JEDNO OKO NA MAROKO, DRUGIE… TEŻ! J
CZ. III – RABAT – CASABLANCA –EL-JADIDA – SAFI - ESSOUIRA
Jestem w stolicy Maroka. Rabat założono w X w. w pobliżu ruin fenickiego, a później rzymskiego portu Sala Colonia, u ujścia rzeki Bu Regreg. Pierwszy„ribat” (czyli islamski ufortyfikowany klasztor), stał się stolicą XII wiecznego zdobywcy z dynastii Almohadów, Jakuba al-Mansura, by po jego śmierci stracić na znaczeniu. Dopiero pod rządami Francuzów w 1912r Rabat odzyskał status stolicy.
Pierwszą budowlą, którą odwiedzam jest Mauzoleum Muhammada V i Hassana II, poprzednich królów Maroka. Szacuje się, że w lipcu 1999r na pogrzeb Hassana II przybyło do Rabatu dwa miliony poddanych, zrozpaczonych po stracie króla. Wspomnę tu, że kolejni władcy w Maroku mają te same imiona, tylko różnią się numerami. I tak: Muhammed V miał syna Hassana II, ten z kolei miał syna Muhammada VI (obecnego króla), któremu urodził się syn Hassan III. Proste? Jasne, że tak. Łatwo zapamiętać. Zapewne mały Hassan III, jeśli Allach pozwoli, jak będzie miał syna, da mu na imię Muhammed VII, a jego wnuk będzie Hassanem IV. Nawet logiczne.
Przed grobowcem stoi straż przyboczna. Strażnik jest bardzo wysoki i bardzo sympatyczny J. Pozwala na wspólną fotkę, co też szybko wykorzystuję. Jeszcze zmieni zdanie, a ma broń…J
Obok wejścia fontanny dekoracyjne pełnią też role fontann ablucyjnych, kiedy to wierni przychodzą się tu modlić.
Przy wejściu do mauzoleum
Przed wejściem do mauzoleum
Wchodzę do środka. Pod złotą kopułą (zieloną od zewnątrz), spoczywają królowie. Po środku stoi sarkofag Muhammeda V, po lewej jest grób Hassana II, a po prawej spoczywa jego brat. Wnętrze grobowca zachwyca mozaikami w misterne wzory geometryczne.
złota kopuła
Strażnik wnętrza mauzoleum
Oszołomiona plątaniną wzorów wychodzę na zewnątrz. Na wprost mauzoleum znajduje się niedokończony minaret meczetu wznoszonego przez Jakuba al-Mansura. Zwą go Wieżą Hassana.
Meczet miał być największą muzułmańską świątynią na zachodzie, a drugą w krajach islamu. Niestety trzęsienie ziemi przerwało tę wizję, a dziś można zobaczyć pozostałości tego przedsięwzięcia.
Jednak to, co wprawia mnie w osłupienie to atrakcja, jaką mam okazję zobaczyć. Otóż przed mauzoleum Muhammeda V i Hassana II, codziennie o godz. 17.00 następuje uroczyste… zwinięcie flagi (!) Spytacie, gdzie tu sens? Nie mam pojęcia. Ale wygląda to naprawdę dziwnie.
Przez Bab er-Rwah (Bramę Wiatrów), najwspanialszą z pięciu bram, przedostaję się do Meszwar (Mechonar), czyli zabudowań pałacu królewskiego.
Bab er-Rwah
Pałac królewski w Rabacie
Wejście do pałacu królewskiego
Boczne wejście do pałacu
Pałac jest też siedzibą rządu. Tu mieszczą się też: biuro premiera oraz marokańskie ministerstwo do spraw religii. Wśród 2 tys. mieszkańców zabudowań królewskich, są dalecy krewni panującej dynastii Alawitów. Służba zamieszkująca pałac to czynni i emerytowani żołnierze, pułk gwardii i kawaleria.
Na terenie pałacowym znajduje się meczet. Czasami król wybiera się tam na modlitwę piątkową.
Tuż po wizycie na królewskim placu, kieruję się na drugi brzeg rzeki Bu Regreg. Idę do Chellah (czyt. Szella)– nekropolii dynastii Merynidów. Na ufortyfikowanym obszarze, ciągnącym się w dół zbocza, przez 1500 lat leżał port Sala Colonia, aż do XIII w., kiedy mieszkańcy osady przenieśli się na drugą stronę rzeki. Rabat pozostał punktem zbornym dla armii wyruszających na wojny z Hiszpanią.
Wejście do Chellah jest poprzez bramę, bardziej dekoracyjną, niż obronną. Przed bramą wita mnie muzyk gnawa i daje pokaz muzyki z użyciem bębna, podrygując przy tym śmiesznie.
Brama do Chellah
W obrębie murów, ścieżki wiodą przez dzikie ogrody i pośród krzewów. W ruinach rzymskiego miasta mieszczą się: meczet, groby świętych oraz zawija – czyli miejsce zgromadzeń religijnych oraz pozostałości rzymsko-berberyjskiego miasta.
Ruiny nie są wypielęgnowane, ale splatają się z drzewami figowymi, są zarośnięte i pasą się przy nich owce.
W starożytnej ruinie hammanu (czyli muzułmańskiej łaźni), zapadły basen mieści kolonię węgorzy. Podobno, kto zobaczy węgorza, ten zostanie obdarowany potomkiem.
Oprócz ryb widzę tam całe zbiorowisko kocich piękności J.
Kiedy zaczyna się zmierzchać, opuszczam stolicę Maroka i podążam w kierunku… innej jego stolicy. Jak się okazuje Maroko ma wiele stolic.
Tym razem jestem w gospodarczej stolicy Maroka. I w jednym z największych miast Afryki. To Casablanca. Ach, jak ja chciałam zobaczyć to miasto… Miasto znane z filmu z Ingrid Bergman i z Humphrey’em Bogartem i ze słynnej knajpki… Tymczasem muszę rozczarować. Filmu nie kręcono w marokańskich plenerach, a knajpki nie ma… Kiedyś, w miejscu domniemanego spotkania bohaterów, w jednym z hoteli była restauracja ze zdjęciami z filmu. Ale już ponoć zmieniono wystrój i czar prysł…
No to jestem w Casablance, którą mieszkańcy po prostu nazywają Casą.
W 1755r berberyjskie miasto Anfa zostało zniszczone w wyniku trzęsienia ziemi, po czym postanowiono je odbudować jako Dar el-Bejda – Biały Dom, czyli Casa Blanca. Dziś to główny port i przemysłowa stolica kraju.
Bezsprzecznie największym i najczęściej odwiedzanym obiektem Casablanki jest Meczet Hassana II.
To dar wdzięcznego narodu dla poprzedniego władcy z okazji jego 60. urodzin, świętowanych w 1998r (inauguracja odbyła się w 1993r). Wznosi się na skrawku lądu, z trzech stron otoczony jest wodą, współgra z zaczerpniętą z Koranu maksymą: „Allach ma swój tron na wodzie”.
Meczet został zaprojektowany przez francuskiego architekta Michaela Pinseau. Mieści dużą bibliotekę, muzeum, łaźnie parowe, szkołę koraniczną i zaplecze konferencyjne. Koszty budowy (ponad 750 mld USD), pokryto z różnych środków. Datki były pobierane od każdego gospodarstwa domowego, a pracodawcy potrącali procent od zarobków pracowników.
Piękny, marmurowy minaret ma przekrój o powierzchni 25m² i wznosi się na wysokość 175m, co czyni z niego najwyższą budowlę sakralną na świecie. Nad jego ukończeniem pracowało 35 tys. robotników. Widziany z morza z odległości 32 km, jest największym meczetem poza Mekką i Medyną.
Fragment minaretu
Wnętrze minaretu
Tyle mówią liczby, ja natomiast chłonę każdą informację na temat tej budowli. Z jednej strony zachwyca, z drugiej przytłacza.
Przy budowie tej monumentalnej świątyni starano się wykorzystywać materiały wyłącznie marokańskiego pochodzenia: drewno cedrowe z Atlasu Środkowego i marmur z Agadiru i Tafraoute.
Na dziedzińcu meczetu
Cały meczet jest wyłożony płytkami ceramicznymi zellidż. Zazębiające się wielokąty to bardzo częsty motyw.
Na zewnętrznych dziedzińcach Meczetu Hassana II może modlić się 80 tys. wiernych. Ponieważ obiekt ten, jako jeden z nielicznych, jest udostępniony nie muzułmanom, idę do środka. Zwiedzać można tylko z przewodnikiem, oczywiście poza świętami i głównymi modłami piątkowymi.
Mimo ogromnego wpływu kultury arabskiej, świątynia jest bardzo nowoczesna. Ale ta nowoczesność współgra z tradycją. Kobiety mają swój balkon, na którym się modlą. To ma swój sens. Bijąc pokłony, nie rozpraszają mężczyzn.
Balkon dla kobiet
W kolumnach, które są pęknięte celowo, przygotowując budowlę do ruchów ziemi, ukryto sprytnie głośniki.
Przez środek głównej sali modlitw biegną dwa kanały, w których jest woda. Służy ona do ochłody i zapobiega przed odwodnieniem organizmu w czasie upału.
Dach, wykonany z drzewa cedrowego, jest elektrycznie otwierany. Główna sala modlitewna może pomieścić nawet do 25 tys. wiernych.
W dolnej części mieści się sala ablucyjna posiadająca 41 fontann.
Na terenie meczetu znajdują się łaźnia turecka i łaźnia rzymska. Ja jednak nie zamierzam korzystać z łaźni.
Wychodzę z klimatyzowanych sal na spiekotę. Idę na mały spacer po Casablance.
Casablanca jest nowoczesna, wokół widzę wieżowce, biurowce, banki, centrale telefonii. Tu Marokańczycy dojeżdżają do pracy nawet z dalekich wiosek. I nagle gdzieś migają mi czerwone punkciki. To sprzedawcy wody w tradycyjnych strojach.
Przychodzi czas pożegnania się z Casą. Jadę w kolejne miejsce. Po drodze mijam marabut Sidi Abderrahmana. Jest to skupisko białych grobów na skalnym urwisku, dostępnych tylko podczas odpływu. Ale jest to też mała osada ludzi, którzy opiekują się tym świętym miejscem. Legenda głosi, że tu żył pobożny człowiek, który kochał kontakt z morzem i przyrodą. Żył na swojej wyspie, modląc się dzień i noc. Ludzie zbudowali mu dom, ale on wolał spać pod gwiazdami, więc dom jego stał się schronieniem dla pielgrzymów.
I już jestem w El-Jadida (czyt. w Al-Dżadida), czyli letnim schronieniu mieszkańców Marrakechu. Miasto to, to dawna enklawa portugalska i za ich panowania nazywało się Mazgan. Portugalczycy władali nim przez 250 lat. Wznieśli ufortyfikowaną i otoczoną fosą medinę, sąsiadującą z przystanią. Do dziś mury zachowały się w bardzo dobrym stanie.
Stara zabudowa Mazgan, czyli El-Jadidy
Idę na Bastion d’Ange, skąd rozpościera się piękna panorama.
Na Bastionie Anioła
Widok na ocean
Dawniej miasto zamieszkiwała społeczność żydowska. Sułtan Abderrahman wpadł na pomysł, by przesiedlić do El-Jadidy Żydów z Azemmur. Dziś muzułmańska medina jest ruchliwą dzielnicą handlową. Za to na plażach Marokańczycy odpoczywają a w porcie handlują rybami. Do falochronu przycumowane są kolorowe łodzie.
Wiejący od wschodu chergui (sirocco) przynosi gorąc mieszkańcom Marrakechu, a rejon El-Jadidy nadaje się wtedy na windsurfing.
W El-Jadidzie najwspanialszą pozostałością po Portugalczykach jest podziemna cysterna. Wsparta jest na kolumnach i sklepiona niczym kościelna krypta. Ciekawostką z nią związaną jest fakt, że właśnie tutaj Orson Welles nakręcił niektóre sceny„Otella” (1952r).
Cysterna
W cysternie mieściła się niegdyś zbrojownia i szkoła fechtunku portugalskiego garnizonu. Dziś udostępniona turystom. Chodzę sobie, oglądam ją i jestem pełna podziwu. Porównuję tę cysternę z tą słynną stambulską. Ta jest zdecydowanie mniejsza.
150 km na południe od El-Jadidy leży Safi. Tam właśnie zmierzam. Safi to ważny port rybacki i ośrodek wydobycia fosforytów z dużym zakładem przemysłu chemicznego.
W XVII w. Safi było głównym portem handlowym, łączącym Maroko z krajami chrześcijańskimi.
Safi o zmierzchu
Kiedy słońce się budzi, budzi się też muezin, a co za tym idzie również ja J. I oglądam z bliska Safi. Jest dość ciekawe. Słynie ono z ceramiki. Na zboczu wzgórza działają zakłady garncarskie, wytwarzające fajansowe talerze i wazy.
Już z daleka widać wielkie piece garncarskie.
Piece garncarskie
Przechodzę obok warsztatów. Na ziemi ułożone cegły, suszą się w słońcu. Na kilku z nich widzę odciśnięte kocie łapki. Jakiś koci nygus przebiegł po świeżych cegłówkach. Na ścianie innego warsztatu cała ściana wyłożona jest ceramicznymi kafelkami, które układają się w całe obrazy.
Idę zobaczyć marabut, czyli miejsce pochówku osoby uważanej za świętą. Tonie cały w kwiatach.
Przemierzam kolejne kilometry. Tym razem podążam w kierunku Essouiry. Ale zanim tam dotrę, zatrzymuję się w lokalnej spółdzielni, wytwarzającej olej arganiowy. Mam okazję oglądać ciężką, intensywną pracę ręczną, wykonywaną wyłącznie przez kobiety.
Owoce zbiera się w miesiącach wakacyjnych a później się je suszy. Miąższ przeznacza się na paszę dla zwierząt, a pestki rozbija, aby wydobyć podobny do migdałów środek. Orzeszki wydobyte z pestki przypieka się i miele w małym, ręcznym, kamiennym młynku. Zmielony osad stanowi również paszę dla zwierząt.
Wszędzie wokół orzeszki
Tak patrzę i patrzę na tę pracę, kobiety uwijają się niemal jak automaty.
Podchodzę do kilku z nich, dogaduję się, czy mogę spróbować zrobić to samo, co one. Zgadzają się i już trzymam w ręku kamień, bowiem tym rozbija się pestki. Kamień ciężki, pestka mała – boję się, że walnę się w palce i będzie bolało. Ale moja ambicja nie pozwala się wycofać. ŁUP! ŁUP!... Pestka cała. Moje kolejne próby rozbicia tej pesteczki wzbudzają wesołość u miejscowych kobiet. Pokazują mi jak to robią. Ale niestety nie udaje mi się.
Moje próby rozbicia pestki
Próbuję z nimi pogadać, ale nie wiele rozumiemy się nawzajem. Poza tym, że tak siedzą i łupią orzeszki przez prawie 8h dziennie. Jestem pełna podziwu dla nich. Chyba jednak lubię swoją pracę.
Ciężka praca
Moje próby rozbicia pestki
Próbuję z nimi pogadać, ale nie wiele rozumiemy się nawzajem. Poza tym, że tak siedzą i łupią orzeszki przez prawie 8h dziennie. Jestem pełna podziwu dla nich. Chyba jednak lubię swoją pracę.
Ciężka praca
Po wizycie w spółdzielni, pełnej radości i wrażeń, jadę do Essouiry. As-Sawira jeszcze do niedawna była znana pod nazwą Mogador. Założył ją w XVIII w. sułtan Muhammad Ibn Abdullah, jako wolny port przeznaczony dla Europejczyków oraz ich żydowskich agentów, zajmujących się transsaharyjskim handlem złotem, kością słoniową i niewolnikami.
Widok na Essouirę
Fale Atlantyku uderzające w nadbrzeże, fortyfikacje wyrastające na poszarpanych skałach nad piaszczystą zatoką – oto Essouira.
Skały i woda
Kiedy tak podziwiam sobie widoczek i szykuję się do utrwalenia tego na zdjęciu, znad mojej głowy nadlatuje mewa i zostaje uchwycona w locie J.
Mewa modelka :)Skały i woda
Kiedy tak podziwiam sobie widoczek i szykuję się do utrwalenia tego na zdjęciu, znad mojej głowy nadlatuje mewa i zostaje uchwycona w locie J.
Promenada en Mer oferuje codziennie rejsy łodzią wokół wysp, umożliwiając chętnym obserwację ptaków.
