pasterskie. Przeszliśmy polną drogą w ich kierunku.



Pasterskie szałasy w oddali



 I już na Polanie Kopieniec



 Aga i Grześ na szlaku


 Tym razem darowaliśmy sobie wejście na Wielki Kopieniec (1328m n.p.m.), na którym każde z nas już było. Za to zafundowaliśmy sobie dłuższy odpoczynek na polanie.


Na szczycie Wielkiego Kopieńca w 2011r



Wejście na Wielki Kopieniec lub zejście, jak kto woli


 Ta sama trasa (dla mnie było to zejście) w 2011r




Widoki z Kopieńca Wielkiego w 2011r w kierunku miasta



 Widoki z Kopieńca Wielkiego w 2011r w stronę Polany Olczyskiej



Zaduma Grzesia nad pięknem krajobrazu :) Foto: Agnieszka i Grzegorz


Co jakiś czas mijali nas turyści. Jednych zawróciliśmy, gdyż pomylili szlak. Twierdzili, że mają mapę i wyciągnęli komórkę. Do tego momentu byli przekonani, że dobrze idą. No cóż… Jednak papierowa mapa byłaby lepsza. W plecaku nie zajmuje zbyt dużo miejsca. Młoda para zawróciła a my znów oddaliśmy się błogiemu lenistwu.



Odpoczynek przy szałasach



 Na Polanie Kopieniec



 Polana Kopieniec z drugiej strony


Największe szczyty były w chmurach. Czasem tylko mogliśmy dostrzec Świnicę. Za to Kościelec prezentował się całkiem dobrze. Jego czarny kontur widać było bardzo wyraźnie.


Kościelec w samym centralnym punkcie



Chwile mijały jedna za drugą. Pora była się zbierać.



Zarządzamy odwrót z polany. Foto: Agnieszka i Grzegorz


Okrążyliśmy Wielki Kopieniec, który z tej strony prezentował się jak niewielkie zalesione wzniesienie.



Wielki Kopieniec - widok z polany


Za to pamiętałam wejście na niego. Szlak jest tam dość stromy i daje w kość. Tym razem tylko mu się poprzyglądałam.


Wejście lub też zejście z Kopieńca - dla mnie było to pamiętne wejście


Wyboistą, kamienistą drogą znów weszliśmy w las. Skierowaliśmy się teraz w stronę Polany Olczyskiej.


Szlak w kierunku Polany Olczyskiej


Szlakowskaz na Polanie Kopieniec



I znów Giewont, tym razem widziany z Polany Kopieniec


Po drodze minęliśmy liczne odnogi Olczyskiego Potoku. Wreszcie dotarliśmy na polanę.  Stąd do Kuźnic mieliśmy jakąś godzinkę. Wybraliśmy szlak żółty.


Przy Olczyskim Potoku



 Mostek przed Polaną Olczyską



 Polana Olczyska - szlaki do wyboru



 Polana Olczyska jako tło dla Wierzbówki Kiprzycy ;)


Polankę minęliśmy dość szybko, bowiem było tam zbyt dużo ludzi. Tym razem w szałasie nie było bacy, u którego dwa lata wcześniej nabyłam serek i wesoło gawędziłam.


Polana Olczyska w pełnej krasie


Zaczęliśmy wspinać się ku Nosalowej Przełęczy. Po drodze przeszliśmy przez martwy las. Gdyby tak wyciąć wszystkie chore drzewa, zrobiłoby się mnóstwo polan na zboczach. Halny też robi co swoje, dziesiątkując słabsze drzewa. I znów zobaczyliśmy nowe sadzonki ochronione siateczką. Natura nie może mieć przestojów J.



Nowo powstałe polanki na stoku Wielkiego Kopieńca - efekt szkodników i halnego



 Szlak wiedzie przez takie smutne miejsce



 Przykry widok


Po drodze podziwialiśmy Wielki Kopieniec (1328m n.p.m.) oraz tuż obok niego jego brata Małego Kopieńca (1167m n.p.m.), przedzielonych Przełęczą między Kopieńcami (1109m n.p.m.), przez którą przeświecał widok w kierunku Toporowej Cyrhli. Serce robiło koziołki z radości, ciesząc się jak dziecko z nowej zabawki.



Przełęcz między Kopieńcami


Drewniany mostek prowadził nas ku szlakowi, który teraz piął się w górę przez las. Doprowadził nas on do Nosalowej Przełęczy (1103 m n.p.m.)


Natura potrafi zaskoczyć barwami :)



 Aga na drewnianym mostku



 Na Nosalowej Przełęczy


Znów weszliśmy na zielony szlak, który zaprowadził nas wprost do Kuźnic. Zaczęliśmy  od drewnianych schodków, by potem wyjść na kamienistą  drogę, schodzącą ostro w dół, znaną z wędrówek na Boczań.



W dół do Kuźnic


Kolana jęczały, uda protestowały a stopy wręcz paliły. Rozum już dawno udał, że śpi, bo na pewno kazałby wziąć busik do centrum. Serce jednak cały czas podskakiwało i mówiło: „przecież jesteśmy na urlopie, ruszajmy się!”. Zeszliśmy wiec do Kuźnic spacerkiem w dół.

Szliśmy Aleją Przewodników Tatrzańskich, gdzie odnaleźliśmy wciśniętą za budką z goframi, tablicę upamiętniającą skąd wzięła się nazwa Kuźnice. Otóż od wielkiego pieca hutniczego z XVIII i XIX w.


