O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

czwartek, 24 stycznia 2019

Sudety - Lesista Wielka

O złości na szlaku,
czyli jak nakrzyczałam w lesie
na Boga, na znakarzy
i  na niesprawiedliwość losu


Czasem tak się zdarza, że życie nie przypomina różowego kisielu, nie jest miękkie i aksamitne, choćby je okraszać milionem uśmiechów i dobrym słowem. Daje w kość wtedy, kiedy wydawałoby się, że właśnie chwyciłeś Pana Boga za pięty i całemu światu chcesz powiedzieć – patrzcie, jestem szczęśliwa, więc i wy bądźcie! Najgorzej, kiedy wszystko spada na ciebie jak grom z jasnego nieba, kiedy się tego w ogóle nie spodziewasz i to w dodatku od osób, po których takich słów czy czynów w ogóle byś nie przypuszczał, że mogą mieć miejsce. A jednak… I co potem? Nic. Można się znów rzucić w wir życia, można się zamknąć w sobie, albo jak ja, wyjechać na koniec Polski. Od zawsze kiedy mi źle, góry koją moją duszę. Odkąd pamiętam, w górach rozmawiam sama ze sobą, biję się z myślami i niekiedy też włączam w dialog Pana Boga. I przyznaję, czasem dostaję odpowiedź, a czasami nie. Tym razem nawet się pokłóciłam. A zaczęło się tak…
Kiedy wróciłam z Lofotów, nie byłam w dobrej formie. Wyjechałam w Tatry, ale i tam nie znalazłam ukojenia. Zmęczona, na koniec urlopu, spędziłam kilka dni u moich Przyjaciół w Górach Suchych. Nie znałam tych gór, więc było to dla mnie nowe wyzwanie. Drugiego dnia pobytu, po nieprzespanej nocy, jadąc na kanapce i adrenalinie, która jeszcze nie chciała mi puścić, wyruszyłam z Sokołowska do Krzeszowa. Ale żeby nie było tak prosto, że samochodem i po asfalcie, postanowiłam, że pójdę piechotą z intencją do bazyliki, po drodze wchodząc na wierzchołek o nazwie Lesista Wielka. I jak postanowiłam, tak też zrobiłam.
Dzień był ciepły, spokojny, niebo wprost niebieściutkie. Ruszyłam wcześnie z domu, po drodze wypłaszając dziki, które szukały pożywienia na łące. Tak po prawdzie to mnie zastanawiało, co tak chrumka w zaroślach, a kiedy wyskoczyły spłoszone, też się ich wystraszyłam J
Po przekroczeniu szosy, weszłam na czerwony szlak, będący Głównym Szlakiem Sudeckim. 


Początek czerwonego szlaku na Lesistą


Właściwie już od Sokołowska szlak był kiepsko oznaczony. Ale sama wędrówka też na tym odcinku nie była czystą przyjemnością. Szlak zarośnięty i ostro pod górę, bez wyraźnych znaków, przypominał obóz survivalowy. Chcesz przejść wyżej, zadrzyj nogę, potem drugą, potem skłon pod leżącym konarem, następnie ręce do góry, jak nie chcesz być porysowanym przez jeżyny, potem jeszcze odrobina zadyszki, wylanego potu i voila! Jesteś… na drodze. 


Cień drzew łagodził parny dzień



Wspinaczka na Lesistą przypominała wejście na piramidę i to bynajmniej nie po zakolach, wprost przeciwnie, ostro pod górę 



Raz nad drzewem, raz pod drzewem...



Przedzieranie się przez zarośla to też GSS



Kawałek normalnej ścieżki na GSS


Wyszłam z zarośli, myśląc, że to niemożliwe, że GSS nie jest dobrze oznakowany. Ale mojemu zdziwieniu nie był koniec. Stałam na rozjechanej drodze, zupełnie nie wiedząc, w którą stronę iść. Przeszłam kilka kroków w jedną stronę, by stwierdzić, że nie widzę żadnych znaków. Wróciłam w to samo miejsce i poszłam w drugą stronę. Hurra! Znak jest, to idę dalej. I szłam tak, aż w końcu osiągnęłam wypłaszczenie, które przypominało polanę. Stał nawet na niej samochód. W oddali słychać było piły, więc pewnie pracownicy leśni prowadzili wycinkę. Szkoda, że nie wycięli odrobiny tych krzaczorów z początku szlaku. 


Pierwsze widoki



Widok w stronę Gór Stołowych



Widok w stronę Karkonoszy



Okno widokowe na Rudawy Janowickie



I dokąd teraz?



Małe wypłaszczenie z tablicą informacyjną


Dzięki postawionej tu mapie, wiedziałam dokładnie gdzie się znajduję. Na szczyt jeszcze chwilkę mi zostało.


Daleko nie uszłam... przede mną jeszcze mnóstwo trasy. W zasadzie na koniec dnia mogłam powiedzieć, że przeszłam dokładnie tyle, ile pokazuje szlak czerwony na tej tablicy: od Sokołowska do wsi Grzędy



Widok na Góry Suche



Góry Suche z drogi na Lesistą



Całkiem przyjemny trakt



Tu już zupełnie jak po płaskim



Jeszcze się nie poddaję! - chciałoby krzyknąć to drzewo...


Wreszcie osiągnęłam szczyt Lesistej Wielkiej (851 m n.p.m.), najwyższy szczyt w masywie Dzikowca i Lesistej Wielkiej. Nie jest to widokowy szczyt, nie zobaczy się z niego spektakularnych panoram. Raczej przypomina miły punkt do odpoczynku na płaskiej powierzchni. Gdyby nie było tu wiaty i szlakowskazu, pewnie nie zauważyłabym, że jestem już na szczycie. Postanowiłam tu odpocząć chwilę, zjeść drugie śniadanie i napić się ciepłej herbaty. Wiata była tylko do mojej dyspozycji. Od wyruszenia z Sokołowska, nie spotkałam nikogo na szlaku. Miałam poczucie, że wszyscy turyści są teraz w Tatrach. Dzięki temu mogłam swobodnie myśleć, nawet na głos.


Lesista Wielka (851 m n.p.m.)



Szlakowskaz na Lesistej Wielkiej



A tak wygląda szczyt Lesistej Wielkiej - gdyby nie wiata i szlakowskaz, nie zauważyłabym, że jestem na wierzchołku :)



Meldunek do Przyjaciół ze szczytu ;)



Moja Baza Sokołowska :)


Lesista Wielka była już w XIX w. celem licznych wycieczek. Słynęła ze szczelin na zboczach, które przy pomocy wiatru, wydawały z siebie dźwięki. W obecnych czasach, góra jest całkowicie zarośnięta, więc jedyne co można usłyszeć, to dźwięk pił spalinowych w rękach drwali. I niby coś tam jest z tym robione, ale ja tam nic nie słyszałam J.
W końcu zebrałam się do kupy i ruszyłam dalej. I szłam teoretycznie po prostej drodze, ale ze dwa razy zawracałam, ponieważ namalowanych szlaków tu nie uświadczysz. To nie do wiary, że Główny Szlak Sudecki na tym odcinku jest kompletnie zapomniany! Po drodze można spotkać kilka miejsc, gdzie rozjechane drogi rozchodzą się w różne strony świata i w którą stronę masz iść – nie wiadomo. Nie ma żadnych strzałek, szlakowskazów, bodaj wyblakłej od słońca farby na drzewie, czy kamieniu. W tym miejscu nie pozdrawiam zdecydowanie znakarzy, dzięki którym wydłużyłam sobie czas wędrówki. Mimo to, szłam dalej, bo przecież miałam potrzebę dojścia do Krzeszowa. Byłam już zmęczona, nieprzespana noc dawała o sobie znać.


Droga jak w bajce



Efekt pioruna (?) - drzewo trafione, ale jeszcze całkiem niezłamane



Widok na Kotlinę Krzeszowską



Kotlina Krzeszowska



Na szlaku



Widok na Kotlinę Krzeszowską



Zbliżenie na Kotlinę Krzeszowską



Widok na kopalnię tłucznia jakim jest melafir w Czarnym Borze niedaleko Wałbrzycha



Melafir wydobywany z tej kopalni to skała magmowa, wykorzystywana w budownictwie, na kolei i w przemyśle drogowym



Kotlina Krzeszowska



Jeszcze chwila i będzie wieś Grzędy


Doszłam do miejscowości Grzędy. Musiałam kawałek przejść asfaltem, ale wyjątkowo tutaj, znaki były widoczne na drzewach. 


Peryferie wsi Grzędy



Szlak biegnie tu asfaltem



Początek wsi Grzędy



Meldunek do Przyjaciół - właśnie doszłam tu ;)



Nie ma kto zrobić zdjęcia... muszę samej...



Widok z drogi na kopalnię melafiru


Po pewnym czasie znak skręcał w pola. Skręciłam więc, i ja. Na niebie pojawiło się nagle sporo szarych chmur. Dziwne, bo przecież jak wychodziłam, to nic nie wskazywało na taki stan rzeczy. Pocieszałam się myślą, że jeśli już ma się rozpadać, to pewnie będę już wtedy w bazylice i przeczekam deszcz. Wędrowałam polną drogą aż do linii lasu. 


Skręt Głównego Szlaku Sudeckiego ze wsi Grzędy w kierunku Krzeszowa



Staw w Grzędach



GSS - prosto do lasu



Widoczny ponad polami kościół pw. św. Jadwigi w Grzędach. Jest to kościół z XVI w., filia parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Czarnym Borze



Pasmo Lesistej Wielkiej



Szlak przez pola



Spojrzenie w stronę Lesistej - co u licha robią tu te chmury?



Wejście w las


W lesie odnalazłam szlak i cały czas szłam prosto. Po drodze prowadziłam rozmowy z Najwyższym, psioczyłam na los, na siebie, na innych, myślałam, rozpaczałam, potem się uśmiechałam i tak w kółko. I w pewnym momencie, kiedy tak szłam prostym, leśnym traktem, zorientowałam się, że nigdzie nie ma znaków! Tego już było za wiele. Wkurzyłam się, serio. Przecież biegł tędy Główny Szlak Sudecki! Na domiar złego Ten, Co Jest Na Górze, zesłał deszcz. Chyba w odwecie za rozmowę. Wielkie dzięki! Moja peleryna, parasolka i dobry nastrój zostały w domu. Poczułam ogromną złość. Przemokłam, telefon nie chciał ze mną współpracować. Po drugiej stronie koleżanki myślały, że spanikowałam, bo się zgubiłam, a ja naprawdę byłam jedynie potwornie zmęczona i zezłoszczona. Wykrzyczałam się w lesie i wróciłam po swoich śladach. 


I z powrotem niedaleko stawu w Grzędach



Chwila odpoczynku


Dopiero w domu sprawdziłam na mapie, że idąc tym traktem, doszłabym do zupełnie innej miejscowości. Do Krzeszowa powinnam była skręcić w lesie, w prawo. Ale skąd miałam to wiedzieć? Teraz, na spokojnie, domyślam się, w którym miejscu powinno to nastąpić. Ale w tamtym miejscu była jedynie tablica o wycince drzew i to nabita na namalowany szlak, który kawałkiem wystawał poza tablicę. Może to była strzałka nakazująca skręt? Nie wiem, ale byłam już porządnie wkurzona na znakarzy, a w tamtej chwili także na pracowników leśnych. Deszcz nie ustawał, ja miałam pretensje do Boga, że nie dość, że plącze mi życiowe drogi, to jeszcze teraz poplątał mi szlak. Przecież szłam do Niego! Łzy mieszały się z deszczem, który wcale nie zamierzał przestać padać. Wracałam pokonana, zrezygnowana i potwornie zmęczona. Miałam wszystkiego dość. I tu, w tym pustkowiu nie mogłam zaznać spokoju. Na szczęście przyjechały po mnie Dziewczyny, niepokojące się o moją osobę. Kompletnie przemoczona wsiadłam do auta. Jestem Im ogromnie wdzięczna. A na pocieszenie zabrały mnie do Wałbrzycha do knajpy rodem z PRL. Ogromny kotlet schabowy załatwił sprawę. Złość minęła. Może warto było dojść tylko do lasu, wykrzyczeć się, wyzłościć, by potem było lepiej? Kolejnego dnia spełniałam kolejne swoje małe marzenie. Ale o tym kiedy indziej…


W knajpie, w której przeniosłam się w czasie...



Nie wiem jak to było możliwe, ale tak było... :)



Bareja wiecznie żywy... :)



Czy po takim posiłku człowiek może być zły? Ja nie byłam :)




13 komentarzy:

  1. Śliczne zdjęcia. Weszłam w Twoją zakładkę o Światowych kącikach i widzę, że dużo podróżujesz do Norwegii. W wolnej chwili sobie poczytam, bo również jest na mojej liście do odwiedzenia, tylko ceny trochę mnie przerażają. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    https://zlapac-chwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Bardzo dziękuję za dobre słowo. Zapraszam, poczytaj sobie, popatrz, zainspiruj się. A jesli chodzi o Norwegię, to fakt, jest potwornie droga, ale przy odrobinie szczęścia można te koszty nieco zmniejszyć. Ja miałam akurat taką możliwość, żeby ją odwiedzić tańszym kosztem, ale gdybym miała jechać z biurem podróży, pewnie jeszcze długo by leżała na półce z marzeniami. Ale warto poczytać, zorientowac się i porównać ceny, a w efekcie spełniać marzenia. Zachęcam! I zapraszam, zostań tu na dłużej, buszuj na stronie do woli. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Bliskie memu sercu widoki, choć po tej części Gór Kamiennych jeszcze nie chadzałem. A co do oznaczeń na szlakach, to jednak dobrze kierować się wobec nich zasadą ograniczonego zaufania. Pozostaje dobra mapa (lub gps, jeśli ktoś używa), choć z własnego doświadczenia wiem, że ostatnio nawet mapy potrafią zaskoczyć niemiłą gafą.
    Pozdrawiam i (jeśli może jeszcze kiedyś odwiedzisz Sudety), do zobaczenia na szlaku? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Zazwyczaj chadzam po górach z mapą, ale w tym przypadku przyjechałam tu na cztery dni, z czego tylko dwa wykorzystałam na piesze wędrówki. Nawet nie siliłam się z kupnem mapy. Wydrukowałam coś z internetu, ale to nie to samo... GPS w lesie prawie nie działa :) :) Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia na szlaku, bo pewnie jeszcze wrócę, skoro zrobiłam to ostatnio w styczniu :) Dobrego dnia!

      Usuń
  3. Piękne miejsce, byłam jako dziecko i jako dorosła :))
    ale głodna się zrobiłam patrząc na Wasz posiłek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, kotlecik spory był :)
      A tereny te, to przecież Twoje rewiry prawie :) Ładnie tam, choć wolę jednak inne szlaki. Mam chęć dokończyć ten szlak, teraz jestem już mądrzejsza :) :)

      Usuń
  4. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku przy okazji! Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wzajemnie Aldonka! Nowych ciekawych modeli do fotografowania :) Pozdrawiam ciepło! :)

      Usuń
  5. Łał, miałam ciary, jak czytałam Twoją opowieść. Bałam się, że musiałaś spać gdzieś na szlaku, sama w lesie... :(
    I musisz tak sama tuptusiać?! Kurcze, to niebezpieczne!!!
    A jeszcze te dziki...
    Przeraziłam się...

    Ściskam Cię mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, toż w lesie nic mi nie grozi, prędzej od złych ludzi. Dziki same się wystraszyły :) A spać - na pewno bym nie spała na szlaku, byłam w stałym kontakcie z przyjaciółmi, poza tym po drodze meldowałam się w punktach kontrolnych i wysyłałam zdjęcia na potwierdzenie. A chodzę sama po szlakach już od wielu lat i przyznam, że w wielu przypadkach jest to bardzo wygodne. Przytulam to Twoje skołatane serduszko ;)

      Usuń
    2. Dzięki za wyjaśnienia.
      Uspokoiłaś mnie trochę.
      Buziaki!!!

      Usuń
  6. Ale super. Uwielbiam takie blogi. Pozdrawiam serdecznie z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostań tu więc, na długo, albo na zawsze. Zapraszam serdecznie ;)

      Usuń