W porcie w As-Sawirze
Łódeczka :)
W porcie w As-Sawirze
Łódeczka :)
Główną atrakcją As-Sawiry są wały obronne, zwane Scala.
Brama do starej części Essouiry
Europejskie działa, w tym kilka odlanych w Anglii, podarowali sułtanowi kupcy. Skierowano je na pobliskie Wyspy Purpurowe, gdzie Juba II założył wytwórnię purpurowego barwnika, pozyskiwanego ze skorupiaków, ogromnie pożądanego w I w. w Rzymie. Pod koniec XIX w. wyspy służyły jako miejsce kwarantanny dla pielgrzymów powracających z Mekki, podejrzanych o przyniesienie zarazy, a ostatnio są wykorzystywane jako więzienie.
Armata na murachBrama do starej części Essouiry
Europejskie działa, w tym kilka odlanych w Anglii, podarowali sułtanowi kupcy. Skierowano je na pobliskie Wyspy Purpurowe, gdzie Juba II założył wytwórnię purpurowego barwnika, pozyskiwanego ze skorupiaków, ogromnie pożądanego w I w. w Rzymie. Pod koniec XIX w. wyspy służyły jako miejsce kwarantanny dla pielgrzymów powracających z Mekki, podejrzanych o przyniesienie zarazy, a ostatnio są wykorzystywane jako więzienie.
Na zabytkowych wałach obronnych
Angielskie armaty
Przechadzam się po murach. Wiatr od oceanu sprawia, że walczę z włosami.
Na murach
Idę więc wzdłuż wałów i docieram do Place Moulay Hassan, gdzie skupia się życie towarzyskie miasta. Tu odbywają się m.in. koncerty czy festiwale muzyki gnawa.
Plac Moulay Hassan
Na murach
Idę więc wzdłuż wałów i docieram do Place Moulay Hassan, gdzie skupia się życie towarzyskie miasta. Tu odbywają się m.in. koncerty czy festiwale muzyki gnawa.
Plac Moulay Hassan
Spaceruję uliczkami mediny. As-Sawira została zaprojektowana przez europejskiego inżyniera, jeńca sułtana. Dlatego ma szersze, bardziej regularne ulice, niż inne marokańskie mediny. Na ulicy często kobiety nie pozwalały się fotografować, wierząc, że zdjęcie skradnie ich duszę.
Główna ulica mediny, kobieta z lewej zakrywa twarz...Aleja z wieżą zegarową
Widok na drugą stronę alei
Uliczka w medinie
Domy w Essouirze pomalowane są zwykle na biało-niebiesko. Mieszkańcy chętnie prezentują rękodzieło a sklepy z „mydłem i powidłem” są prawie wszędzie. Idę w boczną uliczkę. Znikam w małym sklepiku z drewnianymi wyrobami. Nabywam piękne chusteczniki. Essouira słynie z takich rzeczy. Rzemieślnicy rzeźbią w drewnie tujowym i cedrowym. Zaopatrują sklepy i targi w całym kraju i za granicą.
Drewniane stoliczki
Drewniane stoliczki
Ale warto robić zakupy w bocznych uliczkach, z dala od głównej alei, którą oblegają turyści. Kolejny zakup, to pachnący, gorący chlebek. Z mojej strony to obżarstwo i to bardzo nieprzyzwoite w czasie Ramadanu. Żeby nieco skubnąć chlebka, chowam się w pobliskiej bramie, co by nie jeść na widoku. Mniam.. Czuję się jak menel, który w bramie pociąga łyk jabola, ale chleb jest tak pachnący…
Chlebek
Idę do jednego domu, na dziedzińcu którego, rośnie fikus tak wielki i stary, że zajmuje cały placyk. Jego gałęzie są przycinane co jakiś czas, ponieważ wchodzą w okna domów. Dobrze, że mój fikuś Bendżi zatrzymał się ze swym wzrostem i wystarczy mu parapet okienny J
Fikus Benjamin
Wychodzę znów na szerszą ulicę, przy której znajdują się sklepy jubilerskie. Wchodzę do jednego z nich, by przyjrzeć się wyrobom miejscowych artystów. I od razu spotykam Aliego, mojego przewodnika z wycieczki na Małą Saharę. Śmiejemy się, zamieniamy kilka słów i każde podąża w swoim kierunku.