Aleją Przewodników Tatrzańskich w dół do miasta



Pamiątkowa tablica i już wiadomo skąd nazwa Kuźnice


Zeszliśmy ulicą B. Czecha (naszego jednego z najwybitniejszych narciarzy z międzywojnia) ku skoczniom. Po drodze w Alei Piłsudskiego, znaleźliśmy dom, w którym w latach 1955-1970 mieszkał autor fraszek Jan Sztaudynger. I pewnie, gdyby nie my, przechodzący turyści, nawet by nie wiedzieli, że ten dom jest tutaj. Ale skoro ktoś go fotografuje, to trzeba się zainteresować. I bardzo dobrze.



Willa Koszysta - dom J. Sztaudyngera



 Pamiątkowa tablica


Serce tym razem tryumfowało. Przecież gdyby nie ono, nie zobaczylibyśmy dziś tylu ciekawych rzeczy. Dobrze serduszko, wygrałeś.

Mimo piekących stóp dotarliśmy na obiad i pożegnaliśmy się ze szlakiem. Nad miastem unosiła się mżawka. Może jednak te prognozy deszczowe się sprawdziły. Ale w głowie znów rodziły się nowe pomysły obgadane przy obiedzie.

Tymczasem – do zobaczenia!

Hej!

16 komentarzy:

  1. Pogoda widzę wymarzona na wędrówkę. Tak się można maksymalnie wyciszyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak... W ten rejon zapuszcza się mniej ludzi, a widoki nie mniej piękne. Spokoju i radości w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po naszej zimowej wyprawie tą trasą, z wyskrobaniem się na Wielki Kopieniec i po przeczytaniu Twojej letniej relacji jesteśmy przekonani, że to nie był nasz ostatni raz na tym szlaku. Cudowne widoki, wszechobecna zieleń, ptaszki, motylki,kwiatki i łatwość dostępu do tego wszystkiego zachęca, aby tam iść i po prostu pobyć w tym urokliwym miejscu jakim jest Polana Kopieniec.
    Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zachwyciły Wasze zimowe panoramy z Wielkiego Kopieńca. Akurat wtedy przygotowywałam część pisemną tej letniej fotorelacji :) I podobnie jak Wy, również myślę, że to nie był mój ostatni wypad w te rejony :) Może kiedyś uda mi się tam pójść zimową porą, ale albo ktoś musi wynaleźć machinę do teleportacji albo przysunąć te "nasze" kochane górki bliżej Warszawy :)
      Wszystkiego cudownego w Nowym Roku!

      Usuń
  4. Przyjemny spacer z ładnymi widokami. Fajny przerywnik przed poważniejszymi wyzwaniami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Ale może też być pierwszą wycieczką po dłuższej przerwie, tak żeby się rozruszać :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Jaka fajna wycieczka :) Nie zawsze trzeba zdobywać dwutysięczniki, żeby nacieszyć się pięknem Tatr, czego dowodem jest Twoja relacja ;) Piękne zdjęcia, piękne Tatry, piękne widoki... Czegóż chcieć więcej? Uściski! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chciałabym, żeby góry były bliżej :) No ale skoro nie chciała góra do Mahometa... w lato znów się wybiorę ;) Myślę coraz częściej o Beskidzie Żywieckim :) :) :) Buziaki!

      Usuń
  6. Czasem gdy nogi bolą, warto po prostu spokojnie maszerować dolinami i podziwiać góry. Sam osobiście leczę stopę po wypadku, ale mimo że ciężko wyjść gdzieś wyżej to spokojnych wędrówek nie odpuszczam:) a dlatego że góry to nie tylko szczyty ale też piękne doliny, ciekawe zabytki, kultura góralska i pewnie wiele innych.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w mych skromnych progach :) Zgadzam się, nie zawsze trzeba być wysoko, żeby dostrzec piękno, które zazwyczaj mamy pod nogami. Nawet spacer po uliczkach (tych mniej znanych) w Zakopanym czy innej miejscowości, daje prawdziwą radość, właśnie dla choćby zabytkowych chałup góralskich, albo kapliczek. Mam nadzieję, że wyleczysz szybko stopę i zaprowadzi Cię ona na kolejne ścieżki. Pozdrawiam z Nowym Rokiem :)

      Usuń
  7. Pięknie zilustrowana opowieść. Ciekaw jestem, czy wstąpiliście do domu Koszysta, czy tylko robiliście zdjęcia. Od czasu do czasu ktoś "z ulicy" wpada do domku pod Skocznią, który z tego co wiem, jest zawsze otwarty dla miłośników poezji i fraszek Jana Sztaudyngera! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :) Tym razem głód o sobie dał znać i biegliśmy na jedzonko, dlatego tę przyjemność obcowania z wnętrzem tej przepięknej willi zostawiliśmy sobie na inną okazję. A tej na pewno nie zabraknie :)
      Serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Co do fraszek Sztaudyngera to podaje ale troszkę zmodyfikowaną wersje /z wdzięczności za te zdjęcia i Pani urodę pozwali Pani że Panią uwiodę.jacek

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny opis, dzięki bo tam się właśnie wybieram, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Dziękuję, w tym roku tam się nie wybrałam, za to powędrowałam na nowe szlaki :) Opisy wkrótce, pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń