O
uduchowieniu na szlaku,
czyli
spacer
w świątyni przyrody
Trasa: Karpacz - Świątynia Wang – żółty szlak, tzw. Babia Ścieżka – Przełączka – żółty szlak - Kaplica św. Anny – niebieski szlak – Rozdroże pod Grabowcem – czerwony szlak – Przełączka – czerwony
szlak – Karpacz
Dzień
wcześniej wdrapałam się na Śnieżkę. Dlatego kolejny dzień nie mógł być mocno
wyczerpujący. Od poprzedniej doby, prognozy pogody nie były sprzyjające.
Przepowiadano deszcz, a nawet burze. Rzeczywiście od rana było parnie, ale dało
się wytrzymać. Postanowiłam więc, wyruszyć na jakiś szlak. Po przejrzeniu mapy,
wybór padł na szlak między Karpaczem, Miłkowem a Sosnówką Górną. Dzień ten
nazwałam roboczo spacerem szlakiem kościołów, ponieważ tego dnia zwiedziłam
wszystkie świątynie w zasięgu mojego pobytu.
Zaczęłam od
kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Tu zdecydowanie największe wrażenie wywarło na mnie sklepienie budowli. Sufit to kasetony ozdobione motywami roślinnymi.
Tu zdecydowanie największe wrażenie wywarło na mnie sklepienie budowli. Sufit to kasetony ozdobione motywami roślinnymi.
Świątynia
powstała dzięki staraniom Stowarzyszenia Budowy Kościoła, któremu przewodniczył
pastor Richard Gunter z Miłkowa. Zbudowana przez wiernych kościoła
ewangelicko-augsburskiego, poświęcona w 1908r. Dopiero po II wojnie światowej
przeszła na własność kościoła rzymskokatolickiego i otrzymała tytuł
Najświętszego Serca Pana Jezusa. Obecnie jest kościołem pomocniczym
rzymskokatolickiej parafii p.w. Nawiedzenia NMP w Karpaczu.
Dopiero tu
dowiedziałam się, że w kościele tym, swą mszę prymicyjną, odprawił w 1972 r.
ks. Jerzy Popiełuszko.
Następnie udałam się na przystanek. Akurat podjechał autobus, który podwiózł mnie jakieś 6 km do kultowego kościoła , będącego symbolem Karpacza, czyli do świątyni Wang. Jest to główna atrakcja turystyczna, więc ludzi tam jest zawsze sporo.
Następnie udałam się na przystanek. Akurat podjechał autobus, który podwiózł mnie jakieś 6 km do kultowego kościoła , będącego symbolem Karpacza, czyli do świątyni Wang. Jest to główna atrakcja turystyczna, więc ludzi tam jest zawsze sporo.
Z mojej
wycieczki szkolnej, lata temu, pamiętałam jedynie mały cmentarz obok kościoła,
samego wnętrza budowli już nie. Warto więc, było, przypomnieć sobie jak tam
jest.
Kościółek
Wang zbudowali Norwegowie w XII w., w miejscowości Vang, nad jeziorem
Vangsmjøse. W Karkonoszach pojawił się, sprowadzony przez pruskiego króla
Fryderyka Wilhelma IV w 1842 r. Tym samym został uratowany przed rozbiórką i
zniszczeniem. Przez zawirowania dziejowe, teraz stoi na terytorium Polski i
daje namiastkę norweskich klimatów.
Całość świątyni wykonano bez użycia gwoździ. Oczywiście czas zrobił swoje, a także warunki atmosferyczne i gdyby nie żelastwo, to pewnie kościół już by się rozleciał. Potomkowie Wikingów zadbali o piękną snycerkę: misterne rzeźbienie, nordyckie lwy, motywy roślinne. Wszystko to sprawia, że dziś kościół jest zabytkiem architektury nordyckiej z XII w.
Granitowa dzwonnica nie jest oryginalna. Została ustawiona, by chronić kościół od wiatrów, nadciągających znad gór. Od 1844 r. kościół służy miejscowej parafii ewangelicko-augsburskiej. Mimo to, perłę Karkonoszy odwiedzają turyści wszystkich wyznań.
Całość świątyni wykonano bez użycia gwoździ. Oczywiście czas zrobił swoje, a także warunki atmosferyczne i gdyby nie żelastwo, to pewnie kościół już by się rozleciał. Potomkowie Wikingów zadbali o piękną snycerkę: misterne rzeźbienie, nordyckie lwy, motywy roślinne. Wszystko to sprawia, że dziś kościół jest zabytkiem architektury nordyckiej z XII w.
Granitowa dzwonnica nie jest oryginalna. Została ustawiona, by chronić kościół od wiatrów, nadciągających znad gór. Od 1844 r. kościół służy miejscowej parafii ewangelicko-augsburskiej. Mimo to, perłę Karkonoszy odwiedzają turyści wszystkich wyznań.
Na placu
kościelnym, ładnie zadbanym, można zobaczyć rzeźbę Łazarza oraz pomnik hrabiny
von Reden.
Rzeźba
ukazuje wskrzeszenie Łazarza, który przebywał w grobie przez trzy dni, gdzie
było ciemno i zimno. Tak samo przeplatały się losy Czechów, Niemców i Polaków.
Żyjemy, pomimo smutnych wydarzeń. Nie bez przyczyny obok rośnie bluszcz. Jego
zielony kolor (przez cały rok) symbolizuje nadzieję i wskazuje życie wieczne,
nowe życie, jakie Bóg dał Łazarzowi. Bluszcz ten jest pod ochroną i znajduje
się na trzecim miejscu, pod względem wysokości położenia w Polsce.
A kim była
hrabina? To Joanna Julianna Fryderyka, hrabina von Reden z baronów von Riedesel
(1774 – 1854). Była podporą duchową w domu ubogich i opiekunką osadników, którzy
dla ewangelii opuścili ojczyznę i przybyli do Mysłakowic. Hrabina rozpowszechniła
Biblię Jeleniogórską, uratowała też przed zniszczeniem kościół Wang. Król
Fryderyk Wilhelm IV, zaszczycony przyjaźnią z hrabiną, wzniósł w 1856 r.
pomnik, jako dowód uznania i wdzięczności.
Również
cmentarz wokół kościoła jest zadbany. Królują tu nagrobki stare, kamienne, z
nazwiskami niemiecko brzmiącymi. Na dawnym skwerze cmentarnym, należącym do
parafii ewangelicko-augsburskiej, został pochowany (zgodnie ze swoją wolą) –
Tadeusz Różewicz, mimo tego, że należał do kościoła obrządku
rzymsko-katolickiego. Także tu znalazł swój wieczny odpoczynek, twórca teatru
pantonimy – Henryk Tomaszewski.
Po wyjściu z
placu kościelnego, skierowałam swe kroki w prawo, na szlak żółty. Zaraz za
parkanem jest dobre miejsce na zdjęcia, na których można objąć całość kompleksu
świątynnego.
Szlak
zagłębił się w las. Prowadziła mnie kamienna droga, która chwilę potem skręciła
w prawo i wyprowadziła mnie ponownie na ulicę Karkonoską. Wędrowałam wzdłuż
ulicy Górnego Karpacza.
Po drodze napotkałam miejsce zwane Młynkiem Miłości.
Po drodze napotkałam miejsce zwane Młynkiem Miłości.
W Karpaczu
przez wieki funkcjonowało wiele młynów, które najczęściej znajdowały się obok
potoków. Kiedy w 1844 r. masy śniegu uderzyły w Wielki Staw, ten wylał i
wywołał lawinę, która zniszczyła w Karpaczu Górnym młyn wodny, który nie został
już odbudowany. Ale z miejscem tym wiąże się legenda, jakoby córka młynarza
uratowała rycerza przed niechybną śmiercią na zamku Chojnik. Oczywiście nie
mogło zabraknąć wielkiej miłości w tle. I tak oto młynek nie tylko mąkę
zakręcił ale i dzieje dwojga ludzi. Na skwerku nawet klomby są w kształcie
serca.
I tym
sposobem dotarłam do Przełęczy pod Czołem, gdzie jest pętla autobusowa.
Skierowałam się w prawo, na żółty szlak, zwany Babią Ścieżką lub Ścieżką Czarownic (o, znalazłam się więc, na dobrej drodze ;)) I rzeczywiście, najpierw była to wąska ścieżka, by potem przerodzić się w leśny dukt, aż wreszcie niemalże w okopy, bowiem szlak biegł w mini wąwozie pełnym kamieni i korzeni.
Obeszłam wzniesienie o nazwie Czoło (874 m n.p.m.) Chwilami szłam górą, bo było nieco łatwiej.
Tym sposobem doszłam do Przełączki (722 m n.p.m.), na której szlak łączył się ze szlakiem czerwonym, którym chciałam potem wracać. Trzymałam się jednak szlaku żółtego, który doprowadził mnie do kaplicy św. Anny.
Kaplica św. Anny na Grabowcu to zabytkowa budowla. Pierwsza była drewniana, postawiona na początku XIII w. przy źródle obok Babiej Ścieżki, w miejscu ośrodka prasłowiańskiego kultu pogańskiego. Początkowo kaplicą opiekowali się joannici, czyli rycerze zakonnicy, a datki płynęły z kasy księcia świdnicko-jaworskiego Bolka II. Obecna, murowana, barokowa świątynia, została ufundowana przez hrabiego Hansa Antona Schaffgotsch z Cieplic. Budowano ją w latach 1718-1719. I do dziś jej wygląd nie zmienił się.
Skierowałam się w prawo, na żółty szlak, zwany Babią Ścieżką lub Ścieżką Czarownic (o, znalazłam się więc, na dobrej drodze ;)) I rzeczywiście, najpierw była to wąska ścieżka, by potem przerodzić się w leśny dukt, aż wreszcie niemalże w okopy, bowiem szlak biegł w mini wąwozie pełnym kamieni i korzeni.
Obeszłam wzniesienie o nazwie Czoło (874 m n.p.m.) Chwilami szłam górą, bo było nieco łatwiej.
Tym sposobem doszłam do Przełączki (722 m n.p.m.), na której szlak łączył się ze szlakiem czerwonym, którym chciałam potem wracać. Trzymałam się jednak szlaku żółtego, który doprowadził mnie do kaplicy św. Anny.
Kaplica św. Anny na Grabowcu to zabytkowa budowla. Pierwsza była drewniana, postawiona na początku XIII w. przy źródle obok Babiej Ścieżki, w miejscu ośrodka prasłowiańskiego kultu pogańskiego. Początkowo kaplicą opiekowali się joannici, czyli rycerze zakonnicy, a datki płynęły z kasy księcia świdnicko-jaworskiego Bolka II. Obecna, murowana, barokowa świątynia, została ufundowana przez hrabiego Hansa Antona Schaffgotsch z Cieplic. Budowano ją w latach 1718-1719. I do dziś jej wygląd nie zmienił się.
Tego dnia, kaplica była zamknięta, ale przez kratę można było obejrzeć kawałek wnętrza.
Obok kaplicy
rośnie najgrubszy w Karkonoszach jawor o obwodzie pnia ok. 4,5 m.
Tuż obok znajduje się ujęcie wody, zwane Dobrym Źródłem, lub przez ludzi potocznie nazwane Źródłem Miłości. Wedle wierzeń, kto zaczerpnie w usta wody ze źródła i siedem razy okrąży kaplicę, będzie miał powodzenie w miłości. Wierząc, nie wierząc, są tacy (obu płci), co biegają wokół świątyni z ustami pełnymi wody. Prawdą jest, że być może Dobre Źródło to najstarsze miejsce kultu po polskiej stronie Karkonoszy. Zbadano wodę i okazało się, że zawiera rad, pierwiastek, tu słabo oddziałujący, ale jednak promieniotwórczy. Napisy przy obudowie wody są dziś nieco zatarte, ale napis po środku „Der Gute Born” – oznacza „Dobre Źródło” właśnie. Tablica z lewej głosi, iż „”W 1212 roku było święte i lecznicze źródło wspomniane”, z prawej zaś, „W 1920 roku odnowił je hrabia Rzeszy Schaffgotsch”.
Tuż obok znajduje się ujęcie wody, zwane Dobrym Źródłem, lub przez ludzi potocznie nazwane Źródłem Miłości. Wedle wierzeń, kto zaczerpnie w usta wody ze źródła i siedem razy okrąży kaplicę, będzie miał powodzenie w miłości. Wierząc, nie wierząc, są tacy (obu płci), co biegają wokół świątyni z ustami pełnymi wody. Prawdą jest, że być może Dobre Źródło to najstarsze miejsce kultu po polskiej stronie Karkonoszy. Zbadano wodę i okazało się, że zawiera rad, pierwiastek, tu słabo oddziałujący, ale jednak promieniotwórczy. Napisy przy obudowie wody są dziś nieco zatarte, ale napis po środku „Der Gute Born” – oznacza „Dobre Źródło” właśnie. Tablica z lewej głosi, iż „”W 1212 roku było święte i lecznicze źródło wspomniane”, z prawej zaś, „W 1920 roku odnowił je hrabia Rzeszy Schaffgotsch”.
Tu
postanowiłam odpocząć chwilę przy stole z gospody obok. Widok, jaki się
rozciągał z tego miejsca, był rewelacyjny. Mniej więcej po środku, można było
zobaczyć ruiny zamku Chojnik. Kaplica położona jest w sporym oddaleniu od
szlaków turystycznych, co czyni je miejscem spokojnym i cichym. W sam raz na odpoczynek po tłumach na Śnieżce.
Postanowiłam
zrobić pętlę. Spod kościółka udałam się, szlakiem niebieskim, do Rozdroża pod
Grabowcem. Szlak wiódł leśną drogą. Po
drodze otwierały się małe okienka na zbiornik Sosnówki oraz okoliczne wzgórza.
Trwało koszenie trawy w środku lasu. Oprócz zapachu drzew i skoszonej trawy,
słychać było śpiew ptaków. Totalny reset dla duszy.
I tak
doszłam do Rozdroża pod Grabowcem, gdzie przecinają się szlaki czerwony z
niebieskim. Gdybym poszła nieco dalej, trafiłabym na ruiny dziecięcego
prewentorium Bergfriedenbaude, gdzie przebywały na leczeniu dzieci chore na
gruźlicę. Wraz ze spadkiem zachorowań, skończyła się świetność zakładu.
Podpalenie jeszcze bardziej dopełniło dzieła rozpadu. Jednakże nie zobaczyłam
ruin szpitalnych. Skręciłam wcześniej.
Opuściłam
szlak niebieski i wkroczyłam na czerwony. Tym razem trawersowałam wzniesienie o
nazwie Grabowiec (785 m n.p.m.).
Wspinałam się pod górkę, aż do formacji skalnych. Jedna z nich, największa, zwana jest Patelnią. Ustalono, że jest to miejsce mocy, gdzie skupia się energia. Ustne przekazy podają, że było to niegdyś lądowisko czarownic. No to znalazłam się chyba w odpowiednim miejscu. He, he, he…
Wspinałam się pod górkę, aż do formacji skalnych. Jedna z nich, największa, zwana jest Patelnią. Ustalono, że jest to miejsce mocy, gdzie skupia się energia. Ustne przekazy podają, że było to niegdyś lądowisko czarownic. No to znalazłam się chyba w odpowiednim miejscu. He, he, he…
Idąc szlakiem
natrafiałam co i rusz na porozrzucane skały między drzewami. Wyobraźnia
działała…
Spacer
czerwonym szlakiem wyprowadził mnie na polanę, skąd widać było doskonale
Śnieżkę. Chmury kłębiły się i niewykluczone było, że spełni się prognoza
pogody. Burza wisiała na włosku.
Zaczęło być duszno. Dobrze, że szlak prowadził lasem. I tak, doszłam ponownie do Przełączki. Tym samym zatoczyłam pętelkę.
Trzymałam się konsekwentnie czerwonego szlaku, który prowadził po wykrotach, co znacznie utrudniało przejście. Jednakże po jakimś czasie, doszłam do drogi asfaltowej, którą biegł także szlak zielony.
Ja jednak uparcie trzymałam się czerwonego, który po przekroczeniu asfaltu, piął się stromo pod górę. Tym razem trawersowałam wzniesienie o nazwie Karpatka. Idąc wzdłuż łąki, miałam piękny widok na Księżą Górę i kowarskie wzniesienia, za którymi już zaczyna się pasmo Rudaw Janowickich…
Zaczęło być duszno. Dobrze, że szlak prowadził lasem. I tak, doszłam ponownie do Przełączki. Tym samym zatoczyłam pętelkę.
Trzymałam się konsekwentnie czerwonego szlaku, który prowadził po wykrotach, co znacznie utrudniało przejście. Jednakże po jakimś czasie, doszłam do drogi asfaltowej, którą biegł także szlak zielony.
Ja jednak uparcie trzymałam się czerwonego, który po przekroczeniu asfaltu, piął się stromo pod górę. Tym razem trawersowałam wzniesienie o nazwie Karpatka. Idąc wzdłuż łąki, miałam piękny widok na Księżą Górę i kowarskie wzniesienia, za którymi już zaczyna się pasmo Rudaw Janowickich…
Szlak
zagłębił się w las, pełen form skalnych. Wszystko to sprawiało wrażenie
tajemnicze i jednocześnie magiczne.
Tak doszłam do jednej z atrakcji Karpacza, a mianowicie do zapory na Łomnicy.
Tak doszłam do jednej z atrakcji Karpacza, a mianowicie do zapory na Łomnicy.
Zapora wodna
na rzece Łomnicy jest w kształcie półkola, z pięcioma przęsłami do przelewu
wody. Zbudowana w latach 1910-1915, z
granitu, ma ok. 105 m długości. Zbiornik ten gromadzi nadmiar wód opadowych a także
wszystko to, co niesie ze sobą wzburzona woda rzeki. Przez koronę zapory
wiedzie szlak pieszy i dzięki temu można popatrzeć na zaporę z bliska.
Tym samym znalazłam
się już w obrębie miasta, prawie w centrum, do którego skierowałam się wzdłuż
asfaltowej jezdni. Po drodze zatrzymałam się na obiad, w czasie którego, przez
miasto przeszła ulewa. Miałam farta, że już byłam w mieście, a nie na szlaku.
Na koniec zostawiłam
sobie kościół, obok którego mieszkałam, czyli pod wezwaniem Nawiedzenia
Najświętszej Maryi Panny.
Karpacz należał do parafii w Miłkowie, a msze święte odprawiane były w szkole katolickiej, którą ufundował ks. Sommer. Dziś budynek ten stoi naprzeciwko kościoła.
Zezwolenie na zakup parceli pod budowę świątyni dano w 1900 r. Dziewięć lat później stał już kościół, którego sylwetka z cebulastym hełmem wieży, nawiązuje do barokowego budownictwa tyrolskiego.
Na sklepieniu przedsionka malunki czterech Ojców Kościoła, noszących tytuł Wielkich Doktorów Kościoła. Są to kolejno:
Karpacz należał do parafii w Miłkowie, a msze święte odprawiane były w szkole katolickiej, którą ufundował ks. Sommer. Dziś budynek ten stoi naprzeciwko kościoła.
Zezwolenie na zakup parceli pod budowę świątyni dano w 1900 r. Dziewięć lat później stał już kościół, którego sylwetka z cebulastym hełmem wieży, nawiązuje do barokowego budownictwa tyrolskiego.
Stąd już
tylko miałam przysłowiowe „dwa kroki” na kwaterę. Duchota była mniejsza po
deszczu.
I tak
skończył się dla mnie dzień. Choć szlak wiódł mnie od kościoła do kościoła, to
zasmakowałam też mini wspinaczki oraz leśnych dróg. A przede wszystkim ciszy na
szlaku, która jest typowa dla świątyń. Ale przecież byłam w świątyni natury. W
samym jej sercu niemalże…
Hej!
Wspaniała wędrówka. Tereny co nieco znam, a kilka punktów mnie zaskoczyło. Trzeba będzie powtórkę zrobić.
OdpowiedzUsuńNo proszę, zaskoczyłam. A czym? Które miejsce było Ci nieznane? Pozdrawiam serdecznie☺
UsuńUrzekła mnie ta trasa, bardzo ładnie ja zaplanowałaś. Były i miejsca widokowe i ciekawe kościoły oraz atrakcje przyrodnicze. Myślę, że jako przerwa w poważniejszych wędrówkach, to był to świetny wybór.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
W zasadzie to już nie mogłam inaczej. Pogoda w tym roku bawiła się z nami w kotka i myszkę☺ Ale było w sumie przyjemnie. Serdeczności!
UsuńYou really make it seem really easy together with your presentation but
OdpowiedzUsuńI in finding this matter to be really one thing which I
think I'd never understand. It kind of feels too
complicated and very wide for me. I'm taking a look ahead for your next publish, I will try to get the
dangle of it!
Sure, I invite You warmly! It is best to come and see for yourself. Best regards!
UsuńWspaniała trasa, tyle fajnych kościołów po drodze zobaczyłaś, sama znam tylko świątynię Wang. Cieszę się, że dzięki Tobie poznałam nowe miejsca. Dzień bardzo intensywny, ale za to co się zobaczyło to Twoje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Fakt. Tego co się widziało i przeżyło nikt nam nie odbierze. Cieszę się, że moja wędrówka może być dla Ciebie inspiracją na kolejną wycieczkę karkonoskimi ścieżkami. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńSuper wyprawa,,,w częsci tych miejsc byłam..fajnie dzięki Tobie było znowu powspominać:)
OdpowiedzUsuńTyle wrażeń zabiera się ze sobą z takich wędrówek a i człowiek często wraca odmieniony,naładowany dobrą energią:)
POzdrawiam
Witaj :) Tak działają góry. Nigdy nie wraca się z nich takim samym... I w tym cały ich urok. Zresztą, jak z każdego wyjazdu, gdzie choć przez chwilę na naszych ustach gościł uśmiech. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńRewelacyjna wyprawa.
OdpowiedzUsuńW świątyni byłam kilka lat temu z młodzieżą gimnazjalną a potem wspinaczka na Śnieżkę.
Oj, nie zapomnę tej wycieczki.:)
Mam jeszcze chęć pojechać do Karpacza. Być może pogoda pozwoli na wędrówki kolejnymi szlakami, bo w tym roku nas nie rozpieszczała. A ten szlak całkiem miło wspominam...
UsuńPrzepiękne widoki :) Karpacz jest piękny
OdpowiedzUsuńKarpacz jest miłym miejscem, ale piękne są raczej jego okolice. Na pewno w samym Karpaczu nie można się nudzić, a to duży jego atut. A poza tym to góry, góry i góry������ Pozdrawiam serdecznie!
UsuńŚwiątyni Wang bardzo fajna i wara zwiedzenia choć jeden raz. Natomiast jeśli coś jest świątynią nie powinno być płatne a bardzo wiele obiektów niestety bilet aby wejść do miejsc kultu lub miejsca robienia biznesu. Tak czy inaczej na pewno warto odwiedzić to miejsce choć jeden raz. Tym bardziej że po drodze jest na szlak.
OdpowiedzUsuńWiele obiektów sakralnych jest zabytkami i aby je ratować, wpłaca się cegiełkę w postaci biletu wstępu. Jest to praktykowane na całym świecie. A jeśli chodzi o samą świątynię Wang - unikatowa w Polsce, bo ściągnięta z Norwegii :) Dlatego warto się z nią zapoznać przy okazji górskich wędrówek. Pozdrawiam :)
Usuń