Sklepy z artykułami wszelkiej maści
Sklepy z artykułami wszelkiej maści
Znów przechodzę uliczką mediny. Spotykam Polkę, która na co dzień mieszka w Belgii z mężem Francuzem i właśnie przyjechali na urlop do Maroka. Zaczepia mnie i jednocześnie przeprasza, ale tak bardzo chce przez chwilę porozmawiać po polsku. Ucinam sobie z nią pogawędkę. Jest tak miło, ale muszę wracać do Agadiru.
Droga do Agadiru to piękna nadmorska trasa. To kilometry dzikich plaż, przyjemne zatoczki. Czasami skaliste cyple stanowią ochronę przed wiatrem, za to wiatr właśnie sprzyja windsurfingowcom.
Nadmorska trasaChwila relaksu
Droga do Agadiru
Znów jestem w punkcie, z którego wyruszyłam w przepiękną podróż. Biegnę po owoce opuncji, które dobrze robią na żołądek. Niestety jak na złość, nie ma nikogo z przenośnym straganem. Za ostatnie pieniądze nabywam za to szal, targując się o kolor. Z uśmiechem na ustach oczywiście J.
Czekam na transport na lotnisko. Wylatuję w nocy. Znów około 5h lotu.
Na lotnisku też płytki zellidż :)
W samolocie dostaje mi się miejsce, którego nie można rozłożyć. To pech, bo przysypiam w pozycji siedzącej. Rankiem wysiadam z samolotu zmęczona, ale szczęśliwa. Znów dane mi było zobaczyć wiele rzeczy innych, od tych, które widzę codziennie. Spotkania z ludźmi innej kultury i mentalności dają bardzo bogate doświadczenia. Jestem bardzo zadowolona, że udało mi się poznać i choć w kawałeczku zobaczyć Maroko.
Na lotnisku też płytki zellidż :)
W samolocie dostaje mi się miejsce, którego nie można rozłożyć. To pech, bo przysypiam w pozycji siedzącej. Rankiem wysiadam z samolotu zmęczona, ale szczęśliwa. Znów dane mi było zobaczyć wiele rzeczy innych, od tych, które widzę codziennie. Spotkania z ludźmi innej kultury i mentalności dają bardzo bogate doświadczenia. Jestem bardzo zadowolona, że udało mi się poznać i choć w kawałeczku zobaczyć Maroko.
CIEKAWOSTKI MAROKAŃSKICH MIAST, MIASTECZEK I WSI W FOTKACH:
Drzwi bez klamki, a z kołatką
Tak kwitnie agawa
Mahattat at Taxiyat, czyli postój taksówek w Rabacie za dnia
I w nocy...taksówki ruszają, gdy zbierze się komplet ludzi jadących w tym samym kierunku
Strelicje, wyglądem swym przypominają kolorowe papużki
Datura, inaczej zwana Belladonną, potocznie nazywana "zazdrosnym drzewem" - krzew sfotografowany w ruinach Chellah, ma właściwości halucynogenne
Poczytaj mi Mamo... :) Zapis koraniczny
Mężczyzna robiący na szydełku czapki
Maroko przygotowywało się do zimy :)
Mieszkańcy wielu miast i wsi Maroka
Najbardziej pożądany obiekt każdego miejsca :) Tu w zabytkowych, starych murach Al-Dżadidy
Kwiat granatu
Podobizna obecnego króla jest na 20 dirhamach a także brama Chellah
Nie pamiętam, czy to dużo, czy mało, tyle zostało :) Ale to chyba jakieś 7 złoty było...
Choć opowieść swą przedstawiam w 1 os. l.p., to jednak muszę zaznaczyć, że w wyprawie do Maroka udział wzięli również moi bliscy: Ciocia i Wujek oraz mój ówczesny Mąż. Wszystkich serdecznie pozdrawiam! J
I to już koniec moich marokańsko-afrykańskich przygód. Jeśli ktoś spyta, czy warto tam jechać, odpowiem – warto! Ale myślę, że opowieść ta oraz zdjęcia mówią same za siebie. Proszę przekonać się samemu jak tam jest. Polecam!
K O N I E C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz